Rozdział 35 - "Drugie oblicze"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wątpię, że ktokolwiek się będzie spodziewał takiego zakończenia, jakie tu zrobiłam.
W każdym razie, miłej lektury! ❤
(Będę bardzo wdzięczna za komentarze pod zachowaniami bohaterów od razu. Na końcu coś czuję, że wiele osób będzie miało mindfucka, więc lepiej komentować od razu.)

Uchyliłam powieki, kiedy to poczułam przyjemne ciepło. Uniosłam lekko wzrok na Gavina, który trzymał mnie w ramionach. Ucieszył się, kiedy to zobaczył, że otworzyłam oczy. W jego natomiast zobaczyłam tę ulgę, gdy znowu byłam przytomna.

— Czuję się, jakby ktoś mi przywalił kijem bejsbolowym. — Powiedziałam, na co chłopak spojrzał na Rochelle, która cały ten czas mnie leczyła magią.

— W sumie dużo od prawdy to nie odbiega. — Zauważyła Bryce, kiedy się lekko uniosłam i potarłam po boku głowy.

— Jak to? — Zapytałam ne rozumiejąc, a przy tym wstałam z pomocą mojego chłopaka.

Białowłosa jeszcze bardziej odwróciła wzrok, jakby się czegoś wstydziła, a na nią skierowali swoje tęczówki wszyscy. Ja również na nią spojrzałam, kiedy to rozmasowywałam miejsce, gdzie czułam powstającego guza. Użyłam oczywiście magii, aby się go pozbyć. Z limitem magii nie była w stanie mnie całkowicie uleczyć, ale jej za to nie winię. Widziałam to, jak po jej skroni spłynęła kropla potu, kiedy to jeszcze bardziej starała się na nas nie patrzeć.

— O rany! Kobieto, jesteś dorosła! — Odezwał się ponownie Bryce, który po chwili podszedł bliżej. — Rochelle przywaliła ci gałęzią. — Wytłumaczył, a ja spojrzałam na nią zaskoczona, kiedy wypuściła wdech zrezygnowana.

— Złapałam pierwsze, co miałam pod ręką. Poza tym sama kazała się znokautować. — Założyła ręce pod piersiami, a przy tym spojrzała na chłopaka z wyrzutem.

— Ale nie musiałaś jej zapieprzać gałęzią. Wystarczyło złapać i ścisnąć odpowiedni punkt na karku. — Zauważył, a ja spojrzałam na chłopaków, którzy widocznie mieli już dosyć.

Coś chyba miało miejsce, kiedy to straciłam przytomność. Odwróciłam się do pozostałej czwórki, która stała za mną, a przy tym cicho szeptała między sobą, nie mogąc już znieść kłótni Bryce'a i Rochelle. W sumie to też jest dość niecodzienne. Raczej nie przepada za tym, aby się z kimś sprzeczać.

— Ile byłam nieprzytomna? — Zapytałam, zwracając ich uwagę na to, że stoję zaraz obok.

— Dziesięć minut. — Odpowiedział mi najstarszy.

— Jak straciłaś przytomność, to wszystkie szepty nagle ucichły. Tak, jakby ich w ogóle nie było w tym lesie. — Odezwał się Ryan, na co kiwnęłam głową, że rozumiem.

— Powinniśmy iść dalej. Z każdą sekundą mamy coraz mniej czasu. — Zauważyłam, a oni zgodzili się z moimi słowami, po czym wznowiliśmy nasz marsz po lesie.

Mam wrażenie, że im dalej w niego się zagłębiamy, tym bardziej robi się ponuro i ogólnie nieprzyjemnie. Do tego mam jakieś złe przeczucia. To mogło mieć raczej związek z tym, że wcześniej opętał mnie jakiś duch wiedźmy, ale to jest jeszcze bardziej dziwne uczucie. Taki niepokój, jakby coś się miało stać, a to co się wydarzy, będzie przesądzało o tym, czy wrócimy wszyscy z powrotem.

Zaczesałam swoje włosy do tyłu, kiedy to wyczułam, jak skądś nadchodziło napięcie elektryczne. Jesteśmy coraz bliżej naszego miejsca docelowego. Pora, aby powoli przygotowywać się do wstąpienia na teren łowców z Salem. Czułam na sobie wzrok wszystkich, jednak zwrócili go również na Rochelle, która zaczęła robić to samo, co ja, czyli związywać włosy. Zacisnęłam gumkę na kitce, którą miałam z tyłu głowy, po czym złapałam za kaptur mojej peleryny, który następnie założyłam na swoją głowę i nieco zakryłam twarz. W kolejnej chwili poczułam to, jak moja moc przemieszcza się po moim ciele, a przy tym rozświetla moje oczy. Przynajmniej tym razem ta kolej rzeczy wychodzi z mojej inicjatywy.

— Co się dzieje? — Zwrócił uwagę Jimmie, a ja odwróciłam na nich wzrok.

— Tym razem mam nadzieję, że nie będziesz do nas strzelać. — Powiedział ironicznie Harry, czym udało mu się mnie nieco rozśmieszyć.

— Tym razem nie mam tego w planach. — Tym razem on się zaśmiał. — Czuję niedaleko duży pobór energii elektrycznej, co znaczy, że jesteśmy już niedaleko. Mimo wszystko jestem wiedźmą, a nie mam potem ochoty się resztę życia ukrywać, jeżeli ktoś zobaczy moją twarz. — Wzruszyłam ramionami, a przy tym spojrzałam na moją przyjaciółkę.

— Bell ma rację. Może i wy na to wszystko patrzycie teraz inaczej, ale są jeszcze inni łowcy, którzy nadal patrzą na nas wszystkich, jak na najzwyklejsze potwory. — Kiwnęli głowami na jej słowa, a ja się do niej lekko uśmiechnęła, jednak ta odwróciła wzrok.

Zaskoczyła mnie tym, nie powiem, że nie. Zwykle odwzajemniała coś takiego, ale tym razem coś się z nią dzieje. Od kiedy poznaliśmy Harrego i Jimmiego zaczęła się jeszcze dziwniej zachowywać. Można powiedzieć, że w sumie się ode mnie odsunęła. Nie jest taj jednak tylko w moim przypadku. Od chłopaków również. Ostatnimi czasy rzadko widywałam, aby w ogóle z nimi rozmawiała. Robiła to tylko wtedy, kiedy musiała lub, gdy kłóciła się z Bryce'm. Coś się z nią dzieje, a ja jako jej przyjaciółka powinnam chyba z nią o tym porozmawiać. Nie chciałabym na nią naciskać, ale jej zachowanie zaczyna mnie naprawdę martwić i chyba nie mam innego wyboru.

Otrząsnęłam głowę z tych myśli. Powinnam się teraz skupić na bieżącym problemie. Muszę się skoncentrować na tej akcji. Wzięłam głębszy wdech, a w tym samym momencie usłyszałam coś, co brzmiało jak poruszający się mechanizm. Stanęłam w jednym miejscu, a przy tym uniosłam rękę, aby zatrzymać również pozostałych. Widziałam to, jak Bryce chciał się odezwać, ale przyłożyłam palec do ust, dając mu wyraźny znak, aby siedział cicho. Ponownie doszedł mnie tamten dźwięk, dlatego uniosłam wzrok na Enigmę, która cały czas latała nad naszymi głowami.

~ Enigma, czy to ~ Przerwała mi, zanim zdążyłam skończyć.

~ Jesteśmy na miejscu. ~ Widziałam to, jak przysiadła na gałęzi drzewa, a przy tym spoglądała w kierunku budynku, który mieszał się nieco z panoramą drzew.

— To tutaj. — Powiedziałam cicho, a oni wszyscy podeszli bliżej.

— Nic stąd nie widać. — Zauważył Ryan, starając się coś dostrzec, mrużąc przy tym oczy.

~ Enigma, podleć nieco bliżej i daj mi swoje oczy. ~ Usłyszałam to, jak zeskoczyła z gałęzi, po czym zatrzepotała skrzydłami.

Zamknęłam oczy, jednak widziałam wszystko to, co mój mały chowaniec, kiedy to leciał w kierunku budowli. Zaczęłam się rozglądać, a przy tym patrzyłam, od której jest wejście i jak wiele przeciwwskazań dla nas tam jest.

— Od drugiej strony jest wejście. — Powiedziałam, a przy tym usłyszałam, jak każdy się ruszył.

Chyba na mnie spojrzeli, a przy tym mogę się nawet założyć, że ich zaskoczyłam swoimi słowami.

— Enigma jej dała widok z góry. — Wytłumaczyła moja przyjaciółka, a ja tylko przytaknęłam głową dla potwierdzenia jej słów.

— Nie ma żadnych straży, ale cały budynek dookoła jest obładowany kamerami. — Uchyliłam powieki, a przy tym spojrzałam na pozostałych. — Do wejścia prowadzi ścieżka. — Założyłam ręce pod piersiami.

— Trzeba wyłączyć kamery. — Odezwała się białowłosa, na którą wszyscy spojrzeli. — Nie możemy użyć magii, bo energia będzie niszczyła każdą po kolei, a przez to łatwiej będzie odkryć, że stoją za tym wiedźmy i wzniosą alarm. — Zgodziła się z jej słowami.

— Trzeba znaleźć generator. — Powiedziałam, a przy tym spojrzałam w oczy Rochelle.

— Możemy go namierzyć z pomocą magii, ale — Zaczęła.

— Musimy stworzyć „Krąg". — Dokończyłam, na co ta kiwnęła głową. — Chłopaki, wejdziecie do środka. My znajdziemy generator i wyłączymy zasilanie, żebyście mogli bez problemów wyjść. — Wszyscy spojrzeli na nas zaskoczeni. — Rochelle, która ma limit, sama sobie rady nie da, a to jest wyczerpujące zaklęcie. — Zwrócili na nią wzrok, na co kiwnęła dla potwierdzenia.

— Prędzej zemdleję, niż sama je stworzę. — Dodała, a ja zauważyłam, jak Gavin przetarł swoją twarz.

— Może i nas by wpuścili, ale zostaje inna kwestia. — Odezwał się blondyn. — Bella, to są twoi rodzice i brat. Nie zaufają nam tylko dlatego, bo powiemy, że cię znamy. — Zauważył, a ja opuściłam wzrok zastanawiając się nad innymi opcjami.

Ma rację. Ani rodzice, ani Gray im nie zaufają. Ostatnie siedem lat spędzili w niewoli u łowców, a za tym idzie, że mają do nich ogromny uraz. Tym bardziej, jeżeli powiedzą, iż mnie znają. Mama stwierdzi, że na pewno kłamią. Co innego mogę zrobić? Gdybym mogła im jakoś przekazać wiadomość...

W tym momencie mnie olśniło. No jasne!

— Wiadomość... — Spojrzeli na mnie nie rozumiejąc, na co ja przyzwałam swój artefakt.

— Bella, co ty chcesz — Przerwałam Bryce'owi, a przy tym pokazałam kolorowy kamień.

— Mój artefakt. — Wzruszyłam nim, tym samym zamykając w nim wiadomość dla mojej matki. — Daj to mojej matce. — Wyciągnęłam dłoń z unoszącym się kryształem w kierunku Gavina. — Zrozumie od razu, gdy go dotknie. — Wziął go do ręki, po czym schował go do kieszeni.

— Nawet nie wiemy, jak wyglądają twoi rodzice. — Zauważył Jimmie, a ja się lekko uśmiechnęłam.

— Szukajcie mojego klona. — Zmarszczyli brwi. — Jestem dosłownie lustrzanym odbiciem mojej matki, więc raczej łatwo ją rozpoznacie. Jedyna różnica, to długość włosów. Ona ma je do talii. — Kiwnęli głowami, a przy tym na siebie spojrzeli.

— Idźcie przodem, dogonię was. — Powiedział mój chłopak, a oni bez gadania to zrobili.

Rochelle się również nieco cofnęła, dzięki czemu mogłam spytać chłopaka, o co chodzi i nikt nam nie wchodził w paradę. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc aktualnej sytuacji, a on do mnie podszedł i pogłaskał po policzkach. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy nieco odsunął mój kaptur, aby odkryć moją twarz.

— Bądź ostrożna. — Zaczął, na co się delikatnie zaśmiałam. — Mówię serio. I uważaj na pająki, bo chcę stamtąd wyjść cało. — Ponownie mnie rozśmieszył, ale przy tym złapałam jego nadgarstki i pogładziłam kciukami.

— Jeżeli coś pójdzie nie tak, to możesz być pewny jednej rzeczy. — Zmarszczył lekko brwi zaciekawiony i spojrzał na mnie podejrzliwie. — Użyję całej mocy, byleby cię stamtąd wydostać. Nawet rozłożę budynek na części pierwsze. — Uśmiechnął się szeroko.

— Mam rozumieć, że nie używałaś przy nas całej swojej mocy? — Zapytał zalotnie.

— Żeby rozwalić całe miasto? Zwariowałeś? — Zaśmiał się lekko.

— W takim razie powinienem chyba się postarać i wrócić, jeśli nie chcę, żebyś za mną rozpaczała i zniszczyła nie wiadomo jak wielki obszar. — Zadarłam nieco głowę ku górze.

— Ale masz o sobie wielkie mniemanie. — Uniosłam brwi nieco w tej chwili żartując, na co ten spojrzał na mnie zaskoczony.

— O ty wredna małpo. — Użył jakże słodkiego przezwiska, na co się do niego zbliżyłam i objęłam w klatce piersiowej.

— I tak mnie kochasz. — Powiedziałam, po czym przybrałam poważny wyraz twarzy. — Uważaj tam na siebie. — Poprosiłam, a on odsunął mi niesforny kosmyk włosów, który nie sięgał gumki do ich związywania.

— Muszę uważać i wrócić, bo przecież nie zadałem ci ważnego pytania. — Zmarszczyłam lekko brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi.

— Co masz na myśli? — Zapytałam zaciekawiona, na co się podejrzanie uśmiechnął.

— Dowiesz się po wszystkim. Obiecuję. — Kiwnęłam głową, a on się do mnie schylił, by w kolejnej sekundzie złożyć na moich ustach pocałunek.

Oczywiście go oddałam, a przy tym poruszałam wargami w harmonii z jego. Po chwili się odsunął, po czym nie puszczając mojej dłoni zaczął się wycofywać, aż w końcu moja lewa dłoń puściła jego prawą. Ruszył za pozostałymi, a ja podeszłam do Rochelle, która stała kawałek dalej. Słyszałam to, jak mamrotała pod nosem. Była również odwrócona do mnie plecami. Podeszłam bliżej niej, jednak zatrzymałam się zaniepokojona, kiedy usłyszałam to, co mówiła pod nosem.

— Wszystko będzie dobrze. Niedługo już będzie po wszystkim. Po prostu musisz to zrobić i wszystko wróci do normy, tak? — Zmarszczyłam brwi, kiedy to usłyszałam.

— Rochelle? — Zwróciłam jej uwagę, a ona niemal natychmiastowo na mnie spojrzała przerażona. — Wszystko ok? — Zapytałam wyraźnie zaniepokojona, na co kiwnęła głową kilkukrotnie.

W jej oczach niby widziałam spokój, jednak wydawało mi się być z nią coś nie tak. Przełknęłam ślinę, po czym do niej podeszłam i złapałam za ręce.

— Znasz zaklęcie? — Powtórzyła swój wcześniejszy gest.

Złapałam głęboki wdech, tak samo jak ona. Zacisnęła przy tym swoje dłonie na moich. Lekko stanęłyśmy w rozkroku i stworzyłyśmy z naszych ramion okrąg. W tej samej chwili na moim ranieniu wylądowała Enigma, a do nogi Rochelle przy łasiła się Psotka.

Bzyk, bzyk robi prąd. Pokaż nam, jak daleko jest stąd. — Między nami zaczęła powstawać mała iskra, która z każdą chwilą się powiększała. Widziałam to, jak Rochelle skrzywiła się z bólu. — Poprowadź nas iskro mała, ale potężna. Poleć niczym z łuku puszczona strzała. W prawo, w lewo, w przód czy w tył? Prowadź nas daleko w las. Prawa w lewo, tył na przód się zmieni, niech wszystko nas prowadzi w kierunku odpowiedniej ziemi. Każdy liść, owad, zwierze, ptak, nawet jeśli byłoby to na opak. — W tym momencie iskra ruszyła wgłąb lasu.

Spojrzałyśmy na siebie, po czym zgodnie ruszyłyśmy za nią biegiem. Biegłyśmy ile sił w nogach, aż w końcu w pewnej chwili ukazał nam się duży generator, który był okrążony metalową siatką. Zwróciłam swój wzrok na dziewczynę za mną, która się do mnie delikatnie uśmiechnęła. Powoli podeszłam w kierunku maszyny, a przy tym wyciągnęłam w jej stronę dłonie. Moje ręce zabłysły błękitnym światłem, które od razu skierowało się do generatora.

— Zawsze cię podziwiałam, Bella. — Usłyszałam nagle od Rochelle, która została kawałek z tyłu, jednak dochodziły do mnie jej kroki, które się do mnie zbliżały.

— Co cię nagle wzięło? — Zapytałam zakłopotana jej słowami, bo nie wiedziałam w jaki sposób powinnam teraz zareagować.

— Pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć, zanim — Nagle się zacięła, a ja znowu poczułam tę dziwną aurę zewsząd.

Znowu jest jakaś niepokojąca. O co chodzi? Skąd ona dochodzi?

— „Zanim”? „Zanim” co? — Zadałam kolejne pytanie, a przy tym czułam narastające napięcie, które nie mam pojęcia skąd się u licha wzięło.

— Zanim to drugie „ja” się obudzi. — Wyszeptała, na co po kręciłam głową i opuściłam ręce, kiedy to generator obeszły iskry, co znaczy, że przestał działać.

— Wytłumaczysz o co ci chodzi? Kompletnie tego nie rozumiem. — Powiedziałam, jednocześnie rozciągając zastałe stawy w palcach od używania magii.

— Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? — Pokręciłam głową i się lekko zaśmiałam na jej pytanie.

— Jasne, ale o co ci — Chciałam się do niej odwrócić, ale w tej samej chwili oberałam w głowę i padłam na ziemię.

Kilka sekund później nastała ciemność.

Gavin

Udało nam się dostać do środka, kiedy powiedziałem, że jestem synem Royce'a Jaegera. Przywileje rodzinne robią swoje. Harry i Jimmie nie są łowcami, więc ich nie wpuścili. Z tego powodu jestem bardziej niespokojny, niż być powinienem. Wykruszyły się już Bella i Rochelle. Teraz jeszcze ta dwójka, która byłaby naprawdę dobrą pomocą, gdyby coś poszło nie tak.

— No proszę, Gavin Jaeger. — Podniosłem wzrok na osobę, która miała bardzo znajomy głos.

— Wujek Misha? — Uśmiechnął się, tak samo jak i ja.

Wyciągnął ramiona, jednak ja tylko podałem mu rękę. Nie mogę się rozpraszać tylko dlatego, ponieważ jest to członek rodziny od strony mojej matki, którego w to wszystko wciągnął mój ojciec. Kiwnął głową dla uznania mojej postawy, a przy tym uściskał moją dłoń.

— Co cię sprowadza? — Przełknąłem ślinę na jego pytanie.

— Mój ojciec kazał sprawdzić, jak się miewają więźniowie. — Pokiwał głową rozbawiony, kiedy to kłamstwo wyszło z moich ust.

Mam nadzieję, że połknie ten haczyk.

— I ten stary zgred nie zadzwonił. Jak tylko go zobaczę, uduszę na stojąco za te jego niezapowiedziane kontrole. — Niewidocznie odetchnąłem z ulgą, kiedy uwierzył w to kłamstwo. — Mam nieco spraw jeszcze do zrobienia, dlatego wam tylko pokażę, którędy do więzienia. — Pokiwałem głową na jego słowa, po czym ruszyłem za nim, wcześniej spoglądając z ulgą na chłopaków.

Szliśmy za nim korytarzem, aż doszliśmy do windy, którą zjechaliśmy aż do poziomu więziennego. Przez większość czasu wujek nawijał ile się dało. Zapomniałem o tym, jakim on był strasznym gadułą. Odetchnąłem cicho, kiedy wyszliśmy z elewatora na korytarza, po czym przełknąłem ślinę, kiedy poczułem, jak bardzo w mojej piersi uderza serce. Mimo wszystko za moment poznam możliwie moich przyszłych teściów, jeżeli oczywiście Bella powie „Tak”, gdy się jej oświadczę.

— Tylko uważaj. — Powiedział wujek, kiedy wyszliśmy z windy. — Wiedźmy, to przebiegłe suki. — Kiwnąłem głową, a on wcisnął przycisk na poziom zero, aby wrócić na górę.

— Dobra, jeden problem za na — W tym momencie spojrzałem na kamery, które nagle się wyłączyły. — Dziewczyny musiały znaleźć generator. Pośpieszmy się. — Powiedziałem, po czym ruszyliśmy biegiem.

Przy każdej jednej celi było napisane nazwisko jakiejś rodziny lub osoby. To nam w pewien sposób ułatwia zadanie, bo przynajmniej nie szukamy ich na wyczucie. Rozdzieliliśmy się na korytarze, kiedy to spotkało nas rozgałęzienie. No dalej, przecież muszą tu być! To jedyne takie miejsce w tym stanie, a Bella raczej nie mogła się pomylić. Ona się nigdy nie myli. Sprawdzałem każde jedno nazwisko, gdy w pewnym momencie usłyszałem głos Ryana.

— Gavin! Tutaj! — Ruszyłem biegiem w jego kierunku, tak samo jak Bryce, a przy tym skręciłem w korytarz po mojej lewej.

Oboje dobiegliśmy do najstarszego z naszej trójki, na co ten pokazał nam tabliczkę z nazwiskiem, które cała nasza trójka znała doskonale.

— „Lockwood” — Spojrzeli na mnie, kiedy wyciągnąłem pistolet, aby w kolejnej chwili przestrzelić zamek i kłódkę.

Pchnąłem delikatnie metalowe drzwi, które wydawały się wyjątkowo lekkie, jak na zrobione ze stali, po czym całą trójką weszliśmy do środka.

— Jak tak wygląda więzienie dla istot nadnaturalnych, to niech mnie jakiś wampir przemieni. Mogę tu spędzić całe życie, jeżeli nic tylko bym nie musiał robić. — Zażartował Bryce, na co pokręciłem głową, a Ryan złapał się za swoją zażenowany.

— Ja nie wierzę, że jesteśmy z tego samego ojca i matki. — Westchnąłem cicho na jego słowa.

W tym momencie doszło mnie syknięcie kota, dlatego spojrzałem w tamtym kierunku. Pozostała dwójka zrobiła to samo, dzięki czemu zobaczyliśmy młodego chłopaka, którego wyraźnie przerażaliśmy, a przed nim stojącego w pozycji bojowej kota, który był w czarne prążki.

— Coście za — Zaczął, ale w tym samym momencie do pomieszczenia weszła dwójka dość młodo wyglądających dorosłych.

— Gray! Za mnie, natychmiast! — Odezwała się kobieta, która go zakryła własnym ciałem.

Szerzej otworzyłem oczy, kiedy tylko ją zobaczyłem. Miała rację. Niczym dwie krople wody.

— Bella miała rację, że praktycznie jest lustrzanym odbiciem swojej matki. — Wyraźnie zaskoczyła ich informacja, którą usłyszeli.

— Bella? — Zapytała kobieta, a ja kiwnąłem głową.

— Nie oczekuję, że państwo uwierzą mi na słowo, ale naprawdę nie zamierzamy wam nic zrobić. — Dwójka dorosłych na siebie spojrzała.

— Masz rację, nie uwierzymy. — Odpowiedział mi mężczyzna, którego włosy były w odcieniu ciemnego blondu, na co kiwnąłem głową.

— Nie musicie ufać nam. — Powiedziałem, jednocześnie sięgając do kieszeni. — Ale zaufajcie własnej córce. — Wyciągnąłem w ich kierunku kryształ, który dała mi Bella.

— Mamo, to jest — Chciał wyjść przed szereg, ale jego matka go powstrzymała.

Ja natomiast mu przerwałem.

— Powiedziała, że zrozumie Pani, jeśli go dotknie. — Dodałem, a ona spojrzała na mężczyznę obok, który po chwili lekko kiwnął głową.

Spojrzała na mnie podejrzliwie, a przy tym powoli i niepewnym krokiem ruszyła w moim kierunku.

— Uora, spokój. — Powiedziała w kierunku kota, a on spojrzał na nią tak, jakby chciał ją zabić.

Powaliło cię? Nie będę spokojna, kiedy są tutaj łowcy, Minerva! — Odezwał się, a ją za plecami słyszałem to, jak Bryce i Ryan szeptali o tym, że musi to być chyba chowaniec.

Bardziej wyciągnąłem rękę w kierunku kobiety, a ona nieufnie i cały czas patrząc mi w oczy wyciągnęła m moją stronę dłoń. Szybko zgarnęła kamień, by następnie chwycić go w obie dłonie. W tym samym momencie on lekko zalśnił, a z niego dało się usłyszeć głos Belli.

~ Możecie im zaufać, są ze mną. Nie zrobią wam krzywdy. Wyznają nieco inne priorytety, niż pozostali łowcy. Czekam na zewnątrz, bo nie dałabym rady dostać się do środka. Było tu zbyt dużo kamer, dlatego to nimi się zajęłam. Wiem, że teraz się obawiacie łowców jeszcze bardziej, ale tej trójce oddałbym w ręce własne życie, więc zaufajcie im.
Tak przy okazji, gotowi na to, aby po siedmiu latach ponownie zobaczyć świat zewnętrzny? ~

Kobieta się uśmiechnęła, a przy tym ze łzami w oczach spojrzała na swojego męża i syna.

— Cały prąd w budynku został wyłączony, więc musimy znaleźć inną drogę ucieczki. — Powiedziałem, a oni na mnie spojrzeli.

— Bella wywaliła cały prąd. — Odezwał się tym razem Bryce.

— Mogę otworzyć portal, ale bransoletka blokuje moją energię. — Powiadomiła kobieta, a pozostała dwójka do nas podeszła.

Po drodze chłopak zgarnął na ręce kota, któremu widocznie nie podobało się noszenie w ten sposób.

Gray, czy ja ci wyglądam jak worek ziemniaków, żeby mnie w ten sposób nosić? — Rzucił w jego kierunku.

— Wydaję mi się, że coś możemy zaradzić na tę bransoletkę. — Wtrącił się Ryan, który wyjął z kieszeni swój ukochany scyzoryk.

Kobieta wyciągnęła w naszym kierunku prawy nadgarstek, na którym znajdowała się bransoletka z drewnianych koralików, które były łączone metalowy łańcuszkiem. Jarząb....

Isabelle

Jęknęłam z bólu, a przy tym spróbowałam się podnieść, jednak nie byłam w stanie. Leżałam na ziemi. Co się...

— Obudziłaś się? — Stanęła nade mną moją przyjaciółka.

— Rochelle? — Odezwałam się nie rozumiejąc całej sytuacji, która w tym momencie wróciła mi do pamięci.

Uderzyła mnie, a ja straciłam przytomność. Po jakie licho to zrobiła?

— Przepraszam, nie chciałam tak mocno cię uderzyć. — Przykucnęła przy mnie i sięgnęła do mojej głowy, a ja syknęłam z bólu, kiedy jej tylko dotknęła.

Gdy zabrała dłoń, jej palce zrobił szkarłat, co znaczy, że przy uderzeniu musiała mi nieco rozciąć skórę.

— Co ty wyprawiasz? — Zapytałam, na co się uśmiechnęła i zlizała moją krew z palców.

— Za długo by tłumaczyć. Powiem ci tylko tyle. Można powiedzieć, że zdobywam zakładnika. — Zmarszczyłam brwi, jednocześnie kręcąc głową.

— Co? — Podniosła się i odeszła kawałek, głośno się przy tym śmiejąc.

Sięgnęła do tylnej kieszeni swoich spodni, jednak przez pelerynę nie byłam w stanie dostrzec po co.

— Dwa słowa, jedna osoba. Minerva Lockwood. — Powiedziała, a przy tym odwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy, jednak ten był wyjątkowo zło wieszczy, jak na nią. — Gdy twoja matka zobaczy cię w takim położeniu, a w dodatku z różdżką przyłożoną do głowy — Uniosła owy przedmiot w prawej dłoni. — nie będzie miała wyboru, jak tylko zrobić to, co zażądam. — Przewróciłam się na brzuch, a przy tym uniosłam  na nią wzrok.

— Rochelle — Odezwałam się zaniepokojona jej słowami.

— Chcąc uratować kochaną córeczkę, nie będzie miała wyboru, jak tylko oddać mi swoją moc. Wystarczająco już przeżyła, więc no rozumiesz. — Pokręciłam  głową nie dowierzając w to, co w ogóle słyszę.

— Ty chcesz — Przełknęłam ślinę. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas byłaś — Uśmiechnęła się złośliwie.

— Wdową? — Zapytała, a ja widziałam to, że jej oczy były w tym momencie całkowicie martwe. — Tak. — Po swojej odpowiedzi ponownie się zaśmiała, a ja szeroko otworzyłam oczy, kiedy tylko to przyznała.

Dam, dam, dam!
Mam nadzieję, że nikt się tego nie spodziewał xD

Dajcie znać koniecznie, a także jak ogólnie się podobał rozdział!

Coś czuję, że wiele osób zaskoczyłam końcówką!

Do następnego! (Wtorek)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro