Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rose i Bucky postanowili wyjść na spacer. Szli ulicami Nowego Jorku, a jesienny wiatr owiewał ich twarze. Pod nogami plątały się kolorowe liście, a niebo z zachodzącym słońcem przybrało ciepłe, pomarańczowe barwy czyniąc tę chwilę dużo bardziej magiczną.

- Jak twoje żebra? - spytał Barnes z rękami w kieszeniach ramoneski.

- Z dnia na dzień coraz lepiej - uśmiechnęła się pod nosem - A... Jak twoje obrażenia? Jeśli jakieś jeszcze masz? - zaśmiała się.

- Nic nie zostało - odparł Bucky - Miałem też taką rozciętą wargę, jak u ciebie - wskazał palcem na dziewczynę - Ale jak widzisz, zero śladu.

- No tak. - prychnęła agentka - Ja nie mam w sobie serum, więc wszyscy mają okazję podziwiać moje cudowne usta. - wskazała na przecięcie widoczne na swoich wargach.

- Mi się podobają. - odparł James zerkając na Rose.

Dziewczyna również spojrzała na mężczyznę, po chwili oboje się do siebie uśmiechnęli opuszczając wzrok.

- Psychicznie natomiast trochę inaczej, nie ma już szybkiej regeneracji. - dodał brunet.

- Tak, u mnie też. - przyznała.

- Ale przejdziemy przez to. Razem. - odparł obejmując agentkę swoim metalowym ramieniem.

- Bucky... - odrzekła powoli Rose wpatrując się w chodnik, po którym stąpała.

- Tak? - zerknął na nią brunet.

- Wtedy, w tej bazie zacząłeś coś do mnie mówić, a ja ci przerwałam. Powiedziałam, że powiesz później, że na pewno się spotkamy. - wyjaśniała, po czym zatrzymała się i spojrzała w oczy James'a - Co to było?

Barnes także zatrzymał się na chodniku, po czym szybkim ruchem złapał za rękę dziewczyny i zaciągnął ją w pusty zaułek pomiędzy budynkami.

Przywarł Rose do ściany, po czym niezwłocznie wpił się w jej usta trzymając twarz agentki w swoich dłoniach.

Dziewczyna była mocno zaskoczona gestem bruneta, jednak nie minęło długo nim zaczęła odwzajemniać pocałunek. Przechyliła nieco głowę w bok, by ułatwić Bucky'emu wygodniejszy dostęp do jej ust. Jedną dłoń trzymała na torsie mężczyzny, a drugą położyła na jego karku, powoli i subtelnie wędrując nią w górę, po czym wplotła palce w jego włosy ściskając je. James mruknął cicho w usta agentki i po chwili przeniósł ręce niżej, najpierw na talię Rose, a później na uda, które mocno chwycił. Szybkim ruchem podniósł dziewczynę, która od razu oplotła go nogami. Pomiędzy całującą się dwójką była znikoma przestrzeń.

W pewnym momencie Bucky oderwał swe usta od ust Rose i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Nawet nie zapytałem czy twoje usta i w ogóle twarz na tym nie ucierpią po tamtej misji. - powiedział szeptem, po czym zaśmiał się nerwowo.

- Kiedy ty mnie całujesz, nie odczuwam bólu. - odparła dziewczyna również szeptem.

Nie odrywali od siebie wzroku. Zatapiali się w swoich oczach. Oboje czuli swoje ciepłe oddechy owiewające ich twarze.

- Powiem ci, co chciałem powiedzieć już wtedy - zaczął James - Ale obiecaj mi najpierw, że...

- Zostanę. - przerwała mu Rose - I nie dlatego, że miałeś mnie przekonać z polecenia Fury'ego. Chcę zostać. Po prostu.

Barnes zrobił zdziwioną minę. Tak też się czuł.

- Okej. Wow. Poszło... Poszło łatwiej, niż się spodziewałem. - zaśmiał się wpatrując w każdy szczegół na twarzy agentki.

Ponownie złączyli swe usta upajając się sobą. Po chwili brunet przekierował swe pocałunki na policzek Rosalie, a następnie zjechał nimi na szyję. Dziewczyna mocniej objęła Bucky'ego chcąc go przyciągnąć do siebie jeszcze bardziej. Złapała gwałtowny wdech zamykając oczy, podczas gdy James krążył ustami po skórze na jej szyi. Czuła jak ciepłym ustom bruneta towarzyszy jego zarost, przyjemnie muskający miejsca wokół pocałunków.

- Bucky... - zdołała w końcu z siebie wydusić jego imię.

Mężczyzna spojrzał na nią uważnie wpatrując się na zmianę w usta i oczy dziewczyny.

- O co chodzi? - zapytał niskim głosem z lekką chrypką - Nie chcesz tak delikatnie? - uśmiechnął się do niej zadziornie - Nie ma problemu, możemy to zmienić.

- Wciąż nie powiedziałeś mi, o co wtedy chodziło. - zaśmiała się Rose patrząc w te nieziemsko piękne, stalowo-niebieskie tęczówki bruneta, będące jej bezpiecznym miejscem,

Bucky nieco spoważniał nie przerywając kontaktu wzrokowego z Rosalie.

- Kocham cię. - odrzekł w końcu.

Rose otworzyła szerzej oczy w zdumieniu. Przez krótką chwilę nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Rozchyliła bezwiednie usta. Czuła, jakby odleciała od rzeczywistości.

- I od pierwszej chwili wiedziałem, że z ciebie nie zrezygnuję. - dodał zatapiając się w oczach Rose.

Dziewczyna w końcu poczuła, że powraca do żywych.

- Bucky... - odrzekła bezwłocznie - Ja też cię kocham. I w końcu nie staram się udawać, że tak nie jest. - dodała mówiąc powoli, na jej ustach znajdował się szczery, prawdziwy uśmiech - Dziękuję, że chciałeś dać mi szansę.

- Dziękuję, że mi w tym zaufałaś.

Oboje uśmiechnęli się do siebie, po czym wzrok skierowali na swoje usta. Nie czekając ani chwili dłużej, ponownie wpili się w siebie namiętnie, nie zwracając uwagi na to czy ktoś mógłby ich zobaczyć.

W tej chwili liczyli się tylko oni.

Róża w metalowym objęciu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro