Rozdział 5 "Nie przypominam sobie, żebyśmy się poznali"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Victoria's Pov

Wzrok utkwiony w jasnych włosach, brak reakcji na bodźce zewnętrzne, totalne osłupienie, ignorancja głosów koleżanek. Przysięgam, że w pewnym momencie sprawdziłam, czy się nie śliniłam. Jeszcze nigdy nie widziałam takich ostrych rysów twarzy i uśmiechu ukazującego śnieżnobiałe zęby. Stał za daleko, bym mogła dokładnie określić kolor jego oczu, natomiast czułam gdzieś w podświadomości, że i tak były one piękne. Zjechałam wzrokiem nieco niżej. Miał tatuaże na rękach. Wiele tatuaży i każdy z nich na pewno miał swoją historię. Nieznajomy ubrany był w białą koszulkę z krótkim rękawkiem, która idealnie kontrastowała się z jego opalonym, umięśnionym ciałem. Nosił również ciemne joggery, do których przypięty miał srebrny łańcuch.

Chryste Panie, był po prostu nadzwyczajnie perfekcyjny.

— Są z ostatniej klasy. — z zamyślenia nad nieznajomym mi chłopcem, wyrwała mnie Kylie — Nie są dobrym towarzystwem.

Czyżby to słynny Carter z czwartej klasy, o którym mówił Luke?

— Kylie ma rację. Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, lepiej się z nimi nie zadawaj. — ostrzegła Emma, a potem Parker zaczęła mi ich przedstawiać.

— Dwaj bruneci od lewej to Cole Holland i Mike Smith, potem jest Zack Samers oraz Will Gardner. No a chłopak, przez którego prawdopodobnie masz teraz niegrzeczne myśli, to Aaron Carter.

Obie dziewczyny natychmiastowo zachichotały, gdy ja wciąż patrzyłam na blondyna. Może dlatego, że być może wyglądałam jak burak, przez moje rumieńce.

— Bez dwóch zdań, najbardziej pożądany chłopak w całej Akademii. — wtrąciła Emma.

— Chyba w całym Nowym Jorku. — parsknęłam, słysząc poprawkę Kylie — No co? Jest gorący, same przyznajcie.

Pokręciłam jedynie głową, nie chcąc palnąć czegoś głupiego. W głowie ciągle powtarzałam słowa Hemmingsa. Jeśli Aaron jest celem Lydii Martin, to ja nie mam zamiaru brać w tym udziału.

— Jest także kluczem do kłopotów. — oznajmiła Fray — W tamtym roku tak pobili chłopaka z trzeciej klasy, że trafił do szpitala na miesiąc. Zagrozili mu, kiedy chciał zgłosić sprawę na policję, a potem David nie pojawił się więcej w naszej szkole.

Rozszerzyłam oczy. Coraz bardziej przerażały mnie ich opowieści na temat starszej grupki chłopców.

— Mówią, że się przeniósł, ale Bóg wie, co oni mogli mu zrobić. — tajemniczy ton Kylie sprawił, że aż ścisnęło mnie w żołądku.

Dlaczego, do cholery, oni trzymają tu takich ludzi? Powinni już dawno wylecieć, przecież oni stwarzają zagrożenie.

— Tylko nieliczni, w tym my — Emma wskazała na siebie i Kylie — wiedzą, że ta grupka niebezpiecznych chłopców bierze udział w nielegalnych wyścigach.

— Podobno są bardzo dobrzy i zarabiają całkiem niezłe sumki. — dodała brązowooka.

— Dlaczego nikt tego nie zgłosił na policję? — spytałam przejęta, nie myśląc racjonalnie.

— Kochana, ludzie się ich boją. — wyjaśniła Emma — Każdy boi się wsypać kogokolwiek z tej piątki przestępców. Ponad to, Aaron pochodzi z Bronxu. Jeśli chcesz żyć, lepiej się tam nie zapuszczaj.

Słowa Fray sprawiły, że z przerażeniem patrzyłam na grupę chłopaków, którzy stali kilka metrów dalej. Chciałam zmiany, no to mam. Chodzę do szkoły z przestępcami, którzy w każdej chwili mogą sprawić, że po prostu znikniesz. Na samą tę myśl, serce podskoczyło mi do gardła, a na plecach poczułam nieprzyjazne mrowienie, które ostrzegało mnie przed pakowaniem się w kłopoty.

Mimo wszystko, Aaron Carter intrygował swoja postawą. Wyglądał na chłopaka lubiącego wyzwania i gotowego do podjęcia wszelkiego ryzyka. Widziałam te iskry, unoszące się nad nim i tę tajemniczą, otaczającą go aurę. Samo patrzenie na tego blondyna sprawiało, że powietrze elektryzowało się do tego stopnia, iż czułam jak prądy przechodziły przez całe moje ciało. W pewnym momencie naszła mnie myśl, że muszę go poznać. Muszę wiedzieć, jaki jest naprawdę. Ponieważ, plotki to tylko plotki, a to, jaki jest, wie tylko on i jeśli tylko będzie chciał, postaram się go zrozumieć, jak tylko będę potrafiła.

***

Leżałam na sofie w salonie. W telewizji emitowali nowe odcinki mojego ulubionego serialu, a ja byłabym idiotką, nie oglądając go. Włączyłam więc stację AXN, zrobiłam popcorn i ułożyłam się wygodnie, okrywając się kocem. Był ciekawy, owszem. Jednak, ja w ogóle nie mogłam się na nim skupić. W mojej głowie istniał obraz Aarona Cartera i moje myśli krążyły tylko wokół niego. To przerażające, że pomimo tego, co o nim słyszałam, ja naprawdę chciałam go poznać. I to było w tym wszystkim najgorsze, ponieważ zawsze tak było; Victoria Williams nie mogła się trzymać z dala od kłopotów.

Nagle mój telefon zadzwonił. Odganiając od siebie myśli o czwartoklasiście, sięgnęłam po urządzenie i widząc, że dzwoni Julie, odebrałam połączenie.

— Tak? — odezwałam się z niezbyt przyjemnym tonem, ponieważ doskonale wiedziałam, po co dzwoniła.

— Kochanie, zdjęcia do filmu się przedłużyły. — oznajmiła. Wiedziałam. — Wrócę dopiero wieczorem, więc musisz odebrać Natalie z zajęć. — na jej prośbę, a raczej rozkaz, wywróciłam oczami.

— Ma piętnaście lat, może sama wrócić autobusem.

— Vicky...

— Dobra! — podniosłam głos i postawiłam jej ultimatum — Ale jeśli obiecasz, że nigdy więcej tak do mnie nie powiesz.

— To znaczy, nie użyję twojego imienia? — zachichotała przez słuchawkę. Fajnie, mamo. Skończyłaś?

— Wiesz, że nienawidzę, gdy mówisz do mnie „Vicky".

— Jasne, jasne. Obiecuję. — powiedziała, po czym pożegnałyśmy się i rozłączyłam się.

Tyle by było z oglądania Plotkary. Schowałam telefon do kieszeni boyfriendów i wyłączyłam telewizor. Skierowałam się do pokoju po torebkę i kluczyki. Przed samym wyjściem spojrzałam w lustro i zbliżyłam twarz do szklanej powłoki by jeszcze raz zbadać stan mojego wyglądu, a głównie makijażu. Gdy wszystko było w porządku, wyprostowałam się, ale wciąż patrzyłam. W pewnej chwili spróbowałam wyobrazić sobie sytuację poznania Aarona. Uśmiechnęłam się lekko do swojego odbicia i niewiele myśląc odegrałam małą scenkę.

­— Cześć Aaron. — uniosłam brew I puściłam oczko do lustra — Jestem Williams. Victoria Williams.

Nie minęła sekunda, a ja parsknęłam śmiechem, nie wierząc w to, co właśnie zrobiłam. Okej, jestem nienormalna. Westchnęłam głośno i przeczesałam włosy palcami.

— Ale ty jesteś żałosna. — pokręciłam głową, wciąż wpatrując się w lustro.

Zdecydowałam wyjść z domu, zanim zrobię z siebie jeszcze większe pośmiewisko nawet przed samą sobą. Zamknąwszy domowe drzwi na klucz, wsiadłam do samochodu i odjechałam z parkingu. Włączyłam radio i przełączyłam na moją ulubioną stację, na której ciągle leciał rock. Jadąc nowojorskimi ulicami, zastanawiałam się, co takiego miał w sobie Aaron Carter. Oprócz tego, że wygląda jak młody bóg, to prawdopodobnie, wnioskując z opowieści dziewczyn — nic sobą nie reprezentuje. Chyba, że gościa, którego boi się, do cholery, pół miasta.

Po około dwudziestu minutach dojechałam na miejsce. Zaparkowałam pod szkołą taneczną ArtDance i włożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne. Słońce tego dnia niemiłosiernie raziło w oczy. Dojście do samego budynku zajęło mi kilka dobrych minut. Kiedy w końcu znalazłam wejście, ubrałam okulary na czubek głowy i weszłam do środka. Od razu zobaczyłam swoją siostrę, która rozmawiała z jakąś blondynką. Była mniej więcej wzrostowo równa Natalie. Miała opalona cerę, sympatyczny uśmiech i duże, brązowe oczy. Zmarszczyłam brwi na widok dziewczyny. Dałabym głowę, że kogoś mi przypominała.

— Natalie, gdzie jest łazienka? — spytałam z lekką desperacją, ponieważ trzymałam odkąd wyszłam z domu.

— Na końcu korytarza w lewo. — odpowiedziała, lekko chichocząc.

— Zaraz wracam. — rzuciłam i wręcz pobiegłam do toalety.

Po załatwieniu potrzeby, wróciłam na korytarz, jednak nie spotkałam tam już nikogo, a w wielkim holu panowała grobowa cisza, a gdy zmierzałam do wyjścia, było słychać tylko moje tupanie. Przed budynkiem dostrzegłam siostrę, ale wtedy stała już sama.

— Coś ty robiła tyle czasu? — spytała z oburzeniem, krzyżując ręce pod piersiami.

— Nie przesadzaj. — na moje słowa, Natalie wywróciła oczami.

Podeszłyśmy razem do mojego srebrnego bentley'a, jednak po chwili zorientowałam się, że nie mogłam odjechać z miejsca tak, by nie uszkodzić drugiego samochodu. Świetnie.

— Jakiś debil nas zastawił. — burknęłam zdenerwowana.

Obrzuciłam wzrokiem auto tego kierowcy, który w nieśmieszny sposób sobie z nas zażartował. Nienawidziłam tego. Jakim kretynem trzeba być, żeby zastawić drugi samochód? Gdybym była na tyle wredna, jak kiedyś, to już dawno dzwoniłabym po straż miejską.

Wracając.

Rozszerzyłam oczy, widząc czarnego mustanga, jeszcze z tych starszych modeli. Z wrażenia, jakie mnie ogarnęło, aż zaniemówiłam. Był bez dwóch zdań piękny, a ja miałam słabość do starych samochodów.

— Poczekajmy chwilę, może ten fiut zaraz wróci. — zaproponowała Natalie, przez o jedynie się zaśmiałam, otwierając drzwi bentley'a.

— Raczej nie mamy wyjścia.

***

Minęło trzydzieści minut, a właściciela brak. Czekałyśmy, jak głupie tyle czasu, a na mnie czekał serial w domu. No dobra. I nauka.

— No gdzie jest ten kretyn?! Nie mógł stanąć kilka metrów dalej? — wrzasnęłam, wysiadając z samochodu. Natalie pojawiła się obok mnie, równie zdenerwowana. Wyjęłam telefon z torebki i postanowiłam zadzwonić na straż miejską. W chwili, gdy zamierzałam wcisnąć zieloną słuchawkę, dobiegł mnie niski, ale melodyjny głos zza moich pleców.

— Uważałbym na słowa, Victorio.

Obróciłam się na pięcie i w momencie zastygłam, ponieważ stał przede mną we własnej osobie Aaron Carter, który robił okropne rzeczy. I właśnie to przyszło mi do głowy, kiedy stałam na tym parkingu z moją siostrą i byliśmy kompletnie sami.

Dostrzegłam jego ciemne oczy, które patrzyły na mnie z grozą, ale też z intrygą. Przełknęłam ślinę a w następnej sekundzie poczułam ucisk w żołądku, który przestrzegał mnie przed kłopotami. No cóż, można było to uznać za moją intuicję.

Obok niego stała blondynka, która wcześniej rozmawiała z moja Natalie. No tak, mogłam się domyślić, że ta śliczna dziewczyna była jego siostrą.

Wróciłam spojrzeniem na wysokiego chłopaka stojącego tuż przede mną, który — jak zauważyłam — dokładnie ilustrował moja osobę, przez co poczułam się nieco pesząco. Mimo wszystko, postanowiłam grać nieugiętą.

— Nie przypominam sobie, żebyśmy się poznali. — powiedziałam cwanym tonem, krzyżując ręce pod piersiami. Blondyn natomiast uśmiechnął się łobuzersko i na moment rzucił okiem na ziemię, po czym powrócił na mnie. I nawet z tych dwóch metrów, które nas dzieliły, mogłam stwierdzić, iż miał naprawdę ładne oczy. Tajemnicze i tak ciemne, że prawie czarne.

— Jestem pewny, że już o mnie słyszałaś. — odparł, wkładając ręce do kieszeni jasnych ciemnych joggerów — Chociażby to, że ze mną się nie zadziera.

— Cóż, nic z tych rzeczy. — skłamałam, chcąc zgnieść jego przerośnięte ego — Poza tym, wydaje mi się, że nie jesteś pępkiem świata.

Aaron parsknął, patrząc cały czas w moje oczy.

— Więc niedługo się przekonasz, kim jestem.

W pewnej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy to obietnica, czy ostrzeżenie. Jeśli to drugie, to wplątałam się w niezłe gówno. Tyle, że jego ton wcale nie był groźny, a wręcz przeciwnie. Mówił dość łagodnie, z lekkim uśmiechem. I, o mój boże, czy ja widziałam dołeczki?

— Możesz w końcu odjechać samochodem? — spytałam z pretensjami, jednocześnie wywracając oczami.

Wtedy czarnooki zmarszczył brwi i podszedł do mnie, a gdy chciałam się odsunąć, mocno chwycił za mój łokieć i przysunął do siebie. Oczywiście Natalie była zajęta rozmową z siostrą Cartera, więc zapewne nawet nie zwracały uwagi na to, co właśnie się działo. A działo się dużo, bo mógł mnie nawet zabić. Przynajmniej na to wskazywał jego wzrok, kiedy wbił we mnie te czarne ślepia.

— Nigdy nie wywracaj na mnie oczami, Williams. — ostrzegł — Nie pozwolę się zlekceważyć.

Moje serce zaczęło walić jak szalone. Nagle zabrakło mi słów, a mój umysł odpłynął. Najzwyczajniej w świecie mnie zamurowało. Kolejny raz, ze zdenerwowania, przygryzłam wnętrze policzka, starając się nie okazywać swojego przerażenia.

— To boli. — wskazałam na swój łokieć, gdzie Carter zaciskał dłoń. Kiedy tam spojrzał, puścił mnie, a ja potarłam ręką lekko bolące miejsce.

Jeszcze chwilę patrzył na mnie wilkiem, po czym wsiadł do swojego mustanga, a za nim ruszyła młodsza blondynka. Odjechali z parkingu, a ja nie mogłam przestać obserwować czarnego samochodu. Co tu się właściwie wydarzyło?

Chciałaś poznać Cartera, to masz.

— Jedziemy? — z transu myśli wyrwała mnie Natalie, która właśnie wsiadała do bentley'a.

— Tak. — kiwnęłam głową, ciągle zapatrzona w odjeżdżającego mustanga — Tak, jedziemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro