Rozdział III - Wartości |Cz2|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nim zdążono to zauważyć, niebo przybrało odcień szarości, pokrywając całą swoją powierzchnię gęstymi chmurami. Wszyscy z niepokojem spojrzeli w nie.
Czy to koniec festynu? A co jak się rozpada?
Nie wiedząc co robić, oczekujące spojrzenia spojrzały na Rukie, która sama wpatrywała się nieobecnym spojrzeniem w szare odmęty ponad nimi. Zupełnie jakby czegoś szukając. jednak nie mogła tego w żaden sposób odnaleźć.
W końcu ktoś zdołał się odezwać.

- Czcigodna?
To słowo wyrwało wzrok Ruki prosto z wnętrza chmur. Swoim złotym okiem spojrzała na wszystkich obecnych po czym cicho westchnęła, przymykając oczy.

- To nic takiego - Szepnęła, sama do siebie starając się nie wyglądać na zmieszaną.
Nigdy wcześniej nie dane jej było kontrolować pogody. Zazwyczaj uważała to za zbędne i problematyczne, jednak tym razem było inaczej. Cały wzrok tłumu spoczywał na niej. Czy to miało oznaczać, że powinna?
Jej umysł bił się z myślami "przecież nie mogę ich zawieść. To nic wielkiego".
Na krańcach palców poczuła mrowienie. Jej umysł się oczyścił. Podobnie zresztą niebo, które teraz jaśniało czerwienią od blasku jaśniejszego z księżycy, który zaczął zmieniać swój kolor, powoli blednąc.
Jednak nim otworzyła oczy, poczuła coś dziwnego. Niepokój, a raczej towarzyszące mu uczucie grozy, choć trwające jedynie ułamek sekundy, sprawiło że jeszcze chwilę stała tak w bezruchu.
Jej serce mocniej zabiło, kiedy nie mogąc zlokalizować anomali otworzyła oczy.
Próbując przyzywczaić się do światła zmrużyła oko, jednocześnie szukając Henriett, do której szybko podeszła.

- Coś jest nie tak - Wyszeptała szybko, dalej rozglądając się wewnątrz tłumu.

Henriett kiwnęła głową, dając jej sygnał, po czym szybko zniknęła.
Nie było mowy o przypadku, ktoś nieproszony był teraz wśród bawiących się osób.

***

- Huh, widzieliście może gdzie zniknęła Carmen? - Zaniepokoiła się Thilla, szukając wzrokiem przyjaciółki.

- Nie ma Carmen? - Xien, nie mal natychmiast puścił dłoń siostry, przez co ta upadła jak długa na piasek.

- Hej ty! - Wrzasnęła Leicie, jednak bezskutecznie. Wzrok czarnowłosego spoczywał teraz tylko i wyłącznie na Thilli, która słysząc jego pytanie kiwnęła głową, niepewnie trzymając się za ręce.

- Nie było jej przy jakimś stoisku z rupieciami? Znając ją pewnie znalazła jakieś i teraz nie potrafi od niego odejść - Mruknęła zdenerwowana Leicie, wystając z ziemi, jednocześnie otrzepując spódnicę - Założe się że jak wrócimy pod tamto stoisko to ją znajdziemy...

- Może lepiej mimo wszystko chodźmy jej poszukać - Wtrącił Xine, na co jego siostra wybuchła śmiechem.

- Jak zawsze Chaos, martwi się o swoją Silence, co?

Zdziwiony Xine, spojrzał na Leicie, nie rozumiejąc jej aluzji. Na co ona jedynie westchnęła z poirytowania.

- C-chodzi ci o te opowieść? - Dodała Thilla - Te w której dwójka kochanków. Chaos i Silence spotykają się po wielu latach rozłąki?

- Tak! Te! No weź! W końcu ktoś kto cokolwiek czyta! - Zawołała radośnie przytulając Thille - Gdzie ty byłaś całe moje życie, kiedy ja się użerałam z tym debilem?

- Uh, ja...

- Ha, ha, ha... Bardzo śmieszne Leicie... No normalnie się uśmiałem - Powiedział, dłonią dotykając swojej skroni.

- Może by było, gdybyś tak nie przeżywał rozłąki z Carmen. Dziwie się jak ty możesz spać bez niej w nocy.

- Zamknij się! - Warknął lekko zarumieniony - Może najpierw pomyśl. A co jeśli jej się coś stało, podczas kiedy ty byłaś zajęta ciastem?!

- Ha?! Przypominam, że sam też je jadłeś! - Wykrzyknęła, próbując podejść do brata, jednak powstrzymała ją Thilla łapiąc czarnowłosą za skrzydła - Puść mnie!

- N-nie, bo znowu zaczniecie się kłócić... A m-mimo wszystko powinniśmy iść poszukać Carmen.

- Właśnie! Choć raz posłuchaj mądrzejszych od siebie.

Leicie, omało nie wybuchając ze złości zaczęła mocniej wyrywać się, aż w końcu udało jej się wyswobodzić kosztem wyrwanego pióra, przez co jej zapał do walki na chwilę przestał grać głowną role.

- Przepraszam, czy mogę wam zając chwilę? - Za sobą usłyszeli głos.

- Ah! Pani Rukia! - Zawołała Leicie, której twarz szybko z zirytowanej przeszła do zaskoczonej, aż w końcu do miłego uśmiechu.

- T-Tak, c-czy coś się... Stało? - Zapytała Thilla.

- Nie, nic - Powiedziała, nieznacznie poprawiając emblemat koniczyny we włosach - Po prostu, chciałam porozmawiać.

Cała trójka spojrzała na nią zaskoczona, ale i zarazem zaciekawiona.

- Powiedzcie, czy ostatnio nie zauważyliście kogoś, kto by się... No nie wiem... Dziwnie zachowywał? Albo mówił coś niestosownego?

- Moja siostra, mówi i to codziennie, więc chyba to nie powinno się liczyć - Leicie, omało nie odskoczyła przestraszona, na co Rukia, jedynie westchnęła bezradnie.

- Nie wydaje mi się aby ktoś taki był... Wszyscy raczej świetnie się bawią - Mruknęła cicho Thilla, po czym niemal natychmiast schowała twarz w dłoniach.

- Huh, rozumiem w takim razie....

- Przepraszam, ale czy mogę zadać pytanie? - Zaczął Xien.

- Oco chodzi?

- Dlaczego szuka pani dziwnie zachowujących się osób? - Dokończyła Leicie, przez co Xien spojrzał na nią zdziwiony.

- Prawdę mówiąc to dość skomplikowane, ale zarazem ważne.

Xien kiwnął głową, sprawiając, że Rukia nieznacznie się uśmiechnęła.
- Swoją drogą, jak rana? - Dopytała.

- Oh... Ah! Jest dobrze! Już zniknęła! - Powiedział, pokazując na całkowicie zdrową rękę. Dziewczyny za nim przyglądały się uważnie.

- Co?! Kiedy zrobiłeś sobie coś w rękę?! - Zawołała Leicie, oglądając jego dłoń z każdej strony - Nie widzę tu żadnego śladu!

- Bo czcigodna, ją uleczyła... - Mruknął zirytowany, przypominając sobie swój spektakularny upadek.

- Dobrze to słyszeć... W końcu nie każdy dobrze reaguję na boskie uzdrowienie - Powiedziała, sama przyglądając się dłoni - Dopiero wtedy Xien zdał sobie sprawę, jest niższy od niej o zaledwie kilka centymetrów.

- Naprawdę? - Dopytywała Leicie - Ale jak to możliwe?

- Czasami, niektóre anioły, mogą nieświadomie niezbyt przyjaźnie zareagować na leczenie. Można by nawet powiedzieć, że są tak jakby na nie "uczulone". Choć tylko raz spotkałam się z takim przypadkiem...

- N-naprawdę? - Dopytała zaciekawiona Thilla, ponownie spoglądając w strone Rukii.

- Tak, ale było to bardzo dawno temu, jeszcze zanim wy pojawiliście się na świecie - Dodała ciszej, przez wspomnienie, które nagle i niekontrolowanie zajęło jej umysł - Mój dawny przyjaciel miał z tym problem.

- Oh - Mruknął Xine, starając się odczytać z twarzy bogini, choćby cień emocji odpowiedzialny za tak nagłą zmianę tonu.

- Prawdę mówiąc przypominasz mi go trochę - Nieznacznie smutny ale i pocieszający uśmiech wstąpił na jej twarz.

- Naprawdę? - Dodał, mówiąc jakby sam do siebie, po czym ponownie spojrzał na Leicie, która akurat mówiła coś Thilli na ucho.

Gdy Rukia już chcąc odpowiedzieć, otworzyła usta, niespodziewanie poczyła jak coś niebywale mrocznego zaczęło zbliżać się w ich stronę. To uczucie nie było zwyczajne. Towarzyszący mu aura nie pozostawiała żadnych złudzeń. W ich stronę zbliżał się demon.

- Szybko, uciekajcie - Powiedziała, oglądając się za siebie. Podczas gdy ich zdezorientowany wzrok zaczął krążyć między nimi aby w końcu paść na lodowate spojrzenie bogini, którego cel wydawał się znajdować bardzo daleko, jednak niespodziewanie pojawił się również w ich zasięgu wzroku.
Niezbyt wysoka kruczo-czarna demonica, o fioletowych oczach i skierowanych w górę rogach spojrzała po nich, po czym pewnie się uśmiechnęła .

- Ah, czyli jednak straciłam element zaskoczenia... Szkoda, a mogłam mieć takie ładne wejście - Mruknęła, słodkim głosem. Na co całą trójka aniołów spoglądając po sobie zebrała się w jednym miejscu, starając się zachować spokój.

- Kim jesteś i jak śmiesz znajdować się w Several. Anielskim mieście - Zapytała, podchodząc o krok bliżej.

- Jestem Eris i przyszłam na spacer! - Powiedziała entuzjastycznie, zakrywając nieśmiało usta dłonią.

- Daję ci ostatnią szanse na opuszczenie tego miejsca Eris, jeśli jednak tego nie zrobisz poniesiesz karę o wiele gorszą niż śmierć. Dobrze znasz prawo.

- Oh, spokojnie nie zabawie tu długo wasza świętość - Mruknęła, lekko kłaniając się w jej stronę - Wystarczy tylko, że pozwoli się pani mi posiekać!~ - Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, już biegła w ich stronę z szaleńczym błyskiem w oczach.

Rukia nie tracąc czasu szybkim ruchem dłoni postawiła kilka tarcz, jednocześnie spoglądając na niczego nie rozumiejące anioły.
Zielona poświata zaczęła rozbryzgać w każdym kierunku, kiedy jedna z tarcz zaczęła powoli pękać.

- Schowajcie się za mną - Zawołała, na co cała grupka o nic nie pytając wbiegła zaraz za jej plecy.

- Naprawdę myśli pani że to mnie powstrzyma? - Zawołała zadowolona, niszcząc pierwszą tarczę - Zależy mi tylko na boskiej krwi, jednak nie pogardzę też tymi aniołkami~ Po prostu się poddajcie!

- Głupia - Mruknęła, Rukia - Nie zapominaj do kogo mówisz - Nim zdążyła wykonać kolejny zamach, w jej skrzydło wbiła się złota włócznia, która po chwili znikając pozostawiła po sobie krwawiącą ranę, na co demon syknął z bólu.
- Twoje grzechy nigdy nie zostaną przebaczone.

- Zamknij się! - Krzyknęła odsłaniając przy tym kły - I zdechnij ślepa zdźiro!

Zielonowłosa spojrzała na nią z zażenowaniem, po czym ponownie sprawnym ruchem dłoni skierowała w jej stronę następną włócznie, która tym razem została odbita.

- Robię to dla lorda Rossa... I nie zamierzam się teraz poddać! - Jej oddech zaczął być coraz bardziej nierównomierny.

- Nie uczysz się na błędach co? - Mruknęła - W takim razie może powinnam spróbować czegoś innego?

Nim jednak Rukia zdążyła posłać kolejną włócznia, usłyszała za sobą cichy krzyk.
Gdy szybko się odwróciła, prawie zamarła, widząc Thille, do której gardła przylegał ostry nóż wysokiego demona.

- Puszczaj ją.

- Huh, cóż za miłe powitanie. Jak mija wieczór?
Zielone oczy błysły, pozostawiając jasną smugę.

Rukia prawie płonąc ze złości, nie zauważyła jak instynktownie odwróciła się plecami w celu zaatakowania Grima. To była jej szansa. Eris rzuciła się na zielonowłosą, jednak w ostatniej chwili została szybko zmuszona do wycofania się przez dwa ostre sztylety które właśnie przeleciały jej przed twarzą.

- Lazurowa straż! - Krzyk Leicie, na krótką chwilę rozproszył Grima, co jednak wystarczyło aby Leir, sprawnym pociągnięciem miecza zmusił demona do szybkiego odwortu raniąc poważnie jego przedramie. Po chwili zjawili się również Antre i Silver, którzy staneli zaraz przed Thillą, Xinem i Leicie. Zostając biernymi na ruch demonów

- Panie Grim! - Zawołała Eris, odtrącając na chwilę Henriett.

- Na dziś wystarczy. Jednak radziłbym oczekiwać następnego spotkania - Rzucił Grim, szybko rozpływając się w cieniu i podążył w stronę Eris. Jednak razem Henriett, niewiele myśląc rzuciła sztylet nim demon zdążył zrobić unik podczas próby ucieczki.
Kilka szkarłatnych kropli spadło na piasek. Co niebywale ucieszyło Henriett.

- Nic wam nie jest? - Zapytał Silver, kiedy zobaczył dalej zdziwione jak i przerażone twarze nastolatków. Jednak nie byli oni w stanie nic powiedzieć. Cały czas spoglądając na wszystkich.

- Zaraz, tutaj ktoś leży! - Zachrypiały Głos Leira, przeraził wszystkich.

- To Carmen! -  Mówiąc to, Thilla omało nie straciła przytomności, pod wpływem natychmiastowych nudności.

Widok małej kałuży krwii sprawił, że nawet pod Leicie ugieły się kolana przez co szybko odwróciła wzrok, spoglądając na twarz brata, co jednak nie trwało długo.
Xine w końcu rozumiejąc co się dzieję, podbiegł do Carmen, omało się przy tym nie wywracając. Jego oczy zaczęły szklić się od łez, kiedy Rukia znalazła się tuż obok krzewu kamelii, starając się uleczyć ranę z której skapywała krew.

~***~

- Hej bracie co ci się stało? - Mała demonica spojrzała przerażona na Grima, starając się nie wybuchnąć płaczem. Jednak bezskutecznie, bo w jej zielonych oczkach zaczęły kręcić się łezki, które po chwili zaczęły spływać po policzku.
Grim widząc to szybko uklękł, po czym przetarł jej twarz dłonią uśmiechając się.

- To nic takiego, wracaj do łóżka, już dawno powinnaś spać - Powiedział troskliwie.

- Ale, chciałam na ciebie poczekać... Obiecałeś w końcu, że dziś wrócisz wcześniej i że się pobawimy - Mruknęła smutno ziewając przy tym cicho.

- Wiem... Jednak praca musiała się przedłużyć, obiecuje jutro będę cały twój, dobrze? - Zapytał podnosząc Nebule zdrową ręką.

- Nie wierze ci, dzisiaj też obiecywałeś! Jesteś... - Niedokończyła ponownie ziewając.

- Tym razem mówię serio. Jurto... No i najprawdopodobniej jeszcze jakiś czas będę mógł spędzić z tobą.

- Naprawdę?! - zawołała, po czym szczęśliwa obieła drobnymi rączkami jego szyję, na co on nieznacznie syknął z bólu.

- Naprawdę, ale teraz czas do spania - Odparł, zanosząc siostrę do jej pokoju.
_______________________________________

(1847 słów)

Następna część prawdopodobnie za tydzień ^ ^

- Rose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro