I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Młody Jedi przemierzał lekkim oraz szybkim krokiem korytarze Galaktycznego Senatu Na Curusant, zmierzając prawie na najwyższe piętro w cudownie wykonanym budynku. Nie zatrzymywał się, żeby zamienić z kimś słowo ani żeby się przywitać. Po prostu brnął przed siebie do celu.

Senatorowie, których mijał, posyłali mu pełne zdziwienia spojrzenia, chodź i tak większość z nich zaraz odwracała wzrok, gdy tylko na nich spojrzał. No tak, rozglądał się co jakiś czas na boki, poszukując tak dobrze znanej mu twarzy kobiety.

Mimo iż widział ją ledwie wczoraj, to już za nią strasznie tęsknił i nie mógł się doczekać ich najbliższego spotkania, które miało być dziś. Ten cały strach pewnie wynikał z ostatnich wizji, które go męczą niemal co noc, przez co nie może normalnie myśleć ani funkcjonować. Martwił się o nią i to strasznie, w każdym śnie, wizji, umierała podczas porodu, a on przysiągł, że na to nie pozwoli... nie pozwoli odejść swojej ukochanej, kolejnej osobie, którą pokochał ponad własne życie.

Nie pogodziłby się nigdy z myślą, że coś się jej mogło stać, tego by sobie nie wybaczył do końca życia. Pozwolił odejść matce, żonie nie pozwoli. Wiedział, że źle postąpił oraz że złamał kodeks Jedi, ale on czuł, że nie mógł inaczej. Zakochał się w Pani Senator, od kiedy pierwszy raz ją zobaczył, oczywiście wtedy była ona jeszcze królową Naboo, ale dla niego nie było to ważne, i tak nie wierzył, że cokolwiek z tego będzie. A jednak, byli razem, do tego spodziewali się potomstwa. Obiecał jej, że jak tylko skończy się ta wojna, odejdzie z Zakonu, dla niej, dla rodziny... ale na razie nie mógł.

Trochę podłamany znalazł się w końcu przed białymi drzwiami do gabinetu Kanclerza Palpatina. Za chwilę miał się dowiedzieć, co od niego chciał.

Żeby poleciał na kolejną misję? I narażał znów swoje życie i zdrowie dla Republiki? Albo chodziło mu o coś innego? Chciał po prostu porozmawiać, ale o czym?

Skywalker już dawno zrezygnował z próby zrozumienia, o co chodzi w polityce, zostawił to swojej małżonce oraz innym Senatorom.

Podniósł, a raczej lekko uniósł swoją rękę i zapukał trzy razy, dłonią złożoną w pięść, w drzwi. Stał tam może chwilę, dopóki te się przed nim nie otworzyły, a przed nim pojawił się jakoś dziwnie uśmiechnięty Sheev, tak że przez chwilę Anakin był dość zdezorientowany, bo nie wiedział, o co chodzi.

Coś się mu stało, że tak się uśmiecha?

Przeszło mu przez myśl, bo to naprawdę było dość dziwne, a zarazem nietypowe, żeby ich Kanclerz się tak uśmiechał.

- Wzywałeś mnie. - Nie widział sensu się witać, bo po co? Żeby zaraz i tak się żegnać? To by nie miało sensu, do tego nie miał dziś ochoty na żadne formy grzecznościowe, po prostu chciał się dowiedzieć, o co chodzi i już mieć to za sobą. Czeka go przecież jeszcze sporo czasu do spędzenia w bibliotece Zakonu, żeby się dowiedzieć, czy ta wizja musi się sprawdzić, lub jak jej zaradzić...

- Tak Anakinie, w rzeczy samej. - Najwidoczniej przywódca Republiki postanowił zignorować fakt, że młody Jedi się z nim nie przywitał.

Wpuścił młodego Jedi do swojego gabinetu, po czym zamknął za mim drzwi. Nikogo poza nimi nie było w pomieszczeniu. Ani żywej duszy, jeśli nie liczyć tej dwójki, co już wydawało się lekko podejrzane dla Anakina.

- A więc... po co mnie wezwałeś? - Odezwał się po dość długiej ciszy. Na prawdę mu się spieszyło, bo teraz każda sekunda się liczy, więc nie może marnować czasu na jakieś bzdury.

- Usiądziesz? - Palpatin zdawał się nie robić nic z tego, co mówi Skywalker, na co Anakin pokręcił głową na nie. Coś mu tu nie pasowało, i to zdecydowanie.

- A więc nie... - Powiedział Kanclerz, po czym on zajął swoje miejsce. - Jak idą walki? - Zapytał znienacka, a Anakin miał wrażenie, że zaraz go rozsadzi. Nie mógł wezwać kogoś innego? On chce po prostu raport z tego, jak im idzie...

No właśnie. To było bardzo trafne pytanie. Jak im idzie. Skywalker przestał na to kompletnie zwracać uwagę, więcej czasu i tak siedzi w bibliotece, zamiast na misjach czy zebraniach rady. Po prostu dla niego one teraz nie istniały.

Dla niego liczyła się teraz tylko i wyłącznie Padmé. Nie mógł jej zawieść, nie teraz gdy liczyła na niego najbardziej.

- Nawet dobrze kanclerzu. - Starał się brzmieć normalnie, ale i tak mu to nie wychodziło. Myśl o tym, że z jego ukochaną może zacząć się dziać coś złego, nie pozwalała mu w ogóle myśleć. A już na pewno nie racjonalnie.

- To dobrze, bardzo dobrze. - Mimo największego wysiłku, chodź i tak go w ogóle nie wkładał w to, Anakin był pewien, że nie słyszał w jego głosie ani trochę szczęścia czy radości... więc o co tu chodzi?

- Czy tylko to ode mnie chciałaś? - Naprawdę starał się brzmieć miło oraz życzliwie, ale coś czuł, że mu to nie wyszło. Strach z każdą chwilą, sekundą przejmował nad nim kontrolę, nieważne jak bardzo starałby się do tego nie dopuścić, to już się działo.

- Martwisz się o nią, to zrozumiałe. - Podiął nagle temat ni z gruszki ni z pietruszki, kompletnie wytrącając Anakina z równowagi. Czy on wiedział? A może go sprawdza? Co powinien zrobić? Nie wiedział, więc milczał... i milczenie go zdradziło.

- Nie martw się mój drogi przyjacielu, nie powiem nic radzie Jedi, oni i tak nie zrozumieją. - Powiedział po chwili ciszy, doskonale wiedział, jak ma dobrać słowa, żeby do niego trafić, żeby trafić tam, gdzie zaboli najbardziej.

- Skąd... - Zaczął, ale Kanclerz nie dał mu dość do słowa.

- Wiem więcej, niż Ci się może wydawać... i wiem jak ją uratować. - Na te słowa Skywalkerowi zaczęło bić szybciej serce, jakby miało zamiar zaraz uciec. On znał prawdę, wiedział o wszystkim. Do tego wie jak im pomóc, ale skąd? I co będzie chciał w zamian?

- Jak? - Nie obchodziło go, że teraz to już kompletnie pozbył się wszelkich manier, czy innych zachowań oraz norm, które powinien przestrzegać. Teraz liczyło się tylko to, by uratować Padmé, oraz poznać sposób, który może to zrobić.

- To bardzo proste. - Zaczął Palpatin, - Jedi nie korzystają w pełni z tego, co daje im posiadanie oraz władanie Mocą. - Przerwał, dając widocznie chwilę na przyswojenie tych informacji Anakinowi. On nawet nie wiedział, że z Mocą można zrobić coś jeszcze, poza tym, jak używają jej dotychczas.

- Nie rozumiem, o co chodzi? - Naprawdę nie miał czasu bawić się w żadne zagadki czy inne gry, w jakie aktualnie pogrywał sobie przywódca Republiki.

- Chodzi o to, że oni Cię ograniczają Anakinie, nie pozwalają w pełni się rozwinąć. - Znów zrobił przerwę, ale najwidoczniej Anakinowi tak bardzo zależało na Padmé, że nawet prostych faktów nie potrafił połączyć.

- Och Anakin, co to też z tobą robi. - Mruknął bardziej do siebie, zastanawiając się jak ma mu to inaczej przekazać, żeby się w końcu połapał.

- Dobrze wiesz, że Moc można wykorzystać do dobrych oraz złych rzeczy? - Przerwał, po czym poczekał, aż chłopak przytaknie, że rozumie. - To, co teraz powiem, możesz uznać za dość głupie, ale to nie prawda. To od Ciebie samego zależy, jak odbierasz niektóre rzeczy, dla innych coś, co jest dobre, może być złe, oraz na odwrót.

Tak naprawdę to nie mówił on całkiem bezsensu, no racji trochę w tym było, ale jaki to miało związek z Padmé?

- Anakinie, tylko stając się najpotężniejszym na świecie, jesteś w stanie ją uratować. Tylko gdy będziesz w pełni mógł korzystać ze swojej Mocy... wiesz - Znów zaczął, ale zawiesił głos, gdy zauważył, jak szybko zmienia się mina Skywalkera. Najpierw była zdumiona, jakby nie do końca nadal był pewien tego, co właśnie odkrył, późnej zmieniła się w obrzydzenie oraz... no właśnie, dość trudno w ogóle opisać to słowami.

- To ty jesteś Lordem Sidious'em? - Bardziej stwierdził, niż zapytał bardzo zdumiony Jedi. Nie mógł uwierzyć, że cały czas swojego wroga mieli pod samym nosem...

- Długo zajęło dojście Ci do tego, mój drogi uczniu. - Powiedział widocznie rozbawiony tą sytuacją Lord Sith'ów. Jakby wcale nie stało się coś, co zmieni losy całej Galaktyki.

- Nie jestem twoim uczniem! - Sam nie wiedział, dlaczego w ogóle podniósł głos. Mógł to sobie darować, ale jednocześnie nie chciał tego sobie darować... ale mimo wszystko doskonale wiedział, co musi zrobić, nieważne za jaką cenę.

Szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi, a raczej na początku miał taki zamiar, gdyż z tego zrezygnował. Ktoś musi go pilnować, żeby nie uciekł. Więc postanowił zaryzykować i spróbował skontaktować się z radą Jedi... chodź, oni raczej nie byli teraz dostępni.

- Co ty robisz? - Zapytał się oburzony Palpatin, przecież on mu właśnie niszczył plan.

- A jak Ci się wydaje? - Odparł pytaniem, na pytanie. Jakoś nie czuł potrzeby spowiadania mu się z wszystkiego, co robi. Sith tylko się zaśmiał, po czym najwidoczniej stwierdził, że nie da mu się skontaktować, bo się na niego rzucił.

Anakin w ostatniej chwili tak naprawdę to się uratował. Naprawdę było blisko, zdecydowanie za blisko.

Nie chcąc, by taka sytuacja znów się powtórzyła, uruchomił swój własny miecz.

Teraz pomieszczenie było oświetlane od czerwonej poświaty emitowanej przez miecz Lorda Shit'ów oraz niebieska, z miecza Skywalkera.

~*~


Dość długo, jak na gust Anakina, Ci Jedi się tu zbierali. Chodź i tak dobrze, że w ogóle się zjawili, bo jeszcze chwila i byłoby po nim. Chyba Palpatinowi nie za bardzo spodobała się jawna odmowa dalszej, jakiej kolwiek współpracy.

Teraz młody Jedi spoglądał za wybitej szyby, w apartamencie gdzie mieścił się gabinet kanclerza, na statek, który zabierał byłego Wielkiego Mistrza oraz Lorda Shit'ów. Czuł niebywałą ulgę, na myśl o tym, że to już koniec, chodź tak naprawdę, to był dla niego dopiero początek...

Ale cieszył się z jednego - to był już raczej ostateczny upadek Sith'ów.

~*~*~*~*~★~*~*~*~*~

#27.07.2019 - Opublikowano rozdział

1510 słowa

Muszę złamać mój harmonogram dodawania rozdziałów. W ten poniedziałek nie pojawi się żaden, bo nie będę mieć jak go dodać. Tak więc wstawiam go trochę wcześniej. Myślę, że kolejny będzie już normalnie w poniedziałek.

Ahsokasmark

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro