Rozdział 1 - "Magia, wiedźmy i strata"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przygotujcie sobie pićku i jedzonko, bo rozdział ma ponad 3k słów.
(Rozpisałam się)
Miłej lekturki!
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba!

Naciągnęłam włosy, aby mocniej zacisnąć gumkę na nich, po czym już ubrana w czerwoną bluzkę na długi rękaw i jeansowe, krótkie spodenki ruszyłam piętro niżej. Enigma ruszyła za mną, zamieniając się przy tym w małego, ale grubego chomika, który siedział mi na ramieniu. Zbiegłam po schodach, aby w kolejnej chwili wejść do jadalni, gdzie tata rozkładał talerze. Grayson siedział na krześle i bawił się swoimi palcami. Spojrzał w moim kierunku, kiedy mnie zauważył w wejściu, ale ja od razu pobiegłam do kuchni, gdzie mama przygotowywała śniadanie. Oparłam się ramionami o blat, aby zobaczyć to, jak gotuje. Enigma zeskoczyła z mojego ramienia, aby w kolejnym momencie podejść do mamy i podkraść jej kawałek sałaty, który zaczęła jeść. Kobieta na jej ruch się zaśmiała, a Uora syknęła na stworzenie.

- Uora, spokój. - Wskazała na kota chowańca nożem, a on wskoczył na parapet, gdzie była ułożona jego poduszka.

- Pomóc ci w czymś, mamo? - Spojrzała na mnie, po czym założyła mi za ucho wychodzące z mojej kitki włosy.

- Już praktycznie skończyłam, ale przygotuj się na to, że po śniadaniu idziesz ze mną na targ. - Kiwnęłam głową, po czym wyciągnęłam dłonie do Enigmy, która złapała kawałek sałaty, a następnie wskoczyłam na moje dłonie.

Zabrałam ją do jadalni, gdzie usiadłam zaraz obok mojego młodszego brata, który uważnie przyglądał się Enigmie, która zajadała się sałatą. Tata uśmiechnął się, a przy tym pogłaskał mnie po głowie, tym samym sprawdzając moją ranę na czole, która powstała w nocy, kiedy straciłam przytomność przez tamten wybuch. Podniosłam na niego swoje niecodzienne, jaskrawe żółtozielone tęczówki. Po chwili z kuchni przyleciały talerze, na których znajdowało się jedzenie. Mama wyszła z pomieszczenia zaraz za nimi, a przy jej nogach biegła Uora, która po chwili zajęła miejsce na stole przy kwiatach.

- Uora znowu udaje figurkę? - Odezwał się tata.

- No cóż, w innym świetle patrząc, można by było ją uznać za mumię. - Zaśmiał się na słowa mamy, tak samo jak ja i Gray.

- Czy ja ci wyglądam jak mumia?! Nie jestem owinięta w papier toaletowy! Jestem Chowańcem! Może i mam te pięćset lat na karku, ale nie nazywaj mnie mumią, Minerva! - Syknęła na mamę Uora, która uniosła grzbiet i zjeżyła swoje jasne futro, na co ta również się roześmiała.

Chowańce. Najbardziej oddane stworzenia, które rodzą się w tym samym momencie co my, przez co mogłoby się wydawać, że mamy od urodzenia dwie dusze. Przychodzą na świat razem z nami i umierają w tym samym dniu co my, wiedźmy. Są naszymi stróżami, druhami, przyjaciółmi lub po prostu rodziną. Mimo tego są one bardzo humorzaste. Aby je przywołać na nasz świat z wymiaru, w którym one dorastają i kształtują swoją formę, musimy jakby „dać" zapłatę. Temu poświęciłam dla Enigmy diament. Jedna z najbardziej powszechnych zapłat. Jak już wspomniała Uora, ma ponad pięćset lat, czyli tyle samo, ile ma mama. W młodości podobno użyła jakiegoś zaklęcia, przez co się nie starzeje i nie może umrzeć. Gdy znalazła sposób, aby zdjąć z siebie te mękę, poznała tatę. Postanowiła wtedy zostawić zaklęcie. Nie chciała go opuścić, bo się najzwyczajniej w świecie zakochała. Wracając do tematu. Chowańce kształtują swoją formę przez pierwsze osiemnaście lat życia wiedźmy, a przynajmniej tak było napisane w księgach mamy. W czasie tego okresu przyjmują postać zwierzęcia, z którym najbardziej się utożsamia nasz charakter. Przykładowo Uora nie jest tak naprawdę kotem domowym, a białym tygrysem, jednak z lenistwa nie chcę jej się powiększać do jej normalniej postury. Czyli mama jest typem matki, która będzie nas broniła po trupach. Może dlatego Enigma zmienia ciągle postać? Nie ukształtowała się jeszcze, bo nie ma jednego zwierzęcia, z którym bym utożsamiała swój charakter. No mniejsza.

- O czym myślisz, Bella? - Zapytał Gray, kiedy zauważył mój zamyślony wyraz twarzy, a ja tylko pokręciłam głową.

- Mamo, dlaczego jesteśmy w stanie słyszeć Uorę? - Zapytałam, a ona oparła się na prawej ręce.

- Jakby ci to wytłumaczyć? Przy zaklęciu przywołującym jest zdanie „Złącz się ze mną." - Kiwnęłam głową. - Teoretycznie chowaniec i wiedźma są złączeni od dnia narodzin, ale nie każdy to rozumie. To nie jest złączenie całkowite, a więź między nimi. - Pogłaskała Uorę po głowie. - Ja ją słyszę od momentu, kiedy ją przywołałam, ale wy możecie ją usłyszeć, bo ona na to pozwala. „Pożycza bez pytania" nieco mojej mocy i wypuszcza ją do powietrza. W jakiś sposób się ona z wami łączy i dzięki temu możecie ją słyszeć. Rozumiesz? - Pokiwałam głową, a przy tym szeroko się uśmiechnęłam.

- Enigma, ty też umiesz? - Zapytałam, ale zostałam całkowicie zignorowana.

- Tego szczura bardziej interesuje liść sałaty, aniżeli ty, dziecinko. - Prychnął chowaniec mamy, na co ta ją zrzuciła ze stołu.

Parę sekund później usłyszałam kocie warczenie, przy którym Uora urosła do swojego normalnego wyglądu i spojrzała groźnie na czarnowłosą kobietę.

- Nie przezywaj chowańca mojej córki, pchlarzu. - Pogroziła jej zielonym płomieniem, który powstał w jej dłoni, a tygrys się nieco skulił, po czym ruszył w kierunku kanapy, na której się następnie położył.

Wszyscy po chwili wróciliśmy do jedzenia śniadania, przy którym rozmawialiśmy na nieco inne tematy, niż magia i tego typu sprawy. Po śniadaniu mama oczywiście użyła magii, aby posprzątać, po czym powiedziała mi, że za dziesięć minut wychodzimy na targ. Kiwnęłam głową, po czym pobiegłam w kierunku drzwi, aby wciągnąć na nogi moje buty, które długością sięgały mi do kolan. Enigma przybrała swoją pierwotną formę latającej mazi, aby po chwili wylądować na mojej głowie jako kruk. Weszłam na pudło, aby sięgnąć do wieszaka, jednak mama złapała za moją czerwoną pelerynę, którą następnie zarzuciła mi na plecy i zawiązała na przodzie kokardę. Sama również się ubrała, jednak ona miała na sobie granatowy materiał, który od spodu był innego koloru. Założyła buty, które również sięgały jej do kolan, a także złapała za PWBD. Po chwili pożegnałyśmy się z tatą i Graysonem, po czym wraz z Enigmą i Uorą, która przyjęła swoją prawdziwą formę wyszłyśmy z naszego domu. Mój chowaniec już po chwili wzleciał z mojej głowy, aby szybować nad nami przez całą drogę.

- Bella. - Zwróciła moją uwagę mama, kiedy zaczęłam biegać po slalomie, między drzewami.

- O co chodzi, mamusiu? - Zatrzymałam się, a przy tym spojrzałam w jej kierunku.

- Jak byś zinterpretowała „Magię"? - Opuściłam wzrok, aby się nad tym zastanowić, a przy tym podeszłam do mamy.

Uśmiechnęła się widząc moją zamyśloną twarz, po czym pogłaskała mnie po głowie. Podniosłam na nią wzrok, kiedy zaczęła mówić.

- Nie wszyscy wiedzą jak to zinterpretować, ale kiedy żyje się tak długo, jak ja, przemyślenia na takie tematy przychodzą same. Według mnie jest to coś więcej, aniżeli jakaś duchowa energia. Magia to nie jakieś wierszyki, klejnoty, czy inne bibeloty. To, co dla ludzi jest herezją, dla nas, wiedźm, jest codziennością. Magia jest wszędzie dookoła nas. My same nią jesteśmy. - Złapałam mamę za rękę, a ona spojrzała na ścieżkę, która rozpościerała się przed nami.

Po jakimś czasie zatrzymałyśmy się na granicy lasu, w którego głębi znajduje się nasz dom. Obie założyłyśmy na głowy kaptury naszych peleryn. Gwizdnęłam, a Enigma niemal natychmiastowo wylądowała na moim wyciągniętym przed ramieniu. Zbliżyłam je do swojego ramienia, a chowaniec natychmiastowo na nim usiadł. Po chwili ruszyłyśmy do miasta, gdzie magię można było spotkać na każdym kroku. Widziałam to, jak wiele osób spoglądało na nas zaciekawione. Kilkukrotnie słyszałam, że mówią między innymi o mnie i o Enigmie. Podniosłam wzrok na mamę, która szła z podniesioną głową, którą zniżała za każdym razem, kiedy ktoś się jej ukłonił, aby oddać szacunek. Mimo wszystko mama jest pierwszą wiedźmą, która w ogóle przyszła na świat. To ona stworzyła ten wymiar, w którym wiedźmy nie muszą się ukrywać. Gdzie nie muszą udawać kogoś, kim nie są. Mama jest najpotężniejszą kobietą, która chodzi po tym miejscu, a ja, jako jej córka, mam zostać jej następczynią. Dużo się ode mnie wymaga, ale nie przeszkadza mi to. Chcę być tak silna lub nawet i silniejsza od mamy, dlatego bez jej wiedzy czasami chodzę do lasu i ćwiczę zaklęcia. Nie chcę jej zawieść.

- Mamo, po co przyszłyśmy na targ? - Zapytałam, kiedy to zeszłyśmy na chodnik po lewej stronie, gdzie ciągnęły się zarówno kolorowe domy, jak i sklepy o równie barwnych wystawach.

- Niespodzianka na urodziny. - Powiedziała tajemniczo, dlatego opuściłam wzrok zastanawiając się nad jej słowami.

Już po chwili zatrzymałyśmy się pod sklepem, gdzie na szyldzie widziałam napis „Księgi Magiczne Mountgomery". Spojrzałam na kobietę z lekko uchylonymi ustami, a ona się szeroko uśmiechnęła.

- Skoro tak chętnie rzucasz zaklęcia, przydałaby ci się własna księga czarów. - Wzruszyła ramieniem, a ja do niej podbiegłam ucieszona i przytuliłam ją z całej siły, na co się cicho zaśmiała.

Weszłyśmy do środka, gdzie znajdowało się od groma półek z książkami. Rozglądałam się dookoła, ale pobiegła za mamą, kiedy to zatrzymała się przy ladzie.

- Czym mogę służyć? - Zapytał starszy mężczyzna, który miał na głowie nieco zniszczony cylinder.

- No powiedz panu po co przyszłyśmy. - Zachęciła mnie mama, dlatego podeszłam do blatu.

- Po moją pierwszą, własną księgę czarów. Mogę sobie jakąś wybrać?- Starszy pan się cicho zaśmiał, a przy tym założył ręce za plecami.

- To nie ty wybierasz księgę, tylko ona ciebie. - Mrugnęłam kilka razy, bo nie zrozumiałam o co mu chodzi. - Wiesz co znaczy napis na szyldzie mojego sklepu? Mam na myśli ten pod jego nazwą. - Pokręciłam głową na boki. - „Księga to nie kartki, bowiem życie ma swe. Przejdź obok właściwej, a wybierze cię." - Spojrzałam na półki z książkami.

- Czyli mam rozejrzeć się po sklepie i czekać, aż któraś księga mnie wybierze? - Mężczyzna kiwnął głową.

- Bardzo mądra z ciebie dziecinka. - Powiedział, a ja się odwróciłam, po czym zaczęłam chodzić po sklepie, jednocześnie rozglądając się po półkach i słuchając tego, jak moja mam rozmawia z właścicielem sklepu.

Po kilku minutach, podczas których spacerowałam po obiekcie i znajdywałam rzeczy, o które chciałabym zapytać mamę, wróciłam do lady z pustymi rękoma. Oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni.

- Żadna mnie nie wybrała. - Powiedziałam smutno, a przy tym opuściłam wzrok.

- Proszę moment poczekać. - Powiedział sprzedawca, który na moment odszedł od lady, aby zniknąć na zapleczu.

- Dlaczego żadna mnie nie wybrała? - Zapytałam mamę, a ona pogłaskała mnie po policzku.

- Może którąś półkę ominęłaś. - Powiedziała, a w tym samym momencie wrócił do nas mężczyzna w cylindrze, który miał na sobie czerwoną kamizelkę od garnituru i jakąś chustkę zawiązaną na szyi.

- Wczoraj z samego rana dostałem trzy nowo stworzone księgi. Są wyjątkowo potężne, czego można było się domyślić po tym, że każda osobno była schowana w pieczętującej moc skrzyni. - Wyciągnął je przed nami.

Każda jedna miała na sobie dziurkę na klucz, a przy tym były w różnych odcieniach. Jedna była fioletowa, druga pomarańczowa, a ostatnia czerwona. Spojrzałam na mamę, a ona kiwnęła głową, choć widziałam, że nieco zaniepokoiła ją wiadomość o tym, że te księgi są tymi potężniejszymi. Najpierw podeszłam do tej, której kolor podobał mi się najbardziej, czyli do pomarańczowej skrzyni, jednak gdy chciałam jej dotknąć, nagle podskoczyła czerwona. Dwójka dorosłych zwróciła na to uwagę, dlatego mężczyzna zabrał pozostałe dwie i zostawił tylko tę jedną. Po chwili wyjął z kieszeni pęczek kluczy, z którego zdjął jeden, który był dosyć duży i stary, a przy tym nieco mienił się na czerwony kolor pod światło. Włożył go do dziurki, aby w kolejnym momencie otworzyć skrzynię, w której znajdowała się księga, która w całości była czerwona. Na rogach okładki znajdowały się metalowe, ozdobne narożniki. Na samym środku była klamra, o którą była zaczepiona zakładka, która dodatkowo zamykała księgę.

- Weź ją do rąk. - Powiedział starszy pan, a ja zrobiłam jak kazał.

Gdy tylko jej dotknęłam, poczułam to, jak potężna jest. Po całym moich kręgosłupie przebiegł dreszcz, a przy tym miałam mrowienie na powierzchni całej mojej skóry. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na mamę, która się do mnie uśmiechnęła i kiwnęła głową. Otworzyłam klamrę, aby w kolejnej chwili zobaczyć pierwszą stronę, na której w trybie natychmiastowym zaczęło się pojawić moje imię i nazwisko. Isabelle Miranda Lockwood.

- Gratuluję. - Podniosłam wzrok na właściciela sklepu. - Wybrała cię. - Kiwnęłam głową, a przy tym się uśmiechnęłam szeroko i entuzjastycznie pokiwałam głową.

Odłożyłam ją do skrzyni, a mężczyzna ponownie ją zamknął i wręczył mi klucz, który schowałam do kieszeni. Następnie złapałam za ciężką skrzynkę, a mama się zaśmiała na mój ruch. Pogłaskała mnie po głowie, po czym zapłaciła za księgę. Po chwili wyszłyśmy ze sklepu na zewnątrz, gdzie czekała Uora i Enigma.

- Gdzie jeszcze, mamo? - Zapytałam, kiedy to ruszyłyśmy dalej.

- Muszę kupić składniki magiczne, które ktoś mi wykorzystał na przyzwanie chowańca. - Powiedziała, a przy tym na mnie spojrzała wymownie, na co się cicho zaśmiałam.

Weszłam za nią do kolejnego sklepu, a przy tym przyglądałam się wszystkim ziołom, proszkom i wielu innym składnikom do tworzenia zaklęć specjalnych, do których potrzebny jest kociołek. Zatrzymałam się, kiedy zobaczyłam półkę z magicznymi artefaktami, o których ostatnio czytałam. Niektóre mogą podobno zwiększyć moc pięciokrotnie, ale je trzymać przy źródle naszej mocy, kiedy wymawiamy zaklęcie. W pewnym momencie mój wzrok zahaczył się na pięknym kamieniu, który mienił się na inny kolor w zależności od światła.

- Minerva, co potrzebujesz? - Zapytała sprzedawczyni, a mama cicho westchnęła.

- Drobno mielonego pyłu księżycowego, przesądów szczęścia ludzkich kultur, kłów wilkołaka, wody Lethe, krwi gorgony, oczu traszki, nasion mandragory, korzenia cykuty, smoczych łusek, korzenia tojadu, suszonych liści naparstnicy i śluzu ślimaka. - Oparła się o blat mama, a kobieta spojrzała na nią zaskoczona.

- Co przywoływałaś? - Mama się zaśmiała.

- Nie ja. - Spojrzała na mnie, jak przyglądam się kolorowemu kamieniowi. - Oko druidów? Kiedy dostaliście? - Zwróciła się do kobiety, która wszystko chowała do PWBD mamy.

- Ostatnio przyszło, ale nikt jeszcze nie zwrócił uwagi, choć jest jednym z rzadszych artefaktów. Córka ma niezłe oko. - Mama się uśmiechnęła.

- Je też wezmę. Nie wiadomo kiedy znowu się nadarzy okazja, aby je kupić. - Spojrzałam na czarnowłosą, a ona się do mnie uśmiechnęła.

- Witaj, Bella. - Odezwała się do mnie kobieta, a ja się do niej uśmiechnęłam.

- Dzień dobry, Pani North. - Odpowiedziałam jej i podałam mamie kamień.

Sprzedawczyni od razu wszystko policzyła, a mama za wszystko zapłaciła. Po chwili ruszyłyśmy w kierunku domu, gdzie na granicy z lasem obie zdjęłyśmy z głów kaptury. Cały czas niosłam moją księgę czarów, aż w pewnym momencie zobaczyłam to, jak Enigma ją ode mnie zabiera, przy okazji przybierając formę tygrysa, który niósł skrzynkę w paszczy. Takiego samego, jakim jest Uora, która właśnie próbowała zabić ją swoimi błękitnymi oczami. Mama pokręciła głową na zachowanie swojego chowańca, a ja się tylko na to zaśmiałam.

- Mamo. - Zwróciłam jej uwagę, a ona na mnie spojrzała. - W sklepie pana Mountgomerego widziałam kilka rzeczy, których ty nigdy nie używałaś. Nie widziałam ich nawet w domu. - Zmarszczyła lekko brwi.

- Mianowicie? - Zapytała, a ja spojrzałam przed siebie.

- Różdżka. - Szłam dalej, jednak zatrzymałam się, kiedy zauważyłam to, że mama została w tyle. - Mamo? - Odezwałam się, a ona na mnie spojrzała.

- Za długo by tłumaczyć. - Powiedziała, kiedy znalazła się przy mnie i pogłaskała po głowie.

Kiwnęłam głową, po czym ruszyłyśmy do domu, gdzie tata oraz Grayson znajdowali się na zewnątrz i rąbali drewno do kominka. Gdy tylko zauważyłam mojego młodszego brata, od razu pobiegłam w jego kierunku, aby go podnieść i okręcić się z nim kilkukrotnie wokół własnej osi. Głośno się zaśmiał na mój ruch. Tata i mama się uśmiechnęli na nasz widok, kiedy to tak zakręciło mi się w głowie, że wylądowałam z moim młodszym braciszkiem w stercie jesiennych liści.

- Wróciłyśmy. - Powiedziała mama, która trzymając moją księgę podeszła do taty.

Na mnie i Graysona za to wskoczyła Enigma, która ponownie zmieniła się w małego niedźwiadka, z którym zaczęliśmy się ganiać między drzewami. Rodzice się zaśmiali, kiedy zaczęłam udawać jakiegoś potwora i gonić pozostałą dwójkę.

- Dwa... i pół stworka? - Odezwał się tata, a mam się roześmiała na to, jak nas nazwał.

- Dwójkę urodziłam. O tej połówce nic nie wiem. - Teraz on się zaśmiał, a przy tym oboje usiedli na schodach przy ganku.

Uora położyła się za mamą, a przy tym ponownie zamieniła się w małego kota domowego. Tata objął czarnowłosą ramieniem, o które ta się oparła i oboje się nam przyglądali, jak biegaliśmy po ogrodzie. Takie szczęśliwe chwile towarzyszyły nam każdego jednego dnia. To były momenty, kiedy nie musieliśmy się niczym martwić. Czyli coś, co zdarzało się u nas w domu niezwykle rzadko. Zmartwienia. Dla nas, szczęśliwej rodziny one praktycznie nie istniały. Wieczorem, kiedy przeglądałam moją księgę czarów, zostałam zawołana przez rodziców. Ukryłam swoją księgę w wymiarze, który stworzyłam, po czym wstałam z mojego łóżka i zbiegłam piętro niżej. Było ciemno. Przy mnie niemal natychmiast znalazła się Enigma, która ponownie przybrała formę gluta. Powoli ruszyłam do jadalni, gdzie widziałam delikatną poświatę, a gdy tam weszłam, moich uszu doszedł dźwięk piosenki urodzinowej. Zaskoczona spoglądałam na to, jak ogień tlił się na świeczkach, które były wbite w tort. Podeszłam do stołu, a gdy cała trójka skończyła śpiewać, zdmuchnęłam płomień, jednocześnie myśląc życzenie, jako że chciałabym być tak samo silna, jak mama albo i nawet silniejsza. Po chwili wszyscy mi składali wszystkiego najlepszego. Przez większość wieczoru dobrze się bawiliśmy.

- Zobaczmy, jak byś wyglądała. - Powiedziała mama, która założyła mi swoją pelerynę i kaptur.

- Pełnoprawna wiedźma. - Odezwał się tata, który przy okazji starł nieco kremu od tortu z mojego policzka. - Księgę ma, granatowa peleryna jest, chowańca przywołała. O czymś zapomniałem? - Zapytał mamy, a ona się uśmiechnęła.

- O tym. - Dała mi do ręki kolorowy kamień, na który patrzyłam w sklepie. - Artefakty wiedźm. Noś go zawsze przy sobie. - Pogłaskała mnie po głowie, a ja na jej prośbę poprawiłam się na kolana, aby spojrzeć jej w oczy.

- Będę nosić. Obiecuję. - Uśmiechnęła się na moje słowa, tak samo jak tata. - Uora, zostaw Enigmę! - Krzyknęłam na kota, który zamachnął się łapką na mojego chowańca.

Zeskoczyłam z krzesła, po czym podbiegłam w ich kierunku, aby odgonić jedno od drugiego. Biały kot w ciemniejsze paski ruszyła do mamy, która pokręciła głową, a ja przytuliłam mojego kochanego przyjaciela, który teraz zamienił się we fretkę. Słyszałam to, jak mama dawała reprymendę Uorze, ale w tym samym momencie moich uszu doszedł dźwięk kołatki, która uderzała o drzwi. Podeszłam do nich, aby zobaczyć kto to taki. Uchyliłam powłokę dzięki czemu zobaczyłam piątkę dorosłych mężczyzn. Rozejrzałam się po nich, dzięki czemu dostrzegłam to, że każdy z nich miał przy pasku broń. Przełknęłam ślinę, a przy tym się cofnęłam.

- Bella? - Usłyszałam głos Graysona, dlatego spojrzałam w jego kierunku.

Rodzice spojrzeli w moim kierunku i przerazili się tym, kiedy ci ludzie weszli do środka. U mamy jednak to nie był czysty strach. To był gniew i determinacja.

- Łowcy... - Odezwał się cicho tata, a mój młodszy brat niemal od razu stanął za Uorą, która zamieniła się w tygrysa.

- Bella, odsuń się od drzwi! - Rozkazała mama, a ja już chciałam do nich podbiec, ale ktoś złapał mnie za łokieć.

Krzyknęłam przerażona, a moja matka zaczęła inkantować zaklęcie pod nosem, kiedy wyciągnęła w moim kierunku dłoń.

- Zabierz stąd, zabierz daleko. Portal stwórz, uratuj, ochroń niczym anioł stróż. - Poczułam to, jak nagle pod moimi nogami straciłam grunt i wpadłam do portalu, który stworzyła mama, jednak nadal byłam trzymana przez mężczyznę, więc bardziej w nim wisiałam.

Jeśli portal się zamknie, zostanę przepołowiona.

- Ogniu piekielny, powstań w mej ręce. Niechaj wszyscy po złej stronie, zginą w okropnej męce! - Rzuciła kolejne zaklęcie w kierunku mężczyzny, który chcąc uniknąć ataku, puścił mój łokieć.

- MAMO! TATO! GRAY! - Krzyknęłam nim wpadłam do portalu, a on niemal natychmiastowo się zamknął.

Spadałam przez moment, aż nagle wypadłam z niego na jakiś trawnik. Jęknęłam z bólu spowodowanego twardym lądowaniem, po czym się rozejrzałam. W oddali widziałam wysokie budynki, których nigdy wcześniej nie widziałam. Dodatkowo dostrzegłam dużą łunę światła, która również była widoczna przy tych wieżach. Usłyszałam ciche piszczenie, dlatego się rozejrzałam. Zobaczyłam Enigmę, która skakała w moim kierunku, jako szynszyla. Przytuliłam ją do siebie, a w tym samym momencie przekazała mi ona wiadomość od mamy, która brzmiała „Uciekaj i nikomu nie zdradzaj tego, kim tak naprawdę jesteś. Wejście do naszego Salem zostało znalezione. Schwytają nas, ale chociaż ty musisz się uratować, Isabelle. Jesteś moją córką, więc tylko ty możesz znaleźć sposób, aby nas uwolnić z rąk łowców wiedźm.". W oczach poczułam zbierające się łzy, które już po chwili spłynęły po mojej twarzy. Mocniej przytuliłam Enigmę, a ona polizała moje ucho.

Uchyliłam powieki, które były mokre od łez, po czym podniosłam się do siadu. Na moje kolano niemal natychmiastowo wskoczyła Enigma, która była w formie fretki. Widziałam w jej oczkach, że się martwiła, a ja tylko osuszyłam twarz rękawem koszulki, po czym uśmiechnęłam się smutno, jednocześnie głaszcząc jej małą główkę.

- To nic takiego. To tylko ten sam sen. Ten sam, który widzę od siedmiu lat w dzień moich urodzin. - Powiedziałam cicho, po czym zdjęłam Enigmę na łóżko i wstałam.

Pierwszy za nami!
Jak się podobało wprowadzenie do historii?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro