Rozdział 16 - "Wyznanie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj nieco dłuższy, niż ostatnie kilka. Ten ma prawie 4,3k. 

Będzie uroczo i czasami trochę śmiesznie, także życzę wam miłego czytania!

Btw byłabym wdzięczna za komentarze :)

Wróciłam do siebie, kiedy to Toby podrzucił mnie tu po drodze do szpitala. Widziałam w jego oczach to, jak bardzo szczęśliwy był z powodu tego, że zaklęcie się udało. Zdjęłam płaszcz, po czym ruszyłam do siebie do pokoju. Sporo się dzisiaj działo. Zarówno dobrych, jak i tych gorszych rzeczy. Głównie mam na myśli rękę Gavina, która była zabandażowana. Nadal mam złe przeczucie, że nie jest to poparzenie po zwykłym płomieniu, ale przecież do niego nie zadzwonię i nie zapytam, czy nie dostał przypadkiem ogniem piekielnym. Natychmiastowo by mnie odkrył. Z mojego zamyślenia wybił mnie dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, by w kolejnej chwili zobaczyć, że dzwoni do mnie właśnie Gavin.

— Halo? — Odezwałam się, gdy tylko odebrałam, a przy tym rzuciłam moje rzeczy na krzesło od toaletki.

No hej. — Niemal natychmiastowo usłyszałam w jego głosie, że nie jest z nim najlepiej.

Czyli tamten kaszel, to nie było nic takiego i go rozłożyło na koniec dnia. Mam tylko nadzieję, że to nie jest skutek tego, że dostał ogniem piekielnym. Jego moc może i trafia w jedno miejsce, ale żniwa zbiera w całym ciele. Do tego ból jest praktycznie niewyobrażalny. Można to wyleczyć tylko magią.

— Nie brzmisz najlepiej. — Zauważyłam, a przy tym złapałam za pasek, który miałam przy spodniach.

Dzwonię właśnie w tej sprawie. Chłopacy zmusili mnie do tego, żebym zmierzył sobie temperaturę i się okazuję, że mam trzydzieści osiem stopni, więc jutrzejszy wypad się chyba nie uda. Przepraszam, Bella. — Po swoim wytłumaczenia zaczął kaszleć.

— Nie szkodzi. Zdrowie jest ważniejsze, niż wypad do kina. — Zaczęłam zdejmować mój ciepły sweter. — Poza tym już wcześniej zauważyłam to, że nie wyglądałeś najlepiej. — Zauważyłam, a on mruknął coś w odpowiedzi.

Jeszcze raz przepraszam. — Wypuściłam powietrze z płuc.

— Gavin, nie jestem zła, ale jak jeszcze raz mnie przeprosisz za nic, to się wkurzę, z powrotem ubiorę i do ciebie przyjadę, żeby cię trzasnąć. — Zaśmiał się na moje słowa.

Co miało znaczyć, że się z powrotem ubierzesz? Rozmawiasz ze mną, jak jesteś naga? — Opuściłam wzrok na siebie.

Byłam aktualnie w samej bieliźnie, a przy tym złapałam za spodnie od swojej piżamy, które zaczęłam natychmiastowo zakładać na moje nogi.

— Marz sobie dalej. — Powiedziałam, a przy tym mentalnie dałam sobie przez łeb.

A mam? No dobra. — Odpowiedział ze śmiechem, a ja tylko oblizałam usta ze zdenerwowania.

— Bierz leki i do łóżka. Na razie. — Nim się rozłączyłam, usłyszałam tylko ciche „dobranoc", ale była to pewnie kwestia tego, że odsunęłam już komórkę od ucha.

Po chwili rzuciłam telefon na łózko, by w kolejnej chwili ponownie spojrzeć na runy, które znajdowały się na suficie. Założyłam koszulkę, a w tym samym momencie usłyszałam dźwięk wiadomości. Spojrzałam na komórkę, dzięki czemu wiedziałam, że była ona od Gavina. Zaśmiałam się na to, co mi on napisał.

~Idę sobie pomarzyć.~

— Głupek. — Powiedziałam sama do siebie, po czym podłączyłam ładowarkę do gniazdka.

W kolejnym momencie już leżałam w swoim łóżku. Do mojej głowy niemal natychmiastowo wróciła sytuacja z mieszkania Tobyego, gdzie używałam magii. To było miłe uczucie. Znowu czarować, a przy tym nie mieć obaw, że ktoś cię zauważy. Już dawno nie używałam tak silnego zaklęcia. Czułam to, jak cała moc przepływała mi przez żyły. Jak w nich buzowała. Czułam tę adrenalinę, która już dawno się u mnie nie ujawniała. Ten dreszczyk emocji, który chciałabym czuć częściej, ale wiem, że nie mogę. Mimo wszystko w takim przypadku zostałabym odkryta przez większą ilość osób, niż bym tego chciała. I tak już złamałam prośbę mamy, abym się ukrywała. Wbijam w nią coraz więcej igieł, kiedy tylko jestem blisko Gavina. Równie dobrze można by mnie było nazwać zdrajczynią własnej społeczności, a mi nawet by to nie przeszkadzało. Tak, nie obchodzi mnie to, co by o mnie ktoś mówił. Westchnęłam cicho, a przy tym przewróciłam się na prawy bok. Uczucia, którymi darzę Gavina nie powinny mieć prawa bytu, ale nie potrafię się ich wyzbyć. Trochę tak, jak przy pieleniu chwastów, gdy chciałoby się wyrwać rozłogi czy kłącza. Nawet jeśli coś z nich zostanie w ziemi, to one na nowo wyrosną i to do tego jeszcze bardziej będą one upierdliwe. Muszę się po prostu pogodzić z tym, że nie ważne co bym zrobiła, to moje uczucia co do chłopaka nie znikną. Nawet gdybym użyła na sobie zaklęcia, dzięki któremu nic bym nie czuła, to ono by dalej istniało. Po prostu bym go nie odczuwała. Zamknęłam oczy, by następnie oddać się w ręce spokojnego snu.

Uchyliłam powieki, dzięki czemu zobaczyłam to, że po raz kolejny jestem w tym diabelskim lesie. Westchnęłam zirytowana, a przy tym zaczęłam się rozglądać. Coraz bardziej jestem poddenerwowana tymi snami, czy wizjami. Już sama nie wiem o co z nimi chodzi. Co drugą noc się one pojawiają, a ja kompletnie ich nie rozumiem. Naprawdę muszę kupić jakiś zeszyt do ich zapisywania, a potem na spokojnie nad nimi poślęczeć. Innej opcji nie widzę. W tym momencie natrafiłam na rozmazaną postać, ale tym razem wyglądała ona inaczej. Zawsze widywałam sylwetkę kobiety, a dzisiaj stał przede mną mężczyzna, albo młody chłopak. Nie jestem pewna.

Bllae, ręszop. jaZdźn sna. yT om. Tj ao, ine zojnapesz? Znowu to cholerstwo.

Co to ma być, jakiś szyfr?! Chwila moment. Szerzej otworzyłam oczy, kiedy to w końcu zrozumiałam, czemu kompletnie nic z tego nie rozumiem. Magia ochronna, aby nikt nie mógł rozszyfrować tego, co ktoś próbuje mi przekazać! No jasne! Litery w słowach się mieszają.

Powtórz... Poprosiłam, aby następnie się schylić i zapisywać to wszystko na ziemi, która była pokryta zarówno piachem, jak i runem leśnym.

Jego usta się poruszały, ale kompletnie nic z tego nie słyszałam. Nie! Nie teraz, błagam! Zapisałam tylko to, co udało mi się wyczytać z ruchu warg, jednak w tym samym momencie poczułam to, że ktoś się do mnie zbliża od tyłu, dlatego się niemal natychmiastowo odwróciłam, co skończyło się tym, że zostałam czymś uderzona w głowę. Padłam na ziemię, która niemal natychmiastowo się rozstąpiła, a ja zaczęłam spadać w nicość. Postać chciała mnie złapać, jednak nie zdążyła. Czułam ten niepokój, który kotłował się dookoła mnie, kiedy to spadałam w ciemność. Tym razem jest inaczej, niż w reszcie snów. Tym razem to co czuję, jest prawdziwe. Coś się dzieje w rzeczywistości. No już, Bella. Uspokój się i spróbuj się obudzić. To się nie dzieje naprawdę. W tym momencie poczułam to, jak coś mnie złapało za policzki, które następnie ścisnęło. Uchyliłam powieki, a moim oczom ukazały się wszystkie wiedźmy, które zostały zabite siedem lat temu.

Zdrajczyni! Krzyknęły wszystkie, a ja czułam to, jak ogarnia mnie przerażenie.

Gwałtownie się podniosłam na łóżku, a przy tym czułam to, jak się cała trzęsę. Miałam tak przyśpieszony oddech, że praktycznie dyszałam. Do tego byłam cała spocona. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio śnił mi się jakiś koszmar. Rozejrzałam się po pokoju, ale jedyne co zobaczyłam, to przejaśniające się niebo, które z ciemno granatowego, bądź czarnego, zaczyna się zmieniać na ciemno niebieskie. Odetchnęłam, a przy tym zaczesałam włosy do tyłu. Ten sen był zdecydowanie za bardzo realistyczny. Złapałam za telefon i skrzywiłam się, kiedy to poraziło mnie jasne światło wyświetlacza. Była piąta rano. Spojrzałam na drugą poduszkę, na której znajdowała się Enigma, która przyglądała mi się zaniepokojona. Pokręciłam głową, po czym położyłam się z powrotem, by następnie pogłaskać ją po główce.

Czegoś się wystraszyłaś. — Powiedziała, a ja się lekko uśmiechnęłam.

— To tylko koszmar. — Zakryłam się pościelą pod samą szyję, zwijając się przy tym w kulkę, po czym ponownie zamknęłam oczy, by znów zasnąć, co niestety było niemożliwe.

Czułam coś dziwnego. Ten niepokój, który nie dawał mi spokoju. To uczucie, które towarzyszyło mi we śnie. Ono cały czas było ze mną, a ja nie umiałam się go pozbyć. Przekręcałam się przez jakiś czas z boku na bok, jednak nie byłam w stanie się uspokoić i najzwyczajniej w świecie ponownie zasnąć. Czuję to, że coś nie jest tak, jak być powinno. Mam wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował, ale nie mam bladego pojęcia czemu. Jestem tu tylko ja i Enigma. Rochelle śpi, tak samo jak Psotka. Podniosłam się, jednocześnie łapiąc za telefon, po czym zapisałam w notatkach to, co powiedziała mi we śnie tamta postać. Ciekawe dlaczego tym razem pokazała mi się jako chłopak? I w sumie to ciekawi mnie bardziej to, kim jest osoba, która próbuje się ze mną jakoś skontaktować. Spojrzałam na litery, by już po chwili rozszyfrować pierwsze zdanie.

Bella, proszę.

Jest to chyba ktoś, kto mnie musi znać. Tylko bliższe mi osoby zwracają się do mnie zdrobnieniem mojego imienia, więc innej opcji nie widzę. Próbowałam dalej to rozszyfrowywać i zanim się obejrzałam, godzina pokazywała siódmą rano, To w tym momencie na moje nogi weszła Enigma, która zawołała, że jest głodna. Pogłaskałam ją po główce, po czym wstałam, by zanim wyjść z pokoju, założyć na plecy sweter. Weszłam do kuchni, aby następnie spojrzeć do lodówki, gdzie niestety, ale nie zobaczyłam ukochanej sałaty mojej małej przyjaciółki.

— Musisz poczekać, Enigma. Trzeba iść na zakupy. — Zapiszczała smutna. — Możesz dostać pomidora, jeśli chcesz. — Pokiwała główką na boki.

— Czyli to ty kupujesz pomidory. — Usłyszałam za sobą, dlatego natychmiastowo się odwróciłam, by zobaczyć Rochelle, która stała z założonymi na klatce piersiowej rękoma.

— Nie moja wina, że masz na nie uczulenie. Ja je lubię. — Bardziej się naburmuszyła, po czym podniosła z ziemi Psotkę, która niemal natychmiastowo zaczęła kopać tylnymi łapkami, aby się wydostać z uścisku swojej pani. — Trzeba iść na zakupy. — Powiedziałam, a ona do mnie podeszła, by następnie spojrzeć do lodówki.

— Fakt. — Przyznała mi rację, po czym spojrzała na mnie kątem oka.

— Mogę iść na zakupy, ale trochę mnie nie będzie. — Zauważyłam, na co ta podeszłam do blatu, by następnie wziąć kartkę i długopis.

— Spiszę co trzeba kupić. — Kiwnęłam głową, po czym wróciłam do swojego pokoju, skąd wzięłam sobie jakieś ubrania.

Zamknęłam się w toalecie, gdzie następnie ubrałam się w ciemno granatowe jeansy, białą, zdecydowanie większą koszulę, na którą włożyłam również za duży sweterek, który nie posiadał rękawów. Włosy związałam w nieco wyższego kok, niż zazwyczaj, po czym obrobiłam się ze wszystkim, z czym musiałam. Wyszłam z pomieszczenia, aby wrócić do siebie do pokoju i założyć skarpetki, a także wziąć wszystkie swoje rzeczy. Ruszyłam do drzwi, po drodze przy okazji zabierając kartkę z listą zakupów, którą podała mi dziewczyna. Zaczęłam wciągać na stopy buty, kiedy to do głowy mi wpadł pomysł na to, aby później sprawdzić to, jak się czuje Gavin. Mimo wszystko wczoraj, kiedy to do mnie zadzwonił, nie brzmiał za dobrze. Po jakimś czasie szłam w kierunku najbliższego sklepu, a przy tym trzymałam ręce w kieszeniach mojego płaszcza. W sumie to nie wiem, czy to aby na pewno dobry pomysł, aby sprawdzić to, jak się on czuję. Niby wiedźmy nie mogą zachorować na zwykłe, ludzkie przeziębienie, ale znając blondyna, to pewnie nie chciałby, abym z nim siedziała, kiedy to jest on chory. Westchnęłam cicho, a przy tym uniosłam wzrok na niebo. Może kupię mu jakieś leki? Nie, raczej je ma. A może mu coś ugotuję? Jakąś zupę? A, cholera! Nie wiem! Nieco zrezygnowana pchnęłam drzwi sklepu, po czym weszłam do środka, na wejściu łapiąc za koszyk. Już po paru minutach był pełny, a to głównie zasługa tego, że wrzuciłam do niego dwie główki sałaty, z czego jedna jest w całości dla Enigmy. Ja serio się zastanawiam, gdzie ona mieści te liście. Zatrzymałam się w momencie, kiedy to na półce imbirową herbatę. Podeszłam do opakowania, które następnie wzięłam do ręki. Imbir rozgrzewa, więc herbata z nim powinna nieco pomóc w czasie przeziębienia.

Moja chęć robienia dobrych uczynków z czasem mnie naprawdę doprowadzi do zguby! Wrzuciłam pudełko do koszyka, po czym ruszyłam w kierunku kas, kiedy to się już upewniłam, że mam wszystko, co było zapisane na kartce. To w tym momencie dostrzegłam dopisek Rochelle, który brzmiał „nie kupuj pomidorów!", z czego w całości był on napisany z dużych liter. Lekko się uśmiechnęłam rozbawiona, po czym wypakowałam wszystko na taśmę kasy. Po chwili zapłaciłam podaną mi sumę, a następnie wzięłam zakupy, które w tym momencie znajdowały się w papierowej torbie, by w kolejnej chwili wyjść ze sklepu. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, moich uszu doszły głośne syreny policji, która w tym momencie przejechała zaraz obok. Coś się musiało stać, skoro jechali na sygnale. Ruszyłam w miarę szybkim krokiem w kierunku mieszkania. Może jednak niepotrzebnie kupiłam tę herbatę? Nie, uspokój się! Chociaż tyle możesz zrobić. Później po prostu pojedziesz sprawdzić, czy on w ogóle jeszcze żyje. Nie miałam od niego żadnego odzewu, przez co się martwię, ale równie dobrze może on po prostu nie mieć siły, aby sięgnąć po telefon, bo leży w łóżku. Po jakimś czasie znalazłam się u siebie w mieszkaniu, gdzie niemal natychmiastowo podbiegła do mnie Enigma, która chciała jeść i to już bardzo. Rochelle wychyliła się z salonu, po czym odebrała ode mnie torbę, którą po chwili rozpakowała w kuchni.

— Po co kupiłaś herbatę? — Zapytała, a ja odebrałam od niej opakowanie, lekko się przy tym rumieniąc.

— To nie dla nas. To dla Gavina. Jest przeziębiony, a imbir rozgrzewa, więc pomyślałam, że — Zatrzymała moją dalszą wypowiedź.

— Nic nie tłumacz. Rozumiem. — Powiedziała, po czym zaczęła chować wszystko to, co kupiłam.

O dziwo zrobiła to bez zachęty w postaci reprymendy. Po jakimś czasie, kiedy to nie dość, że ugotowałam Gavinowi jakąś zupę na przeziębienie, to jeszcze zrobiłam mu „magiczny eliksir na choroby" mojej babci od strony mamy. Czyli ten przepis ma dobre ponad pięćset lat. Westchnęłam cicho, kiedy pakowałam wszystko do większej torby, niż zazwyczaj noszę.

— Ty do niego idziesz obładowana, jakbyś była jego osobistą pielęgniarką. Ty, czekaj. Mam gdzieś taki strój. — Zatrzymałam ją, zanim wyszła z pokoju.

— Podziękuję za strój „ladacznicowatej pielęgniarki". — Powiedziałam, po czym wzięłam to wszystko i podeszłam do drzwi, aby po raz kolejny się ubrać w moje pełne buty, płaszczyk, szalik i nauszniki.

Wyszłam z mieszkania, zabierając przy tym wszystko ze sobą, po czym ruszyłam w kierunku postoju taksówek, gdzie wsiadłam do jednej. Podałam mu ulicę, a on od razu dołączył się do ruchu drogowego, by następnie zawieźć mnie pod wcześniej wskazany adres. Mam tylko nadzieję, że będzie on w swoim mieszkaniu, a nie u swojego ojca. Zapłaciłam powiedzianą przez kierowcę kwotę, po czym wysiadłam z samochodu. Ruszyłam do środka, by następnie znaleźć się w windzie. Wcisnęłam odpowiednie piętro, czyli z tego co pamiętałam szóste. Po chwili wyszłam z elewatora, by następnie podejść do drzwi. Zapukałam kilkukrotnie w drewnianą powłokę. Dobra, zaczynam się lekko denerwować. Mimo wszystko byłam u niego raz, a do tego wtedy, gdy przemokliśmy, bo w czasie joggingu, który mocno zaniedbałam, złapał nas deszcz. Usłyszałam otwierające się zamki, dlatego spojrzałam z powrotem na drzwi, ponieważ w czasie tego całego oczekiwania, odwróciłam swój wzrok w kierunku okna, które padało na widok całego miasta.

— Ta... Bella? — Otworzył drzwi Ryan, który był wyraźnie zaskoczony moim widokiem.

— Sorki, że tak bez zapowiedzi, ale chciałam sprawdzić, jak się czuje Gavin. — Spojrzał na mnie jak na wybawienie, a ja kilkukrotnie mrugnęłam, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

— Ty z nieba spadłaś, kobieto. — Odezwał się gdzieś w środku Bryce, który już po chwili stanął obok swojego brata.

— Jak to? — Zapytałam, a oni wpuścili mnie do środka.

— Gavin zdycha w łóżku cały dzień i nie ma nawet siły, żeby się w ogóle podnieść, a my mamy coś ważnego do załatwienia, więc zostałby całkiem sam. Wziął niby leki i w ogóle, ale kompletnie nic nie pomagają. — Wytłumaczył brunet, a ja spojrzałam w głąb mieszkania. — Mogłabyś z nim zostać do naszego powrotu? — Spojrzałam na niego zaskoczona.

— Jasne, ale — Oboje zaczęli się ubierać, po czym położyli mi dłonie na ramionach.

— Naprawdę z nieba spadłaś. — Powiedział Bryce. — Pokój Gavina, to jako coś ostatnie drzwi po lewej. — Wskazał na korytarz, a w kolejnej chwili oboje wyszli z mieszkania.

— A... — Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnowałam, kiedy to już zamknęli drzwi.

Zostałam w ich mieszkaniu sama z Gavinem, który jak to ujął Ryan „zdycha" w łóżku. No nic. Po prostu się nim zajmę najlepiej jak umiem. Weszłam do pomieszczenia, które było połączeniem kuchni, salonu i jadalni, po czym położyłam na blacie kuchennym swoją torebkę, którą zaczęłam rozpakowywać ze wszystkiego, co miałam dola chłopaka. Oparłam się o krawędź marmurowego materiału, by następnie rozejrzeć się dookoła. Dziwnie się czuję z tym, że mimo wszystko jestem sama w tym pomieszczeniu. Może pójdę sprawdzić co z Gavinem? Mimo wszystko po to tu przyszłam. Odbiłam się od blatu, by następnie ruszyć niepewnym krokiem w kierunku pokoju, który wskazał Bryce. Cicho zapukałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Może śpi? Westchnęłam lekko zdenerwowana, po czym powoli i ledwo słyszalnie uchyliłam drzwi. Leżał na prawym boku. Weszłam do środka, dzięki czemu mogłam się nieco bardziej rozejrzeć po całym pomieszczeniu. Ściany były szare, natomiast na podłodze znajdowały się białe, drewniane panele. Po lewej stronie znajdowała się komoda z ciemnego drewna, a obok szafa z rozsuwanymi drzwiami, która na jednych miała lustro. Była tego samego koloru, co mebel obok. Na kolejnej ścianie stała duża biblioteczka, która była w całości wypełniona książkami, które już się na niej nawet nie mieściły, dlatego kilka z nich leżało obok, poukładane w stosy. Naprzeciw komody i szafy stało dwuosobowe łóżko, które jako zagłówek miało również półkę wypełnioną innymi zbiorami kartek. Na niej stało kilka rzeczy, takich jak jakieś zdjęcia, puchary, czy jakieś pamiątki. Obok stała pojedyncza szafka, na której stała lampka. Pod posłaniem znajdował się jeszcze dywan, który był czarny. Na ostatniej ścianie znajdowało się okno, a pod nim biurko, które również w jakimś stopniu było zawalone jakimiś papierami. Przy nim stało białe krzesło, a obok, zaraz w rogu pokoju stało jeszcze kosz na pranie.

Spojrzałam na chłopaka, który w tym momencie bardziej się nakrył pościelą. Zamknęłam za sobą drzwi, po czym do niego podeszłam, by następnie sprawdzić jego temperaturę. Ma gorące czoło. Gorączka mu w ogóle nie zeszła. W tym momencie zobaczyłam jego prawą dłoń, która była w jakimś stopniu poparzona, ale widziałam przy tej ranie kilka czarnych pasm, które miałam wrażenie, jakby się poruszały.

Nie...

Nie, nie, nie! Tak jak myślałam! Dostał ogniem piekielnym! To on musiał spowodować to, że jest teraz chory! Zabrałam dłoń, jednak w tym samym momencie zostałam złapana i pociągnięta w kierunku chłopaka, który zmarszczył brwi, jednak niemal natychmiastowo się uspokoił, kiedy zobaczył mnie.

— Bella? — Odezwał się zaskoczony moim widokiem, jednak natychmiastowo dostał on ataku kaszlu.

— Leż. — Pchnęłam lekko jego ramiona, aby z powrotem się położył.

— Co ty tu robisz? Też się przeziębisz. — Powiedział, a ja pokręciłam głową.

— Mam niezłą odporność. Nic mi nie będzie. — Powiedziałam, na co on się lekko uśmiechnął. — Poza tym się nie odzywałeś. Trochę się zmartwiłam. W sumie to tak konkretnie, bo byłam tak zdenerwowana, że aż ci coś ugotowałam, kupiłam herbatę imbirową i zrobiłam ci „eliksir na przeziębienie" mojej babci. — Zaśmiał się na moje słowa.

— Wiesz, że nie musiałaś? — Kiwnęłam głową.

— Wiem. — Założyłam ramiona pod piersiami. — Jak jesteś głodny, to ci podgrzeję zupę. — Pokręcił głową.

— Nie mam apetytu. — Powiedział, a ja kucnęłam przy nim.

— Jak chcesz szybko wyzdrowieć, to musisz jeść. Jak będziesz odmawiał to cię zwiążę i nakarmię, jak dziecko. — Spojrzał na mnie nie dowierzając. — Ja nie żartuję, Gavin. Wiesz, że tak zrobię. — Zaśmiał się na moje słowa.

— No dobra, ale może ja ci pokaże, gdzie co jest. — Już chciał się podnieść, ale z powrotem go pchnęłam, aby leżał.

— Ty leżysz, jakoś się odnajdę w waszej kuchni. — Podniosłam się, po czym ruszyłam do kuchni.

Stanęłam po chwili przed całością, a przy tym patrzyłam na to wszystko z lekkim przerażeniem. Ta, odnajdę. Ta kuchnia jest pięć razy taka, jak ta w mieszkaniu moim i Rochelle. Odwróciłam się, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma, po czym się skupiłam i machnęłam dłonią, która była okrążona w zielonym blasku, aby zaczarować swoje oczy i widzieć wszystko to, czego w tym momencie potrzebuję. I bingo! Podeszłam do jednej z szafek, by następnie wyjąć garnek, w którym następnie podgrzałam to, co przygotowałam dla Gavina.

— Widzę, że sobie poradziłaś. — Spojrzałam na przejście, gdzie o futrynę opierał się blondyn.

— Wracaj do łóżka! — Podeszłam do niego szybkim krokiem, po czym zmusiłam do tego, aby wrócił do łóżka. — Przywiążę cię, jak znowu się podniesiesz. Będziesz mógł dopiero usiąść, jak przyniosę ci jedzenie, jasne? — Uśmiechnął się, po czym kiwnął głową, a ja wróciłam szybko do kuchni.

Widziałam jego rękę w całej okazałości. Teraz już mam stu procentową pewność, że to nie zwykłym płomieniem dostał. Nadal jednak nie mogę go podejrzewać o to, iż został już pełnoprawnym łowcą. Równie dobrze mógł oberwać przez przypadek. Spojrzałam na łuk wejściowy, po czym przywołałam flakonik, w który to dzień wcześniej nabrałam wody z zaklęcia uleczającego. Nie sądziłam, że tak szybko jej użyję. Bardziej podejrzewałam, że to ja sobie coś prędzej zrobię i będę musiała go zużyć. Otworzyłam wieko, po czym wlałam kilka kropel do gotującego się płynu. Dla pewności dodałam jeszcze do napoju z przepisu mojej babki, bo nie byłam pewna tego, czy kolejne zagotowanie tego eliksiru nie zniszczy jego mocy. Najwyżej będzie się czuł jak młody Adonis, a to mu raczej krzywdy nie zrobi. Po jakimś czasie zaniosłam chłopakowi jedzenie, a on się powoli podniósł, a przy tym zauważyłam to, że się on lekko skrzywił. Westchnął, kiedy podałam mu talerz, który po trzech łyżkach odłożył na szafkę obok.

— Gavin? — Zwróciłam na siebie jego uwagę.

— Przepraszam, ale naprawdę nie mogę, Bella. Nie mam apetytu. — Kiwnęłam głową, a przy tym uniosłam lekko brew ku górze.

Podeszłam do biurka, skąd wzięłam krzesło, na którym następnie usiadłam, zaraz obok Gavina. Wzięłam talerz na kolana, po czy nabrałam na łyżkę nieco płynu, który następnie podstawiłam chłopakowi pod nos.

— Bella... — Nie dowierzał w to, co ja tak właściwie robię.

— Mówiłam, że jak sam nie zjesz, to cię nakarmię jak niemowlę. Otwieraj buzię. — Powiedziałam nieco zirytowana, a on westchnął.

— Dobra, nie trzeba. Sam zjem. — Podałam mu talerz, po czym usiadłam tak, aby mieć założone na piersi ręce, a także nogę na nogę.

Po jakimś czasie oddał mi puste naczynie, a ja poszłam do kuchni, aby je natychmiastowo umyć, tak samo jak garnek. Wzięłam kubek termiczny, w którym miałam „eliksir" babuni, po czym ponownie poszłam do chłopaka, któremu podstawiłam go pod nos. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja się tylko do niego uśmiechnęłam.

— Babciny przepis na zdrowie. Zawsze działał. Tylko uwaga, bo trochę ostre. — Przełknął ślinę, po czym odebrał ode mnie kubek, by następnie się z niego napić.

— Takie konkretnie ostre. — Powiedział, a przy tym kaszlnął kilkukrotnie.

— Wypali każde choróbsko. Pij, potem się prześpisz. Jak się obudzisz, to od razu będziesz się lepiej czuł. — Powiedziałam, a przy tym ponownie usiadłam na krześle.

On natomiast powoli wypił całą zawartość kubka, lekko się przy tym krzywiąc. No cóż. Mimo wszystko w tym przepisie jest całkiem sporo ostrych przypraw, które maja zabić wszystkie wirusy, złe bakterie i co tylko.

— Piecze mnie całe gardło, ale nie chce mi się kaszleć. Dlaczego? — Spojrzał na mnie, a ja wzruszyłam ramionami.

— Miód. — Kiwnął głową, po czym odłożył pusty już kubek na szafkę nocną. — Prześpij się. — Powiedziałam, a następnie ruszyłam do wyjścia.

— Przyjdziesz za chwilę? — Usłyszałam za sobą, a przy tym w odpowiedzi mruknęłam cicho, że tak.

Ponownie umyłam naczynie, które tak samo jak to, w czym była zupa, schowałam do swojej dużej torebki. Po tym wszystkim powinno mu się poprawić. Woda z zaklęcia uleczającego powinna zabić skażenie spowodowane ogniem piekielnym, a reszta zniszczyć skutki, które on naniósł na ciało Gavina. Ruszyłam z powrotem do pomieszczenia, gdzie zastałam już śpiącego chłopaka. Szybko zasypia. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się czymś takim zajmowała. Opieką nad osobą, która jest dość bliska mojemu sercu. Uśmiechnęłam się, po czym do niego podeszłam. Spał na plecach, a przy tym miał założone na nad głową prawe przedramię, a którego widziałam to, jak znikają czarne odznaczenia. Któreś musiało podziałać. Spojrzałam na jego spokojną twarz, która miała wyraźne wypieki na policzkach od wysokiej gorączki, jednak moje oczy już po chwili zjechały na jego usta, nad którymi nim się spostrzegłam, już się nachylałam. Ogarnęłam się, po czym wyprostowałam ręce, tym samym się podnosząc znad chłopaka. Nie, nie, nie! Co ja do cholery wyprawiam?! Nagle poczułam to, jak jego ręka złapała za moje przedramię, a następnie pociągnął mnie na swoje łózko i objął. Spojrzałam na niego przerażona tym, że widział to, co się prawie stało, jednak miał zamknięte oczy i miarowo oddychał. Wciąż śpi. Wzięłam głębszy oddech, po czym uniosłam dłoń, którą następnie delikatnie pogłaskałam jego lewy policzek. Wciąż zastanawia mnie jedna rzecz odnośnie mnie i Gavina. Czy jeżeli okazałby się łowcą, a ja wyznałabym mu to, czym jak tak naprawdę jestem, to czy byłby w stanie złamać prawa społeczności, aby ze mną być, gdyby to wszystko mu nie przeszkadzało? Oblizałam swoje nieco spierzchnięte usta, które się wysuszyły przez pogodę, jaka nam towarzyszy w tę porę roku, po czym poprawiłam swoje dłonie, aby ułożyć na nich swój policzek.

— Gavin... — Zaczęłam szeptać. — Zarówno ty, jak i ja pochodzimy z różnych światów, ale — Zacięłam się. — ... Byłabym w stanie zaakceptować wszystko, bylebyś był obok mnie. Nie sądziłam, że przy kimkolwiek będę w stanie się czuć tak swobodnie. Że dam radę opowiedzieć prawie wszystko, co mnie kiedykolwiek spotkało. Że ktokolwiek doprowadzi do tego, iż się zakocham. Tobie się udało. Teraz tylko ja muszę sprawić, abyś to odwzajemnił. Nawet za cenę tego, że gdy poznasz mój największy sekret, może mi zostać tylko złamane serce. Mimo wszystko mam nadzieję, że również to poczujesz i zakochasz się we mnie tak samo, jak ja w tobie. — Wyszeptałam to wszystko, po czym zamknęłam oczy.


Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział się podobał! Dajcie znać koniecznie, a ja się biorę za następny, bo w końcu.... 

*Zatyka sobie usta*

Nie, nie zdradzam! Nie wolno! Prawie za dużo powiedziałam.

Dowiecie się w kolejnym rozdziale, czyli we wtorek!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro