Rozdział 43 "Zaczęło się. "

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Victoria's pov

Tysiące myśli błądziło po mojej głowie. W ciągu kilku sekund mama mogła wyjść ze swojego gabinetu, a Natalie nie mogła widzieć go w takim stanie. Już dość przeszła.

Nie chciałam... nie potrafiłam wyobrazić sobie, przez co przeszedł Aaron. Gdy zobaczyłam go stojącego przed drzwiami, jedyne co dostrzegłam, to spojrzenie pełne bólu. Serce pękało mi na wszystkie możliwe sposoby i jedyne o czym myślałam to, to, że był tu ze mną i jego cierpienie się zakończyło.

Próbowałam utrzymać go, gdy jego wątłe ciało było wręcz bezwładne. Traciłam siły z każdym ciężkim oddechem chłopaka, ale nie zamierzałam się poddać. Łzy leciały mi z oczu jedna za drugą. Musieliśmy dotrzeć do szpitala, musieliśmy go uratować, musieliśmy...

— Aaron, otwórz oczy, słyszysz? — błagałam, oglądając się za siebie, czy nie idzie ktoś w mojej rodziny — Musisz mi pomóc, sama nie dam rady.

— Vic... — wymamrotał, próbując stanąć o własnych siłach.

— Bardzo dobrze, właśnie tak. — uśmiechnęłam się smutno, gdy spojrzał na mnie — Musimy wejść na górę.

Ponownie się obejrzałam, a potem chwyciłam go pod ramię. Jego rękę zarzuciłam na swój kark. Ruszyliśmy do pokoju, a ja wciąż byłam w obawie, że zaraz ktoś nas zobaczy.

— Victoria... — usłyszałam jego zachrypnięty głos, gdy zmierzaliśmy korytarzem. Co chwilę znosił nas na lewo i prawo. Starałam się utrzymać równowagę, ale było to cholernie ciężkie. Aaron potykał się o własne nogi.

— Nic nie mów, proszę. — przerwałam mu z płaczem — Jeszcze trochę, dasz radę.

Zmagaliśmy się ze schodami. Z każdym kolejnym stopniem, chciałam rozpłakać się na nowo, widząc, jak bardzo go bolało. Niektóre jego rany były świeże i wciąż lała się krew. Miał sine nadgarstki i ślady po wiązaniach. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, po prostu odwróciłam wzrok.

— Przepraszam. — powiedział cicho.

Wtedy uniosłam brew, posyłając mu pytające spojrzenie. Jego czarne tęczówki błyszczały, jak kryształy, choć wciąż były puste. Po prostu. Jakby uleciało z niego życie.

— Victoria, czy to ktoś do mnie? — usłyszałam głos Julie z parteru, gdy rozchyliłam usta, by o coś zapytać chłopaka. Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie. — Victoria!

— Nie, mamo! — odkrzyknęłam — To nic ważnego!

Gdy nie usłyszałam odzewu, szliśmy dalej. Nie miałam już siły i on również, ponieważ coraz bardziej odczuwałam ciężar jego ciała. Lecz na widoku już mieliśmy drzwi do mojego pokoju.

— Jeszcze parę kroków, Aaron, proszę, dasz radę. — każde z tych słów napełniłam nadzieją.

— Przepraszam. — powtórzył się — Za to, że musisz widzieć mnie w takim stanie.

Spojrzałam na jego zmęczoną twarz gdy dzielnie stawiał krok za krokiem. Łzy na nowo wydostały się z moich oczu, ale zacisnęłam szczękę, idąc dalej. W końcu znaleźliśmy się w moim pokoju. Doprowadziłam Aarona do łóżka, by mógł się położyć, a potem szybko zamknęłam drzwi na klucz. Podeszłam do niego i usiadłam na brzegu łóżka. Miał zamknięte oczy. Nachyliłam się, by sprawdzić, czy oddycha i na szczęście tak było. Odetchnęłam z ulgą, jednak wciąż płakałam. Krople spadały z moich policzków na brudną koszulkę Aarona. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić i wtedy poczułam jego dłonie na swoich policzkach. W momencie nasze spojrzenia się spotkały i na przekór mnie, poleciało jeszcze więcej łez.

— Nie płacz. — powiedział, kciukiem wycierając jedną z nich — To koniec.

Dotknęłam jego dłoń. Była ciepła, to dobry znak.

— Co oni ci zrobili...

— To już nieważne.

— To okropne. — spuściłam smutny wzrok — Trzeba się tym zająć. Muszę powiadomić Zacka. Zamknij oczy i prześpij się trochę, a gdy się obudzisz, będzie po wszystkim.

Skinął głową, wciąż wpatrując się we mnie, a następnie zrobił to, co nakazałam. Nie sprzeczał się ze mną, tak jak zawsze to robił, po prostu zasnął, oddając się w moje ręce.

Po chwili znalazłam telefon i wybrałam numer do Samersa. Odebrał w momencie, co niezmiernie mnie ucieszyło.

— Vic?

— Zack — mówiłam bardzo cicho, by nie obudzić śpiącego blondyna — Aaron...

— Wciąż go szukamy. Landon sprawdza kamery, a chłopaki pojechali spytać, czy ktoś go nie widział. — przerwał mi.

— Jest u mnie. Ja... ja nie wiem jak, ale po prostu stał na werandzie.

— O mój pieprzony boże. — usłyszałam, jak oddycha z ulgą,

— Teraz śpi. Zack, trzeba go zawieźć do szpitala. Musimy to zgłosić na policję.

— Będziemy mieć przerąbane. — usłyszałam w tle głos Landona — Sami wydamy na siebie wyrok.

— Trzeba coś zrobić. — powiedziałam desperacko.

Następnie trwała chwila ciszy, po czym Zack w końcu odezwał się:

— Musisz opatrzyć jego rany.

— Zwariowałeś. — rozszerzyłam oczy, słysząc jego absurdalne słowa — Nie potrafię!

— Chcesz iść na medyczne studia, prawda?

— Tak. — odpowiedziałam niepewnie — Co to ma do rzeczy?

— Więc sobie poradzisz, pielęgniareczko.

— Zack! — zdenerwowałam się, ale usłyszałam jedynie sygnał zakończenia rozmowy.

Westchnęłam głośno, spojrzawszy na Aarona. Zagryzłam wargę, nie wiedząc od czego zacząć. Wydawało się to całkiem proste. Cóż, owszem, gdy masz lekarskie doświadczenie i kwalifikacje.

Weź się w garść, Victoria.

Pomaszerowałam do łazienki, w której powinna znajdować się apteczka. Tak, jak przypuszczałam, była w szafce. Zabrawszy ją ze sobą, wróciłam do pokoju. Aaron wciąż spał. Usiadłam obok niego i wzięłam się do pracy.

Na początku założyłam rękawiczki ochronne, by nie wdało się żadne zakażenie. Ręce trzęsły mi się, jak cholera, ale powoli rozcięłam jego koszulkę, która i tak była już w strzępkach. Następnie odnalazłam wodę utlenioną i chusteczki. Najpierw zajęłam się świeżymi ranami, by zatamować krwawienie, a później resztą.

Oczyszczając każdą z nich, myślałam nad tym ile bólu mu przyniosła i jak silny był, że przetrwał. Nie mogło to do mnie dojść, że ktoś mógł być do zdolny do tak potwornych rzeczy. Nie wiedziałam, ile cierpienia można sprawić człowiekowi, dopóki nie przeprowadziłam się do Nowego Jorku. To wręcz niewyobrażalne.

Nagle usłyszałam westchnięcie chłopaka. Spojrzałam na niego, ale okazało się, że zrobił to przez sen. Patrzyłam na niego przez chwilę. Miał spokojny wyraz twarzy. Wyglądał jak niewinne dziecko, któremu śni się, że gra z kolegami w piłkę. Tak wiele przeszedł, a tymczasem wydawał się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

Uśmiechnęłam się delikatnie, czując to samo ciepło, które zawsze się przy nim pojawiało. Nie mogłam go już opuścić. Musiałam mu pomóc w każdym znaczeniu tego słowa, bo nie zależnie od tego, co zrobił i jak bardzo skrzywdził mnie i moją rodzinę, wciąż wiele dla mnie znaczył. Możliwe było, że po tym wszystkim, nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Musiałam trzymać się blisko Aarona, bo to częściowo nadawało sens mojej egzystencji.

Wtedy poruszył się delikatnie, przez co otrząsnęłam się i wróciłam do pracy. Wiem, że na mnie patrzył. Czułam jego wzrok na sobie, co utrudniało mi skupienie się na swoim zdaniu.

— Wiedziałem. — uśmiechnął się słabo, gdy kończyłam odkażać ostatnią ranę. Spojrzałam na niego i wtedy dostrzegłam jego zaspane oczy. — Wiedziałem, że nadal mnie kochasz.

Po jego słowach, które powoli wprowadzały mnie w obłęd, kontynuowałam bandażowanie rany na przedramieniu.

— Nigdy nie przestałam. — odparłam po chwili, trochę obojętnym tonem.

— Więc czemu skłamałaś?

— Nie powinno cię to dziwić, po tym, co zrobiłeś. — odpowiedziałam dość oschle, skrywając pod maską prawdziwe uczucie.

— Masz rację. — przyznał, co odrobinę mnie zdziwiło. Przecież to on zawsze miał rację. — Przez to, co robię, nie zasługuję na nic. Zwłaszcza na ciebie. A mimo to wciąż mnie ratujesz, kiedy powinnaś mnie nienawidzić.

Byłam słaba.

— Nie potrafię inaczej. — wzruszyłam ramionami, kiedy łzy polały mi się po policzkach — Nie potrafię uwolnić się od ciebie! — wstałam gwałtownie, i zapłakana odeszłam od niego, kierując się do łazienki.

Zamknęłam drzwi i oparłam ręce na umywalce, spuszczając głowę. Oddychałam głęboko, podczas gdy łzy nieustannie wypływały. Nie mogłam tego dłużej trzymać w sobie. Za dużo mnie to kosztowało. Nie zniosłabym kolejnych kłamstw, chociaż na nich opierało się teraz moje życie.

Nagle usłyszałam otwieranie drzwi, a po chwili poczułam na talii czyjeś dłonie. Uniosłam głowę; w odbiciu lustra zobaczyłam Aarona. Nasze spojrzenia zetknęły się dosłownie na dwie sekundy. Potem blondyn przeniósł moje włosy na jedną stronę, a jego usta zostawiły ciepły pocałunek na mojej szyi.

— Aaron... — pokręciłam przecząco głową. Chciałam poprosić, by nie utrudniał jeszcze bardziej mojej decyzji, ale przerwał mi:

— Nie zostawiaj mnie, proszę. — wyszeptał, co kompletnie roztrzaskało moje serce i umysł — Jesteś dla mnie wszystkim i jeśli cię stracę, to stracę wszystko, co mam.

Odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w jego oczy.

Nigdy nie oczekiwałam wielkich rzeczy. Chciałam tylko, by ktoś był przy mnie, kiedy będę rozpadała się na kawałki. Ktoś, w kogo ramionach schronię się, gdy będzie bardzo źle i wszystko wokół zacznie mnie przerastać. Ktoś, kto poprawi mi humor w każdej złej chwili. Ktoś, kto po prostu będzie ze mną, kiedy nie zostanie już nikt.

A tymczasem to Aaron był człowiekiem, który najbardziej potrzebował takiej osoby. Był kimś, kto wzbudzał uznanie wśród wszystkich, wydawał się niezniszczalny, ale mało kto widział to, że był złamany pod każdym względem. Zniszczony w młodym wieku, pchnięty do okropnych zbrodni, które odcisnęły piętno na jego czarnej duszy. Był zagubiony i potrzebował w życiu osoby, która poprowadzi go do wyjścia z pułapki.

A ja przyjęłam wyzwanie.

Zbliżyłam swoją twarz ku niemu. Po chwili dotknęłam swoimi wargami jego usta, a dłońmi objęłam policzki. Aaron natychmiastowo oddał pocałunek. Moje serce automatycznie zabiło mocniej, bo wiedziało, że jestem z kimś, dzięki komu znów będzie w euforii. Nie zastanawiałam się dłużej. Postanowiłam podjąć ryzyko i zobaczyć, co będzie dalej.

Czasami tak w życiu bywa, że jest już nam przeznaczona na świecie osoba i mimo wszelkich przeciwności losu, mimo problemów i przeszkód, i tak się spotkają. Ponieważ to, co przeszliśmy, przyciąga nas do siebie nawzajem.

— Victoria! — usłyszałam dobijanie się do drzwi — Zamknęłaś się w pokoju?! Masz otworzyć natychmiast!

Momentalnie odskoczyliśmy od siebie.

— Zostań tu. — nakazałam Aaronowi, choć serce waliło mi niemiłosiernie.

Wyszłam z łazienki, gasząc w niej światło. Otworzyłam drzwi, lecz nie pozwoliłam na wtargnięcie mamy do środka.

— Coś się stało? — spytałam z urokliwym uśmiechem.

— Od kiedy zamykasz się w pokoju? — uniosła brew z podejrzeniem.

— Cóż... potrzebuję odrobinę prywatności.

Przez kilka sekund nic nie mówiła. Ten czas zaważył na moim losie, ale na szczęście nie drążyła tematu.

— Okej. — rzuciła — Chciałam ci tylko powiedzieć, że jadę do pracy, bo musimy poprawić dwie sceny, a jutro rano wylatuję na szkolenie do Dallas na szkolenie, więc pojadę na lotnisko prosto z pracy.

— Jasne, pamiętam.

— Wiesz wszystko? Czuję się okropnie, że muszę was tak zostawiać.

— Mamo, nie przejmuj się. — przytuliłam ją w ramach wsparcia — Damy sobie radę, nie jesteśmy już małymi dziećmi. A jeśli coś będzie nie grało, zadzwonię.

— Obiecujesz?

— Oczywiście. Miłej podróży.

— Do zobaczenia za tydzień.

Obie przytuliłyśmy się na pożegnanie, a później Julie odeszła, więc wróciłam do Aarona.

— Mało brakowało. — westchnęłam — Jak się...

Nie dane było mi dokończyć, ponieważ chłopak natychmiastowo wziął mnie w swoje ramiona i zaczął całować. Nie potrafiłam się mu oprzeć, choć z drugiej strony wiedziałam, że musiał odpoczywać. Miał tyle ran, że nie sposób ich zliczyć, dlatego z wielkim bólem serca przerwałam to wszystko, zanim posunęliśmy się za daleko.

Nastała cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy, położyłam mu ręce na kark, a on chwycił mnie za biodra. Po chwili uśmiechnął się do mnie, ale tak, jak było w jego zwyczaju. W jego uśmiechu nie było ani grama złośliwości, czy wredoty. Był jak najbardziej serdeczny i przede wszystkim szczery.

— Musisz odpoczywać. — przypomniałam — Znajdę ci coś do ubrania. — po tych słowach wyszłam z pokoju, jednak zanim udało mi się to zrobić, Aaron pociągnął mnie za rękę i tym samym ponownie wylądowałam w jego ramionach. Cmoknął mnie w usta, a ja poczułam, jak się rumienię.

Weszłam do pokoju Ryana, upewniając się, że go nie ma i wyjęłam z szafy pierwszą lepszą koszulkę. Była czarna, a na środku miała nadruk jakiegoś zespołu rockowego. Miał ich tyle, że na pewno nie zauważy braku jednej z nich. Wróciłam do Aarona i podałam mu podkoszulek, chociaż uwielbiałam, gdy ich nie nosił. Jego ciało było doskonałe pod każdym względem.

— Ryan się nie obrazi. — dodałam.

— Jak to, czekaj. — zmarszczył czoło — Mam ubrać koszulkę twojego brata? Już wolę chodzić nago. To byłoby dziwne.

No cóż, jeśli chcesz, bym nacieszyła oczy... Zgadzam się!

— Ubieraj bez gadania. — odpędziłam od siebie niegrzeczne myśli.

Blondyn udał, że jest obrażony, ale w końcu ubrał na siebie T-shirt. Pół godziny później leżeliśmy już w łóżku. Tak bardzo się cieszyłam, że był tu ze mną, że już wszystko było między nami w miarę poukładane. Nie zamierzałam na razie myśleć o tym, co nadejdzie. Tego wieczoru żyłam chwilą i pragnęłam, by trwała wiecznie. Chciałam codziennie czuć to ciepło, które pojawiało się za każdym razem, gdy mnie obejmował tak, jak teraz. Bo było doskonale i czułam się doskonale w każdym znaczeniu. Chciałam mieć go przy sobie, bo tylko wtedy czułam, że będę gotowa ruszyć do walki.

Mimo tego, że tym razem wygraliśmy, wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Czekało nas coś o wiele gorszego. Coś, co być może nas rozdzieli, a być może zbliży do siebie jeszcze bardziej. Ale to było nieważne, bo byliśmy na to gotowi.

***

Otworzyłam oczy, wokół panowała ciemność. Wciąż była noc, nie orientowałam się w czasie. Wzdrygnęłam się, gdy ujrzałam chłopaka siedzącego obok, ze schowaną twarzą w dłoniach. Zmarszczyłam brwi, dotykając ręką jego nagich, poranionych pleców. Kiedy zdążył zdjąć podkoszulek?

— Aaron? — podniosłam się do pozycji siedzącej.

Na początku nie chciał na mnie popatrzeć. Słyszałam łkanie. Płakał?

— Hej, co się dzieje? — próbowałam odsłonić jego buzię, choć ogarnęło mnie lekkie przerażenie całą sytuacją — Aaron, no spójrz na mnie.

Wtedy gwałtownie odwrócił się twarzą do mnie, a jego oczy były czarne, jak oczy demona. Po jego policzkach nie spływały łzy, a krew. Przeszywał mnie wzrokiem, który krył w sobie żądzę mordu na mojej osobie. Zwróciłam uwagę na pościel — nie była już biała, a brudna od bordowych plam.

— Spójrz co mi zrobiłaś!

Gwałtownie otworzyłam oczy, oddychając głośno i szybko. Zaczęłam ze stresem rozglądać się po pokoju. Było jaśniej. Potem spojrzałam na Aarona, który spokojnie spał u mojego boku.

Wtedy uświadomiłam sobie, że był to tylko koszmar senny. Tego najbardziej się obawiałam.

Zaczęło się.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro