Rozdział 8 - "Inicjacja"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

No więc tak. Tym razem się serio rozpisałam. Rozdział ma prawie 5k słów. (Coraz bardziej się rozpisuję w tych rozdziałach i tak się zastanawiam, czy to dobrze, czy nie xD)

W każdym razie dzisiaj się będzie dużo działo, więc pićku i jedzonko jak najbardziej wskazane. :)

Miłej lektury!

Przełknęłam ślinę, a przy tym modliłam się w duchu o to, żeby mnie jakkolwiek nie rozpoznał po tylu latach. Wtedy miałam jakieś piętnaście lat, więc nieco się zmieniłam, ale mimo wszystko! Jeżeli on jest łowcą, a do tego jest ojcem Gavina, to czy przypadkiem on również nim nie jest?! A jeśli tak, to nie powinnam się z nim zadawać, bo w końcu może nadejść taki moment, kiedy nie daj Boże będzie on na mnie polował.

- Coś się stało? - Zapytał jubilat, a ja pokręciłam głową.

- Nic się nie stało, nie martw się. - Ukryłam swój strach za sztucznym uśmiechem.

- Nie stójcie tak w wejściu. Gavin, zajmij się swoim gościem. - Kiwnął głową na słowa swojego ojca, po czym złapałam mnie za rękę i pociągnął wgłąb domu. - Miło było cię poznać, Bella. - Skinęłam głową na słowa mężczyzny, po czym weszłam za chłopakiem do salonu, gdzie było całkiem sporo osób, z czego znałam tylko trzy.

Gavina, Bryce'a i Ryana. Nadal w mojej głowie kotłuje się multum pytań. Może zadam kilka pytań chłopakom, ale tak, aby przypadkiem się nie zdradzić. Nie, to zły pomysł! Jestem w domu łowcy, przyjaźnię się z jego synem i mogę się założyć, że wszyscy starsi ludzie w tym domu także zajmują się polowaniem na kobiety takie, jak ja! Dosłownie jestem otoczona przez wrogów! Ja tu zginę! Jestem tego pewna! Muszę szczególnie uważać, kiedy tu jestem. Na wszystko i na wszystkich.

- Nagle zrobiłaś się strasznie cicha. - Zauważył, a ja spostrzegłam to, że tak samo jak ja miał on sztuczne kły wampira.

- Po prostu ty i twoi przyjaciele jesteście jedynymi osobami, które tu znam. - Wymyśliłam na szybko, a on pochylił się w moim kierunku.

- Spokojnie, ponad połowy osób w tym pomieszczeniu też nie znam. - Spojrzałam na niego zaskoczona, a on tylko kiwnął głową. - W głównej mierze są to osoby ze społeczności, którą prowadzi mój ojciec. Nie pytaj czym to jest, bo naprawdę za długo by tłumaczyć i uwierz na słowo, wolisz się w to nie zagłębiać. - Mruknęłam coś w odpowiedzi, a w tym samym momencie stanęliśmy obok chłopaków.

- Cześć, Bella! - Odezwali się jednocześnie, a przy tym się podejrzanie uśmiechnęli.

- Oboje przebraliście się za wampiry. Wyglądacie tak, jakbyście byli parą. - Odwróciłam wzrok, co chłopak również uczynił, kiedy to nakryliśmy się na tym, że spoglądaliśmy na siebie.

Bracia za to na naszą reakcję się zaśmiali. Westchnęłam cicho, a Ryan podał mi szklankę z piciem. Podziękowałam mu, po czym rozejrzałam się po wszystkich tu ludziach. Miałam wrażenie, jakby każdy się na mnie gapił. Do tego jeszcze to cholerne uczucie duszności, którego ni cholery się nie pozbędę, chyba, że wyszłabym z tego domu. Cały dom jest pewnie w jakiś sposób wypełniony popiołem z drewna jarzębu. Może farby do ścian są z nim połączone. Słyszałam to, jak chłopacy ze sobą rozmawiają, jednak nie zagłębiałam się jakoś bardzo w to, o czym dyskutują. A raczej nie mogłam. Nie mogę się skupić na niczym innym, niż ta duchota i to, że ten dom jest całkowicie wypełniony łowcami. Jeden zły ruch z mojej strony i będzie po mnie. Przełknęłam ślinę, po czym napiłam się ze szklanki. Natychmiastowo poczułam w gardle palące uczucie, co znaczy, że jest to alkohol. W sumie czego ja się mogłam spodziewać? Wszyscy tutaj, to sami dorośli. Nie ma tu ani jednego dziecka. Spojrzałam na szklankę, a przy tym zaczęłam się zastanawiać nad tym, co jest składnikami w tym napoju. Na pewno jako podstawa to jakiś alkohol. Najprędzej wódka. Dalej jest pewnie sok, a po lekkim i dość kwaskowatym smaku wnioskowałabym żurawinę, jednak nie tylko ona się wybija. Musieli dodać do tego jeszcze jakieś owoce, na przykład pomarańczę lub cytrynę.

- Przerażasz mnie, jak gapisz się w jeden punkt. - Odezwał się Bryce, na którego spojrzałam zaskoczona.

- Wybacz. - Wymruczałam pod nosem, po czym po raz kolejny się napiłam.

- Mówiłaś, a raczej Gavin wspominał, że jesteś barmanką. - Zaczął brunet, a ja kiwnęłam głową dla potwierdzenia. - To raczej ciężka praca, co nie? - Zapytał, a pozostała dwójka spojrzała na mnie zaciekawiona.

- ... - Westchnęłam, a przy tym zaczęłam, a raczej próbowałam pomyśleć nad odpowiedzią. - Znaczy tak, to nie jest praca, gdzie na spokojnie można usiąść chociażby na dwie minuty. - Zaśmiali się na moje słowa. - Codziennie, a raczej co wieczór robię przynajmniej osiemset drinków. W weekendy ta liczba się pomnaża trzykrotnie, bo ludzie chcą się narąbać za cały tydzień. Praktycznie cały czas jest się na nogach, nie można odejść na moment, bo już się tworzy tłok... - Przerwałam. - Zaczynam narzekać? - Spojrzałam na nich, a oni się uśmiechnęli zakłopotani.

- Trochę, ale uwierz na słowo. Nasza siostra narzeka gorzej. - Odezwał się Bryce, a Ryan złapał się za głowę.

- Czyli macie siostrę? - Zapytałam, a ta dwójka kiwnęła głowami.

- Młodszą. W tym roku zaczęła drugą klasę liceum. - Lekko się uśmiechnęłam. - A ty masz jakiś rodzeństwo? - Zadał pytanie, a ja poczułam to, jak nagle zakuło mnie serce.

- ... Młodszego brata - Powiedziałam nico bardziej smętnie, na co cała trójka się nieco zaniepokoiła. - Miałam młodszego brata. - Dodałam, a oni szerzej oczy zaskoczeni.

- Przepraszam, nie - Pokręciłam głową, że to nic takiego.

- W porządku, to nie tajemnica. Po prostu ciężki temat. - Poczułam to, jak do oczu napływają mi łzy. - Muszę się przewietrzyć. - Powiadomiłam ich szybko, po czym ruszyłam w kierunku tarasu, który widziałam za sobą.

Czułam to, jak cała trójka mi się przyglądała, jak odchodziłam. Cały czas, całe siedem lat lamentuje sama ze sobą lub z Enigmą, ale nigdy nie rozmawiałam o tym z nikim innym. Nawet Rochelle nie wie o tym, co z moją rodziną. Znam ją może od czterech lat, ale nigdy jej nie mówiłam o tym, co po części spotkało moich bliskich. Myśli, że przyjechałam tu w czasie wymiany uczniowskiej. Oparłam się o balustradę, a przy tym opuściłam wzrok, przez co moje włosy całkowicie zakryły mi twarz. Jestem ciekawa tego, ile jeszcze minie czasu, aż w końcu wypuszczę z siebie wszystkie moje emocje i po prostu moje serce, dusza, w ogóle wszystko roztrzaska się na miliard kawałków? Zacisnęłam usta, po czym złapałam głęboki wdech, aby się uspokoić. Nie myśl o tym! To urodziny Gavina, nie każ mu się o siebie martwić! W tym momencie poczułam to, jak ktoś odsuwa mi włosy z mojej grzywki za ucho. Zaskoczona podniosłam wzrok, dzięki czemu zobaczyłam właśnie blondyna, który uśmiechnął się do mnie smutno.

- Przykro mi. - Oparł się obok mnie, a przy tym odwrócił wzrok na pięknie obsadzony kwiatami, krzewami i drzewami ogród.

- Nie powinno się być smutnym w urodziny. - Zwrócił na mnie wzrok zaskoczony. - Przepraszam, że to z mojej winy się zasmuciłeś w swoim dniu. - Pokręcił głową.

- Przestań. To nie przez ciebie. Co roku jestem w jakimś stopniu smutny w urodziny, bo brakuje tu jednej, najważniejszej osoby. - Podniosłam na niego wzrok. - Mojej matki. Zginęła w wypadku siedem lat temu. Wiem jakie to uczucie, kiedy straciło się bliską osobę. Możesz się wygadać, jeśli chcesz. Potrafię sobie wyobrazić to wszystko, co się czuje podczas żałoby, więc cię rozumiem. - Lekko się uśmiechnęłam.

- Trochę zbieg okoliczności. Też straciłam brata siedem lat temu. Ale nie tylko jego. Całą rodzinę. Zostałam całkiem sama i jakoś muszę z tym żyć. - Już chciał mi coś powiedzieć, ale mu nie dałam. - W porządku. W miarę się z tym wszystkim pogodziłam. - Uważnie mi się przyglądał.

- Nie prawda. - Powiedział swoim delikatnie zachrypniętym głosem, a ja spojrzałam mu w oczy. - „Oczy to zwierciadło duszy". Łatwo wyczytać czyjeś emocje z tego, jaki sposób na kogoś patrzy. W twoich widzę wielką rozpacz, cierpienie i coś, co wydaje się być poczuciem winy. - Wyraźnie mnie zaskoczył tym, że odgadł wszystko to, co w tym momencie czułam.

Co odczuwałam od siedmiu lat. Od momentu, kiedy wszystko co było dla mnie najważniejsze, zostało mi brutalnie odebrane. Już miałam zapytać o to, skąd to wszystko wie, ale mi przerwał.

- Ciekawi cię to, skąd to wiem? - Kiwnęłam głową. - Moja mama mi kiedyś powiedziała „Patrz dalej, głębiej, prosto do duszy. Wtedy zobaczysz, jak wielkie cierpienie ktoś może nosić na barkach.". Kiedyś jej słów nie rozumiałem. Teraz rozumiem co miała na myśli. Nie powinienem patrzeć na ludzi przez pryzmat tego, że wszyscy są tacy sami, bo nie są. Każdy jest inny i też każdy cierpi na swój sposób. Niektórzy bardziej to pokazują, niektórzy mniej, ale to bez znaczenia. Tak czy tak, to widać. Kiedy coś nas śmieszy, śmiejemy się, a kiedy boli, płaczemy. A ludzie, którzy dosłownie cierpią co robią? - Zapytał, kiedy przyglądałam mu się zaskoczona, dlatego opuściłam wzrok, po czym pokręciłam głową nie znając odpowiedzi. - Oni powoli umierają w środku, a całe to cierpienie, które w sobie duszą, odbija się na wszystkim dookoła. - Szerzej otworzyłam oczy, kiedy tylko to powiedział.

- Rozumiem. -Kiwnął głową. - Możemy zmienić temat? - Uśmiechnął się lekko.

- Jasne. Też nie przepadam gadać na takie tematy. - Opuściłam wzrok, dzięki czemu przypomniałam sobie to, że w torebce nadal mam dla niego prezent.

- Mam coś dla ciebie na urodziny. W moim domu zawsze na urodziny się coś dawało, więc pomyślałam - Zacięłam się, a przy tym czułam na sobie jego zaskoczone spojrzenie.

- Nie musiałaś mi nic kupować. - Słyszałam w jego głosie, że mimo wszystko jest dość szczęśliwy.

- Nie kupiłam. Sama zrobiłam. - Chyba jeszcze bardziej go zszokowałam. - Nawet tego nie komentuj. Wiem, że to dziecinne. - Podałam mu zawiązany wstążką, mały plik dziesięciu kartek, a on odebrał go.

Słyszałam to, jak wypuścił powietrze w napływie śmiechu.

- Nie dziecinne, tylko urocze. - Spojrzałam na niego zaskoczona, dzięki czemu zobaczyłam to, że się lekko zarumienił.

Coś czuję, że ja pewnie też jestem już cała czerwona. Zaczął przeglądać to wszystko, co mu dałam, a przy niektórych widziałam to, jak chciał się zaśmiać, czego dowodziło szybsze wypuszczanie powietrza. Za moment się spalę chyba ze wstydu! A mogłam się ugryźć w język i dać se siana, zamiast mu to dawać. Już lepsza byłaby chyba jakaś bransoletka. Przynajmniej nie miałabym problemu z tym cholernym uczuciem zażenowania, które cały czas mi aktualnie towarzyszy. W pewnym momencie na mnie spojrzał, dlatego odwróciłam wzrok. Zaśmiał się, po czym schował prezent do tylnej kieszeni.

- Naprawdę uważam, że to urocze. - Powiedział, a ja zwróciłam na niego swoje tęczówki.

Lekko się uśmiechnęłam, kiedy to powiedział, a on mi odpowiedział tym samym. To dokładnie w tym samym momencie, naszych uszu doszła spokojna piosenka, którą kojarzyłam z pokoju dla personelu w klubie, kiedy jednego wieczora wszyscy zostali dłużej, aby się lepiej poznać. To były początki klubu Jurgena, a Nick jeszcze wtedy dopiero omawiał z nim jaką muzykę ma puszczać. Spojrzałam na chłopaka, który podał mi rękę. Wyraźnie mnie tym zaskoczył, czego dowodziły moje szerzej otwarte oczy i lekko uchylone wargi.

- Nie umiem tańczyć. - Przyznałam, a on się lekko zaśmiał.

- Do wolnego nie ma wielkiej filozofii. Każdy da radę. - Powiedział, po czym złapał mnie za rękę.

- Gavin, serio. - Pokręcił głową.

- Nauczę cię. - Podał mi drugą dłoń, a ja na nią spojrzałam.

Z powrotem zwróciłam swój wzrok na jego błękitne tęczówki, gdzie zauważyłam tę prośbę do tańca. Po prostu jakbym widziała Enigmę, która prosi o kolejny liść sałaty. Odcisnęłam swoje usta, by następnie z lekkim zawahaniem złapać za jego drugą dłoń. Lekko mnie do siebie przyciągnął, po czym zmusił do tego, abym zrobiła obrót, na co się cicho zaśmiałam. Miałam na niego uważać, ale chyba nie jestem najzwyczajniej w świecie tego zrobić. Nie umiem się od niego odciąć. Wyrzucił mnie w prawą stronę, a ja się ponownie zaśmiałam, kiedy pociągnął mnie z powrotem w swoim kierunku.

- Lubię, jak się śmiejesz. - Spojrzałam na niego zaskoczona. - Wtedy nie wyglądasz na taką „wielce poważną", za jaką wzięli cię Ryan i Bryce na samym początku. - Uśmiechnęłam się na jego słowa.

- Mam rozumieć, że wtedy nie wydaję się nudna? - Pokręcił głową na znak, że nie o to mu chodzi.

- Gdy się śmiejesz, albo chociażby uśmiechasz, jesteś inna. Trochę tak, jakby ta cała aura smutku znikała i pokazywała się pełna życia dziewczyna, którą pewnie byś była cały czas, gdyby no wiesz. - Kiwnęłam głową, że rozumiem.

- Jak byłam mała, to uśmiech nie schodził mi z twarzy. Cały czas się z czegoś śmiałam, a już tym bardziej, kiedy obok mnie był mój brat, czy rodzice. - Uśmiechnął się na moje słowa, po czym mnie do siebie przysunął, by w kolejnym momencie mnie przytulić.

Niemal natychmiastowo do moich nozdrzy napłynął zapach jego perfum, przez co od razu się uspokoiłam. Znowu mam wrażenie, jakbym przy nim była bezpieczna, choć tak naprawdę wcale tak tu nie jest. Im dłużej jestem blisko niego, tym większe prawdopodobieństwo tego, że zostanę odkryta. Mam problem. Nie umiem tak po prostu się od niego już odsunąć. To silniejsze ode mnie. Po prostu nie jestem w stanie tego zrobić.

- Bella? - Lekko ruszyłam głową, aby na niego spojrzeć kątem oka. - Mogę wykorzystać już jeden bon? - Kiwnęłam głową, a on się uśmiechnął. - To niech będzie ten jeden na przytulanie. - Wzdrygnęłam się ze śmiechu, ale nie zrobiłam tego ostentacyjnie.

Nieco mocniej mnie przytulił, ale ja mu nie byłam dłużna i objęłam jego kark. Czułam to, jak moje usta wykrzywiają się w nieco szerszy uśmiech.

- Teraz faktycznie wyglądamy jak para. - Zauważyłam, a on kiwnął głową i lekko się zaśmiał.

- Nie przeszkadza mi to. - Powiedział, czym mnie mocno zaskoczył, dlatego się od niego odsunęłam i spojrzałam mu w oczy. - Niech sobie inni myślą co chcą. Lubię twoje towarzystwo, Bella. - Wyznał, na co momentalnie poczułam, jak całkowicie zabrakło mi powietrza w płucach.

Widziałam ten rumieniec na jego twarzy, ale mimo tego nie odwracał ode mnie swojego wzrok. Cały czas spoglądał mi w oczy. Odzyskałam umiejętność oddychania, kiedy w końcu usłyszałam zwolnienie w piosence. Przełknęłam ślinę, bo w tym momencie czułam to, jak całkowicie zaschło mi w gardle.

- Ja też lubię spędzać z tobą czas. - Powiedziałam cicho, czym go chyba nieco zaskoczyłam.

W pewnym momencie jego oczy nagle zjechały na moje usta i z powrotem na moje oczy. Przełknęłam ślinę, kiedy miałam wrażenie, jakby w jego oczach widziała prośbę, przez którą nieco zadarłam głowę do góry. Lekko się pochylił w moim kierunku, a ja poczułam jego ciepły oddech, który owiał moją twarz, a następnie to, jak jego usta spoczęły na moich.

Zamknęłam oczy, kiedy tylko to się stało. Przesunęłam dłonie, które po chwili znajdowały się na jego żuchwie. On za to przeniósł swoją prawą rękę na moje plecy, a także nieco pogłębił pocałunek, który początkowo był zwykłym muśnięciem. Po chwili chwyciłam za kamizelkę od garnituru, którą miał założoną i rozpiętą na białej koszuli, a przy tym przyciągnęłam go do siebie jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. W jakimś sensie jest on moim wrogiem, jednak nie potrafię tak na niego spojrzeć. Tym bardziej teraz. Pierwszy raz się tak czuję w obecności kogokolwiek. Początkowo, kiedy go poznałam, nie przypuszczałam, że kiedykolwiek dojdzie do takiego momentu. Życie czasami potrafi nas zaskoczyć. W tej chwili uchylił nieco moje usta, a przy tym wsunął swój język do środka. Wzdrygnęłam się lekko na jego ruch, jednak mimo tego, dal3ej oddawałam pocałunek. Objęłam jego kark ramionami, a przy tym stanęłam na palcach, aby nie musiał się do mnie schylać. Mimo wszystko jest on ode mnie wyższy o całą głowę i jeszcze trochę. Odsunęliśmy się od siebie dopiero, kiedy zaczęło nam brakować powietrza. Oboje mieliśmy mocno przyśpieszone oddechy, a przy tym nie przestawaliśmy patrzeć sobie w oczy. Wypuścił powietrze w napływie śmiechu, a ja tylko przyglądałam mu się zaskoczona.

- Nie spodziewałem się tego, że dojdzie do takiej sytuacji. - Kiwnęłam głową, na jego słowa, a on nieco poluzował swój uścisk, abym mogła ponownie stanąć na równej podeszwie.

Założyłam włosy za ucho, a przy tym spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam na to, kiedy dostrzegłam, że nieco mojej pomadki odbiło się na jego ustach.

- Co? - Zapytał, a przy tym się uśmiechnął.

- Teraz wyglądasz, jakbyś naprawdę pił krew. - Zauważyłam, na co przetarł swoje wargi i zrozumiał o co chodzi, kiedy zobaczył czerwony kolor na swojej skórze.

Sam się zaczął śmiać z mojej uwagi, a przy tym oparł się o balustradę i złapał moją lewą dłoń i zaczął się bawić moimi palcami.

- Poniosło mnie trochę. - Pokręciłam głową.

- To nic takiego. - Powiedziałam, a przy tym czułam, że cały czas się uśmiecham.

W sumie to nie wiem czemu. Tak jakoś nie umiem się teraz pozbyć uśmiechu z mojej twarzy. Kątem oka spojrzałam na chłopaka, który splatał swoje palce z moimi i sprawdzało ile mam mniejszą dłoń od niego. To było nawet urocze zachowanie. Nie zwracałam jednak na to zbytniej uwagi. Cały czas w głowie miałam to, co się przed momentem wydarzyło. Całowałam się z nim. W sumie to pierwszy raz się z kimś pocałowałam. Staliśmy tak przez jakiś czas, a po pewnym czasie zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Ja głównie mówiłam o tym, co mimo wszystko nie zdradziłoby nic o tym, kim tak naprawdę jestem. On za to mówił jeszcze o swoim dzieciństwie. Całkiem sporo się o nim dowiedziałam przez tę rozmowę. On w sumie o mnie też.

- Gavin. - Usłyszeliśmy z kierunku drzwi, dlatego spojrzeliśmy w tamto miejsce. - Już czas. - Powiedział jego ojciec, na którego widok się lekko spięłam, a blondyn kiwnął głową, po czym się wyprostował.

- Chyba już koniec imprezy. Całą przegadaliśmy. Za dwadzieścia minut jest północ. - Powiedział, kiedy to spojrzał na swój telefon.

- Powinnam się zbierać. - Powiedziałam, po czym wyciągnęłam telefon, aby zadzwonić po taksówkę, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek.

- Nie puszczę cię nigdzie o tej godzinie w taksówce, z nie wiadomo jakim facetem za kierownicą. - Powiedział, a ja szerzej otworzyłam oczy ze zdziwienia. - Porozmawiam z tatą, ale powinien się zgodzić, żebyś została na noc. Ja też tu zostaję, więc spokojnie. - Powiedział, kiedy zauważył moje lekkie poddenerwowanie.

Kiwnęłam głową, a on wrócił do środka. Powoli również tam ruszyłam, a przy tym miałam nadzieję, że się jednak na coś takiego nie zgodzi. Noc w domu przywódcy społeczności łowców wiedźm. Do reszty mnie chyba pogrzało. Chociaż chyba jednak bardziej jestem powalona przez to, że z prawdopodobnie jednym, kilka godzin wcześniej się namiętnie całowałam. Wzięłam głębszy oddech, kiedy oboje spojrzeli w moim kierunku. Zauważyłam to, jak ojciec Gavina się uśmiechnął, po czym kiwnął głową, a ja coś tak czułam, że się zgodził. No to po mnie. Zostanę zaatakowana.

- Tata się zgodził. Będziesz spała u mnie, ja się prześpię na kanapie. - Spojrzałam na niego błagalnie.

- Gavin, naprawdę nie trzeba. Poradziłabym sobie z powrotem do domu. - Powiedziałam, a on pokręcił głową.

- Mam ci przypominać, że po Bostonie się kręci seryjny morderca? Nie chciałbym jutro w wiadomościach usłyszeć o tym, że znaleziono zwłoki kolejnej kobiety. Jutro rano cię odwiozę do domu, to przecież nic takiego. - Westchnęłam zrezygnowana, bo czułam, że kłótnia z nim na ten temat nic nie da.

Jest uparty. I to bardzo.

- No dobra. Ale nie musisz się męczyć na kanapie. - Zaśmiał się na moje słowa.

- To co, mam spać obok ciebie? - Wzruszyłam ramionami.

- Jak mnie nie będziesz w nocy obmacywać, to proszę bardzo. - Ponownie go rozśmieszyłam, a przy tym pokręcił głową nie dowierzając.

- Nie jestem zboczeńcem. - Uśmiechnęłam się szerzej na jego stwierdzenie, a on otworzył szerzej oczy i lekko się zarumienił.

Pytanie czy to przeze mnie, czy jednak przez coś innego. Odchrząknął i uciekał ode mnie wzrokiem.

- Chodź, pokażę ci, gdzie jest pokój. - Kiwnęłam głową na jego słowa, po czym ruszyłam za nim na piętro, gdzie widziałam cztery pary drzwi.

Przepuścił mnie przez te, które znajdowały się zaraz za klatką schodową, po prawej stronie. Rozejrzałam się, a on pośpiesznie zaczął zbierać kilka porozrzucanych ubrań, które znajdowały się na ziemi.

- Przepraszam za bałagan. Sprzątam zwykle, jak zbieram się do powrotu na mieszkanie. - Pokręciłam głową na znak tego, że to nic takiego.

- Ty pokoju mojej współlokatorki nie widziałeś. Tam nie ma gdzie nogi postawić, bo podłogi nie widać. - Zaśmiał się i spojrzał na mnie.

- Takiego bałaganu, to ja chyba nigdy nie zrobiłem. - Powiedział, a przy tym podszedł do szafy, skąd wyjął grafitową koszulkę, którą mi podał. - Każdy pokój ma swoją osobną łazienkę. Tutaj jest moja. - Pokazał na drzwi, które znajdowały się po prawej od łóżka, jeżeli na pokój patrzyło się od wejścia.

Przeszłam obok niego, a przy tym odebrałam koszulkę i poszłam do łazienki, gdzie się zamknęłam. Nie wierzę, że to robię. Zaczęłam się rozbierać, po czym ubrałam na siebie koszulkę chłopaka, która na mnie wyglądała jak sukienka, choć niska mnie jestem. Mam metr siedemdziesiąt sześć, ale do blondyna jestem nieco krasnalem. Na siłę zmyłam ze swoich ust pomadkę, a z oczu tusz do rzęs. W torebce miałam pomadkę nawilżającą, dlatego nałożyłam ją na wargi, które teraz mnie lekko piekły. Sztuczne kły wrzuciłam do kieszeni w mojej torebce. Wróciłam do pomieszczenia, gdzie zastałam chłopaka, który miał właśnie zakładać na siebie białą koszulkę na ramiączkach. Przełknęłam ślinę, kiedy zobaczyłam jego mięśnie na brzuchu. Gdy tylko mnie zauważył, szybko ubrał bluzkę. Na sobie miał jeszcze białe spodnie, a ja nie rozumiałam czemu wygląda w ten sposób. To w tym momencie dostrzegłam na szczycie jego ramienia tatuaż, który nie wiem co przedstawiał. Położyłam swoje rzeczy na szafkę obok łóżka, a buty postawiłam na podłodze.

- Mogę zapytać, co przedstawia ten tatuaż? - Spojrzał na swoje ramię, po czym się uśmiechnął.

- Księżyc w czasie zaćmienia, ale co po niektórzy uważają, że to lufa od pistoletu. - Kiwnęłam głową.

- A napis na środku? - Usiadłam na łóżku, a on zrobił to samo.

- „Nos predonum supprema venemur, ut ita fiet ut non a ludum.". To po łacinie. To znaczy - Nie było mu dane skończyć, bo ktoś zapukał do pokoju.

- Gavin, masz dziesięć minut. - Przełknął ślinę, po czym na mnie spojrzał.

Miałam jakieś przeczucie, że coś się może stać. Nie wiem czemu, ale mnie to zaniepokoiło. Nie podoba mi się to uczucie.

- Niedługo wrócę. - Kiwnęłam niepewnie głową, a jego spojrzenie zjechało na moje usta. - Mogę... Mogę jeszcze raz? - Szerzej otworzyłam oczy ze zdziwienia, a nim zdążyłam mu cokolwiek odpowiedzieć, pokiwałam głową twierdząco.

Co ja do cholery wyprawiam?! Pochylił się w moim kierunku, po czym jak wcześniej przycisnął swoje usta do moich, ale tym razem powalił mnie na łóżko. Odsunął się jednak, kiedy tylko się to stało, a przy tym się do mnie uśmiechnął. Oparł się o moje czoło swoimi, a przy tym czułam to, jak szybko biło moje serce. Zdecydowanie miałam mocno przyśpieszony puls, a o oddechu to nawet nie wspomnę.

- Do tych ust, to ja biegiem przylecę. - Wyszeptał cicho, ale byłam w stanie to usłyszeć, jednak nie dałam tego po sobie poznać. - Niedługo wrócę. - Po swoich ostatnich słowach wstał i ruszył do drzwi.

Ja za to dotknęłam swoich ust, po czym złapałam za materiał koszulki w miejscu, gdzie jest serce, które czułam, jak się obijało o moje żebra. Przełknęłam ślinę, po czym się podniosłam i weszłam pod pościel. Dziwnie się czuję, że jestem sama w jego pokoju i do tego jeszcze w jego w łóżku. Nie, to nie ważne. Ważniejsze jest to, co powiedział, zanim wyszedł. Co to miało znaczyć? I czemu powiedział to na głos, zamiast zatrzymać to dla siebie? Teraz pewnie nie będę w stanie przez to zasnąć. Złapałam się za część moich włosów, po czym za nie pociągnęłam.

Gavin

Zszedłem po schodach, gdzie stali już Bryce i Ryan, którzy byli ubrani w ten sam sposób, co ja. Białe spodnie i biała koszulka na ramiączkach. Oboje mieli na prawych ramionach taki sam tatuaż, jak ja. Kiwnąłem głową, po czym ruszyliśmy w kierunku piwnicy, gdzie zobaczyłem mojego ojca, a także innych członków bractwa, którzy czekali, aby powitać naszą trójkę w szeregach łowców wiedźm. Wziąłem głębszy wdech, po czym ruszyłem w stronę mojego ojca, który w dłoni trzymał nóż. Zaraz za mną ruszyło rodzeństwo. W tym roku tylko nasza trójka wstępuje do zgromadzenia. Kilka osób się wycofało w połowie treningu.

- Nasze społeczeństwo istnieje od pięciuset lat. Jak co roku, w nasze szeregi wstępują kolejne pokolenia łowców, którzy będą przysięgać chronić wszystkich, przed diabłami wcielonymi, które niestety chodzą wśród nas. - Mówiąc to, naciął moją skórę po wewnętrznej stronie dłoni, na się lekko skrzywiłem.

Po chwili uczynił to samo Bryce'owi i Ryanowi, którzy tak samo jak ja pokazali to, że to zabolało. Mój ojciec stanął za nami, a my podeszliśmy do kamiennej misy, gdzie żarzyły się kamienie. Cała nasza trójka wyciągnęła nad nią zranione dłonie, a przy tym dalej słuchaliśmy, co mówił mój ojciec.

- Walka z tymi kobietami, to nie jest łatwa sprawa. Są one przebiegłe i bardzo zawzięte, aby przeżyć nie ważne za jaką cenę. Są w stanie poświęcić wszystko, ale nie własne życie. Nie są w stanie stanąć na czele zadania i oddać dosłownie wszystko, dlatego powiedzcie, czy jesteście gotowi na to, aby zginąć w walce? Poświęcić własne życie dla dobra ogółu? Pozostać nieugiętym do samego końca? - Zapytał, a ja w tym momencie poczułem, że naszły mnie lekkie wątpliwości.

Jeśli coś pójdzie nie tak i zginę podczas jednej walki, to już nigdy więcej nie spotkam Belli. Czułem, że chłopaków tak samo jak mnie naszły lekkie obawy, ale po chwili , całą trójką odpowiedzieliśmy zgodnie „Tak".

- Będziecie w stanie zabić istotę, która wygląda jak my, jednak nie jest w żadnym stopniu człowiekiem? - Ponownie odpowiedzieliśmy zgodnie, a nasza odpowiedź brzmiała identycznie, jak wcześniej. - W takim razie przysięgnijcie na własne życie, że choćby nie wiem co, nie wycofacie się, kiedy na waszej drodze stanie wiedźma. Nie zostawicie towarzyszy. Nie pozwolicie na to, aby te demony oddychały tym samym powietrzem co my. - Przełknąłem ślinę, po czym tak samo, jak Ryan i Bryce odwróciłem dłoń, by moja krew spłynęła do misy.

- Przysięgam na własne życie i tej przysięgi nigdy nie złamię. Złamać ją może tylko śmierć. - Powiedziałem z nimi równo, a w tej samej chwili kilka kropel mojej krwi zaskwierczało, kiedy opadło na rozżarzone kamienie.

Nie chciałem tego robić, ale musiałem. W ten sposób obronię wszystkich, na których mi zależy. Tatę, przyjaciół, wszystkie osoby, na których mi zależy. Zwłaszcza jedną. Zwłaszcza Bellę. Nie mogę pozwolić, aby cokolwiek się jej stało. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby została na coś narażona. Kolejnej osoby w ten sposób nie stracę. Tym razem nie dam wiedźmie zabić kogoś, kto jest dla mnie ważny.

- Od teraz jesteście pełnoprawnymi łowcami, tak samo, jak wszyscy w tym pomieszczeniu. - Powiedział mój ojciec, kiedy się do niego odwróciliśmy. - Witajcie w naszych szeregach. - Lekko się uśmiechnął, a przy tym widziałem to, jak patrzył na mnie z dumą.

Nie mogę go zawieść. W tym momencie w pomieszczeniu rozległy się oklaski, a także zdania, w których witali nas w całej społeczności łowców. Po chwili ktoś nam opatrzył dłonie, a ja przełknąłem ślinę, kiedy następnie podeszły do nas kobiety, które niosły bronie ukryte w kaburach. Każdemu z nas dały po dwa pistolety, które od teraz będą naszą drugą parą rąk. Spojrzałem na chłopaków, a oni się do mnie lekko uśmiechnęli i kiwnęli głowami. Po tym wszystkim wróciłem do swojego pokoju, gdzie zastałem uroczy widok tego, jak Bella przytula się do rogu pościeli. Podszedłem do mojej torby, gdzie mam ubrania, a pod nimi schowałem broń, aby dziewczyna się rano jej nie wystraszyła. Już miałem podejść do łóżka, kiedy to usłyszałem, jak dziewczyna coś mruczy pod nosem.

- Mamo... Tato... Gray... Nie odchodźcie... Nie zostawiajcie... Mnie samej... - Szerzej otworzyłem oczy, kiedy to usłyszałem, dlatego się do niej zbliżyłem i stanąłem nad nią.

Kucnąłem obok niej, by następnie odsunąć jej włosy z twarzy. To w tym momencie zobaczyłem bliznę na jej czole, co mnie nieco zaciekawiło, ale jej teraz nie obudzę i nie zapytam.

- Nie wiem, co dokładnie musiałaś przejść, ale obiecuję ci. Już nigdy więcej nie będziesz cierpieć. Nie pozwolę na to. Poświęcę się temu, aby na twojej twarzy zawsze znajdował się uśmiech. Abyś znów się śmiała ze wszystkiego, tak jak to mówiłaś, że było, gdy byłaś mała. - Po swoich słowach pogłaskałem ją po włosach. - W głównej mierze dla ciebie to przysiągłem. Nie chcę widzieć tego, jak jesteś smutna, jak jesteś bliska płaczu. Chciałbym, abyś była szczęśliwa. Żebyś nie musiała się niczym martwić. Żebyś żyła beztrosko. - Oparłem się oprawą rękę, którą zacisnąłem lekko w pięść. - Ale to i tak nie jest wszystko. Najbardziej na świecie bym chciał tego, byś odwzajemniła to, co do ciebie poczułem wtedy, gdy złapałem cię na Szlaku Wolności. Abyś też się we mnie zakochała. - Po swoich słowach się lekko uśmiechnąłem, po czym się podniosłem i położyłem po drugiej stronie.

Może kiedyś nadejdzie taki dzień, że dostrzeże moje uczucia. Tak łatwo nie dam spokoju. Kto wie? Gdyby poczuła to samo, to chyba byłbym najszczęśliwszym facetem na świecie. Po chwili zakryłem się pościelą, po czym zamknąłem oczy, by następnie oddać się spokojnemu snu.

Mam nadzieję, zresztą jak zawsze, że rozdział się wam podobał! Dajcie znać koniecznie, a tymczasem się z wami żegnam! Do kolejnego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro