Rozdział dwudziesty dziewiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mogę uwierzyć, jak blisko końca już jesteśmy. Nastepny rozdział będzie przełomowy i dużo wyjaśni, a może jeszcze bardziej namiesza :) Miłego czytania, jak zawsze czekam na wasze wiadomości.

Nie widział Harry’ego od kilku dni. Poranek po wspólnej nocy był zaskakująco normalny. Obudzili się i zjedli śniadanie, a później każdy z nich zabrał się za pracę. Harry miał przygotować się do spotkania z młodzieżą, a on zapoznawał się z planami obchodów pamięci ofiar Dawnego Świata. Od tamtego dnia jakoś nie nadarzyła się okazja, by porozmawiać i przebywać w swoim towarzystwie. Wiedział, że powinien to zmienić, ponieważ takie zachowanie mogło zostać źle odebrane przez Harry’ego. Nie unikał go, był po prostu zapracowany, miał dużo na głowie. Obiecał sobie, że naprawi wszystko, ale najpierw musiał wezwać do pałacu osoby, z którymi nie rozmawiał od dłuższego czasu. 

Stał przy oknie, przyglądając się Niallowi i Philipowi maszerującemu w stronę wejścia do pałacu. Wiedział, że za chwile znajdą się w pokoju razem z nim i miał nadzieję, że ta rozmowa będzie przebiegała po jego myśli. Nie chciał przyznać się przed sobą jak bardzo obawiał się spotkania z kuzynem. Zawsze byli sobie najbliżsi, ale teraz, kiedy Andrew stanął pomiędzy nimi czuł, że oddalili się od siebie, a nawet byli skonfliktowani.

Niebo stopniowo stawało się coraz ciemniejsze, było już po siódmej, kiedy udało mu się skończyć pracę. Czasami wydawało mu się, że cała rada królewska istnieje tylko na pokaz, a całą pracą zajmuje się tylko on. Zastanawiał się, czy doradcy zmienili już strony i byli lojalni wobec niego, nie królowej matki. Miał co do tego spore wątpliwości, nie ufał im. Spojrzał na ogień palący się w kominku, w pałacu nadal obowiązywały dawne standardy, a w domach korzystano już tylko z odnawialnych źródeł energii. Wiedział, że to nie jest właściwe, ale były takie chwile, gdy widok palącego się drewna ogrzewał nie tylko ciało. Drgnął słysząc dźwięk otwieranych drzwi.

- Jego Książęca Mość, Książe Philip oraz Lord Niall Horan – padła ostateczna zapowiedź i wspomniani wcześniej mężczyźni weszli do salonu.

Spojrzał szybko na ich twarze, nie dając po sobie poznać, jak cieszył się, że ich widzi i jak bardzo bał się, że będą go nienawidzić. Usiadł na sofie, wskazując im miejsce na fotelach. Zawsze spędzali czas w ten sposób, zajmując swoje ulubione miejsca. Na stoliku czekał na nich alkohol i jedzenie, które przyniesiono tu wcześniej.

- Dobrze was widzieć – powiedział, gdy usiedli i miał już dość tej ciszy i napięcia. – Minęło zbyt dużo czasu.

- Myślałem, że o nas zapomniałeś – Niall roześmiał się i pochylił rozlewając bursztynowy alkohol do trzech szklanek.

- Byłem zajęty, pewnie słyszeliście co dzieje się u króla Aleksego, to spędzało mi sen z powiek. Cały czas myślę o tym, że im nie pomogliśmy – wyrzucił z siebie to, o czym myślał intensywnie.

- To nie twoja wina, nic nie mogłeś zrobić – przyjaciel podsunął mu szklankę, którą chwycił z wdzięcznością.

- Harry mówi, że decyzje, które podejmujemy obciążają nasze sumienie i jeśli czujemy się źle to oznacza, że jesteśmy dobrymi ludźmi, którzy czasami dokonują złych wyborów – powiedział, przypominając sobie ostatnią rozmowę z brunetem.

- Harry – Philip odezwał się po raz pierwszy, z pogardliwym prychnięciem, z którego był bardzo dumny.

Zauważył, jak Niall spojrzał w prawą stronę, tam gdzie znajdowała się sypialnia królewskiego małżonka. Drzwi do salonu były otwarte, więc osoba, o której teraz myśleli mogła usłyszeć ich bez problemu.

- Nie ma go, nie wrócił jeszcze ze spotkania z doradcą od spraw nieletnich – wyjaśnił, chcąc, by rozchmurzyli się trochę.

- Teraz to jest Harry? – pytanie, które padło z ust księcia, sprawiło, że nawet Niall, odłożył swoją szklankę i popatrzył na niego pytająco.

- Tak, tak właśnie ma na imię mój mąż – miał dość Philipa i emanującej od niego złości. Nie wiedział nawet, w czym tkwi problem.

- Jeszcze niedawno był twoim największym wrogiem, a teraz co? Nagle stał się ukochanym mężem? Co robiłeś przez ten czas, kiedy nie znalazłeś dla nas nawet kilku minut? Spędzałeś czas ze swoim Harrym? – głos bruneta stawał się coraz głośniejszy, gdy książę wykrzykiwał w jego stronę kolejne, wypełnione złością słowa.

- Sam mówiłeś mi, że powinienem dać mu szansę, że mam się do niego zbliżyć i spróbować porozumieć, a kiedy w końcu to zrobiłem, co dokładnie mi zarzucasz Philip? – mówił spokojnie, ale czuł, jak dłoń, w której trzyma szklankę zaczyna drżeć.

- Co ci zarzucam? Kpisz sobie ze mnie Louis? Utrzymywałeś, że Harry nie jest godny zaufania, że szpieguje dla swojej rodziny, że nie można wierzyć w to, co mówi, a teraz spijasz każde słowo z jego ust, a jad sączy się w twoich żyłach i zatruwa cię coraz bardziej! – Philip krzyknął, celując w niego palcem. Nie przypominał osoby, którą tak dobrze znał, człowieka, któremu powierzyłby własne życie.

- Phil, chyba trochę przesadzasz – Niall wtrącił się, kładąc dłoń na ramieniu wściekłego mężczyzny, ale ten od razu strącił ją i odepchnął przyjaciela.

- Przesadzam? Niall, popatrz na niego, to nie jest już nas Louis, jest omamiony.

- Philip zachowujesz się jak szaleniec – pochylił się w stronę przyjaciela, chcąc, by w końcu dostrzegł prawdę. – Czy spędzasz dużo czasu z Andrew?

- Co? Nie zmieniaj teraz tematu.

- Jedyną osobą, która manipuluje nami i knuje jest Andrew, nie widzisz tego? Co on ci powiedział? No dalej Phil, co takiego powiedział ci Andrew?

- Nie wiem, co masz na myśli Lou, ale nie powinieneś bawić się ludźmi w ten sposób. Zapraszałeś tutaj Andrew, spędzałeś z nim czas i dawałeś mu nadzieję na coś więcej, a nagle przerzuciłeś się na Harry’ego. Co on ci obiecał?

- Słuchajcie – Niall patrzył na nich nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie widział ich w takim stanie, wrzeszczących na siebie i kłócących się. – Myślę, że doszło tutaj do jakiegoś nieporozumienia. Naprawdę kłócicie się o Andrew, czyli faceta, który chciał wskoczyć do łóżka Louisa od pierwszego dnia, kiedy pojawił się w pałacu? I o Harry’ego? Osobę, która nienawidzi Lou, tego miejsca i nas wszystkich? Jesteście niepoważni? Czy mam wam przypomnieć, że gdzieś teraz upada monarchia? Że matka Louisa jest podejrzanie cicho i coś wydarzy się niedługo? A wy kłócicie się o jakieś nieznaczące romanse? Oszaleliście? Ty – wskazał palcem na Louisa. – Jesteś królem i zacznij się tak zachowywać. A ty – spojrzał na Philipa, który milczał ze wzrokiem wbitym w drewniany blat stołu. – Jesteś księciem i najlepszym przyjacielem króla, więc masz go wspierać i być po jego stronie, a już na pewno masz chronić go przed mściwymi kochankami i pełnym nienawiści małżonkiem. Dotarło to do was?

Wbił swoje spojrzenie w palący się ogień. Nie wiedział, co powiedzieć na słowa Nialla. Rozumiał jego wzburzenie i złość. Co więcej, akceptował jego niezrozumienie dla tej całej sytuacji. On też nie wiedział, jak do tego doszło. Jak on i Philip mogli pokłócić się do tego stopnia, by teraz siedzieć razem w tym salonie, w którym spędzali razem czas od wielu, wielu lat, kłócić ze sobą jak dwóch szczeniaków, którzy skaczą sobie do gardeł z powodu, no właśnie, z jakiego powodu? Andrew, który tak naprawdę nie znaczył dla nich zupełnie nic. Nie mógł tego znieść. Chciał coś powiedzieć, chciał wyciągnąć w jego stronę rękę i uścisnąć ją, mówiąc, że wszystko między nimi w porządku, że nie istnieje nikt, kto mógłby zniszczyć ich przyjaźń, ale teraz nie był do końca tego pewien. Wiedział, że Niall nie do końca dostrzegał prawdę i nie wiedział o całej sytuacji. Zresztą nikt nie wiedział, jak zmieniła się relacja między nim a Harrym, to co teraz ich łączyło. On sam do końca nie wiedział, co to jest. Czy jest to jakaś krucha przyjaźń? Miłość? Nie to z pewnością nie było to. Nie mógł zakochać się w Harry i wiedział, że to się nie stało.

- Może Philip powie w końcu prawdę i przyzna się, że zachowuje się jak wariat, ponieważ podoba mu się Andrew. Facet, który nawet nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie to, że moim kuzynem. Krzyczysz na mnie, ponieważ chciałbyś Andrew dla siebie, a doskonale wiesz, że on przybiegłby do mnie gdybym tylko wskazał palcem w jego stronę.

- Jak śmiesz? – Philip poderwał się z miejsca i wyglądał jak ktoś, kto jest o krok od rzucenia się na niego i rozerwania go na strzępy.

- To jest prawda i doskonale o tym wiesz – zaśmiał się tym zimnym i pustym śmiechem swojej matki, który zawsze budził u niego przerażenie.

-Nie masz pojęcia, czym jest prawda, zaplątałeś się w sieci własnych kłamstw.

- Czy możecie przestać?! – Niall krzyknął, mając już dość tej rozmowy – Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, takimi, którzy zrobiliby dla siebie wszystko, a teraz ma was rozdzielić ktoś taki jak Andrew i Harry?

- Nie mów o nim w ten sposób – warknął na przyjaciela, który zamilkł i spojrzał na niego zaskoczony, chyba nie do końca wierząc, że Louis obronił właśnie swojego męża. – Posłuchaj Philip, jeżeli naprawdę lubisz Andrew to proszę bardzo, możesz działać, ja nie mam nic przeciwko. Mnie i tego mężczyznę nic nie łączy, nie wiem, co ci powiedział, sam musisz zdecydować, komu ufasz bardziej i komu wierzysz – zauważył, jak brunet usiadł, nie mówiąc nic więcej. Miał nadzieję, że kuzyn w końcu zrozumie, że nie chce być jego wrogiem i że nie warto walczyć o kogoś takiego jak Andrew. Z drugiej strony sam też został omotany przez tego mężczyznę, więc domyślał się jak zagubiony może być teraz Phil.

- Dobrze, jeżeli to już koniec tej kłótni – Niall wyglądał jakby odetchnął z ulgą. – To powiem wam, że moja misja idzie całkiem dobrze.

- Twoja co? – Philip obrócił się w jego stronę, wyglądając na trochę spokojniejszego niż wcześniej.

- Moja misja – młody lord wyglądał na zadowolonego do chwili, gdy dotarło do niego, że nie do końca wiedzą, o czym mówi. – Nie pamiętacie? Miałem zbliżyć się do siostry Harry’ego.

Louis w ostatniej chwili złapał szklankę, którą wypuścił z dłoni, gdy usłyszał, co powiedział Niall. Zupełnie o tym zapomniał, od dnia, kiedy poprosił przyjaciela o nawiązanie relacji z Gemmą minęło już tyle czasu. Wszystko uległo zmianie, ale zapomniał powiedzieć o tym Niallowi i teraz nie bardzo wiedział, jak zareagować. Odchrząknął cicho, starając się jak najlepiej ubrać w słowa swoje szalejące myśli.

- Kiedy ostatnio o tym rozmawialiśmy, mówiłeś, że jest zbyt inteligentna i podejrzliwa, żeby dowiedzieć się od niej czegokolwiek – zauważył Philip, który teraz chyba całkowicie się uspokoił i zrelaksował.

- To prawda i nadal to podtrzymuje, ale…

- Niall – przerwał mu szybko, wtrącając się nagle – nie powinieneś tego robić. To było tak dawno, nie sądzę, że potrzebujemy jakichkolwiek informacji od Gemmy.

- Słucham? – najwidoczniej dziś miał pokłócić się z przyjaciółmi. Niall patrzył na niego nerwowo, zaciskając pięści. – Sam mnie tam wysłałeś, mówiłeś, że rodzina Styles coś knuje i musimy dowiedzieć się, co takiego. Wiesz ile czasu spędziłem z Gemmą? Myślisz, że co robiłem w tym czasie, kiedy się nie widywaliśmy?

- Posłuchaj, doceniam twoją pracę, żałuję tylko, że w porę nie powiedziałem ci, że powinieneś się wycofać.

- Mówiłem, omotał go – Philip wzruszył ramionami, tak jakby już nic go nie obchodziło, a Louis stracił rozum. – Broni ich wszystkich.

- Zważaj na swoje słowa – warknął, patrząc morderczo na kuzyna. – Nie chcę żebyś szpiegował siostrę Harry’ego. To rozkaz Niall, nie masz bawić się uczuciami Gemmy.

- Ona jest w porządku – cichy głos Nialla zaskoczył wszystkich. – Właśnie to chciałem ci powiedzieć. Szpiegowałem ją tylko na początku, później po prostu spędzaliśmy razem czas. Jest szczera, kocha swojego brata i twierdzi, że nie można ufać ich matce. Polubiłbyś ją.

- Nie mów, że ty też się zakochałeś – nieprzyjemny głos Philipa tak bardzo do niego nie pasował, ale najwidoczniej książę nadal nie potrafił uporać się z własnymi emocjami.

- Jesteś cyniczny i nieuprzejmy, to do ciebie nie pasuje – Niall chciał dodać coś jeszcze, ale przeszkodził im nagły dźwięk otwieranych drzwi, a później szybkie kroki, które kierowały się w ich stronę.

- Lou – ciepły głos zaskoczył go, gdy Harry wbiegł do salonu prosto ze swojej sypialni, uśmiechając się radośnie. – Nie uwierzysz, co się… - zatrzymał się, gdy dostrzegł, że Louis ma towarzystwo. – Och, przepraszam, nie wiedziałem, że masz gości – wskazał kciukiem na swoją część apartamentu. – Pójdę do siebie.

- Nie, nie Harry – to Niall otrzeźwiał jako pierwszy. – Chodź, usiądź z nami.
Nie sądził, że przyjmie propozycję Nialla, ale ku swojemu zaskoczeniu poczuł, jak kanapa obok niego ugina się, gdy brunet zajął swoje miejsce. Utrzymywał między nimi dystans, ale po tak długim czasie, gdy się nie widzieli, miał niezrozumiałą ochotę złapać go za dłoń. Ugryzł się w język, gdy chciał poprawić przyjaciela, zmuszając go do tytułowania Harry’ego w stosowny sposób. Niall będą sobą, wziął kolejną szklankę i nalał do niej alkohol po czym podał ją Harry’emu.

- Napij się, Louis mówił, że miałeś długie spotkanie, więc pewnie jesteś zmęczony i zirytowany, jak to zwykle bywa po takich zebraniach.

-Dziękuję – brunet uśmiechnął się z wdzięcznością, ale odstawił szkło, nie pijąc bursztynowej cieczy. – To było ciekawe spotkanie, doradca Slayth miał wiele interesujących spostrzeżeń i nie mogę się doczekać, kiedy razem z Louisem spotkamy się z młodzieżą.

- Jego Królewska Mość nie lubi dzieci – Philip nagle postanowił go tytułować, chociaż niedawno krzyczał na niego jak ostatni dzikus.

Zawsze pyskaty Harry chyba poczuł się onieśmielony obecnością jego najlepszych przyjaciół, biedak, gdyby tylko wiedział, co działo się chwile przed jego przyjściem, wcale nie prezentowali obrazu wspierającej się drużyny. Milczał, chyba nie wiedząc, co powiedzieć, a zadowolenie Philipa wywołało do przysłowiowej tablicy Louisa, który nie miał zamiaru pozwolić na takie zachowanie.

- Książę Harry lubi, więc z przyjemnością razem spotkamy się z naszymi najmłodszymi poddanymi – by przypieczętować te słowa, chwycił dłoń męża i złączył ich palce razem. – Kuzynie nie musisz być tak formalny.

- Może was zostawię? – Harry był doskonałym obserwatorem i chwila w tym pokoju wystarczyła, by zauważył, że coś było nie w porządku, a zwykle zgodni mężczyźni teraz posyłali sobie wrogie spojrzenia. Zanim się pojawił, musiało dojść do poważnej kłótni, a on nie chciał być w to wciągany. Jedynie Niall wydawał się przyjacielski, ale pamiętał, jak traktował go wcześniej, to nie była najmilsza osoba, jaką poznał w pałacu w swoich pierwszych dniach. Nie umknęła mu też rozmowa z siostrą, gdy wspominała o mało subtelnych flirtach Lorda Horana.

- Nie, dlaczego miałbyś wychodzić? Jesteś u siebie – Louis był zły i nie potrafił przestać ściskać dłoni męża. Widział jak patrzy na nich Philip, tak jakby rzucał mu jakieś wyzwanie.

- Nie przejmuj się nimi, Harry. Mają po prostu zły dzień i warczą na siebie odkąd przyszliśmy – Niall, posłał mu ciepły uśmiech, który Styles starał się odwzajemnić.

Naprawdę chciałby zaufać komuś w pałacu, ale nie potrafił się przełamać. On i Louis zawarli porozumienie, ale nadal nie mówił mu o wszystkim, większość informacji zatrzymując dla siebie. Cieszył go brak kłótni z mężem. To, że spędzali ze sobą czas i rozmawiali, ale nadal nie czuł, by darzyli się zaufaniem. Najtrudniejsze było udawanie przed Henrym, sekretarz nie był wobec niego lojalny, teraz do dostrzegał i starał się zachowywać tak, by te nie zaważył różnicy, ale nie mówił mu więcej niż to było konieczne.

- Cóż, mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzało, że coś zjem – postanowił, że posłucha rady Lorda Horana i nie będzie przejmował się nerwową atmosferą. Ścisnął mocniej dłoń Louisa, po czym zsunął się na ciemny, miękki dywan siadając przed stolikiem wypełnionym jedzeniem. – Kiedy tu wpadłem, chciałem zapytać Louisa, czy nie ma ochoty zjeść ze mną kolacji. Mam wrażenie, że od śniadania nie miałem niczego w ustach – czuł na sobie zmieszane spojrzenie Louisa i rozbawiony wzrok Nialla. Nie miał ochoty spoglądać na Philipa, wydawało mu się, że to on jest najsympatyczniejszą osobą w tej rodzinie, ale dziś był chyba niezwykle wrogo nastawiony.

- Może chciałbyś zjeść kolację? Zaraz ktoś przyniesie coś dla ciebie – Louis chciał już wezwać służbę, gdy powstrzymała go dłoń Harry’ego, ściskająca jego kolano.

- Nie, nie fatyguj nikogo, tu jest wystarczająco dużo jedzenia – brunet, chwycił babeczkę i zaczął jeść, ignorując oczy trzech mężczyzn skierowane prosto na niego.

Arystokracja była taka dziwna, nie mogli zrozumieć, jak ktoś mógł siedzieć na dywanie i jeść zwykłą babeczkę bez sztućców i serwetki na kolanach. Prychnął cicho, uśmiechając się do samego siebie.

- Cóż, dołączę do ciebie – Niall zsunął się z fotela i usiadł po drugiej stronie stolika w dokładnie ten sam sposób, co brunet. Ignorując ciche chrząknięcie Louisa. – Dawno się nie widzieliśmy Harry, przyzwyczaiłeś się do życia w pałacu?

-Tak – mruknął, przełykając kolejny kęs. – To nadal jest dla mnie zaskakujące, że tutaj jestem, ale znam coraz więcej osób, mam coś do zrobienia i kocham psy Louisa, są najcudowniejsze. Nadal gubię się, gdy skręcę w zły korytarz, ale wydaje mi się, że znam to miejsce coraz lepiej.

- Najważniejsze, żebyś znał drogę do swojej sypialni – stwierdził Philip z głupawym uśmieszkiem na twarzy.

- Oczywiście, lub do sypialni mojego męża – Harry mrugnął okiem do księcia, który chyba nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Usłyszał cichy śmiech Louisa, więc zrelaksował się, wiedząc, że nie powiedział niczego niewłaściwego.

- Harry, zanim przyszedłeś, opowiadałem Louisowi, że widziałem się ostatnio z twoją siostrą – Niall zaczął rozmowę gawędziarskim tonem, smarując maślaną bułeczkę dżemem. – Mówiła, że dawno się do niej nie odzywałeś.

- Spotkałeś się z Gemmą? Dlaczego?

- Tak, cóż lubię ją i na początku chciałem lepiej poznać kogoś, kto należy do twojej rodziny, a teraz po prostu spędzamy razem czas. Nie miałem pojęcia, że rodzeństwo Styles jest takie uzależniające – zażartował widząc pełen powątpiewania spojrzenie bruneta. – Teraz już rozumiem naszego Lou. 

- Nie bardzo chyba rozumiem – powiedział powoli Harry.

- Niall jak zwykle opowiada głupoty, nie słuchaj go – Louis ułożył swoją dłoń na ramieniu męża, czując jak ten opiera się o jego nogi. –  Chyba za dużo wypił.

- Hej, to nie jest prawda – zaprotestował lord, uśmiechając się radośnie. – Gemma mówiła, że cię odwiedzi, jeśli nie skontaktujesz się z nią w najbliższym czasie. Wyglądała na bardzo zdeterminowaną, więc na twoim miejscu zadzwoniłbym do niej.

- Chciałbym ją tutaj zaprosić, tęsknię za nią – westchnął, myśląc o swojej siostrze z którą zwykle spędzał czas w weekendy. Czasem on przyjeżdżał do rodzinnego domu, ale częściej to ona wpadała do niego. Wybierali się na długie spacery, odkrywając nowe miejsca w mieście, w którym spędzał większość swojego czasu.

- Możesz to zrobić, przecież nie jesteś tu więźniem – powiedział szybko Louis, wplatając swoje palce w ciemne włosy mężczyzny, przeczesując je wolnym ruchem dłoni. – Zaproś ją, z chęcią lepiej ją poznam.

Harry posłał mu ciepły uśmiech, ale w rzeczywistości nie było mu do śmiechu. Skłamał, spotkanie z doradcą nie trwało tak długo. Ponownie zaszył się w ukrytym pokoju w bibliotece i intensywnie przeglądał wszystkie dokumenty, które wpadły mu w dłonie. Nie mógł uwierzyć w to przeczytał i właśnie dlatego nie wiedział, czy chce, by siostra pojawiła się w pałacu i rozmawiała z Louisem. Gemma Styles miała wyjść za mąż za księcia Arthura Tomlinsona. Miała zostać królową. Nie wiedział, co czuł, po takiej rewelacji. Zajął miejsce siostry, gdy Lou przejął pozycję brata. Wypadek księcia Arthura był przedstawiany jako wypadek, ale teraz miał wątpliwości, czy tak było naprawdę. Wszystko wydawało się zbyt dobrze ułożone i zaplanowane. Teraz rozumiał już, dlaczego Gemma jeździła wszędzie z rodzicami, dlaczego w domu pojawiały się najlepsi nauczyciele, którzy przygotowywali ją do tego, co miało wydarzyć się w przyszłości. Zdawał sobie sprawę, że nie odebrał niczego siostrze, że przecież Louis nie był Arthurem, ale ta irracjonalna część jego mózgu mówiła mu, że to nie on powinien być księciem, to nie on był przygotowany do tak ważnej roli. Przyszłość Gemmy została doskonale zaplanowana, a Harry’ego nie było w tym obrazku, dlatego rodzice nie poświęcali mu uwagi i nie przejmowali się tym, że ciągle się buntuje, sprzeciwia i prowadzi życie, które tak bardzo nie pasowało do reszty rodziny Styles.

Chciał porozmawiać o tym z Louisem, dowiedzieć się, co wie na ten temat, czy domyśla się, że zajęli miejsca swojego rodzeństwa i że wszystko było doskonale zaplanowane. Na razie milczał, bojąc się zapytać. Wiedział, że Louis kochał brata, ale nie trudno było dostrzec, że żył w jego cieniu i to mogło mu się nie podobać tak bardzo, jak starał się to pokazywać. Nie sądził, że szatyn byłby w stanie zaplanować wypadek brata, Louis był zbyt udręczony swoją pozycją króla, nie był szczęśliwym człowiekiem, chociaż starał się nie narzekać na swoje przeznaczenie.
Nie wiedział, jak ma odkryć prawdę, ale czuł, że następca tronu nie umarł w nieszczęśliwym wypadku. Nie wiedział, dlaczego ktoś miałby chcieć go zabić, ale nie od dziś wiadomo, że za pałacowymi murami toczyło się wiele gier, a ktoś, kto przesuwał pionki po planszy zazwyczaj był najbardziej nieoczekiwaną osobą w całej układance. Przez chwilę pomyślał o królowej. Mama Louisa była przerażająca i zimna, mogłaby poświecić swoje dziecko, jeśli uważałaby, że to Lou lepiej nadaje się roli króla, ale po krótkiej obserwacji, mógł jasno stwierdzić, że Lou nie był w dobrych relacjach z matką, więc nie sądził, by ta chciała mieć go na tronie.

Ktoś decydował, że trzeba pozbyć się księcia Arthura, pytanie tylko, kim była ta osoba. Popatrzył na mężczyzn siedzących naprzeciwko niego. Philip bardzo się zmienił, to musiał być wpływ Andrew. Louis opowiadał, że jego kuzyn bardzo go polubił, a ten z pewnością chciał to wykorzystać. Niall nadal szpiegował Gemmę, nie martwił się o siostrę, była najmądrzejszą osobą, jaką znał, więc bez problemu rozszyfrowała zamiary Lorda. Martwiło go jedynie to, że mężczyzna nadal ją odwiedzał.

- Lordzie Horan, czy poprawiłeś swoje umiejętności rozmawiania z kobietami? Moja siostra wspominała, że nie jesteś w tym biegły – zaczął zaczepnie, ukrywając uśmiech, który cisnął mu się na usta. Chciał dowiedzieć się czegoś jeszcze od Nialla, ale przerwał mu głośny śmiech Louisa i poczuł mocne pociągnięcie swoich włosów. Obrócił się lekko w stronę szatyna, który pochylił się i ze śmiechem musnął ustami jego rozgrzany policzek.

- Nie wierzę, że to powiedziałeś – szepnął Louis, odsuwając się, gdy zorientował się, że Philip uważnie się im przygląda. Tym razem twarz kuzyna wyglądała tak jak zwykle, malował się na niej spokój i ciepło.

- Moje umiejętności są doskonałe – wydusił Niall, między salwami śmiechu swoich przyjaciół. – Nie wiem, kto rozpowszechnia te okropne plotki.

- Może te twoje nieudane, miłosne podboje – wtrącił Philip, dołączając do śmiejących się przyjaciół.

- Musisz porozmawiać z siostrą, masz jakieś nieaktualne informacje – zażartował Horan, podnosząc się z miejsca. – Na nas chyba już pora, chodź Phil, zostawmy te dwa gołąbeczki same.

- Nie musicie jeszcze iść – zaprotestował Harry, chcąc ich powstrzymać. Nie miał jeszcze planu, co powiedzieć Louisowi o swoim nowym odkryciu.

- Niall ma rację, powinniśmy już iść – mężczyźni ruszyli w stronę drzwi, zostawiając ich zupełnie samych. – Louis był jakiś innych – Philip powiedział natychmiast, gdy opuścili królewskie apartamenty.

- Zauważyłeś? – Niall poklepał go po ramieniu, uśmiechając się z zadowoleniem. – Nasz Louis chyba się zakochał.

- To niemożliwe – książę szybko zaprotestował. – On go nienawidził. Pamiętasz, co o nim mówił?

- Wiem, co widziałem na własne oczy – lord wzruszył ramionami, wychodząc na rześkie jesienne powietrze. – Nigdy nie widziałem, by traktował kogoś w ten sposób, a naprawdę nie sądzę żeby udawał. Może wyjdzie z tego coś dobrego, a my za szybko oceniliśmy Harry’ego – Niall wsiadł do samochodu, który czekał na niego przed wejściem do pałacu.

-  A co, jeśli mieliśmy rację?

- Wtedy trzeba będzie zapłacić za to odpowiednią cenę – lord machnął dłonią w stronę przyjaciela i odjechał sprzed pałacu z piskiem opon, zostawiając księcia zupełnie samego.

Philip spojrzał w stronę tak znajomej części pałacu, widział światło rzucane przez zapalone świece w pokojach Louisa. Nie mógł uwierzyć, że król pokochałby kogoś z rodziny Styles, ale Niall miał rację, widzieli jak Lou zachowywał się w obecności Harry’ego i było w tym coś obcego, coś, czego nigdy wcześniej nie widzieli. Może to była miłość, a może coś, czego nie potrafili nazwać i zrozumieć.

***

- Powiedz, że żartujesz Harry – Gemma chodziła nerwowo po pokoju, trawiąc powoli wszystkie informacje przekazane przez brata.

- Uwierz mi, naprawdę bardzo bym chciał – siedzieli w pałacowej bibliotece, ale nie tej głównej, najbardziej okazałej, do której przypadkowo mógłby przyjść Louis.

Podczas swoich wędrówek Harry znalazł inne miejsce, małą biblioteczkę we wschodnim skrzydle, tam raczej nikt się nie zapuszczał, więc czuli się tu w miarę komfortowo. Najtrudniej było spławić Henry’ego, który chciał im towarzyszyć. Louis sam zdecydował, że da im trochę czasu, by nadrobili zaległości, a razem spotkają się później na obiedzie. Wytłumaczył wszystko siostrze, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi do biblioteki. Przez chwilę miał wątpliwości czy mówić jej o tym, że miała być królową, ale później uderzył się w twarz i zmusił do racjonalnego myślenia. To, że w pałacu żyły same podstępne węże nie oznaczało, że sam miał się stawać kimś takim. Gemma nigdy nie znienawidziłaby go za to, jaką pozycję teraz miał.

- To jakiś obłęd – powiedziała, maszerując w tą i z powrotem po pomieszczeniu. – Mówisz mi, że miałam być żoną przyszłego króla? Że miałam być żoną księcia Arthura i że to wszystko było ustalone dawno temu? To oznaczałoby, że Dzień Wielkiego Wyboru od zawsze jest zaplanowany i nie ma tu mowy o żadnym przypadku, a tym bardziej o miłości. Ty i Louis – zamilkła, myśląc o czymś mocno. – Jesteście naszym zastępstwem. Wybacz, to brzmi okropnie, ale tak to wygląda.

- Masz rację, jestem przekonany, że gdybym mnie nie było, zmusiliby Louisa do ślubu z kobietą.

- To jakiś obłęd! – krzyknęła po raz kolejny te same słowa. – A co, gdybyś nie był gejem? Zmusiliby cię do ślubu z mężczyzną? A nasi rodzice? Przyklaskują temu wszystkiemu?
Pomyślał przez chwilę o tym, co widział na dokumentach. Tam był podpis ich matki, więc wyglądało na to, że rodzice wiedzieli o wszystkim i zgadzali się z tym. Co gorsza, wychowywali Gemmę, tak jak hoduje się zwierzęta pokazywane później na wystawach. Miała być idealna, piękna, dobrze prezentować się w towarzystwie, znać zasady. A obok swoim życiem żył on, niemający pojęcia, co przyniesie mu los i przyszłość.

- Wygląda na to, ż tak, rodzice o tym wiedzieli Gemms, oni zgodzili się na twój ślub, a później mój – wymamrotał, obawiając się tego, co musiał teraz powiedzieć. Nagle okazywało się, że nic w ich życiu nie było tak zwyczajne i naturalne jak im się wcześniej wydawało. Brunetka opadła na fotel tuż przy oknie, wpatrując się w ogromny ogród, który zdawał się nie mieć końca.

- Zabraniali nam mieć taką ogromną ziemię, wszystkie parki w miastach powstawały z takim trudem i wyrzeczeniem tak wielu, a tu – wskazał dłonią na drzewa, trawniki, różane labirynty. – A tutaj wygląda jakby czas się zatrzymał, jakby życie wyglądało tak jak w Dawnym Świecie. To niedorzeczne Harry.

- Gemma – zaczął cicho, niemal szeptem. Podszedł do niej szybko, kucając przed nią, chwytając jej dłonie w swoje. – Posłuchaj, mam przeczucie, że śmierć księcia Arthura nie była wypadkiem, że ktoś za tym stał.

- Co? – ścisnęła mocniej jego chłodne palce, czując jak drżą niekontrolowanie. – O czym ty mówisz?

- Wydaje mi się, że to było morderstwo Gemmo i że stał za tym ktoś, kto jest bardzo blisko, ale nie mam pojęcia kto – teraz już szeptał, bał się, że mógłby usłyszeć to jakiś pracownik pałacu i donieść to o czym mówili Louisowi albo gorzej królowej matce.

- Masz jakiś pomył, kto to może być?

-Wierzysz mi? Nie sądzisz, że oszalałeś? – opadł na kolana, opierając swoje czoło o jej nogi.
Czuł jak powoli przesuwa swoimi palcami po jego ciemnych, splątanych włosach. To przypomniało mu o Louisie, a tak obce uczucie tęsknoty zalało jego umysł i szybciej bijące serce. Zacisnął powieki, by powstrzymać wyobrażenia twarzy tego mężczyzny. Ostatnio gubił się w swoich myślach i uczuciach. Nie rozumiał tego, co czuł, ale pierścionek zaręczynowy nie wydawał się już tak zimny jak tego dnia, gdy wsunął go na swój palec.

- Oczywiście, że ci wierzę i jestem przerażona, że tkwisz zupełnie sam w tym przeklętym miejscu. Nie popierałam twojej niechęci do tej rodziny i monarchii, ale zaczynam rozumieć, co miałeś na myśli. Dobrze, że masz tutaj chociaż Henry’ego. Może powinniśmy mu powiedzieć o tym, co wiemy?

- Nie! – krzyknął, podrywając szybko głowę, patrząc gorączkowo na siostrę.

– On nie może się dowiedzieć.

- Dlaczego? On jest po naszej stronie. Tak mówiła mama.

- Nie ufam Henry’emu, on coś knuje Gemms. On spiskuje z kimś, a już na pewno pracuje dla naszej matki. Tak mówił Louis i wierzę mu, sam to zauważyłem.

- Louis? – siostra popatrzyła na niego chyba nie do końca pojmując, o kim teraz mówią. – I teraz ufamy Louisowi? Temu Louisowi?

- Tak – skinął głową, myśląc o swoim mężu. – Ufam mu, oczywiście w granicach rozsądku, ale uważam, że on mi nie zaszkodzi. Henry jest szpiegiem naszej matki, a jeśli on dla niej szpieguje Gemms, to powiedz mi, co ona planuje?

- Nie mam pojęcia Harry, za dużo tego wszystkiego – jęknęła masując swoje skronie. – Teraz mówisz mi, że nie ufamy Henry’emu, naszej mamie, a naszym sprzymierzeńcem jest król? Osoba, która według tego, co mówiłeś kilka miesięcy temu, zniszczyła ci życie.

- On nie jest złym człowiekiem Gemmo, naprawdę. Musisz mi uwierzyć.

- Możliwe, ale jest królem i jeśli przyszedłby taki moment, gdy musiałby wybrać ty czy korona, jesteś pewien, jaką podjąłby decyzję? – patrzyła mu prosto w oczy, czekając na odpowiedź. Wiedział, co zrobiłby Louis, nie musiał nawet o tym myśleć.

- Wybrałby koronę – wyszeptał, nie czując nawet smutku.

Spojrzał na swój pierścionek nagle zaciskając na nim mocno drugą dłoń. Przed oczami miał wyraźnie moment, gdy pierścionek zsunął się z jego dłoni i uderzył w ciemny asfalt. Światła samochodów odbijały się na ciemnym kamieniu, rozświetlając go raz za razem, gdy mijały leżący pierścień. Nie pamiętał tego miejsca, to się przecież nigdy nie wydarzyło. Pierścionek, który miał na dłoni, nigdy nie zsunął się z jego palca.

- I mówisz to z takim spokojem? – odepchnęła go lekko, wstając z fotela. – Jak możesz mu ufać?

- Proszę, uwierz mi, on jest kimś innym niż się wydaje – chwycił jej wyciągniętą dłoń i pozwolił pomóc sobie i wstać.

- Dobrze, ale co teraz mamy zamiar zrobić? Wiem, że masz plan, nie mówiłbyś mi tego wszystkiego gdybyś niczego nie zaplanował – zerknąła na zegarek, orientując się, że za chwilę powinni iść na późny obiad.  Król nie mógł na nich czekać.

- Wiem, że to, co powiem będzie złe, ale Gemmo musisz znaleźć w naszym domu jakieś pomieszczenie albo skrytkę w której rodzice schowaliby ważne dokumenty, coś co chcieliby ukryć przed całym światem. – I gdy to znajdziesz, będziesz musiała przejrzeć te dokumenty i poszukać czy nie ma tam czegoś związanego z rodziną królewską.

- Czy ty sugerujesz, że nasza rodzina mogłaby…

- Nie – przerwał jej szybko, nie chcąc, by kończyła zdanie. – Oczywiście, że nie, ale czuję, że rodzice coś ukrywają i warto to sprawdzić. Zrobisz to? – usłyszeli kroki gdzieś na korytarzu i zamarli. Nikt nie wiedział gdzie poszli, więc niemożliwe, by ktoś przyszedł tutaj po nich.

- Mam wrażenie, że igramy z ogniem Harry, ale dobrze spróbuję znaleźć coś w domu – klamka drgnęła i oboje szybko spojrzeli w stronę drzwi.

- W takim razie musimy uważać, by się nie poparzyć – rzucił brunet, a po chwili nie byli już sami, do opuszczonej biblioteki wszedł nie kto inny, jak Louis. Czuł, jak Gemma wbija swoje oczy w tył jego głowy, gdy ruszył w stronę króla żwawym krokiem. Nie wiedział, jak to możliwe, że Louis wiedział gdzie są.

-Witajcie – szatyn przywitał się formalnie, uśmiechając się w stronę Gemmy. – Słyszałem, że jesteście tutaj, więc pomyślałem, że przyjdę po was i razem pójdziemy na obiad. Jestem trochę spóźniony, więc nie byłem pewny, czy jeszcze tutaj będziecie.

- Wasza Wysokość przyszedł w idealnym momencie – Gemma dygnęła przed Louisem, który skinął głową w jej stronę i wyszedł na korytarz.

Szedł za szatynem, a Gemma idąca obok króla wdała się z nim w pogawędkę, opowiadając o tym, jaki był mały Harry i czy zawsze wpadał w kłopoty i miał niewyparzony język. Śmiali się cicho z czegoś, co powiedziała, gdy Harry drgnął zaskoczony, zauważając rękę wyciągnięta w swoją stronę. Podszedł bliżej i zachęcony tym gestem chwycił dłoń mężczyzny. Szedł w milczeniu nie interesując się rozmową swoich towarzyszy, gdy przemierzali pałacowe korytarze. Obserwował mijane portrety przodków Louisa, wpatrując się w te obce, majestatyczne twarze, które nie wyrażały zupełnie nic. Sekretna rozmowa z siostrą ciążyła mu na sumieniu, ale obiecał sobie, że jeżeli tylko odkryją coś więcej, powie o wszystkim Louisowi. Głęboko wierzył w to, co powiedział, Louis był innym człowiekiem, można było mu ufać.

***

Zatrzasnął za sobą drzwi rozkoszując się ciszą, o której marzył w ciągu całego dnia. Po kolejnych spotkaniach Rady Królewskiej, nie pragnął niczego innego, jak tylko ucieczki daleko stąd, tak by nie musiał interesować się tym wszystkim, co działo się na świecie. Zdetronizowany król Aleksy został zamknięty i miało się toczyć wobec niego postępowanie. Zarzucano mu korupcję i zawłaszczanie pieniędzy królestwa. Louis pamiętał Aleksego sprzed lat, nie wydawał się osobą nieuczciwą, pragnącą gromadzić pieniądze dla siebie, ale wszystko mogło zmienić się przez te lata. Nie miał już pewności, czy był takim człowiekiem, jak dawniej. Zresztą Louis podjął decyzje, obiecał radzie, że nie wmieszają w nie swoje sprawy i będą trzymać się z dala od Królestwa Środka. Nie mógł złamać tej obietnicy, jeśli nie chciał mieć całej rady przeciwko sobie.

- Poradzę sobie sam – warknął w stronę mężczyzny, który wszedł do pokoju, by pomóc mu przygotować się do snu.

Nie miał ochoty na towarzystwo. Drzwi zamknęły się cicho i ponownie został zupełnie sam. Zrzucił ubrania i szybko wszedł do łazienki, przeklinając na świece, które były porozstawiane tak, by dawać wystarczającą ilość światła. Może ludzie mieli rację, może trzeba było darować sobie te wszystkie zasady dawnego świata. Mieli już taką nowoczesną technologię, a nadal zmuszali mieszkańców królestwa do zapalania świeci po dziewiątej lub siedzenia w całkowitej ciemności. Jaki to miało sens? Może nadszedł czas, by odpuścić i pozwolić wszystkim żyć tak jak tego chcieli. Wszedł pod prysznic, rozkoszując się gorącą wodą, która przyjemnie rozluźniała napięte mięśnie. Stał pod natryskiem z przymkniętymi powiekami, myśląc o poddanych, którzy mieli krótki trzy minuty na wykąpanie się. Może to też powinno odejść, może wszystkie zasady powinny zostać cofnięte. Tylko co wtedy stałoby się z nim? Czy byłby potrzebny król, jeżeli wróciłoby wszystko, co istniało w Dawnym Świecie? Westchnął, mając dość swoich myśli. Takie snucie domysłów i tak nikomu nie pomogło. Wcisnął przycisk wyłączający strumień wody i wyszedł spod prysznica, wycierając się pospiesznie. Dokończył przygotowywanie się do snu i zdmuchnął świecie, wychodząc z łazienki.

Chciał położyć się w łóżku, gdy zauważył, że drzwi pokoju Harry’ego, zwykle zamknięte, teraz były szeroko i zapraszająco otwarte. To nie zdarzyło się ani razu od dnia ich ślubu. Zamarł z dłonią zaciśniętą na klamce. Nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Widział wyraźny kształt zarysowany pod kołdrą, więc nie było wątpliwości jego mąż był u siebie. Nie zastanawiając się dłużej, przeszedł przez salon i wszedł do sypialni Harry’ego. Podszedł bliżej łóżka, zauważając niemal wypaloną świecę, stojącą na szafce. Przysiadł na brzegu łóżka, chcąc przyjrzeć się twarzy, śpiącego bruneta, gdy zauważył, że ten wcale nie śpi, a jego zielone oczy, wpatrywały się w niego.

- Cześć – szepnął Harry, posyłając mu śpiący uśmiech.

- Myślałem, że śpisz – czuł się, jak głupiec, który dał się przyłapać na podglądaniu.

- I dlatego tutaj przyszedłeś? – odsunął brzeg kołdry w zapraszającym geście. – Chciałeś mnie zamordować we śnie? – zauważył zaskoczone spojrzenie Louisa, więc zaśmiał się cicho. – Tylko żartowałem.

- Chciałem poprawić ci kołdrę i zgasić świecę przy łóżku – wyjaśnił, przewracając oczami na żartobliwy ton młodszego mężczyzny.

- Chodź Louis, czekałem na ciebie – przesunął się na łóżku, robiąc mu więcej miejsca obok siebie.

- Czekałeś na mnie? – patrzył na odsuniętą kołdrę i wolne miejsce obok. – Dlaczego?

- Słyszałem, co stało się z królem Aleksym i domyśliłem się, że miałeś ciężki dzień ze swoją radą. Pomyślałem, że może nie będziesz chciał być sam – wyjaśnił Harry, przewracając się na drugi bok, ukrywając swoją twarz w poduszce. Sam miał ciężki dzień, od tygodnia czekał na jakąś wiadomość od siostry, ale ta milczała, więc najwyraźniej nie znalazła niczego w ich rodzinnym domu. Nie wiedział, czy to go cieszyło czy przeciwnie napawało jeszcze większym strachem. Nie chciał nawet myśleć o tym, że jego rodzice mogli mieć jakikolwiek związek ze śmiercią księcia Arthura. – Połóż się proszę, jest już późno.

- Wiesz, że kiepsko sypiam, mam koszmary. Nie chciałbym cię obudzić – zaczął Louis, ale nie wiedzieć, dlaczego wsunął się pod ciepłe okrycie i ułożył na poduszce pachnącej Harrym. Jeszcze kilka minut temu nie marzył o niczym innym, jak o samotności, ale teraz pomyślał, że może nie do końca tak było.

- Zawsze lepiej mieć kogoś, obok, gdy śni się coś strasznego – wymamrotał cicho brunet, przysuwając się bliżej drugiego mężczyzny.

- Wiesz, po dzisiejszym dniu, chciałem tylko być sam – westchnął, leżąc na wznak, patrząc na cienie powstające na suficie.

- To, czego chcemy, czasami nie jest tym, czego potrzebujemy – Harry najwyraźniej nie przyjmował odmowy, jeżeli coś sobie postanowił, a tego wieczora zdecydował, że Louis będzie spał w jego łóżku. – Na szafce po swojej stronie masz tabletki, te, które zażywasz codziennie przed spaniem. Weź je i chodźmy spać.

- Jesteś dziś okropnie władczy – zauważył, połykając dwie przygotowane tabletki. Nie pomyślał nawet o tym, że Harry mógłby podać mu cokolwiek, a on zaufał mu od razu i nawet nie sprawdził, co to za lekarstwa.

- Uczę się od najlepszych – brunet zaśmiał się dźwięcznie i zdmuchnął zapaloną świecę. – Każdemu czasami śnią się złe rzeczy, ale musimy pamiętać, że to tylko sny, nic prawdziwego – chwycił rękę Louisa i pociągnął go w swoją stronę, przysuwając swoje plecy do jego klatki piersiowej.

- Miałeś dobry dzień? – zapytał Lou, czując jak mąż splata ich palce i układa je wygodnie na swoich brzuchu. Nie spodziewał się, że ten dzień zakończy się w ten sposób, ale może to nie było najgorsze, co mogło go spotkać.

- Znośny – ziewnął, wtulając policzek w poduszkę. – Ale kończy się całkiem miło.

Nie musiał nawet widzieć jego twarzy, by wiedzieć, że się uśmiecha, słyszał to w jego głosie. Przymknął powieki, pozwalając sobie w końcu odpocząć. Czuł pod palcami ciepłą skórę Harry’ego i chłód pierścionka, przesunął po nim opuszkiem nim wtulił swoją twarz w rozgrzaną skórę na szyi mężczyzny.

- Tak, faktycznie całkiem miło – mruknął zanim zapadł w sen, mając nadzieję, że może tym razem nie skończy się koszmarem.

Deszcz rozbijał się o ciemny asfalt. W kałużach odbijały się światła lamp, gdy sznur samochodów przejeżdżał przez zakorkowane ulice. Zapadał zmierzch, było już dość późno, ludzie na chodnikach spieszyli się do domów po całym dniu pracy. Biegł, starając się pospiesznie wyminąć ludzi, którzy szli przed nim. Rozglądał się, tak jakby szukał kogoś konkretnego, ale nie mógł go dostrzec. Krzyczał, ale nie słyszał, jakie słowa wychodziły z jego ust, raz za razem powtarzał to samo.

To musiało być coś naprawdę ważnego. Nagle usłyszał donośny huk, skrzywił się i mocno przepchnął mężczyznę idącego przed nim, obawiając się najgorszego. Zatrzymał się na krawężniku, jedna stopa zsunęła się na ulicę, gdy zachwiał się widząc widok przed sobą. Nie mógł wydusić ani słowa widząc krew na asfalcie i dłoń, którą rozpoznałby wszędzie.

- Louis, Louis obudź się – ktoś potrząsał jego ciałem, powtarzając jego imię. – To tylko zły sen, obudź się – czuł dłoń głaszczącą go po twarzy, ale wiedział, że z jego ust nadal wychodził krzyk. – Lou, proszę obudź się. Wszystko jest dobrze, jesteś bezpieczny.

- Harry! – krzyknął, po raz ostatni podrywając się i siadając nagle. Rozszalałym wzrokiem rozejrzał się po sypialni, która nie należała do niego. – Harry – zauważył mężczyznę siedzącego obok, obejmującego go mocno ramieniem.

- Obudziłeś się – westchnienie ulgi uciekło z ust mężczyzny, który przytulił go mocno. – Cały czas krzyczałeś moje imię, ale nie byłem w stanie cię obudzić. Chciałem już wezwać lekarza, ale czułem, że nie byłbyś z tego zadowolony.

- Przepraszam, że cię obudziłem. Nie powinienem tutaj spać – chciał wstać, ale poczuł, jak ramiona Harry’ego oplatają go w pasie.

- Wprost przeciwnie, nie pozwolę żebyś przechodził to zupełnie sam – pociągnął Louisa, popychając go na poduszki. – Chciałbyś się czegoś napić? – zauważył, jak szatyn pokręcił głową, odmawiając. – Czy boli cię głowa? – musnął palcami skroń męża, zauważając, jak zaczyna być oprószona, pojawiającą się gdzieniegdzie siwizną.

- Nie – powiedział i nagle zrozumiał, jak nieoczekiwane to było. Zazwyczaj po koszmarze głowa bolała go na tyle mocno, że dalszy sen był już niemożliwy. Teraz nie odczuwał bólu, był jedynie śpiący i czuł, że za chwilę zapadnie w kolejny sen. – Jestem zmęczony.

- Chodźmy dalej spać – zaproponował Harry, układając się obok niego i tym razem to on przytulił się do Louisa, układając swoją głową tuż nad sercem szatyna. – Śpij dobrze Lou.

- Dobrej nocy, Harry – spojrzał na dłoń, spokojnie ułożoną przy policzku bruneta. Potrząsnął mocno głową, to nie było możliwe, był zmęczony i umysł płatał mu figle. Musiał się przespać i jutro wszystko na pewno będzie wyglądało inaczej. Zacisnął powieki, starając się zapomnieć o koszmarze, który tym razem był dużo bardziej wyraźny. Gdy zasypiał jedyne, co miał przed oczami to szczupła dłoń i kałuża pełna krwi wsiąkającej w czarny asfalt.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro