Rozdział 34 - "Las Szeptów cz. II"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dużo krótszy niż poprzedni i teraz jak sobie myślę, to może jednak nie potrzebnie to rozdzielałam. 
A chuj, jest git
W każdym razie miłej lektury!


Szłam przed siebie, a przy tym słyszałam to, jak do moich uszu dochodziły różne szepty, jednak starałam się je ignorować. Wiedziałam, że wszyscy się rozglądali. Mimo wszystko chodzimy po lesie, kiedy to już słońce zaszło. Lekko odetchnęłam, gdy przeskoczyłam przez przewrócone drzewo.

— Chyba już rozumiem, czemu to miejsce nazywa się Lasem Szeptów. — Odezwał się nagle Bryce, który wyprostował się na baczność, kiedy po plecach przeszedł mu dreszcz.

— Ignoruj to. — Powiedziałam, a przy tym się lekko uśmiechnęłam.

— Do kogo w sumie należą te szepty? — Zapytał Jimmie, który pocierał swoje ramię zaniepokojony.

Odwróciłam się do nich, przez co teraz szłam tyłem.

— Szybka lekcja historii. W tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym drugim roku zostało w tym lesie spalonych czternaście kobiet i pięciu mężczyzn, którzy zostali posądzeni o pałanie się magią. Te głosy, to kilka z tych kobiet, które nimi były. Mężczyźni nie posiadają w swoich ciałach źródła mocy magicznej, w sumie nie wiadomo dlaczego. Gdy wiedźma umiera, cała jej duchowa energia rozprzestrzenia się wszędzie dookoła, a te szepty to właśnie ona i jakaś część ich duszy, która została po spłonięciu. — Wytłumaczyłam, a oni spojrzeli na siebie.

— Nie za wiele zrozumiałem. — Powiedział Jimmie, który podrapał się po karku.

— Wiedźmy nie zabije nic, poza popiołem z jarzębu. — W tym momencie ich zaskoczyłam. — niektóre zioła są w stanie sprawić, że słabniemy, ale to tylko tyle. Jarząb zabija w nas każdą cząsteczkę magii, więc jeśli znajdzie się w naszym organizmie, zacznie wyniszczać całą naszą energię, póki ta całkowicie nie zniknie. — Dodałam, a Rochelle wskazała za mnie.

— Bell... — Odezwała się cicho dziewczyna, starając się prawdopodobnie zwrócić moją uwagę, ale chwilowo to zignorowałam i mówiłam dalej.

— Kule w broniach łowców są połączone z popiołem jarzębu. — Zatrzymałam się, tym samym powodując postój wszystkich. — Jarząb zabija wiedźmę, srebrna kula człowieka. — Przerazili się lekko.

— Bell, uważaj. — Odezwała się głośniej, a ja się odwróciłam i momentalnie zamarłam, kiedy zobaczyłam ogromną pajęczynę. — Radzę zatkać uszy. — Powiedziała do reszty, a ona już unosiła ręce.

Dosłownie zacięłam się w jednym miejscu, kiedy zobaczyłam, jak po pajęczynie chodzi wielki, żółty pająk. Krzyknęłam na całe gardło, a przy tym przewróciłam się do tyłu. Gwałtownie się podniosłam, po czym schowałam się za Gavina, na którego plecy się wdrapałam i przytuliłam z całej siły. Obwiązałam jego pas nogami, a on spojrzał na mnie zaskoczony. W momencie, kiedy się wydarłam, wszyscy praktycznie podskoczyli. Raczej rzadko widują mnie aż tak przerażoną. W sumie to mnie nawet takiej jeszcze nie zastali.

— Dobra, ona się serio boi pająków. — Zaśmiał się lekko Bryce, a ja cicho mruknęłam pod nosem.

— Nienawidzę tych cholernych stawonogów. — Powiedziałam płaczliwie, a Gavin złapał za moje uda, abym nie spadła.

— Możemy ominąć to drzewo, Bella. — Odezwał się spokojnie, a ja kiwnęłam głową, będąc przy tym blisko płaczu.

— To już jest paniczna arachnofobia. — Zauważył Ryan. — Bella, czy masz jakąś traumę związaną z — Przerwałam mu.

— Nawet nie przypominaj, błagam. — Przytuliłam się do chłopaka.

— Czyli tak. — Wyszeptał, a Gavin lekko odwrócił głowę w moim kierunku.

— Już, już. Minęliśmy tego pająka. — Przełknęłam ślinę na jego słowa.

— Dlaczego to robactwo musi istnieć. Jest tyle innych robaków na świecie. Bez nich raczej by sobie poradziły. — Zaśmiał się na moje słowa, a przy tym odłożył mnie na ziemię.

Założyłam ręce pod biustem, po czym szłam lekko przygarbiona. Gavin nadal starał się mnie lekko uspokoić po bliskim spotkaniu z pająkiem, jednak na niewiele się to zdawało. Nadal miałam go przed oczami, a przez to czułam, jak po moich plecach przechodzi co chwilę dreszcz.

— Większość życia spędziłam wychowując się w domu, który stał w głębi lasu. Dzień w dzień chodziłam do niego w środku nocy, żeby w tajemnicy ćwiczyć używanie magii i rzucanie zaklęć. Nie straszne mi były jednorożce, gorgony czy nawet gryfy, a boję się czegoś, co jest mniejsze od mojej ręki. Gdzie tu jest do cholery logika? — Ponownie Gavin się zaśmiał, ale tym razem zawtórowali mu pozostali.

— Miałaś dom w głębi lasu? — Zapytał Harry, a ja kiwnęłam głową.

— Mój ojciec pochodził z rodziny, która od pokoleń zajmowała się lasami i ich wycinką. Można powiedzieć, że byli drwalami lub leśniczymi. Moją matkę poznał, kiedy ta zatrzymała pożar, który rozprzestrzeniał się po lesie. Zarówno mama, jak i on nie przepadali za życiem w środku miasta, dlatego woleli zbudować dom na uboczu. Gdy powstało magiczne Salem, właśnie w takim miejscu go postawili. Z mojego domu aż do centrum społeczności droga zajmowała dobre czterdzieści minut. — Uśmiechnęłam się lekko, ale od razu się ogarnęłam. — Czy ty próbujesz odwrócić moją uwagę od tamtego pająka? — Zapytałam, odwracając się do niego, na co kiwnął głową i podrapał się po swoich włosach.

— Ale zadziałało! — Dodał, a ja parsknęłam pod nosem i pokręciłam głową nie dowierzając w niego.

Przez jakiś czas szliśmy w ciszy. Kryjówka łowców znajduje się naprawdę głęboko w tym lesie, a za tym idzie, że nieco czasu nam dojście do tego miejsca zajmie. Nie chciałabym musieć używać magii, aby znaleźć się pod samą kryjówką. Z tego co mówił Gavin, to raz tutaj był z ojcem. Mówił, że przy budynku aż roi się od kamer, a także czujek, które mają wykrywać podwyższony poziom magii. O tyle dobrze, że mojej nie są w stanie wyczuć. W sumie to nikt nie jest w stanie jej wyczuć, a powód dlaczego tak jest znam tylko i wyłącznie ja.

Cały czas w czasie naszej wędrówki słyszałam to, jak do moich uszu dobiegały szepty jakichś kobiet, które chciały, abyśmy poszły za ich głosem, jednak za każdym razem, kiedy to tylko widziałam, że ktoś spogląda w jakimś kierunku, to zwracałam mu uwagę. Nie mam ochoty, aby kogokolwiek stracić po dzisiejszej akcji.

— Czego te wiedźmy chcą? — Zapytał Ryan, który się nieco rozejrzał.

— Zemsty. Mimo wszystko zabili je ludzie. — Powiedziałam, a oni kiwnęli głowami.

Odetchnęłam lekko, kiedy to nagle poczułam coś nieprzyjemnego. Po moich plecach przebiegł dreszcz, kiedy to w pewnym momencie uderzył w nas lekki, ale mimo wszystko lodowaty wiatr. Coś jest nie tak.

~ Bella, wyczuwam złowrogą energię. ~ Powiadomiła mnie Enigma, która leciała cały ten czas nad nami, jednak nie zamartwiałam pozostałych.

Spojrzałam na Rochelle, która rozglądała się zaniepokojona dookoła, a przy tym mamrotała coś pod nosem. Rozmawiała pewnie z Psotką, która cały ten czas siedziała w jej kapturze. Również musiała czuć tę niepokojącą energię.

~ Rochelle też to musi czuć. Enigma, pilnuj ~ Zacięłam się, kiedy to poczułam, jakby coś nagle przeszło przez moje ciało.

Zatrzymałam się, choć wcale tego nie chciałam, a przy tym nie mogłam ruszyć niczym. Żadną kończyną. Pozostali się zatrzymali, kiedy to zobaczyli, że stanęłam.

— Bella? — Odezwał się zaniepokojony Gavin.

W tym momencie poczułam moc, która rozchodziła się po całym moim ciele, a także rozświetlała już moje oczy.

— Uciekajcie — Powiedziałam z lekkim trudem, jednak nie zrozumieli i nadal stali w miejscu.

— Bella, co się dzieje? — Zapytała tym razem Rochelle, której głos w połowie zdania się załamał.

Opuściłam wzrok, kiedy to poczułam wyciekającą moc z mojej prawej dłoni, która teraz zabłysła na biało.

— Bella? — Odezwało się jednocześnie rodzeństwo, które widocznie zaskoczyłam, kiedy to nagle wymierzyłam w kierunku wszystkich rękę.

— Uciekajcie, już! Nie panuję nad swoim ciałem! — Odezwałam się nieco głośniej, kiedy to próbowałam jakoś zastopować taką kolej rzeczy.

— Co?! — Krzyknęli wszyscy, którzy się tu znajdowali.

— Nie stójcie tak! Staram się to zatrzymać, ale nie wiem czy dam radę! — Z naprawdę wielkim trudem zaczęłam powoli podnosić lewą rękę. — Uciekajcie! — Krzyknęłam na nich, a oni na siebie spojrzeli.

— Ale — Zaczęli, jednak im przeszkodziłam.

— Już! — Poczułam to, jak moje nogi zaczęły szurać po powierzchni runa leśnego.

— Nie. — Odezwał się Gavin, który stał dosłownie przed moją ręką.

Widziałam lekkie przerażenie na twarzy jego brata. W tym samym momencie udało mi się chwycić za swój nadgarstek.

— Gavin... — Zwróciłam się ostrzegawczo, a przy tym miałam niemały problem, aby w ogóle coś powiedzieć.

— Nie będę uciekać. — Gdy wypowiedział te słowa, zaklęcie z mojej dłoni wystrzeliło, ale na szczęście udało mi się je skierować w innym kierunku.

Przeleciało dosłownie obok głowy chłopaka, na co pozostali się widocznie przerazili. On tylko przełknął ślinę, a ja poczułam, jak do moich oczu powoli napływają łzy. Ja nie chcę mu zrobić krzywdy! To coś co we mnie wstąpiło, wynoś się z mojego ciała! WYNOCHA!

— Gavin, odsuń się, nie chcę ci zrobić krzywdy. W ogóle nikomu nie chcę. — Powiedziałam cicho, na co się lekko uśmiechnął.

— To wyrzuć z siebie to, co nagle w ciebie wstąpiło. — Powiedział i się lekko zbliżył.

— Nie mogę... — W tej chwili z moich oczu popłynęły łzy.

— Gavin. — Odezwałam się błagalnym tonem, kiedy to moc w mojej dłoni ponownie zaczęła narastać.

Rochelle się do mnie zbliżyła, by w kolejnej chwili spróbować opuścić moją dłoń, ale nie dawało to jakiegokolwiek efektu. Widziałam to, jak chłopacy już trzymali pistolety w dłoniach, co prawdopodobnie tylko bardziej podsycało tę chęć zabijania tego ducha, który wszedł w moje ciało.

— Strzelajcie. — Powiedziałam do chłopaków, a wszyscy szerzej otworzyli oczy.

— Schowajcie broń i się odsuńcie. — Rozkazał chłopak, po czym spojrzał na mnie. — Bella, zwariowałaś? — Zapytał zaniepokojony blondyn, który podszedł jeszcze bliżej mnie.

Rochelle napierała z całej siły jaką w ogóle miała, starając się opuścić moje ramie, jednak nie dawała rady tego zrobić.

— Gavin, proszę cię. — Pokręci głową na moje słowa.

W tym momencie stanie zaraz przede mną, a przy tym poprawi mi włosy.

— Skup się, Bella. Masz pamięć fotograficzną, na pewno kojarzysz jakieś zaklęcie czy coś, żeby wypędzić ducha z ciała. — Szerzej otworzyłam oczy.

Odwróciłam wzrok, kiedy to powiedział, a przy tym próbowałam sobie coś takiego przypomnieć. Wypędzanie ducha? Prawie na pewno o czymś takim czytałam, ale nie wiem gdzie! Kompletnie tego nie

~ Ktoś go musi z ciebie wypędzić! ~ Krzyknęła w moich myślach Enigma, na co szerzej otworzyłam oczy, kiedy to do mojej głowy wróciła tamta sytuacja, kiedy to o tym czytałam.

Czytałam linijka po linijce, kiedy to z mojej głowy została zdjęta pościel. Podniosłam wzrok zaskoczona, dzięki czemu zobaczyłam moją matkę, która się szeroko do mnie uśmiechnęła, gdy zobaczyła, jak próbuję czytać książkę po godzinie, gdzie ja i Gray powinniśmy już spać.

Czy ty już nie powinnaś przypadkiem spać? Zapytałam kobieta, a ja odłożyłam książkę i spojrzałam na nią, błagalnie składając przy tym ręce.

Proszę, jeszcze jedna strona. Poprosiłam cichutko, a ona się lekko zaśmiała, po czym pokręciła nie dowierzając głową i usiadła obok mnie.

Ja ci przeczytam, bo nie położysz się po jednej stronie. Pokiwałam głową, by w kolejnej chwili położyć się obok mamy, która wzięła książkę i latarkę.

Zaczęła czytać, a przy tym bez przerwy się jej przyglądałam i uważnie słuchałam każdego słowa. Po kilku minutach zamknęła książkę, po czym na mnie spojrzała.

A teraz spać. Zabieram książkę, żebyś znowu nie zaczęła czytać. Pokiwałam głową, a ona pogłaskała mnie po włosach.

Mamo? Zwróciła na mnie jeszcze wzrok, kiedy to się pochylała, aby dać mi całusa na dobranoc. Co znaczy, że trzeba kogoś pozbawić świadomości, żeby zła dusza z niego uleciała? Uśmiechnęła się delikatnie.

Krótko rzecz ujmując, ta osoba musi zasnąć. Tak samo jak ty teraz, więc dobranoc. Zaśmiałam się cicho, po czym zamknęłam oczy.

— Niech mnie ktoś znokautuje. — Powiedziałam nagle, a oni spojrzeli na siebie nie rozumiejąc. — Zła dusza opuści ciało, jeżeli druga nie będzie utrzymywała świadomości. Muszę zasnąć. — Wytłumaczyłam, a w tym samym momencie usłyszałam, jak ktoś bierze zamach.

To dokładnie w tej chwili oberwałam w głowę, a przez to nastąpiła całkowita ciemność.


Mam nadzieję, że się podobał!
Dajcie znać koniecznie, a ja idę zjeść moją zupkę chińską XD
*Bierze łyka zupki*
I no, do następnego!
(niedziela, teraz raczej na pewno)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro