18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia obudziłam się w swoim łóżku z bólem głowy. Nie byłam pewna, czy wywołało je przeziębienie, czy tajemnicze zachowanie Andersona. Czułam się dziwnie, grając w jego grę. W końcu to on rozdawał karty i stawiał pierwsze kroki naprzód. A ja nie potrafiłam przerwać kolejnej rozgrywki i od razu zaczynałam kolejną, wręcz identyczną partię. Doskonale wiedziałam, że nie mam żadnych szans. Axel od zawsze był trudnym przeciwnikiem, który opracowywał przeróżne taktyki.

Nasza relacja stawała się coraz bardziej pogmatwana. Czułam, że moje nadgarstki na zawsze miały pozostać związane grubymi łańcuchami z przeszłością, od której nie sposób się uwolnić. Byłam związana z czasami, gdy Axel nie był moim przyjacielem, a wrogiem, a ja sama przeżywałam trudny okres. Czasem wystarczy mrugnięcie okiem, a cały świat spada na nasze głowy. Wystarczy przeoczyć mały element i dopiero po fakcie dokonanym, zdajemy sobie sprawę, że był on przyczyną prawdziwego nieszczęścia. W mojej głowie zawsze siedział mrok, który znalazł ujście w cholernej strzelance. Niestety, co za tym idzie, w Axelu Andersonie, który nieświadomie stał się moim sprzymierzeńcem. I mimo, iż bałam się stawić czoła temu, co nie pozwalało mi zrobić kroku w przód, wiedziałam, że ten dzień w końcu nastąpi. A ja miałam tę głupią nadzieję, że zapomnę o swoich rodzicach, obrzydliwym Cameronie, czy bolesnych słowach, które cięły moje serce jak najostrzejszy nóż.

Wstałam z łóżka, szykując się na kolejny dzień. Końcówka stycznia okazała się być wręcz wybawieniem od tego okrutnego miesiąca. Liczyłam, że za tydzień zamkną się pewne etapy, a luty przyniesie więcej radości i, o ironio, ciepła. Próbując się przeciągnąć, przypadkiem straciłam z szafki nocnej mały wazon z kwiatami. Zauważyłam, jak woda zaczęła się rozlewać, na co od razu zareagowałam, sięgając po paczkę chusteczek. Przeklęłam pod nosem fakt, że prawie cały mebel został zalany. Kiedy ściągałam z niego kolejne przedmioty, moim oczom ukazała się mała serwetka z plamami po długopisie. Przyjrzałam się jej dokładnie, starając się odszyfrować rozmazane znaki. Dopiero po chwili dotarło do mnie, iż był to numer telefonu. Zmarszczyłam brwi próbując przypomnieć sobie, do kogo właściwie mógł należeć. I wtedy przez głowę przeszły mi wspomnienia z feralnego bankietu, kiedy to wraz z Cameronem byliśmy kryci przez przyjazną staruszkę. Gdybym tylko wiedziała, jakie wydarzenia będę mieć miejsce, zostałabym z nią na sali, sącząc poncz i prosząc o podzielenie się życiowymi mądrościami. Zyskałabym na tym znacznie więcej niż na tej beznadziejnej, nic nieznaczącej relacji.

— Pani Paquette — szepnęłam do siebie. Być może w tamtym momencie otrzymałam od losu znak, aby wreszcie wykorzystać ten ciąg cyfr.

Biłam się z własnymi myślami. Z jednej strony, od bankietu minął ponad miesiąc, więc skąd ta drobnej postury kobieta miałaby mnie pamiętać. Z innej potrzebowałam pomocy osoby dorosłej, która nie oceniałaby mnie i moich uczuć. Kogoś, kto poniekąd rozumiał moją sytuację.

— Pieprzyć to — stwierdziłam, wpisując rozmazany numer do kontaktów. Miałam nadzieję, że nie pomyliłam żadnej z cyfr.

Zanim skończyłam wpisywanie numeru, zaczęłam zastanawiać się nad przebiegiem rozmowy. Co właściwie mogłabym jej powiedzieć? Dzień dobry, jestem Charlotte Graves, wymarzona przez rodziców przyszła modelka. Ostatecznie odrzuciłam tę myśl, mocniej zaciskając powieki. Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który towarzyszył rozpoczynaniu połączenia.

— Halo? — Usłyszałam głos pani Paquette. Był lekko ochrypły, ale zarazem ciepły.

— Dzień dobry — odezwałam się, próbując uspokoić szybko bijące serce. — Z tej strony Charlotte Graves, pamięta pani?

Zapadła chwilowo cisza, która jedynie napędziła mój strach. Spojrzałam jeszcze raz na wpisany przeze mnie numer. Może to pomyłka?

— Jasne, że pamiętam, słońce — rozpromieniła się. — Czekałam aż zadzwonisz. Rozumiem, że potrzebujesz pomocy starej babki? — Zaśmiała się pogodnie, na co od razu się uspokoiłam. Mój oddech ponownie stał się równomierny, a ręce przestały drżeć. Pamiętała.

— Dokładniej przyjacielskiej rady — sprostowałam, chcąc naprowadzić rozmowę na odpowiednie tory. — Pamięta pani Camerona? — Na sam dźwięk tego imienia chciało mi się wymiotować.

— Tego sympatycznego blondyna? Tak, a co? Czyżby ciąża? Ślub? — Zażartowała.

— Na ten moment wolałabym wypić wodę z publicznej toalety — parsknęłam śmiechem.

— Aż tak źle? — Zagadnęła, wyraźnie smutniejąc. Mimo wszystko chciała mnie wysłuchać, dlatego zaczęłam zastanawiać się jak poruszyć ten temat.

— Zawiodła się kiedyś pani na kimś? — Zapytałam, mierząc się z najskrytszymi emocjami.

— Oczywiście, słońce. Do czego zmierzasz?

— Cameron okazał się być potworem. Był koszmarem, który jedynie z zewnątrz przypominał pragnienie. Myślałam, że da mi wszystko, czego będę potrzebować. Przy nim czułam się ważna. Byłam piękna jedynie, gdy czułam jego dotyk i słyszałam jego słowa — wyznałam, powoli się otwierając. Był to odważny i ryzykowny krok, jednak bardzo ważny dla mojego zdrowia. Wyszłam ze swojej bezpiecznej bańki, pozwalając problemom ujrzeć światło dzienne. — Jest jeszcze jeden chłopak, ma na imię Axel. I choć przez połowę swojego życia nienawidziłam go, pewne rzeczy uległy zmianie. Połączyła nas gra, która była dla mnie jak ucieczka. Poznaliśmy siebie, swoje słabości i wady. Spędzaliśmy godziny na marnej strzelance, a teraz...

— Teraz sprawy się skomplikowały? — Upewniła się, a ja nieśmiało przytaknęłam. — Myślę, że w pierwszej kolejności powinnaś zadbać o siebie. Przeżyłaś zawód, kochanie. Osoba, której zaufałaś wbiła ci nóż w plecy i zostawiła z niczym.

— Jak? — Wtrąciłam. — Co mam zrobić?

— Pomyśleć o sobie. O swoich potrzebach. Spojrzeć w lustro, po czym znaleźć w osobie, którą zobaczysz kogoś pięknego i niezwykle wartościowego — powiedziała, a ja uchyliłam usta ze zdziwienia. — Wiem, że masz problem z samoakceptacją. Twoje oczy wiele zdradzają. Widziałam w nich niepewność i ból.

— Wie pani, nie zawsze było kolorowo...

— Zamieniam się w słuch.

I w tamtym momencie przypomniałam sobie wszystko. Obelgi ze strony rodziców. Wytykanie palcem mojego ciała i każdej niedoskonałości. Przez głowę przeszły mi obrazy okrutnej rzeczywistości.

— To będzie długa historia...

I zaczęłam opowiadać. Powoli odkrywałam kolejne karty, modląc się, że nie zostaną wykorzystane przeciwko mnie. Jednak pani Paquette była osobą godną zaufania. Sama wyznała mi prawdę o swoim życiu. Miałam wobec niej swego rodzaju dług, spłacony trudami przeszłości.

UWAGA! Tekst oznaczony kursywą może wywoływać dyskomfort u osób wrażliwych na tematy dotyczące problemów z akceptacją własnego ciała. Proszę, nie zmuszaj się do czytania. Pamiętaj, że nigdy nie jesteś samx!

Patrzyłam na czternastoletnią wersję mnie, powstrzymując łzy. Miałam ochotę uderzyć pięścią w lustro, które powodowało, że musiałam stanąć twarzą w twarz z przyczyną wszelkich nieszczęść. Byłam cholernie obrzydliwa. Spojrzałam na swoje uda. Podobnie jak biodra, odznaczały się czerwonymi rozstępami. Dotknęłam wspomnianych miejsc, czując jedynie obrzydzenie. Następnie opuszki palców zahaczyły o mój brzuch. Zauważyłam kolejne fałdki. I mimo, że nie były szczególnie spore, to wystarczyło, aby moja pewność siebie zmalała do zera. Z moich ciemnych oczu wydostał się słone łzy. Przyjrzałam się swojej twarzy, próbując nie oderwać wzroku. Moją cerę okalały krosty i pojedyncze pryszcze. Czułam się jak w transie. Moje palce zahaczyły o moje włosy. Niezwykle suche, łatwo łamiące się, pozbawione jakiegokolwiek blasku. Szlochałam, modląc się, aby ten koszmar dobiegł końca. Zazdrościłam sylwetki swoim koleżankom. W końcu były chodzącymi ideałami, za którymi oglądał się niemal każdy. Czy brzydcy ludzie mieli w ogóle szansę na szczęście? Ludzie uwielbiali perfekcję. Kochali modeli o pięknych twarzach i szczupłych sylwetkach. Krytykowali niedoskonałości, piętnowali wady. A ja nie miałam siły wpasowywać się w ten cholerny kanon piękna. Miałam wrażenie, że nawet zbyt wiele nie będzie wystarczające. Bałam się, że nigdy nie zadowolę swoich rodziców. Marzyłam o usłyszeniu z ich ust choć małej pochwały, czy chociaż uścisku, wyrażającego coś na kształt dumy.

Byłam jak niepasujący element układanki. Niedoceniony, nikomu niepotrzebny. Bo kto chciałby mieć coś, co do niczego się nie nadaje?

— Jesteś naprawdę silna — odparła pani Paquette, po usłyszeniu przytoczonej historii. Mój głos łamał się z każdym kolejnym słowem. Odkopałam wspomnienia, o których wolałabym zapomnieć. — Wiem, że to zapewne ułamek tego, co tak naprawdę skrywasz, jednak wiedz, że jestem z ciebie bardzo dumna. Z tego, że nigdy się nie poddałaś — na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.

— Dziękuję — odrzekłam, ocierając pojedynczą łzę. — Nie sądziłam, że będzie to tak trudne — zaśmiałam się nerwowo.

— Mówienie o trudnych przeżyciach nigdy nie było proste — wyjaśniła. — A teraz chcę posłuchać o tym chłopaku, Axelu, tak?

— Dokładnie — przytaknęłam. — Jak już wspomniałam, nienawidziliśmy się. W dużym skrócie niedawno przeszliśmy na etap przyjacielski. A wczorajszego dnia prawie się pocałowaliśmy... — wyznałam, mówiąc ostatnie zdanie nieco ciszej od reszty. Poczułam ciepło na policzkach na myśl o dziwnym poranku.

— Prawie?

— Powiedział, że na mnie poczeka — prychnęłam, przypominając sobie tę niezręczną atmosferę. — Stwierdził, że nie jestem jeszcze gotowa.

— Wiele dla niego znaczysz — przyznała pani Paquette, a ja prawie zachłysnęłam się powietrzem.

— Nie, nie, nie — od razu zaprzeczyłam. — Niedawno zerwał z dziewczyną, w dodatku z moją przyjaciółką — wtrąciłam.

— A byli ze sobą szczęśliwi? — Zadała pytania, wybijając mnie z rytmu.

Czy Stacy i Axel aby na pewno tworzyli idealną parę?

— Nie wiem — przyznałam cicho. — Na początku wyglądali na zakochanych, jednak później coś zaczęło się psuć.

— Wyglądali, czy ona wyglądała? — Dopytywała w kontekście Stacy. — Szczerze.

I w tamtym momencie klamka zapadła. Drogą dedukcji doszłam do wniosku, że w słowach pani Paquette było zasiane ziarenko prawdy. Axel i Stacy nie byli tak szczęśliwi, jak mogłoby się wydawać. Nie mogłam ukryć, iż widać było, że ogień, który był rozpalony między nimi, zgasł niemal całkowicie. Tylko dlatego, aby rozpalić nowy, którym wszyscy mieliśmy się sparzyć.

— Ona — odparłam, starając się zachować obojętność. — Jedynie Stacy była szczęśliwa.

I po tych słowach zapadła cisza. Zdałam sobie sprawę, jak wiele elementów zostało przede mną zatajonych. Jak bardzo ucierpiała nasza przyjaźń. I choć wiedziałam nie od dziś, że związki potrafią zrujnować inne relacje, nie byłam gotowa na ten zalewający mnie wodospad.

— A ty co myślisz o Axelu? — Zapytała mnie po chwili. — Czujesz to samo, co wtedy przy Cameronie?

— Czuję bezpieczeństwo — wyznałam po chwili zastanowienia. — Jednak boję się zrobić ten pierwszy krok. Czuję, że to nie jest odpowiedni moment.

— Powiedziałaś mi, że Axel powiedział, że będzie na ciebie czekać — zaczęła myśleć na głos. — On doskonale wie, co myślisz. On widzi znacznie więcej niż ci się wydaje.

— Czy ja wiem? — Odpowiedziałam tylko, choć podświadomie czułam, że staruszka miała rację.

— Musisz kiedyś przyjść do mnie na herbatę — zarządziła ze śmiechem. — Tyle spraw do obgadania, a tak mało czasu. Niestety, będę musiała już kończyć.

— Rozumiem — przytaknęłam, choć czułam, że nie powiedziałam wszystkiego, co leżało mi na sercu. — Do usłyszenia — pożegnałam się, po czym kobieta rozłączyła się.

***

Kolejnego dnia idąc przez szkolny korytarz, myśli kotłowały się w mojej głowie. Uświadomiłam sobie, że kompletnie straciłam zapał i siłę do nauki, przez co moje oceny ledwo mieściły się w granicy dostatecznych. Niedawno moja mama zwróciła na to swoją uwagę, lecz wkrótce nieco odpuściła. Nie mogłam zaprzeczyć, że od pewnego czasu skrywała w sobie coś, czego nie potrafiłam odkryć. Stała się jakby weselsza i znacznie więcej czasu przebywała w domu, oglądając jakieś komedie przy lampce wina. Rzadziej stawała się całkowicie pochłonięta pracą, a w stosunku do mnie była nieco cieplejsza. Mimo, że wciąż nie czułam, że mam mamę, byłam wdzięczna chociażby za taki obrót spraw.

Widząc Stacy, która siedziała na jednej z ławek, podeszłam do niej. Praktycznie cała nasza klasa wiedziała, że brunetka rozstała się z Axelem. A ja zamiast przyjść do niej z opakowaniem lodów i lakierami do paznokci, chłonęłam szkolne plotki. Nasza relacja burzyła się jak domek z kart, a żadna z nas nie potrafiła temu zaradzić.

— Cześć, Stacy — powiedziałam, siadając koło niej.

— Lottie — uśmiechnęła się do mnie, lecz nie był to ten szczery, promienny uśmiech, który posyłała mi dawniej. Był chłodny, jakby wymuszony, aby pokazać, że mimo rozstania wszystko jest w porządku. — Co u ciebie? — Spytała, poprawiając szmaragdową spódniczkę.

— Dobrze, w porównaniu do ciebie — powiedziałam cicho. — Dlaczego nic nie mówiłaś o tym, co stało się między tobą, a Axelem? — Palnęłam prosto z mostu, nie chcąc owijać w bawełnę.

— Wiedziałam, że zaczniesz dociekać — prychnęła, zakładając nogę na nogę. — Pamiętasz, jak mówiłam ci, że musimy coś przepracować? I kiedy powiedziałam ci, że kiedyś to zrozumiesz? — Skuliła się, ponieważ właśnie w tamtym momencie miała zostać obnażona z prawdy, która tak usilnie próbowała zataić. — On nigdy mnie nie kochał. Napełniał mnie pięknymi słówkami, aby zapełnić śmieszną pustkę we własnym sercu.

— Skąd ja to znam... — powiedziałam cicho do siebie, ponownie wspominając Camerona.

— A właśnie — klasnęła w dłonie, jakby w jej głowie pojawiła się nowa, wspaniała myśl. — Co się z wami stało?

— Szkoda gadać — westchnęłam, przypominając sobie o głównym temacie naszej rozmowy, który powoli schodził na dalszy plan. — W dużym skrócie rozsyłał nudesy innych dziewczyn w zamian za pieniądze.

— Walnięty — skomentowała krótko, lecz to słowo nie wyrażało nawet w ułamku procenta mojej obrzydzenia do tego chłopaka, którego temat chciałam już bardzo skończyć.— Wracając do Axela. Nie mam do niego żadnej urazy. Jest dobrym chłopakiem, który trafił na nie tę dziewczynę, którą powinien — zaczęła bawić się nerwowo palcami. — Zauważyłaś, że ostatnio oddaliłyśmy się od siebie? Ja i ty i Faith — zaczęła wpatrywać się pustym wzrokiem w ścianę.

Bez wątpienia Stacy Fraser potrzebowała wygadać się z tego, co tak naprawdę czuła. A ja, jeszcze tego samego dnia czując dokładnie to samo, chciałam jej w tym pomóc. Doskonale wiedziałam, że warto mówić o tym, co leży nam na sercu. Ludzie nigdy nie byli niezniszczalni i całkowicie samowystarczalni. Wszyscy potrzebowali czasem zrzucić z siebie ciężki bagaż, dzieląc się nim z kimś innym. Komplikacje pojawiały się w momencie, gdy druga osoba sama nie radziła sobie z wypełnionymi po same brzegi torbami. Jednak ja zawsze byłam otwarta na przyjęcie dodatkowych kilogramów na swoje barki. Aż do momentu, kiedy nie upadnę na podłogę z bezsilności. W dodatku słowa Stacy przywołały do mojej głowy kolejne, nie do końca chciane wspomnienie.

— Kochanie, musisz mówić o swoich problemach — mówiła Faith, nie wypuszczając mnie ze swoich ramion. — Wiem, że to trudne, ale jestem przy tobie. Potrzebujesz pomocy, Lottie, nie bój się do tego przyznać.

— Wszystko jest w porządku, Faith. Czuję się dobrze — powiedziałam, pragnąc, aby dziewczyna w to uwierzyła. — Jestem przecież piękna — zaszlochałam, chcąc, by moje słowa rzeczywiście przemieniły się w tę cudowną prawdę.

— Wiem — westchnęłam głośno. — I najgorsze jest to, że żadna z nas nie chce zrobić żadnego kroku w celu poprawy — oparłam się o ścianę, czując, jak moja głowa zaczęła pulsować.— Może tak miało być? Może nastał moment, kiedy każda z nas powinna rozejść się w swoją stronę?

— Nie chcę znowu być sama — wyznała Fraser, a ja zauważyłam jej strach przed samotnością. — Wszystko zaczęło się pieprzyć.

— Mówią, że przyjaźń w trójkę nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem — stwierdziłam pesymistycznie. — Może mają rację. Może czasem jeden błąd skreśla całą relację — prychnęłam, a dziewczyna złapała mnie za ramię.

— Masz rację, Lottie — zaczęła wpatrywać się w moje tęczówki. — Dlatego jeśli moje relacje muszą się chrzanić przez jedną pierdołę, zrób coś dla mnie i zawalcz o swoją.

— Przepraszam, że to powiem, ale ostatnio każdy pieprzy jak potłuczony — wyrzuciłam ręce do góry. — Mam dość podchodów. Powiedz wprost, co masz na myśli. Jaką znowu relację?

Byłam zirytowana. Każdy udzielał mi rad, które musiałam sama interpretować. Wszyscy mówili cholernym szyfrem, którego nie rozumiałam. Jedno zdanie mogło wyznaczyć miliony rozwiązań, z których żadne tak naprawdę nie było prawidłowe. Jednak może tym razem, gdybym wiedziała, co brunetka miała na myśli, przytaknęłabym puszczając tę radę mimo uszu.

— Po prostu przestań zaprzeczać, że Axel nic dla ciebie nie znaczy — powiedziała, powstrzymując łzy. — Z naszej dwójki ty jesteś bliższa jego sercu, dlatego proszę cię, Lottie — chwyciła moją dłoń, tak, jakby chciała zawiązać poważną, lecz bolesną dla niej obietnicę — spraw, aby ten chłopak był szczęśliwy.

— Nie, Stacy — zaprzeczyłam stanowczo, strącając jej dłoń. — Zostawił cię i muszę postawić cię na nogi. Nie chcę z nim być. On nic dla mnie nie znaczy — przyznałam, rzucając w jej twarz oczywistym kłamstwem. — Nie możesz decydować o moich uczuciach.

— Nie mogę, ale nie jestem ślepa, do cholery! — Poniosły ją emocje. — Przestań zachowywać się, jakby nic się nie działo. Nie udawaj, że nie podoba ci się to, jak na ciebie patrzy. Podziwia cię jak jakiś pieprzony cud świata. Przestań zamykać się na to uczucie. Bo ja oddałabym wszystko, aby go doświadczyć — mówiła. — Jestem wściekła na fakt, że ty mając na wyciągnięcie ręki chłopaka moich marzeń stoisz w miejscu. A może po prostu lubisz jego atencję? Nie chcesz go, ale napawasz się faktem, że ktoś się o ciebie troszczy? — Jej złość przerodziła się w rozpacz. — Dlaczego, Charlotte? Dlaczego musiało paść akurat na ciebie?

— Czy jest to moja wina? — Spytałam, starając się zachować spokój. Stacy była roztrzęsiona, a ja nie mogłam tak, jak ona, dać pochłonąć się skrajnym emocjom. — Znajdziesz kogoś, kto będzie lepszy od Axela. Życzę ci tego, bo w końcu jesteś dla mnie ważna. Jednak nie rozumiem, dlaczego chcesz, abym była z Andersonem.

— Czy jak jest przy tobie czujesz się jakoś inaczej? — Zignorowała moją wypowiedź. — Czy nie czujesz się w jego obecności komfortowo i bezpiecznie? Tak, jakby ktoś na środku zimnej pustyni rozpalił spore ognisko?

Tak

— Nie — zaprzeczyłam. — Jakbym rozmawiała z dobrym kolegą. Nic więcej.

— Kłamiesz! — Stwierdziła tak głośno, że kilka osób spojrzało w naszą stronę. — Zgaduję, że kręciliście ze sobą jeszcze wtedy, gdy byłam z nim w związku — oskarżyła oschle.

— Nieprawda — odparłam, chcąc zabrzmieć stanowczo, jednak mój głos zaczął się łamać. Dożyłam momentu, kiedy własna przyjaciółka posądzała mnie o zdradę.

— Jesteś zwykłą kłamczuchą, Graves — wstała z miejsca, wyjmując z kieszeni plecaka butelkę wody. — Przyjaciółki nie kłamią. A szczególnie nie interesują się cudzymi chłopakami — prychnęła, wylewając ciecz na moje ubrania.

Spoglądało na nas wiele osób. Wszyscy zastanawiali się dlaczego bezkonfliktowa Charlotte Graves pokłóciła się z jedną z popularniejszych cheerleaderek, będącą jednocześnie jej przyjaciółką. Zostałam upokorzona. Siedziałam w zalanej białej bluzce, która obecnie stała się jedynie przeźroczystym kawałkiem materiału, z tytułem zdrajczyni, kłamczuchy i okropnej przyjaciółki. Moje oczy automatycznie zaszły łzami, a ja zapragnęłam daru stania się niewidzialną. Byłam jedynie źródłem problemów, które coraz bardziej się namnażały.

— Charlotte? Co się stało? — Spytała mnie różowowłosa dziewczyna.

I dopiero po chwili spostrzegłam, że wspomnianą osobą była Ashley Barrett. Przewodnicząca klubu szachowego, z którą zamieniłam w życiu może dwa słowa. I jak zawsze w jej oczach płonęła zawziętość i determinacja, teraz zauważyłam w nich troskę.

— Mam dość, Ashley — westchnęłam, a ona chwyciła moją dłoń, aby zaraz zabrać mnie do łazienki.

Kiedy weszłyśmy do ciasnego pomieszczenia, jakieś dwie palące papierosy dziewczyny opuściły wspomniane miejsce, zdając sobie sprawę, jak poważna jest sytuacja. Ponieważ, gdy córka dyrektorki pojawiała się w zasięgu wzroku, nikt nie odważył się powiedzieć chociażby jednego słowa.

— Ściągnij bluzkę — poleciła, jednak widząc mój wzrok, szybko się poprawiła. — Jeśli się nie krępujesz, oczywiście. Odwrócę się — jak powiedziała tak zrobiła.

Zaczęłam pozbywać się klejącej się do ciała białej koszulki. Nim się obejrzałam, dziewczyna ściągnęła z siebie swoją bluzę, zostając w samym czarnym topie, który bardziej przypominał stanik.

— Jesteś pewna? — Spytałam, a ona przytaknęła. — Ratujesz mi życie, Barrett.

— Normalna sprawa — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Czasem najmniej oczekiwane osoby, dadzą ci to, czego nie dadzą ci najbliżsi — nawiązała do mojej kłótni ze Stacy.

— Będzie ci zimno... — powiedziałam, zdając sobie sprawę, że nadużywam jej dobroci.

— Przestań — machnęła ręką. — Moja mama pożyczy mi kurtkę, w końcu trzyma wiele rzeczy w swoim gabinecie — wyjaśniła. — A przyznaj, że ten top nieźle na mnie leży — zaśmiała się, poprawiając go.

— Uważaj, bo zaraz ktoś powie, że niejaka Ashley Barrett wybrała ciekawą ścieżkę kariery — zażartowałam, na co dziewczyna odpowiedziała cichym śmiechem.

— A teraz tak poważnie — chwyciła mnie za ramię i spojrzała w oczy. — O co poszło z Fraser? — Zapytała z troską w głosie, jednak w tej samej chwili zadzwonił dzwonek, zwiastujący koniec przerwy.

— To co, kawa? — Zaproponowałam, naprawdę chcąc porozmawiać z dziewczyną.

Wierzyłam w jej dobre intencje. W dodatku potrzebowałam osoby, która trzeźwo oceni tę całą, chorą sytuację.

***

Po lekcjach wraz z Ashley udałyśmy się do kawiarni. Usiadłyśmy przy moim ulubionym stoliku numer dziewięć, który z reguły dzieliłam z dziewczynami, a szczególnie Faith, która była fanką tutejszej kawy. Teraz jej miejsce zajęła uśmiechnięta różowowłosa, która dokładnie skanowała ściany pomieszczenia. Zdążyłyśmy złożyć już zamówienie w postaci dwóch wuzetek, karmelowego latte oraz czarnego espresso. Stukałam palcami o drewnianą powierzchnię myśląc, jak właściwie powinnam powiedzieć o wydarzeniach ostatnich tygodni.

— Więc? — Zapytała po chwili ciszy Barrett. — O co poszło z Fraser? — Ponowiła pytanie, które zadała mi jeszcze w szkole.

O cholernego Axela Andersona.

— Zacznijmy od początku — westchnęłam, nie chcąc streszczać setny raz tej samej, wyjątkowo zawiłej historii. — Jak już pewnie wiesz, Stacy umawiała się z Axelem. Nie układało im się najlepiej, dlatego niedawno postanowili się rozstać. Teraz Fraser rzuca aluzjami, że powinnam zejść się z Andersonem — prychnęłam, czując, jak dociera do mnie absurd wypowiadanych słów. — Zarzuciła mi, że nie doceniam danej mi szansy i nie robię żadnych kroków do przodu. Chce żebym dała Axelowi szczęście.

— A ty czego tak naprawdę chcesz? — Spytała Ashley, dając mi chwilę na zastanowienie.

Ponieważ sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę chciałam.

— Nie mam pojęcia — zacisnęłam usta w cienką linię. — Na pewno nie chcę, aby ktoś na mnie naciskał.

Kiedy dziewczyna trawiła moje słowa, kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Podziękowałyśmy jej, zaczynając spożywać małe kawałki ciasta. Uwielbiałam ten puszysty deser, ociekający słodkim kremem. I choć rzadko miałam możliwość jego zjedzenia, wtedy zaryzykowałam. W końcu nic nie stanie się, gdy spróbuję choć trochę.

— Pozwól, że zapytam prosto z mostu — Ashley przerwała chwilową ciszę. — Czujesz coś do Axela?

— Nie — pokręciłam głową, próbując stłumić śmiech. Jednak moja odpowiedź nie była dla niej satysfakcjonująca. Jej spojrzenie przeszywało mnie, jakby chcąc dotrzeć do najciemniejszych skrawków mojej duszy.

— Nie czujesz, nie wiem, stresu, ekscytacji? Nie czujesz tych słynnych motylków? — Zaśmiała się, upijając łyk kawy.

— Nie sądzę — prychnęłam, choć sama nie byłam pewna swojej odpowiedzi.

— Ale coś się między wami zmieniło, nie? — Uniosła do góry brew. — Moja mama nie widziała was w swoim gabinecie od miesięcy. Czyżby nowy rekord?

— Wszystko zaczęło się od gry...

Hypnos: Jesteśmy całkiem niezłą drużyną.

Hysmina: To chyba oczywiste.

Hypnos: Jutro gramy znowu o 20.00?

Hysmina: Zadajesz naprawdę głupie pytania.

— Graliśmy dniami, nocami, prawie w każdej wolnej chwili — kontynuowałam. — Poznałam kilka faktów o nim, jego rodzinie. I choć wolałbym zachować to dla siebie, czułam, że ten Hypnos, którego poznałam był dla mnie kimś bliskim. W końcu byliśmy dość podobni — zauważyłam.

Hypnos: Nie pochodzę z jakiejś świetnej rodziny. Mój tata odszedł, gdy byłem mały, a mama związała się z nowym facetem. Oprócz tego mam kilkoro naprawdę nieznośnego rodzeństwa.

Hysmina: Dajesz radę?

Hypnos: Szczerze, tęsknię za swoim tatą. Tęsknię za tym, jak jeździmy wspólnie nad jezioro, a on uczył mnie jak łowić ryby. Marzę, aby wróciły czasy, gdy pomagał mi w nauce jazdy na rowerze, a ja o mało co nie wjechałem do jakiegoś rowu. Czasem chciałbym zobaczyć, jak znowu trzyma moją mamę w objęciach. Musisz wiedzieć, że gdyby nie oni, nigdy nie uwierzyłbym w miłość. Idealnie dobrane osoby, które spotkały się w nieodpowiednim dla nich czasie.

Hysmina: A więc chciałbyś przeżyć coś podobnego?

Hypnos: Chciałbym zakochać się w kimś na zawsze. W kimś, kto pozwoliłby mi być sobą. Mieć w dziewczynie prawdziwą przyjaciółkę, która sprawi, że wszystko stanie się prostsze.

Hypnos: Dokładnie tak, jak moi rodzice. Tylko ze szczęśliwym zakończeniem.

— Myślisz może, że mogłabyś mu się podobać? — Zapytała Ashley, a moje policzki pokrył róż. Przypomniałam sobie moment, kiedy byłam osłabiona, a on zawiózł mnie do swojego domu. Momencie, kiedy czułam się, jakbym znalazła się w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. W jego ramionach, które obejmowały mnie całą noc. — Charlotte, proszę o wszystkie pikantne szczegóły — puściła mi oczko, dwuznacznie interpretując moją reakcję.

I tak opowiedziałam jej o jego przepełnionych troską zachowaniach. Wspomniałam o dziwnej przyjaźni naszych matek i jego rodzeństwie, przy którym moje serce całkowicie się roztapia. O tym, jak Axel był przy mnie, gdy wymiotowałam i kiedy dał mi swoje ubrania na przebranie, pozwalając mi zostać na noc. A także o pocałunku, do którego prawie doszłoby, gdyby nie trzeźwa relacja chłopaka.

— Wszystko jasne — stwierdziła Barrett, gdy dotarłam do końca historii. — Jesteście obydwoje ostro popieprzeni — wzruszyła ramionami, kończąc swój kawałek ciasta.

— Powiedz coś, czego nie wiem — prychnęłam śmiechem, czując, że potrzebowałam towarzystwa Ashley. Była niesamowitą słuchaczką, która potrafiła wyciągnąć trafne wnioski.

— Powiem ci, że masz ogromne szczęście — przyznała, a ja spojrzałam na nią zbita z tropu. Była kolejną osobą, która owijała wszystko w bawełnę. — Jemu ogromnie na tobie zależy. Nawet jeśli ty tego nie widzisz, ja daję ci tę gwarancję.

— Pytanie, czy ja czuję coś więcej? — Szepnęłam, prawdopodobnie godząc się z faktem, że nasza relacja przestała być na stopniu czysto przyjacielskim.

— Odpowiedzi musisz poszukać w sobie — uśmiechnęła się, chcąc dodać mi otuchy. — Rany, to chyba dobry czas na otworzenie porady miłosnej.

— Wydaje mi się, że będę stałą klientką — prychnęłam, patrząc jak dziewczyna upija kolejny łyk kawy.

Ashley Barrett była osobą, która jako jedyna miała możliwość trzeźwej oceny sytuacji.

Szukanie odpowiedzi w głębi siebie nie było proste. Musiałam dotrzeć do warstw, o które nigdy nie było mi dane zahaczyć. Byłam zmuszona przypomnieć sobie moje szybciej bijące serce, gdy nasze klatki piersiowe stykały się w wspólnym tańcu. Pamiętałam, jak nierówno oddychał, kiedy leżał koło mnie w nocy, myśląc, że już dawno zasnęłam. Miałam w głowie moment, gdy musnął ustami kącik moich, chcąc poczekać na odpowiedni moment.

Axel Anderson wiedział, że jestem odpowiednią osobą. Czekał jednak na sprzyjający czas, za wszelką cenę chcąc uniknąć popełnienia tego samego błędu, co jego rodzice. Marzył o szczerej miłości. W nie wiedząc czemu, uwierzył, że jestem osobą, która mogłaby mu ją dać.

Przyszedł czas na mój ruch. Ponieważ dołączyłam do gry uczuć, zaczynając od najtrudniejszego poziomu. Prawdziwa walka miała rozpocząć się właśnie teraz. Nie było czasu na gromadzenie amunicji. Musiałam wykończyć wszystkie magazynki. A wszystko dla przeklętego Axela Andersona, chłopaka, który chcąc nie chcąc stawał się dla mnie kimś znacznie bliższym niż te kilka miesięcy temu. 

==

Hejj!

Luźny rozdział na osłodzenie niedzieli. 

Cóż, wreszcie ktoś musiał się pokłócić. A to, że padło na Stacy i Lottie w sumie nie jest zdziwieniem. Tu się jeszcze trochę podzieje hsha 

Ale przynajmniej mamy nową postać, czyli Ashley Barrett, przełamującą stereotyp grzecznej córki dyrektorki. Mam nadzieję, że przyniesie ona trochę światła i ciepła dla naszych bohaterów. Może nie jest to jakoś bardzo znacząca postać, ale wierzę, że ją polubicie.

Dziękuję wam bardzo za wyświetlenia, gwiazdki, komentarze, dodawanie tvg do list i całe wsparcie, jakie dajecie tej historii! <3

Cóż, przed nami 5 rozdziałów i epilog! Jestem ciekawa, czy liczycie na szczęśliwe zakończenie hsha

Do następnego <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro