Rozdział 2 - Własność

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wspięłaś się na klif, przyciskając się do małego grzbietu. Wysokości ci nie przeszkadzały. Widok świata poniżej dał ci poczucie spokoju. Tym razem wydawało się, że jesteś właścicielem świata, a nie na odwrót.

O północy nie było nic oprócz cieni, ale to było wszystko, czego potrzebujesz.

Wszyscy wiedzieli, że Rebelia żyje tuż za lasem. Można było schować się na klifie i czekać. Światło księżyca dawało wystarczająco dużo blasku, aby pokazać, kto przechodził.

Wcześniej czy później przyjdą.

Nieważne, ile było historii o mężczyznach i kobietach ściętych przez rebelię. Nawet historie na wierzchu - zabici strażnicy, zatrute jedzenie, zniszczone budynki i spalone powozy.

Wielu przeciwstawiało się cesarzowi. Rebelia była jedyną grupą, która wystąpiła przeciwko niemu i przeżyła.

Mogą cię nie słuchać, ale ryzykujesz. To był jedyny sposób na odzyskanie Jungkooka.

Jeśli Rebelia była przeciwna surowym rządom cesarza, jak mówili, to była szansa, że ​​pomogą.

A poza tym ... miałaś coś, czego mogliby użyć.

Nagle po wzgórzach jechało konno sześć cieni. Ledwo można było usłyszeć odgłos kopyt, jakby nawet konie wiedziały, że muszą milczeć.

Patrzyłaś, aż nie było żadnego dźwięku ani szelestu. Nie było sposobu, by stwierdzić, dokąd się udali, ale ich ślady wciąż były świeże.

Było to szybkie zejście z klifu i równy bieg przez pola lawendy do lasów. Cykady były jak zawsze głośne, ale lepiej by było jak letnia cykada, która blokuje odgłos kroków, niż jesienne liście, aby się zdradzić.

Kopyta koni były ciche, ale nie były niewidoczne. Śledziłaś ich przez las, wchodząc coraz głębiej w drzewa, aż wszystko było prawie czarne. Sylwetki drzew stały mocno w świetle księżyca, ale ślady znikały, gdy wchodziłaś dalej.

Mieszkańcy miasta zawsze mówili, że Rebelia była okryta ciemnością diabła. Może mieli rację.

Nagle świat wywrócił się do góry nogami i patrzyłaś w gwiazdy.

A także na mężczyznę z mieczem przy twoim gardle.

Jego oczy były tak ciemne jak niebo za nim. Uśmiechnął się do ciebie.

"To dla ciebie bardzo niebezpieczne miejsce, kochanie" zabrzmiał jego chrapliwy głos, ciemny jak cienie wokół jego twarzy. "Nie słyszałaś plotek? Bardzo ciężko mi było je rozpowszechniać."

Spojrzałaś na miecz wycelowany w swoje gardło, a potem z powrotem na swojego napastnika.

"Jesteś częściowo pytany. Jesteś z Rebelii?"

Gdy promiennie się uśmiechnął, pojawił się pojedynczy dołeczek. "Dlaczego o to pytasz? Nie powinnnaś prosić mnie, żebym zamiast tego oszczędził ci życie?"

"Jeśli jesteś z Rebelii, mam coś dla ciebie. Jeśli nie, to zamiast tego błagaj o życie."

Przechylił głowę na bok. "Odważne słowa, kochanie. Ale nawet w ciemności widzę, jak drżą ci palce."

Wbiłaś się mocno w ziemię.

"Dlaczego miałbyś ryzykować, że zostaniesz zarżnięta dla audiencji z Rebelią?" on zapytał.

"Jeśli nie jesteś z Rebelii, nie mam powodu, żeby ci to mówić."

Zachichotał, nie ruszając miecza przy twoim gardle. "W takim razie nie mam powodu, by ci mówić, czy jestem częścią Rebelii."

Spojrzałaś mu w oczy. "Jeśli tak jest, przypuszczam, że będę musiała poszukać kogoś innego."

"Kto powiedział, że pozwolę ci żyć?"

Mrugnęłaś i uśmiechęłaś się. "Kto powiedział, że pytam o pozwolenie?"

Zahaczyłaś jedną stopą za jego kostkę, a drugą kopnęłaś w biodro. Upadł na ziemię, tylko na tyle długo, abyś mógła stanąć na nogi i przebiec między drzewami.

Słyszałaś za sobą szelest jego stóp. Potem byli z boku. Potem przód. Stał przed tobą z szeroko otwartymi ramionami w szyderstwie.

"Nie zaczynaj walki, której nie możesz zakończyć, moja droga."

Podniosłaś ręce do twarzy w pięści. "Nawzajem."

Jego brwi drgnęły, gdy się uśmiechnął. Skoczył na ciebie, ale uniknęłaś ataku. Skrobałaś drzewo obok siebie, sycząc, gdy kora rozdarła twoją skórę. Znowu ruszył naprzód, kopnięciem w twoją twarz. Zablokowałaś, a potem podepchnęłaś ramię, odpychając go. Chciałaś, żeby upadł, ale wyszedł z tego, zanim zadziałało.

„Znasz kilka chwytów" skomentował „Ale to nie pomoże ci przeciwko mnie".

Tym razem wykonał podwójne kopnięcie, trafiając drugim kopnięciem w twoje ramię. Krzyknęłaś, ale wskoczyłaś do środka, uderzając dłonią w klatkę piersiową. Zaabsorbował to, ledwo się krzywiąc, po czym zamknął twoje ramię za plecami. Obrócił cię tak, że odwróciłaś się do niego plecami, a jego oddech był przy twoim uchu.

"Dobra próba" szepnął "Ale równie dobrze możesz się poddać. Jestem najlepszy ze wszystkich."

Uderzyłaś go łokciem w brzuch, a potem odwróciłaś i złapałaś go za szyję. Pochyliłaś się, uderzyłaś go kolanem w brzuch i uciekłaś. Słyszałaś, jak chrząka, a potem śmieje się, jego kroki.

Świat znów wywrócił się do góry nogami.

Siedział na tobie okrakiem, spoglądając w twoją twarz. Przypiął twoje ramiona po bokach. Próbowałaś go odepchnąć, ale pozostał na tobie, jego kolana mocno wbiły się w ziemię po obu stronach twoich bioder.

"Dobrze walczysz" powiedział. "Nie tak dobrze jak ja, ale wystarczająco dobrze. Gdzie się nauczyłaś?"

Spojrzałaś na niego, nie odpowiadając. Niezależnie od tego, że właśnie wbił ci miecz w gardło, jego oczy były figlarne i bystre, jak kot bawiący się kolacją.

Uniósł brew, po czym znowu się zaśmiał. "W porządku. Przekonałaś mnie."

"W czym cię przekonałam?" odpowiedziałaś. "Nic nie powiedziałam."

Zsunął się z ciebie i pociągnął za nadgarstek. "Chodź ze mną."

Zaprowadził cię do konia i szarpnął brodą, żeby ci powiedzieć, żebyś wsiadła. Zawahałaś się.

"Chciałaś zostać zabrana do Rebelii" powiedział. "Nie mów mi, że zmieniłaś zdanie."

Jego oczy znów zabłysły. Było w nich coś zabawnego i uwodzicielskiego. Coś odważyło cię podążać za nim.

Jakie były inne możliwości?

Wsiadłaś na konia. Podskoczył, przytulając się tuż za tobą. Tkanina jego szaty otarła się o twoje ramiona, jego pierś przycisnęła się do twoich pleców. Przesunęłaś się do przodu, ale jego ręka owinęła się wokół twojej talii, przyciągając cię z powrotem do siebie.

"Nie próbuj teraz ode mnie uciekać, kochanie" szepnął ci do ucha. "Gwarantuję, że ci się to nie uda."

„Nazywam się T / N" odpowiedziałaś. "Nie kochanie."

"Twoje imię nie robi mi różnicy, kochanie." Uśmiechnął się. "Jesteś teraz własnością Jung Hoseoka."


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


To ostatni rozdział na dziś. Rozdziały będę publikowała co tydzień w soboty.

Jest to moje pierwsze tłumaczenie w życiu, więc jeśli znajdziecie jakiś błąd lub coś, piszcie w komentarzach

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro