Rozdział 31 - "Sami we wszystkim"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj będzie ciekawie i będzie czyjąś inna perspektywa!
Na końcu jak chyba w większości rozdziałów niemałe zaskoczenie, ale do tego musicie doczytać.
Będę oczywiście wdzięczna za komentarze.
Ja wam życzę miłej lektury, a ja tymczasem uciekam na egzamin zawodowy.

Usiadłam z Gavinem na kanapie, kiedy to Rochelle się zadeklarowała, że sprzątnie wszystko, a ja mam opatrzyć sobie dłonie. Oczywiście mój chłopak się tym postanowił zająć, bo mimo wszystko widział to, jaką jestem pokraką życiową, jeśli chodzi o posługiwanie się prawą ręką. Obie początkowo zdezynfekował, co oczywiście skończyło się dla mnie lekkim pieczeniem, jednak musiałam wziąć się w garść i to przeżyć. Po chwili ostrożnie zaczął obwiązywać bandażem.

— Każde zaklęcie tego typu kończy się samookaleczeniem? — Zapytał Bryce, na co pokręciłam głową.

— Jest tylko kilka zaklęć, gdzie potrzebny składnik, to krew wiedźmy, ale zazwyczaj to tylko kilka kropel. — Wytłumaczyłam, a w czasie tego Gavin skończył związywać moją prawą dłoń.

— Gotowe. — Powiedział, a przy tym się do mnie uśmiechnął, na co ja się do niego przysunęłam i przytuliłam do jego klatki piersiowej. — Wyciągniemy ich. — Kiwnęłam głową, a przy tym spojrzałam na Enigmę, która wskoczyła na stolik od kawy.

Spojrzała na mnie, a ja zauważyłam to, że w łapkach trzyma liść sałaty.

Chcesz? — Pokręciłam głową, kiedy wystawiła go w moim kierunku, ale gdy jej odmówiłam, zaczęła go jeść z powrotem.

Gavin

Po jakimś czasie Bella poszła wziąć prysznic. Ja za to w tym czasie siedziałem na kanapie i zastanawiałem się nad pewną kwestią. Ryan powiedział, że pomożemy jej w uwolnieniu rodziców i brata, ale sami nie damy rady. Jest nas tylko piątka, nawet nie, kiedy weźmie się pod uwagę, że Rochelle nie jest w stanie używać magii w taki sam sposób, w jaki to robi Bella.

— Gavin, co jest? — Zapytał Bryce, na co pokręciłem głową na boki.

— Nic, myślę nad czymś. — Wytłumaczyłem, na co oboje do mnie podeszli.

Rochelle wyszła moment wcześniej do siebie, gdzie słyszała to, jak Psotka coś znowu psoci.

— O czym? — Odezwał się tym razem Ryan, na co westchnąłem.

— W piątkę nie damy rady odbić jej rodziców. Jest nas za mało. — Wytłumaczyłem, na co kiwnęli głowami i spojrzeli na siebie.

— Ale ty chyba nie chcesz — Przerwałem brunetowi w połowie zdania.

— Myślałem, żeby porozmawiać z moim ojcem, ale — Zaciąłem się, kiedy przypomniałem sobie to, jak raz z nim wyruszyłem, aby zobaczyć na czym polega bycie łowcą.

Szedłem za tatą wgłąb lasu, a wraz z nami było jeszcze pięcioro innych łowców. Nadal się dziwię, że pozwolił mi wziąć w tym udział. Mimo wszystko nie przeszedłem jeszcze inicjacji, a to ważna kwestia w życiu każdego ze zgromadzenia. Opuściłem lekko wzrok, kiedy to nagle usłyszałem to, jak ktoś oddaje strzał. Schowałem się za jednym z drzew, aby skryć się przed strzelaniną, która odbywała się przed moimi oczami. Wiedźma kontra szóstka najlepszych łowców w całym bractwie. Zmarszczyłem lekko brwi, kiedy to kobieta dostała w prawe ramię, a przy tym wrzasnęła na całe gardło i padła na kolana. Czują ból? Nadal starała się jakkolwiek bronić, jednak nie zdołała się ochronić przed tym, jak mój ojciec przyłożył jej lufę pistoletu prosto do głowy, po czym bez mrugnięcia okiem nacisnął spust. Przełknąłem ślinę, kiedy tylko to zobaczyłem jej martwy wzrok, który kierowała w moim kierunku. W tej samej chwili zobaczyłam to, jak z kącika jej prawego oka wyleciała samotna łza, jednak bardziej skupiłem się na moim ojcu, który w tym momencie do mnie podszedł.

Tak wygląda walka z wiedźmą, Gavin. Tylko strzał w głowę lub w serce, ale bronią z amunicją, w której znajduje się popiół z jarzębu podziała na te istoty, rozumiesz? Kiwnąłem lekko głową, a przy tym spojrzałem na jego twarz, na której widziałem kilka kropel rozbryzganej krwi kobiety, dlatego przełknąłem ślinę.

— Gavin, on ją zabiję, jeśli mu o tym powiesz. Wiesz o tym. — Kiwnąłem głową, a przy tym złapałem się za kąciki oczu.

— Wiem, dlatego mam wątpliwości. Nie chcę, aby Belli stała się krzywda, a już tym bardziej, kiedy wezmę pod uwagę to, że byłoby to z mojej winy. — Wziąłem głębszy oddech, kiedy usłyszałem, jak w łazience przestała lecieć woda.

— Może porozmawiaj o tym z Bellą. Żeby no, była świadoma, że chcesz coś takiego zrobić, ale to może mieć konsekwencje i w ogóle nie wyjść. — Zaproponował młodszy z rodzeństwa, a ja kiwnąłem głową.

Powinienem z nią o tym porozmawiać, ale nie wiem jaka byłaby jej reakcja na to wszystko. Mimo wszystko zrzuciłbym jej na głowę duże niebezpieczeństwo, jeżeli by coś poszło nie tak i mój ojciec jednak się nie zgodzi. Nie, muszę mieć nadzieję, że uda mi się z nim ugrać jakiś układ. To mój ojciec, na pewno pomoże, jeśli wytłumaczę mu wszystko po kolei. W tym momencie usłyszałem to, jak dziewczyna wychodzi z łazienki, dlatego odwróciłem się w kierunku przejścia, gdzie widziałem, jak idzie przez korytarz. Przełknąłem ślinę, kiedy to Bryce lekko pchnął mnie w ramię, tym samym starając się mnie chyba zachęcić do tego, żebym od razu z nią porozmawiał.

Ma rację. Im dłużej będę z tym zwlekał, tym trudniej będzie mi jej potem powiedzieć co planuję. Jeżeli zrobię to bez jej wcześniejszego powiadomienia, to pewnie mnie ukatrupi, a tego bym nie chciał. Mimo wszystko nie spytałem się jej o jedną ważną rzecz, o której myślę już od jakiegoś czasu, o co oczywiście chłopacy się mnie zapytali, a ja ich zapytałem o zdanie. Raz kozie śmierć.

Powoli ruszyłem w stronę pokoju, gdzie Bella zniknęła. Gdy wszedłem do środka, znowu widziałem to, jak próbowała coś zrobić z tym małym sześcianem, który dała jej tamta wiedźma. Uśmiechnąłem się na to, jak lekko zagryzła wargę, kiedy próbowała to jakoś rozkręcić, jednak to nic nie dawało. Zaczęła oglądać kostkę z każdej strony, a przy tym poprawiła się, aby teraz siedzieć po turecku na łóżku.

— Co ty w sumie próbujesz z tym zrobić? — Zapytałem, czym zwróciłem jej uwagę.

— Nie wydaje mi się, żeby to była zwyczajna kostka, dlatego główkuję nad tym, czym ona w ogóle może być. Otworzyć się jej nie da, albo jestem po prostu na to za głupia. — Pokręciłem głową, wchodząc przy okazji do pomieszczenia i zamykając drzwi.

Podszedłem do niej bliżej, aby następnie usiąść obok i złapać jaj dłonie.

— Nie jesteś głupia. Masz większą wiedzę, niż osoby w tym mieszkaniu wszystkie razem. — Powiedziałem, na co się uśmiechnęła.

— Ale nie jestem w stanie tego otworzyć. — Zauważyła, a przy tym odłożyła sześcian na powierzchnię pościeli.

— Znając ciebie do jutra coś wykombinujesz. — Zaśmiała się z moich słów, a ja lekko zagryzłem wargę, kiedy przypomniałem sobie to, o czym chcę z nią porozmawiać.

Spoważniała, kiedy to zobaczyła wyraz mojej twarzy, a przy tym się przysunęła i objęła moją twarz swoimi dłońmi.

— Co się stało? — Zapytała wyraźnie zmartwiona, na co złapałem za jej ręce, by w kolejnej chwili zdjąć je z mojej twarzy.

— Muszę — Zaciąłem się, a przy tym wziąłem głęboki wdech, aby inaczej ułożyć sobie wszystko w głowie.

Przecież nie rzucę jej tak nagle, że poproszę ojca o pomoc, ale będę musiał przez to mu powiedzieć, że jest ona wiedźmą. Jestem prawie w dziewięćdziesięciu procentach pewien, że się na mnie zezłości za taki pomysł, ale w piątkę prawie na pewno nam się nie uda, jeżeli pod uwagę weźmiemy, że w lasach przy Salem jest jeden z większych oddziałów łowców. Jeżeli podałby nam pomocną dłoń, dużo łatwiej byłoby nam się tam dostać. Nie on się zajmuje tamtym regionem, ale na pewno jego udział mocno by nas wsparł.

— Od kiedy dowiedziałem się tego, że twoi bliscy żyją, a ty chcesz im ruszyć z pomocą, myślę nad pewną sprawą. — Zmarszczyła lekko brwi. — Chodzi o to, że nawet jeśli tam ruszymy, do lasów Salem, gdzie jest jeden z oddziałów łowców, to jest nas za mało, aby okupić cały budynek. — Opuściła wzrok, ale szybko go na mnie podniosła przerażona. — Chciałem poprosić ojca o pomoc, ale nie zrobię tego bez twojej zgody. Mimo wszystko, gdybym pojechał z nim pogadać, to musiałbym go wprowadzić w całą sytuację, a za tym idzie, że musiałby się dowiedzieć tego, że jesteś wiedźmą. — Powiedziałem, a w jej oczach zobaczyłem czyste przerażenie.

Jej oddech natychmiast przyśpieszył, czego dowodziły szybkie ruchy klatki piersiowej. Do tego tęczówki latały we wszystkich kierunkach, a ja się nieco zdziwiłem reakcją dziewczyny, którą postanowiłem załagodzić. Objąłem jej twarz dłońmi, by następnie złożyć na wargach delikatny pocałunek.

— Nie zrobię tego bez twojej zgody. Nie chciałbym cię narażać, Bella. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to ci przysięgam. Choćby nie wiem co, nie dam mu się do ciebie zbliżyć, jeżeli nie użyczy nam swojej pomocy. — Zacisnęła wargi w cienką linię, po czym spojrzała mi w oczy.

— Gavin, jest coś, o czym ci nie powiedziałam. — Wyznała nagle, a ja zmarszczyłem brwi, kiedy zaczęła temat całkowicie niezwiązany z tym, o czym jej teraz mówię. — Jak miałam piętnaście lat, to uciekałam przed łowcą. — Szerzej otworzyłem oczy na tę informację. — Tym łowcą — Spojrzała na mnie tak, jakby bała się coś powiedzieć. — był twój ojciec, Gavin. — W tym momencie miałem wrażenie, jakby brakło mi powietrza.

— Czyli to dlatego przy nim tak panikujesz i się spinasz, jak tylko go widzisz. — Kiwnęła głową, na co ja opuściłem wzrok.

— Masz rację z tym, że sami nie damy sobie rady, ale — Ścisnęła dłoń na mojej ręce.

— Boisz się go. — Dokończyłem za nią, przez co zacisnęła lekko powieki, dlatego ją do siebie przyciągnąłem i przytuliłem z całej siły.

Siedzieliśmy w ten sposób przez jakiś czas, a w trakcie tego głaskałem ją po głowie. Ona również się we mnie wtuliła, jednak nie płakała, ani nic takiego. Żadne z nas się nie odzywało, a przez tę ciszę do mojej głowy wpadł mi kolejny pomysł, kto mógłby nam pomóc, jednak szybko pozbyłem się tej myśli.

Tamten zarozumialec by nam nie pomógł. Za bardzo by się chełpił, że potrzebuję jego pomocy, bo jestem bezradny. Do tego jeszcze bym musiał do niego zadzwonić, a naprawdę nie mam ochoty na coś takiego.

— Jeżeli chcę ich uwolnić, to chyba nie mam innej możliwości, jak tylko pozwolić ci na to wszystko. — Powiedziała nagle, na co się wzdrygnąłem i na nią spojrzałem. — Posiadam dużo mocy, ale nie jest nieskończona, więc wszelka pomoc się przyda. — Podniosła na mnie wzrok, ale nadal w jej oczach widziałem niepewność.

Sięgnąłem dłonią do jej policzka, z którego odsunąłem pasmo jej włosów, by w kolejnej chwili założyć je za ucho dziewczyny. Oparłem się czołem o jej, po czym przycisnąłem usta do warg czarnowłosej. Już po chwili pociągnęła mnie za sobą na łóżko, a ja zawisnąłem nad nią. Objęła ramionami mój kark, by jeszcze bardziej się do mnie przysunąć, na co powoli wsunąłem swoją dłoń pod jej luźną bluzkę od piżamy.

W środku nocy nie mogłem spać. Spojrzałem na Bellę, która leżała odwrócona do mnie plecami, a przy tym miała ułożoną głowę na moim ramieniu. Jej spokojny oddech mówi sam za siebie. W końcu nie śnią się jej koszmary. Od jakiegoś czasu już jej one towarzyszyły, jednak stanowczo je bagatelizowała do najmniejszej rangi problemu. Nie powinna według mnie tego robić. Lepiej nie tłumić w sobie wszystkiego i po prostu się komuś wygadać. Ma przecież mnie, Rochelle, nawet chłopacy by ją wysłuchali, gdyby tylko postanowiła się ze wszystkiego zwierzyć. Wiemy o niej masę rzeczy, ale nadal są pewne sprawy, o których woli nam nie mówić. Nie mam pojęcia jakie, ale może pewnego dnia w końcu o tym powie. Jeszcze pół roku temu starałem się jej pomóc odbudować psychikę, która trzymała się o ostatnich siłach, jednak teraz coś się zmieniło. Jakby coś zaakceptowała. Nie mam pojęcia co, bo w jej oczach już nie widać tego cienia śmierci, który kilkukrotnie w nich widziałem.

W tym momencie usłyszałem to, jak mruknęła cicho pod nosem, a przy tym odwróciła się w moim kierunku. Lekko się uśmiechnąłem, kiedy zobaczyłem, jak kąciki ust się delikatnie unoszą. Podniosłem dłoń, po czym przesunąłem opuszkami palców po ramieniu, a przy tym ani na sekundę nie odwróciłem wzroku od jej twarzy. Przysunąłem się nieco bliżej, a przy tym złapałem za jej lewą dłoń, przy której delikatnie zacząłem się bawić jej palcami. Ucałowałem knykcie, jednak już po chwili sprawdziłem jej palec serdeczny. Podniosłem z powrotem na nią wzrok, biorąc głębszy wdech.

— Bella, wyjdziesz za mnie? — Uśmiechnąłem rozbawiony samym sobą.

Nie odpowie mi przez sen, więc co ja tak właściwie wyprawiam? Poza tym powinienem chyba użyć jej pełnego imienia, jeżeli chciałbym ją o to poprosić.

Isabelle, zostaniesz moją żoną? Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie obok.

Jesteśmy ze sobą prawie pół roku, jednak znamy się nieco dłużej. Mimo wszystko, nie wyobrażam sobie tego, aby jej zabrakło przy moim boku. Ryan i Bryce też mi doradzili to, że jeżeli czuję, iż to ta jedyna, to nie powinienem czekać i po prostu ją o to poprosić, ale mam małe obawy. Niby powiedziała, że mnie kocha i w ogóle, ale co jeżeli ja bym się jej o to zapytał, a ona by stwierdziła, że to za szybko? Nie, nie myśl o tym. Idź po prostu spać.

Z samego rana obudził mnie budzik telefonu, który szybko wyłączyłem, aby nie wybudzić Belli, która nadal spokojnie spała. Uśmiechnąłem się na jej widok, jednak już po chwili podniosłem się z łóżka i zacząłem ubierać, aby pojechać do mojego ojca. Bella się zgodziła, chłopacy też znają plan, a Rochelle pewnie została poinformowana przez Ryana. Ostatnio się do siebie zbliżyli, ale nadal nie są razem. On powinien się ruszyć, bo z tego co mi mówiła Bella, to białowłosej się on też podoba. Westchnąłem cicho, a przy tym zapiąłem ostatnie guziki mojej koszuli, którą założyłem na biały T-shirt. Po chwili wyszedłem z pomieszczenia, a przy tym starałem się to zrobić jak najciszej, by nie zbudzić czarnowłosej. Ruszyłem do łazienki, z której gdy tylko wyszedłem, zarzuciłem na plecy skórzaną kurtkę. Kilka minut później wyszedłem z mieszkania, które zamknąłem na klucz. Po jakimś czasie byłem już w drodze do domu mojego ojca. Nie wiem jak w ogóle powinienem podejść do tej rozmowy. Od razu zauważy, że to jakiś poważny temat, kiedy tylko na mnie spojrzy, jednak najbardziej chyba przeraża mnie myśl, w jaki sposób on na to zareaguje.

Wziąłem głęboki oddech, kiedy to znalazłem się na posesji, po czym wyjąłem kluczyk ze stacyjki. Spojrzałem jeszcze na swoje odbicie we wstecznym lusterku.

— Będzie dobrze. Zrozumie, jak mu wszystko wytłumaczysz. Po prostu się rusz. Może i ma trudny charakter, jeśli chodzi o ten jeden aspekt, ale zrozumie, jak mu powiesz, że robisz to, bo kochasz Bellę. — Przełknąłem ślinę, a następnie w końcu wysiadłem z auta i ruszyłem do domu, moment wcześniej zamykając cały samochód przyciskiem pilota, który znajdował się przy kluczykach.

Wbiegłem po kilku schodach, a przy tym złapałem za klamkę, aby wejść do środka. Zamknąłem powłokę, by w kolejnej chwili zdjąć z siebie kurtkę. Zaczynam się jeszcze bardziej tym wszystkim denerwować. Nie sądziłem, że taka rozmowa mnie czeka w...

W ogóle kiedykolwiek w całym moim życiu. Dobra, Gavin! Weź się w garść. Robisz to dla Belli. Obronisz ją, jeśli coś pójdzie nie tak. Obiecałeś jej to w końcu.

— Tato?! — Zawołałem go, jednak, gdy mi nie odpowiedział, ruszyłem w kierunku jego gabinetu.

Zapukałem cicho do drzwi, po czym uchyliłem je, aby zajrzeć do środka. Stał przy oknie, a przy tym trzymał komórkę przy uchu. Musi z kimś rozmawiać, skoro nie odpowiedział mi na miej wołanie.

— Dobrze... Tak, zajmijcie się tym... Dajcie potem znać, jak poszło. — Po tych słowach się rozłączył, po czym odwrócił w moją stronę.

Na początku się uśmiechnął, ale spoważniał niemal natychmiastowo, kiedy zobaczył to, że mi nie było ani trochę do śmiechu. Znowu wysłał kolejnych łowców, aby zajęli się jakąś istotą nadnaturalną, ale nie ma żadnej gwarancji, że ten ktoś jest zły. Przełknąłem ślinę, zaciskając przy tym dłonie w pięści, a tym samym wbijając sobie w nie nieco paznokcie.

— Muszę z tobą pogadać, tato. — Zacząłem nie do końca pewny.

— To chyba coś poważnego, skoro przyjmujesz taką postawę. — Kiwnąłem głową na jego spostrzeżenie. — O co chodzi? — Zapytał, jednocześnie podchodząc do biurka, przy którym usiadł.

Wskazał na jedno z dwóch krzeseł, które stały przed meblem, dlatego podszedłem i na nim usiadłem. Ponownie przełknąłem ślinę, a przy tym podniosłem na niego niepewnie wzrok, zaciskając przy tym wargi.

— Możesz się trochę zdenerwować, ale zanim cokolwiek powiesz, chciałbym, abyś wysłuchał do końca, co mam do powiedzenia. — Zmarszczył lekko brwi, kiedy tylko to usłyszał.

— No dobrze, ale powoli mnie zaczynasz niepokoić. — Wyznał, po czym pokazał mi znak, abym zaczął mówić.

— Bella to wiedźma. — W tym momencie miałem wrażenie, jakby uszło z niego całe życie. — Daj mi skończyć. — Powiedziałem, kiedy chciał coś powiedzieć.

Widziałem to, jak zacisnął szczękę z całej siły, ale pozwolił mi kontynuować. Opowiedziałem mu wszystko. Każdą jedną rzecz, jaką powiedziała mi o wiedźmach dziewczyna. Mówiłem jednak nie tylko o nich. Wprowadzałem tam również inne istoty nadnaturalne, o których od niej usłyszałem. Potem o jej rodzinie. Widziałem po nim, że bije się z własnymi myślami. Kilka wieków historii łowców, którzy polują na takie stworzenia, runęły w dosłownie trzydzieści, może czterdzieści minut. W pewnym momencie wstał i zaczął chodzić po gabinecie, a ja dalej mu to wszystko tłumaczyłem. Gdy skończyłem, w całym pomieszczeniu zapadła cisza, bo on również się zatrzymał i stanął przy oknie z założonymi na klatce piersiowej rękoma. Słyszałem to, jak przełknął ślinę, po czym wziął głębszy wdech, nim zaczął w ogóle cokolwiek mówić.

— Gavin, czy ty jesteś niepoważny? — Zaczął, a ja usłyszałem w jego głosie tę czystą wrogość, której w tym momencie się nieco przeraziłem.

Co się dzieje? On nigdy taki nie był. Zachowuje się nagle tak, jakby zmieniła mu się nagle osobowość.

— Wszystkie kobiety takie jak ona, my zabijamy! Nie współpracujemy z nimi! Oszalałeś albo Bella, czy jak jej tam rzuciła na ciebie jakiś urok, skoro mówisz tak niedorzeczne rzeczy! — Odwrócił się do mnie wyraźnie rozjuszony. — Takie potwory nie mają prawa istnienia, Gavin! — W tym momencie, kiedy to ją wrzucił do jednego worka ze wszystkim innymi stworzeniami magicznymi, nie wytrzymałem.

— Nic o niej nie wiesz! — Podniosłem głos, co naprawdę rzadko mi się zdarzało, bo zwykle jestem bardzo spokojny, a mój ojciec wydał się w tym momencie naprawdę mocno zaskoczony. — Według ciebie nie można im ufać, ale rozmawiałeś kiedykolwiek z jakąś?! Poznałeś ją?! Nie! — Oparłem się rękoma o jego biurko. — Bella nie jest zła, tato! Nie zaklęła mnie! Zawsze była ze mną szczera! Jedyne czego unikała, to mówienie o tym, kim jest, bo znała zagrożenie! — Powiedziałem, na co opuścił ręce, przy których miał zaciśnięte pięści.

— Gavin, ona jest wiedźmą! — Wrzasnął, jakby próbował mi to uświadomić, ale ja doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.

— A co to ma jakkolwiek do tego, że ja ją kocham?! — Jeszcze bardziej zamarł. — Jak się kogoś kocha, to się akceptuje wszystko! Ja ją akceptuję w stu procentach i kompletnie nie przeszkadza mi to, kim ona jest! — Zacisnął powieki ze zdenerwowania.

— Przysięgałeś, Gavin — Zaczął, jednak mu przerwałem.

— Wiem, co przysięgałem, tato! Chronić tych, którzy nie są w stanie tego zrobić! Nie rozumiałem sensu tego przyrzeczenia, dopóki nie przyjrzałem się jej ponownie! Ta przysięga traci jakąkolwiek logikę, kiedy teraz wiem wszystko to, co powiedziała mi Bella! Zabijamy nie tylko osoby, które jakkolwiek zawiniły, ale też takie, o których nie mamy bladego pojęcia, czy w ogóle czymś zawiniły! Przez to nie jesteśmy wcale lepsi od jakichś morderców! Tak samo jak oni, zabieramy innym członków rodziny! — Krzyknąłem na niego, jednak on pokręcił głową zawiedziony.

— Wybierasz wiedźmę, zamiast własnego dziedzictwa?! Jesteś piątym pokoleniem łowców, a wypierasz to, czymś — Znowu wszedłem mu w zdanie.

— Nie wypieram! Wiem kim jestem, ale nie chcę mieć na rękach krwi niewinnych! Nie chcę się brzydzić samego siebie, gdy będę chciał dotknąć Bellę, a przez moją głowę przelecą wspomnienia tego, jak każda z wiedźm się mi przyglądała, gdy umierała! Wybieram to, co jest według mnie słuszne! To, czym się zajmujemy na co dzień, nie jest ani trochę tym, co było w księgach, z których miałem się uczyć naszej historii, tato! Obrona słabych przed złymi demonami?! To jest wrzucanie wszystkich do jednego worka, a nie wszyscy są źli! — Wrzasnąłem na całe gardło, na co ten spojrzał na mnie zaskoczony i zdenerwowany jednocześnie.

— Gavin — Zaczął ostrzegawczym tonem, jednak ja pokręciłem głową.

— Nie, tato. — Powiedziałem już bardziej spokojnie, jednak nadal było słychać to, że jestem mocno zdenerwowany. — Chciałem cię prosić o pomoc, ale się chyba przeliczyłem. Od kiedy zmarła mama, jedyne co robisz, to wyżywasz się na istotach nadnaturalnych, jakby to one ją zabiły, ale tak nie było. Cały swój ból przerzuciłeś na osoby, które są od nas po prostu nieco inne. Ja nie chcę być taki sam jak ty. — Powoli się odwróciłem w kierunku drzwi, jednak zanim ruszyłem w ich stronę, odwróciłem do niego lekko głowę. — Mama też by tego nie chciała. — Podszedłem do drzwi spokojnym krokiem.

— Gavin. — Odezwał się najpierw spokojnie. — Gavin! — Wrzasnął, jednak ja nadal nie zwróciłem na niego uwagi i szedłem przed siebie.

W tym momencie usłyszałem odbezpieczanie broni, co mnie oczywiście lekko zaskoczyło, jednak dalej nie zwróciłem na niego uwagi.

— Jeśli się w tej chwili nie zatrzymasz, to strzelę! — Zagroził, jednak ja złapałem tylko za kurtkę, jakby nic się nie działo.

— Nie strzelisz. — Zauważyłem, a przy tym na niego spojrzałem.

Wydawał się wyraźnie przerażony, zły i zawiedziony, jednak nie tyle mną, co sobą, że mierzy z broni do własnego syna.

— Oboje wiemy, że mnie nie zranisz. — Po swoich słowach złapałem za klamkę od drzwi, które uchyliłem w tym samym momencie, co usłyszałem, jak coś z hukiem upada na ziemię.

Zamknąłem drzwi, po czym ruszyłem do samochodu, trzymając przy tym ręce w kieszeniach kurtki. Mam wrażenie, jakbym wyrzucił z siebie wszystko, co mi jakkolwiek leżało na sercu. Nawet nie tyle, że było to coś złego, a rzecz, nad którą zdecydowanie zbyt długo myślałem. Wsiadłem do pojazdu, a przy tym ruszyłem z podjazdu, by następnie pojechać z powrotem w kierunku mieszkania. Kilkukrotnie w czasie drogi słyszałem to, jak mój telefon dzwonił, jednak za każdym jednym razem był to mój ojciec. Ignorowałem go przez cały czas, aż w pewnym momencie, kiedy to mnie już zaczęło denerwować, wyciszyłem komórkę.

Po jakimś czasie wszedłem do budynku, gdzie mieszkam. W czasie jazdy windą, spojrzałem na swój telefon, gdzie miałem dwadzieścia nieodebranych połączeń od mojego ojca, a za tym idzie, że pewnie tyle samo nagranych wiadomości na sekretarce. Co ja powiem reszcie? Liczyłem, że coś to przyniesie, jednak nie wniosło to nic. Tylko konflikt, który nie jestem pewien, czy jest do naprawienia. Mimo wszystko nieco mu wygarnąłem, kiedy to próbował mi jakoś przemówić do rozsądku.

Chyba już wiem, jak tamten debil musiał się on czuć po rozmowie z ojcem.

Nie, nie myśl o nim! Znajdziecie inny sposób na to, aby zdobyć jakichś sojuszników. Dzwonienie do niego, to już jest ostateczna ostateczność.

Gdy drzwi windy się rozsunęły, odsunąłem się od ściany, o którą się opierałem, po czym ruszyłem do mieszkania, którego drzwi były otwarte. Wszyscy musieli już wstać. W momencie, kiedy znalazłem się w środku, zobaczyłem Bellę, która wychodziła z kuchni. Od razu do mnie podeszła, a przy tym widziałem, że chciała zadać pytanie, jak mi poszło, ale wystarczyło tylko na mnie spojrzeć, aby domyślić się tego, jak poszła rozmowa.

— Nie pomoże. — Powiedziałem, kiedy reszta wyjrzała z największego pomieszczenia, a ona się do mnie przytuliła, na co objąłem ją z całej siły.

Po chwili wszyscy w kuchni omówiliśmy to, jakie mamy opcje w tej sytuacji. Nie było ich za wiele. W sumie to było ich praktycznie zero. Ryan i Bryce nie wezmą na akcję swojej młodszej siostry, która postanowiła zostać łowczynią, a inne wiedźmy nie zaufają naszej trójce, więc...

— Nie mamy pomocy w zgromadzeniu. — Odezwał się Bryce, który zaczął chodzić po pomieszczeniu, kiedy my wszyscy siedzieliśmy na kanapach. — Od innych wiedźm też nie dostaniemy pomocy. Zostajemy we wszystkim sami. — Chyba nie mam wyboru.

Nikt inny nam nie zostaje.

— Nie całkiem. Jest jeszcze jedna osoba, która mogłaby nam pomóc. — To zdanie ledwo przeszło mi przez gardło.

Ryan niemal od razu zrozumiał o kogo mi chodzi. Aż prosto usiadł, jednak po chwili oparł się o kolana łokciami.

— Gavin, ty chyba nie chcesz do niego zadzwonić?! — Odezwał się tak, jakbym właśnie mówił o planie rozbrajania bomby.

— Uwierz, gdybym miał wybór, to nawet bym o nim nie wspominał. — Założyłem ręce na klatce piersiowej, a w tym samym momencie zobaczyłem, że Bella przygląda mi się ze zmarszczonymi brwiami.

— O czym wy mówicie? — Zapytała po chwili, a ja na nią spojrzałem błagalnie.

— Raczej o kim. — Poprawił ją młodszy z rodzeństwa.

— No tak, wasza dwójka o tym akurat nie wie. — Przełknął ślinę brunet, a ja wstałem z kanapy, jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon.

— Później wam to wytłumaczę. Choć wydaje mi się, że zrozumiecie czemu o nim nie mówiłem, jak on tu pobędzie chociażby pięć minut. — Powiedziałem cicho, po czym ruszyłem w kierunku swojego pokoju.

— Apokalipsa chyba nadchodzi. — Usłyszałem jeszcze, jak powiedział to Bryce, a w tym samym momencie zatrzymałem się na litrze H w kontaktach.

Nie wierzę, że mam zamiar do niego zadzwonić. Pozostaje jeszcze kwestia, czy przypadkiem nie zmienił numeru, ale raczej nie. Jeśli tak, to będzie kolejny problem, aby w ogóle dowiedzieć się tego, gdzie on jest. Wcisnąłem odpowiedni kontakt, a przy tym przyłożyłem telefon do ucha. Po kilku sekundach usłyszałem to, jak wybrzmiał pierwszy sygnał.

Jeszce możesz się wycofać, Gavin. Po prostu powiesz, że zmienił numer i nie możesz się do niego dodzwonić...

Nie, Nie okłamię Belli, kiedy tu chodzi o jej rodzinę. Jedynych bliskich, jakich w ogóle ma.

W tym momencie usłyszałem to, jak ktoś się wydarł do telefonu, przez co się wzdrygnąłem na to, że usłyszałem jego głos.

Nie spodziewałem się tego, że kiedykolwiek do mnie zadzwonisz, młody. — Odezwał się spokojnie, jednak w jego głosie słyszałem to, że znowu bierze wszystko na żarty.

— Uwierz, moim wielkim marzeniem to nie było — Spojrzałem na drzwi, w których stanęła Bella, która trzymała Enigmę na rękach. — Ale potrzebuję pomocy, Harry. — Usłyszałem to, jak się zaśmiał na moje słowa.

Bella lekko zmarszczyła brwi, kiedy to usłyszała, jak wrogim tonem się odnoszę do osoby, z którą rozmawiałem.

No dobra. Słucham, czegóż to potrzebuje mój młodszy braciszek? — Zacisnąłem powieki, kiedy tylko usłyszałem kpinę w jego głosie, jednak zignorowałem to.

To dla Belli, a dla niej zrobię wszystko. 


Mam nadzieję, że się wam podobała perspektywa Gavina!
Dajcie znać koniecznie, ale nie zapomnijcie dodać odniesienia do całego rozdziału.
Do następnego! (Środa)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro