Rozdział VIII - Szklana panienka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ross nawet na chwilę nie przestawał myśleć o rezultatach ostatnich dni. Mógł już z powodzeniem podnieść średniej wielkości przedmioty mimo że minął zaledwie tydzień, jednak dla ambitnego władcy demonów było to za mało. Można by powiedzieć że irytowała go każda choćby nawet najmniejsza "ułomność" w jego dawnej sile. Gdyby tylko mógł wiedzieć co stanie się w bitwie na czarnym wzgórzu, z pewnością nie dopuścił by do takiego scenariuszu. Zabrakło tak niewiele aby spłacić dług zemsty który tak dawno został zaciągnięty jeszcze przez jej ojca.

- Grim Sporządź mi proszę raport określający nasz stan wojska na aktualną chwilę - Powiedział wstając z krzesła, na co demon odpowiedział skinięciem i jakby zniknął rozpływając się.
"Musi mu być wygodnie używać takiej mocy" - Pomyślał strzelając obolałym karkiem, oraz kilkoma kośćmi w ogonie.
Tego dnia, miał dla siebie wyjątkowo duża ilość czasu. Prowadzenie wojny wymagało dokładnych przygotowań oraz znajomości stanu wojska. Jednak po ponad trzystu latach nie miał czy nie znał ani jednego ani drugiego.

Pierwsze swoje kroki skierował w stronę placu treningowego, gdzie zaskoczyła go ilość nowych, nieznajomych mu twarzy. Był ciekawy jak wielu znajomych mu twarzy nie było już między nimi. Jak wiele zmieniło się podczas tego gdy on był praktycznie martwą skałą, zdaną jedynie na warunki atmosferyczne. Chociaż czy magiczny kamień była w stanie skruszyć choćby wysokopoziomowa magia?
Nie zdołał odpowiedzieć sam sobie na to pytanie. Zwłaszcza gdy znalazł się daleko od Szklanej Rezydencji, bez odpowiednich ksiąg czy rękopisów, mógł jedynie spekulować co mogło sprawić że zdołał przetrwać w tej zimnej skale. Chodząc tak bez wyraźnego celu, w końcu znalazł się na jednym z klifów na wschodnich ziemiach demonów. Widok stamtąd rozciągał się daleko ponad osiem kilometrów horyzontu, odsłaniając tym samym dla ciekawskich niewielką zatokę na pobliskiej wyspie.
Z jego rozmyślań wyrwał go deliaktny kobiecy dotyk na ramieniu. Nie musial długo myśleć do kogo on mógł należeć, tylko jedna osoba dotykała go w ten sposób bez ostrzeżenia.

- Dawno się nie widzieliśmy Titania - Powiedział spoglądając na wysoką platynowo-włosą demonice o różowo białych oczach. Jej figlarny uśmiech zdawał się nie schodzić jej z twarzy.

- W rzeczy samej, nie odzywałeś się długo. Przez chwilę myślałam że nie żyjesz - Mruknęła, stając obok niego.

- Nawet nie wiesz jak blisko prawdy byłaś. Prawdę mówiąc to cud, że żyje - Zaśmiał się spoglądając z powrotem na zatoke zwaną "zatoką pereł".

Titania wykrzywiła twarz w coś na wzór grymasu, który jednak szybko zamazał słodki i niewinny uśmiech.
- Awhh, od kiedy to się tak bardzo nad sobą użalasz? To nie w twoim stylu wiesz?

- Możliwe - Burknął krótko. Jednak nie mniej nie odstaje to od rzeczywistości. Nie sądziłem że ta wojna tak się potoczy...

- Chcesz powiedzieć że wykiwał cię młodociany bóg? Ciebie? Wielkiego Rossa Kamelie? Władce demonów oraz-

- Titania co ciebie sprowadza do tego świata? - Zapytał oschle.

- Zwyczajnie chciałam się przywitać z moim kochanym przyjacielem - Rzuciła, zabierając z niego ręce - Zwłaszcza, że nie widziałam co się z nim działo przez... hmm u was to trzysta lat jak mniemam?

Westchnął. Różnica czasu w każdym ze światów była powalająca, nie było nawet porównania będącego w stanie określić jak duża przepaść dzieliła Rossa i jego przyjaciółkę, nie tylko w czasie ale i w przestrzenii jak historii.

- Tak, jednak. Nie myśl, że pozwolę ci się mieszać w sprawy tego świata - Rzucił odwracając się w jej stronę - Lepiej będzie jak wrócisz do siebie i zajmiesz się swoimi sprawami.
Ona zaś cicho westchnęła.

- Jak wolisz, nie będę się narzucać. Ale w razie problemów-

- Odejdź już - Spojrzał na Titanie nieco łagodniej. Jej tęczówki lekko zaiskrzyły, podobnie zresztą jak cała jej skóra od której promienie słońca odbijały się jak od szkła. Zresztą w sumie nic dziwnego. Tajemnicza demonica nie należała do tego świata. Wręcz przeciwnie, władała innym. W jej królestwie nie można było jednak ujrzeć księżyca, ani słońca, podobnie zresztą jak trawy, czego czerwonowłosy demon nigdy nie mógł pojąć.
Nim Ross zdążył zamrugać, po wysokiej demonicy nie było nawet śladu.

_______________________________________

Obrazek z mediów to rysunek Natix909 (yep przedstawia on naszego władcę demonów)

FrozenRoseBerry

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro