Rozdział 28 - "Jestem wiedźmą"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyrobiłam się wcześniej!
Dzisiaj będzie ciekawie, dlatego przygotujcie sobie coś do jedzonka!
Miłego czytania! ❤

Btw. Będę wdzięczna za komentarze! ❤❤❤

Jak przez mgłę usłyszałam głos Gavina, kiedy to w moją dłoń uderzyło zaklęcie rudowłosej kobiety. Mocniej napięłam mięśnie mojego lewego ramienia, a przy tym zaparłam się o ziemię nogami i zacisnęłam z całej siły zęby. Cały rękaw mojej szarej koszulki został zniszczony w mgnieniu oka, jednak w kolejnej chwili cała moc czaru została przeze mnie wchłonięta. Poprzednim razem odbijałam jej zaklęcia, jakby to były jakieś piłki. Dzisiaj pobrałam energię całego uroku. Raz podsłuchałam to, jak ktoś mówił moim rodzicom, że mogę być do tego zdolna przez kolor moich oczu, ale nie sądziłam, że to będzie prawda. Przy ostatnim naszym spotkaniu nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, jednak tym razem zrobiłam to tak naprawdę bez ingerencji żadnych myśli. Moje ciało ruszyło się samoistnie, jakby to był jakiś odruch bezwarunkowy.

Ciężko oddychając spojrzałam na swoją lewą dłoń, w której czułam mrowienie spowodowane przepływami magicznej mocy w moim ciele. Czułam na sobie wzrok wszystkich, jednak najbardziej chyba Gavina. Teraz już wszyscy wiedzą o tym, kim ja tak naprawdę jestem.

— Minerva Lockwood? — Odezwała się zaskoczona, a ja spojrzałam na rudowłosą poważnym wzrokiem.

Kątem oka widziałam to, że reszta spojrzała na siebie zdziwiona, kiedy to kobieta nazwała mnie imieniem mojej matki. No tak, mimo wszystko wyglądam praktycznie tak samo, jak ona.

— Nie Minerva, Pani North. — Szerzej otworzyła oczy, kiedy to się tak do niej zwróciłam, dlatego opuściła wzrok.

— W takim razie kim ty — Zacięła się. — Niemożliwe. — Pokręciła nie dowierzając głową. — Isabelle?! — Odezwała się zaskoczona, na co kiwnęłam głową.

— Wszyscy myśleli, że pani nie żyje. — Reszta kompletnie nie rozumie o czym ja tak właściwie mówię, ale mają prawo, aby być teraz w szoku.

Po tym co zobaczyli, to jest to raczej nieuniknione.

— To długa historia, Isabelle. A ja na to nie mam czasu. Ktoś mi zabił córkę, dlatego daj mi go odnaleźć! To na pewno był jakiś łowca! Dorwę go, więc zejdź mi z drogi, albo sama cię przestawię! — Westchnęłam spokojnie na jej słowa.

— Proszę bardzo. Czekam, aż mnie pani sama przestawi. — Wyraźnie ją zaskoczyłam, zresztą tak samo jak pozostałych.

Uznawali mnie raczej za zwolenniczkę pokojowego podejścia. Nic bardziej omylnego. Jeśli po początkowej dobroci się nie da, to pomóc może tylko siła. No chyba, że ta osoba nie chce rozmawiać i samowolnie rozpoczyna niepotrzebny bój, wtedy nie mam wyboru i muszę się go najzwyczajniej w świecie podjąć.

— Jest pani w stanie to zrobić? To proszę to pokazać. — Rzuciłam jej wyzwanie, na co ona przełknęła ślinę.

Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie mnie pokonać. Po tej chwilowej walce jest już wykończona, czego dowodzi jej ciężki oddech i stan w jakim ogólnie jest.

— Wiesz, że nie dam rady. Jesteś ode mnie silniejsza. Miałam nadzieję, że zrobisz to po własnej dobroci. — Spojrzała kątem oka na pozostałych.

— Wypuszczę panią. — Zwróciła na mnie swój wzrok zaskoczona. — Gdy już się upewnię, że nie jest pani Wdową. — Nie dowierzała, że w ogóle coś takiego wyszło z moich ust, czego dowodziło jej lekkie kręcenie głową na boki.

— Coś ci zaćmiło umysł?! Nigdy bym się nie posunęła do tego, aby stać się tym potworem, w którym nie ma ani grama człowieczeństwa! Zabili mi córkę, Isabelle! Pozbędę się każdego łowcy, którego spotkam, byleby ją pomścić! — Powiedziała, jednak ja ani na moment nie zmieniłam wyrazu mojej twarzy.

Cały czas trzymałam emocje na wodzy. Nie miałam na buzi żadnej. Moje oczy były lekko przymrużone, brwi delikatnie uniesione, a usta nie wykrzywiały się w jakikolwiek łuk. Wyglądałam tak, jakbym była czymś znudzona.

— A czy Dorothea by chciała tego, aby dla niej pani zabiła osoby, które nawet nie są winne jej śmierci? — Zapytałam, na co ta szeroko otworzyła oczy, podobnie jak pozostali. — To, co chce pani uczynić, to nic innego, jak najzwyklejsze samobójstwo. Pani córka raczej by nie chciała, aby pani również straciła życie, więc proszę to przemyśleć i wziąć pod uwagę też to, że to nie łowcy mogli ją zabić. Zrobił to morderca, który tu grasował przez ostatnie pół roku i dorwał nie tylko ją. Kilka wiedźm z Salem też zabił, a ja prawie zostałam kolejną z tych ofiar. Miał mnie w garści prawie dwukrotnie. — Powiedziałam, a moja mimika zmieniła się nieco przez zmarszczenie brwi.

— Isabelle — Zaczęła, jednak jej przerwałam.

— Zemsta nie pomoże w ukojeniu bólu. Wiem to po sobie, bo gdy straciłam rodziców i brata, chciałam sama się rzucić na łowców, ale ktoś mi uświadomił, że to mi nie da nic, poza własną śmiercią. Niech pani nie popełnia takich błędów. Może i na moment ulży, ale ból nadal będzie odczuwalny i nic tego nie zmieni. — Dokończyłam, a kobieta chciała do mnie podejść.

— Isabelle, to — Ponownie jej przerwałam, a przy tym przymknęłam powieki.

— Niech pani idzie. Gdyby była pani Wdową, to nie obchodziłoby panią nic innego, niż zdobycie większej ilości mocy. Tymczasem jest inaczej. Chodziło pani tylko o to, aby Dorothea zaznała spokoju. — Zauważyłam, na co kiwnęła głową i mnie minęła.

Za sobą usłyszałam tylko to, jak otwiera się tam portal.

— Gdyby cię zobaczyli, byliby niesamowicie dumni z tego, na jaką kobietę wyrosłaś. — Zatrzymała się za mną. — Minerva w szczególności. W końcu jesteś jej następczynią. Drugą najpotężniejszą kobietą, jaka w ogóle chodzi po ziemi. — Powiedziała, a ja zauważyłam to, jak reszta wybałusza na takową informację oczy.

To w tym momencie poczułam, jak kobieta do mojej dłoni wpycha malutki sześcian, przez co zmarszczyłam brwi. Coś mi dała.

— Twoja rodzina żyje, Isabelle. — Na tę informację zamarłam i szeroko otworzyłam swoje świecące się oczy. — Znajdź ich. Dwa lata temu twojej matce udało się wypuścić mnie i mojego męża z więzienia łowców, abyśmy mogli znaleźć naszą córkę. Nie udało nam się to. Tobie się powinno udać. Kazała mi to przekazać, gdyby udało mi się ciebie spotkać. Tak samo jak wiadomość. „Posłuchaj snów. Wtedy nas znajdziesz." — Powiedziała, a ja gwałtownie się do niej odwróciłam.

— Pani...! — Przerwałam w połowie, kiedy to już nie zobaczyłam ani portalu, ani jej samej.

Mama, tata i Gray żyją? Ale jeżeli to prawda, to jakim sposobem nie wyczułam aury mojej rodzicielki? Przecież to niemożliwe, aby tak po prostu zniknęła. Czułam to, jak bardzo ciężki oddech mam, a także bijące w mojej piersi serce, które z całej siły uderzało o moje żebra. Opuściłam wzrok na moją dłoń, w której znajdował się mały sześcian z różnymi runicznymi znakami po bokach. Po paru sekundach zobaczyłam to, jak samotna kropla łez spadła na jego krawędź, co znaczyło tyle, że się popłakałam. Pozostaje jednak kwestia tego, przez co. Ze szczęścia? Nie mam bladego pojęcia, ale muszę się uspokoić. Powiedziała, że widziała ich dwa lata temu, czyli Gray miał wtedy piętnaście lat, tata czterdzieści pięć, a mama pięćset czterdzieści dwa, ale nadal pozostaje kwestia tego, czy...

Nie, uspokój się. Nie możesz dać się pochłonąć emocjom, bo rzucisz się do paszczy lwa bez żadnego, wcześniejszego przygotowania. Przestań robić sobie zgubną nadzieję, że oni nadal żyją. W ciągu tych dwóch lat mogło się wiele wydarzyć. Nadal pozostaje kwestia tych snów, jednak one ostatnimi czasy ucichły całkowicie, więc nie wiem jak to interpretować. Muszę spróbować zrozumieć wszystko to, co kiedykolwiek w nich usłyszałam i rozszyfrować każde jedno słowo.

— Bella? — Usłyszałam nagle, dlatego powoli zwróciłam się w kierunku Gavina, który przyglądał mi się zszokowany.

Tak samo zresztą, jak pozostali. Teraz już wiedzą, a ja mam wrażenie, jakby nagle zabrakło mi języka w gębie. Przełknęłam ślinę, a przy tym delikatnie odwróciłam wzrok na Enigmę, która znalazła się przy moich nogach.

— Brawo, Gavin. Pieprzyłeś się niejednokrotnie z wiedźmą. — Uderzył go z łokcia Ryan, a ja poczułam w tym momencie to, że zaczynam się dusić.

— Zamknij się, Bryce. — Powiedział przez zaciśnięte zęby jego brat.

Powoli przed szereg wyszła Rochelle, która miała mały problem z chodzeniem. Trzymała się za ramiona, a przy tym miałam wrażenie, jakby się całkowicie trzęsła.

— Bella, czemu nigdy o tym — Przerwałam jej, wymierzając przy tym dłoń w bok, gdzie nikt nie stał.

— Za długo by tłumaczyć. — Powiedziałam szybko, po czym szybko ruszyłam w kierunku przejścia. — Enigma. — Ruszył za mną lis, który tak samo jak ja przeskoczył przez portal.

Nim się zamknął, usłyszałam za sobą jeszcze tylko to, jak Gavin za mną ponownie zawołał. Znalazłam się w mieszkaniu chłopaków, gdzie zrobiło mi się słabo. Oparłam się o mur, jednak po chwili osunęłam się po ścianie na podłogę. Czułam to, jak w tym momencie sama się trzęsłam. Stchórzyłam...

Bella, weź się w garść. — Odezwała się moja przyjaciółka, a przy tym ponownie przybrała postać fretki.

— Widziałaś ich wyrazy twarzy? — Zapytałam, a ona uchyliły pyszczek. — Bali się mnie. Tego się najbardziej obawiałam. Że uznają mnie za jakiś postrach czy inny wybryk natury. — Przetarłam swoją twarz, która była mokra zarówno od deszczu, jak i od moich łez spowodowanych informacją, którą podzieliła się ze mną Pani North oraz tym wszystkim. — Nie mogę tu zostać. — Powoli się podniosłam, tym samym zrzucając z siebie Enigmę.

Jak to?! Bella! — Ruszyła za mną, kiedy to weszłam do pokoju Gavina. — Nie podejmuj pochopnych decyzji! Byli w szoku! Na pewno nie uważają cię za potwora! — Wskoczyła na biurko, a ja złapałam za swoją torbę, do której zaczęłam pakować swoje rzeczy. — Bella, spójrz na mnie! — Krzyknęła na mnie, dlatego się do niej odwróciłam.

— Wystarczy, Enigma! Byłam naiwna myśląc, że się mnie nie wystraszą. Gdzieś z tyłu głowy zdawałam sobie z tego sprawę, a jednak dalej ślepo wierzyłam, iż będą w stanie to zaakceptować. W ich oczach widziałam to, że nie będą! Nie mogę tu dłużej zostać. Muszę zniknąć. — Nadal próbowała mi przemówić do rozsądku, ale ja już jej nie słuchałam.

Nie jestem w stanie znieść tego jednego wspomnienia. Gdy odwróciłam się do Gavina, a w jego oczach widziałam ból i niedowierzanie. Zraniłam go swoją tajemnicą. Prawdopodobnie tego się nie da wybaczyć. Zacięłam się, kiedy to usłyszałam za sobą szmer, a przy tym wypuściłam urywane powietrze.

— Co ty wyprawiasz, Bella? — Zapytał Gavin, który stanął w drzwiach.

Dalej się pakowałam do torby, kiedy to powoli do mnie podszedł.

— Pakuję się, nie widać? — Rzuciłam, na co słyszałam jak złapał głębszy wdech.

— Co, dla... Dlaczego? — Zająknął się, a ja się do niego odwróciłam, dzięki czemu zobaczyłam to, jak w tym momencie wygląda.

Był prawie całkowicie przemoczony przez deszcz. Z jego włosów lało się nieco wody. Do tego w jego oczach widziałam to niezrozumienie sytuacji.

— Bo cię okłamałam w związku z tym, czym jestem. Widziałam w waszych oczach, że się mnie teraz boicie. — Powiedziałam, po czym wróciłam do pakowania torby, którą już chciałam zapinać, jednak blondyn złapał mnie za nadgarstek.

— Po pierwsze, nie czym, tylko kim. I po drugie, nie boimy się ciebie. Po prostu nas zasko — Przerwałam mu w zdanie.

— Zaskoczyłam? Gavin, ukrywałam coś takiego przez cały czas. Jesteś łowcą, a ja — Przełknęłam ślinę. — Jestem wiedźmą. Ty na takie jak ja polujesz. Zaakceptowaliście Rochelle, kiedy się dowiedzieliście, że prawie nie jest w stanie używać mocy. Ja mogę jej używać do woli, a przy tym widziałeś do czego jestem zdolna. Ja nie jestem zwyczajną wiedźmą, taką samą jak inne. — Wyznałam, a przy tym poczułam znowu to, jak po mojej twarzy spływają łzy, z czego jedną już po kilku sekundach on starł z mojego lewego lica, przez co jeszcze bardziej zachciało mi się płakać. — Gavin, proszę. Związek łowcy i wiedźmy nigdy nie miał prawa — Wszedł mi w pół zdania.

— Nie poluję na takie jak ty, tylko na te złe. Dzięki tobie zrozumiałem, że nie wszystkie są złe. Gdybyś wtedy mnie nie zatrzymała, kiedy chciałem postrzelić Rochelle, dalej bym uznawał każdą istotę nadnaturalną za taką, która krzywdzi innych, Bella. Ty jesteś inna. — Zmusił mnie do tego, żebym stanęła do niego przodem, a przy tym chwycił za moje dłonie, których wierzch ucałował.

Szerzej otworzyłam oczy na jego ruch. Po tym wszystkim, co dzisiaj zrobiłam, rzucałam czarami na prawo i lewo, on nie brzydzi się tego, aby w ogóle mnie dotknąć? Pokręciłam głową na boki, starając się wyrzucić te myśli z głowy.

— Gavin — Wyszeptałam jego imię starając się mu uświadomić, że jeżeli ktoś poza naszymi znajomymi odkryje prawdę, to może się dla nas skończyć tragedią z jednej, bądź drugiej strony.

— Nie, Bella. Bez względu na wszystko, na to kim jesteś, kim ja jestem, nie obchodzi mnie to. Mam to naprawdę gdzieś, że nasze odłamy rasowe są wrogami. I ty i ja nadal jesteśmy tymi samymi osobami, które na siebie wpadły w parku. Dalej jesteś tą samą dziewczyną, którą złapałem, zanim upadła i złamała sobie nogę. Wciąż jesteś tą, w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia, i w której zakochuję się cały czas na nowo, kiedy tylko na ciebie spojrzę. Nie obchodzi mnie to, co inni o nas powiedzą. Ich zdanie się dla mnie nie liczy, bo dla mnie jesteś najważniejsza ty. — Szeroko uchyliłam powieki na jego wyznanie, a kątem oka zobaczyłam to, jak Enigma zeskoczyła na podłogę i uciekła z pomieszczenia.

Położył dłonie na mojej twarzy, z której następnie starł kolejne łzy, które tym razem poleciały całym wodospadem.

— Jak to? Dlaczego? Myślałam, że — Uśmiechnął się lekko, a przy tym założył mi moje przemoknięte włosy za uszy.

— Czy to nie oczywiste? — Objął moją twarz obiema dłońmi. — Bo cię kocham. — Wyznał, na co o ile to możliwe, jeszcze szerzej otworzyłam oczy. — Nie oczekuję, że odpowiesz mi tym samym, ale nie odchodź. Proszę. — Patrzyłam mu w oczy z niedowierzaniem, kiedy to dostrzegłam w nich pojawiające się krople łez.

Mówi prawdę. Wszystko to co powiedział, nie ma na sobie ani jednaj skazy. Zdjęłam jego dłonie z mojej twarzy, by w kolejnej chwili samej objąć jego policzki, a następnie delikatnie pocałować. Oddał pocałunek, a w tym samym momencie poczułam wilgoć na mojej twarzy. Odsunęłam się od niego na dosłownie centymetr, dzięki zobaczyłam te kilka kropel, które poleciały z jego oczu, jednak niemal natychmiastowo się ich pozbyłam.

— Nie chcę cię stracić, Bella. Za bardzo cię kocham. — Zacisnęłam wargi, a przy tym zmusiłam go do tego, aby oparł się swoim czołem o moje.

— A ja kocham ciebie. — Wyznałam, na co tym razem pocałował mnie on.

Objęłam jego kark, kiedy to poczułam jak lekko na mnie natarł, a przez to już po chwili oboje przewróciliśmy się na łóżko. Jego język wdarł się do środka, a tam zaczął walkę z moim. Poczułam to, jak prawa ręka zjechała na moje biodro, jednak już po chwili znalazła się pod moją szarą koszulką, przez co lekko zadrżałam na jego ciepły dotyk. Odsunęłam go od siebie, tym samym go zatrzymując.

— Gavin, jesteśmy cali przemoczeni, a ja na dodatek leżałam w błocie. Cała pościel będzie brudna. — Zwróciłam mu uwagę, kiedy to ponownie się do mnie zbliżył, ale teraz zaczął całować moją szyję.

— Za moment może nie być tego problemu. — Spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem, na co się zaśmiałam.

Po chwili poczułam to, jak zassał moją skórę na szyi, by po jakimś czasie mnie nieco podnieść i zdjąć ze mnie pelerynę mojej matki. Po jakimś czasie leżeliśmy pod pościelą, a przy tym ciężko oddychając, wtulałam się w jego klatkę piersiową i kreśliłam na niej palcem jakieś wzorki.

— Naprawdę kompletnie cię nie obrzydzam. — Zaśmiał się na moje słowa.

— Przecież mówiłem. — Przejechał opuszkami palców po moim lewym ramieniu.

— Jednego nie rozumiem w ogóle. — Powiedziałam, a przy tym odwróciłam się na brzuch. — Jakim sposobem jesteś aż tak spokojny w obecnej sytuacji? Odkryłeś jeden z dwóch moich największych sekretów, a prawie nic sobie z tego nie robisz. Zachowujesz się jak gdyby nigdy nic, tymczasem ja, kiedy się dowiedziałam o twoim byciu łowcom, potrzebowałam tygodniowego przejścia przez mini załamanie nerwowe. — Ponownie się zaśmiał, a przy tym zaczął się bawić moimi loczkami, które zaczęły już powoli schnąć.

— Kiedy postanawia się zostać łowcą istot nadnaturalnych, przechodzi się przez kilkuetapowy trening. Są tego cztery tury. Drugą jest właśnie nauka zachowania spokoju w każdej sytuacji, nieważne jak trudna by ona nie była. Mnie mój ojciec szkolił na to, że kiedyś zajmę jego miejsce, jako głowa całego zgromadzenia, więc ja trenuję od kiedy pamiętam. Dlatego jest mi się łatwiej dostosować do każdej sytuacji. — Powiedział, a ja oparłam się na łokciach zainteresowana z wyraźną miną, że chcę znać więcej szczegółów.

Zaśmiał się lekko załamany na wyraz mojej twarzy, po czym uniósł się na łokciach.

— Pierwszy etap, to przeczytanie i zapamiętanie całej historii łowców, która działa się przez ostatnie pięćset lat. Drugi już wiesz, nauka samokontroli. Trzecia jest nauka używania broni, które już widziałaś, a ostatnim etapem jest przejście inicjacji. — Pokiwałam głową, a on poprawił mi włosy.

W tym samym momencie usłyszeliśmy to, jak ktoś wchodzi do mieszkania.

— Wrócili. — Spojrzałam na niego zaskoczona. — Rochelle mnie tu przerzuciła przez portal, ale nie dała rady go utrzymać na więcej, niż na jedną osobę. Dlatego przeszedłem przez niego tylko ja. Wiedziała, że tylko ja dam radę cię zatrzymać, gdybyś chciała coś zrobić. Oni wrócili normalnie samochodem, ale dość długo im zajął ten powrót. — Pokiwałam głową, że rozumiem, ale nadal uważałam, że na ten moment był on zbyt spokojny.

Wstał z łóżka, a przy tym wciągnął na siebie bieliznę, by w kolejnej chwili przebrać się w suche ubrania. Odetchnęłam lekko, kiedy to przewróciłam się na plecy. Kiedy to już założył spodnie, z powrotem znalazła się na łóżku, zawieszając się przy tym nade mną.

— Wiesz co? — Zamrugałam kilkukrotnie. — Chyba podejrzewałem już od jakiegoś czasu, że jesteś jeszcze bardziej wyjątkowa, niż na początku zakładałem. Gdy pierwszy raz się ze sobą kochaliśmy, miałem wrażenie, jakby ci wtedy na nawet nie sekundę zabłysły oczy. — Szeroko otworzyłam oczy na taką informację. — Czyli jednak to wtedy nie były tylko przywidzenia. — Odwrócił wzrok, jednak po chwili się uśmiechnął i delikatnie pocałował moje wargi. — Wstawaj i się ubieraj. Wydaje mi się, że pozostałym też przydałoby się nieco wyjaśnić. — Pokiwałam głową, na jego słowa, po czym powoli się uniosłam do siadu, by sięgnąć po swoją bieliznę. — Wcześniej coś wspomniałaś o tym, że znam jeden z dwóch twoich największych sekretów. Co to miało znaczyć? — Zapytał, kiedy to zapinałam jego zbyt dużą na mnie bluzę.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, po czym zamknęłam oczy, z których usunęłam kolorowe szkła kontaktowe. I tak by się w końcu dowiedział, więc co to za różnica? I tak już zna tej największy sekret. O tym też się może dowiedzieć.

— Pamiętasz jak mówiłam, że noszę soczewki? — Mruknął w odpowiedzi na moje pytanie. — Nie chodziło mi wtedy o soczewki, dzięki którym w ogóle mogłabym coś zobaczyć. Nie mam problemu ze wzrokiem. Mam dość nietypowy kolor oczu, dlatego noszę kolorowe soczewki, aby zakryć ich prawdziwą barwę. — Włożyłam ręce do kieszeni, a przy tym spojrzałam w jego kierunku.

Widocznie zdziwił go kolor moich oczu, ale mimo wszystko się uśmiechnął, po czym do mnie podszedł, aby im się przyjrzeć.

— Jak się mienią od mojej mocy, to są trochę przerażające. Poza tym tutaj, w sensie w tym wymiarze ludzie raczej nie miewają takiego koloru oczu. — Zaśmiał się lekko. — No co? — Zapytałam, nie rozumiejąc co takiego zabawnego powiedziałam.

— Nie są przerażające. Są równie piękne, co ich właścicielka. — Uśmiechnęłam się na jego słowa, a przy tym z powrotem wyczarowałam na swoich tęczówkach soczewki.

— Przy reszcie wolę ich jeszcze nie pokazywać. No wiesz, chyba dosyć mieli atrakcji jak na jeden dzień. — Kiwnął głową, iż rozumie moją decyzję.

Ruszyliśmy na korytarz, z którego mieliśmy wejść do salonu, ale zatrzymałam chłopaka za ścianą, kiedy to usłyszałam, że rozmowa, która się tam toczy dotyczy mojej osoby. Gavin stanął razem ze mną pod ścianą, a przy tym nasłuchiwał tego, o czym gadają.

— To Bella, możemy jej ufać. Gdyby była niebezpieczna, już dawno temu by nas wszystkich wyrżnęła, a tymczasem zauważ, że przyszła nam na ratunek. — Odezwał się Ryan, na co się lekko uśmiechnęłam. — O co chodzi, Rochelle? — Zapytał się jej, a ja kiwnęłam głową, że możemy wejść.

— Tamta wiedźma nazwała Bellę Minervą Lockwood. Zastanawia mnie to, co ona ma wspólnego z najpotężniejszą wiedźmą, jaka w ogóle chodziła po ziemi, a do tego pierwszą kobietą, która urodziła się z magicznymi zdolnościami. — Powiedziała, a ja ponownie włożyłam ręce do kieszeni.

— To moja matka. — Zwróciłam na siebie ich uwagę, dlatego spojrzeli na mnie zaskoczeni.

W szczególności białowłosa, ale Gavin też. No tak, o tym nie wspomniałam podczas naszej rozmowy.

— Coś miało chyba miejsce. — Odezwał się Bryce, który oparł się na swoim prawym łokciu.

— No cóż. Droga powrotna zajęła wam tak długo, że Bella zdążyła mieć trzy — Szerzej otworzyłam oczy, kiedy to chciał to powiedzieć, jednak zanim to zrobił, zakryłam mu usta dłonią.

— Mniejsza co się działo, przejdźmy do ważniejszych kwestii! — Powiedziałam zdecydowanie głośniej, ale to głównie przez narastające w tym momencie zażenowanie.

Wszyscy się zaśmiali na moją reakcję, bo jednak zrozumieli jasny przekaz chłopaka. Ja ich tu chyba jednak wystrzelam jak kaczki. 




Mini story time
Jak to pisałam, to przy jednej scenie wzięła mi wena na zrobienie fanarta, ale tak cholernie mnie on śmieszy, że aż go tu wstawiam.

Nie wiem czemu, ale własny rysunek mnie rozbraja xD
Nie oceniajcie mnie.
Dajcie znać jak wam się podoba Bella i Gavin w wersji chibi.

A także koniecznie dajcie znać, jak się ogólnie podobał rozdział!
Do następnego (... Teraz pytanie czy jutro, czy czwartek...
Chyba czwartek)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro