27. Ucieczka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Renesmee

Poczułam, że mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa, dlatego w pośpiechu cofnęłam się o kilka kroków, wpadając na ścianę. Przywarłam do niej, po czym – praktycznie nad sobą nie panując – powoli osunęłam się na ziemię. Drżałam na całym ciele, ale uświadomiłam to sobie dopiero po chwili, kiedy z moich ust wyrwał się cichy, nieartykułowany jęk. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w Hannę, ale tak naprawdę niczego nie widziałam, pomijając zamazane plamy, kiedy obraz zaczął rozmazywać mi się przed oczami. Czułam, że łzy napływają mi do oczu, ale uparcie nie chciały spłynąć po mojej twarzy, zupełnie jakby całe moje ciało zamarło w oszołomieniu, nie potrafiąc w pełni zrozumieć tego, co usłyszałam.

Jedna myśl raz za razem odbijała się echem w moim umyśle, powoli doprowadzając mnie do szaleństwa. Nade wszystko zapragnęłam ukryć twarz w dłoniach i zacząć krzyczeć, ale nawet do tego nie byłam zdolna. Mogłam co najwyżej siedzieć i patrzeć się w przestrzeń, jednocześnie prawie nieświadomie kręcąc głową, jakbym w ten sposób miała być zdolna uchronić się przed treścią tych kilku słów, które wypowiedziała wampirzyca. Nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby tak po prostu uwierzyć, iż to prawda, ale nie dlatego, że tego nie chciałam – wręcz przeciwnie. Na samą myśl moje serce wypełniało się ciepłem, ale jednocześnie paraliżował mnie niemożliwy do opisania strach, że wszystko nagle okaże się jedynie głupim żartem. Bałam się rozczarowania i kolejnej dawki obezwładniającego bólu straty; zaakceptowanie tej prawdy było zbyt straszne, bo rozczarowania bym nie zniosła, a gdybym przeszła raz jeszcze to, co spotkało mnie pół roku wcześniej, wtedy po postu bym tego nie przeżyła.

Zamknęłam oczy. Słyszałam, że ktoś powtarza moje imię i podświadomie wiedziałam, że to Demetri, ale równie dobrze mogłoby go w ogóle nie być. Oszołomiona, dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że kulę się pod ścianą, zupełnie jakby ktoś próbował mnie uderzyć, i niczym w transie powtarzam jedno zdanie, które zmieniało wszystko.

Oni żyją. Oni...

W tamtej chwili to do mnie dotarło. Wciąż drżąc niczym osika, rozszlochałam się, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego. Z ulgi? Być może, ale zdecydowanie większy wpływ na moją reakcję miała mieszanina strachu i czystego niedowierzania. Emocje, które narastały we mnie od momentu, kiedy Hannah zaczęła wyjawiać swoje kłamstwa, a może już od chwili, kiedy Eleazar mnie nie rozpoznał, teraz ostatecznie znalazły ujście i już nie byłam w stanie ich powstrzymać.

Czyjaś dłoń wylądowała na moim ramieniu. Uniosłam głowę, napotykając spojrzenie krwistych tęczówek Demetriego. Tropiciel patrzył na mnie bezradnie, ale wyraźnie mu ulżyło, kiedy zauważył, że nareszcie spojrzałam na niego przytomnie. Zaraz spróbował pomóc mi wstać, ale odepchnęłam jego wyciągniętą rękę, stanowczo kręcąc głową. Szybko pożałowałam swojej reakcji, bo w jego oczach pojawiło się cierpienie, zmusiłam się jednak do zignorowania poczucia winy. Mrugając pośpiesznie i gniewnymi gestami ocierając oczy, podniosłam się z trudem, żeby – wciąż opierając się o ścianę, bo nie ufałam własnemu ciału – spojrzeć na Hannę.

– Renesmee... – wyszeptała dziewczyna drżącym głosem. W jej spojrzeniu było tyle bólu i poczucia winy, że w normalnym wypadku pewnie zrobiłoby mi się jej żal, ale w tamtym momencie nie potrafiłam jej współczuć. – Renesmee, przepraszam. Nie chciałam tego zrobić. Powinnam była ci powiedzieć, ale...

– Zamknij się. – Poraziło mnie brzmienie własnego głosu, ale zmusiłam się do tego, żeby zignorować własne emocje oraz zszokowane spojrzenie Hannah. – Nie chcę nawet tego słuchać. Jedyne czego chcę... Dlaczego? Do cholery, wyjaśnij mi, co takiego wydarzyło się pół roku temu! – zażądałam, nie zamierzając nawet znosić sprzeciwu.

Hannah patrzyła na mnie tępo, kolejny raz wystawiając moją cierpliwość na próbę. Tym razem jej nie miałam; w jednej chwili coś we mnie pękło i nie zastanawiając się nad tym, że jestem zaledwie marnym pół-człowiekiem, a przede mną siedzi wciąż nieprzewidywalna nowonarodzona, skoczyłam do przodu i zacisnęłam palce na gardle dziewczyny. Jęknęła zaskoczona i chociaż nie mogłam jej udusić ani jakkolwiek skrzywdzić, instynktownie zacisnęła palce na moim nadgarstku, chyba jedynie cudem nie miażdżąc mi przy tym kości.

– Przestań! – Felix nagle znalazł się tuż za mną, chwytając mnie za ramiona i stanowczo odciągając mnie do tyłu. Był ode mnie silniejszy, ale i tak spróbowałam mu się wyszarpnąć, warcząc i wyrywając się na wszystkie strony. Miałam pojęcie, że zachowuję się tak, jakbym była szalona, ale nie obchodziło mnie to. – Renesmee, do cholery, uspokój się! – wrzasnął mi do ucha, unieruchamiając mnie w żelaznym uścisku.

Być może miał rację, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Zaczęłam walczyć, obojętna na to, że wampir wcale nie chce zrobić mi krzywdy. Wiedziona instynktem, przywołałam do siebie wspomnienie bólu, który zadawała mi Jane i – korzystając z tego, że Felix cały czas mnie dotykał – przekazałam mu je, nie musząc nawet specjalnie się wysilać. Nieśmiertelny syknął gniewnie i odsunął się o krok, odrobinę luzując uścisk. Natychmiast to wykorzystałam, żeby oswobodzić się z jego chwytu i w pośpiechu uciec na drugi kraniec komnaty, trzymając się z daleka od jego rąk.

Wciąż rozeźlona, odwróciłam się w stronę trójki wampirów, uważnie lustrując każdego z nich wzrokiem. Przyczaiłam się, gotowa do ataku, chociaż oczywiste wydawało się, że żadne z nich nie zamierza nawet się do mnie zbliża. Felix obserwował mnie wyraźnie poirytowany, ale przynajmniej trzymał się z daleka, jedynie nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Jego wzrok raz po raz wędrował w stronę skulonej w fotelu Hannah, ja jednak robiłam wszystko, byleby na dziewczynę nie patrzeć. Ostatecznie skoncentrowałam się na Demetrim, który po prostu stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zobaczyłam, patrząc na mnie w taki sposób, jakby sam zastanawiał się, czy oby na pewno ma jeszcze przed sobą tę samą dziewczynę, którą byłam. Rozpoznałam to spojrzenie, bo dokładnie w ten sam sposób spoglądał na mnie, kiedy – za sprawą daru Chelsey – zaatakowałam Jane, tym razem jednak nie było mowy, żeby to ciemnowłosa wampirzyca stała za moim zachowaniem.

To odkrycie mnie otrzeźwiło; wciąż oszołomiona i drżąca, zwiesiłam ramiona i niemal błagalnym wzrokiem popatrzyłam na tropiciela. Wciąż nie ruszył się z miejsca, ale jego spojrzenie trochę złagodniało, zupełnie jakby doznał ulgi, że jednak byłam w stanie nad sobą zapanować. Nieznacznie skinął głową, a ja bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę, wpadając prosto w jego nadstawione ramiona. Natychmiast przygarnął mnie do siebie, a ja wtuliłam twarz w jego tors, szukając poczucia bezpieczeństwa i jakiegokolwiek zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.

– Ona powiedziała... O mój Boże, powiedz mi, że to nie jest żart! – jęknęłam, odsuwając się, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Wierzyłam w to, że dzięki temu będę w stanie ocenić, czy kłamał. – Proszę, powiedz mi, że to wszystko...

– Wiem. Wszystko wiem... – zapewnił, chociaż to nie o zrozumienie go prosiłam. Dopiero później pomyślałam, że tak było lepiej, bo nie chciał składać mi obietnic, których sam nie był pewien. – Hej, kochanie, spójrz na mnie. Spójrz na mnie, mój aniele – powtórzył stanowczo, kiedy spróbowałam odwrócić wzrok. Posłusznie uniosłam głowę, spoglądając wprost w znajome krwiste tęczówki, które nawet mimo ich przerażającej barwy kochałam nade wszystko. – Ja wciąż jestem tutaj. Cokolwiek się stanie, wciąż masz mnie. Nie zapominaj o tym, dobrze? Cokolwiek się stanie...

– Tak... Tak, mam ciebie – powtórzyłam, próbując jak najlepiej zapamiętać jego słowa. W tym obietnicach było coś kojącego, tym bardziej, że potrzebowałam przynajmniej jednej stabilnej rzeczy, jednej stabilnej relacji... – Kocham cię – wyznałam i pod wpływem impulsu zacisnęłam obie dłonie na połach jego marynarki. – Nie zostawisz mnie... Nigdy mnie nie zostawisz, prawda? – zapytałam dziecinnie, ale potrzebowałam jego deklaracji jak powietrza; jego również potrzebowałam w równie desperacki sposób.

Nie odpowiedział, a jedynie przyciągnął mnie do siebie, kołysząc tak, jakbym była małym dzieckiem. Zamknęłam oczy, poddając się jego dotykowi i czując, jak całe napięcie przynajmniej częściowo ze mnie uchodzi. W słowach i gestach Demetriego było coś, czego potrzebowałam i co pozwalało mi się uspokoić, przynajmniej częściowo umniejszając emocje, które wydawały się rozrywać mnie od środka. To wciąż było zbyt mało, żebym zapomniała i w pełni się rozluźniła, ale przynajmniej nad sobą zapanowałam i zdołałam powstrzymać wstrząsające moim ciałem dreszcze.

– Już okej – wyszeptał Demetri, chociaż nie miałam pojęcia czy mówił do mnie, czy może zwracał się do pozostałych. – Już wszystko jest w porządku... – powtórzył, a jego chłodne dłonie czule przesunęły się po moich włosach.

Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, podczas której koncentrowałam się wyłącznie na sobie i na łapaniu oddechu. Przebywanie przy wampirach bywa momentami przerażające, zwłaszcza kiedy te zamieniają się w milczące posągi, ale byłam zbyt oszołomiona, żeby zwracać na to uwagę.

Nie tyle zobaczyłam, co wyczułam, że Felix ruszył się z miejsca, najwyraźniej uznawszy, że już nie powinnam pozwolić sobie na kolejny wybuch. Powoli zbliżył się do zastygłej w bezruchu Hannah, a chwilę później odezwał się wypranym ze wszelakich emocji głosem:

– Dlaczego Kajusz kazał ci to zrobić? – zapytał wprost. Chociaż nie zwracał się do mnie, jego głos sprawił, że włoski na karku stanęły mi dęba. – Tylko mów prawdę, bo inaczej sam cię do tego zmuszę – zastrzegł i oczywiste stało się, że nie żartuje; Felix mógł powstrzymywać mnie, ale sam nie zamierzał być bardziej wyrozumiały, gdyby Hannah okazała się naszym wrogiem.

– Ja... Mój Boże, co mam wam powiedzieć? Nie mam pojęcia, czego on może chcieć! – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Przyszli do mnie, równie nagle co ty i Felix... Niewiele wiedziałam o Volturi, ale nie byłam na tyle głupia, żeby łamać nasze prawa. Nie rozumiałam, czego mógł ode mnie chcieć, ale nie miałam też powodów, żeby odmawiać. Zwłaszcza, że Kajusz dał mi do zrozumienia, że jeśli spróbuję się sprzeciwiać, pożegnam się z życiem. – Przełknęła z trudem. – Nie jestem wampirem jakoś specjalnie długo. Pamiętasz, Renesmee? Przecież opowiadałam ci moją historię – przypomniała, a ja cała zesztywniałam, kiedy zwróciła się bezpośrednio do mnie. – Dar odkryłam mniej więcej pół roku po przemianie, kiedy po jednym z polowań w mieście, w którym aktualnie przebywałam, rozeszła się plotka o złotowłosej demonicy, która niesie ze sobą śmierć. Nie byłam głupia, dobrze wiedziałam, że chodzi o mnie. Zrozumiałam, że ktoś musiał mnie widzieć, poza tym zdawałam sobie sprawę z tego, co to dla mnie oznacza. Musiałam coś z tym zrobić... I wtedy odkryłam, że potrafię wpłynąć na wspomnienia poszczególnych osób. Co prawda dopiero z czasem nabrałam dość wprawy, żeby omamić kilka osób jednocześnie, ale wtedy wystarczyło, że działałam na poszczególnych umysłach w indywidualny sposób. Nie mam pojęcia jak Kajusz dowiedział się o moich zdolnościach – ktoś musiał mu powiedzieć, a ja nie miałam na to najmniejszego wpływu.

– Ty po prostu się zgodziłaś – dopowiedział Felix, chociaż tyle można było zrozumieć i bez jego komentarza. – Przedstawił ci propozycję, a ty przyjęłaś ją dla zachowania życia. Mam tylko jedno pytanie... Skoro wpływasz na cudzą pamięć, dlaczego nie pozbawiłaś go wspomnień o swoich zdolnościach?

Instynktownie uniosłam głowę, żeby móc spojrzeć na dziewczynę. Już nie siedziała w fotelu, a stała wyprostowana niczym struna, rozszerzonymi oczyma wpatrując się w Felixa. Chociaż to wydawało się w przypadku wampira niemożliwe, miałam wrażenie, że Hannah pobladła; jej skóra przypominała alabaster, poza tym miejscami była tak naciągnięta, że miałam wrażenie, iż w każdej chwili może pęknąć.

– Dlaczego nie...?

Felix zmarszczył czoło.

– Dobrze mnie słyszałaś – przypomniał jej nieco zniecierpliwionym tonem. – Dlaczego nie wpłynęłaś na pamięć Kajusza?

– Felixie... – Ta przerażona Hannah zupełnie nie przypominała pewnej siebie dziewczyny, która drażniła wampira tym pieszczotliwym „Felutkiem". – To nie jest takie proste. Muszę się skoncentrować, żeby na kogokolwiek wpłynąć, a to nie takie łatwe, kiedy ktoś trzyma ci dłoń na gardle i grozi, że rozerwie cię na strzępy, jeśli chociaż spróbujesz drgnąć!

– No dobrze, ale później? – Felix nie dawał za wygraną. Byłam mu za to wdzięczna, bo sama nie potrafiłam znaleźć w sobie dość motywacji, żeby zacząć zdawać jakiekolwiek sensowne pytania. – Dlaczego nie zrobiłaś tego później?

– Nie pomyślałam! – jęknęła niemal błagalnie, spoglądając na każde z nas z osobna. – Kajusz obiecał mi, że jeśli dobrze się spiszę, puści mnie wolno. Przecież nie znałam wtedy ani Renesmee, ani jej rodziny, dlatego było mi wszystko jedno, tym bardziej, że nikt nie zgiął. Nie przewidziałam, że to wszystko potoczy się w ten sposób! – nalegała, ale uparcie robiłam wszystko, byleby nie zacząć jej z tego powodu współczuć. – Zrozumcie, że to nie jest takie proste. Volturi wzbudzają strach nawet u najbardziej utalentowanych i zdecydowanie starszych wampirów ode mnie. Musiałabym być głupia, żeby spróbować się sprzeciwiać, tym bardziej, że jako alternatywę miałam śmierć. Gdybym wiedziała, to...

Drgnęłam i ostrożnie wyswobodziłam się z objęć Demetriego, przesuwając się w stronę dziewczyny.

– To co? – wyszeptałam, jednak będąc w stanie się odezwać. – Gdybyś wiedziała, że tak to się wszystko potoczy, nie zrobiłabyś tego? Nagle zdecydowałabyś się poświęcić? – zapytałam z goryczą, wpatrując się w nią tak intensywnie, że chyba jedynie cudem nie doświadczyła samozapłonu.

– Renesmee... – Popatrzyła na mnie błagalne, ale postarałam się o to, żeby w moich oczach nie doszukała się zrozumienia. – Teraz mówię ci prawdę. Zrobiłabym to wcześniej, ale chciałam cię chronić... – Prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać. – Nie, posłuchaj! Dotrzymywałam obietnicy, bo nawet i bez wspomnień wiedziałam, że w innym wypadku wydarzy się coś strasznego. Nie bez powodu jestem tutaj, przecież musicie sobie zdawać z tego sprawę. Nie mam pojęcia, po co Kajusz mnie potrzebował, ale to teraz najmniej istotne. Jestem pewna, że wspomniał o mnie Aro jedynie po to, żeby mieć na mnie oko. Nie ufał mi, a w Volterze na pewno łatwiej było mnie kontrolować... Dlatego tak dziwnie się na mnie patrzył i przynajmniej dwa razy groził mi, przypominając mi o obietnicy, której nie powinnam pamiętać. Chciał upewnić się, że nagle nie zdecyduję się zdradzić i...

– I najwyraźniej się pomyliłem – doszedł nas nowy głos ze strony drzwi.

Wszyscy jak na zawołanie odwróciliśmy się w stronę wejścia do komnaty, żeby z niedowierzaniem spojrzeć na stojącego tam Kajusza. Coś przewróciło mi się w żołądku, kiedy uświadomiłam sobie, że wampir musiał stać tam wystarczająco długo, żeby usłyszeć część naszej rozmowy albo przynajmniej wyjaśnień, których udzielała nam Hannah. W ciemnej szacie i z dziko błyszczącymi rubinowymi oczami wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż zwykle, kiedy zaś napotkałam spojrzenie jego tęczówek, całym moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz.

Kajusz powoli wszedł do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. Ruch z jego strony otrzeźwił Demetriego, który w pośpiechu chwycił mnie za ramię i stanowczo wepchnął za siebie, żeby własnym ciałem odgrodzić mnie od wampira. Tamten popatrzył obojętnie na tropiciela, niemal pogardliwie prychając w odpowiedzi na jakikolwiek czuły gest względem mnie. Najbardziej interesowała go Hannah i to na nią zwrócił zagniewane spojrzenie, sprawiając, że dziewczyna cofnęła się o krok.

– Już jakiś czas temu powinienem był zadbać o to, żeby się ciebie pozbyć. Kobietom z natury nie wolno ufać, ale łudziłem się tym, że jesteś dość rozsądna... – Pokręcił głową, jakby zachowanie dziewczyny naprawdę go rozczarowało. – Teraz rozumiem rozterki Aro, kiedy zdarza mu się litować nad tymi, którzy złamali nasze prawa. Niektórych utalentowanych naprawdę szkoda unicestwić, ale ty nie pozostawiasz mi wyboru, moja droga – stwierdził wypranym z emocji tonem.

– Zostaw ją! – warknęłam pod wpływem impulsu, bo Hannah mimo wszystko stała mi się bliska, a już na pewno nie życzyłam jej śmierci. Demetri musiał mnie powstrzymać, żebym przypadkiem nie wyrwała się do przodu. – Nie możesz... Dlaczego? Dlaczego kazałeś jej to zrobić? – zapytałam, spoglądając wampirowi prosto w oczy, w nadziei, że jeśli go zaskoczę, nie wykręci się od odpowiedzi. – Moja rodzina...

– Dziecko, tutaj nie chodzi ani o ciebie, ani o twoją rodzinę! – żachnął się Kajusz, spoglądając na mnie niemal pogardliwie. Zabolało, chociaż już wcześniej zdawałam sobie sprawę z tego, że moje pochodzenie jest dla niektórych czymś nie do pojęcia. – Już nie mogłem słuchać komentarzy Aro na temat tego, jak ubolewa nad niemożnością nakłonienia twoich rodziców czy tej stukniętej wróżbitki do straży albo tych wszystkich szalonych scenariuszy na temat tego, jak Cullenowie mogliby nam zagrażać. O tak, jeśli chodzi o twoich bliskich, mój brat ma jakąś dziwna paranoję, ale nie w tym rzecz... Bo trzeba przyznać, że w jednym ma rację: zdolności, którymi dysponują członkowie twojej rodziny, byłyby istnymi perełkami, jeśli chodzi o wzmocnienie straży. Osiemnaście lat temu nasza pozycja dość mocno została zachwiana i doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, dlaczego tak się wydarzyło. Krótkowzroczność Aro doprowadziła do tego, że w świat poszła plotka na temat tego, jak zlękliśmy się rodziny wampirów-wegetarian, chociaż Aro usiłował sprawiać wrażenie, że to był akt miłosierdzia z jego strony. Bzdura!

– Więc chodzi o zemstę – wtrącił Felix, kątem oka obserwując drzwi za plecami wampira. Mieliśmy małe szanse, żeby do nich dotrzeć, ale chłopak najwyraźniej miał wątpliwości. – Straciliśmy pozycję, dlatego...

Kajusz uciszył go samym tylko spojrzeniem, wykorzystując nabyty przez wieki szacunek. Felix zamilkł, wyraźnie speszony, ale cały czas łypał gniewnie w stronę tego z braci Volturi, jednocześnie bardzo powoli przesuwając się w stronę Hanny. Widziałam, jak jego mięśnie drgają nerwowo pod ubraniem, zdradzając gotowość do obrony, chociaż Kajusz jak na razie nie wyglądał jak ktoś, kto zamierza rzucić się do ataku.

Pośpiesznie odwróciłam wzrok, świadoma tego, że uwaga Kajusza wciąż koncentruje się przede wszystkim na mnie. Nieśmiertelny odczekał jeszcze moment, przez kilka sekund nasłuchując, żeby się przekonać, czy jesteśmy sami, po czym wreszcie zdecydował się podjąć temat:

– To nie takie proste, jak sugerujesz, Felixie – stwierdził, ale nawet nie spojrzał na członka straży. – Sprawa z Cullenami to zaledwie czubek góry lodowej tego, co Aro zrobił nie tak, przejmując pełnię władzy. Już wcześniej sądziłem, że mój brat bywa czasami zbyt łagodny, ale patrzyłem na to przez palce, bo wciąż spełnialiśmy swoją rolę. Dużo później zauważyłem, że skłonność do kolekcjonowania darów sprawia, że nie zastanawia się nad tym, co jest słuszne. Wystarczy chociażby spojrzeć na zmiennokształtnych, którzy zaczęli się bratać z wampirami! Jeszcze wiek temu byłoby to nie do pomyślenia – powiedział ze wzburzeniem, aż trzęsąc się ze złości. – Aro prędzej czy później doprowadzi do tego, że nikt nie będzie uznawał naszego autorytetu. Wtedy zapanuje istny chaos, a ja nie zamierzałam na to pozwolić.

W tamtym momencie zrozumiałam, przynajmniej częściowo. To zabawne, ale wychodziło na to, że Aro, który przez lata szukał wrogów wśród moich bliskich, traktując moją rodzinę jako ewentualne zagrożenie, nie zauważył, że prawdziwe zagrożenie jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gdyby nie sytuacja, może nawet bym się roześmiała, ale nie byłam w stanie odetchnąć, bo wciąż nie zgadzała mi się jednak istotna rzecz...

– Moja rodzina – ponagliłam, chociaż szczerze wątpiłam, żebym mogła czegokolwiek w obecnej sytuacji żądać. – Dalej nie rozumiem, dlaczego potraktowałeś tak mnie i moich bliskich – oznajmiłam, nie dbając o to, że mogłabym go zdenerwować, okazując brak szacunku; już i tak w jego oczach wszyscy byliśmy martwi.

Spodziewałam się wybuchu gniewu, ale – o dziwo – Kajusz uśmiechnął się.

– Przecież to bardzo proste – stwierdził, spoglądając na mnie tak, jakby uważał, że jestem niespełna rozumu. Może w istocie tak było, ale naprawdę nie widziałam w tym sensu. – Aro ma bardzo silne poparcie nie tylko na świecie, ale również w wśród straży. Gdybym spróbował otwarcie się sprzeciwić, mógłbym napotkać się ze sporym oporem, a to jest w tym momencie najmniej istotne. Za to gdyby Aro przypadkiem się coś przydarzyło... – Urwał i uważnie zmierzył mnie wzrokiem. – Byłaś mi potrzebna. Sama widzisz, jak łatwo zrzucić na kogoś odpowiedzialność... Nasza recepcjonistka chociażby przypadkiem usłyszała ciut za dużo i jak to się dla niej skończyło? Skoro wszyscy uwierzyli, że marny człowiek był do tego zdolny, to sądzisz, że ktokolwiek będzie miał wątpliwości, jeśli w świat rozejdzie się wiadomość, że pogrążona w żalu pół-wampirzyca zabiła Aro Volturi, jedynie dlatego, że ten nie był w stanie odszukać winnych mordu na jej rodzinie? Oczywiście nie zrobiła tego samo. Okazała się dobrą manipulantką, która zjednała sobie kilku członków straży... Naturalnie wszyscy zginęli – dodał, przenosząc wzrok kolejno na Demetriego, Hannę i Felixa. – Nie planowałem tego w taki sposób, ale sporo mi ułatwiliście, zbliżając się do siebie. Zrządzenie losu, prawda? Już od jakiegoś czasu obawiałem się, że ona – spojrzał na jasnowłosą wampirzycę – przypadkiem powie za dużo, ale skoro już do tego doszło, chyba nie ma powodów, żebym dalej czekał. To nic osobistego, przynajmniej nie tak, jak w przypadku Aro... Twoja rodzina jest mi w zasadzie obojętna, chociaż dzięki fantazji Hanny, być może uda mi się zjednać kilka utalentowanych wampirów, skoro mojemu bratu się to nie udało... – ciągnął, po czym zmarszczył brwi na widok mojej oszołomionej miny. – Ach, jak mniemam Hannah nie rozwodziła się jeszcze na temat sposobu, w jaki wykonała zadanie? – zapytał i chciał dodać coś jeszcze, ale wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie.

– Wiejcie!

Milcząca do tej pory Hannah, bez ostrzeżenia skoczyła do przodu, rzucając się wprost na niczego niespodziewającego się Kajusza. Huk, który rozległ się, kiedy dwa wampirze ciała zderzyły się ze sobą, był oszołamiający i nie zdziwiłabym się, gdyby słychać było go w całym zamku. Kajusz warknął wściekle i natychmiast odskoczył, próbując uciec z zasięgu rąk rozszalałej wampirzycy, ale dziewczyna okazała się zaskakująco szybka i miał z tym spory problem. Dopiero po chwili zdołał chwycić Hannę za rękę i pchnąć na ścianę, do której odbiła się i wpadła na szafę, która stała w kącie pokoju.

Instynktownie zapragnęłam rzucić się jej na pomoc, ale wtedy poczułam, że Demetri zaciska dłoń na moim przedramieniu. Zdążyłam jeszcze z trudem uchwycić równowagę, zanim – wykorzystując zamieszanie – stanowczo pociągnął mnie w stronę drzwi. Spróbowałam się sprzeciwiać, ale tropiciel okazał się silniejszy, poza tym kątem oka zauważyłam, ze Felix doskoczył do walczących wampirów, gotów Hannie pomóc.

Wraz z Demetrim wypadliśmy na korytarz, natychmiast rzucając się w stronę głównych schodów. Ukochany wciąż mnie przytrzymywał, przynajmniej do momentu, kiedy nie upewnił się, że nie zawrócę, kiedy mnie puści. Łatwiej było nam biec, kiedy nie trzymaliśmy się za ręce, nawet jeśli czułam się pewniej, kiedy mieliśmy ze sobą jakikolwiek fizyczny kontakt.

Byłam szybka, dzięki czemu bez trudu dotrzymałam tropicielowi schodu. Jedynym wyzwaniem były kamiennie stopnie, ale udało mi się po drodze nie zabić, nawet nie zwalniając przy tym tempa. Dotarłszy do przedsionka, zaczęłam rozglądać się bezradnie, próbując znaleźć najdogodniejszą drogę ucieczki, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Spojrzałam na Demetriego, mając nadzieję, że przynajmniej on ma jakiś plan, ale nie zdążyłam nawet o nic zapytać, bo wampir już ciągnął mnie w sobie tylko znanym kierunku.

– Tędy – ponaglił, popychając mnie w stronę Sali Tronowej. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale nawet nie zwrócił na to uwagę. – Przecież nie odważy się zaatakować nas na balu – przypomniał, ale jego głos zdradzał, że wcale nie jest tego taki pewny.

Poczułam się dziwnie, kiedy znowu znalazłam się w wypełnionej muzyką i tańczącymi parami Sali Tronowej. Wyglądało to trochę tak, jakby w tym miejscu nic się nie zmieniło. Ta naprawdę jedynie mój świat po raz kolejny stanął na głowie, podczas gdy ci wszyscy nieśmiertelni bawili się i zachowywali w tak beztroski sposób, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Czułam się jak na obcej planecie, zupełnie nie pasując do tego towarzystwa, chociaż po części przecież sama byłam wampirzycą.

Demetri znacznie zwolnił, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Jemu przyszło to z łatwością, bo nawet z rozwianymi przez pęd włosami wyglądał oszałamiająco, ale ja musiałam prezentować przysłowiowe siódme nieszczęście. Chociaż nie miało to najmniejszego sensu, uniosłam obie ręce i w pośpiechu przeczesałam włosy palcami, szczerze wątpiąc, żebym w ten sposób przynajmniej odrobinę poprawiła swój wygląd. Zdawałam sobie sprawę z tego, że chorobliwie blada i z napuchniętymi od płaczu oczami, lepiej odnalazłabym się na imprezie z okazji helloween, ale w tamtym momencie i tak nie mogłam z tym niczego zrobić.

Tropiciel pociągnął mnie w najbardziej oddalony kąt sali, jednocześnie czujnie rozglądając się dookoła. Serce omal nie wyrwało mi się z piersi, kiedy zauważyłam, że drzwi wejściowe otwierają się, zaraz jednak odetchnęłam, bo do środka wślizgnęli się Hannah i Felix. Oboje rozejrzeli się dookoła, po czym niemal biegiem ruszyli w naszą stronę, wyraźnie mając problem z tym, żeby zachowywać się naturalnie. Ulżyło mi, kiedy przekonałam się, że nic im nie jest, chociaż jednocześnie obawiałam się, że za moment pojawi się Kajusz, ale wszystko wskazywało na to, że na razie jesteśmy bezpieczni.

– Mamy trochę czasu, ale musimy się stąd wynosić – oznajmił nerwowym szeptem Felix, niespokojnie rozglądając się dookoła. Zauważyłam, że miał podartą marynarkę, ale poza tym prezentował się całkiem dobrze. – Aha... Mam nadzieję, że nie byłeś jakoś specjalnie przywiązany do okna? – dodał, zwracając się do Demetriego.

– Jakoś przeżyję – stwierdził, ale kąciki warg drgnęły mu, kiedy uświadomił sobie, co najprawdopodobniej wydarzyło się na górze. – Dobrze, więc jaki mamy plan? Bo jeśli chodzi o mnie, to proponuję spróbować wymknąć się do ogrodu i stamtąd przedostać się do miasta. Najlepiej byłoby uciekać za dnia albo gdzieś przeczekać do rana, ale teraz nie mamy na to czasu. Nawet bez moich zdolności znajdzie nas tutaj raz dwa, dlatego wolałbym nie ryzykować – przyznał i zabrzmiało to całkiem sensownie, ale z jedną rzeczą nie mogłam się zgodzić.

– Tutaj przede wszystkim chodzi o mnie i Hannę – przypomniałam mu, robiąc wszystko, byleby zapanować nad drżeniem głosu. – Nie chcę, żebyście mieli przez nas jakiekolwiek kłopoty, dlatego...

Demetri rzucił mi pełnie niedowierzania spojrzenie.

– O czym ty do mnie mówisz? – zapytał gniewnie. – Siedzimy w tym po uszy, więc nawet nie sugeruj mi takich rzeczy. Poza tym... Chyba nie wyobrażasz sobie, że puszczę cię gdziekolwiek samą, prawda?

– Jak wyżej – poparł go Felix. – I tak służba w Volterze zaczynała być nudna – dodał, ale jak i tak wiedziałam, że się boi; to miasto i rodzina królewska była dla nich jedyną codziennością przez całe wieki, a teraz to wszystko miało zostać przekreślone. – Nie, do diabła, idę z wami – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Dalej chciałam się kłócić, ale nie miałam do tego siły i motywacji. Prawda była taka, że potrzebowałam pomocy i ta jednak kwestia nie podlegała dyskusji. Sama nie miałam dać sobie rady, tym bardziej, że do tej pory nie miałam nawet okazji, żeby podjąć jakąkolwiek sensowna decyzję, a tym bardzie zaplanować, gdzie powinnam się udać. Nie miałam pojęcia o niczym, bo jeszcze dobę wcześniej moim największym problemem był stres związany z balem, a nie planowanie ucieczki i szukanie rodziny, która wcale mnie nie opuściła. Od nadmiaru emocji kręciło mi się w głowie, przez co tym bardziej potrzebowałam wsparcia kogoś dla kogo byłam ważna.

Potrzebowałam Demetriego.

– Dobra, jak chcecie – skapitulowałam. Mówiłam szybko, coraz bardziej zdenerwowana. – A co na to... Hej, gdzie jest Hannah? – zapytałam, nagle uświadamiając sobie, że dziewczyna nie podeszła do nas równo z Felixem.

Odpowiedziały mi zdezorientowane spojrzenia i ciche przekleństwo Felixa. Natychmiast zaczęłam rozglądać się dookoła, szukając wzrokiem przyjaciółki i z każdą kolejną sekundą denerwując się coraz bardziej. Nie mieliśmy teraz czasu na przeszukiwanie zamku, ale przecież nie mogliśmy jej zostawić. Może i byłam na nią zła, może nawet ją nienawidziłam, ale to wciąż była moja jedynie i najlepsza przyjaciółka. Potrzebowałam jeszcze sporo czasu, żeby jej wybaczyć, wierzyłam jednak, że prędzej czy później będę do tego zdolna – o ile oczywiście miałam mieć jeszcze po temu okazję.

Nawet tak nie myśl, skarciłam się w duchu. Hannah musi gdzieś tutaj być, poza tym..., upomniałam się stanowczo, ale nie miałam okazji do tego, żeby dokończyć myśl.

– Renesmee! – Cała zesztywniałam, kiedy usłyszałam znajomy głos, który raz za razem zaczął wypowiadać moje imię. Niczym w transie odwróciłam się, a drobna postać rzuciła mi się w ramiona, omal nie zwalając mnie z nóg. – Renesmee, o mój Boże... – wyszeptała z niedowierzaniem Tanya, odsuwając mnie na długość wyciągniętych ramion i uważnie mi się przypatrując.

Spojrzałam wprost w jej złociste tęczówki, czując, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Tanya patrzyła na mnie z niemniejszym oszołomieniem, a ponad jej ramieniem dostrzegłam Kate, Carmen oraz Eleazara. Ten ostatni wydawał się najbardziej zdezorientowany, ale nie miałam okazji nawet do tego, żeby zapytać, co takiego się wydarzyło, bo tuż za Denalczykami zobaczyłam przyczajoną Hannę. Wampirzyca unikała mojego wzroku, cały czas wpatrując się w ziemie i bardzo niechętnie podeszła bliżej, stając niedaleko Felixa i Demetriego.

– Pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli już teraz cofnę to, co zrobiłam – wymamrotała nerwowo, niepewnie unosząc głowę i spoglądając na mnie. – Nie miałam czasu niczego im wytłumaczyć, ale...

– Ktoś w końcu oświeci mnie, co się dzieje? – wtrącił się Eleazar, nerwowo rozglądając się dookoła i najwyraźniej nie mogąc wytrzymać w milczeniu.

– On ma rację. Renesmee, kochanie, co ty tutaj robisz? – zapytała mnie drżącym głosem Kate, przybliżając się bliżej, żeby zająć miejsce Tanyi. Chciała mnie przytulić, ale byłam zbyt oszołomiona, żeby odwzajemnić jej uścisk. – Myśleliśmy, że... Dobry Boże, sama nie wiem, co takiego do tej pory sobie myśleliśmy! – poskarżyła mi się.

Powinnam była jej odpowiedzieć, ale nie byłam zdolna do tego, żeby wykrztusić z siebie chociaż słowo. Wszystko działo się zbyt szybko, a ja wiedziałam jedynie tyle, że teraz nie ma czasu na to, żeby o czymkolwiek dyskutować. Mieliśmy mało czasu, a Kajusz w każdej chwili mógł się pojawić. Już dawno powinniśmy być poza zamkiem, chociaż jednocześnie nie wyobrażałam sobie, żebym mogła tak po prostu zostawić Denalczyków, narażając ich na niebezpieczeństwo jedynie dlatego, że odzyskali wspomnienia.

Nie byłam w stanie realnie myśleć, ale Felix i Demetri na całe szczęście okazali się bardziej rozsądni ode mnie. Tropiciel jeszcze przez moment przypatrywał się czwórce oszołomionych wampirów, zanim zdecydował się do mnie podejść i – co niekoniecznie było dobrym pomysłem, skoro znał dar Kate – stanowczo odsunął dziewczynę ode mnie.

– Co do...? – warknęła w proteście, ale mój ukochany najzwyczajniej w świecie ją zignorował i chwycił mnie za rękę.

– Nie chcę być nieuprzejmy, ale nie mamy teraz czasu na sceny rodzinne – przypomniał niecierpliwym tonem. Skinęłam głową, chociaż wiedziałam, że Denalczycy są co najmniej oszołomieni, bo nie mają nawet cienia pojęcia o tym, jak wielkie wisiało nad nami wszystkimi niebezpieczeństwo. – Musimy już iść, Renesmee – dodał, spoglądając mi w oczy.

– Iść dokąd? – wtrąciła niecierpliwie Tanya. – Tak właściwie, czego chcesz od mojej bratanicy, Demetri? – dodała z rezerwą, robiąc taki krok, jakby chciała wampira ode mnie odpędzić.

Spojrzałam bezradnie na kobietę, nie mając pojęcia, jak powinnam przekonać ją i pozostałych do tego, że teraz najmniej istotne jest to, co się dzieje. Nie zdążyłam nawet nabrać powietrza do płuc, kiedy bezceremonialnie tuż przed Denalczykami stanął Felix, rzucając każdemu z osobna rozdrażnione spojrzenie.

– A możemy o tym porozmawiać później? – westchnął, wywracając oczami. – Jeśli chcecie, możecie się na nas zdenerwować, ale jakoś niespecjalnie mnie to rusza. Marzę o tym, żeby moja wieczność potrwała trochę dłużej i prawdopodobnie nie jestem w tym odosobniony, dlatego w tej chwili wychodzimy – zażądał, wymijając moich oszołomionych krewnych i w pośpiechu zmierzając w stronę drzwi.

Demetri nie czekał na moją reakcję, tylko natychmiast pociągnął mnie za sobą i ruszył za przyjacielem, po drodze chwytając jeszcze nadgarstek Hanny. Denalczycy nie od razu zareagowali, dlatego zdążyliśmy ponownie znaleźć się w przedsionku, zanim dogoniła nas Tanya.

– Chwileczkę – zawołała za nami. Zmusiłam tropiciela, żeby się zatrzymał i poczekał na wampirzycę. – Dalej nie rozumiem, co... – zaczęła, ale nie skończyła; w zamian jej oczy rozszerzyły się ze strachu, kiedy wbiła wzrok w coś, co znajdowało się na końcu korytarza.

Albo raczej kogoś.

– Wydaje mi się, że jednak nigdzie nie pójdziecie – usłyszałam spokojnym, wyprany z jakichkolwiek emocji głos.

Oszołomiona i przerażona, powoli odwróciłam się i spojrzałam wprost w rubinowe tęczówki Jane Volturi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro