Rozdział 22 "Zbyt wielu osobom zaufałam."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Aaron's POV

— Stary. — Mike pstryknął palcami przy moim uchu — Ty mnie nie słuchasz. — spojrzał na mnie zirytowany, a ja zorientowałem się, że pogrążyłem się w myślach, jadąc do domu.

Zamrugałem parę razy szybciej, by wrócić do rzeczywistości. Fakt, trochę się zapomniałem i w głowie miałem tylko to, jak Victoria patrzyła na mnie na parkingu przed szkołą. Zawiedziona? Smutna? Cholera wie.

— Po prostu ją przeproś i problem z głowy. — stwierdził Mike — Laski lubią takie rzeczy. Musisz jej pokazać, że ci zależy.

Pierwsze co zrobiłem po usłyszeniu jego porady, to zmarszczyłem brwi i gwałtownie na niego spojrzałem. Myślałem, że wybuchnę śmiechem.

— Tobie się coś nie pojebało? — spytałem go, wciąż prowadząc samochód — Nie zależy mi na niej. Mówiłem ci o co z nią chodzi.

Chłopak jedynie przytaknął, a po chwili już zatrzymałem się pod jego blokiem. A gdy miał już wysiąść, przypomniało mi się jeszcze coś.

— Poza tym — zacząłem — wiem, kim jest gnojek Walkera i gdzie mieszka.

— Co ty gadasz? — na twarzy mojego przyjaciela pojawiło się zadowolenie, a jego spojrzenie świadczyło o tym, że dorwałby go już teraz.

— Hotel Luxury, apartament A. — oznajmiłem z dumą, przez co Smith uniósł brew.

— Przecież to mieszkanie Williams.

— Właśnie. — rzuciłem mu cwane spojrzenie, a ten od razu się domyślił. Na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. — Mamy go w garści.

***

Gdy tylko otworzyłem drzwi mojego domu, dobiegły mnie damskie głosy. Dokładnie, to trzy. Mojej mamy, Any i osoby, której nie powinno tu być. Zmarszczyłem brwi i mimo tego, że nie miałem ochoty jej widzieć, wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi jak najciszej potrafiłem. Niestety to nic nie dało, ponieważ moja mama od razu oznajmiła z radością, że wróciłem i już zdążyła mnie zawołać.

Westchnąłem i wyszedłem zza rogu, a wtedy wpadła na mnie wysoka blondynka, uwieszając mi się na szyi.

— Aaron, cześć!

Nie mogłem się powstrzymać i wywróciłem oczami, słysząc ten głosik.

— Olivia, co ty tu robisz? — spytałem znudzony, a raczej wściekły wewnętrznie, że ona wciąż miesza się do mojego życia. Nie chciałem robić scen przy rodzinie, więc delikatnie chwyciłem za jej biodra i odsunąłem od siebie, przez co spojrzała na mnie z tym diabelskim błyskiem w oku.

— Wpadła nas odwiedzić, to miłe z jej strony. — oznajmiła mama.

Popatrzyłem na siostrę, ale jej mina wskazywała na to, że sama nie orientowała się w tym, co tu się właściwie działo. Różnica była taka, że Anabelle wiedziała o wszystkim, co stało się między mną i Olivią, więc znała też powód naszego zerwania. Natomiast moja matka wiedziała tylko tyle, że nam się nie układało i tak miało zostać.

— Skoro wróciłam do miasta, nie mogłam zapomnieć o twojej mamie. — dodała Sanderson.

Zmierzyłem ją wzrokiem pełnym jadu. Chciałem, żeby stąd zniknęła. Z miasta, stanu, może nawet z planety. Nigdy jej nie wybaczyłem, ponieważ takich zdrad się nie wybacza.

— Miałaś wyjechać. — przypomniałem surowym tonem, ale blondynka jedynie uśmiechnęła się, podeszła do mnie i przytuliła się do mojego ramienia.

— Hm... Nie. — powiedziała, patrząc mi prosto w oczy — Zaplanowałam coś i na jakiś czas zostanę w Nowym Jorku.

Moje całe ciało się spięło, co Olivia prawdopodobnie wyczuła, ponieważ diaboliczny uśmiech nie schodził jej z twarzy.

— Cudownie! — klasnęła moja mama z radością — Zapraszamy częściej. Kto wie, może jednak wam się ułoży?

— Nie ma mowy. — skarciłem ją wzrokiem.

— Cóż, pracujemy nad tym. — blondynka uwieszona na moim ramieniu pstryknęła mnie w nos, szczerząc się jak idiotka, a mnie już powoli puszczały nerwy. Po chwili stanęła na palcach i szepnęła do mojego ucha: — Nie chcesz mieć we mnie wroga.

Zacisnąłem szczękę, słysząc to. Czy się bałem? Nie. Ale wiedziałem, że będą z tą dziewczyną same kłopoty. Ona była jak ogień. Im bliżej podejdziesz, tym bardziej się poparzysz. Ja już dawno się spaliłem.

— Może zjesz z nami kolację? — zaproponowała Rose.

Tego jeszcze brakowało. Nie było mowy o tym, żeby ta zdrajczyni siedziała z nami przy jednym stole.

— Wiesz co, mamo? Olivia musi już jechać i raczej nie będzie chciała zostać. — mówiłem to do swojej rodzicielki, ale patrzyłem na Olivię, gdyby przypadkiem nie załapała aluzji.

Dziewczyna prychnęła pod nosem i zaczęła się ubierać.

— Racja. — przyznała — Będę się już zbierać. Zapomniałam o jednej sprawie, nieistotne. Dziękuję za kawę. — uśmiechnęła się do mojej mamy, po czym przytuliła ją na pożegnanie, a ja miałem ochotę zedrzeć jej ten uśmieszek z twarzy. Jeszcze chwila i wywlókłbym ją z domu za włosy. Nie mam do niej szacunku, ponieważ nie raz pokazała, że na niego nie zasługuje.

— Wpadaj do nas częściej. — oznajmiła Rose — Aaron, odprowadź koleżankę.

Westchnąłem ciężko, ale zmusiłem się pójść za blondynką na werandę. Gdy tylko zamknąłem drzwi, Olivia pchnęła mnie na drewnianą powierzchnię i wcisnęła w moje usta mocny pocałunek. Natychmiast ją odepchnąłem.

— Co ty odwalasz?! — krzyknąłem, choć starałem się uspokoić, by moja matka niczego nie usłyszała.

— Mówiłam ci, że jeśli mnie odrzucisz, to pożałujesz. Nie wierzyłeś, więc... — urwała wiedząc, że domyślę się o co chodziło.

— Znikaj stąd.

— Nie. — pokręciła głową, zbliżając się do mnie tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów — Dean już ci o tym wspominał, ale ja teraz prowadzę własną grę. — oznajmiła, dotykając mojego torsu — Swoją drogą, chyba znajdę sobie nową przyjaciółkę. Co ty na to? Ma na imię Victoria, mówi ci to coś?

Wtedy zamarłem. Ani nie drgnąłem, gdy wypowiedziała jej imię. Patrzyłem na nią z awersją, ale ona tylko uśmiechała się, jak ostatnia żmija.

— Trafiłam w czuły punkt? — spytała. Po chwili parsknęła i w końcu odwróciła się na pięcie, by kilkanaście sekund później być już poza posesją mojej rodziny. Stałem tam z zaciśniętymi pięściami, dopóki nie zniknęła z mojego pola widzenia.

Ona jeszcze nie wie, z kim zadarła.


Victoria's POV

Przez całą drogę jechałyśmy w ciszy. Ale nie myślałam zbytnio nad czymś szczególnym. Wolałam po prostu przemilczeć sprawę z Carterem, który stwierdził, że w zasadzie to byłam dla niego tylko jedną z wielu. Nie rozumiałam tylko jednego: skoro tak powiedział, to dlaczego mnie pocałował? Bipolarność tego człowieka mnie kiedyś wykończy.

Kiedy zaparkowałam samochód pod hotelem, zdziwiłam się nieco, gdy dostrzegłam radiowóz policyjny.

— O co chodzi? — spytała Natalie, podczas wysiadania z bentleya.

Ja sama nie znałam odpowiedzi, więc tylko wzruszyłam ramionami. Zamknęłam samochód, a potem weszłyśmy do środka, kierując się do windy. Kiedy tylko wyjechałyśmy na ostatnie piętro, czyli do naszego apartamentu, moim oczom ukazało się dwoje policjantów, moja mama oraz Ryan. Julie siedziała na sofie ze łzami w oczach, a mój brat rozmawiał z komisarzem. Miał dość poważną minę, przeglądając jakieś papiery.

— Dzień dobry. — przywitałam się, mężczyźni odpowiedzieli mi tym samym.

Podeszłam do mamy, a moja siostra od razu pobiegła do pokoju. Nie lubiła znów poruszać sprawy z ojcem, ponieważ bardzo dużo ją to kosztowało. To ona tak naprawdę miała z nim najlepszy kontakt.

— Mamo, o co chodzi? — spytałam.

— Znaleźli samochód zabójcy ojca. — odpowiedział mi Ryan, wyprzedzając Julie, która nie była zbytnio chętna do rozmowy.

— Wiecie już, kto to jest? — zwróciłam się do komisarza Jordana.

I wtedy, gdy na mnie spojrzał, coś mnie zmroziło. Całkowicie znieruchomiałam, momentalnie czując strach. Teraz do mnie dotarło. Jeśli Jordan wygada się o Carterze, to już po mnie.

— Mamy podejrzenia, ale facet ma potwierdzone alibi. — powiedział to dość dziwnym tonem, a ja poczułam się nieswojo. Wiedziałam, że jego słowa były aluzją do moich zeznać na korzyść Aarona.

Zmarszczyłam brwi, gdy zaczęły nachodzić mnie myśli, że być może to... Nie, nie ma takiej opcji. A co jeśli?

— Udało nam się pochwycić nagranie z budynku bliskiego drogi, którą zmierzali przestępcy. Znaleźliśmy samochód porzucony na wybrzeżach miasta, jednak wciąż brak jakichkolwiek dowodów, czy odcisków palców. — powiadomił ten drugi, którego nie znałam.

— Nieźle to ukartowali. — wymamrotał pod nosem mój brat, patrząc na zdjęcia czarnego samochodu z widoczną rejestracją.

— Wiedzą może państwo, do kogo należał samochód? — spytał Jordan, ale ja pokręciłam głową na „nie" i moja mama także. — A pan? — zwrócił się do mojego brata, który stał nieco zamyślony.

W końcu Ryan oprzytomniał i odpowiedział:

— Nie. Nie kojarzę.

On kłamał. Widziała to po jego oczach. Spojrzał w lewo. Zawsze tak robi, gdy chce coś ukryć. On jeszcze nie wiedział, że pod tym względem go rozszyfrowałam. Zmarszczyłam brwi, patrząc wprost na niego.

— Dobrze, w takim razie odezwiemy się, jak coś będziemy więcej wiedzieć. — westchnął Jordan, pożegnali się oboje zwykłym „do widzenia" a potem wyszli.

Moja mama od razu ruszyła do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Chciałam do niej iść, ale to oznaczało, że chciała zostać sama. Serce mnie bolało, gdy widziałam ją w takim stanie. Ale nie dziwiło mnie jej zachowanie w żadnym wypadku, ponieważ ta kobieta straciła miłość swojego życia. Ja prawdopodobnie zachowałabym się tak samo.

Ryan dość szybko ulotnił się do pokoju. Jednak nie zamierzałam tego tak po prostu zostawić. Musiałam się dowiedzieć, co było nie tak. Nie zawahałam się ani chwili i od razu ruszyłam w stronę pokoju brata. Zatrzymując się przed drzwiami, walnęłam pięścią kilka razy, by otworzył. Zresztą, czemu ja w ogóle pukam? Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka — Ryan wciąż nie odpowiadał, za to słyszałam szum lecącej wody. Pewnie brał kąpiel. Oczywiście nie przywitało mnie tam nic innego, jak wielki syf. Mój brat nie potrafił dbać o porządek. Ale co ja mówiłam? Sama byłam bałaganiarą.

— Ryan! — krzyknęłam — Wyłaź z tej łazienki!

Zamknęłam drzwi do pokoju i oparłam się o nie, krzyżując ręce pod piersiami. W końcu po kilku minutach w końcu brunet w samym ręczniku obwiązanym od pasa do kolan, wyłonił się zza drzwi łazienki.

— Czego? — spytał dość oschle.

— Co ty odwalasz? Dlaczego nie powiedziałeś, kim jest morderca?

— Bo nie wiem. — wzruszył ramionami — O co ci chodzi?

— Nie udawaj idioty. Wiem, że kłamałeś.

— Gdybym wiedział, ten skurwysyn nie miałby już jaj, rozumiesz?

— Nie wierzę ci. Powiedz mi! — naciskałam, ale on wywrócił oczami i coś wymamrotał pod nosem, otwierając szafkę z kosmetykami męskimi —Ryan.

— Co? — wrzasnął — Nie wiem, kim jest, jasne? Ale dowiem się. Ktoś mi pomaga i wkrótce będę wiedział.

Westchnęłam. Znowu się zaczyna?

— Czy ty się znowu pakujesz w to gówno? — spytałam, nawiązując do tego, jak kiedyś, gdy jeszcze mieszkaliśmy w Los Angeles, zadarł z dealerami narkotyków i miał problemy.

— Siostra, nie. Zaufaj mi.

— Ryan nie popełniaj tego samego błędu. Mama nie zniesie jeszcze dodatkowo twoich problemów z dragami.

— Kurwa, Victoria, mówię, że nie chodzi o narkotyki! — wkurzył się — Mogłabyś mi czasem zaufać?!

Po tych słowach wszedł z powrotem do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. Miał rację, mogłabym. Ale ja po prostu już zbyt wielu osobom zaufałam. I na nich najbardziej się zawiodłam.

— Jasne. — wymamrotałam sama do siebie, po czym wywracając oczami, wyszłam z jego pokoju.

Wróciłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko. Miałam się dziś uczyć, ale zupełnie straciłam na to chęci. W mojej głowie nagle zmieszało się tyle zdarzeń, nowych informacji i przykrych doświadczeń, że przez chwilę nie wiedziałam, co mam zrobić. Po chwili wstałam i ruszyłam do tymczasowego pokoju Melanie. Chciałam spędzić z nią ten wieczór i przede wszystkim porozmawiać. Może pomoże mi cokolwiek zrozumieć. Zapukałam, ale nikt się nie odzywał. Wkroczyłam więc do środka, ale też nikogo nie było. Spojrzałam na telefon — zero powiadomień, czy wiadomości od Reed. Gdzie ona była?

Wybrałam numer do dziewczyny bez chwili zwłoki i wróciłam do swojego pokoju. Wysłuchałam około pięciu sygnałów, aż połączenie samo się nie zerwało.

— Co jest, do cholery?

Drugi raz kliknęłam zieloną słuchawkę przy numerze przyjaciółki. Na szczęście odebrała już po dwóch sygnałach:

— Vicky? Co taaam? — przeciągała. Czy ona była pijana?

— Melanie, gdzie ty jesteś?!

— No... w klubie?

Co?

— Jak to w klubie? — oburzyłam się — Co ty tam robisz? Z kim ty tam jesteś?

— Za duzo... znaczy, za dużo pytań! — zachichotała po pijaku — Jestem w Euphorii z chłopakami.

Chwila, co? Z chłopakami? O nie.

— Zaraz będę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro