Rozdział 4 "Ty jesteś Victoria Williams?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Victoria's Pov

Szkolny hol był naprawdę wielki, a licealistów, którzy się przez niego przewijali, nie sposób zliczyć. Cóż, nie było tak źle, jak myślałam. Parę dziewczyn spojrzało na mnie i powiedziało coś między sobą, a tak poza nimi, to nikt za bardzo się mną nie przejmował. Tego właśnie chciałam. Spokoju.

Od razu skierowałam się do swojej szafki. Julie załatwiła wszystko u dyrektora, a rano zostawiła w moim pokoju wszystkie informacje dotyczące zajęć, czy nawet plan budynku. Był cholernie wielki. Kiedy doszłam do celu, otworzyłam niebieską szafkę kodem, który już otrzymałam i schowałam do niej rzeczy potrzebne na inne lekcje. Zamknęłam ją, po czym wyjęłam telefon z tylnej kieszeni moich czarnych rurek, by napisać do Melanie, jak bardzo denerwuję się pierwszym dniem. Tak strasznie mi jej brakowało. Patrząc w ekran, ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora, przecież nawet nie wiedziałam, w jakiej klasie jestem. To nie był dobry plan, by iść i jednocześnie pisać do przyjaciółki, ponieważ już w niedługim czasie poczułam lekkie uderzenie. Wyjrzałam za telefon, a moim oczom ukazała się rudowłosa piękność. Była niższa ode mnie, ale miała ładną, zgrabną figurę. Na ustach, czerwona szminka idealnie ukazywała różnicę jej opalenizny, a duże, zielone oczy zostały podkreślone delikatną kreską. Przysięgam, że wyglądała, jak z okładki czasopisma modowego. Jej niezwykła uroda to jedno, ale wzrok, którym właśnie mnie mierzyła mówił: jeśli ze mną zadrzesz, urządzę ci piekło.

- Patrz na oczy! - burknęła wściekle, jakbym jej coś zrobiła. Och, czyli nie była taka słodka, jak się wydawało. - Wiesz kim ja jestem?

Już myślałam, że należy do grupki tych mądrych dziewczyn, ale okazało się, że miałam przed sobą kolejną księżniczkę. Cóż, czego mogłam się spodziewać? Szkoła dla dzieciaków z bogatych rodzin? Wielkie mi halo.

- Jakoś mało mnie to obchodzi. - rzuciłam znudzona i odeszłam. Za plecami usłyszałam jeszcze marne gadanie rudej, jednak postanowiłam to zignorować.

Pierwszy dzień i już nabawiłam się wroga, ekstra. Nie ma co, szło mi coraz lepiej.

Westchnęłam po chwili i skręciłam w lewo, idąc do dyrektora. Zabrzmiał dzwonek, a uczniowie zaczęli schodzić się do klas. Kiedy znalazłam się pod właściwymi drzwiami, zapukałam dwa razy, a słysząc „proszę", weszłam do środka. Ujrzałam tam siedzącego na fotelu obrotowym, ciemnowłosego mężczyznę o jasnej karnacji, który spojrzawszy na mnie, uśmiechnął się życzliwie. Miał około czterdziestu pięciu lat.

- Dzień dobry. - powiedziałam nieśmiało - Jestem...

- Doskonale wiem, kim jesteś, droga panno. - przerwał jej - Victoria Williams.

- Tak.

Mężczyzna wstał i zbliżył się do mnie, podając mi dłoń do uścisku. Oczywiście zrobiłam to.

- Nazywam się Jonattan Martin. Jestem dyrektorem tej akademii i jestem niezwykle zaszczycony, mogąc przyjąć cię w nasze progi.

- Dziękuję.

Jego słowa sprawiły, że kompletnie zapomniałam o nieprzyjemnej sytuacji z rudowłosą księżniczką z korytarza. Był bardzo miły.

- Proszę. - Martin otworzył drzwi i pozwolił mi iść pierwszej - Chodź za mną. - nakazał, gdy przemierzaliśmy już korytarz, kierując się do klasy, do której prawdopodobnie zostanę przydzielona.

Po chwili znaleźliśmy się przed drewnianymi drzwiami, a mężczyzna nacisnął klamkę, po czym wszedł do sali, a ja zaraz za nim. Wszyscy obecni przenieśli swój wzrok z tablicy na mnie. Rany, jakie to było niezręczne.

- Witam, uczniowie. Pani Grayson. Oto nowa uczennica - Martin wskazał na mnie dłonią, kiedy lekko zdenerwowana stałam pod tablicą - Victoria Williams. Przyjmijcie ją ciepło.

Przejechałam wzrokiem o nowej klasie z uśmiechem ma twarzy. Nagle zamarłam, a moja mina kompletnie zrzedła, gdy na drugim końcu sali dostrzegłam rudowłosą dziewczynę, poznaną dziś na korytarzu.

- O, rany. - mruknęłam pod nosem, nikt nie miał prawa tego słyszeć. To jakieś nieśmieszne żarty.

- Jak to?! - wypaliła wściekła dziewczyna - To znaczy... Tato, czy nie ma wolnych miejsc w innych klasach?

Chwila, moment. Tato? Dyrektor Martin był ojcem tej zarozumiałej dziewczyny?

- Lydia, zachowuj się, proszę. - skarcił rudowłosą przy całej klasie, a ta, czerwona ze złości, wywróciła oczami i usiadła z powrotem na krześle obok brunetki w okularach. - Victoria doskonale sobie poradzi na tym profilu, prawda? - mówił najpierw do niej, a potem skierował wzrok na mnie. Dla potwierdzenia kiwnęłam głową z uśmiechem ukazującym moją pewność siebie.

- Jestem tego pewna. - machnęłam ręką - Chemia i Biologia to zdecydowanie moja mocna strona.

Wtedy rzuciłam ostrzegawcze spojrzenie w stronę rudej, kiedy mrużyła na mnie oczy. Gdy zobaczyła, że nie zamierzam odpuścić, założyła nogę na nogę i odwróciła wzrok w kierunku okna. Prawdopodobnie, w swojej ślicznej główce planowała moja powolną i jakże okrutną śmierć. Cóż, ja nie pozostałam jej dłużna.

Najgorsze było to, że w nowej szkole chciałam pokazać się od dobrej strony. Chodzi o to, że kiedyś razem z Melanie, gnębiłam jedną dziewczynę z mojej dawnej szkoły, przyznaję się bez bicia. Ale wszyscy wiemy, jakie są nastolatki - niewiele myślą. Było to okropne i jak najbardziej podłe. Z czasem cała afera się uspokoiła, a ja postanowiłam się zmienić i nie być taką... cóż, łagodnie mówiąc: suką. Teraz naprawdę zależało mi na tym, by zacząć od nowa bez żadnych problemów. Ale jeśli ta rudowłosa będzie mi uprzykrzać życie, moja zła strona, którą postanowiłam uciszyć, w końcu wymknie się spod kontroli.

Kiedy dyrektor wyszedł, skierowałam się do ostatniej ławki, ponieważ jako jedyna była wolna, a ja, poza Lydią, nikogo nie znałam. Nagle poczułam ciepłą dłoń na moim nadgarstku, więc od razu się zatrzymałam, chcąc spojrzeć na tę osobę.

- Hej, możesz usiąść ze mną. - blond-włosy chłopak o niebieskich oczach i sympatycznym wyrazie twarzy, wskazał na miejsce obok siebie. Zgodziłam się bez wahanie. Usiadłam na wskazanym wcześniej krześle, po czym wyjęłam z torby książkę i zeszyt do chemii. - Jestem Luke. - szepnął, jednocześnie zapisując kolejną anegdotę, którą dyktowała nauczycielka.

Kolejny raz obrzuciłam go wzrokiem. Miał kolczyk w wardze i mały tatuaż na szyi, przedstawiający jakiś chiński znaczek. Nie miał wystających kości policzkowych, ani mocno rysów twarzy, a mimo to mogłam stwierdzić, że przy nietypowej urodzie, był naprawdę przystojny.

- Victoria. - uśmiechnęłam się - Ale nie mów na mnie Vicky, bo utnę ci język. - ostrzegłam.

Wtedy chłopak spojrzał na mnie lekko przerażony, ale po chwili zorientował się, że tylko żartowałam. Cóż, i tak i nie.

Naszą cichą wymianę zdań usłyszała Pani Grayson, która posłała nam ostrzegawcze spojrzenie, więc od tamtej chwili byliśmy skupieni na lekcji. No, może Luke był. Ale ja co jakiś czas spoglądałam na Lydię Martin, która wciąż patrzyła ze zmarszczonymi brwiami. O co, do cholery, jej chodziło? Jeśli myślała, że w jakikolwiek sposób będę próbowała „przejąć" tę szkołę, to grubo się myliła. Nie miałam zamiaru znów być szkolną księżniczką i za żadne skarby nie chciałam tak zwanej powtórki z rozrywki. Mimo wszystko, jej zadziorny wzrok mówił mi, że będzie z nią ciężko.

***

Następne trzy lekcje minęły całkiem w porządku. Na każdej z nich siedziałam z Lukiem i z każdą następną chwilą coraz bardziej czułam fakt, iż wkrótce się zaprzyjaźnimy, ponieważ jak na razie, bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Dowiedziałam się nawet, że chłopak pochodzi z Australii, dlatego nasze akcenty trochę się różnią, co na wstępie zauważyłam.

Nagle zabrzmiał dzwonek i lekcja matematyki skończyła się. Wraz z blondynem skierowaliśmy się w stronę stołówki, ponieważ była przerwa na lunch, a one zwykle trwają niecałą godzinę. Kiedy spokojnie szliśmy korytarzem, rozmawiając o mojej przeprowadzce, na naszej drodze pojawiła się dobrze znana mi Lydia Martin, która najwidoczniej nie obyła się bez interwencji. Weszła między nas tak, że popchnęła mnie, a moje nogi zwyczajnie się zaplątały i wylądowałam na podłodze, przy czym książki wypadły mi z rąk.

- Och, przepraszam cię, Victorio. - teatralnie udała przejęcie zaistniałą sytuacją. Ja tylko zmierzyłam ją ostrym spojrzeniem i westchnęłam. Nie będę wszczynać żadnych kłótni tylko dlatego, że ta dziewczyna uwzięła się na mnie.

- Znam to twoje „nie chcący" - oznajmił blondyn, pomagając mi pozbierać książki.

- Luke, skarbie, ranisz mnie. - ruda położyła dłoń na skroni i spojrzała na nas z politowaniem, po czym posłała mi najbardziej sztuczny uśmiech, jaki dotąd widziałam - Witamy w New York Academy.

Potem odeszła, zarzucając włosy na plecy. Wywróciłam jedynie oczami, niestety widząc w niej dawna siebie. Właśnie taka już nie chciałam być.

- Dzięki. - rzuciłam, kiedy chłopak pomógł mi wstać.

W końcu dotarliśmy do stołówki i stanęliśmy w kolejce po wydanie nam jedzenia. W międzyczasie rozejrzałam się po wielkiej sali. Rany, była naprawdę ogromna, nie to, co w East High. Było tu pełno ludzi, a każde zajmowane przez grupki uczniów stoliki, wyróżniały się. Ta szkoła, pod względem uczniów, była tak cholernie odmienna, ale jakże ciekawa.

- Co jesz? - spytał nagle Luke, a ja zorientowałam się, że staliśmy już przed kucharką, która patrzyła na nas nieco zgryźliwie. Cóż, może nie wszystko tutaj było ciekawe.

- Sałatkę. - oznajmiłam. Starałam się dbać o linię, ale natychmiast o tym zapomniałam, gdy zobaczyłam inne przekąski - Stop. Wezmę jednak cheeseburgera i może lemoniadę cytrynową.

One normalnie błagały, bym wzięła jednego. Moja zasada była taka; jedz co chcesz, ale z umiarem, a potem trochę poćwicz.

- Och, w końcu dziewczyna, która normalnie je. - westchnął, jak widać ucieszony tym faktem Luke.

- Normalnie? - zdziwiłam się, odbierając tackę z jedzeniem - A jak można nienormalnie jeść? Dziękuję. - z tym słowem zwróciłam się do kucharki.

- No wiesz, bardziej chodziło mi o to, że większość dziewczyn za bardzo przejmuje się swoją figurą, choć są naprawdę niezłe. - posłał mi zalotny uśmiech, kiedy ruszyliśmy do pustego stolika. Dziwne, że jeszcze taki został. A dokładniej dwa obok siebie.

Zachichotałam na słowa kolegi, rzeczywiście, coś w tym było.

- Widzisz, jestem wyrzutkiem. - zażartowałam.

- Raczej wyjątkiem.

Uśmiechnęłam się, słysząc ten komplement. I być może się zarumieniłam, ale nie zamierzałam tego sprawdzać. Usiedliśmy i zaczęliśmy konsumować swój lunch. Po jakichś dwudziestu minutach naszej rozmowy i jedzenia, niespodziewanie zjawiły się obok nas dwie brunetki w stroju cheerleaderek. Stały z uśmiechem, trzymając tacki z sałatkami i wodą. Och, czyli o tym mówił Luke.

Spojrzałam na nie, oczekując jakiegokolwiek odzewu, ale nic. Po prostu stały i się patrzyły. Trochę mnie to zirytowało, więc zdecydowałam się przerwać tę ciszę między nami.

- Chcecie się dosiąść? - spytałam, z nieco nieuprzejmym tonem.

- Jasne! - pisnęły obie i dosiadły się, obok mnie i Luke'a.

Muszę przyznać, że podobała mi się ich energia i zachwyt, tylko jeszcze nie wiedziałam czym.

- Ty jesteś Victoria Williams. - oznajmiła jedna z nich.

No pięknie, zaczyna się.

- Owszem, tak się nazywam. - odparłam lekko znudzona.

- Wybacz nasze zachowanie. - powiedziała druga - Ale my po prostu cię uwielbiamy, obserwujemy cię na Instagramie, Snapchacie, Tweeterze i w ogóle. A twoje filmiki, jak śpiewasz, są nieziemskie.

Słuchałam dokładnie, jak mówiła te wszystkie rzeczy. I szczerze mówiąc, było to bardzo miło, mimo iż lekko nachalne. Doceniałam to, że podobał im się mój śpiew. Owszem, nagrywałam filmiki na Youtube'a we wakacje, gdy odkryłam swoją artystyczną duszę. Cóż, było to chwilowe zainteresowanie.

- Rany, nie wiem co powiedzieć. - posłałam dziewczynom szczery uśmiech - Dziękuję za te miłe słowa.

- Nie ma sprawy. - jedna z nich machnęła ręką - Jestem Kylie Parker, a to Emma Fray. Jesteśmy liderkami grupy cheerleaderek i wiemy, że należałaś do takiej w dawnej szkole.

Przeniosłam zdziwiony wzrok na Luke'a, który miał minę, jakby ktoś właśnie na środku stołówki zatańczył makarenę, a potem znów na dziewczyny. Cholera, one naprawdę wiedziały o mnie wszystko.

- Może chciałabyś do nas dołączyć? - spytała Emma.

- To ja was zostawię same. - powiedział nagle Luke, podnosząc się z miejsca - Do zobaczenia, Vic.

Posłałam mu uśmiech. Potem wziął tackę i odszedł od naszego stolika.

- Chodzi o to, że nie bardzo mogę. - skrzywiłam się, a Emma i Kylie rozszerzyły oczy - Mam astmę, która ostatnio się nasiliła, więc musiałam zrezygnować z treningów. - po tych słowach, zrezygnowane dziewczyny westchnęły i zaczęły jeść swoje sałatki - Ale, mogę przychodzić na wasze. Podawać pomysły? Może z czasem będę mogła dołączyć.

Na twarzach brunetek od razu pojawił się uśmiech.

- To wspaniale! - podekscytowała się Kylie - Prawie codziennie przed lekcjami mamy treningi, potem czas na prysznic, rozumiesz...

- Ćwiczymy także podczas treningów chłopaków, co jest o wiele ekscytujące, bo przynajmniej możemy sobie popatrzeć. - zaśmiała się Emma, a my dołączyłyśmy - Ale dość o cheerleaderkach. Jak pierwszy dzień? Widzę, że już poznałaś Luke'a Hemmingsa.

- Och, tak. - kiwnęłam głową - Jego i rudowłosą piękność zwaną inaczej Lydią Martin. - powiedziałam z sarkazmem. Chociaż po chwili rozszerzyłam oczy. A co jeśli one się przyjaźniły? Cholera, Vic. Musisz być bardziej ostrożna! - Um, wybaczcie.

- Za co? - spytała Kylie - Nie tylko tobie zalazła za skórę, uwierz.

Okej, odetchnęłam z ulgą.

- Nie dziwi mnie to, skoro klei się do każdego możliwego faceta. - dodała Emma - Więc skoro zakumplowałaś się z naszym Hemmingsem, to lepiej uważaj na nią.

O rany.

- Ten chłopak, to chyba jej nowy cel. - ostrzegła Kylie.

- Pierwszy dzień i już narobiłam sobie wrogów. No ładnie. - zażartowałam i wszystkie trzy znów zachichotałyśmy.

- Nie przejmuj się. - rzuciła swobodnie Emma - Gdyby się naprzykrzała, damy jej popalić.

- Dajcie mi kastet, ciemną uliczkę i prawo dżungli. - zaśmiałam się.

Jeszcze długo rozmawiałyśmy, bo do końca przerwy pozostało niecałe pół godziny. To niesamowite, że tak dobrze się dogadywałyśmy. Punkt dla ciebie, Vic. Znalazłaś koleżanki.

W końcu dzwonek zabrzmiał. Lekko zdezorientowane zabrałyśmy tacki z resztkami po jedzeniu, by oddać do okienka, po czym udałyśmy się do klas. Miałam teraz fizykę, której szczerze nienawidziłam. Może i dobrze się uczyłam, ale ten przedmiot w ogóle mi nie podchodził. Kylie i Emma ruszyły w przeciwną stronę na francuski. Kiedy weszłam do sali, wzrokiem odnalazłam Luke'a i zajęłam miejsce obok niego.

- Wpędziłeś mnie w kłopoty. - powiedziałam, przez co chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam cichym chichotem. - Przez ciebie Lydia nie da mi żyć.

- Ach, o rany. - odetchnął z ulgą - Myślałem, że to coś gorszego. Spokojnie, ona mnie nie interesuje. Jest tylko rozpuszczoną córeczką tatusia.

- Cóż, myślę, że ona nie spocznie, póki w jakiś sposób nas nie skłóci.

- A ja myślę, że do tego nie dojdzie. - uśmiechnął się, więc odwzajemniłam gest - Poza tym myślę, że ona wciąż jest zakochana w takim jednym z czwartej klasy.

- Zakochana? - zdziwiłam się - To ona jest zdolna do jakichkolwiek uczuć?

Blondyn parsknął.

- Podejrzewam, że tak. Ale on jest jeszcze gorszy. - tymi słowami sprawił, że chciałam dowiedzieć się, kim był ten rzekomy chłopak. Chciałam spytać go o więcej szczegółów, ale niestety w tym momencie niska brunetka po czterdziestce wkroczyła do sali. Dość podejrzliwym wzrok przejechała po całej naszej grupie i wywróciła oczami.

- Och, cudownie. - burknęła z sarkazmem, podchodząc do swojego biurka - Są wszyscy, jak miło.

Zmarszczyłam brwi i od razu spojrzałam pytająco na Luke'a.

- Ona taka jest, przyzwyczaisz się. - szepnął, a ja cicho westchnęłam.

To będzie cholernie długa lekcja.

***

Po skończonej lekcji fizyki musiałam czekać piętnaście minut na w-f, więc razem z moimi nowymi koleżankami, które miały tę lekcję ze mną, siedziałyśmy na szkolnym dziedzińcu na ławce. Opowiadały mi o Akademii. Mówiły, czego powinnam unikać aby zachować dobrą opinię, a także przestrzegały przed nauczycielami, z którymi nie warto zadzierać. Między innymi wymieniły Panią Dawson - nauczycielkę fizyki. Nie obyło się również od przedstawienia kilku osób, jakby w ogóle miały znaczenie w moim życiu.

- Tamta dziewczyna - Kylie wskazała na niską blondynkę, stojącą pod drzewem, która spoglądała na telefon - to Alex Mason. Dziewczyna, która wie wszystko, co się dzieję i zna każdą plotkę o każdym. Prowadzi bloga, którego czyta większość ludzi ze szkoły, a nawet z poza niej. Za niedługo pewnie pojawi się wzmianka też o tobie.

- No tak, świeże mięsko. - skomentowałam, wywracając oczami.

Nagle mój wzrok zawiesił się na podążającym kamiennym chodnikiem, wysokim chłopaku. Odznaczał się włoską urodą. Biały podkoszulek, koszula w kratę i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie coś, czego nienawidziłam u chłopaków - rurki.

- To Blease. - oznajmiła Emma. Widocznie musiała zauważyć, że przyglądałam się brunetowi - Jest gejem, więc nie musisz się trudzić. Za to on jest wolny. - wskazała na chłopaka o jasno brązowych włosach, idącemu w stronę wcześniej wspomnianej Alex.

- Co ty gadasz? - oburzyła się Kylie - Od dwóch tygodni jest z naszą królową bloga.

- Co? Nie możliwe. Coś ci się pomieszało...

Wyłączyłam się z kłótni dziewczyn na temat rzekomego związku Alex z nieznajomym. Zostało mało czasu, a chciałam się jeszcze rozejrzeć po terenie szkolnym.

I wtedy przez dziedziniec przeszła grupka pięciu chłopaków. Szybko przesunęłam po niej wzrokiem. Dwóch szatynów, dwóch brunetów i jeden blondyn. Każdy z nich był dość dobrze ubrany i każdy miał odmienną urodę. Dwóch z nich miało czarne bandamki na nadgarstkach. Większość posiadała również tatuaże. Chciałam się bardziej przyjrzeć tym kruczo czarnym włosom, ale kiedy mój wzrok zatrzymał się na blondynie, po prostu zamarłam.

- Cholera, co to za jedni?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro