Rozdział 26 "Wspomnienia paraliżują umysł."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

dziękuję za komentarze!

Victoria's pov

Głośna muzyka docierała do każdego pomieszczenia tego przeklętego domu. Ludzie pałętali się dosłownie wszędzie, a alkoholu nie brakowało. Zack Samers zdecydowanie przeszedł samego siebie. Było już grubo po trzeciej, natomiast impreza, jak sądzę, dopiero się zaczynała. Co chwilę ktoś się zjawiał, a gospodarz witał ich z wielkim uśmiechem i alkoholem.

Dom Samersa naprawdę mi się podobał. Do tej pory zdążyłam obejrzeć już prawie cały, szukając między innymi łazienki, czy kuchni. Był urządzony w jasnych kolorach; przeważnie dominował biały, a do tego meble z ciemnego brązu.

Od tego hałasu już powoli zaczynała mnie boleć głowa. Siedziałam na sofie, odpoczywając po długim tańcu z dziewczynami. Odkąd się tu zjawiliśmy po balu (wszyscy oczywiście się przebrali), Aaron gdzieś zniknął i do tej pory nie widziałam go ani razu. Piłam i bawiłam się głównie z przyjaciółmi, dopóki Luke nie zajął się jakąś blondynką z różowymi końcówkami włosów, a Kylie... Cóż, Zack porwał ją paręnaście minut temu, więc wątpię żeby szybko wrócili. Zostałam z Emmą, więc rozmawiałyśmy na różne tematy. Oznajmiłam im wcześniej, że znów się przeprowadzam. Tym razem to oni byli w szoku i zaczęli wywody oraz lamenty na temat tego, że powinnam zostać w mieście, bo jestem ich przyjaciółką i tak dalej. Wyjaśniłam całą sytuację, więc odetchnęli z ulgą. Nie moja wina, że nie potrafią wysłuchać do końca.

Kiedy Emma rozwinęła swoją wypowiedź na temat Lydii, która dosłownie za naszymi plecami kleiła się do Steve'a ze szkolnej drużyny, przed oczami mignęła mi blond czupryna, należąca do chłopaka, który chyba miał mi coś do wyjaśnienia.

- Przepraszam Emma, muszę iść do łazienki. - powiedziałam, wstając z miejsca i odłożyłam kubeczek z wódką i blackiem. Dziewczyna była dosyć wstawiona, więc zareagowała jedynie uśmiechem i wyciągnęła telefon, opierając się plecami o oparcie sofy.

Popędziłam za chłopakiem, który zniknął w tłumie nastolatków. Przeszłam do korytarza, następnie po kolei sprawdziłam pokoje. Nigdzie go nie było. Weszłam na piętro, które było niedostępne dla imprezowiczów, ale z racji tego, iż ja i Zack mieliśmy coraz lepszy kontakt, dostałam swego rodzaju pozwolenie. W szybkim tempie poradziłam sobie ze schodami i otworzyłam drzwi do pierwszego, lepszego pokoju. Jeśli Zack nie miał brata, to z pewnością należał do niego. Jednak zastałam puste pomieszczenie. Skierowałam się do kuchni, mając nadzieję, że w końcu go znajdę i oto on. Stał nad zlewem, jedną ręką opierając się o blat, a drugą trzymał tuż przy twarzy.

- Aaron? - odezwałam się pewnym głosem, podchodząc bliżej.

Chłopak natychmiastowo się zmieszał, prawdopodobnie był zaskoczony, że to właśnie ja stałam za jego plecami, ale wciąż się nie odwrócił. W ułamku sekundy dostrzegłam, że trzymał przy nosie kawałek ręcznika papierowego.

- Co ty tu robisz? - zdziwił się - Piętro jest niedostępne dla gości.

Może nie powinien, ale do cholery, zabolał mnie jego oschły ton. I co to miało znaczyć? Byłam tylko „gościem"?

- Gdzie zniknąłeś? - chciałam zajść go od przodu, ale on ciągle się ode mnie odwracał - Aaron!

W końcu udało mi się go szarpnąć tak, że zatrzymał się twarzą w twarz ze mną. A wtedy gwałtownie wciągnęłam powietrze. Miał koszulkę całą we krwi, pobrudzone ręce i nie myliłam się, mówiąc o ręczniku papierowym. Trzymał go przy twarzy, ponieważ leciała mu krew z nosa. Wargę miał rozciętą, a pod okiem tworzyło się niewielkie limo. Obejrzałam każdy centymetr jego twarzy, w między czasie zakrywając usta dłońmi. Boże drogi.

- Napatrzyłaś się już? - spytał z tym samym nieczułym tonem, gdy wciąż milczałam ze strachu. Potem odwrócił się i wyrzucił pobrudzony papier, by urwać następne trzy listki i obmyć twarz.

Miałam już po dziurki w nosie jego wiecznie zepsutego humoru. Urwałam kolejne listki i nasączyłam je wodą, po czym przyłożyłam do jego twarzy, by mu pomóc, jednak on od razu się odsunął. Zmarszczyłam brwi i ponowiłam swoje próby.

- Zostawisz mnie w spokoju?! - warknął, uderzając o blat pięściami. Niemal podskoczyłam, przestraszywszy się huku, jaki spowodowało uderzenie. Patrzył na mnie tak gniewnym wzrokiem, iż myślałam, że chwyci pierwszy lepszy nóż i wbije mi go prosto w serce. Wiem, że był do tego zdolny. Oddychał przyspieszonym tempem. Coś go gryzło, czułam to. Był wkurzony i nie bez powodu krew znalazła się na jego koszulce. Miejmy tyko nadzieję, że... Nie wiem, co było gorsze: nadzieja na to, że to była jego krew, czy obcego mi człowieka.

- Chcę ci pomóc. - odparłam cicho, będąc przygotowaną na wszystko.

- Nie potrzebuję twojej pomocy. - powiedział to dość dobitnie, patrząc prosto w moje oczy. Bałam się tego spojrzenia.

Spojrzenia, które wywiercało też we mnie największą, czarną dziurę. Spojrzenia, które wprost ciskało gromami na wszystkie strony, a najbardziej w moją z podwojoną mocą. Tego spojrzenia, które było tak bardzo charakterystyczne dla Aarona, ponieważ wyrażało jedynie to, że jego duszę już dawno opętał sam diabeł.

- Wracaj lepiej na dół. - nakazał, zaciskając później szczękę.

Bezczelny typ. Szukałam go po całym pieprzonym domu. Martwiłam się o niego, chciałam nawet do niego dzwonić. Przyleciałam od razu, gdy tylko się zjawił, by mu pomóc i dowiedzieć się gdzie zniknął, a on potrafił się tylko na mnie drzeć i mi rozkazywać.

Wkurzona do granic możliwości posłałam mu rozczarowane spojrzenie i bez słowa wyszłam z kuchni. Kierując się w stronę schodów, usłyszałam nagłe piski a potem padły strzały. Wszyscy panikowali i krzyczeli. Skuliłam się, prawie kładąc się na podłodze. Moje ciało drżało, a ja tylko modliłam się w duchu, by to wszystko się już skończyło. Ja tak dłużej po prostu nie mogłam. Aaron wyleciał za mną jak z armaty i natychmiastowo objął mnie ramionami, sam także się kuląc.

Przepraszam, ale co to miało w ogóle znaczyć? On jest nienormalny, czy ja?

- Co jest do cholery?! - pisnęłam - Co się tam dzieje?!

- Cicho. - skarcił mnie - Nie ruszaj się i bądź cicho!

Zdezorientowana całym tym zdarzeniem, zrobiłam tak, jak nakazał Aaron. W ogóle go nie rozumiałam. Wyrzucił mnie z kuchni, a teraz nagle osłania mnie swoim ciałem? Co jest z nim nie tak?

Po chwili piski ucichły i nie słychać już było nikogo. Wydawałoby się, że włamywaczy też nie ma.

- Wstawaj. Szybko. - poganiał, pomagając mi wstać.

Aaron schodził pierwszy po schodach, a ja tuż za nim, trzymając się cholernie blisko niego. Widziałam, że miał w spodniach broń, więc czułam się nieco bezpieczniej. Och, ironio.

Stawialiśmy krok za krokiem, a gdy nasze pole widoczności się zwiększyło, zobaczyliśmy pusty pokój. Wszyscy uciekli. Chwila, a dziewczyny? Co się z nimi stało? Gdzie Luke? Co się dzieje?

- Aaron? - szepnęłam, lecz on uciszył mnie.

Zeszliśmy na parter, gdy nagle usłyszeliśmy coś z korytarza. Carter natychmiast wyjął broń i wymierzył ją prosto w osobę, która zmierzała ku nam. Okazało się, że to Zack i Kylie. Cała nasza czwórka przestraszyła się siebie nawzajem.

- Kurwa mać, Samers! - syknął wzburzony Aaron, gdy tylko zobaczył brunetkę idącą za jego przyjacielem.

- Co tu się stało? - spytała Kylie. Chciałam odpowiedzieć, ale blondyn mnie wyprzedził.

- Nie interesuj się tym. - powiedział oschle, przez co skarciłam go spojrzeniem. Ale co ja mogłam, skoro spłynęło to po nim zupełnie. - Gdzie byłeś? Gdzie chłopaki? Dzwoniłem do ciebie! - zwrócił się do Zacka, który od razu wyjął telefon.

- Stary, byliśmy za domem i nagle usłyszeliśmy strzały. Co się odjebało?

- Skąd mam wiedzieć? - oburzył się Aaron - Byłem zajęty zmywaniem sobie krwi z twarzy! - z każdym słowem mówił coraz głośniej, aż w końcu wykrzyczał ostatnie trzy słowa - Potrzebowałem was, kurwa. A ty się zabawiasz z jakąś dziwką! - wskazał na Kylie, co kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi.

- Aaron! - krzyknęłam, mając już dość jego ciągłego obrażania ludzi.

- Chyba trochę przeginasz. - upomniał go Zack, stając w obronie mojej przyjaciółki.

- Teraz będziesz jej bronił? - oburzył się Aaron, chodząc z kąta w kąt, zachowując się, jak wariat - Przypominam ci, że mamy robotę.

- Kurwa, wiem o tym! - szatyn podniósł głos, następnie spojrzał na Kylie i na mnie z poczuciem winy - Pogadajmy na osobności. - powiedział, po czym złapał Cartera za ramię i wyprowadził z salonu.

Odprowadziłam ich wzrokiem, szukając odpowiedzi. Kiedy zniknęli za rogiem ściany, zerknęłam na przyjaciółkę, która roztrzęsiona siedziała na sofie z podkulonymi nogami. Szybko znalazłam się obok niej. Kiedy spojrzała mi w oczy, widziałam strach przede wszystkim.

-Co... c-co to było? - spytała drżącym głosem, ciężko oddychając. Jej oczy zaszkliły się, natomiast mnie momentalnie zrobiło się przykro. Nie widziałam jej jeszcze w takim stanie. Była na ogół radosną dziewczyną, która wszystkich zarażała pozytywną energią, a teraz drżała ze strachu, siedząc skulona na sofie. W ogóle nie zareagowała na obraźliwe słowa Aarona skierowane do niej. Chyba nawet nie przyjęła ich do świadomości, bo była zbyt przerażona.

Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na to pytanie. Podejrzewałam, co się stało, choć wciąż nie miałam pewności, ponieważ chłopaki nic nie powiedzieli. Nie chciałam jej też okłamywać i postawić sprawę jasno, ale obiecałam coś Aaronowi i mimo, że jest największym kretynem i najgorszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam, to przynajmniej ja zamierzam dotrzymać słowa. Nie chce być taka, jak on i rzucać słów na wiatr. To nie na tym to polega.

- Nie wiem, Kylie. - pokręciłam głową, spuszczając wzrok. Po raz kolejny zawiodłam się na sobie. Oszukałam najbliższą mi osobę w Akademii, bo prawda była taka, że to ona i Luke byli ciągle przy mnie i pomagali mi w przeróżnych sprawach.

- Oni wrócą? - usłyszałam jej cichy głosik - Ci z bronią.

- Mam nadzieję, że nie. - odparłam, przytulając ją, by dodać jej otuchy - Zack i Aaron nie pozwolą, żeby nas skrzywdzili. - dodałam, mając szczerą nadzieję, że było to prawdą.

- Czemu Aaron jest cały we krwi? - spytała, odsuwając się ode mnie - Coś ci się stało?

- Nie, jestem cała. - uspokoiłam ją, uśmiechając się lekko.

- O jakiej robocie on mówił? Co się stało, Vic? - ciągle pytała, a jej głos robił się coraz bardziej rozpaczliwy, ale ja tylko kręciłam głową, dając znak, że nie wiem, o co chodziło - Wiem, że coś wiesz. Dlaczego mi nie mówisz? Ukrywasz coś, Victoria i dobrze wiesz, że źle to się skończy.

Przełknęłam głośno ślinę, próbując wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji. Ona wciąż na mnie patrzyła błagalnym wzrokiem, jakby moja odpowiedź zaważyła na jej życiu. Gdy rozchyliłam usta, by prawdopodobnie znów ją okłamać, w salonie zjawili się chłopaki. Szybko odskoczyłam od dziewczyny i podeszłam do nich. Zack od razu wbiegł po schodach na górę, natomiast Aaron zatrzymał się tuż przy mnie.

- Zrobimy tak. - oznajmił - Zack odwiezie Kylie do domu, a ty pojedziesz ze mną. Odwiozę cię jutro do hotelu. - słysząc to, zdziwiłam się bardziej, niż to było możliwe.

- Co? Nie chcę jechać do ciebie. Masz odwieźć mnie do domu. - nakazałam, przez co chłopak parsknął. W międzyczasie minął nas Samers z ramoneską mojej przyjaciółki w jednej ręce i kluczami w drugiej.

- To nie ty tutaj rządzisz.

- A co? Może ty? - prychnęłam z kpiną.

- Zgadza się. Dlatego zamknij się i pozwól mi upewnić się, że będziesz bezpieczna. - podniósł nieco głos, ale mimo wszystko, ja nie dałam za wygraną.

- Aaron! - krzyknęłam, gdy pociągnął mnie w stronę wyjścia, ale nawet nie zareagował.

Kylie i Zack pożegnali się, a ja kazałam przyjaciółce napisać mi wiadomość, kiedy już bezpiecznie wróci do domu. Martwiłam się o nią, choć wiedziałam, że była w dobrych rękach. Może nie znałam bardzo dobrze Zacka, ale coś sprawiało, że ufałam temu chłopakowi. W przeciwieństwie do Aarona, który zaskakiwał mnie z każdym kolejnym dniem. Niestety negatywnie. Już tak bardzo mieszał mi w głowie, że sama zaczynałam gubić się w tym jego złym świecie.

Jechaliśmy już kilka dobrych minut w zupełnej ciszy. Aaron ciągle zaciskał ręce na kierownicy, a jego wyraz twarzy był gniewny i niezmienny od czasu napadu. Obserwowałam drogę przed sobą. Sprawdzałam powiadomienia w telefonie, czy nadeszły odpowiedzi od moich przyjaciół. Chciałam sprawdzić, czy z Melanie, Emmą i Lukiem wszystko było w porządku. Póki co, tylko Reed odpisała, że jest w domu, ponieważ William odwiózł ją i od razu gdzieś pojechał. Po chwili otrzymałam też wiadomości od pozostałej dwójki i również od Kylie, że wszystko jest w porządku. Odetchnęłam więc z ulgą, ale nadal nie mogłam czegoś zrozumieć.

- Dlaczego nie mogę wrócić do siebie? - spytałam, mając na uwadze to, że zwyczajnie mi nie odpowie.

- Wiedzą, gdzie mieszkasz. Wiedzą, że ja... wiedzą, że mogą cię wykorzystać przeciwko mnie. - odpowiedział od razu, a ja nie spuściłam z niego oczu nawet na sekundę.

Wiedzą, że on... co?

- To był Walker. Załatwiłem wcześniej jednego jego gościa i pewnie chciał się zemścić. - dodał.

- Dlaczego?

- Rzucił się na mnie, kiedy... nieważne.

- Aaron, powiedz mi. - nalegałam.

- Nie! Nie musisz wszystkiego wiedzieć, a tego już w szczególności. - podniósł głos, przez co wzdrygnęłam się. Mówił to wszystko opanowanym tonem, ale w jego głosie było coś, co kazało mi się nie narażać. - Nie masz prawa wtrącać się do moich spraw i nie pytaj mnie o więcej, bo niczego się nie dowiesz. Jeśli uznam, że coś powinnaś wiedzieć, wtedy ci powiem.

Nawet na mnie nie spojrzał. Mówił, jak do siebie, chociaż słowa kierował do mnie. Westchnęłam głośno.

- Nic już nie rozumiem. - powiedziałam cicho, odwracając głowę w stronę szyby. Obserwowałam budynki oświetlone różnymi reklamami i ledami, ludzi przechodzących beztrosko ulicą, myśląc jedynie o tym, z jakimi problemami oni się borykali.

Po chwili ciszy, Aaron znów się odezwał.

- Czyli?

On naprawdę chciał ciągnąć tę rozmowę?

- Dlaczego mnie tak traktujesz.

- Jak? - dopytywał, co powoli wyprowadzało mnie z równowagi.

- Na balu... - przerwałam, bo musiałam się zastanowić, czy na pewno chcę zaczynać ten temat. Bolało mnie jego zachowanie w każdym znaczeniu tego słowa. - Na balu tańczyliśmy, pocałowałeś mnie. Było idealnie. - kiedy zdecydowałam się jednak to powiedzieć, Aaron nawet na mnie nie spojrzał. Czułam się, jakbym mówiła do ściany. - A potem u Zacka nagle zniknąłeś, a ja naprawdę się martwiłam. Zobaczyłam cię całego we krwi i było to kompletnie egoistyczne, ale miałam nadzieję, że nie była ona twoja. Chciałam pomóc, a ty potraktowałeś mnie jak nic nie wartego człowieka. Wyrzuciłeś...

- Victoria. - przerwał mi, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy zaparkowaliśmy. Wtedy na mnie spojrzał, a to spojrzenie przeniknęło całą mnie. - Nie wiem, co czujesz. Ale powiem ci coś, co musisz zakodować sobie w głowie na dobre, jasne? - kiwnęłam głową, czekając z niecierpliwością - Możesz mnie uwielbiać, tłumaczyć sobie w jakiś sposób każdy mój zły czyn, bronić mnie przed wszystkimi i uważać za dobrego człowieka, ale kiedy zdarzy się sytuacja, w której zobaczysz moją prawdziwą stronę, znienawidzisz mnie tak bardzo, że będziesz żałowała dnia, w którym przeprowadziłaś się do Nowego Jorku. Bo to będzie najgorsze, czego doświadczysz.

Po tych słowach po prostu wysiadł z samochodu i zamknął drzwi, a ja dopiero wtedy ocknęłam się z transu, w który mnie wprowadził. Co? Co to w ogóle miało znaczyć?

W końcu drzwi od mojej strony zostały otwarte przez Aarona, więc wysiadłam. On zachowywał się, jak gdyby nigdy nic, a ja miałam taki mętlik w głowie, tak bardzo już wszystko mi się pomieszało, że zgłupiałam. Autentycznie mój umysł wysiadł, więc po prostu podążyłam za blondynem do jego domu. Nie widziałam innego samochodu na jego posesji, dlatego podejrzewałam, że rodziców nie było w domu. Ale co z jego siostrą?

Weszliśmy do środka, a Carter zamknął drzwi. Miał ogromny dom, chociaż z zewnątrz się taki nie wydawał. Sądząc po wystroju, jego rodzice musieli mieć całkiem niezły gust. Nie był on skromnie urządzony, widać było, że rodzice Aarona mają bardzo dobrą pracę. Generalnie wnętrze wyglądało, jak muzeum. Jako ozdoba, dominowała tutaj porcelana; figurki, kubki, filiżanki, waze, rzeźby. Pani Carter musiała to uwielbiać. Krótko mówiąc; ekstrawagancja.

- Gdzie twoja rodzina? - spytałam, kiedy Aaron ściągał buty i weszłam do salonu.

- Rodzice są w delegacji, a Ana jest u chłopaka. - oznajmił, po czym zbliżył się do mnie na dość niebezpieczną odległość, chociaż nie. Odległości wcale nie było. Chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie. - Mamy cały dom dla siebie. - szepnął, na co od razu się spięłam, ale przypomniałam sobie jego wcześniejsze słowa. Teraz znów zachowywał się kompletnie inaczej, niż w samochodzie. Tam ostrzegał mnie przed samym sobą, a teraz sprawia, że mój żołądek robi podwójne salto.

Czy ja kiedykolwiek zrozumiem popierdolone działania tego człowieka?

- Chcesz coś do picia? - spytał, po czym parsknął śmiechem i ruszył do kuchni.

- Herbatę? - odpowiedziałam niepewnie, wciąż czując w swojej krwi alkohol i właśnie teraz, gdy przypomniałam sobie, że przecież wypiłam taką ilość alkoholu, że generalnie powinni mnie zbierać z podłogi, zaczęła mnie boleć głowa. Najlepsze było to, że gdy tylko Aaron wszedł do domu Zacka, mój umysł natychmiastowo oprzytomniał, a ja myślałam tylko o tym, że muszę go odszukać.

Pozwoliłam sobie usiąść na sofie, przed dużą plazmą. Zastanawiało mnie to, że rodzina Aarona nie żyła skromnie i chyba było ich stać na dużo, a on zarabiał jako płatny zabójca? Coś tu było nie tak.

- Niestety. - Aaron przystanął w progu z butelką i dwoma kieliszkami - Mam tylko wino. - na jego twarzy pojawił się ten cwany uśmieszek, a potem usiadł obok mnie.

- Nie wiem, czy to dobry plan, żebym mieszała. - broniłam się.

- Jedna butelka. - uniósł brew - Wymiękasz?

- Spadaj! - szturchnęłam go w ramię, a ten zaśmiał się - Lepiej włącz jakiś film, bo nie chce mi się spać.

Kiedy nasze spojrzenia znów natknęły się na siebie, blondyn lekko się uśmiechnął, a następnie włączył na Netflixie horror. Czego innego mogłam się spodziewać? Nienawidziłam horrorów. Zawsze potem świeciłam wszędzie światła, jak w nocy szłam na przykład do łazienki. To jest straszne.

***

Miska z popcornem już prawie była pusta, a butelka zapełniona tylko trochę na dnie. To zdecydowanie nie był dobry plan, żebym piła alkohol, ponieważ już po godzinie filmu czułam, że odpływam. Może nie byłam pijana, ale strasznie chciało mi się spać. Mimo wszystko, Sierociniec nie pozwalał mi nawet zmrużyć oka, a straszne sceny sprawiały, że co chwilę tuliłam się do Aarona, zasłaniając sobie ekran. Zaczęłam myśleć, że specjalnie włączył horror, ale nie wnikałam w to już. Denerwowało mnie to, że chłopak śmiał się ze mnie, kiedy naprawdę się bałam, a gdy panowała kompletna cisza, to on mnie straszył. Miałam ochotę zrobić mu w tamtym momencie krzywdę. Nadal mam.

- Nigdy więcej nie będę z tobą oglądać horroru! - oznajmiłam odrobinę żartując, chociaż starałam się być poważna.

- Oczywiście. - parsknął, a potem wstał z kanapy i chwycił mnie za rękę - Chodź. Będziesz spała u mnie.

Przetarłam oczy ze zmęczenia i jednocześnie ziewnęłam, ale powędrowałam za nim. W jego pokoju znaleźliśmy się w przeciągu kilkunastu sekund. Aaron wyjął z szafy swoją czarną koszulkę oraz spodenki i podał mi.

- Tam jest łazienka, możesz się przebrać. - wskazał na drzwi, które osobno odchodziły z jego pokoju.

Zrobiłam więc to, co powiedział. Weszłam do łazienki, zdjęłam z siebie ubrania, umyłam twarz i usunęłam pozostałe ślady po makijażu, palcami przeczesałam włosy i ubrałam na siebie koszulkę oraz spodenki. Następnie wróciłam do pokoju. Dostrzegłam łóżko, które zostało przygotowane do spania, ale była tam tylko jedna poduszka.

Oczywiście, że nie będzie tu spał, idiotko.

- Gdzie będziesz spał? - spytałam Aarona, który właśnie wszedł do pomieszczenia, ale gdy odwróciłam się w jego stronę, od razu tego pożałowałam, ponieważ nie miał na sobie podkoszulka, a jedynie czarne joggery, w które był ubrany już wcześniej. Mój wzrok od razu zeskanował wszystkie jego widoczne tatuaże, które tak bardzo mi się podobały. W pewny momencie otrząsnęłam się i spojrzałam prosto w jego czarne, niesamowite oczy.

- Czeka na mnie sofa w salonie. - wzruszył ramionami, patrząc na mnie jak zbity piesek, przez co zachichotałam krótko.

- To dobrze. - skomentowałam, nie odrywając od niego oczu.

Nastała niedługa cisza, której słychać było jedynie nasze oddechy. Nawet nie wiem, kiedy blondyn zwyczajnie podszedł i ujął moje policzki, by mocno złączyć nasze usta. A ja znów poczułam ten wspaniały smak i te wargi, za którymi tak tęskniłam. I znów mu się poddałam.
Wcześniej były to tylko niewinne pocałunki, ale nie tym razem. Teraz oboje pragnęliśmy czegoś więcej.

Nie zwlekając, wplotłam mu dłonie we włosy, ciągnąc za ich końcówki. Delikatny pocałunek z czasem przemienił się w nagły i gwałtowny, a mnie już brakowało tchu. Nasze języki walczyły ze sobą w zaciętej walce, a ciała współgrały jednym rytmem.

W końcu Aaron przygwoździł mnie do ściany, więc nie miałam szansy ucieczki, o której nawet nie pomyślałam. Usadowił swoje duże dłonie na moich biodrach i sunął nimi coraz wyżej, jednocześnie dalej atakując moje wargi.

- Aaron. - jęknęłam, kiedy jego zimne ręce zetknęły się z moją ciepłą skórą. Natychmiast obleciały mnie przyjemne dreszcze.

Swoim dotykiem doprowadzał mnie do szału. Byłam zachwycona jego obecnością, jego czynami. Atmosfera robiła się coraz to gorętsza, a ja miałam wrażenie, że znajdowałam się w piekle z samym diabłem.

Nagle dłonie Cartera znalazły się poniżej moich pośladków i zwinnym ruchem podniósłmnie do góry, więc oplotłam go nogami w pasie. Napierając na mnie, złapał zamoje pośladki i przyciągnął do siebie tak blisko, jak tylko się dało. Późniejswoimi ustami zaatakował moją szyję, a ja, przysięgam, że nigdy nie czułam siętak dobrze, jak przy nim. Motylki w moim brzuchu wariowały, tak samo, jak mojemyśli. Głęboko oddychałam, gdy Aaron wyczyniał cuda ustami na mojej szyi. Wpewnym momencie tak mocno zassał moją skórę, że wbiłam mu paznokcie w plecy igwałtownie wciągnęłam powietrze. Wiedziałam już, że na sto procent zostanie tam malinka.

Aaron odbił nas od ściany i w ciągu sekundy przeniósł na łóżko. Usiadł na materacu, po czym usadowił mnie sobie na kolanach. Teraz ja przeniosłam usta na jego szyję, chcąc się odwdzięczyć za niechciany prezent. Dlatego zostawiłam tam po sobie kilka śladów, a po reakcji chłopaka mogłam stwierdzić, że podobało mu się to cholernie. Odnaleźliśmy znów swoje usta, przekazując sobie w ten sposób wszystkie emocje. Z mojej głowy automatycznie wyfrunęły wszystkie negatywne myśli, czy nawet wcześniejsze słowa Cartera. Teraz nic nie było ważne, tylko my. I tylko my się liczyliśmy oraz te wszystkie piekielnie wspaniałe rzeczy, które wyprawialiśmy.

Nieoczekiwanie chłopak odwrócił nas tak, że teraz to ja leżałam na łóżku, a on wisiał nade mną, ciągle mnie całując. Jedną ręką podtrzymywał się tuż obok mojej głowy, a druga powędrowała pod materiał jego koszulki, którą aktualnie miałam na sobie. Powolnym dotykiem drażnił mój brzuch, potem piersi i plecy, a ja wiłam się pod nim, przez niesamowite wrazenia, które mi dawał.

W końcu jego palce sięgnęły do linii spodenek a potem majtek. Moje podbrzusze wariowało ze szczęścia, ale w następnej chwili powróciły traumatyczne wspomnienia. Próbowałam z nimi walczyć, ale na daremno.

Przecież tak wspaniale się przy nim czułam. Tak doskonałe, obezwładniające odczucie ogarniało całą mnie, kiedy jego usta dotykały moją skórę. Myślałam, że dam radę, ale znów przegrałam.

Więc kiedy ręka Aarona zaczęła drażnić moją kobiecość, po prostu odepchnęłam go i odsunęłam się na sam koniec łóżka, a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Victoria? - zaskoczony chłopak spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy.

Nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Mocno zacisnęłam oczy, szlochając i podkuliłam nogi. Schowałam twarz w dłoniach i nic nie mówiąc, dałam upust emocjom.

- Victoria, co się stało? - poczułam jego rękę na moim ramieniu, przez co wzdrygnęłam się i zaczęłam drżeć.

- Zostaw mnie, proszę. - mój głos się łamał i choć wiem, że on nic z tego nie rozumiał, nie dałam rady znów się do niego zbliżyć.

- Skrzywdziłem cię? - dopytywał - Victoria, powiedz mi! - uniósł głos, stojąc nade mną.

Wybuchłam jeszcze większym płaczem, chowając głowę w kolanach. On nie wiedział, nie rozumiał. Kręciłam cały czas głową, chcąc odgonić od siebie okropne wspomnienia.

- Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam, kiedy znów dotknął mojej ręki.

Zacisnęłam mocno oczy i wzdrygnęłam się gwałtownie, gdy usłyszałam trzaskanie drzwiami. Bałam się cholernie, choć wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Przecież Aaron nie mógłby mnie skrzywdzić. Łzy lały się po moich policzkach niczym wodospady. Nic do mnie nie docierało, a wspomnienia wracały i zabijały mnie na nowo.

_____________________

okej, jak tam rozdział? przyznam, że pisałam go chyba z tydzień, ale w końcu jest! jak wrażenia? podzielcie się nimi!

do następnego skarby xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro