Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

dwa miesiące później

31 lipca

— Wszystkiego najlepszego, Axel! — Powiedzieliśmy chórem, trzymając tacę z czekoladowym tortem, który został upieczony poprzedniego przez panią Anderson.

Tamtego dnia miałam na sobie białą przewiewną sukienkę, która mimo, że była typowo letnia, leżała na mnie całkiem elegancko. Już od godziny ósmej rano kręciłam się w domu Andersonów, aby móc uczcić osiemnaste urodziny chłopaka. Jego mama specjalnie przez pół nocy piekła tort, robiąc wszystko, by utrzymać fakt obchodzenia urodzin syna w tajemnicy. On sam nigdy nie czuł, że akurat ten dzień w roku powinien być specjalny. Rosaline wspominała, że dla Axela najważniejszy był czas spędzony z najbliższymi, w tym wyjście na lody. Czasem wychodził też na wieczór gier z kilkoma szkolnymi kolegami, których sama nie kojarzyłam. Jednak w tym roku, planowaniem jego urodzin zajęłam się ja. Chciałam dać mu choć minimalną radość, dlatego przed chłopakiem stał cały dzień randek, połączony z szykowaną w czasie naszych wyjść, imprezą niespodzianką. Z początku pani Anderson nie była przychylna mojemu pomysłowi. Lecz, gdy moja mama zaprosiła ją wraz z dziećmi na noc filmową połączoną z domowym spa, zmieniła zdanie, życząc nam miłej zabawy. Oprócz tego mój plan wymagał zaangażowania w przygotowanie imprezy Faith, Lindy i Ashley, która z przyjemnością zgodziły się, przy okazji zapraszając najbliższe Axelowi osoby. Byłam wdzięczna każdemu, kto przyczynił się do organizacji tego święta. Chciałam, aby Anderson wreszcie mógł poczuć się kochany i pamiętał, że zawsze ma wokół siebie rodzinę i przyjaciół, którzy choćby nie wiem co, zawsze staną za nim murem.

— Zostawcie mnie w spokoju... — wymamrotał, przewracając się na drugi bok.

— Mówiłam, że jest głupi — odezwała się Nina, która wraz z Lewisem skończyła niedawno jedenaście lat. — Nawet w własne urodziny nie chce mu się wstać.

Szczególnie w własne urodziny — podkreślił pierwsze słowo, nawet nie otwierając oczu. — Najlepszym prezentem jest spokój, zapamiętaj młoda.

— Staruszek — prychnęła kpiarsko. — Osiemnaście lat, zaraz emerytura, co?

— Nie pogrywaj sobie — dodał, a ja poczułam rozbawienie ich słownymi przepychankami. — Charlotte? — Usłyszał mnie, a następnie zerwał się z łóżka.

— Jak masz tak na niego działać to możesz u nas zamieszkać — zwróciła się do mnie pani Anderson, przyglądając się nam u progu drzwi. Nie miała ochoty uczestniczyć w budzeniu chłopaka, stwierdzając, że i tak zajmie nam to dobrą godzinę. Ja za to, wraz z rodzeństwem Axela ruszyłam do trudnej akcji. — Może nawet pozwolę wam spać w jednym łóżku, ale... — nie dokończyła, ponieważ została zmuszona do zrobienia uniku przed puchową poduszką. Przewróciłam oczami, doskonale wiedząc, kto nią rzucił. — Ej, to, że masz urodziny nie sprawia, że masz pozwolenie na przemoc! — Dodała, nie kryjąc rozbawienia.

— I cały plan poszedł w łeb — westchnął Lewis.

— Mogę już zjeść ten tort? — Spytała Elena, która udała się tutaj tylko z jednego powodu.

Zaśmiałam się cicho, przejmując od dzieciaków tacę z tortem. Nachyliłam ją w kierunku chłopaka, aby mógł zdmuchnął dokładnie osiemnaście świeczek. Na prośbę pani Anderson odpuściliśmy sobie śpiewanie sto lat. W zasadzie nikomu to nie przeszkadzało, a już szczególnie zaspanemu jubilatowi, który zapewne nawet nie zarejestrował tego faktu.

— Pomyśl życzenie — odparłam, a na jego usta wkradł się podstępny uśmiech. — Tylko jakieś przyzwoite, proszę — dodałam nieco ciszej, aby tylko on mnie usłyszał.

Po chwili chłopak zdmuchnął świeczki, z których zaczął wydobywać się szary dym. Przekazałam tort pani Anderson, która wraz z rozbieganymi dziećmi udała się do kuchni, by pokroić ciasto.

— Przyniosę wam po kawałku — uśmiechnęła się do nas, otwarcie przekazując, że mamy trochę czasu dla siebie.

Kiedy tylko drzwi do pokoju chłopaka się zamknęły, on zamknął mnie w uścisku, sprawiając, że położyłam się koło niego. W międzyczasie wziął z szafki nocnej miętową gumę, zaczynając żuć ją w ustach.

— Oj Char — zaczął mówić nieco zaspanym głosem. — Osiemnaste urodziny to czas, kiedy idzie się na całość — nawiązał do mojej cichej prośby o wymyślenie jakiegoś przyzwoitego życzenia.

— Dobrze, że urodziłam się w grudniu — odparłam, gasząc jego zapał.

— Zgaduję, że ten tort był twoim pomysłem — zmienił temat, powodując mój uśmiech. Była to dla niego wystarczająca odpowiedź. — Wiedziałem.

— Ale twoja mama go upiekła — dodałam. — W nocy, jak poszedłeś spać — wytłumaczyłam, widząc jego pytające spojrzenie.

— Sprytnie — skomentował, przymykając powieki. — Idziemy spać?

— Żartujesz, prawda? — Spojrzałam na niego wybita z rytmu. — Co za człowiek śpi do późna w swoje urodziny?

— Każdy, kto szanuje swój sen — odparł, przyciągając mnie do siebie mocniej. — Nie mów, że ty wstajesz wraz ze wschodem słońca, a później z uśmiechem na ustach przyrządzasz sobie idealnie doprawioną jajecznicę, którą jesz we wcześniej naszykowanej i od razu z rana ubranej uroczej sukience, takiej jak ta — wskazał na mój strój. — Swoją drogą jest prześliczna — powiedział ciszej, powodując, że moje policzki pokrył róż. — Jesteś słodka.

I w tamtym momencie dostałam dziwnego deja vu, zaczynając się śmiać. Poczułam się jak kompletna idiotka, a rozbawione spojrzenie chłopaka wcale nie sprawiało, że nagle przybyło mi kilka punktów IQ. Przed moimi oczami pojawił się widok Axela, który podczas imprezy urodzinowej Faith, schlany w trzy dupy, powiedział mi dokładnie te same słowa. I choć wtedy chciałam zachować to wspomnienie dla siebie, teraz czułam się gotowa, aby podzielić się nim z niczego nieświadomym chłopakiem.

— Co cię tak śmieszy? — Spytał, kiedy już nieco się uspokoiłam.

— Prawie rok temu powiedziałeś mi to samo — wyznałam. — Na imprezie u Faith kiedy, że tak powiem, wypiłeś imponującą ilość alkoholu.

— Co powiedziałem?

— Że jestem słodka — uśmiechnęłam się niewinnie. — Tylko zepsułeś ten romantyczny moment, stwierdzając, że Hysmina jest słodsza — parsknęłam.

— Jakby nie patrzeć wyszło na to samo — odparł. — A jeśli ci powiem, że tylko udawałem, że jestem pijany i wiedziałem co mówię? — Zapytał, sprawiając, że poczułam się kompletnie wybita z rytmu.

— A tak było?

— Nie — zaśmiał się, a ja pokręciłam głową, nie wierząc, że ten pokój zniósł tak sporą ilość głupoty unoszącej się w powietrzu.

Niedługo po tych słowach, do pomieszczenia przyszła mama Axela. Poprawiłam sukienkę, przechodząc do pozycji siedzącej. Przyjęłam od blondynki kawałek tortu. Przypatrzyłam się kolejnym warstwom, od razu zauważając puszysty biszkopt obłożony delikatnym, śmietankowym kremem. Z kolei górę wypieku pokrywała niebieska galaretka z dodanymi do niej, soczystymi borówkami. Smakowałam tortu, będąc ciekawa jego smaku. Doskonale znałam umiejętności kucharskie i cukiernicze Rosaline, więc nie miałam żadnych wątpliwości, że ciasto przypadnie mi do gustu. Nie byłam szczególnie wybredna jeśli chodziło o słodycze. Biorąc już kolejny kęs, spojrzałam na Axela, którego oczy wyrażały coś na kształt dumy.

— Co? — Spytałam, chcąc wymazać z jego twarzy głupi uśmiech. Ten jednak, ku mojemu zdziwieniu, jedynie się zwiększył.

— Nic — odparł, biorąc do ust kolejny kawałek tortu.

Wkrótce skończyliśmy jeść w wyjątkowo dobrych nastrojach. Tak, jak przypuszczałam, ciasto było naprawdę dobre. Wilgotny biszkopt idealnie komponował się z słodkim kremem. Po posiłku, chłopak ponownie ułożył się na łóżku, przymykając powieki. Niestety musiałam pokrzyżować jego plany, wyjawiając przygotowane specjalnie dla niego niespodzianki. Oczywiście z wyjątkiem imprezy, która do samego końca miała pozostać sekretem.

— Axel — zwróciłam się do niego, sprawiając, że był zmuszony na mnie spojrzeć. — Jak bardzo będziesz zły, jeśli każe ci wstać?

— Nigdy nie jestem na ciebie zły — odparł, przeciągając się. — Tylko troszeczkę — dodał, wywołując po raz kolejny mój śmiech. — A co?

— Bo chciałabym cię dokądś zabrać...

— Zaciekawiłaś mnie — podniósł się, opierając głowę o zimną ścianę, którą pokrywała szara satynowa farba. — Mów dalej.

— Pamiętasz naszą pierwszą randkę? — Spytałam.

— Tę, na której mnie pocałowałaś? — Wspomniał, a ja dałabym wiarę, że jego wzrok na chwilę spoczął na moich ustach. — Coś kojarzę... — zaczął się droczyć, a ja przewróciłam oczami.

— Pora żebym się jakoś odwdzięczyła — wzruszyłam ramionami. — Nadszedł czas na twoje urodzinowe niespodzianki.

— Char, wiesz, że nie musisz niczego przygotowywać — uśmiechnął się delikatnie, doceniając same moje chęci. — Wystarczy to, że cię mam. To jest najpiękniejszy prezent.

— Nie bądź taki skromny — zganiłam go, doskonale znając jego taktykę. Chciał mi posłodzić, aby chwilę później zmusić mnie do przeleżenia z nim całego dnia w łóżku. — Daję ci piętnaście minut i widzę cię na dole, w pełni gotowego na jeden z lepszych dni twojego życia — cmoknęłam go przelotnie w usta, nie dając żadnej okazji na protest.

Od razu zeszłam po schodach na dół, w pełni zadowolona z siebie. Usiadłam na kanapie w salonie, czekając na chłopaka, który prawdopodobnie rzucał pod nosem wiązankę przekleństw, zastanawiając się, co takiego wymyśliłam. Nie zauważyłam nawet kiedy dosiadła się do mnie Elena, delikatnie ubrudzona na twarzy słodkim kremem.

— Lottie!! — Wtuliła się we mnie, a mój uśmiech zwiększył się co najmniej dwukrotnie. Była naprawdę uroczą dziewczynką, na której widok serce samo topniało.

— Cześć, mała — dotknęłam jej dwóch grubych warkoczy.

— Chcesz usłyszeć tajemnicę? Moją i Axela? — Spytała nagle, rozbudzając moją ciekawość.

— Wiesz, że nieładnie wygadywać cudze sekrety — ostrzegawczo pokręciłam palcem wskazującym. — Ale jak już tak o tym wspominasz, to z przyjemnością posłucham — dodałam ciszej, powodując jej słodki chichot.

Po chwili dziewczynka nachyliła się w moją stronę, dlatego ja obniżyłam swoją głowę, by być na równi z nią. Szybko zaczęła coś szeptać, dlatego starałam wsłuchać się w każde słowo.

— Axel powiedział mi, że cię kocha — powiedziała, a ja udałam zaskoczenie. — Jakieś kilka miesięcy temu.

— I tak to przede mną tailiście?! — Zakryłam usta ręką, wyolbrzymiając swoją reakcję.

— Musiałam. Kazał mi — wytłumaczyła. — Ale obiecał, że ci o tym powie. Zrobił to? — Podskoczyła na kanapie nieco podekscytowana. Podświadomie czułam, że wyrośnie na niezłą swatkę.

— Tak — uśmiechnęłam się na samą myśl. — I czasem mi o tym przypomina, wiesz?

— O jaaa... — oparła policzki o swoje dłonie w pełni rozmarzona. — Ja też tak chcę! Też chcę chłopaka — splotła ręce na brzuchu, robiąc naburmuszoną minę. Nawet w takim wydaniu wciąż była urocza. Urok Andersonów jak zawsze robił swoje.

— Kochanie, kiedyś na pewno poznasz osobę, którą pokochasz — pocałowałam jej czubek głowy. Rzeczywiście, dziewczynka pachniała truskawkami tak, jak swój brat. — Nawet nie będziesz wiedziała kiedy to się stanie. Czasem odpowiednie osoby pojawiają się w naszych życiach w najmniej spodziewanym, bądź w jego najgorszym momencie. Miłość wymaga łez i pewnego poświęcenia, jednak odpłaca się uśmiechem i niebywałym szczęściem — powiedziałam, obserwując jak z zainteresowaniem słucha kolejnych słów. — Ale jest piękna.

— Ja też tego doświadczę? — Zapytała, a jej oczy błysnęła pewnym blaskiem.

— Jestem przekonana — odparłam z całą pewnością, że to urodziwa mała brunetka w przyszłości zawładnie czyimś bezbronnym sercem. Czułam, że będzie mieć ostry temperament. Szczególnie wychowując się pod jednym dachem z tak szalonym starszym rodzeństwem.

Wkrótce naszym oczom ukazał się Axel, wystrojony w zwykłe krótkie spodenki i lekko pomiętą koszulkę. Ogarnięcie swojego wyglądu zajęło mu około dziesięć minut, zapewne wliczając w to również czas, kiedy chłopak przymierzał się do opuszczenia swojego wygodnego łóżka.

— Przyszedł książę — wskazałam na niego, jednocześnie skupiając na nim uwagę Eleny.

— A księżniczka właśnie się opierdziela na mojej kanapie — prychnął, podchodząc do mnie. — W dodatku plotkując w najlepsze z moją ulubioną siostrą — przybił piątkę z dziewczynką, która posłała mu niewinny uśmiech.

Gdyby tylko wiedział, że kilka minut temu wygadała mi jego sekret. Mogłam założyć się, że spadłaby w rankingu jego ulubieńców.

— Słyszałem! — Odparł Lewis, który siedział w kuchni, rozmawiając o czymś ze swoją mamą.

— Taka prawda, braciszku — odkrzyknął Axel. — Wy jesteście bliźniakami, co już z góry was przekreśla. Jesteście z Niną identyczni i tak samo wkurzający.

— Dobra, nie kłóćcie się już — wtrąciła się Rosaline. — Zmartwię was, bo wszyscy jesteście równie irytujący. Ale jesteście moimi dziećmi, więc i tak was za to kocham — sprostowała. — A teraz Lewis pomóż mi przy tej sałatce, a ty Axel spędź miło czas z Charlotte.

Oboje mruknęli coś na znak, że zrozumieli polecenie blondynki. Mimo częstych kłótni, które zdarzały się w rodzinie Anderson, to właśnie mama mieszanki tak różnych charakterów stała na straży pokoju. Zawsze pilnowała porządku, robiąc wszystko, by uczynić z rodzeństwa drużynę. Powtarzała im, że choćby stracili wszystkich dokoła, chce, aby mieli oparcie w sobie nawzajem. Bo czasem to właśnie te więzy krwi są łącznikiem, którego żadne z nich nie było w stanie się wyrzec. Już zawsze pozostaną potomkami rodu Anderson.

***

— Ty chyba sobie żartujesz — usłyszałam nieco zdenerwowany głos chłopaka, który spoglądał na nasz pierwszy cel podróży. — Dobra, zgodziłem się na wesołe miasteczko, kupiłem nawet watę cukrową — wskazał na trzymany przeze mnie słodki przysmak — ale nie wejdę na pieprzony diabelski młyn.

Ku braku większej radości Axela, postanowiłam zabrać go na randkę do parku rozrywki. Do tej pory przed oczami miałam widok jego bladej twarzy w momencie, gdy wpisałam w nawigację właśnie tę lokalizację. Mimo tego nie protestował. Może miał nadzieję, że każe mu nagle skręcić w kierunku znajdującego się obok zoo. A teraz musiałam męczyć się z nim jak z rozkapryszonym pięciolatkiem, który zauważył, jak jakaś pani jadła lody, a on miał akurat na nie ochotę, chociaż sam w tamtym momencie cierpiał na silne zapalenie gardła.

— A jak cię ładnie poproszę? — Spytałam, uśmiechając się niewinnie. — Tylko jeden raz.

— Wiesz, że tego nie lubię — przewrócił oczami, ciągnąc mnie za rękę w przeciwną stronę. — Możemy iść na tę kolejkę z wielkimi kaczuszkami z przerażającymi oczami. Tylko nie każ mi tutaj dłużej przebywać. Niedobrze mi od samego patrzenia.

— Po prostu się boisz, przyznaj to w końcu — spojrzałam na niego prowokacyjnie. — Skoro tak bardzo to przeżywasz...

— Zaczekaj — nagle przystanął, kiedy już zamierzałam się odwrócić. — Nie boję się — westchnął, posyłając mi ostre spojrzenie.

— Udowodnij.

I już po chwili staliśmy w kolejce do najwyższej z atrakcji. Uśmiechałam się zwycięsko, zdając sobie sprawę, że naprawdę mam do czynienia z wyrośniętym dzieciakiem. Przynajmniej był w miarę prosty w obsłudze. Wystarczyło go podpuścić, bądź zarzucić jakąś słabość, a on od razu wpadał w tę oczywistą pułapkę.

Jednak mimo zadowolenia, zauważając przestraszoną twarz Axela, złapałam go rękę, chcąc dodać mu otuchy. Mogliśmy sobie żartować i śmiać, jednak obydwoje wiedzieliśmy, że nie możemy zmusić drugiej strony do wykonania jakiejś czynności. Była to złota zasada naszego związku. Wykazywać zrozumienie i nie zwalczać ognia ogniem.

— Hej — powiedziałam uspokajającym głosem — jeśli nie chcesz tam iść, nie musimy. Masz prawo się bać i w pełni to rozumiem — po tych słowach napotkałam wzrokiem jego piękne czekoladowe tęczówki. — Jesteśmy ludźmi i nikt nie musi być zawsze silny. Słabość nie jest niczym złym. Zresztą sam mnie tego nauczyłeś.

Doskonale pamiętałam, jak chłopak opowiadał mi, że pewnego dnia, kiedy wraz z rodzicami odwiedzili wesołe miasteczko, wybrali się właśnie na diabelski młyn. I wszystko sprawiało wrażenie bycia idealnym, do momentu nieszczęsnej awarii atrakcji. Niestety gondola chłopaka zajmowała zaszczytne miejsce na samym szczycie w momencie, gdy urządzenie się zatrzymało. Z przerażeniem mówił mi, jak musieli czekać ponad dwie godziny, aby zejść na stabilny grunt. Z utęsknieniem wspominał, jak cały czas pozostawał wtulony w silne ramiona swojego ojca, z którym w tamtym momencie miał wspaniały kontakt. Dlatego spędzanie czasu właśnie na tej atrakcji, bolało Axela podwójnie, i z powodu przeżytej traumy związanej ze strachem przed wysokością, i ze względu na tęsknotę za swoim tatą.

— Nie chciałam wyjść na nachalną, przepraszam — pochyliłam głowę, zdając sobie sprawę, jak lekkomyślne było moje przesadne zachowanie.

— Kochanie — uniósł mój podbródek — jest w porządku. Przecież powiedziałbym ci gdyby mi to przeszkadzało. Minęło już wiele czasu od tego nieszczęśliwego zdarzenia. A teraz jestem tu z tobą — musnął wargami mój policzek — i to się dla mnie liczy.

A uśmiech, który mi posłał wywołał jedynie stado motylków w brzuchu. Mimo, że powinnam przyzwyczaić się do podobnych tekstów, cały czas towarzyszyło mi to przyjemne uczucie. Tak, jakbym z każdym dniem odkrywała tego chłopaka na nowo, a on chciał oczarować mnie coraz bardziej.

Stanie w dość długiej kolejce w naszym przypadku opierało się na wspólnym jedzeniu waty cukrowej, która swoją słodkością wypełniła dobrą połowę mojego żołądka. Dość szybko napchałam się przysmakiem, wręczając patyk chłopakowi, który z przyjemnością zjadłby nawet i trzy podobne puszyste chmury. Nie dało się zaprzeczyć, że ta wata do złudzenia przypominała ten biały element przyrody, dlatego też zdarzało mi się określać ją tą nazwą. Oprócz tego graliśmy w grę, która polegała na liczeniu osób w żółtych podkoszulkach. Niestety nie przemyśleliśmy, że mało osób takie nosi, dlatego skończyliśmy nasze poszukiwania na zaledwie dwóch.

Kiedy wreszcie nadeszła nasza kolej, pierwsza zajęłam miejsce w gondoli. Axel usiadł zaraz koło mnie, dlatego od razu chwyciłam go za rękę, powtarzając, że wszystko będzie dobrze i, że nie musi niczego się obawiać. W końcu byłam przy nim. A kiedy atrakcja ruszyła do góry, wypełniając się kolejnymi osobami, skinęłam w stronę Andersona, jakbym chciała niemo upewnić się, że czuje się dobrze. W odpowiedzi poczochrał moje włosy, posyłając mi jeden z najbardziej uroczych uśmiechów. Nie to, że nie wszystkie były słodkie. Po prostu miałam swój personalny ranking.

Wkrótce diabelski młyn zaczął wykonywać pełny okrąg. Co jakiś czas zatrzymywał się, aby te osoby, które znajdowały się na samej górze mogły podziwiać widok na całe miasteczko. Żałowałam, że ze względu na napięty grafik nie mogliśmy przyjść tutaj o zachodzie słońca. Bez wątpienia wylane na niebo barwy dodałyby nieco magii do tej całej, i tak pięknej scenerii.

— Wszystko dobrze? — Spytałam, posyłając Andersonowi delikatny uśmiech. Nasze dłonie wciąż pozostały splecione, a na mojej swobodnie zwisała bransoletka, którą Axel zrobił sam podczas zabawy z Eleną. Drobne koraliki przesuwały się ukazując małą zawieszkę ze złotym serduszkiem.

— Najlepiej — odparł, wyraźnie się rozluźniając. I choć z początku szukałam w tym słowie ironii, to moment, w którym chłopak przerzucił swoje ramię przez moje ciało rozwiał wszelkie wątpliwości. — Działasz lepiej niż tabletki na uspokojenie.

— Dzięki — odparłam ze śmiechem na ten nietypowy komplement.

A kiedy nasza gondola zatrzymała się na samej górze, zaczęłam podziwiać rozpościerający się widok. Po jednej stronie obejmował on biegające dzieci, które próbowali dogonić zmęczeni rodzice. A oprócz tego pstrokate atrakcje, z których wydobywała się mieszanka pisków, krzyków, a niekiedy soczystych przekleństw. Z kolei druga strona gondoli stanowiła kontrast. Błękitne niebo było okalane przez puszyste chmury, układające się w różne kształty. Uśmiechnęłam się pod nosem, zauważając jedną, do złudzenia przypominającą niewielkie serce. Ponadto zielone pagórki emanowały pewnym poczuciem komfortu, a przede wszystkim spokoju. Tak, jakby w tej szalonej bieganinie udało się na chwilę przystanąć, wziąć głęboki oddech, a następnie biec dalej do utraty tchu. I choć często zastanawiałam się, dlaczego życie opiera się na szalonym wyścigu, goniłam za tłumem, jakby od niego zależała moja przyszłość. Jednak pewnego dnia poznałam spacerującego chłopaka, który pokazał mi, że podczas chodzenia można dostrzec o wiele więcej wartościowych szczegółów. A teraz siedział koło mnie jako moja żyjąca definicja szczęścia.

— Jest pięknie — powiedziałam w pewnym momencie, kiedy gondole nieznacznie poruszyła się w dół.

— Prawda — Axel potwierdził moje słowa, lecz kiedy spojrzałam na niego, zauważyłam, że wcale nie ogląda rozpościerającego się widoku. Cały czas skanował moją przepełnioną radością twarz. — Najpiękniej.

Nawet nie wiem w którym momencie moją uwagę w całości pochłonął Anderson. Wtuliłam się w niego, a on nie zamierzał się opierać. Wręcz sam przyciągnął mnie bliżej siebie tak, jakbym miała mu niepostrzeżenie uciec. W pewnej chwili postanowił złączyć nasze usta w krótkim pocałunku. Poczułam, jak okolice mojego serca wypełniło znane mi już ciepło, a policzki pokrył róż. Wkrótce znaleźliśmy się na samym dole, opuszczając teren atrakcji.

— Jestem z ciebie dumna — uśmiechnęłam się w stronę chłopaka, a następnie stanęłam na palcach, by skraść z jego ust kolejny pocałunek. — Bardzo.

— Nie było tak źle — westchnął jedynie, lecz wiedziałam, że gdzieś w głębi również się ucieszył.

Ten moment należał w pełni do nas. Mimo, że towarzyszyła nam atmosfera donośnych pisków i głośnych śmiechów, miałam wrażenie, że jesteśmy tutaj sami. A na samą myśl o kolejnych zaplanowanych atrakcjach, moje serce wręcz podskakiwało z radości.

***

Nasza kolejna randka była niczym innym jak zwykłym wyjściem na lody. Być może wymyśliłam ją z powodu braku ciekawszych pomysłów mimo, że wcześniejszego dnia przejrzałam większość możliwych grafik na Pintereście, które stanowiły jakąś sporą wskazówkę. Niestety, nic niespecjalnie wpasowało się godzinowo w nasz grafiki, dlatego, że przez to, iż Axel chciał iść na jeszcze jeden rollercoaster, do którego kolejka liczyła dobre sto osób, nasz czas nieco się ograniczył.

Wpisałam w nawigację nazwę lodziarni Lody u Blanci, na co chłopak nieznacznie się uśmiechnął. Zakładałam, że gdzieś w środku ucieszył się na myśl o następnym celu naszej podróży. Lato zdecydowanie nas nie oszczędzało, a temperatury były coraz cięższe do zniesienia. Z reguły ratowaliśmy się wiatrakiem i butelkami schłodzonej wody, które pani Anderson najczęściej wkładała na całą noc do lodówki. Tym jednak razem musieliśmy szukać skutecznej alternatywy.

Przez całą drogę do lodziarni w mojej głowie żywe było wspomnienie, kiedy Rosaline Anderson zabrała mnie na lody, podając mi do spróbowania znienawidzone przez Axela smaki lodów.

— Wiesz czym kierowałam się przy wyborze smaków? — Spytała tajemniczo. — To smaki, których Axel nienawidzi. Więc jeśli będziesz chciała go wkurzyć, to podstawowy zestaw: ananas, banan i sernik z truskawkami.

Wtedy byłam przekonana, że prędzej czy później użyję tej tajemnej wiedzy. Niestety taka okazja nigdy się nie nadarzyła, a w momencie, gdy nasza relacja znajdowała się w miejscu, o którym w przeszłości w życiu bym nawet nie pomyślała, nie chciałam dodatkowo dołować niczego nieświadomego chłopaka. Szczególnie zważając na fakt, że były to jego urodziny. Ostatecznie postanowiłam zamówić te smaki dla siebie, lecz pucharek postawić przed nim w ramach żartu.

Czasem zastanawiam się, jakim cudem on jeszcze ze mną nie zerwał.

Kiedy Axel po kilku minutach okrążania parkingu wreszcie zaparkował, wysiedliśmy z auta, kierując się w stronę wejścia do lodziarni. Większość stolików była zapełniona, zapewne ze względu na panujące upały. Mimo tego, stanęliśmy w kolejce liczącej kilkanaście osób, czekając aż zostaniemy obsłużeni. Chcąc jednak zrealizować swój plan, poprosiłam chłopaka o zajęcie jakiegoś stolika i podania mi smaków, jakie chciałby wybrać. I tak miałam zamiar zapłacić ze względu na dzisiejsze święto Axela. O dziwo, nawet nie protestował, prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że i tak nie wygra tej dyskusji.

Wkrótce nadeszła moja kolej, kiedy zamówiłam u przyjaznej staruszki dwa pucharki, gdzie jeden z nich miał zawierać gałki o smaku ananasa, banana i sernika z truskawkami, a drugi brownie, pistacji i tiramisu. Kiedy już otrzymałam zamówienie, odszukałam wzrokiem Axela, który bawił się swoim telefonem. Postawiłam przed nim pucharek, który tak naprawdę miał być przeznaczony dla mnie, a on spojrzał na mnie z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem.

— Żartujesz sobie, Graves? — Zapytał, spoglądając na znajome kolory gałek. Z kolei ja z trudem powstrzymywałam śmiech. — Kiedy inne osoby w związkach zbierają informacje dotyczące ulubionych rzeczy drugiej połówki, ty wydobyłaś wszystko, czego nienawidzę — stwierdził, a ja dałabym wiarę, że zauważyłam jak jego usta wykrzywiły się w ledwo zauważalnym uśmiechu. — Z kim ja się związałem...

I w tamtym momencie nie wytrzymałam. Zaczęłam śmiać się na pół lodziarni i mogłam domyślać się, że niektóre osoby spoglądały na mnie jak na jakąś pomyloną. Po chwili zamieniłam nasze pucharki, przekazując mu jego prawdziwe zamówienie. Kiedy zdał sobie sprawę z mojego żartu, również parsknął śmiechem, kręcąc głową.

— Tylko Charlotte Graves mogła wpaść na tak durny pomysł — skomentował, zaczynając smakować swojego deseru.

— Ale się nabrałeś — wzruszyłam ramionami.

— To ci wyszło, kochanie — powiedział, celując we mnie łyżeczką. — Mam się bać co dalej? Może na końcu mnie zabijesz, wykorzystując wiedzę na co jestem uczulony.

— Tak, nakarmię cię orzechami i homarem — zaśmiałam się, lecz on udał, że odbiera to jako groźbę.

— Zaczynam obawiać się o swoje życie — przyznał, kładąc rękę na sercu. — Jak przez ciebie umrę, ani mi się waż dotykać konsoli! — Zagroził. — Kocham cię, ale nie oddam jej mordercy.

— Niczego nie mogę obiecać — powiedziałam z uśmiechem.

I tak spędziliśmy pół godziny na jedzeniu lodów i żartowaniu na najróżniejsze tematy. Była to chwila, kiedy czuliśmy się przy sobie komfortowo. Bo właśnie o takim związku marzyłam. Kiedy obydwie strony mogły czuć się przy sobie swobodnie, nie wstydząc żadnej chwili, czy to słabości, czy szczęścia. Przy tym chłopaku mogłam śmiać się najgłośniej na świecie i brudzić twarz lodami. A on jedynie dołączał do mnie, przypominając, że nie jestem sama w tym całym szaleństwie.

***

Po skończonym jedzeniu, pojechaliśmy pod dom chłopaka, abym mogła spakować do bagażnika białego forda przygotowaną plażową torbę. Mogłam, co prawda, pomyśleć o niej wcześniej, jednak wiedziałam, że pani Anderson chciała zapakować do niej przygotowane niedawno babeczki. Oczywiście nie pozwoliłam chłopakowi wejść do środka ze względu na trwające przygotowania do imprezy niespodzianki. Napotkałam Lindę i Faith, które w tamtym momencie nadmuchiwały balony przy niewielkiej pomocy Lewisa i Niny.

— Radzisz sobie z Axelem? — Spytała blondynka, kiedy sięgałam po stojącą w kącie torbę.

— Ledwo — przyznałam, choć wiedziałam, że mój uśmiech wystarczająco mnie zdradzał. W rzeczywistości bawiłam się doskonale.

— To dobrze — dodała Murphy. — Wciąż nie wierzę, że jeszcze się nie pozabijaliście.

Gdybyś tylko wiedziała co działo się jakąś godzinę temu.

— Ile to już? — Byrne zaczęła liczyć na palcach. — Ponad cztery miesiące?!

— Przestańcie, bo zachowujecie się jak typowe ciotki — parsknęłam, łapiąc za klamkę. — Wyrobicie się w półtorej godziny? — Zapytałam, na co otrzymałam jedynie machnięcie ręką.

— Na spokojnie — uspokoiła mnie blondynka, przechodząc do wiązania jednego z balonów. — Leć do swojego kochasia i niczym się nie przejmuj — pożegnała mnie, a ja pokręciłam głową.

Musiałam jednak przyznać, że salon zaczął wyglądać całkiem przyzwoicie. Na stole zaczęły pojawiać się pierwsze słodkości, a z jednej ze ścian zwisały srebrne serpentyny, do których przyczepione zostały różne fotografie przedstawiające Axela w otoczeniu znajomych. W dodatku od razu w oczy rzucił mi się głośnik, z którego już wtedy zaczęła grać muzyka.

Wsiadłam do auta Andersona, który oddał mi swój telefon, abym ponownie wpisała w nawigację następną lokalizację. Cieszyłam się na myśl, że naszą kolejną randką był wyjazd nad jezioro. Jednak specjalnie poleciłam chłopakowi zaparkowanie dwa kilometry od miejsca docelowego, aby tym razem utrzymać je w tajemnicy. Dlatego, kiedy tylko dojechaliśmy, od razu porwałam z bagażnika torbę, wdychając świeże powietrze.

Natura potrafiła być naprawdę wspaniała.

— Wywiozłaś nas w pole — stwierdził, skanując wzrokiem porośnięte pastwiska i kilka domków letniskowych. — Co ty chcesz tutaj robić?

Najwidoczniej nie dla każdego.

— Idziemy na spacer — odparłam z uśmiechem, ciągnąc chłopaka za rękę. On jedynie wzruszył ramionami, choć doskonale wiedziałam, że cały czas zastanawiał się, co tak właściwie kombinowałam.

Spacerowaliśmy przez około pół godziny, a Anderson próbował zgadywać, gdzie tak właściwie idziemy. Niestety każda jego próba okazała się być błędna. Nawet gdy podałam mu wyrażenie bańki mydlane jako podpowiedź, miałam wrażenie, że już w ogóle stracił wszelkie pomysły. A podobno to ja byłam tą głupszą.

Kiedy dotarliśmy we wskazane miejsce, Axel pokręcił głową. Ponieważ to właśnie tutaj, kiedy ten uroczy chłopczyk miał cztery lata, uciekł zakładającym najgorsze scenariusze rodzicom, aby tylko oglądać pokaz dmuchanych baniek zorganizowany przez jakiegoś starszego mężczyznę. I mimo, że Rosaline wspominała tę chwilę z uśmiechem na ustach, wiedziałam, że w tamtym momencie była przerażona na tyle, że zawiadomiła o całym zdarzeniu pierwszego lepszego ratownika.

Teraz, patrząc na mieniącą się ognistymi barwami wodę, oprócz nas w oddali znajdowała się mała grupa nastolatków. Zachód słońca stwarzał atmosferę pełną ciepła, a delikatny wiatr otulał moją skórę. Delikatnie zatrzęsłam się, nie będąc pewna, czy jest to wynik ekscytacji, czy może chłodnego podmuchu powietrza.

Z łatwością zaczęłam pozbywać się ubrań, zostając w samym kostiumie kąpielowym. Byłam pod ogromnym wrażeniem, że wykonałam tę czynność bez większego zastanowienia, ponieważ jeszcze kilka miesięcy temu prędzej pływałabym w odpowiednim okryciu. Teraz moje ciało okalało krwistoczerwone bikini, które kupiłam jeszcze dwa lata temu sądząc, że wygrałam walkę z problemami z samoakceptacją. I choć tak bardzo wtedy się pomyliłam, obecnie byłam dumna, że wreszcie nadarzyła się okazja, kiedy mogłam je założyć.

Odchylając do tyłu długie pasma ciemnych włosów, zdałam sobie sprawę, że czuję się obserwowana. Moje policzki automatycznie pokryły się różem, kiedy napotkałam spojrzenie Axela. Jego wzrok wyrażał niesamowitą dumę, a on sam wpatrywał się we mnie w jak najpiękniejszy obraz.

— Jesteś piękna, Char — wyznał, przerywając w połowie rozkładanie koca. Opuścił materiał, zmniejszając dystans między nami. — Jestem z ciebie bardzo dumny, wiesz? Wygrałaś, kochanie — oparł swoje czoło o moje, a ja poczułam, jak moje kolana mimowolnie uginają się.

— Jesteś moim cudem, Anderson — odparłam, złączając nasze usta.

W tamtym momencie cały świat nie miał dla nas większego znaczenia. Ignorowaliśmy śmiejących się w tle nastolatków, popijających jakieś alkohole. I choć trudno było mi przyzwyczaić się do naszych pocałunków, cieszyłam się każdym kolejnym, jakbym chciała zliczyć ich jak najwięcej. Bo każdy z nich pieczętował nasze rosnące uczucia, pewnego dnia mające osiągnąć apogeum.

Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie, Axel ściągnął z siebie koszulkę, którą rzucił na niedokładnie rozłożony koc. Po chwili wziął mnie na ręce, wręcz biegnąc w stronę krystalicznej wody. Czując jej pierwsze, zimne krople, mimowolnie pisnęłam.

— Dobrze się czujesz? — Spytałam z udawaną złością.

— Jak zawsze — wzruszył ramionami.

W międzyczasie oplótł moje nogi wokół swojego pasa, a następnie ułożył swoje dłonie na zewnętrznej stronie moich ud. Spojrzał na mnie pytająco, jakby bał się, że nie czuję się wystarczająco komfortowo. W odpowiedzi wtuliłam się w niego mocniej.

— Masz zaplanowane jeszcze jakieś randki? — Spytał po chwili, a ja nieśmiało pokiwałam głową. — Bo jedyne, o czym marzę w te urodziny to spędzić czas z tobą.

— Niestety, przed tobą jest jeszcze jedna — uśmiechnęłam się tajemniczo, mając na myśli imprezę. — Ale obiecuję, że ci się spodoba.

— Powiedzmy, że ci wierzę — odparł, obdarowując pocałunkiem moją szyję. — Słodka — dodał, zapewne pamiętając jak zareagowałam, słysząc to przezwisko o poranku.

Kiedy tylko opuściliśmy wodę, usiedliśmy no kocu, jedząc babeczki z nadzieniem czekoladowym. Musiałam przyznać, że były naprawdę przepyszne, a Axel tylko podzielił moje zdanie. Oprócz tego zrobiłam chłopakowi kilka pamiątkowych zdjęć, a on odwdzięczył się mi tym samym. Nie zauważyłam nawet kiedy ustawił sobie jedną z fotografii na tapetę w telefonie, chwaląc przy tym mój wygląd. A kiedy chciałam zaprotestować, aby zmienił zdjęcie na inne, on wystawił mi język, tym samym ukazując swoją dojrzałość.

Kolejna część wyjazdu nad jezioro opierała się na wieczornym spacerze po ścieżce złożonej z desek. Moja sukienka nieco lepiła się do ciała, a końcówki włosów pozostawały mokre. Mimo tego cieszyłam się, że nie naruszyłam w żaden sposób makijażu. Wiedziałam, że po Axelu mogłam spodziewać się wiele. Jednak tym razem był szczególnie ostrożny i sam nie miał większej ochoty na nurkowanie. Potraktowaliśmy to wyjście bardziej jako chwilową ucieczkę przed upałem.

Mój wzrok cały czas uciekał w kierunku naszych splecionych dłoni. Już od czterech miesięcy zastanawiałam się, czy ten widok nie jest jedynie przepięknym snem, z którego pewnego dnia zostanę wybudzona. Ukradkiem spojrzałam na twarz chłopaka, którego wzrok podążył tam, gdzie mój kilka sekund wcześniej.

— Też czasem nie możesz w to uwierzyć? — Spytałam cicho, jakbym bała się, że zepsuję tę chwilę beztroski. — Wiesz, że znaleźliśmy się w tym miejscu... — wytłumaczyłam swoją lakoniczną myśl, zastanawiając się nad punktem widzenia Axela.

— Każdego dnia się zastanawiam — odparł po chwili, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Ten plasował się na czwartym miejscu w moim rankingu. Wyrażał delikatne zawstydzenie pomieszane z radością. — Jeszcze rok temu nikt z nas by nawet nie pomyślał, że to mogłoby być możliwe — pokręcił głową.

— Prawda — oparłam głowę o jego ramię. — Nie dostałeś jeszcze prezentu... — przypomniałam sobie, sięgając po torbę, która zwisała z ramienia Axela.

— Nie wygłupiaj się, Char — przerwał mi, spoglądając wprost w moje oczy. — To, że tu jesteś jest dla mnie w pełni wystarczające, wiesz o tym.

— Wiem — skinęłam głową. — Jednak znam ciebie na tyle, żeby wiedzieć, że nieszczególnie lubisz prezenty materialne. Dlatego na dnie torby, którą właśnie niesiesz znajduje się coś w rodzaju albumu, gdzie zostały spisane twoje wspomnienia — uśmiechnęłam się delikatnie, przypominając sobie proces jego przygotowania.

Już od dwóch miesięcy planowałam ten prezent, który stworzyłam przy wsparciu rodziny i znajomych Axela. Prosiłam ich o wysyłanie najważniejszych momentów, które przeżyli wraz z chłopakiem i krótkiego podpisu do nich. Mogło to być wszystko, od cytatów z piosenek aż po jakiś wspólny żart. Cokolwiek, co miało stanowić dla Andersona miłe wspomnienie. Nawet Rosaline dołożyła od siebie stare fotografie, których chłopak nigdy nie widział na oczy. To, jak uczył się jeździć na rowerze, jak bujał się na koniku na biegunach, a nawet jak wtulał się w brzuch ciążowy swojej mamy, gdy usłyszał o narodzinach bliźniaków. Nie obyło się także bez zdjęć z rodzeństwem, których, jak się okazało, Rosaline miała na pęczki. Oprócz tego część fotografii została mi przekazana przez jego kolegów, z którymi czasem pogrywał w siatkówkę. Nie zapomniałam również o Lindzie, Faith i Ashley, które także dodały coś od siebie, choćby pomagając mi w ozdobieniu kolejnych stron. Zastanawiałam się, czy nie warto odezwać się do Stacy, która zapewne też miała z chłopakiem trochę wspólnych wspomnień. Ostatecznie dziewczyny odwiodły mnie od tego pomysłu, mówiąc, że nie warto psuć sobie nastroju w razie, gdyby Fraser nie miała zamiaru się angażować. Wzięły również pod uwagę fakt, że dla niej ta sytuacja nie byłaby szczególnie komfortowa.

— Każda podpisana osoba dołożyła do tego prezentu własną cegiełkę — zaczęłam mówić, gdy chłopak wyjął z dna torby zapakowany w kolorowy papier album.

Patrzyłam, jak rozpakowywał swój podarunek, uśmiechając się przy tym szeroko. Sprawiał wrażenie nieco zawstydzonego. Dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego wszyscy doradzili mi, żebym to ja przekazała mu ten album na osobności. Zapewne obawiali się, że przy tak sporej ilości osób jego reakcja nie będzie w pełni autentyczna. W dodatku zgodnie stwierdzili, że to ja byłam jego pomysłodawcą, więc tym bardziej zadanie jego wręczenia należało do mnie.

— Matko, Char — wydusił z siebie, przewracając kolejne strony. Nie miał prostego zadania, bo wyszło ich coś koło dwustu. — Nie wiem co powiedzieć...

Patrzyłam na niego z szerokim uśmiechem. Wkrótce rozłożyłam ramiona na znak, że chłopak może się w nie wtulić, co też od razu zrobił. Zmierzwiłam jego włosy, zauważając, że jego ciało delikatnie się zatrzęsło.

— Hej — powiedziałam cicho, głaszcząc go po plecach. Dopiero, kiedy odchylił głowę zauważyłam, że w jego oczach stanęły łzy.

— Popłakałem się przez album — powiedział, a ja oparłam swoje czoło o jego. — Co się ze mną dzieje dzisiaj? — Parsknął, a ja nie mogłam uwierzyć, jak urocza była jego reakcja.

— Nic, słońce — powiedziałam uspokajająco. — Po prostu jesteś człowiekiem. Emocje są normalne — dodałam cicho, a następnie złożyłam na ustach przelotny pocałunek.

Na tej złożonej z desek ścieżce spędziliśmy jeszcze trochę czasu. Usiedliśmy nawet na jednej z ławek, a chłopak przeglądał kolejne zdjęcia, nie kryjąc uśmiechu. Mogłam nawet powiedzieć, że przy tych, które przedstawiały go wraz ze swoim tatą, wprowadziły go w stan nostalgii. Czasem zatrzymywał się dłużej, opowiadając mi jakąś historię, związaną z danym wspomnieniem.

— Tu walnąłem Irwina piłką do siatkówki — wskazał na fotografię ukazującą jakiegoś blondyna, który trzymał się za czoło. — Nic się nie stało, ale wypominał mi to przez dobry miesiąc. Nie wspominając, że odwdzięczył się tym samym — delikatnie się zaśmiał.

A ja czasem uciekałam spojrzeniem w jego pełne tańczących iskierek oczy, które były piękniejsze niż zazwyczaj. Uwielbiałam, jak ten chłopak był szczęśliwy. Automatycznie sama nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu i radości, która wtedy wypełniała moje serce. A teraz, zauważając, jak bardzo spodobała mu się przygotowana przez wszystkich niespodzianka, miałam wrażenie, że to uczucie sięgnęło zenitu.

***

Kiedy tylko otrzymałam wiadomość od Faith, że misja przygotowania imprezy dla Axela została zakończona sukcesem, nieco pospieszyłam chłopaka, przypominając mu o następnej "randce", która na dobrą sprawę wcale nią nie była. Mimo tego, ten z uśmiechem wsiadł do auta, a ja zauważyłam, jak bardzo ekscytował się nadchodzącymi wydarzeniami.

— Powiedz jeszcze, że kupiłaś mi słonia — parsknął ironicznie.

— Niestety nie udało się go ściągnąć na czas — odparłam. — Ale zapowiada się coś równie ciekawego.

— Sugerujesz, że przebije słonia? — Uniósł brew, oddając mi telefon, abym wpisała kolejną lokalizację. Sprawnie wybrałam adres jego dom, na co przeniósł na moją twarz swój zaciekawiony wzrok.

— Przebije — powiedziałam z pewnością siebie. — Może nawet i dwa.

— Trzymam za słowo, Graves — dodał, przekręcając kluczyk. Już po chwili usłyszałam warkot silnika.

Kiedy tylko dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam z auta pierwsza, szybko okrążając auto, by stanąć przy chłopaku. Przez całą drogę kręciłam się na fotelu pasażera, stresując, że przygotowana niespodzianka nie spodoba się Axelowi. On jednak zrozumiał moją reakcję błędnie, pytając, czy nie powinniśmy zatrzymać się na jakiejś stacji, bym mogła skorzystać z toalety. A ja jedynie kręciłam głową, powracając do otchłani swoich myśli.

— A tobie co? — Zagadnął, kiedy stanęłam przed nim, czekając aż wysiądzie z samochodu. — Jesteś strasznie nerwowa.

— Zamknij oczy — nakazałam, ignorując pytanie Axela. On jednak spojrzał na mnie sceptycznie. — Zaufaj mi — dodałam, przez co chłopak wykonał moje polecenie.

— Jeśli to tutaj dokonasz planowanego morderstwa, to obiecuję, że jako duch będę nawiedzać cię każdego dnia i już nigdy nie zaśniesz w nocy — zagroził, na co delikatnie się zaśmiałam.

Złapałam go za rękę, prowadząc przez podjazd, prowadzący do jego domu. W międzyczasie wystukałam wiadomość do Faith, mówiącą, że już jesteśmy i za jakieś trzydzieści sekund wejdziemy do środka. W międzyczasie chłopak oddalił się, wciąż mając przymknięte powieki, o mało co nie wpadając w rabatkę różowych petunii. Prawie, ponieważ w ostatniej chwili złapałam go za rękaw koszulki. Nie żartowałam, uważając, że zachowuje się jak wyrośnięty pięciolatek. Wystarczyło spuścić go z oka na dosłownie dwie sekundy, a on od razu swoją osobą wprowadzał istny chaos.

Kiedy tylko dostałam informację zwrotną, że wszystko jest już gotowe, otworzyłam drzwi do domu Andersonów, nachylając się do ucha Axela.

— Możesz otworzyć oczy.

I kiedy tylko to zrobił, usłyszeliśmy głośny huk konfetti, a kolorowe delikatne płatki opadły nam na głowy. Zza pstrokatych barw ujrzałam wystawny stół, na którym leżały różne słodkości. Od ciast, przez babeczki, aż po kruche ciasteczka z wróżbami. Moim oczom rzuciły się również balony, a w zasadzie ich ogromna ilość. Nie wspominając o uformowanym z nich napisie Wszystkiego najlepszego, Axel i wielkiej liczbie osiemnaście, oznaczającej wiek chłopaka. Szybko zaczęłam rozglądać się po gościach, odnajdując wzrokiem wielu szkolnych kolegów i koleżanek. Niektórych znałam jedynie z widzenia, lecz i tak przyszli tutaj specjalnie dla Andersona, który w tamtej chwili utkwił swoje spojrzenie we mnie, jakby potrzebował dodatkowych wyjaśnień.

— No co? — Spytałam, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. — Naszym ostatnim punktem na niespodziankowej liście jest impreza — sprostowałam, a on jakby od razu podłapał mój dobry nastrój. — Przygotowywali ją cały dzień — skinęłam w stronę przybyłych gości.

— Nie wiem co powiedzieć — przetarł dłońmi twarz, nie kryjąc zdziwienia. — Uwielbiam was wszystkich, przysięgam — uśmiechnął się szeroko.

Niemal od razu do Axela zaczęły podchodzić kolejne osoby, ściskając go i składając życzenia. Oprócz tego wręczali niewielkie podarunki, lecz aby zminimalizować zamieszanie, ułożyli je wszystkie w jednym z kątów. Patrzyłam, jak zadowolony chłopak zaczął rozmawiać z kolejnymi osobami, nalewając sobie jakiegoś napoju. Sama odeszłam nieco w cień, aby dać innym nacieszyć się jego obecnością. Ja miałam na to już cały długi dzień.

— Jak tam czuje się dziewczyna na medal? — Spytała mnie Linda, która zdążyła już podejść do Axela. Miała na sobie piękną, granatową sukienkę z dekoltem w serek — Bo po twojej minie sądzę, że jest bardzo dumna.

— Cieszę się, że jest szczęśliwy — odparłam, wyłapując jej spojrzenie. — Zasłużył na to najbardziej na świecie — dodałam, a rudowłosa objęła mnie ramieniem.

— Jesteś wspaniała — stwierdziła. — Patrzę tak na was i nie mogę uwierzyć, że już tyle czasu tworzycie tak udany związek. Jak z jakiejś bajki.

— Chyba trochę przesadziłaś — zaśmiałam się delikatnie.

— Nie powiedziałabym — dodała Ashley, która wyglądała oszałamiająco w swej czerwonej kreacji. — Nie chciałam podsłuchiwać, ale kocham ciebie i Axela razem, a książę jest chwilowo zajęty więc wzięłam się za plotki z jego piękną dziewczyną — zwróciła się do mnie, a ja parsknęłam śmiechem. — No co, taka prawda. Jesteście słodcy, a ty wyglądasz jak zawsze ślicznie — powiedziała, na co jej podziękowałam.

— Co mnie ominęło? — Wtrąciła się Faith, która zdążyła przebrać się w fioletową sukienkę z cekinami.

— Zachwycamy się naszymi słodziakami — odpowiedziała jej Ash.

— Czyli to, co od dobrego pół roku — skomentowała blondynka, nalewając sobie ponczu. — I słusznie. Jesteście przepiękni — posłała mi uroczy uśmiech.

— Jeju, już nam tak nie słodźcie — machnęłam ręką, chcąc ukryć zawstydzenie. — I tak ego naszej dwójki jest wystrzelone w kosmos. A jak tak dalej pójdzie, będzie tylko gorzej. Ale to będzie już waszym zmartwieniem — ostrzegłam je.

Jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, kiedy przed nami stanął sam jubilat. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego i ledwo oderwał się od towarzystwa swoich kolegów, którzy w tamtej chwili podkradali babeczki ze stołu.

— Obrazicie się, jak ukradnę wam moją księżniczkę? — Zwrócił się do dziewczyn, spodziewając się pozytywnej odpowiedzi. Nie wiem dlaczego, ale słowo moja wywołało stado motyli, które przeleciały przez moje podbrzusze.

— Bierz ją — stwierdziła Ashley, której słowa można było zrozumieć opacznie. — Tak, tam miał być podtekst — uniosła ręce na znak obrony. Nie mieliśmy jednak do niej większego żalu, a ja nawet cicho parsknęłam.

— Zajmij się sobą, Barrett — odgryzł się, choć nie potrafił ukryć uśmiechu.

Wkrótce pozwoliłam, aby Axel chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie w znanym tylko sobie kierunku. Nim się obejrzałam, dotarliśmy do kuchni, gdzie panował względny spokój.

Nie wydusiłam z siebie nawet słowa, a chłopak wziął mnie w ramiona, podnosząc do góry. Cicho zapiszczałam, czekając aż odstawi mnie na ziemię.

— Dziękuję — powiedział, wciąż nie wypuszczając mnie z objęć. — Jak mam ci się odwdzięczyć?

— Nie musisz — odpowiedziałam. — Wystarczy, że jesteś przy mnie — dodałam.

Po chwili siedziałam już na kuchennym blacie, a Axel stał między moimi nogami zmniejszając dzielącą nas odległość. Moje serce przyspieszyło bicie, a ja miałam wrażenie, że nie ma zamiaru przyspieszyć swojego pędu. Na moment spuściłam wzrok, czując delikatne zawstydzenie. Lecz w momencie, gdy Anderson uniósł do góry mój podbródek, nie miałam innego wyboru niż spojrzenie mu w oczy. Mimowolnie mój wzrok padł na jego usta, na co jedynie przegryzłam wargę.

— Jestem tak szczęśliwy, że cię mam — niemal wyszeptał, będąc blisko mojej, prawdopodobnie zarumienionej, twarzy. — Chcę dać ci coś od siebie...

— Po prostu mnie pocałuj — odparłam nagle, bo to była jedyna rzecz, na którą tak naprawdę miałam ochotę. — To będzie wystarczające podziękowanie.

Nie musiałam powtarzać dwa razy, a chłopak spełnił moją prośbę. Jednak ten pocałunek znacznie różnił się od wielu poprzednich. Był znacznie dłuższy, w dodatku przepełniony nie tylko miłością, a także szczęściem, które unosiło nas niemal na wyżyny. Nawet wtedy uśmiechaliśmy do siebie, jakby ta chwila miała pozostać jedynie ulotnym wspomnieniem.

To był mój uśmiech numer jeden.

***

Następnego dnia spędziliśmy praktycznie cały dzień na wspólnym graniu w grę, która wszystko zapoczątkowała. Patrzyłam, jak chłopak w skupieniu porusza padem, tym samym prowokując postać na ekranie telewizora do walki. Pierwszy raz grałam w tę samą strzelankę na konsoli. Dotychczas wystarczał mi laptop, którego za każdym razem układałam na jednej z wysuwanych półek w biurku, ukrywając przed rodzicami swoją pasję.

— Uważaj, Char — ostrzegł mnie w momencie, gdy o mało co moja postać nie została postrzelona. — Wiem, że ci się podobam, ale żeby wygrać musisz skupić się na grze, a nie mojej twarzy — wytłumaczył, na co traciłam go w ramię. — No co? Patrzysz się na mnie od jakichś dwóch minut, nie myśl, że tego nie widzę — prychnął, nie odrywając wzroku znad ekranu.

— Po prostu zastanawiam się dlaczego związałam się z takim idiotą — dogryzłam mu, coraz to szybciej naciskając kolejne przyciski na padzie, tym samym zabijając dwóch przeciwników.

— Mam ci może przypomnieć? — Spytał i choć nie patrzyłam na jego twarz, byłam pewna, że właśnie posyłał mi ten sam szarmancki uśmiech. — Wystarczy jedno słowo, Char i bez problemu poświęcę ci trochę uwagi — dodał, na co pokręciłam głową.

— Chyba nie sądzisz, że przerwiemy tak pasjonującą rozgrywkę — powiedziałam, podkulając nogi. — To chyba nigdy nie było w stylu Hysminy i Hypnosa.

— Ale jest nieodłączną częścią życia Charlotte i Axela — odparł, odkładając pada na kanapę. Jego postać została niemal od razu wyeliminowana.

Sam chłopak zbliżył się do mnie, starając się wybić mnie z rytmu. Wciąż uważnie sterowałam pikselową postacią, pragnąc zakończyć chociażby tę partię. Nawet nie zauważyłam kiedy czarne urządzenie zostało mi wręcz wyrwane z ręki, a następnie rzucone zaraz obok identycznego, którego jeszcze kilka minut temu trzymał Axel. Spojrzałam na Andersona pytająco, na co on jedynie uśmiechnął się, patrząc na ekran.

— Przegraliśmy — stwierdziłam oczywisty fakt, wzruszając ramionami.

— Nie — Axel pospiesznie zaprzeczył. — Wygraliśmy — dodał, patrząc na mnie jak na idiotkę.

— Ale...

— Jeszcze kilka miesięcy temu nie siedzielibyśmy w tym miejscu. Bylibyśmy tymi samymi dzieciakami, które nocami i dniami grały, pragnąc zapomnieć o własnych problemach — wyznał, a ja niechętnie przyznałam mu rację. W końcu od początku ta strzelanka stanowiła dla mnie formę ucieczki i pewnego wyżycia się na zupełnie obcych osobach. — I kiedy wtedy zabijaliśmy się samym spojrzeniem, teraz nie potrafię spojrzeć na ciebie inaczej niż z szczerą miłością, Char. Stałaś się najważniejszą osobą w moim życiu i choćby nie wiem co stało się z naszymi ścieżkami, zawsze do ciebie wrócę — powiedział, a ja poczułam, jak moje serce topnieje za sprawą każdego kolejnego słowa. — Dlatego taka przegrana — spojrzał to na ekran, to na mnie — to największa wygrana jaką mogłem kiedykolwiek osiągnąć.

I zaraz po tych słowach złączyłam nasze usta w szczerym pocałunku, pełnym miłości i zaangażowania. Ponieważ właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, jak dużym szczęściem zostałam obdarowana. Nawiązałam nowe znajomości, moje problemy z samoakceptacją własnego ciała znacznie zmniejszyły się, z kolei mój kontakt z moją mamą stał się znacznie lepszy, a ta z pozoru chłodna kobieta z dnia na dzień stawała się nie tyle co moją matką, a przyjaciółką, z którą mogłam poplotkować, czy oglądać słabe komedie romantyczne. Zdałam sobie sprawę z poniesionych strat. Ponieważ na rzecz uczucia straciłam długoletnią przyjaźń oraz i tak wiszącą na włosku, relację z ojcem, a kawałek swojego serca oddałam nieodpowiedniej osobie.

Jednak myśląc o największej nagrodzie, wartej tej całej gry, wiedziałam, że mój wysiłek opłacił się. Ponieważ właśnie z powodu tej nieustającej walki, mogłam trzymać w ramionach Axela Andersona. Mój ratunek. Mój dom. A przede wszystkim moją największą, najwspanialszą, niczym wyjętą z bajki miłość.

O tym uczuciu słyszałam wiele opowieści. Księżniczki zakochiwały się w książętach, a ułożone dziewczyny w nieodpowiednich chłopakach. Jednak nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek przeżyję własną bajkę, będącą niczym strona wyrwana z najpiękniejszej baśni. I choć nasza historia nie była idealna, uwielbiałam ją. Tak samo bardzo, jak kochałam Axela Andersona. Chłopaka, który pokazał mi jak walczyć, aby wygrać.

Ponieważ wreszcie nastał czas, kiedy obydwoje mogliśmy być szczęśliwi.

Wygraliśmy.

KONIEC GRY


==

Nie wiem co mogłabym powiedzieć więcej. Dziękuję wam za tę niesamowitą przygodę! Mam nadzieję, że pokochaliście naszych słodziaków tak samo, jak ja.

Zachęcam również do przeczytania krótkich podziękowań. Tam znajdują się nieco dłuższe przemyślenia. Dobrze, że napisałam je wcześniej, bo szczerze, jest we mnie wiele skumulowanych emocji.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro