Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

weź to życie
puste w środku
już jestem martwa
powstanę, by upaść ponownie

__________

Po incydencie w Shawarma Palace, Nick zaszył się w swoim gabinecie.

Rose siedziała aktualnie w kuchni sącząc mozolnie kawę. Nie miała pojęcia gdzie był Bucky - wiedziała tylko, że w Avengers Tower.

Myślała na przemian albo właśnie o nim, albo o dzisiejszej akcji. Agentka nie spodziewała się, że ktokolwiek zdołałby oddziaływać na nią w jakikolwiek sposób. Myślała, że ma to już wszystko przerobione, a jednak, kiedy zobaczyła Lucas'a, a później Brian'a... To wszystko wróciło. Była w rozsypce.

Do oczu Rose napłynęły łzy.

Dziewczyna przetarła dłońmi twarz i upiła duży łyk kawy.

Starała się trzymać emocje na wodzy, ale to ją przerosło. Nagle po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Siedząc z łokciami opartymi o stół, schowała twarz w dłoniach, odganiając nieprzyjemne myśli i wspomnienia w jej głowie.

Nagle do kuchni weszli Thor i Loki. Rozmawiali o Asgardzie. Jednak Rosalie ciężko było się skupić na tym, o co konkretnie chodziło w ich rozmowie. Otarła dłońmi policzki, po czym wyprostowała się i wlepiła nieobecny wzrok w swój kubek kawy.

Dwójka mężczyzn, żywo prowadzących wspólną rozmowę, spostrzegła, że Rose jest przybita. Oboje spojrzeli po sobie, a zaraz po tym dosiedli się do agentki.

- Co cię trapi, miła pani? - spytał zaciekawiony i zmartwiony blondyn.

Dziewczyna w odpowiedzi pokręciła przecząco głową, po czym zamknęła oczy.

- Jest w porządku. - odrzekła po chwili.

- Jego możesz oszukać - Loki wskazał na brata - Ale nie mnie.

- Jest tak, jak mówi. - przytaknął niezwłocznie Thor, po czym uświadomił sobie dokładnie wypowiedziane przez czarnowłosego słowa i spojrzał na niego pytająco.

- Ciężki dzień... - odezwała się po dłuższej ciszy Rose.

- Nie tylko dzień, ale i życie chyba. - zaśmiał się nerwowo Thor, po czym Loki kopnął go pod stołem - Ej no, źle mówię? - zwrócił się szeptem do brata.

- Przepraszam, Rose, mój adoptowany brat jest czasem zbyt bezpośredni. - czarnowłosy uśmiechnął się łagodnie do dziewczyny.

- To nic... Ma rację. - agentka pociągnęła nosem i poczuła, jak do jej oczu ponownie napływają łzy - Chłopaki, nie chcę was zadręczać moimi pierdołami...

- Najmocniej przepraszam, ale zapewniam cię, że jeśli mowa o pierdołach, to nie wywołują one łez. A tu ewidentne jest coś na rzeczy. - odrzekł Loki.

- Wiecie o Omanus'ie i jak to ze mną było... - zaczęła po chwili Rose - Na pewno Nick wam wspominał. I dziś miałam okazję skonfrontować się z nimi twarzą w twarz - jej głos się lekko załamał - I to wszystko się trochę na mnie odbiło. A myślałam, że już tak się nie stanie. - dodała szeptem chcąc stłumić płacz.

- Jeśli tylko wyrazisz chęć i poprosisz nas o to, z dumą staniemy do walki u twojego boku. - powiedział Thor poważnym głosem.

- Musisz jedynie powiedzieć, kogo zabić. - dodał Loki, na co tym razem on dostał kopniaka pod stołem - Ja też mówiłem serio. - zwrócił się do brata szeptem.

- Naprawdę doceniam... - odrzekła Rosalie spoglądając na mężczyzn - Ale ta akcja potrzebuje planu. A nam brakuje i jego, i w ogóle jakiegokolwiek ponownego tropu, by wszcząć działania.

- A więc już kiedy wszystko będzie wiadome, możesz na mnie liczyć. - zapewnił Thor.

- I na mnie również. - dodał Loki życzliwie uśmiechając się do dziewczyny.

Agentka w podzięce jedynie kiwnęła głową odwzajemniając uśmiech, gdyż miała wrażenie, że jeśli wypowiedziałaby jakiekolwiek słowo, rozpłakałaby się na dobre.

Mężczyźni wstali i skierowali się do wyjścia z kuchni.

Rosalie siedziała tak jeszcze chwilę, po czym dopiła kawę i ruszyła w stronę swojego tymczasowego pokoju.

__________

Trop ponownie się urwał i każdy znów czuł się bezsilny.

Nazajutrz wieczorem Rose została wyrwana z niemalże letargu poprzez pukanie do drzwi jej pokoju. Wstała z łóżka, podeszła do wejścia, po czym nacisnęła klamkę.

Oczom agentki ukazał się Bucky z delikatnym uśmiechem na ustach. Dziewczyna go odwzajemniła, po czym przesunęła się lekko w bok dając tym znak, żeby mężczyzna wszedł do pokoju.

Rose zamknęła pomieszczenie i odwróciła się do bruneta. Oboje wpatrywali się w siebie nic nie mówiąc. Dziewczyna oparła się tyłem o drzwi, a mężczyzna wsadził ręce do kieszeni.

- Jak się czujesz? - James spytał cicho, niskim i troskliwym głosem.

- Jest ciężko. - przyznała po chwili Rose - Nie wiedziałam, że aż tak... Że to będzie aż takie trudne. - dodała spokojnym głosem, jednak wyraźnie widać było, iż jest tym wszystkim wymęczona.

- Rzeczywiście, jednak posiadanie z kimś kontaktu, a zobaczenie tego kogoś oko w oko, oddają totalnie inne emocje i uczucia. - powiedział Barnes.

- Nie mogę zaprzeczyć - zaśmiała się bez wyrazu - Byłam pewna, że... Wiesz, Lucas jeszcze pół biedy. - przetarła twarz dłonią - Już wtedy, kiedy odchodziłam nie podobała mi się jego postawa. Ale Brian... Naprawdę uważałam go za przyjaciela. Nawet za brata. - spuściła wzrok - I nie wiem czy dam radę z nim walczyć albo jeśli to będzie konieczne to... wiesz.

- Tak, wiem. - przytaknął Bucky nie spuszczając wzroku z Rosalie - Myślę, że jeśli otrzymałaś od życia tyle ciosów, to dasz radę to przezwyciężyć i kiedy znajdziesz się w sytuacji, kiedy będzie to konieczne, po prostu to zrobisz.

- Boję się, Bucky... To mnie przerasta. - powiedziała czując, jak łzy napływają do jej oczu - Sory za te cyrki. - przetarła dłońmi oczy.

- To nie są żadne cyrki, Rose. - odparł stanowczo James - Masz uczucia, po prostu. To świadczy o tym, że jesteś człowiekiem. W porównaniu do tych psychopatów i materialistów.

- Ale zawsze byłam silna i nieugięta, nawet jeśli czułam, że mam chwilę słabości... - z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy - A teraz... Nie mogę się ogarnąć. - mówiła szeptem.

- Nie da się być silnym cały czas. To jest niewykonalne. - stwierdził Barnes.

- Do tej pory mi się jakoś udawało. - uparcie stała przy swoim.

- Rose, odpuść - zaczął podchodzić do dziewczyny - To do niczego nie prowadzi. - stanął tuż przed agentką patrząc jej uważnie w oczy, podczas gdy jej wzrok krążył po podłodze.

- Masz rację, tylko się nad sobą użalam.

- Nie, nie o to mi chodzi. Dobrze wiesz. - powiedział, po czym zaczął wyczekiwać odpowiedzi Rose.

- No wiem. - odparła cicho.

Bucky uniósł dłoń, a następnie założył kosmyk włosów dziewczyny za jej ucho, odsłaniając tym samym nieco twarz agentki. Rosalie spojrzała na niego i dostrzegła pełen troski oraz zmartwienia wzrok. Oboje, jakby czytając sobie w myślach, podeszli do siebie i zaczęli trwać w delikatnym uścisku. Rose zarzuciła ręce na szyję James'a, z kolei on jedną dłoń trzymał nisko na jej plecach, a drugą - gładził powyższy ich obszar. Dzięki tej czułości dziewczyna poczuła, jak uchodzą z niej negatywne emocje i rozluźniła się nieco. Po chwili, kiedy już bardziej skupiła się na dotyku bruneta, po jej plecach zaczęły przechodzić lekkie, przyjemne dreszcze.

Trzymając swe dłonie na karku Bucky'ego, chwyciła nimi jego włosy i zaczęła je delikatnie przeczesywać palcami, co sprawiło niemałą rozkosz mężczyźnie. James pragnąc Rosalie dużo bardziej, przyciągnął ją bliżej siebie tak, że teraz już stykali się ze sobą ciałem począwszy od klatki piersiowej, a kończywszy na udach. Trwali w mocnym, przyległym uścisku.

Dziewczyna owinęła się ciaśniej na szyi bruneta. On z kolei odwrócił się, by pocałować ją w głowę, a następnie zjechał pocałunkiem na skroń agentki, ostatecznie lądując ustami na jej szyi. Rose nie wzbraniała się, uchyliła nieco głowę, by James idealnie wpasował się w całowane miejsce. Dziewczyna zaczęła brać głębsze wdechy, gdyż nie potrafiła utrzymać zwyczajnego oddechu w trakcie kiedy brunet muskał wargami jej skórę na szyi.

Po chwili Bucky zaprzestał tej czynności i skierował się twarzą bliżej ucha Rosalie.

- Mam dla ciebie coś jeszcze - powiedział szeptem wywołując tym u Rose przyjemne ciarki - A raczej my mamy. - uściślił.

Agentka odsunęła się minimalnie od bruneta, by spojrzeć mu w oczy. Była w tej chwili nieco zdezorientowana, dlatego zmarszczyła w niezrozumieniu brwi.

- Chodź, pokażę ci. - odrzekł Barnes odstępując od dziewczyny i chwytając ją za rękę.

Tym sposobem powoli doszli do salonu, w którym znajdowali się wszyscy Avengers wraz z Fury'm z opatrunkiem na ręce. Bucky i Rose przystanęli w wejściu wciąż trzymając się za ręce. Agentka spojrzała dużo bardziej zdezorientowana na bruneta, po czym zaczęła taksować wzrokiem całą zgromadzoną resztę.

- Spóźnione wszystkiego co najlepsze, agentko Hemington. - odparł Fury z nutą dumy w głosie.

Po tych słowach Avengers zaczęli bić brawa. Ku uldze Rose, nie trwały one długo. Dziewczyna spojrzała na Bucky'ego z małym grymasem na twarzy, jednak zaraz potem zagościł na jej twarzy uśmiech. Mężczyzna go odwzajemnił, po czym puścił dłoń dziewczyny, by ta mogła podejść do reszty zgromadzonych.

- Czy Bucky wspominał, poza tym, że miałam urodziny, to że ich nie obchodzę? - zapytała odrobinę rozbawiona Rosalie.

- Tak, coś tam mówił. - odparł Stark - I że nie miałaś z kim, czy coś takiego.

- Ale teraz już masz. - dodała Natasha z serdecznym uśmiechem.

Po tych słowach dziewczyna jeszcze raz spojrzała po wszystkich zgromadzonych w salonie. Poczuła niewyobrażalną wdzięczność. Mimo, iż nie zdążyła poznać wszystkich tak dokładnie, to jednak miała wrażenie, jakby byli oni...

Jej rodziną.

- Rose, pozostała jeszcze jedna kwestia. - odrzekł Steve podając dziewczynie dość spore pudło z uchwytem na rękę.

Agentka przyjęła podarunek przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami.

- Z racji, że nie masz swojego stroju - zaczął Nick - Uznaliśmy ze Stark'iem, że dobrze będzie, jeśli na misję będziesz udawała się w przeznaczonym do tego ubraniu.

- Tak, w końcu będziesz miała co na siebie założyć. - Tony wskazał palcem na Rose - Będzie pasował jak ulał, bo robiliśmy go na podstawie twojego poprzedniego stroju. Jednak nie jest identyczny. I nie ma nadajników. - na jego ostatnie słowa w salonie słychać było kilka lekko śmiejących się głosów.

- Nie jest identyczny, bo jest lepszy. Bardziej wytrzymały. - dodała Natasha - To naprawdę konkretne wdzianko.

Rosalie słuchała uważnie rozmówców, po czym zerknęła na trzymane pudło. Następnie znów uniosła wzrok patrząc wdzięcznie na pozostałych.

- Dziękuję. - odrzekła po chwili ze łzami w oczach - Nie mam pojęcia co powinnam powiedzieć.

- No już - zaśmiał się Loki - bo się popłaczesz i tyle będzie z radochy.

- Ja nie płaczę, wy płaczecie. - powiedziała Rose wycierając dłonią oczy, na co wszyscy się zaśmiali - Macie jakiś alkohol? Wódkę? - spytała niespodziewanie agentka.

- A podobno nie obchodzisz urodzin. - zażartował Tony patrząc podejrzliwie na dziewczynę.

- Czy muszę obchodzić urodziny, jeśli chcę się tylko napić? - zapytała wystawiając w geście rękę.

- Racja. Moja dziewczyna. - odrzekł dumnie Stark, po czym zaczął się kierować do mini-baru z rozmaitymi rodzajami alkoholu.

Wszyscy spędzili tak razem wieczór nie obchodząc urodzin Rosalie. Wdrożyli się w rozmowy, opowieści, żarty. Był to niezwykle miło spędzony czas, będący odskocznią od ich codziennych zmartwień.

Rose pierwszy raz poczuła, że nie musi przed nikim udawać i wzbraniać się, a przede wszystkim przed sobą, że jednak potrzebuje rodziny, bliskich.

I że potrzebuje miłości...

Uznała, że da temu szansę. Może nie bez powodu jej życie potoczyło się w tym kierunku i trafiła tu, do Avengers Tower?

Może nie bez powodu poznała Bucky'ego?

__________

Minął już dobry tydzień odkąd ostatni raz spotkali się z wrogiem. Zero wieści, ale dzięki temu również zero niewinnych ofiar, jak zwykli im grozić. Dlatego też nikt aż tak bardzo nie ubolewał, że nie wiedzą gdzie teraz są. Może po prostu dostrzegli upór dziewczyny i Avengers, dlatego odpuścili?

Bucky i Steve siedzieli teraz na kanapie w salonie, podczas gdy Natasha i Rosalie weszły do pomieszczenia rozmawiając i trzymając w dłoniach kubki kawy. Obie dostrzegły, że mężczyźni oglądają wiadomości.

- Hej, panowie - zaczęła Wdowa - Co ciekawego w świecie? - spytała, po czym upiła duży łyk gorącego napoju.

- S.H.I.E.L.D pomogło już całkowicie odbudować straty po waszej strzelaninie wtedy w tej restauracji - odrzekł Steve nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.

- Sprzedawcy robili sobie nawet zdjęcia z naszymi. - prychnął Bucky.

- Szkoda, że nie z wami. - zaśmiała się Natasha zwracając do obu mężczyzn.

Po chwili już cała czwórka wsłuchana była w relacjonowane wydarzenia.

Nagle jednak obraz na ekranie jakby się zaciął, a po sekundzie ukazane było inne miejsce z innymi ludźmi.

Niestety, znajomymi ludźmi...

Cała czwórka w salonie lekko się spięła. Wpatrywali się bardzo uważnie w telewizor. Oddech Rose zaczął się robić płytszy, kiedy dostrzegła Lucas'a i Berserk'a na ekranie.

- To jest na żywo... - odezwał się Steve.

Wrogowie patrzyli prosto w kamerę. Morgan stał z założonymi rękami, a jego towarzysz trzymał karabin.

- Nie lubię, kiedy się mnie ignoruje. - odrzekł nagle Lucas - Jak już mówiłem ostatnio, nie lubię się też rozdrabniać. Więc od razu przejdę do rzeczy. - podszedł bliżej kamery tak, że widać było tylko jego twarz z psychopatycznym uśmiechem - Ich krew jest na twoich rękach, skarbie. Teraz już jesteśmy tacy sami. - po tych słowach Rose wiedziała, że mówi do niej, dziewczyna spodziewała się najgorszego.

Nagle kamera przekierowała obraz na siedzących w grupie, związanych ludzi w zwykłych ubraniach. Byli przerażeni.

- To są przypadkowe osoby... - powiedziała niemalże szeptem Natasha.

Na ekranie ukazał się także Berserk, który niezwłocznie zaczął wykonywać strzały w pojmanych ludzi. Po przeraźliwych krzykach obywateli i skończonej serii pocisków z karabinu, obraz jeszcze chwilę ukazywał martwych ludzi otoczonych kałużami krwi, po czym transmisja została zakończona.

Cała czwórka w salonie czuła nieprzyjemny ścisk w gardle i żołądku. Natasha zakryła dłonią swe usta. Rosalie miała wrażenie, że tak prosta czynność jak trzymanie kubka, przemieni się zaraz w coś niemożliwego i upuści naczynie roztrzaskując je i rozlewając kawę. Bucky i Steve tępo wpatrywali się w telewizor nie mając bladego pojęcia, co w tej chwili jest już relacjonowane. Blondyn nachylił się lekko opierając łokcie o kolana i chowając twarz w dłoniach, natomiast brunet powoli odwrócił się w stronę Rose niedowierzając, co przed chwilą zobaczył.

Mężczyzna dostrzegł, że agentka jest w ogromnym szoku. Nie wiedział, co miałby teraz powiedzieć. Żadne słowa nie były by w stanie odkręcić tej sytuacji. A Lucas postarał się o to, by była ona na niekorzyść szczególnie Rosalie, by dźwigała ciężar, cierpiała i zmagała się z poczuciem winy jeszcze bardziej.

W końcu Rose spojrzała na bruneta szklistymi oczami i wpatrywała się w niego, jakby szukała w nim ratunku i sposobu na wyjście z tej sytuacji.

Wszyscy teraz byli bezsilni.

Ponownie.

Każdy wiedział, że to dopiero początek zemsty Omanus'a.

__________

Cytat z początku rozdziału:

take this life
empty inside
i'm already dead
i'll rise to fall again - (zespół) Breaking Benjamin - (piosenka) Give Me A Sign

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro