18. Chelsea

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hannah

Świat zwariował – jestem tego prawie absolutnie pewna, kiedy tak patrzę w ślad za Renesmee. Demetri stoi obok, wyglądające na równie oszołomionego co ja, jeśli nawet nie bardziej. Zerkam na niego niepewnie, ale nawet jeśli dostrzega moje spojrzenie, całkowicie je ignoruje, pogrążony we własnych myślach, jak nic związanych z szukaniem przyczyny dziwnego zachowania Renesmee.

Sama nie mam pojęcia, co właściwie się stało. Różnica między roztrzęsioną Renesmee, która wpadł na mnie po tym, jak zdołała wykorzystać swoje zdolności na odległość, a tą torturującą za ich pomocą Jane, jest tak nierealnie wyraźna, że wręcz niemożliwym wydaje się to, by taka zmiana miała miejsce. Wiem doskonale, że nikt nie zmienia się ot tak, w zaledwie kilku tylko sekund, więc jestem co najmniej pewna tego, że coś zdecydowanie jest nie tak. Co prawda nie mam jeszcze pojęcia o co chodzi, ale mimo wszystko...

– Wszystko w porządku? – pytam Demetriego, chcąc przerwać panujący w mojej głowie chaos i spróbować spojrzeć na wszystko z dystansu. Dopiero po fakcie uświadamiam sobie, że moje pytanie jest co najmniej głupie, skoro dopiero co rzuciła go dziewczyna. Po czymś takim zdecydowanie nie może być w porządku. – To znaczy... – Chcę się zreflektować, ale po minie tropiciela wiem, że to nie jest najlepszy pomysł.

– Wybacz, Hannah, ale nie mam teraz do niczego cierpliwości. Nie chcę powiedzieć ci czegoś, czego później oboje pożałujemy, więc lepiej się do mnie nie odzywaj – doradza mi, bynajmniej nie będąc przy tym najbardziej przyjaznym wampirem, jakiego dane było mi w swoim niezbyt długim życiu poznać.

– To też nie było miłe – stwierdzam mimochodem, bynajmniej nie zwracając się do niego, ale i tak decyduje się na moje słowa zareagować:

– Sama widzisz.

Wzrusza ramionami i raz jeszcze zerknął w stronę załamania korytarza, gdzie chwilę wcześniej zniknęła Renesmee. Mimo wszystko wciąż nie znam go zbyt dobrze, nawet jeśli przez ostatni czas zdążyłam wyrobić sobie o nim lepsze niż na początku zdanie, ale kiedy teraz patrzę na sposób w jaki zaciska dłonie, jestem absolutnie pewna tego, że jest zły – i że cierpi, chociaż to drugie wydaje mi się w przypadku tego wampira wręcz nierealne. Wciąż aż nazbyt dobrze pamiętam, jak na samym początku naszej znajomości, groził rozerwaniem mnie na kawałki i teraz patrząc na niego, czuję, że jest do tego zdolny. Niemniej martwię się, bo chociaż nie przyjaźnimy się w jakimś znacznym stopniu, nam oboje zależy na Nessie, a ta zdecydowanie nie jest sobą.

Wzdycham zrezygnowana. Demetri spogląda na mnie tak, jakbym zrobiła Bóg się co złego. Irytuje mnie to, nawet jeśli rozumiem dlaczego jest w takim podłym nastroju.

– Powiedz Felixowi, żeby też dał mi trochę spokoju – prosi nagle. Co prawda nie dodaje słowa „proszę" i nie mam pojęcia, dlaczego to właśnie ja mam przekazywać cokolwiek Felixowi, ale dochodzę do wniosku, że nie mam co liczyć na więcej. – Cześć, Hannah – dodaje i zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, już go nie ma.

Nie mam pojęcia, co ich wszystkich dzisiaj ugryzło, ale to zdecydowanie nie jest normalne. Renesmee zachowuje się co najmniej dziwnie, Demetri się wścieka, a ja biernie się temu przyglądam, chociaż jednocześnie aż rwie mnie do tego, żeby coś zrobić. Jasne już jest, że próba gonienia za Demetrim i pocieszania go – albo raczej przekonywania do tego, żeby spróbował porozmawiać z Renesmee – jest jak prośba o to, żeby jednak spełnił groźbę z początku naszej znajomości. Wiem, co usłyszę – że nie powinnam się wtrącać – i może faktycznie coś w tym jest, bo jeszcze sami się dogadają, kiedy emocje już opadną, ale przecież nie mogę tak bezczynnie stać. Niezależnie od tego, co pomyślałaby o mnie Nessie, gdyby wiedziała kim naprawdę jestem (jakbym sama była w stanie cokolwiek sobie przypomnieć!), mimo wszystko czuję się jak jej przyjaciółka, więc to chyba oczywiste, że powinnam coś zrobić. Przynajmniej porozmawiać, nawet jeśli w tej sytuacji wydaje się to absolutnie bez sensu. Z drugiej jednak strony, co może przytrafić mi się w najgorszym wypadku? Ewentualnie skończę jak Jane, chociaż jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Renesmee była naprawdę do tego zdolna. Przecież nie mogła zmienić się aż do tego stopnia...

Nie chcę o tym dłużej myśleć, więc szybkim krokiem ruszam w stronę, gdzie zniknęła dziewczyna. Co prawda teraz może być dosłownie wszędzie, ale wyostrzone zmysły sprawiają, że nie mam najmniejszego problemu z tym, żeby ją znaleźć. W zamku nie ma żadnej istoty takiej jak ona, zresztą zapach krwi jest tak wyrazisty, że nie byłabym w stanie go zignorować, nawet gdybym tego chciała. Czasami wciąż mam problem z zapanowaniem nad pragnieniem krwi, a jej zapach sprawia, że czuje się jakby ktoś włożył mi do gardła rozpalony do białości żelazny pręt, ale bynajmniej to nie sprawia, że bonę się przebywać przy Renesmee. Zapach pół-wampirzycy jest o tyle specyficzny, że wampirza słodycz w znacznym stopniu łagodzi kuszącą woń osoki, tworząc specyficzną mieszankę, która może kusić, ale w żadnym wypadku nie wystawia mnie na pokusę. Nie żebym czuła się absolutnie pewna, kiedy przebywam obok, ale przynajmniej mam pewność, że nie zachowam się jak typowa nowo narodzona i nie zrobię czegoś, czego później będę żałować.

Znajduję ją w ogrodzie, co wcale jakoś specjalnie mnie nie dziwi. Zdążyłam się zorientować, że Renesmee lubi to miejsce, podobnie zresztą jak i bibliotekę. Nie jestem pewna, ale być może liczyła na to, że Demetri po raz kolejny ją tutaj znajdzie i waham się przed podejściem bliżej, w obawie, że mocno ją rozczaruję. Przecież nie chcę sprawić, żeby jej relacje z tropicielem jeszcze bardziej się pogorszyły, wręcz przeciwnie. Chcę pomóc, ale nie jestem pewna jaka.

– To dupek. Sama o tym najlepiej wiesz – słyszę nagle i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że Renesmee nie jest sama. Widok Heidi sprawia, że aż wstrząsa mnie deszcz i mam ochotę rzucić się do przodu, żeby obić czyjąś śliczną buziuchnę. – Biedna mała. Myślałaś, że uda ci się go zmienić? Tacy jak oni się nie zmieniają, myszko.

Zamieram, obserwując sytuację i ledwo powstrzymując się od podejścia bliżej. Heidi podchodzi bliżej, jak zwykle zarzucając biodrami, chociaż w tym momencie nie ma nikogo, kto byłby tym zachwycony. Najwyraźniej ma już to w zwyczaju, najgorsze zaś jest to, że cholera ma warunki. Nie da się ukryć – jest piękna, na ten irytujący sposób, który zawsze podoba się facetom, sprawiając, że nie zawsze zastanawiają się nad jej płytkim charakterem. Tym bardziej nabieram nadziei na to, że siedząca na skraju fontanny Nessie jednak znów dostanie szału i ustawi do pionu kolejną zmorę Volturi, jednak nic podobnego się nie dzieje.

Ona po prostu słucha. A potem unosi głowę i patrzy na swoją rozmówczynię w taki sposób, że mam ochotę nią potrząsnąć.

– Mówisz to, żeby jeszcze bardziej mnie dobić? – pyta cicho, absolutnie obojętnym tonem. – Nie musisz. Masz czego chciałaś, bo już nie jesteśmy razem – wyznaje z goryczą.

– Masz mnie za potwora – stwierdza Heidi i wygląda to prawie szczerze, kiedy wzdycha, jakby ta świadomość była dla niej radosna. Ciekawe dlaczego?, myślę z przekąsem i mam ochotę to wykrzyczeć, ale powstrzymuję się, woląc pozostać w ukryciu. – Może i słusznie, nie zachowywałam się najlepiej, ale to przecież również wina Demetriego. On wie jak zamieszać dziewczynie w głowie... A potem je zostawia, wcześniej wykorzystując. Typowy playboy i nie mówię tego, żeby sprawić ci przykrość, ale po prostu ostrzec. To dobrze, że zerwaliście, zanim zdążyłby cię skrzywdzić – dodaje tonem dobrej przyjaciółki.

Mam ochotę coś rozwalić, ale dochodzę do wniosku, że to marny pomysł, jeśli mam się nie wychylać. Odrobinę dziwna czy nie, Renesmee przecież...

– Wiem o tym. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale teraz zaczęłam się zastanawiać i... – Renesmee wzrusza ramionami. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego zwierza się tej wampirzej dziwce, ale najwyraźniej miałam rację i świat faktycznie stanął na głowie. – Mam wrażenie, że cały czas się mną bawił. Na początku wściekał się, że musi mnie chronić, ale kiedy sama zaczęłam być do tego zdolna, też nie był zadowolony.

– Faceci tacy jak Demetri lubią mieć kontrolę nad tym, co się dzieje. – Heidi kiwa głową, jakby doskonale wiedziała co mówi i faktycznie dziewczynie współczuła. W zasadzie sądzę, że kłamstwo momentami jest najprostszym rozwiązaniem, ale w tym momencie od nadmiaru fałszu robi mi się niedobrze, nawet jeśli w przypadku wampira to nie jest fizycznie możliwe. – Zauważył, że dzięki temu może się do ciebie zbliżyć, więc zaczęło mu to odpowiadać. Nic dziwnego, że nie był zadowolony, że możesz okazać się od niego silniejsza.

Przecież to bzdura. Co prawda wiem, że Renesmee w jakimś stopniu zawsze obawiała się tego, że Demetri z jakiego powodu się od niej odsunie albo niekoniecznie jest szczery, ale kłamstwa Heidi są tak niemożliwie wręcz wyraziste, że nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek był w stanie je uwierzyć, zwłaszcza Nessie. Sama mam wręcz ochotę zacząć krzyczeć i prychać z oburzenia, ale powstrzymuje mnie jedna rzecz – mianowicie wyraz twarzy mojej przyjaciółki.

Bo Renesmee jej wierzy i to bez żadnych zastrzeżeń. Nie muszę nawet pytać, żeby wiedzieć, że tak jest w istocie – wystarczy, że spojrzę na wyraz jej twarzy i gniewny błysk w jej czekoladowych oczach. To odkrycie wręcz ścina mnie z nóg, bo wyobrażałam sobie w życiu różne rzeczy, ale nie to, że zobaczę te dwie nieśmiertelne razem i to w całkowitej zgodzie. Słyszałam co prawda, że życie jest dziwne i lubi zaskakiwać, ale to, co widzę, to chyba jakiś marny żart, a ja zaraz usłyszę, że jestem w ukrytej kamerze. Muszę być w ukrytej kamerze...

– Więc dlaczego byłaś o niego taka zazdrosna? – słyszę nagle i jednak nabieram nadziei na to, że może nie jest tak źle, a Renesmee jednak do końca nie zwariowała. Teraz patrzy na Heidi odrobinę podejrzliwie i to zapowiada się całkiem obiecująco.

Wampirzyca śmieje się w całkiem prawdziwy, szczery sposób. Jest dobra w tym, co robi – muszę to przyznać, chociaż nie chętnie, ale prawda jest taka, że doskonała z niej aktorka.

– Wiesz jak to jest – stwierdza, wzruszając ramionami. – Tacy jak my... Nieśmiertelni – uściśla. – Tak czy inaczej, tacy jak my bywamy porywczy. Demetri to mimo wszystko marzenie kobiety, a ja nie przywykłam do tego, że ktokolwiek mi odmawia. Powiedzmy, że się zdenerwowałam, ale przecież cały czas chciałam cię ostrzec. Nie jestem w tym dobra, ale chyba mimo wszystko liczą się chęci, prawda? Szkoda, że musiałaś się sama o tym przekonać, ale nie ma tego złego, a ja chcę wszystko między nami naprawić.

I co jeszcze?, myślę wstrząśnięta. Nie rozumiem, co dzieje się z Renesmee i dlaczego Heidi nagle zrobiła się taka rozkoszna i pomocna, ale to zdecydowanie mi się nie podoba. Jedno jest pewne – nie zamierzam bezczynnie stać i patrzeć się, czekając na dalsze efekty tej kabały, zanim jednak zdążam jakkolwiek zareagować, Heidi odzywa się ponownie:

– Przemyśl sobie to wszystko, co powiedziałam. Ja wiem, że możesz mi nie ufać, ale to nie zmienia faktu, że intencje mam szczere. – Moim zdaniem jest w tym tyle prawdy, co autentyczności w piersiach Paris Hilton, ale Heidi najwyraźniej nie zdaje sobie z tego sprawy. – Jakby co, znajdziesz mnie. Swoją drogą, miałoby było, gdybyś kogoś poznała. Wybieramy się dzisiaj wieczorem na miasto, to znaczy ja i Chelsea, więc możesz się z nami zabrać, jakbyś chciała – dodaje.

– Pomyślę. – Renesmee nie wydaje się przekonana, ale mam wrażenie, że nie chodzi o brak zaufania, tylko ewentualne wyjście na miasto. Chyba jedynie ona może wciąż mieć z tym problem.

Heidi mruczy coś pod nosem z satysfakcją i nareszcie odchodzi. Potrzebuję kilku sekund, żeby złapać oddech (to nic, że go nie potrzebuję) i być w stanie ruszyć się z miejsca, mając przy tym pewność, że nie stracę nad sobą panowania i natychmiast nie polecę za ta dziwką, żeby porządnie jej przyłożyć. Natychmiast wychodzę z ukrycia i momentalnie dopadam do siedzącej wciąż w tym samym miejscu Renesmee, całkiem skutecznie ją przy tym zaskakując.

– Hannah? – Nie wydaje się zbytnio zachwycona moim widokiem. – Co tutaj robisz?

– Miałaś pewnie nadzieję, że to Heidi? – Jakoś nie mogę powstrzymać się od zadania tego pytania. Przez twarz Renesmee przechodzi cień. – Co to miało być, do cholery?! – pytam, nie mogąc się powstrzymać.

Moja przyjaciółka po prostu patrzy na mnie w milczeniu, nie zdradzając przy tym żadnych emocji.

– Słyszałaś – stwierdza z goryczą. – Jak możesz mnie śledzić? – pyta, patrząc na mnie w taki sposób, jakbym ją zdradziła.

– Jak ja mogłam? – pytam z niedowierzaniem. – A co z tobą, Renesmee? Trajkocesz sobie z Heidi, jakby nic się nie stało, chociaż to największa suka i kłamczucha na tej planecie?

– Przestań. – Dziewczyna zrywa się z miejsca i patrzy na mnie groźnie. – Nie mów tak o niej. Skoro nas podsłuchiwałaś, wiesz dobrze, że niekoniecznie tak to wygląda.

– Wiem jedynie, że dawno nie słyszałam tak beznadziejnych kłamstw – mówię, a właściwie syczę przez zaciśnięte zęby. – Renesmee, co się z tobą dzieje? Co to za akcja z Jane i Demetrim? A teraz jeszcze wierzysz w każde słowo Heidi... – Kręcę z niedowierzaniem głową, całkowicie wytrącona z równowagi.

Nessie milczy i zaczynam mieć wątpliwości, czy w ogóle zdecyduje się odezwać. Jej czekoladowe oczy wydają się wręcz jarzyć, zaś gniew, który w nich dostrzegam, jest niemal namacalny.

– To on cię za mną wysłał? – Nie daje mi nawet szansy do tego, żebym przynajmniej spróbowała odpowiedzieć. – Dlaczego po prostu wszyscy nie dacie mi spokoju?! Nikt was przecież nie prosi o to, żeby cały czas za mną chodzić i oceniać moje decyzje!

– Jesteś moją przyjaciółką, więc chyba mam do tego prawo! – oponuję natychmiast. Doprawdy, czasami chyba łatwiej jest się jako wampir zabić niż zrozumieć tę dziewczynę. – Nessie...

– Przestań tak do mnie mówić – przerywa mi. – Swoją drogą, to gdybyś była moją przyjaciółką, nie miałabyś przede mną tajemnic.

– A co to niby miało znaczyć?

Spogląda mi w oczy, celowo przeciągając moment mojego wahania. Dopiero kiedy otwieram usta, żeby coś dodać, postanawia mnie ubiec:

– To, że może wcale nie jesteś lepsza od Heidi, Hanno – wyjaśnia cichym, dobrze znanym mi tonem. Widzę łzy na jej policzkach, ale nie jestem pewna czy to pozostałości po kłótni z Demetrim, czy coś świeżego. – Wiesz dobrze o czym mówię, prawda? Chyba nie zaprzeczysz, że cokolwiek przede mną ukrywasz?

– Ness... Renesmee – reflektuję się w ostatniej chwili – przecież mówiłam ci, że...

– Wydaje mi się, że nie mamy o czym więcej rozmawiać – ucina, spoglądając na mnie z żalem. Najwyraźniej do końca miała nadzieję, że jednak zaprzeczę albo zrobię coś... Cóż, wciąż nie mam pojęcia czego ode mnie oczekiwała w tamtym momencie. – Proszę cię, zostaw mnie w spokoju. I powiedz Demetriemu, żeby też trzymał się ode mnie z daleka. Nie chcę żadnego z was skrzywdzić, ale zrobię to, jeśli będę musiała – zastrzega, tym samym całkowicie wytrącając mnie z równowagi, tak bardzo groźby są do niej niepodobne.

Dziewczyna odwraca się, żeby odejść, ale ja jestem zbyt rozemocjonowana i zła, żeby tak po prostu jej na to teraz pozwolić. Mocno zaciskam dłoń na jej ramieniu, wzmacniając uścisk, kiedy Renesmee próbuje mi się wyszarpnąć, po czym stanowczo odwracam ją ponownie w moją stronę.

– W tej chwili mnie puść! – protestuje zaskoczona, ale tym razem to ja postanawiam być głucha na wszelakie pytania czy prośby.

– No dobra, wystarczy. – Jestem na krawędzi wybuchu, ale robię wszystko, byleby zachować chociaż odrobinę cierpliwości. – Po pierwsze, nie mam pojęcia dlaczego wszyscy każą mi przenosić wiadomości, ale ja nie jestem gońcem, więc sama rozmawiaj sobie z Demetrim. Po drugie, nie mam już do tego cierpliwości i nie obchodzi mnie, czy zamierzasz nagle spotykać się z Heidi i jej przyjaciółeczką...

– Nawet jeśli, nie powinno cię to interesować – przerywa mi spiętym tonem. – Hannah...

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam. – Ledwo powstrzymuję się od tego, żeby nie skomentować kwestii spotkań z tą wampirzycą. – Jak mówiłam, nie obchodzi mnie to, ale...

Głos zamiera mi w gardle w momencie, kiedy całe moje ciało przeszywa palący ból. Znam tylko jedno doświadczenie, które można do tego przyrównać, ale przecież niemożliwe jest, żebym kiedykolwiek jeszcze miała w swoim nieśmiertelnym życiu doświadczyć bólu przemiany. Mam ochotę krzyczeć, ale jednocześnie powstrzymuję się, nie zamierzając w nawet najmniejszym stopniu okazać słabości, nawet jeśli jest to trudne i bezsensowne. Z opóźnieniem uświadamiam sobie, że to wszystko sprawka Renesmee i jej nowo odkrytych umiejętności, którymi wcześniej potraktowała Jane. Wszystko rozumiem – to, że może być na mnie zła i że chce, żebym ją puściła – ale czy to powód, żeby częstować mnie tym gównem?! Jestem w szoku, a to, że całe moje ciało wydaje się płonąc, jedynie pogłębia frustrację. To przerażające, ale w jednej chwili mam ochotę jakkolwiek się z tego wyrwać i rzucić mojej najlepszej przyjaciółce do gardła, a to zdecydowanie nie jest powodem do dumy.

Wyrywa mi się krzyk i czuję, jak powoli tracę panowanie nad własnym ciałem. Ktoś jęczy, a chwilę później Renesmee nareszcie oswobadza się z uścisku moich palców, odskakując na bezpieczną odległość i patrząc na mnie rozszerzonymi do granic możliwości oczyma. W tym samym momencie ból znika, a ja opadam na kolana, dysząc ciężko i naprawdę czując się źle, chociaż w przypadku wampira takie samopoczucie jest niemożliwe. Wiem, że wszystko było jedynie iluzją, ale echo bólu jest niemal prawdziwe i mam złudne wrażenie, że mięśnie mam dziwnie obolałe i zdrętwiałe. Do tej pory nie miałam okazji poznać zdolności Jane Volturi, ale jeśli są jeszcze gorsze niż ich wspomnienie, które właśnie zaserwowała mi Renesmee, wolę nigdy nie dowiedzieć się czym są prawdziwe tortury.

– Przecież mówiła ci, żebyś mnie puściła. – Renesmee patrzy na mnie, jednocześnie cofając się i omal nie potykając o własne nogi. Drży i chyba nie do końca uświadamia sobie, co chwilę wcześniej zrobiła. Zdecydowanie mnie to niepokoi, ale w tym momencie wszystko zbytnio przysłonięte jest złością i oszołomieniem, żebym mogła ocenić sytuację właściwie. – Hannah...

Chcę odpowiedzieć, ale Renesmee nie daje mi po temu okazji. Zanim zdążam w ogóle się odezwać, dziewczyna odwraca się na pięcie i kolejny raz ucieka, zostawiając mnie w samym środku ogrodu. Z trudem podnoszę się i staję na nogi, instynktownie wciąż spodziewając się powrotu bólu, ale chociaż nic podobnego się nie dzieje, nie zamierzam jej gonić. W tym momencie to zdecydowanie nie ma sensu, skoro obie jesteśmy zdenerwowane, zresztą nie sądzę, żeby Nessie była w stanie rozsądnie ze mną porozmawiać, skoro teraz nam to nie wyszło. Coś się z nią dzieje, a jeśli chcę coś zrobić, w pierwszej kolejności muszę spróbować ustalić skąd to się bierze.

Wzdycham zrezygnowana. W pierwszej kolejności myślę o Demetrim, ale ten nie wydaje mi się wcale bardziej skory do rozmów od Renesmee, dlatego prawie do razu odrzucam tę możliwość. Najwyraźniej muszę działać sama, ale wątpię żebym miała jakiekolwiek szanse na ustalenie czegokolwiek, skoro jestem w zamku od niedawna. Zdecydowanie potrzebuję pomocy, ale...

Ale ty jesteś głupia, Hanno, myślę i w jednej chwili pragnę roześmiać się histerycznie. O ironią, oczywiście, że jest ktoś, kto być może mi pomóc. Jedyny problem leży jest w tym, że ta osoba niekoniecznie może tego chcieć...

Albo to raczej ja mam wątpliwości, ale...

No cóż, cel uświęca środki, stwierdzam, a potem w końcu niechętnie zaczynam wlec się w stronę twierdzy.


Felix

Siedziałem właśnie w swojej komnacie, śledząc nad laptopem i oddając się jakże cudownemu zadaniu – tudzież nic nierobieniu – kiedy doszło mnie nerwowe, pospieszne walenie do drzwi. Nie zdążyłem nawet zorientować się, co się dzieje, bo intruz zaledwie przez ułamek sekundy pamiętał o dobrych manierach. Zanim się obejrzałem, drzwi otworzyły się zamaszyście, a do pokoju wparowała wręcz kipiąca ze złości Hannah. Z wrażenia aż uniosłem brwi, bo chyba nigdy dotąd nie widziałem dziewczyny aż do tego stopnia wzburzonej i przerażonej jednocześnie. To była dziwna mieszanka, zresztą do tego stopnia szokująca, że przez dłuższą chwilę po prostu gapiłem się na nią oniemiały, nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa.

W tym momencie wyglądała niczym złotowłosa bogini zemsty i zniszczenia. Jasne, krótkie włosy miała w nieładzie, a jej szkarłatne oczy ciskały błyskawice i natychmiast zostały utkwione we mnie. Oddech, który przecież był wampirom zbędny, miała przyspieszony i tak płytki, że gdyby była człowiekiem, prawdopodobnie już dawno by zemdlała. Innymi słowy wyglądała jak prawdziwa wampirzyca, chociaż nie sądziłem, że kiedykolwiek jej to przyznam.

Zamrugałem pospiesznie – a potem po raz kolejny zrobiłem z siebie palanta:

– Dobre wychowanie nakazuje pukać... – zacząłem, wypowiadając pierwszą myśl, która przyszło mi do głowy.

– Pukałam – przerwała mi natychmiast, celnym kopnięciem zatrzaskując za sobą drzwi. Zamknęły się z hukiem.

– Jeszcze nie skończyłem. – Poprawiłem się na materacu, odsuwając laptopa, żeby lepiej ją widzieć. – Skoro już zapukałaś, powinnaś była zaczekać aż pozwolę ci wejść. Faceci bardzo nie lubią, kiedy ktoś narusza ich przestrzeń osobistą – wyjaśniłem jej spokojnie, jednocześnie zastanawiając się o czym ja, do jasnej cholery, pieprzę.

Hannah zmrużyła gniewnie oczy.

– Nie uruchamiaj mnie, Felutek, bo nie ręczę za siebie – warknęła gniewnie.

– Dobra, nieważne – zreflektowałem się, bo w tym momencie była więcej niż poważna. – Co się stało? – zapytałem, bo zdecydowanie nie przyszła do mnie bez powodu. Nie miałem pojęcia, co powinienem o tym sądzić, ale przecież nie mogłem tego tak zostawić.

Hannah bezceremonialnie opadła ciężko na łóżko, nagle znajdując się aż za blisko mnie. Materac ugiął się pod jej ciężarem. Machinalnie nabrałem powietrza do płuc, kiedy owiał mnie znajomy, słodki zapach jej ciała. Może i strasznie mnie denerwowała, ale przecież nie mogłem zarzucić jej braku gracji czy idealnego ciała... Nie wspominając o feromonach, które dosłownie obezwładniały, upajając – zwłaszcza teraz, kiedy była pod działaniem tak skrajnych emocji.

– Renesmee – oznajmiła bez ogródek, wciąż nie odrywając ode mnie spojrzenia swoich czerwonych tęczówek.

W głowie natychmiast zapaliła mi się czerwona ostrzegawcza lampka o treści „Demetri". Nie żeby to było uczciwe, zwłaszcza, że chodziło o mojego kumpla, ale pomyślałem tak właśnie dlatego, że doskonale go znałem i wiedziałem, że związki nie są jego mocną stroną. Nessie była jego pierwszą partnerką „na serio", a jej wiek i to, że połowicznie pozostawała człowiekiem, sprawiało, że również we mnie wyzwalała instynkt, który nakazywał mi otoczyć ją opieką; nie potrafiłem tego zignorować, a już na pewno nie zamierzałem pozwolić jej skrzywdzić, również (a może zwłaszcza) Demetriemu.

– Co znowu? – westchnąłem zrezygnowany, nie kryjąc rozdrażnienia. Sądziłem, że po wszystkim, co stało się podczas urodzin Renesmee, będziemy mieli święty spokój. – Co Dem jej zrobił?

Hannah zacisnęłam usta w wąską linijkę.

– Właśnie chodzi o to, że nic. Wiem jak to może zabrzmieć, ale wyjątkowo muszę stanąć w obronie Pana Chucherko – oznajmiła, odrobinę spokojniejszym tonem. Najwyraźniej potrzebowała kogoś, kto się przejmie w równym stopniu co i ona.

– Pana... Chucherko – powtórzyłem z niedowierzaniem, nie wiedząc czy powinienem się śmiać, czy może płakać. Chyba wolałem nie dowiedzieć się, jak spogląda na innych członków straż. – Dobra, wolę nie wnikać. W takim razie co jest nie tak z Renesmee? – ponagliłem, bo chyba nie wpadłaby tak do mnie bez powodu.

Wydawała się czekać na to pytanie, a przynajmniej tak pomyślałem w pierwszej chwili. Hannah skrzywiła się niechętnie i oparła się na ramieniu, wyglądając na wyczerpaną, chociaż w przypadku takich jak my zmęczenie fizyczne jest czystą abstrakcją. Spojrzałem na nią wyczekująco, w żaden sposób jednak nie komentując jej zwłoki i czekając aż zbierze myśli. Teraz już nie miałem wątpliwości, że coś było nie tak, chociaż za żadne skarby nie potrafiłem stwierdzić o co właściwie mogło chodzić. W tym miejscu możliwe było w zasadzie wszystko, a po tym jak komuś naprawdę udało się zdobyć serce Demetriego, już chyba nic nie miało mnie zdziwić...

No cóż, jednak się myliłem.

– Może zacznę od tego, że Renesmee dopiero co zaatakowała Jane, zerwała z Demetrim, a na sam koniec potraktowała mnie tak samo, jak tę blond psychopatkę? – mruknęła Hannah, skutecznie zmieniając moje dotychczasowe poglądy na temat Nessie.

– Ach, to dobrze... – Popatrzyłem na nią, ale najwyraźniej nie zamierzała dodać nic więcej. – Więc jaka jest puenta tego dowcipu? – zapytałem z uprzejmym zainteresowaniem.

Wampirzyca wyglądała tak, jakby wahała się przed daniem mi w twarz albo natychmiastowym poćwiartowaniem mnie na kawałki.

– Jestem jak najbardziej poważna! – zaoponowała gniewnie, natychmiast prostując się niczym struna. Omal nie zdzieliła mnie łokciem w twarz, kiedy w popłochu zwiększyła dystans między nami. – Myśl sobie co chcesz, ale... A zresztą, najwyraźniej tracę czas – warknęła i chciała wstać, ale w ostatniej chwili zdołałem pochwycić ją za ramię.

– Poczekaj, chwila. – Puściłem ją pośpiesznie, nie chcąc jeszcze bardziej jej zdenerwować, ale przynajmniej osiągnąłem cel. – Przepraszam – zreflektowałem się, chociaż to słowo przeszło mi z trudem przez usta. Hannah uniosła brwi w geście niedowierzania. – Po prostu nie wyobrażam sobie tego, co dopiero powiedziałaś. Jesteś pewna, że w tym momencie mówimy o tej samej Renesmee? Rude włosy, czekoladowe oczy i zgrabna sylwetka?

– Nie wierzę, że możesz być zafascynowany sylwetką dziewczyny swojego kupla – powiedziała z pretensją w głosie.

– Pamiętasz o czym kiedyś rozmawialiśmy? Seks i miłość to dwie różne sprawy – przypomniałem jej i machnąłem niedbale ręką.

– Czy możemy teraz przejść do konkretów? Jak na razie wystarczy mi twoich teorii na temat życia erotycznego – przerwała mi gniewnie.

– Jedynie pod warunkiem, że łaskawie opowiesz mi wszystko od początku... O, i trochę się odsuniesz, bo za chwilę zgnieciesz mi laptopa – dodałem.

Warknęła na mnie, ale przynajmniej usłuchała, rzucając mi przy tym urażone spojrzenie. Być może to był chwyt poniżej pasa, bo komputer zdecydowanie nie był w tym wszystkim najważniejszy, ale byłem przerażony tym, jak działała na mnie jej bliskość, więc wolałem się zabezpieczyć. Co prawda prawie natychmiast tego pożałowałem, chociaż nie rozumiałem dlaczego nagle obecność tej małej wiedźmy stała się dla mnie tak istotna, ale wolałem się nad tym nie rozwodzić. Wystarczyło, że mówiła na mnie Felutek – to już był wystarczająco powód, żeby trzymać ją na dystans.

Hannah wzięła kilka głębszych wdechów i nareszcie zaczęła mówić. Wiedziałem już wcześniej o lekcjach Renesmee z Markiem, więc nie byłem jakoś specjalnie zdziwiony, że kolejny raz widziała się z tym z wielkiej trójcy, ale nagłe postępy były już bardziej interesujące. Miałem już nawet zauważyć, że to chyba nawet dobrze i jak na razie nie widzę w zachowaniu dziewczyny niczego dziwnego, ale wtedy Hannah wspomniała o Jane i reakcji Nessie na nią. No dobrze, to już było dziwne i musiałem to przyznać. Tym bardziej zadziwiające było to, jak zachowała się wobec Demetriego i szczerze pożałowałem swoich początkowych oskarżeń przeciwko niego, pocieszyłem się jednak myślą, że wampir zdecydowanie nie miał się o niczym dowiedzieć – przynajmniej pod warunkiem, że Hannah chociaż raz będzie trzymała buzię na kłódkę. Była na to spora szansa, bo raczej nie wydawała się zachwycona tym, że tropiciel nie zachował się wobec niej wcale przyjaźniej, ale to już była sprawa drugorzędna. Liczyło się raczej to, że wszyscy zachowywali się jakby byli szaleni, zwłaszcza Renesmee, ale nawet w najgorszym wypadku nie wpadłbym na to, że dziewczyna byłaby w stanie do tego wszystkiego swobodnie gawędzić sobie z Heidi.

– A na koniec ta wredna suka zaproponowała jej wspólne wejście z jakąś... Chwila, jak jej było? Chelsea? Zresztą nieważne. Tak czy inaczej skończyło się tak, że i my pokłóciłyśmy się, kiedy po wszystkim do Renesmee podeszłam. A ja próbowałam ją zatrzymać...

– Chwileczkę... Co ty dopiero co powiedziałaś? – zapytałem, jakby nagle wyrwany z transu. W przypływie emocji znalazłem się tuż przy Hannie i bez zastanowienia chwyciłem ją za ramiona, stanowczo nią potrząsając.

– Hej, łapy przy sobie – zaoponowała, próbując się oswobodzić. Z westchnieniem zwolniłem uścisk, ale wciąż praktycznie nachylałem się nad Hanną, zmuszając ją do tego, żeby w popłochu musiała położyć się na łóżku, żeby zachować chociaż niewielki dystans między nami. – Ciebie też pokręciło, czy co, Felixie? – warknęła.

Fakt, że wypowiedziała moje imię, był już swego rodzaju postępem, ale nie miałem czasu, żeby napawać się triumfem do którego przecież nawet świadomie nie dążyłem. Swoją drogą, miło było wiedzieć, że dziewczyna jednak pamięta jak brzmi prawidłowa wersja mojego imienia.

– Być może. Ale czy teraz możesz w końcu powtórzyć, co powiedziałaś? – żachnąłem się, coraz bardziej zniecierpliwiony.

– Och, po prostu cudownie. – Hannah wydęła usta. – A teraz na domiar złego dowiaduję się, że produkuję się bez powodu...

– Hannah! – Do prawdy, czy wszystkie kobiety mają jakiś dziwny talent doprowadzania mężczyzn do białej gorączki?

– Mhm, tak mam na imię – odparowała i wywróciła oczami. – Powiedziałam, że Heidi zaproponowała jej wspólne wyjście, a potem się pokłóciłyśmy – przypomniała mi usłużnie.

Powoli zaczynałem nabierać ochoty na to, żeby wyć z frustracji.

– Nie o to mi chodziło. – Wzniosłem oczy ku górze. – Naprawdę zaproponowała jej również spotkanie z Chelseą? – zapytałem spiętym tonem.

– Tak powiedziałam. – Spojrzała na mnie tak, jakby wątpiła w moje zdrowie psychiczne. – Po co pytasz, skoro jednak słyszałeś? A tak swoją drogą, co ma to tego wszystkiego jakaś Chelsea? – zapytała, ale coś w moim spojrzeniu musiało ją przekonać, że jednak jak najbardziej coś jest na rzeczy, bo prawie natychmiast spoważniała.

– W zasadzie wszystko – stwierdziłem i z westchnieniem się wyprostowałem. Hannah zamrugała kilkukrotnie, oszołomiona i nareszcie opadła na łóżko całkowicie, po czym zamilkła. To, że przestała mówić, było sporym osiągnięciem. – Chelsea i Heidi... Kto by pomyślał? – mruknąłem w zamyśleniu, siadając po turecku.

– Czy powiesz mi w końcu o co chodzi? – zapytała spiętym tonem Hannah, obserwując mnie wyczekująco. Nareszcie spuściła z tonu, co było miłą odmianą po tym, jak próbowała dosłownie rzucać mi się do gardła. – Felixie, proszę – dodała, bo nie odezwałem się od razu.

Westchnąłem ułożyłem się obok niej, podpierając głowę na łokciu. Nasze spojrzenia ponownie się spotkały, a ja przekonałem się, że Hannie naprawdę zależy. Może i była wiedźmą, która doprowadzała mnie do szału, ale w tym momencie nie byłem w stanie spojrzeć na nią w krytyczny sposób. Być może miałem tego pożałować, ale w tamtej chwili zdecydowałem się trochę odpuścić.

– Chelsea to jedna z perełek w kolekcji darów Aro – powiedziałem cicho, uważnie obserwując twarz Hanny, żeby określić jej reakcję. Jak na razie nie wyrażała żadnych emocji. – Potrafi wpływać na relacje między poszczególnymi osobami... Ma problem, jeśli emocje są silne, jak chociażby miłość, ale jeśli wyłapie coś... No nie wiem... Na przykład wahanie albo wątpliwości, może być w stanie przekierować te uczucia według własnego uznania. Może chociażby...

– Może chociażby wzmóc nienawiść albo uczynić nawet najbardziej absurdalne myśli i słowa czymś sensownym, tak? – dokończyła za mnie.

– No cóż, chyba tak – przyznałem, chociaż nie miałem pewności. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak daleko są w stanie sięgnąć umiejętności wampirzycy, bo i nie byliśmy ze sobą jakoś szczególnie blisko. Zabawne, że teraz brak zainteresowania kobietą się na mnie mścił.

Hannah zacisnęła usta w wąską linijkę.

– Więc co teraz robimy? – zapytała, patrząc na mnie tak bardzo intensywnie, że chyba gdybym był człowiekiem, zarumieniłbym się.

– Mnie o to pytasz? – wymamrotałem speszony, spoglądając na nią mało przytomnie.

Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.

– Szczerze powiedziawszy, po prostu ci ufam – wyznała.

Nie zdążyłem jeszcze przyjąć tej wiadomości do świadomości, kiedy Hannah postanowiła posunąć się o krok dalej. Już tak leżeliśmy blisko siebie, ale dziewczyna postanowiła jeszcze bardziej zmniejszyć ten dystans. Zanim się obejrzałem, jej twarz znalazła się zdecydowanie bliżej moje; jej oczy błyszczały i mógłbym przysiąc...

Mógłbym przysiąc, że chciała...

A potem poczułem jej wargi na swoich własnych i wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro