Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

więc dowiem się, co kryje się
pod twoim szaleńczo wykręconym uśmiechem
kiedy leżę poniżej
twych zimnych, znużonych oczu
teraz odwracasz bieg moich rzeczy
ponieważ jesteś tak nieuprzejma
zawsze tu będę
przez resztę mojego życia

__________

Minął już tydzień, odkąd Avengers postanowili zrobić imprezę.

Tydzień odkąd informacje na temat misji ustały.

Tydzień, od rozmowy Bucky'ego i Rose.

Wspomniana dwójka, po tamtej nocy na balkonie, zdecydowanie zmieniła postrzeganie na siebie nawzajem.

Bucky dostrzegł w dziewczynie wrażliwość, wytrwałość, wiedział, że wszystko, co ją w życiu spotkało, spowodowało, iż jej wewnętrzna siła wzrosła. Poczuł do niej większą sympatię, miał wrażenie, że wytworzyła się między nimi więź. Dzięki temu, jak oboje cierpią, mężczyzna wiedział, że jest w stanie zrozumieć Rosalie. I nie zamierzał odpuszczać. Chciał ją poznawać coraz bardziej.

Rose zobaczyła w mężczyźnie odpowiedzialność. Nie zastawiał się rękami i nogami, że będąc częścią Hydry nie kontrolował swoich czynów - choć taka była prawda - tylko świadomie nosił ciężar i brzemię tych wszystkich morderstw, mimo, iż winowajcą jest tylko i wyłącznie ta cholerna organizacja. Poczuła, że brunet ma w sobie dużo pokory, dystansu do siebie oraz poczucia humoru pomimo, iż każdej nocy zmaga się z koszmarami i demonami przeszłości. Agentka także poczuła między nimi więź, jednak ona w porównaniu do Bucky'ego, nie chciała w to brnąć.

Nigdy nie była z nikim blisko, bała się pokazania swej prawdziwej twarzy. Zdarzają się nawet momenty, kiedy żałuje, że tak bardzo obnażyła się przed Barnes'em. Wmawiała sobie, że niepotrzebnie pokazała mu rany na swojej duszy, że bezsensownym posunięciem było przyznanie się do zabójstwa tamtego człowieka. Starała się wygłuszyć poczucie ulgi, jakie ogarnęło ją po podzieleniu się swoim problemem i cierpieniem.

Przecież mu nie ufam. Po co była ta cała szopka?
I jeszcze to: Twoje włosy są lepsze.
Matko, Rose... Nie pogrążaj się...

Bucky czuł, że dziewczyna trzyma dystans. Widział nie raz, jak odwraca spojrzenie, by uniknąć możliwego kontaktu wzrokowego. Było mu z tego powodu przykro. Czuł, że jest jakaś więź między nimi i myślał również, że zbliżyli się do siebie. A rzeczywistość wyglądała na totalnie inną.

Nie sprawiło to oczywiście, że brunet był zniechęcony i przestał się starać.

________

Natasha wraz z Rose siedziały przy stole w kuchni. Wdowa informowała przy kawie swoją rozmówczynię o tym, co przekazał jej Nick.

Wczorajszego dnia otrzymali zgłoszenie, że tym razem poszukiwany przez nich fanatyk lub grupka fanatyków zaznaczyła swą obecność w stanie Arizona, w Phoenix. Co prawda niemalże wszyscy przyjęli teorię, że nie jest w to zamieszana Hydra, aczkolwiek słowo fanatyk dość nieźle wszystkim „siadło", dlatego postanowili zachować je jako ksywkę podejrzanych.

Podczas gdy w Atlancie skradł bronie, tak w Phoenix tego nie zrobił, co więcej, zostawił nawet mały podarunek. Karteczkę z zagadką i małym wyjaśnieniem:

Dostrzeż mnie, po czym znajdź złoty środek i unieś nieco wzrok.
Później wybierzcie jakieś miejsce. Włączcie tam nadajnik. A ja przyjdę na spotkanie. Spokojnie, bez obstawy. W zamian oczekuję tego samego. Nie chcemy przecież śmierci niewinnych osób.

Kiedy znaleziono karteczkę, leżał przy niej wspomniany nadajnik. Znalazła to na tyle rozgarnięta osoba, że postanowiła skontaktować się w tej sprawie z nikim innym, jak z S.H.I.E.L.D. Avengers wyrazili między sobą dozgonną wdzięczność dla tej kochanej duszy, kimkolwiek jest i gdziekolwiek teraz się znajduje.

- Naprawdę, nie wiem o co tu chodzi... - powiedziała Natasha w jednej dłoni trzymając kubek z kawą, a w drugiej karteczkę z wiadomością.

- Musimy nad tym dłużej posiedzieć. - odrzekła Rose - I nie same. Nie mam zamiaru powtarzać tamtym dwóm wszystkiego, co wspólnie ustalimy. - dodała chłodno, po czym upiła łyk kawy.

- Brzmisz, jakbyśmy miały ustalić naprawdę dużo - dodała Wdowa z uśmiechem na ustach - Podoba mi się. A właśnie, gdzie oni są? - spytała zdezorientowana.

- Nie wiem, ale mało mnie to obchodzi. - odparła Rosalie nie do końca szczerze, gdyż z tyłu głowy wciąż miała Barnes'a.

Nagle do kuchni weszli wspomniani przez dziewczyny mężczyźni. Wyglądali na zadowolonych, a nawet i rozbawionych. Natasha uważnie przyglądała się dwójce przyjaciołom uśmiechając się przy tym, natomiast Rose przelotnie spojrzała na mężczyzn, po czym utkwiła wzrok w swojej kawie.

- Więc powiedziałem jej Wyjdzie ci taniej, a ona do mnie Ah tak? Znaczy ile?, na co ja odpowiedziałem Tyle, co kawa. - opowiadał Bucky'emu kapitan będąc przy tym bardzo ożywiony i radosny.

- Nie wierzę, że po tylu latach umówiłeś się na pierwszą randkę - powiedział James, po czym zaczął robić sobie kawę - Steve, ty sukinkocie...

- Bucky... - zaczął z grymasem na twarzy, po czym podszedł bliżej przyjaciela, by przygotować sobie herbatę.

- Panowie, jeśli jeszcze nie zauważyliście - odrzekła żartobliwie Natasha z lekkim wyrzutem - to siedzimy tutaj z Rose i domagamy się waszej uwagi... - ciągnęła - I co to za randki, Rogers, czyżbyś znalazł drugiego dinozaura? - spytała, na co brunet się roześmiał.

- Tak się składa - odrzekł Barnes - że jego randką jest Agentka 13. - odwrócił się w stronę dziewczyn, po czym oparł się tyłem o blat kuchenny.

- Umówiłeś się z Sharon Carter? - spytała Natasha naprawdę zaskoczona, jednak usłyszane słowa bardzo ją rozweseliły.

- Nie tyle umówił - odparł Bucky popijając już swoją kawę - On ją wyrwał jak tego guzika od koszuli, co mu niby rzekomo wystrzelił przed imprezą - zaczął drażnić się z blondynem.

- Bardzo zabawne. - rzekł ironicznie Steve - Tak się składa, że ta koszula nie była w stanie znieść moich mięśni. - powiedział zwycięsko.

- Jak specjalnie kupujesz za małe koszule, to żadna tego nie zniesie - odparował Bucky patrząc na przyjaciela z kpiną.

- Wracając - powiedział kapitan zamykając chwilowo oczy i ignorując złośliwy tekst bruneta - Tak, wybieram się na randkę z Sharon.

- America's Ass znowu w akcji - Natasha mówiąc to, mrugnęła do Steve'a, po czym przeniosła rozbawiony wzrok na Bucky'ego przypominając sobie ich rozmowę w dzień imprezy w Avengers Tower.

- Niby America's Ass - zaczął brunet także rozbawiony - ale zakład przegrał. 2:1. - dodał przeczesując metalową dłonią swoje włosy.

- Chyba 2:1 dla mnie. - prychnął się Steve.

- Otóż nie tym razem - odparł Bucky - Bo ja dostałem dwa komplementy od tych cudownych kobiet - kiwnął głową w stronę agentek - a ty jeden. - urwał chwilowo zamyślony - Mam ci przypomnieć od kogo?

- Nie rozpędzaj się, Buck - odparował blondyn - Poza tym, nie wiem czy pamiętasz, ale miałem otrzymać punkt w gratisie. - uniósł jedną brew - Chociaż czekaj, czy ty przypadkiem nie chciałeś mi dać dwóch punktów? Nie jest przypadkiem 3:2?

- Co to, to nie - odrzekł James kiwając przecząco głową - Ty chyba nie myślałeś serio, że tak po prostu dostaniesz te punkty? - zaśmiał się, jakby nie dowierzał w tej chwili w naiwność swojego przyjaciela.

- Chłopaki - przerwała im Natasha - przyjemnie się was słucha, ale jest sprawa do obgadania. - wyjaśniała wystawiając w górę karteczkę - Barnes dowiedział się wszystkiego pod twoją nieobecność, Steve. - zwróciła się do kapitana - Także teraz ja zabieram cię na randkę. - na jej słowa Bucky zagwizdał, a ona wstała od stołu, po czym razem z blondynem skierowała się ku wyjściu z kuchni.

Zapadła cisza. Brunet trzymając kubek kawy w dłoniach, podszedł do Rose, po czym zajął miejsce obok, na którym siedziała Natasha.

Podczas niedawnej rozmowy, mężczyzna często spoglądał na agentkę. Przyciągała ona jego wzrok. I dzięki temu dostrzegł, iż Rosalie ani razu nie zerknęła w oczy Barnes'a. Było mu z tym kiepsko. Postanowił więc działać.

- Rose... - zaczął po chwili Bucky.

- Tak? - spytała, uparcie wpatrując się w kubek kawy.

- Co myślisz o tej całej zagadce? - spytał marszcząc lekko brwi.

- O samej zagadce nic teraz nie myślę. - odparła - Bardziej o jej autorze.

- Myślisz, że to jakiś... - mówił z lekkim uśmiechem na ustach - Poeta? Wiesz, liściki, przesłanki...

- Myślę, że to ostry pojeb. - stwierdziła z kamiennym wyrazem twarzy.

- No... - odparł po chwili lekko zdziwiony, a jednocześnie rozbawiony odpowiedzią dziewczyny - Nie mogę się nie zgodzić. - patrzył na nią wręcz skanując każdy szczegół jej twarzy.

Rosalie znów czuła na sobie spojrzenie bruneta, jednak nie dawała za wygraną. Nie chciała na niego patrzeć, upierała się przy tym, że pomoże jej to nie myśleć o łączącej ich więzi. Jak to mówią, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, a patrzenie w oczy Bucky'ego było cudowne i Rose wiedziała, że może ją to zgubić. Ona nazywała to zgubą. Jednak jeśli istnieje ktoś, kto mógłby wyzwolić ją z cierpienia, to czy nie warto dać się zgubić i spojrzeć w jego oczy?

- Rose, słuchaj... - zaczął brunet po krótkiej ciszy - Wtedy na balkonie...

- Tak, wiem. Przesadziłam. - przerwała mu spoglądając na niego - To się więcej nie powtórzy.

- Nie, nie... - przetarł twarz dłonią - Nie chodzi o to. Chciałem właśnie powiedzieć, że jeśli potrzebujesz rozmowy, to możesz na mnie liczyć. - zapewnił.

- Dzięki, ale nie potrzebuję. - odparła - Dam sobie radę.

- Ale wiesz, że nie musisz? - wpatrywał się w nią bez ustanku.

- James, jest w porządku. - powiedziała ściskając mocniej kubek w dłoniach - Przecież nic mi nie jest.

- Twoje zachowanie w ostatnim czasie mówi co innego. - odrzekł - Co prawda inni twierdzą, że nic odmiennego nie widać, ale... - urwał chwilowo zamykając oczy - Przepraszam, wiem, że powinienem pogadać o tym najpierw z tobą. Chciałem się po prostu upewnić czy tylko ja tak uważam.

- Z tego wynika, że musisz coś błędnie odczytywać - stwierdziła unosząc lekko brew w górę - skoro reszta nic nadzwyczajnego nie dostrzega. Wychodzi na to, że to ty jesteś w błędzie - spojrzała na bruneta - a wszystko inne jest na swoim miejscu.

Bucky patrzył na nią nie odzywając się przez chwilę ani słowem. Analizował spojrzenie Rosalie, próbował wyczytać emocje z jej twarzy.

- Oboje wiemy, że to nie prawda, Rose. - powiedział delikatnie, niemalże szeptem. - I dlatego chcę, abyś wiedziała, że jestem przy tobie, aby ci pomóc. - zapewnił dziewczynie.

Zarówno Bucky, jak i Rosalie patrzyli sobie w tej chwili głęboko w oczy.

Te zielono-piwne oczy.

Mimo, iż pomiędzy nim, a agentką nie było nieskomplikowanej relacji, to jednak w tym momencie czuł się jak w bezpiecznej przystani, jakby wszystko było naprawdę dobrze.

Mężczyzna zorientował się, że automatycznie zaczął nabierać więcej powietrza do płuc.

Dziewczyna siedziała z dłońmi położonymi na stole, obejmującymi kubek z kawą. Po chwili zmuszona była przenieść wzrok z Bucky'ego na swoje ręce, gdyż dostrzegła, że dłoń bruneta, tym razem nie metalowa, spoczęła na jej własnej.

Rose lekko się napięła i zmarszczyła brwi, zastygła w bezruchu. Nie wiedziała, czemu znów pozwoliła sobie na dotyk. Bardzo nie lubiła kiedy ktoś przekraczał wyznaczone przez nią granice. Ale i tym razem nie zareagowała gwałtownie. Nie mogła jednak odpowiedzieć sobie na zadawane pytanie w jej głowie: Co się ze mną dzieje?

- Rose, po prostu się o ciebie martwię. - powiedział po krótkiej ciszy brunet nie mogąc oderwać wzroku od agentki.

Usłyszała te słowa. I nie wiedziała co robić. Była w kropce, czuła się naprawdę bezsilna. Wiedziała, że Bucky nie kłamie. I to ją rozpraszało. Nie znosiła tego uczucia, nienawidziła go. W przeciwieństwie do tego przyjemnego ciepła dłoni James'a...

- Niepotrzebnie. - odparła przesuwając bliżej siebie kubek, a tym samym zabierając swe dłonie od mężczyzny - Nikt nie kazał ci tego robić. - po tych słowach wstała i nie patrząc już na bruneta wyszła z kuchni.

Bucky potrzebował chwili, aby uświadomić sobie, co się właśnie przed chwilą stało. Poczuł lekkie rozczarowanie i odrzucenie. Nie spodziewał się usłyszeć takich słów z ust agentki. Mówiąc szczerze co czuje, miał nadzieję na to, że dziewczyna spostrzeże, że komuś na niej zależy, że nie jest wszystkim obojętna.

Chciał pokazać, że nie ocenia on Rose przez pryzmat jej przeszłości.
Nie on...

__________

Godzinę później Fury zwołał do sali konferencyjnej Bucky'ego, Steve'a, Natashę oraz Rose. Wspólnie wszyscy głowili się nad otrzymaną zagadką, jednak do tej pory bezskutecznie. Nick siedział na fotelu ze skrzyżowanymi rękami, a obok niego blondyn w tej samej pozycji. Barnes stał oparty o ścianę z dłońmi w kieszeniach od spodni, a na wprost niego znajdowały się obie agentki siedzące z łokciami opartymi o stół.

- Dostrzeż mnie, po czym znajdź złoty środek i unieś nieco wzrok... - powtarzała w kółko Wdowa, jakby dzięki temu odpowiedź sama miała się nasunąć - Trochę to dziwne.

- Romanoff - odrzekł Fury spoglądając na nią - Trochę to za mało powiedziane. To wszystko jest mocno szurnięte. - stwierdził - A my wciąż stoimy w miejscu.

- Narazie w miejscu - powiedział Steve - Jakoś to rozgryziemy. - dodał.

- Jeśli masz jakiś błyskotliwy pomysł o co może chodzić temu kretynowi, to proszę, słucham. - zwrócił się do niego Nick - Bo coś długo nam schodzi nad kolejnym krokiem. Zakończenia misji nie widać.

- Każdy stara się jak może - wyjaśniał blondyn - ale niektóre rzeczy wymagają więcej czasu.

- Nie no, jasne - prychnął Fury - Czasu mamy pod dostatkiem...

- Możecie przestać? - wtrąciła się Natasha zerkając to na dyrektora, to na Steve'a - Takim sposobem na pewno nie dowiemy się o co tu chodzi.

- Złoty środek to nie jest coś jak... Centrum? Środkowy punkt? - zapytał nagle Bucky mocno zamyślony.

Wszystkie oczy w tym momencie skierowane były w jego stronę. Mężczyzna spostrzegł to dopiero po chwili, dlatego nie zwlekał dłużej z wyjaśnieniami.

- Wiem, że nic do tej pory nam się nie kleiło - zaczął - ale może warto zrobić analizę tych słów, krok po kroku, może to nas do czegoś doprowadzi.

- I tak nie mamy nic lepszego do roboty. - stwierdził Nick - Więc może masz rację, może warto - przyznał brunetowi - O co ci chodzi z tym centrum? - spytał, a w tym samym czasie Bucky dosiadł się do stołu siedząc już obok blondyna, a naprzeciwko agentek.

- Jest to droga pośrednia, jakieś wyjście... - kontynuował - Tak, jak wspomniałem, jakiś pośredni punkt pomiędzy czymś. Tylko... - urwał.

- Co takiego? - spytał Steve.

- Ta zagadka brzmi, jakby to była instrukcja, kilka czynności do zrobienia po kolei. - odparł Bucky, na jego twarzy można było dostrzec ogromne skupienie - Nasz złoty środek jest jako drugi w kolejce, najpierw musimy dostrzec tego fanatyka.

- Żeby go dostrzec, musi być gdzieś w pobliżu - powiedziała Natasha unosząc lekko brwi - A on zameldował się raptem w dwóch miastach, po czym znowu zwiał.

- Zaraz... - zaczęła Rose prawie niesłyszalnie.

W tym momencie to na nią zwrócone były wszystkie oczy. Po twarzach każdego ze zgromadzonych widać było ogromne wyczekiwanie na to, co powie agentka.

- Mapa... Dajcie mi mapę Stanów. - dodała spoglądając na Fury'ego.

Dyrektor niezwłocznie wyświetlił na projektorze to, o co prosiła dziewczyna, a już po chwili wszystkim ukazały się holograficzne Stany Zjednoczone.

Rosalie wstała z fotela wpatrując się przenikliwie w mapę. Nie minęło wiele czasu, zanim nakreśliła palcem linię prostą zaczynającą się w Atlancie, w stanie Georgia, a kończącą się w Phoenix, w stanie Arizona. Kiedy zgromadzeni w sali wyraźnie już widzieli twór agentki, ona skierowała swój palec na sam środek odcinka.

- Na to bym chyba nie wpadł. - odrzekł zaciekawiony Steve.

- Super, mamy złoty środek - odparł Nick, po którym nie widać było żadnego zaimponowania - Co dalej?

- Unieś nieco wzrok. - dodała Rosalie, po czym podniosła palec odrobinę wyżej, wskazując już teraz konkretny punkt na mapie - Oklahoma City w stanie Oklahoma.

Agentka, po zaznaczeniu miasta, ponownie zajęła miejsce w fotelu. Wszyscy wpatrywali się w mapę z niedowierzaniem, a jednocześnie małą ulgą, gdyż problem zagadki był w tej chwili z głowy.

- O ja cię... - wyszeptała Natasha ze zdumienia.

- Jesteś niesamowita - powiedział Bucky do Rose, także będąc pod ogromnym wrażeniem.

Po jego słowach Steve i Fury spojrzeli na niego nieco zdziwieni otwartością i niepohamowaniem mężczyzny. On jednak nie dbał o to, że wcześniej nie był zbyt wylewny w wypowiadaniu się o czyjejś osobie. To był impuls, którym bez zastanowienia chciał podzielić się ze wszystkimi tu zgromadzonymi.

- Przestań - odrzekła Rose nie zerkając na bruneta, a wpatrując się uparcie w mapę - Wykonuję swoje zadanie, to wszystko. - dodała.

- W takim razie co my tutaj robimy? - zażartował Steve spoglądając na Natashę.

- Rzeczywiście, to było niezłe, Hemington. - Wdowa zwróciła się z uśmiechem do dziewczyny.

- Agentko Rose, sierżancie Barnes, na słówko. - powiedział Nick wstając i kierując się w stronę wyjścia z sali.

Oboje niezwłocznie opuścili swe miejsca, po czym zaczęli podążać za Fury'm.

- Ale chyba nas teraz nie wyleje, nie? - spytał nagle lekko zdezorientowany Steve rozkładając przy tym ręce, kiedy to w pomieszczeniu został już tylko on i Natasha.

__________

- Jestem pod niemałym wrażeniem - powiedział Nick siedząc wygodnie na fotelu w swoim gabinecie.

Całe pomieszczenie w przeważającej części miało ciemne barwy. Było ono niezwykle przestronne pomimo ogromnego biurka usytuowanego niemalże na środku pokoju.

Na wprost siedzącego Fury'ego stali obok siebie Bucky i Rose.

- Hemington - zwrócił się do dziewczyny dyrektor - Chcę pogratulować bystrości i pomysłowości. Tobie również, Barnes - spojrzał na bruneta - gdyby nie ty i to twoje złote środkowanie, kto wie, czy w ogóle udałoby nam się tyle osiągnąć. Jeśli już, to na pewno nie w ciągu kilku minut. A teraz jesteśmy o ogromny krok do przodu. - mężczyzna wstał z siedzenia - Cieszę się, że mogę mieć w swojej załodze takich ludzi, jak wy. Co prawda niektórych tymczasowo - spojrzał na agentkę - ale może uda nam się to jednak zmienić. - patrzył wyczekująco na nią - Przydałby się nam ktoś taki jak ty na stałe.

- To bardzo miłe, doceniam - odrzekła Rose unosząc lekko kąciki ust - Ale nie zmieniam zdania. Po misji wyjeżdżam. - dodała.

- Dla nas wszystkich będzie to ogromna strata, wszyscy cię bardzo polubili - powiedział Fury, na co dziewczyna zmarszczyła lekko brwi - Ale jakąkolwiek decyzję podejmiesz, uszanujemy ją.

Rosalie, jak i Bucky, poczuli dziwny ścisk w klatce piersiowej. Ona nie spodziewała się, że usłyszy od Nick'a takie właśnie słowa. Że jest lubiana wśród Avengers. On z kolei ponownie przypomniał sobie, że obecność Rose tutaj kiedyś ustanie, a patrząc na to, ile zdołali się już dowiedzieć, nastąpi to niebawem.

- Wracając... - zaczął po chwili dyrektor - Pieprzona zagadka rozszyfrowana, teraz zostaje tylko kwestia dopisanego niżej tekstu. - podniósł karteczkę - Fanatyk chce, abyście to wy wybrali miejsce spotkania i włączyli tam nadajnik, którym nas uraczył. Jednak to nie będzie jedyny nadajnik, jaki będziecie przy sobie mieć - mówił bacznie obserwując stojącą naprzeciw niego dwójkę - Reszta załogi będzie czuwała w quinjet'cie, ale oddalona od was o pewien spory dystans, żeby stworzyć pozory, że jesteście bez obstawy - zacytował z napisanego tekstu przez fanatyka - Jedyne, co was będzie łączyć, to nasz nadajnik. Jeśli coś pójdzie nie tak, a jest to bardzo możliwe, bo nie wiemy tak naprawdę czy on będzie sam, wbrew temu, jak zapewniał, to włączycie swój nadajnik i tamci będą w drodze do was. - wyjaśniał opierając się dłońmi o stół - Natomiast zero słuchawek dousznych, ogromnych i rzucających się w oczy broni, tylko te małe, podręczne, które łatwo schować, aby naprawdę widział, że nie jesteście tak uzbrojeni. Na pewno będzie podejrzewał, że z pustymi dłońmi nie przyszliście - kontynuował - ale najważniejsze, to nie wpaść z tą obstawą, żeby nikt niewinny nie musiał umierać.

- Przyjęłam. - odrzekła Rose.

- Przyjąłem. - dodał za dziewczyną Barnes, choć początkowo nawet nie myślał, żeby wypowiedzieć te słowa.

- Skoro dał wam wolną rękę, to sami wybierzcie jakieś miejsce w Oklahoma City - powiedział Fury - Ale może nie tłoczne, sami rozumiecie. - w tej chwili podał Bucky'emu karteczkę i nadajnik od fanatyka. - A i jeszcze jedno - dodał po chwili - Ogólnie zaprosiłbym tu tylko Barnes'a, ale wiedz, Rose - zwrócił się do dziewczyny - że mianuję cię jego prawą ręką. Oboje świetnie się spisaliście. - powiedział z uznaniem - Powiedzcie reszcie o tym planie. Rozejść się. - po tych słowach usiadł na fotelu i począł zatapiać się we własnych przemyśleniach.

Dziewczyna pierwsza ruszyła żwawo w stronę wyjścia, mężczyzna po chwili zaczął podążać za nią. Kiedy znaleźli się na korytarzu w większej odległości od gabinetu dyrektora, Bucky dogonił Rose.

- Hej, zaczekaj - na słowa bruneta Rosalie zatrzymała się i odwróciła w jego stronę - Naprawdę nie chciałabyś z nami zostać? - spytał, a po lekkim truchcie na twarzy mężczyzny spoczywały kosmyki włosów - Mieć ciebie u boku to spora przewaga, poza tym wszyscy cię tu lubią i...

- Jak można polubić kogoś, kogo się nie zna? - spytała mrużąc lekko oczy - Z niektórymi jedyne słowa, jakie zamieniłam, to imiona gdy się przedstawialiśmy.

- Ale po co Nick miałby kłamać? - na twarzy bruneta zagościł uśmiech.

- Ludzie są w stanie zrobić wiele, by odnieść korzyści. - odparła niewzruszona.

- Fury to jeden z najbardziej autentycznych ludzi, jakich znam.

- Ten autentyczny człowiek ma swoje tajemnice i sekrety, James - powiedziała krzyżując ręce na klatce piersiowej - Poza tym podjęłam już decyzję. Jestem tu tymczasowo.

- Rozumiem - powiedział kiwając przy tym głową - Daj znać, gdybyś jednak zmieniła...

- Nie, James - uniosła się Rose - Nie zmienię zdania. Nie potrzebuję towarzystwa. - wyparowała, po czym odwróciła się na pięcie i zmierzała w swoim pierwotnym kierunku.

Bucky stał jak wryty, ale teraz nie towarzyszyła mu jedynie przykrość i odrzucenie. Mężczyzna poczuł, że wzbiera w nim złość.

- Towarzystwo jest na wyjeździe integracyjnym, a my mamy zadanie do wykonania. - powiedział chłodno wykorzystując słowa agentki przeciwko niej samej.

- Więc o co to całe pieprzenie? - nie wytrzymała i zawróciła rozkładając ręce, stając po chwili tuż przed Barnes'em - Bo nie bardzo rozumiem. Raz mówisz, jaki to jesteś zmartwiony, a teraz strzelasz fochy tylko dlatego, że sama o sobie decyduję. - uniosła ton głosu marszcząc przy tym brwi.

- Tak się składa, że nie tylko dlatego, Rose - powiedział także uniesionym głosem - Nie chodzi mi o twoją decyzję. Nawet jeśli jest to dla ciebie jednorazowa misja, to jesteśmy drużyną czy ci się to podoba, czy nie - patrzył dziewczynie intensywnie w oczy - I automatycznie potrzebne jest zaufanie i szczerość wobec partnerów, ale oczywiście ciebie to nie dotyczy. - sarknął ironicznie.

- Co proszę? - spytała mocno zdezorientowana i zdenerwowana - Czy ty mi sugerujesz, żebym ci zaufała - z naciskiem wypowiedziała to słowo - i powiedziała wszystko, jak leci, o mnie i o mojej przeszłości? - zmarszczyła w niedowierzaniu brwi - Bo nie bardzo wiem, jak to się wiąże z naszą misją, a ewidentne próbujesz wkroczyć w moje życie w butach.

- Ooo... Nie wiem czy pamiętasz - odrzekł mocno zirytowany - ale to ty przyszłaś wtedy na tamten balkon i dobrowolnie wypłakałaś mi się w ramię - przypomniał jej Bucky.

- Nie wiem czy pamiętasz - powtórzyła równie zirytowana Rose - ale to nie ja zaczęłam ubiegać się o fizyczny kontakt. Co swoją drogą jest mega irytujące, jeśli jeszcze się nie domyśliłeś.

- Gdybyś mnie załatwiła, jak wtedy Thor'a - podszedł do dziewczyny o krok - to pewnie bym się domyślił, ale wyglądało to wszystko jednak inaczej. I takie też jest. Chyba nie zaprzeczysz? - spytał zniżając głos, na co dziewczyna wpatrywała się w niego swoim morderczym wzrokiem.

- Wiesz co? - odparła po chwili, a irytację agentki zastąpiła niechęć - Mam dosyć. Nie mam zamiaru się z tobą wykłócać o jakieś pierdoły. - dodała i już miała odchodzić od bruneta, ale powstrzymało ją jego prychnięcie, co mocno wyprowadziło Rose z równowagi. - Co cię tak śmieszy, James? - spytała niemalże cedząc słowa przez zęby, zaciskała przy tym mocno pięści.

- Te całe pierdoły właśnie - wyjaśnił Bucky - Tłumienie twoich emocji, twojej przeszłości, twoich uczuć - zaczął wymieniać - Twój stosunek do ludzi, do tego co oni czują, to uparte przystawanie przy James...

-  Czekaj, czekaj... - przerwała mu agentka niesamowicie zniecierpliwiona i wręcz wściekła - Chcesz mi tu teraz prawić jakieś morały? Poprawiać mnie? Bo, kurwa, nie wiem do czego ta beznadziejna rozmowa zmierza w tej chwili.

- Beznadziejna... - powtórzył z lekką kpiną Barnes.

- Zachowujesz się, jakbyś był wspaniałym dowodzącym misją, który pragnie pogodzić i zeswatać wszystkich jej uczestników. To tak nie działa. Nie jestem marionetką.

- Zapędzasz się, Rose - uniósł lekko dłoń marszcząc przy tym brwi - Nikt nie traktuje cię, jak marionetkę, sama się nią teraz nazwałaś.

- Tak mówisz? - zaśmiała się sztucznie - Wiesz, bo z tego co pamiętam, to nasłałeś na mnie Steve'a żebym zatańczyła tak, jak zagracie. - na jej słowa Bucky przygryzł wargę spuszczając lekko wzrok, czuł, że źle to wtedy rozegrał - I oczekujesz teraz braw? Bo udało się to zarówno jemu, jak i tobie. Po cholerę ja, kurwa, posłuchałam wtedy Steve'a i poszłam ci się wyspowiadać? - spytała bardziej siebie ponawiając sztuczny śmiech - Może po to, żeby rzeczywiście spełnić swoją rolę marionetki? - rozłożyła ręce kierując tym razem pytanie do bruneta - Bo wiesz co, James? Tak się poczułam. Oczekujecie zaufania ale nie dajecie go w zamian. Namąciliście mi w głowie po czym...

- Zaraz - przerwał jej zezłoszczony Bucky zamykając chwilowo oczy, po czym otworzył je wpatrując się intensywnie w Rosalie - wiem, że nie powinienem go wtedy na to namawiać i sam z tobą porozmawiać, ale po pierwsze: byłaś świadoma wszystkiego, więc to nie było mącenie w głowie, tylko twoja własna decyzja; po drugie: z tobą się nie da otwarcie porozmawiać bo odrzucasz wszystkich, którzy tylko próbują się do ciebie zbliżyć. - wyrzucił z wściekłością na jednym tchu.

Rose wpatrywała się w bruneta będąc równie wściekła, jak on. Stali bardzo blisko siebie, fizycznie nie dzielił ich duży dystans. Jednak ich wzajemne zrozumienie i łącząca ich wcześniejsza więź były teraz od siebie niezwykle odległe.

- O co tak naprawdę ci chodzi? - spytała po chwili spokojniejszym, ale mimo to oschłym tonem - Po co to wszystko?

- Nie wiem, co chcesz usłyszeć. - odparł także spokojniejszy, jednak jego wzrok był nadal rozwścieczony - Nie wiem, powinienem powiedzieć, że chcę cię po prostu powkurzać? Wyprowadzić z równowagi? - znów zaczął podnosić swój ton głosu - Chcesz usłyszeć, że cię nie lubię? - wyparował rozkładając ręce - To by cię usatysfakcjonowało? Bo nie wiem, może wręcz przeciwnie, robię to dlatego, że chcę jakoś do ciebie dotrzeć? Poznać cię? Dowiedzieć się czegoś? - wymieniał ze złością nie odrywając wzroku od agentki - Nie pomyślałaś też może, że chcę cię zrozumieć? Okazać ci to zrozumienie? Może nie chcę, żebyś zostawała z tym wszystkim sama? Może mi na tobie zależy? - na ostatni wyrzut mężczyzny Rose nie kryła zdziwienia.

Podczas gdy dziewczyna otworzyła szerzej oczy, Bucky zamknął swoje marszcząc przy tym brwi, ponieważ uświadomił sobie, że pod wpływem nerwów przestał kontrolować to, co mówi. Wściekłość rozwiązała mu język, czego zaczął okropnie żałować. Wiedział, że nie powinien jej mówić tego w takich okolicznościach. W ogóle uważał teraz, że źle postąpił wyjawiając to Rosalie.

Kiedy otworzył oczy, dostrzegł, że dziewczyna nie czekała, by ponownie złapać z nim kontakt wzrokowy. Puste, bezuczuciowe spojrzenie zawiesiła gdzieś w okolicy torsu Bucky'ego. Nie potrafił rozszyfrować w tej chwili Rose. Z resztą, nie tylko w tej jednej chwili. Nie chciał rezygnować z dziewczyny, wciąż w głębi duszy pragnął ją poznać i zbliżyć się do niej. Jednak ta sytuacja uświadomiła mu, że chyba nie warto.

Nastała potwornie niezręczna cisza. Dla nich obojga. Brunet po chwili ominął Rose, jednak nie poszedł dalej. Stali teraz tyłem do siebie ze spuszczonymi głowami.

- Jeśli wciąż będziesz bała się swoich uczuć, to nigdy nie przestaniesz krzywdzić ludzi odpychając ich przy tym. - odrzekł po chwili Barnes niemalże szeptem - Brnąc w to, coraz bardziej zatracasz szansę na ratunek. - dodał, po czym zaczął iść przed siebie korytarzem zmierzając do swojego pokoju.

Bucky nie myślał teraz nawet o tym, aby poinformować Steve'a i Natashę o nowym planie. Chciał pobyć sam, nie musząc tłumaczyć się komukolwiek z czegokolwiek.

Rose stała wciąż w tym samym miejscu. Wyglądała, jakby zastygła w bezruchu. Jakby była posągiem, wykonanym z twardego surowca, z jakiegoś kamienia. I właśnie w tym momencie po twarzy oschłej i skamieniałej istoty, spłynęła niezwykle słaba i bezbronna łza...

__________

Cytat z początku rozdziału:

so i'll find what lies beneath
your sick twisted smile
as i lay underneath
your cold jaded eyes
now you turn the tide of me
'cause you're so unkind
i will always be here
for the rest of my life - (zespół) Breaking Benjamin - (piosenka) What Lies Beneath

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro