Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Miłego czytania :) 

Louis stał przed dużym lustrem. Pozwolił, by garderobiany nałożył na jego ramiona ciemną marynarkę. Był świadomy stałej obecności Matthew, który stał przy oknie i przeglądał starannie przygotowany plan tego dnia. To był dopiero początek tej szopki, ale czuł, jakby trwało to znacznie dłużej. To miało być ich pierwsze publiczne wyjście, ale po ostatniej kolacji czuł, że to będzie tylko katastrofa. Jeżeli istniał ktoś, kto był jego całkowitym przeciwieństwem, to z pewnością był to Harry Styles. Chyba w całym swoim życiu nie spotkał osoby, która tak bardzo nie potrafiłaby dostosować się do towarzystwa, ten chłopak był grubiański, prostacki i nieokrzesany. Louis gardził takimi ludźmi, którzy za nic mieli sobie zasady i dobre wychowanie. Na samą myśl o tamtym wieczorze czuł rosnącą irytację. Nie wiedzieć czemu, jego siostra nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z tym mężczyzną, który przecież reprezentował sobą jedno wielkie nic.

– Wasza Wysokość – Matthew odezwał się, gdy byli już zupełnie sami – za trzy dni odbędzie się przyjęcie z okazji rocznicy ślubu księżniczki Veroniki.

– Jaki strój obowiązuje? – poprawił marynarkę, strząsając z rękawa niewidzialny pyłek.

– Dress code formalny, white tie – wyjaśnił zgodnie z informacjami, które pojawiły się w oficjalnym zaproszeniu, które dotarło do pałacu.

– Oczywiście – westchnął, myśląc o fraku, w którym będzie musiał spędzić dużo czasu. – Jak dobrze, że na zwykłe kolacje nie trzeba ubierać się aż tak formalnie. Czy ktoś powiadomił Pana Stylesa o stosownym ubiorze?

– Tak, zaproszenie zostało dostarczone do Pana Stylesa.

– Obawiam się, że może nie posiadać w swojej szafie fraku – odsunął się od lustra, spoglądając na zegarek, który wyraźnie dawał mu znać, że nadszedł czas na spotkanie.

– Królowa wdowa wysłała do Pana Stylesa odpowiedni strój

– Oczywiście – mógł się domyślać, że matka zacznie się rządzić i robić wszystko, by Styles prezentował się nienagannie. Ku jej niezadowoleniu nie mogła sprawić, by zachowywał się w godny sposób.

Cały ten dzień był niespokojny, nie przyznałby się do tego przed nikim, ale czuł podenerwowanie na myśl o zbliżającym się spotkaniu. Miał wrażenie, że jego myśli nieustannie krążyły wokół nadchodzącej ... randki. To słowo nie mogło mu przejść przez usta i nawet w jego myślach brzmiało źle. Miał świadomość, że to jest ustawione, ale Harry Styles tego nie wiedział i Lou musiał zrobić co w jego mocy, by nie przeszło mu to nawet przez myśl. Z drugiej strony nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym, by zauważyć, że wybrany przez matkę i radę kandydat nie pała sympatią do monarchii, a już tym bardziej do Louisa. Obawiał się, co może wydarzyć się podczas tego wieczoru. Miał wrażenie, że zanim wsiadł do samochodu, Matthew powinien zaprezentować mu jakiś protokół dotyczący tego wieczoru, co powinien zrobić, a czego wprost przeciwnie. To byłoby pomocne, ponieważ teraz gdy samochód zatrzymał się przed posiadłością państwa Styles, a kierowca otworzył przed nim drzwi, nie miał pojęcia, co powinien zrobić i jak się zachować. Nie zdążył dotrzeć do schodów, a drzwi wejściowe otworzyły się, tak jakby ktoś tam w środku czekał na niego niecierpliwie.

– Harry, Jego Królewska Wysokość jest tutaj – usłyszał, jak ktoś woła, zanim stanął w progu, czekając, aż ktoś ze służby zaprosi go do środka, chociaż wolałby nie wchodzić i poczekać na zewnątrz.

Domyślał się, że rodzice młodego Stylesa dostali zakaz pojawiania się i witania go. Na takie spotkania przyjdzie czas zdecydowanie później. Z informacji, które znaleźli dla niego Niall i Philip, wiedział, że Harry ma jeszcze siostrę, ale jej również nie było nigdzie w zasięgu jego wzroku. Usłyszał dźwięk kroków i jego oczom ukazała się osoba, na którą czekał. Harry nie wyglądał tak, jak powinien, gdy stanął przed nim i oczywiście nie ukłonił się.

– Wasza Królewska Wysokość – w jego głosie nie pobrzmiewała wrogość, ale cała jego postawa krzyczała wręcz, że nie chce tu z nim być.

– Dobry wieczór Panie Styles – witając się z nim cicho, zauważył kobietę, zapewne matkę chłopaka, czającą się gdzieś za jego plecami. Najwidoczniej okazała się bardzo wścibska i nie mogła darować sobie tego widoku. – Pani Styles – skinął głową w stronę kobiety, która dygnęła, pokazując, że chociaż ktoś w tym domu posiadał jakiekolwiek maniery. – Czy jesteś już gotowy?

– Bardziej nigdy nie będę – mruknął brunet, wymijając go i wychodząc przed dom. – Którym samochodem jedziemy? Spodziewałem się tylko jednego, a nie aż trzech.

– Harry – syknęła matka chłopaka – maniery.

– Miło było Panią spotkać Pani Styles – pożegnał się z uśmiechem i wyszedł za swoim przyszłym małżonkiem, który patrzył pytająco na samochody stojące przed domem. – Wsiadamy do środkowego, dwa pozostałe to ochrona i w jednym z nich oczywiście jedzie nasza przyzwoitka.

– Przepraszam kto? –Styles parsknął, zmuszając Louisa do zatrzymania się w pół kroku i obrzucenia go pytającym spojrzeniem.

– Przyzwoitka Panie Styles, chyba nie sądziłeś, że zostaniemy wypuszczeni zupełnie sami na spotkanie, które media w całym Nowym Świecie nazwą randką – zanim wsiadł do jednego z samochodów, wyjaśnił coś, co wydawało mu się oczywiste.

– Czy możemy w takim razie jechać w jednym zamkniętym samochodzie, który ma w dodatku przyciemnione szyby? – drwina w głosie Harry'ego była głośniejsza niż grzmot, który rozległ się zaskakująco głośno. Brunet wsunął się na siedzenie obok niego i roześmiał się nie wiadomo z czego. – Wydaje mi się, że media w Nowym Świecie mają ciekawsze sprawy do opublikowania na pierwszych stronach gazet. Nie wiem, czy Wasza Wysokość wie, ale niektórych ludzi bardziej interesuje obecny stan naszej Ziemi, która przeżyła już dostatecznie dużo okropieństw niż randka przyszłego króla z ... – urwał nagle, tak jakby nagle zapomniał kim jest i jak powinien się nazwać.

– Z kim Panie Styles? – uniósł brew, spoglądając na niego z niewielkim zainteresowaniem w oczach.

– Z przypadkowym chłopakiem z klasy średniej – dokończył lekko z małym uśmiechem na ustach, który mógł znaczyć wszystko, dumę ze swojego pochodzenia, zadowolenie z obecnej sytuacji, czy po prostu dobrą grę. Żadne z tych trzech nie zadawalało Louisa, który czuł się niezręcznie w obecnej sytuacji i chciał tylko opuścić samochód i odetchnąć świeżym burzowym powietrzem. – Czy naprawdę w obecnych czasach Wasza Wysokość musi chodzić na randki w towarzystwie przyzwoitki? – brunet obrócił się w jego stronę, mimo pasów, utrzymujących go na miejscu.

– Nie bywam na tego typu spotkaniach, więc trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ale jak mniemam przyzwoitka powinna być obecna chociaż na pierwszym spotkaniu – starał się ignorować to przeszywające spojrzenie zielonych tęczówek, ale ciągłe pytania zadawane przez chłopaka utrudniały to.

– Kto jest naszą przyzwoitką tego dnia? Ktoś przypadkowy, czy przeciwnie ktoś kogo znamy?

– Dobra znajoma mojej rodziny, Lady Elizabeth – wyjaśnił krótko, nie wdając się w szczegóły, że matka wysłała z nimi swojego szpiega. Nie był idiotą, doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

– Cudownie – Styles westchnął, opierając się wygodniej. – Nigdy nie myślałem, że będę się czuł jak bohaterka jednej z powieści Jane Austen, oczekiwałem, że prędzej spotka mnie los Katniss Everdeen.

Popatrzył na niego znudzonym wzrokiem, niezbyt zainteresowany tą paplaniną, która nie wnosiła niczego do rozmowy. Nie był zainteresowany tym, co Styles miał do powiedzenia, ponieważ to zupełnie nic nie znaczyło. Był wdzięczny, gdy samochód zatrzymał się, a po chwili kierowca otworzył drzwi po jego stronie. Gdy wyszedł, chciał ruszyć do przodu, ale przypomniał sobie, że miał za swoimi plecami jeszcze kogoś. Pochylił się w stronę auta, spoglądając na twarz swojego towarzysza, który nadal wydawał się zbyt pewny siebie jak na obecną sytuację.

– Może spotka Pana właśnie taki los jak tę bohaterkę, którą tak bardzo chciał się Pan stać. Czasami nasze życzenia naprawdę się spełniają i to w rzeczywistości oznacza przekleństwo – wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny, który z niechęcią ujął ją i pozwolił pomóc sobie wyjść.

W każdej innej sytuacji nie powinien był tego robić, to było złamanie protokołu, dotykanie się w ten sposób publicznie, ale wiedział, że wszyscy tego właśnie oczekują, musiała pojawić się między nimi zażyłość, której spodziewał się świat. Każdy miał do odegrania pewną rolę, nie było żadnego wyjątku nawet dla króla.

– Wasza Królewska Wysokość – właściciel The Silence ukłonił się, witając ich przed wejściem do restauracji. – To zaszczyt gościć Waszą Wysokość i Pana gościa w naszej restauracji. Mam nadzieje, że ten wieczór będzie udany.

– Dziękuję Fredericku, rodzina królewska jeszcze nigdy nie zawiodła się na twojej pięknej restauracji, więc jestem pewien, że ja i Pan Styles spędzimy tu wspaniały wieczór – uśmiechnął się do mężczyzny, który cały promieniał dzięki jego słowom i odrobinie uwagi, jaką otrzymał.

To przestało go zadziwiać, część ludzi uwielbiała rodzinę królewską, a jeszcze bardziej lubiła pławić się w jej blasku. Celowo podał nazwisko swojego towarzysza, wiedział, że całkiem przypadkiem źródło bliskie pałacu poda, z kim był widziany przyszły król. Zauważył, że Harry wyciągnął dłoń w stronę właściciela, chcąc się z nim przywitać, to było całkowicie niepotrzebne.

– Jestem Harry – głos mężczyzny był bardzo sympatyczny, nie słyszał jeszcze, by zwracał się do kogoś takim tonem. – Miło pana poznać. Nigdy nie byłem w tej restauracji, więc muszę zapytać, czy nazwa sugeruje, że w środku powinna panować cisza, więc obowiązuję zakaz rozmów przy stolikach?

– Miło Pana poznać, Panie Styles – najwidoczniej właściciel restauracji wiedział, z kim właśnie rozmawia, ponieważ uścisnął delikatnie dłoń bruneta i skłonił się lekko, okazując mu w ten sposób szacunek. Harry z pewnością tego nie zauważył, zbyt zajęty mówieniem. – Może pan spokojnie rozmawiać z Jego Wysokością, w restauracji nie obowiązuje zakaz rozmów – Frederic roześmiał się życzliwie, wprowadzając ich do głównej sali. – Nazwa ma nawiązywać do piękna odkrywania ciszy, odnajdywania się w niej i dostrzegania, że czasem w ciszy potrafimy przekazać więcej – Louis był przekonany, że Harry Styles nie potrafiłby milczeć nawet wtedy, gdy ktoś zabroniłby mu mówić pod groźbą śmierci.

– To piękna idea i pomysł na nazwę restauracji – zauważył Harry, gdy zatrzymali się przy stoliku.

– Dziękuję Panu – Frederic ukłonił się po raz kolejny w cichym podziękowaniu. – Oto stolik przygotowany dla panów. Specjalnie dla Panów nasz szef kuchni przygotował wyjątkowe menu. Kelner zaraz podejdzie, życzę udanego wieczoru i jestem do dyspozycji Wasza Wysokość.

Obserwował oddalającego się mężczyznę, nie zwracając uwagi na Harry'ego, który zdążył usiąść na swoim miejscu, nie czekając na niego. Zachowanie mężczyzny było nie do przyjęcia i naprawdę nie mógł doczekać się lekcji etykiety, przez które będzie musiał przejść. Usiadł naprzeciwko niego, starając się zachować neutralny wyraz twarzy, chociaż przychodziło mu to z trudem. Jak zwykle w takich miejscach obsługa była niczym duchy, całkowicie niewidoczna, tak jakby wiedzieli, że nikt nie powinien im przeszkadzać i zagadywać bezsensownymi pytaniami. Wino pojawiło się w ich kieliszkach, a po chwili kelner podszedł z pierwszym daniem.

– Białe szparagi w sosie z ziołami Wasza Wysokość – kelner postawił przed nim talerz, a po chwili to samo danie wylądowało przed Harrym.

– Wygląda pysznie, dziękujemy – brunet uśmiechnął się, chwytając za widelec i nóż. – Jak dobrze, że nie ma tu tylu sztućców co w Pretty Woman – mężczyzna popatrzył na niego, śmiejąc się cicho z własnego żartu, który wcale nie był zabawny. – Nie oglądałeś tego filmu?

– Nie – odparł krótko, zaczynając powoli jeść. Nauczył się, że powinien jeść jak najwolniej, by wszyscy inni w jego towarzystwie mogli spokojnie spożyć swój posiłek.

– Zauważyłem, że krzywisz się za każdym razem, gdy mówię do ciebie na ty – zauważył Styles, przeżuwając to, co przed chwilą wepchnął do swoich ust. – Czy jeżeli jesteśmy na randce, nie moglibyśmy przejść na ty? Używanie tytułów w każdym zdaniu jest strasznie pretensjonalne i przywodzi na myśl dawne czasy. Jestem Harry – wyciągnął dłoń w jego stronę, trzymając ją nad stołem. Poruszył palcami, poganiając go w ten sposób.

– Nie podoba mi się to, uważam, że tytuły są istotne, pokazują nasze miejsce w świecie i są pewnym symbolem, który utrzymuje wszystkich poddanych w całości – rozejrzał się po sali, zauważając, że kilka osób przygląda się im z nieskrywanym zainteresowaniem. Lady Elizabeth, kręciła głową z niezadowoleniem. Zapowiadał się naprawdę cudowny wieczór.

– Nie możesz po prostu uścisnąć mojej dłoni jak normalny człowiek? Czy przez to spadnie ci z głowy korona? W dosłownym i przenośnym sensie? – słychać było irytację i nerwowość, która wkradła się w jego głos.

– Nie pomyślałeś, że może nie chcę, żebyś zwracał się do mnie po imieniu? Nie przyszło ci to do głowy? – powiedział zimno, patrząc na niego z chłodnym opanowaniem.

– W czasie nocy poślubnej również mam nazywać cię Waszą Wysokością? To jakiś fetysz? – głos Harry'ego było coraz donośniejszy, istniało ryzyko, że ktoś usłyszy ich wymianę zdań, która zaczynała przekraczać wszelkie granice.

– Jesteś impertynenckim, obrzydliwym prostakiem. Okaż szacunek, siedząc ze mną przy jednym stole – odłożył sztućce, chwytając jego nadal wyciągniętą dłoń. – Jestem Louis Henry Alexander, Król Louis I. Weź to sobie do serca i zachowuj się właściwie – usłyszał ciche chrząknięcie, wiedział, że to Elizabeth daje znak, że nie powinni się dotykać. Puścił szybko dłoń Harry'ego, wracając do przerwanego posiłku, na który nie miał już ochoty.

– Wystarczyło podać swoje imię, ta przemowa nie była potrzebna – Harry najwidoczniej zdążył już zjeść, ponieważ nie tknął już sztućców i siedział sztywno z beznamiętnym wyrazem twarzy, wpatrując się w ścianę za plecami Louisa.

– Krab królewski z tłuczonymi ziemniakami, kiełkami słonecznika i musem z homara – kolejne talerze pojawiły się przed nimi, niestety atmosfera przy stole odbierała apetyt.

Nie przeszkadzało mu jedzenie w ciszy. Był do tego przyzwyczajony, zazwyczaj jadał w samotności, od dnia, kiedy zmarł ojciec, nigdy nie schodził do jadalni. Nie zmieniało to faktu, że miło byłoby być tu z kimś, kto cieszyłby się jego obecnością, a nie atakował go na każdym kroku. Nie potrafił zrozumieć decyzji rady i matki. Dlaczego Harry? Dlaczego ktoś, kto nie szanował monarchii i jakichkolwiek zasad?

– Tak będą wyglądały nasze spotkania? Wiesz, że nikt nie uwierzy w tę historyjkę przyjaciół od lat? Wyglądamy jak najwięksi wrogowie, a nie zakochani ludzie. Nie trzeba być specjalnie mądrym, by to dostrzec. I jeszcze ta przyzwoitka. Jak niby fotograf ma uchwycić dobry moment na zdjęcie, jeżeli nie możesz nawet trzymać mnie za cholerną dłoń?

– Nie przeklinaj i po prostu jedz. Nie musimy się nawet lubić, ale przed ludźmi trzeba odegrać pewną rolę i zaakceptować swój los. To co wydarzyło się podczas tej kolacji, jest niedopuszczalne Harry, niedopuszczalne. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno? – wpatrywał się w jego twarz, która wyrażała tylko bunt i chęć walki. Od dnia, kiedy spotkał go po raz pierwszy, wiedział, że to mężczyzna, który nie dostosuje się, ponieważ w jego naturze było ciągłe buntowanie się i sprzeciwianie ustalonym zasadom. Przy najbliższej okazji miał zamiar powiedzieć matce i całej radzie, co myśli o tym idiotycznym wyborze, który mógł przynieść tylko szkodę dla całej rodziny.

– Dostatecznie jasno, by uznać Waszą Wysokość za emocjonalnie uszkodzoną i niezdolną do odczuwania jakichkolwiek ciepłych uczuć.

Chciał coś powiedzieć, skomentować ten oschły ton i okrutne słowa, ale nie kelner podszedł do nich po raz ostatni tego wieczora, niosąc deser, który wyglądał naprawdę ekstrawagancko, zbyt dziwnie jak na jego gust. Oczekiwał jakiegoś komentarza ze strony Harry'ego, coś o bogaczach, którzy opychają się daniami za tysiące, gdy inni cierpią głód. Z pewnością spodziewał się czegoś uszczypliwego, co ugodzi prosto w monarchię. Popatrzył na Stylesa, który jak zaczarowany wpatrywał się w kieliszek postawiony na stole.

– Przepraszam, co to za deser? – brunet zadał pytanie, patrząc to na kelnera, to na słodkości.

– To galaretka szampańska, kwiaty z białej czekolady posypane złotem, jadalne diamenty i płatki z dwudziestoczterokaratowego złota.

– To wygląda, jak dzieło sztuki, aż żal to zjeść. Szef kuchni musi być niesamowitym kucharzem i artystą, jeżeli stworzył coś tak pięknego – Styles mówił podekscytowany, wywołując nieśmiały uśmiech na twarzy kelnera. – To niesamowite, prawda Lou? – zwrócił się do niego bezpośrednio przy zupełnie obcej osobie i w dodatku użył zdrobnienia, tak jakby miał do tego jakiekolwiek prawo. Postawił go w niezręcznej sytuacji i w dodatku był przy nich ten biedny kelner, który nie wiedział teraz, jak się zachować.

– Tak, oczywiście, deser wygląda niezwykle okazale. Proszę przekazać szefowi kuchni moje największe uznanie – obserwował, jak kelner odchodzi, kierując się w stronę kuchni, by zapewne przekazać kucharzowi to, co przed chwilą powiedział. Chciał powiedzieć Harry'emu, jak niewłaściwie się zachował, zagadując kelnera, ale gdy podniósł na niego swój wzrok, wszystkie słowa umknęły z jego głowy. Brunet oglądał danie z każdej strony, podziwiając je, jak dzieło sztuki. Może tam, gdzie żył na co dzień, nie jadał takich potraw i teraz celebrował ten moment. – Nie musisz tylko patrzeć, możesz też spróbować – odezwał się wbrew temu, co postanowił.

– Wiem, po prostu próbuję zapamiętać ten obraz. Najchętniej zrobiłbym zdjęcie, ale wiem, że jeżeli wyciągnę tutaj telefon, to będę musiał wysłuchiwać kolejnej srogiej tyrady z twojej strony, a na to nie mam już ochoty. Ustalmy, że jedno zbesztanie dziennie mi wystarczy. Myślisz, że fotografom udało się zrobić jakieś dobre zdjęcie? – zapytał Harry, ostrożnie zabierając się za jedzenie.

– Nie interesuje mnie to, mieli zadanie do wykonania, więc powinni mu sprostać, jeżeli są tak profesjonalistami, za jakich się podają.

– Może udało im się uchwycić moment, gdy trzymamy się za dłonie – zastanawiał się głośno, nie wiedząc, że z każdym wypowiedzianym słowem, testował cierpliwość Louisa. – Na której randce król całuje się publicznie?

– Król nigdy nie okazuje publicznie uczuć – odparł krótko, nie chcąc wdawać się w kolejną kłopotliwą dyskusję przy stole.

– To brzmi okropnie frustrująco – zauważył, kończąc jedzenie i wycierając usta w serwetkę. – Och – westchnął nagle, uśmiechając się przy tym w ten niepokojący sposób, który denerwował Louisa za każdym razem. – Wasza Wysokość się pobrudził – nie zdążył się odsunąć, gdy Harry pochylił się w jego stronę i wytarł kącik jego ust, swoją serwetką. – Już gotowe – uśmiechał się z zadowoleniem, gdy Louis potrafił tylko milczeć, zszokowany tą poufałością.

Na dodatek Lady Elizabeth zaczęła kaszleć jak szalona, dając im znak, że w tej chwili mają się od siebie odsunąć. Sam miał ochotę przewrócić oczami, ale wiedział, że nie może sobie na to pozwolić. Za to Harry zaczął śmiać się głośno i figlarnie mrugnął okiem do zgorszonej Lady. Louis wiedział, że musi skończyć tę kolację, zanim staruszka dostanie ataku serca i będzie musiał uczestniczyć w kolejnym przygnębiającym pogrzebie. Właściciel restauracji zmierzał w ich stronę, więc wstał powoli, mając nadzieję, że Harry zrobi dokładnie to samo.

– Mam nadzieję, że kolacja Panom smakowała?

– Oczywiście. Jak zwykle było pysznie – Frederick uśmiechnął się promiennie, słysząc te słowa i ukłonił się z wdzięcznością.

– Szef kuchni to prawdziwy mistrz – Harry odezwał się głośno, zwracając na nich uwagę. – Proszę przekazać, że nigdy nie jadłem pyszniejszego i piękniejszego deseru.

– Dziękuję Panu bardzo – Frederick nie wiedział, co zrobić, gdy Harry wyciągnął w jego stronę dłoń, chcąc się pożegnać.

– Wracajmy Harry – ułożył dłoń na jego plecach i niezbyt delikatnie popchnął go w stronę drzwi. Pogoda na zewnątrz jak zwykle pasowała do tego, co czuł. Zauważył, że Lady Elizabeth wsiadła już do samochodu, chcąc pewnie jak najszybciej opowiedzieć jego matce o tym, co się działo podczas tej kolacji. – Nie możesz tak się spoufalać Harry, to tylko właściciel restauracji, nie jest naszym przyjacielem – wsiadł do samochodu, nie czekając na mężczyznę. Wiedział, że dziennikarzy już tutaj nie ma.

– Nigdy nie będziemy mieć wspólnych przyjaciół – odparł Harry, opadając na siedzenie obok niego.

Cisza panująca w samochodzie trwała przez całą drogę. Zabrakło też pożegnania, gdy Harry wysiadł z samochodu i pobiegł do domu, chcąc uniknąć chłodnych kropli deszczu. To był dziwny wieczór, niepokojący, obcy i tak odmienny od tego, co spotykało go w ciągu całego jego życia. Był pewny jednego, Harry Styles nie pasował do takiego życia, a to życie nigdy nie będzie pasowało do Harry'ego Stylesa.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro