Rozdział III - Cena |Cz1|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wszytko przygotowane! - Oświadczył Kaminoya, po raz ostatni spoglądając na scene. Dekoracje znajdowały się już na swoich miejscach, podobnie zresztą duża część mieszkańców która z niebywałą ochotą pomagała w dopracowyaniu projektu. Sam biało-włosy odetchnął z uglą.

- Czy coś się stało? - Zapytała Leicie, spoglądając na swojego nauczyciela zmartwionym wzrokiem.

- Nie, nie ma powodu do niepokoju Leicie, po prostu jestem szczęśliwy, że udało nam się zdążyć ze wszytskim na czas. Mimo wszystko mieliśmy naprawdę mało czasu na przygotowania.

- Rozumiem... - Mruknęła, rozglądając się dokoła - Jednak ten festyn będzie wyjątkowy prawda? - Dodała po czasie.

- Tak, prawdę mówiąc już wcześniej... - Nie skończył gdy poczuł nieznaczne szturchnięcie w ramie.

- Przepraszam, jednak czy mogę się dopytać o której mogłabym zacząć? - Archanioł patrzył się na Kaminoye, nieznacznie poprawiając lekko przydługawe rękawy przylegającej sukienki.

- Ah, tak prawie bym zapomniał - Nerwowo się zaśmiał - Może pani zacząć za około dwadzieścia minut.

Henriett lekko się skrzywiła.
- Prosiłabym abyś się tak do mnie nie zwracał, przecież nie jesteś ode mnie młodszy, ani tym bardziej zupełnie obcy.

Kaminoya, spojrzał na nią lekko zdezornietowanym wzrokiem, po czym jakby przypominając sobie ważną rzecz skinął głową, wywołując nieznaczny uśmiech na twarzy archanioła. Nie umknęło to jednak uwadze Leicie, która sama lekko zdziwiona dalej przeglądała się im, próbując zrozumieć ich rozmowę.

- Czy zdecydowałaś co zamierzasz zrobić na rozpoczęcie? - Zapytał po chwili biało-włosy.

- Tak, choć w sumie nie do końca. Prawdę mówiąc zostałam poproszona o coś.

- Rozumiem, w takim razie życzę ci powodzenia - Mówiąc to ponownie uśmiechnął się w jej stronę.

- Yhym, dzięki... - Mruknęła powoli odchodząc - A tak swoją drogą, masz pozdrowienia od Leira - Dodała, nie odwracając się za siebie.

***
Rukia pov.

Ponownie spojrzałam na scene. Cała dekoracja zdawała się miejscami na niej świecić, co w połączeniu z testowanymi światłami dawało naprawdę zadowalający efekt.
Przez chwilę nawet nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa.

- Tak, tak już biegnę!

Wyglądało na to że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Chyba niepotrzebnie przyszłam na trochę przed czasem...
Nim zdążyłam odejść spod sceny poczułam jak ktoś wpada na mnie. Przez chwilę starając się złapać równowagę, złapałam się jednego z materiałów przymocowanych do sceny, co jednak nie uchroniło nas przed upadkiem.
Gdy po nie małym szoku w końcu otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, że winowajcą był młody chłopiec o czarnych włosach, który teraz próbował podnieść twarz z ziemi.

- Przepraszam... - Spojrzał na mnie, przez co w ułamek sekundy zmienił wyraz swojej twarzy - Ja najmocniej przepraszam! To naprawdę nie było...!

Nie dałam mu dokończyć wybuchając cicho śmiechem. Na co kilka osób odwróciło się.

- Czcigodna!

Jednak ja dalej się śmiałam, jednocześnie podając chłopcu dłoń aby pomóc mu wstać.

- Wybaczcie, po prostu... To było całkiem zabawne - Dodałam, próbując rozjaśnić wszystkim mój punkt widzenia - Jak się nazywasz?

- Ja? Xine proszę pani... - Jego głos drżał.

- Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Nie martw się tym Xine - Niepostrzeżenie odłożyłam materiał na jego miejsce - Nic złego się przecież nie stało.

- Ale...

- Rukia! - Usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos Henriett, która właśnie w tej chwili starała się biec, jednak niebieska sukienka zdawała się dość sprawnie ograniczać jej ruchy.

- Ah, Henriett... - Mruknęłam, spoglądając na archanioła.

- Czy coś ci się stało?! - Dopytywała, szukając na moich rękach jakichkolwiek skaleczeń.

- Nie, Nic mi nie jest... Jednak... - Zwróciłam się w stronę chłopca - Podaj mi swoją dłoń.

Gdy Xine, postąpił tak jak poprosiłam, zaczęłam przyglądać się niewielkiej ranie która znajdowała się od zewnętrznej strony dłoni. Prawdopodobnie musiał upadając uderzyć o jakąś ostrą krawędź.
Nie czekając delikatnie przejechałam po szramie palcem, tym samym zamykając i lecząc ranę.

- Teraz przynajmniej nie będzie doskwierać - Powiedziałam puszczając jego dłoń.

- Dziękuję! - Powiedział, zdziwiony, po czym znów słysząc swoje imię przeprosił raz jeszcze ponownie biegnąc w swoją stronę, na co Henriett westchnęła.

- Nie uważasz, że to zbyt pobłażliwe? - W obecnej sytuacji...

- Nie ma z tym problemu - Powiedziałam, wracając do bardziej formalnegi tonu - Nawet jeśli, wyczułabym - Dodałam, na co Henriett spojrzała na mnie podejrzliwie, jednak nie zdążyła odpowiedzieć bo została zawołana na scenię przez Kaminoye, który czekał już na nią z mikrofonem. W tym samym czasie wszyscy siedzący wstali gromadząc się pod sceną.

- Z początku chciałabym podziękować wszystkim tu zebranym za tak liczne przybycie, mam nadzieję, że pomimo zapewne długiej drogi jaką musieliście niektórzy z was przebyć, zdołacie odpocząć i spędzić miło czas w Several.

Rozległy się oklaski, którymi jednak Henriett nie przejmując się kontynuowała.

- Aby umilić wam ten czas, na samym początku, zaśpiewam dla was piosenkę, którą dydykuje dla każdego z was - Dodała, przyjaźnie się uśmiechając, na co prawie cały tłum zawiwatował. Jednak wszyscy szybko  ucichli gdy w tle zaczęto słyszeć delikatne brzmienie pianina.
__________________________
Kiedyś w końcu na świat musi upaść chłodny deszcz
Nawet jeśli nie zawsze każdy tego chce
Delikatny jak  niedokończona dawniej pieśń,
słodki niczym sen Pozwoli zamknąć oczy me

Bo gdy, zabraknie burz, nawet najcieplejszy dzień
Nie ma sensu, bo kiedy stanie w ogniu serc
Zniszczy wszystko, najpierw ciebie potem mnie

Bo gdy, zabraknie burz, nawet najcieplejszy dzień
Nie ma sensu, bo kiedy stanie w ogniu serc
Zniszczy wszystko, najpierw ciebie potem mnie...
_________________________

Słysząc dobrze znaną mi melodię cicho westchnęłam. Od zawsze lubiałam wsłuchiwać się w śpiew Henriett. Czasami aż ciężko pojąć dlaczego wolała odrzucić tak wielki dar, nawet jeśli wydawało się to słuszną decyzją...
Zaczęłam się nieznacznie poruszać w rytm muzyki. Teraz już nawet nie świadomie sama zaczęłam nucić melancholijną melodię wygrywaną zaraz przede mną na pianinie.

***

- Idę! To może być ostatnia szansa! - Powiedziała pewnie Leicie, robiąc pierwszy krok, jednak ponownie zamarła.

- Widzisz mówiłem, że nie uda jej się - Mruknął Xine, zwracając się w stronę Leicie, która słysząc jego komentarz omało nie wybuchła złością.

- Zamknij się i może sam to zrób marudo! - Zawołała, łapiąc brata za ręke po czym zaczęła ciągnąć go w stronę jednego ze stoisk.

- Puszczaj wariatko!

- No chyba nie! Taki jesteś odważny?! To mi pomożesz!

Carmen stojąca z tyłu zaczęła cicho się podśmiechiwać przyglądając się ich przepychankom.

- No dalej Xine! Wierze że obydwoje dacie radę! - Zawołała w końcu opanowując śmiech.

- Nie zamierzam nigdzie iść! TO NIE JA CHCIAŁEM TO PRZEKLĘTE CIASTO!

- Co za pech, ale i tak mi pomożesz! - Mruknęła podcinając nogi brata, przez co nie mając wyboru musiał przesunąć się o kilka kroków - Zresztą zawsze możesz kupić więcej.

Podczas tej przepychanki, Carmen zaczęła się rozglądać. W końcu nawet natrafiła wzrokiem na swojego nauczyciela, który akurat stał niedaleko.
- Poczekajcie zaraz wracam! - Zawołała na chwilę przed tym zanim zniknęła tej dwójce z oczu, biegnąc w stronę nauczyciela.

- Panie Kaminoya! - Zawołała, jednak bezskutecznie. Biało-włosy nawet nie drgnął, a wręcz przeciwnie, zaczął iść w zupełnie inną stronę. Carmen to jednak nie zniechęciło, więc czym prędzej nadgoniła kroku mężczyzny.

- Proszę pana! - Mówiąc to złapała go za ramię - Mógłby pan spróbować uspokoić Xine i Leicie? Ta dwójka jest naprawdę niemożliwa...

Anioł w końcu odwrócił się w stronę Carmen. Jego lekko przyćmiony wzrok spoglądał uważnie na dziewczynę, jakby próbując przypomnieć sobie z kim dokładnie rozmawia, po czym nieznacznie się uśmiechnął.

- T-ta... Już zaraz się tym zajmę, Ale mógłbym cię najpierw o coś poprosić? - Jego głos wydawał się nieco bardziej ochrypły i smętny.

- Oczywiście o co takiego? - Zapytała szczerze uśmiechając się w stronę nauczyciela, który chwilę później łapiąc ją za rękę wyprowadził ją z tłumu.
Przez jego nieco zimne ręce, po plecach Carmen przeszedł dreszcz. Czy jej nauczyciel zawsze miał talie chłodne dłonie? Nie przypominała sobie, podobnie zresztą z samym kontraktem. Pan Kaminoya nigdy wcześniej nie złapał ją za rękę.
W końcu jednak jego uścisk jakby się rozluźnił, nim się spostrzegła znaleźli się teraz nad brzegiem wody. Jednak czy aby nie za szybko?

- Więc, jaka jest pańska prośba? - Dopytała lekko zmieszana.
To chyba nie mogło być jak w jednej z tych romantycznych komedii o zakazanym romansie nauczyciela z uczennicą... Prawda?
Na tę myśl, niezręcznie się zaśmiała.

- Chciałbym abyś... - Nim zdążyła cokolwiek zrobić nauczyciel przytulił ją, szczelnie obejmując zimnymi dłońmi.

- P-proszę pana...? - Próbując się wyrwać poczuła na szyi zimny metal. Przestała się ruszać. Ją całą oblał zimny pot, przez który w panice próbowała nawet krzyknąć jednak bezskutecznie.
Bo nim udało jej się choćby pisknąć, jej twarz została zasłoniona przez dłoń nieznanego jej mężczyzny, który teraz nie przypominał jej nauczyciela. Zielone oczy błysnęły złowrogo, gdy  źrenice, przybrały kształt podobny do Tych kocich.

- A teraz poproszę cię o coś i lepiej abyś nie próbowała krzyczeć - Cichy głos dotarł do jej uszu, równo gdy poczuła jak coś wbija się jej w rękę powodując nieznośny ból. Czuła jakby jej całą ręka stanęła w płomieniach. Nim jednak pierwsza łza zdążyła spaść na biały piasek, jej oczy spowiła mgła.
_______________________________________

Pierwsza część "ceny" za nami.

- FrozenRoseBerry










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro