Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

teraz twój koszmar staje się rzeczywistością

__________

- Sprawa jest grubsza, niż nam się wcześniej wydawało - powiedział Nick Fury do wszystkich zgromadzonych.

Mężczyzna z przepaską na oku mierzył siedzących przy stole Avengersów. W sali konferencyjnej atmosfera zaczęła robić się coraz cięższa.

- Co masz na myśli mówiąc „grubsza"? - odezwał się po chwili Steve.

- Bo widzisz, kapitanie... - odparł Fury - nie mamy pewności czy przypadkiem w to lekkie z pozoru zamieszanie nie jest wplątana Hydra.

Momentalnie zgromadzeni w pomieszczeniu jakby zamarli. Gdyby ktoś ich teraz zapytał jak się oddycha, nikt z oszołomienia nie byłby w stanie usłyszeć nawet zadanego pytania, co dopiero na nie odpowiedzieć albo co ważniejsze - wykonać je.

Steve, niedowierzając w usłyszane przed chwilą słowa, skierował wzrok na swojego najlepszego przyjaciela.

Ciemnobrązowe włosy mężczyzny naturalnie opadały na jego ramiona, a ich kosmyki delikatnie nachodziły na twarz o ostrych rysach. Przeważająco niebieskie oczy, skierowane teraz na kapitana, miały w sobie także nieco szarych odcieni. Jego umięśnione ciało spoczywało w bezruchu na fotelu, obie ręce oparte były na podłokietnikach. W szczególności, wzrok przykuwała jego lewa, metalowa ręka odbijająca blask światła dziennego. Na ramieniu tej samej kończyny widniała krwistoczerwona gwiazda, która najbardziej przypominała mężczyźnie o wspomnianej właśnie organizacji.

- Hydra?... - ciszę przerwał Bucky przekierowując spojrzenie ze Steve'a na mężczyznę z przepaską na oku.

- Przecież Hydra została pogrzebana głęboko pod ziemią - odezwała się Natasha - więc jakim cudem znowu...

- A no takim, agentko Romanoff - przerwał jej Fury - że na świecie nie brakuje debili. - mówiąc to, oparł się o stół - Niszcząc całą tę pieprzoną organizację nie mieliśmy tak naprawdę pewności czy została ona całkowicie unicestwiona. Równie dobrze ktoś mógł się bezpiecznie ukrywać i zabawić dopiero teraz, znienacka, kiedy nikt się tego nie spodziewał.

- Albo... - zaczął Stark wodzący wzrokiem po ścianie, jakby szukał w niej jakichś inspiracji - mógł to być też jakiś fanatyczny kretyn lecący na sposób funkcjonowania Hydry. - przestał opierać się wygodnie o fotel i wyprostował się nieco kładąc łokcie na stole - To też możliwa teoria.

- Tak... Myślę, że pan Stark ma rację. - zgodził się Peter kiwając przy tym głową.

- Młody, to rozmowa dorosłych, nie powinieneś się wtrącać. - zwrócił się do chłopaka Tony - Właściwie co ty tu robisz? - spytał po chwili zdezorientowany.

- Zwołano przecież spotkanie Avengersów... - zaczął niepewnie Peter - chciałem... chciałem pomóc...

- Doceniam szczere chęci, ale już cię nie ma, zmykaj stąd - odparł stanowczo Tony - no już! Nie widzę cię.

- Ale panie Stark, przydam wam się, ja...

- Co to za głosy? - mężczyzna niemalże wstał z siedzenia - coś jakby Parker, ale on przecież nie uczestniczy w tej naradzie - zaczął się teatralnie rozglądać po sali.

- Panie Stark, ja naprawdę...

- On ma rację... - przerwała im Natasha wypowiadając na głos swe myśli.

Sprzeczająca się dwójka spojrzała po sobie, po czym skierowała wzrok na Czarną Wdowę. Przyglądali jej się jakby próbowali wyczytać z twarzy kobiety, który z nich ma tę rację.

- Tony, to nie jest takie głupie - odezwała się po chwili intensywnie wpatrując w mężczyznę.

- A nie mówiłem? - rozłożył ręce, po czym rozsiadł się wygodnie na fotelu. - Młody, to nie jest akcja dla ciebie, mówiłem już...

- Nie chodzi o Parkera - przerwała mu Natasha - mam na myśli fanatyków Hydry. - uściśliła krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Wszyscy na sali wpatrywali się wyczekująco w agentkę. Podczas gdy Natasha zbierała myśli, każdy chciał już usłyszeć co ma ona do powiedzenia. Każdy, poza jedną osobą.

Bucky jako jedyny nie chciał powracać do rozwiązania sprawy z Hydrą. Za wszelką cenę nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo w tej chwili targane są jego serce, myśli. Jego dusza.

Mężczyzna zacisnął szczękę. Starał się odganiać powracające wspomnienia oddychając przy tym intensywniej. Mięśnie napięły się. W końcu zamknął oczy. Czekał. Czekał, aż ten koszmar minie. Może to tylko zły sen? Może to wytwór jego wyobraźni, może mu po prostu odbija?

Oddech Bucky'ego uspokoił się nieco. Zaraz po tym uświadomił sobie, że jest to nieszczęsna rzeczywistość, której musi stawić czoła. Otworzył więc oczy. Pierwsze co zobaczył, to zatroskany wzrok Steve'a. Przyjaciel uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Bucky dostrzegł w jego spojrzeniu jakby przekaz, że cokolwiek by się nie działo, on nie zawiedzie przyjaciela, będzie z nim do końca. Na ten widok mężczyzna odwzajemnił uśmiech.

- Nie mało gada się o Hydrze - podjęła Romanoff - być może ktoś na wskutek tych opowieści został zainspirowany. Może tak naprawdę zniszczyliśmy wszystko, a ktoś chce odbudować Hydrę od nowa?

Do tego pytania wszyscy odnieśli się, jakby było ono retoryczne. Nikt nie odezwał się słowem, a jedynie zapadł w wir własnych refleksji. Z tej okropnej ciszy i wojny z myślami Avengersów wyrwał głos Nick'a.

- Może tak. Może nie. Na ten moment niewiele jesteśmy w stanie stwierdzić - odrzekł po czym skierował się w stronę drzwi chwytając za klamkę - ale to nasza wspólna misja. Tak jest poprzednim razem, tak teraz poradzimy sobie z tymi sukinsynami.

Kapitan Ameryka już otwierał usta, aby upomnieć Fury'ego o słownictwo, ale w tym samym momencie Natasha położyła swą dłoń na jego ramieniu dając tym znak, żeby po prostu przemilczał to określenie.
Nie oznacza to, że stwierdzenie było nietrafione, Rogers woli jednak... łagodniejsze słownictwo.

- Nie może nikogo z nas tutaj zabraknąć - odezwał się znów patrząc po kolei na zebranych w sali - nie wiemy niestety, gdzie podziewa się Banner, jednak ta misja wymaga dyskrecji i ostrożności, niż wejścia przez ścianę z pełną parą - na jego słowa Natasha spuściła wzrok - więc miejmy nadzieję, że jest dobrze tak, jak jest. Barton, Wanda, Vision i Rhodey na głowie mają inną misję w Europie. Natomiast wycieczka z Asgardu zmierza w naszą stronę. Wilson też niebawem się u nas zjawi. - wyjaśnił naciskając klamkę drzwi - Ale pozwoliłem sobie jeszcze bardziej ulepszyć nasz skład.

Po tych słowach Fury otworzył drzwi, przez które weszła do sali ciemnowłosa dziewczyna. Wzrok wszystkich skierowany był na nią. 27-latka ubrana była w swój grafitowy kombinezon, wyglądała na gotową nie tyle do misji, co nawet i walki. Jedyne, co można było wtedy wyczytać z jej oczu, to pewność siebie. Stanęła wyprostowana obok Nick'a czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Brak odzewu z jej strony sprawił, że była ona dla Avengersów jeszcze bardziej tajemnicza. I można by rzec... mroczna.

- Poznajcie Rosalie Hemington - przedstawił ją Fury - Agentka. Szpieg. I zmora naszych wrogów. - podsumował - Ma za sobą wiele misji, wiele doświadczenia. I kogokolwiek z jej przeciwników byście nie spytali o styczność z Rosalie, powiedzą wam, że woleliby zmienić temat. - wyjaśniał uważnie obserwując zebranych w sali - Także nie wiem, idźcie się poznać na jakąś herbatę, kawę czy co tam chcecie i spotykamy się tu za dwie godziny w celu obmyślania planu na misję. - zakończył przemówienie kierując się w stronę okna.

Rosalie pierwsza wyszła z pomieszczenia. Reszta, nie tak szybko jak poprzedniczka, jednak równie zwinnie zaczęła opuszczać salę. Ostatni wychodził Bucky. Już miał przekraczać próg, jednak uprzedził go tym Fury patrzący przez okno na Nowy Jork.

- Barnes, pozwól na słówko.

Mężczyzna lekko zdezorientowany zamknął drzwi i skierował się w stronę dyrektora.

- Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe... - zaczął powoli - Jednak chcę, abyś był głównym dowodzącym tej misji. - dokończył odwracając się w stronę Bucky'ego.

- Dlaczego ja? - mężczyzna spytał marszcząc przy tym brwi.

- Nie udawaj głupiego, bo wcale ci to nie wychodzi, żołnierzu. - upomniał go Fury - Ty jeden byłeś za murami Hydry, tylko ty wiesz jak ona naprawdę działa, jakie ma techniki i sposób na bycie silniejszym. - patrzył mu intensywnie w oczy - Dlatego nie widzę nikogo innego na miejscu dowódcy, tak jak ciebie. Nie oceniam cię, ani twojej przeszłości. Podjąłeś decyzje, które tak naprawdę nie były twoje. Wiem, jak to jest mieć kogoś na sumieniu, więc tym bardziej dziwię się, że nie jesteś wobec tego stanowczy. Nie chcesz w jakiś sposób sobie ulżyć?

- To nic nie da... - brunet przetarł twarz dłonią - Było już tyle misji, próbowałem przecież...

- Ale teraz spróbujesz na Hydrze. - uciął Fury - Pomyśl tylko, unicestwiając ją teraz raz na zawsze, miejmy nadzieję jeszcze w zarodku, ocalisz wiele istnień, Barnes. - wyjaśnił chcąc trochę zachęcić mężczyznę.

- Chcesz pomóc mojemu sumieniu czy o co ci chodzi? - spytał po chwili Bucky nie mogąc zrozumieć sytuacji.

- To też, ale bardziej na marginesie. Głównym powodem jest to, że chcę powierzyć ci tę misję, bo uważam, że nadajesz się do tego najlepiej.

- Nie wiem, czy dam radę. - stwierdził po chwili mężczyzna, wzrok pełen niepewności zatapiał w podłodze.

- Ale ja wiem. Inaczej bym cię tu nawet nie ściągał, sierżancie Barnes. - odrzekł Fury poważnym i zdecydowanym tonem.

Po tych słowach Bucky spojrzał na dyrektora. W jego oczach nie było już niepewności. W tamtej chwili zrozumiał, jak wielkie zadanie spoczywa na jego barkach. Zrozumiał, że może temu podołać. Pomimo całej tej traumy, bólu, pomimo braku wiary w świat i przede wszystkim w samego siebie, mężczyzna stał właśnie przed kimś, kto niezłomnie w niego wierzył.

Bucky nie potrzebował już kawy, do której odsyłał ich wcześniej Nick. Jego słowa były wystarczającym kopem.

Mężczyzna skinął głową przyjmując zlecenie, po czym gotowy do działania wyszedł z sali.

__________

Cytat z początku rozdziału:

now your nightmare comes to life - (zespół) Avenged Sevenfold - (piosenka) Nightmare

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro