✵II. Najwyżej znajdziemy jego zwłoki w pobliskim lesie✵

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

↫Betty Morgan↬

Hotel nie był jakoś bardzo luksusowy, ale nie można było powiedzieć, że był ruderą. W końcu wydaliśmy całe nasze kieszonkowe, aby opłacić sobie te wakacje i w piątkę uzbieraliśmy na tyle zadowalającą sumę, żebyśmy mogli sobie pozwolić na schludny apartament.

Zaraz po tym jak pojawiliśmy się w recepcji, powitała nas przemiła obsługa hotelu. Niska kobieta, o ciemnych włosach upiętych w kok przekazała nam klucz do naszej części placówki.

Pokoje były wykonane w stylu skandynawskim. Ściany były pomalowane białą farbą, z złotymi zdobieniami. Wszędzie, gdzie tylko się dało, położono jakieś rośliny, co wcale mi nie przeszkadzało, bo dodawały nieco życia do wszystkich pomieszczeń.

Korytarz rozdzielał się na - jak można było się domyślić - salon i cztery zamknięte pomieszczenia.

Poszliśmy na wprost, wchodząc do pomieszczenia, które się tam znajdowało. Odwiedziliśmy właśnie salon. W rogu stała wielka sofa, a po skosie wisiał telewizor. Na prawie całą ścianę naprzeciw wejścia było wielkie okno, z rozciągającym się widokiem na panoramę Rzymu, a ścianę po prawej zdobiła wielka szafa i wejście do kuchni, zaokrąglone w stylu przejścia wyjętego z Hobbita. Ściana po lewej zaś była wielkim regałem na książki. Pomyślałam sobie, jak bardzo doceni to Scarlett. Przez chwilę przez myśl przeszło mi też, że z jej wielką walizką zapewne uda jej się zapełnić cały mebel.

Wróciwszy się na korytarz, zajrzeliśmy do trzech dużych sypialni, w tym jednej z przejściem do małej toalety i jednej ogromnej, wspólnej łazienki z wanną i przysznicem.

Ustaliliśmy, gdzie będzie spać każdy z nas i oczywiście skończyło się tak, że tylko Grayson będzie mieć całą sypialnię tylko dla siebie. Mi przydzielono pokój z Scarlett (na nasze szczęście z osobną toaletą), a Wyatt dzielił go z Margot. Już nie raz spaliśmy w jednym pokoju i to wszyscy razem w tym samym łóżku, dlatego to nie było dla nas nic nowego. Pamiętam jak kiedyś, kiedy mieliśmy po trzynaście lat, rodzice wywieźli nas wszyatkich do wioski, w której mieszkała babcia Margot. Łóżko było tak ciasne, że każdy z nas spadał z niego kilka razy w ciągu jednej nocy.

Kiedy rozpakowaliśmy większoszość rzeczy i odpoczęliśmy po męczącej podróży (niektórzy zdążyli odespać nockę, którą zarwaliśmy na lotnisku), udaliśmy się do lokalnej restauracji.

Chyba każdy był głodny, bo oprócz śniadania, które każde z nas poza Margot spożyło i kanapek, które pożarliśmy jeszcze na lotnisku, nie jedliśmy nic konkretnego.

Dlatego też leniwym krokiem, pełni adrenaliny we krwi (w sumie sama nie wiem dlaczego, może po prostu liczyliśmy na napad na restaurację), udaliśmy się na pizzę.

- Posso prenderti qualcosa? - zapytała kelnerka, która tym samym przerwała naszą rozmowę.

Wgapialiśmy się w nią, jakbyśmy zobaczyli ducha. No może poza Wyattem, bo jako jedyny z naszej piątki znał język Włoski.

- Sì, vorremmo due margarita grandi e una caraffa di limonata per cinque persone - wybełkotał, choć do Włoskiego akcentu było mu jednoznacznie daleko.

Gdyby ktoś kazał mi przetłumaczyć tę rozmowę, nie podołałabym, jednak wiedziałam, że tak jak się umówiliśmy, chłopak zamówił dwie duże margherity i dzbanek lemoniady.

- Si sta facendo!

Mogłam się jedynie domyślać, co powiedziała kelnerka i wydawało mi się, że krzyknęła coś w stylu "Pewnie, już się robi!"

- Organizują domówkę niedaleko centrum - rzucił Grayson po chwili ciszy, choć wzrok miał utkwiony w ekranie swojej komórki.

- I co w związku z tym? - prychnęła Marg.

- To, że tam idziemy? - odparł, posyłając jej pytające spojrzenie, jakby to było oczywistą oczywistością.

- Jestem za! - zawtórowałam.

- Chwila, chwila...To nie tak, że nie możemy pić alkoholu? - spytał zdezorientowany Wyatt.

- Bo nie możemy, tępy delfinie! - odparła Scarlett. - Ale zasady są po to, żeby je łamać, co nie?

Wyatt jako jedyny z naszej paczki wogóle nie pił alkoholu. W sumie co się dziwić. Był tak zwanym "aniołkiem". Uroczym nastolatkiem, który nigdy przenigdy nie łamał zasad.

Chwilę później do stolika przyniesiono nam szklanki i dzbanek pełny lemoniady z lodem.

- Grazie. - To było jedne z nielicznych włoskich słówek, którego znaczenie znałam. Chłopak po prostu podziękował.

Nie minęło nawet pięć minut, a do naszego stolika przyniesiono także dwie duże pizze.

Grayson rzucił się na nie tak szybko, że cały stół podskoczył do góry, a jedna ze szklanek (na nasze nieszczęście pełnych) runęła. Napój zaczął w szybkim tempie się z niej wylewać.

- Widzisz, co zrobiłeś?! - skarcił go blondyn.

Zdawać by się mogło, że bruneta cała ta sytuacja bawiła. Miał przysłowiowego banana na twarzy i ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.

- No sprzątaj to! - pospieszyła go Scarlett.

Chłopak jak gdyby nigdy nic wziął do ręki kawałek pizzy, włożył go do buzi, w tym czasie wyjmując kilka chusteczek z serwetnika.

- Wyglądasz zjawiskowo! - Scarlett po raz kolejny mnie zapewniła.

Stałyśmy przed wielkim lustrem w sypialni, którą dzieliłyśmy.

Obracałam się wokół własnej osi, robiąc przy tym dziwne i może trochę seksowne pozy. Ubrana byłam w różową, brokatową sukienkę z gorsetem, zwężającą się w biodrach, za to rozszerzoną w udach. Sukienka wręcz zalatywała klimatem wyjętym prosto z Barbie.

- Nie wiem, coś mi w niej nie pasuje - westchnęłam, zmęczona tym całym przymierzaniem ciuchów, które ze sobą zabrałam. Było ich naprawdę sporo.

- Dobra, przecież nie będziesz wyglądać gorzej od Marg - zachichotała.

- Hej! Wszystko słyszę! - oburzyła się dziewczyna, która przesiadywała w naszej łazience, zapewne lokując swoje włosy. Główna łazienka, od dobrych dwudziestu minut była zajęta przez blondyna. Ciekawe, co tyle czasu tam robił.

Przypomniałam sobie Margot, która założyła na siebie czarną, długą aż do kostek sukienkę. Wyglądała w niej ślicznie, ale mimo to, nie uwzględniała nią swoich atutów. Może czuła się z tym niekomfortwo, więc uszanowałam jej wybór, aczkolwiek na myśl, że wyglądam atrakcyjniej niż ona, zyskałam swego rodzaju pewność siebie. Wiem, że nie powinnam się do niej porównywać, ale taka już byłam i - niestety - nie mogłam tego zmienić.

- Tylko żartowałam, no!

- Dobra, zostawiam ją - wzruszyłam ramionami i odeszłam. Otworzyłam szufladę w komodzie przy łóżku i wyjęłam z niej małą torbę z kosmetykami.

Pognałam do łazienki, wyrzucajac z niej Margot. Dziewczyna trzymała w rękach lokówkę, a kiedy mnie zobaczyła, upuściła ją. Myślałam, że upadła na kafelki, już modląc się, by nie była zniszczona. Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna rzuciła się na podłogę, w ostatniej chwili ją łapiąc. Na szczęście urządzenie było bezprzewodowe, więc nie wyrwała przy tym kontaktu.

- Wiem, że na mój widok padasz z wrażenia, ale mogłabyś być bardziej ostrożna. - wytknęłam jej. - Lokówka cała?

- Lokówka tak, ja nie - zakomunikowała. - Ostrożna? Uratowałam sytuację.

- Twoja niezdarność prawie ją zbeszcześciła. Bierz przykład z swoich bohaterów, skoro tak ich "czcisz" - palcami pokazałam w powietrzu cudzysłów.

- Hola, hola, Marinette z Miraculum była niezdarna - zauważyła.

- Ale nikt nie przebije ciebie.

Przewróciła oczami. A potem wyszła z łazienki, na co odetchnęłam z ulgą. Do imprezy zostało niewiele czasu, a ja musiałam załatwić jeszcze sporo rzeczy.

Zwróciłam szczególną uwagę na to, żeby dodać sporą ilość różu, który wręcz idealnie komponował się z moją kreacją.

- Idziemy? - pospieszył Grayson, który od ponad piętnastu minut czekał pod drzwiami. Miałam wrażenie, że chłopak tylko przeczesał te swoje włoski i już był gotowy, co w oczach wielu dziewczyn było czymś totalnie skandalicznym, a jednak i tak wiele lasek kręciło się wokół niego, próbując zagadać chłopaka. On jednak nie liczył na długie relacje, o wiele bardziej wolał te krótkotrwałe, które kończyły się na - powiem wprost - seksie.

- Chwila! - odkrzyknęła mu Margot, wyrywając mnie z transu moich rozmyślań.

- Chwila to znaczy...? - niecierpliwił się.

Mimo iż tego nie widziałam, mogłam się tylko domyślać, że przewrócił oczami.

Chwila nie minęła jednak szybko, zważywszy na to, że Grayson po jakimś czasie tak się na nas wkurzył, że z głośnym westchnięciem wyszedł z apartamentu sam, co jeszcze bardziej wywarło na nas presję. Z trzęsącymi się rękoma pomalowałam usta błyszczykiem, wzięłam torebkę i można powiedzieć, że wreszcie byłam gotowa.

- Nie jestem przekonana - speszyłam się. Wreszcie kierowaliśmy się w stronę miejsca melanżu. Tym razem wyjątkowo w czwórkę, choć jako przyjaciele zawsze trzymaliśmy się razem.

- Mam nadzieję, że nie do tej sukienki, bo przysięgam, że naprawdę ją z z ciebie zedrę i ostatecznie pójdziesz tam nago - zagroziła Scarlett, i w sumie jej się nie dziwię. Zmarnowałyśmy sporo czasu na wybranie dla mnie idealnej kreacji, a ja mimo to miałam wątpliwości.

Ale absurdalna wręcz myśl, że miałabym pokazać się nago na hucznej imprezie, wśród wielu obcych (i cóż, napalonych) facetów była jeszcze gorsza.

Dlatego szybko zamilkłam i już więcej się nie odezwałam, dopóki Wyatt nie zmienił tematu:

- Bez makijażu wyglądasz sto razy lepiej - Romantyk się znalazł. Nie wiem czy to miał być komplement, ale poczułam się urażona.

- Sugerujesz, że teraz jestem brzydka?

- Tak - odparł. - Znaczy NIE, przepraszam.

Wiedziałam, że jego uprzejmość sięga zenitu i naprawdę się pomylił, ale lubiłam się z nim droczyć.

- Taki jesteś... -udawałam, że się tym przejęłam. - Według ciebie jestem brzydka, no tak...

- Ej dobra, chodźmy szybciej, bo Gray się niecierpliwi - poleciła Scarlett.

I jak na zawołanie przyspieszyliśmy kroku.

A już chwilę później byliśmy na imprezie.

Jeśli ktoś myślał, że to będzie mały melanżyk w domu jakiegoś rozwydrzonego nastolatka, to się grubo mylił. Przed naszymi oczyma piętrzyła się wielka willa, zbudowana z jasnej cegły. Tu i ówdzie ktoś upijał się drinkiem, ktoś skakał do basenu, niektórzy palili, żywo rozmawiając, a jeszcze inni bujali się w rytm muzyki, która zapewne dochodziła ze środka, a - co dziwne - na dworze było ją słychać nad wyraz głośno. Jeśli się nie mylę, to parę dziewczyn właśnie podskakiwało do piosenki Shut Up and Dance.

- I said, "You're holding back"...

- ...She said, "Shut up and dance with me"

Krzyknęła jedna, a druga odkrzyknęła jeszcze głośniej. Już teraz poczułam nieprzyjemne dudnienie w uszach, a co dopiero, jeśli wejdę do pomieszczenia pełnego kilkuset ludzi.

Z sekundy na sekundę było tu coraz więcej osób (zwłaszcza nastolatków) i aż strach było pomyśleć, co będzie wieczorem.

Z trudem przecisneliśmy się przez tłumy i wparowaliśmy do wielkiego salonu. Było w nim całkiem klimatycznie. Wszędzie wisiały lampki, dające jasne, lekko zgniłe pomarańczowe światło, które nie były jedynym oświetleniem w tym pomieszczeniu, bo na suficie wisiała ogromna kula disco. Po całym pokoju walał się - co było akurat oczywiste - alkohol. Było tu sporo miejsca, ale zbyt wielu ludzi, więc wydawało się, że pokój był ciasny.

Ulotniliśmy się stąd szybciej, niż tu weszliśmy.

Zaczerpnęłam spory chaust świeżego powietrza, kiedy wygramoliliśmy się z tłumu. Jeszcze chwila, a bym tam padła, tak ciężko się oddychało.

- Już żałuję, że tu przyszedłem - westchnął ociężale Wyatt, przysiadając na jednym ze stopni drewnianych schodów.

- Dużo ludzi, ale da się przeżyć - oceniła krytycznie Margot.

I tu przerwała jej namiętnie całująca się para, powoli zmierzająca ku górze. Zapewne szukali jakiejś wolnej sypialni gdzie mogliby się po prostu przele...

Zamarłam.

Zamarłam, gdy okazało się, że kolesiem, który całował jakąś losową blondynkę był Grayson.

- NIE WIERZĘ! - zawył Wyatt, nie wiedząc, czy ma się bardziej śmiać czy płakać - Jesteś tu ledwie piętnaście minut, a już zaciągasz kogoś do łóżka!?

Brunet przerwał pocałunek, wyraźnie speszony. Nachylił się w stronę dziewczyny, ubranej w krwistoczerwoną spódniczkę, odsłaniająca zdecydowanie za dużo. Ta jak na rozkaz powoli odeszła.

- Nie ingeruj w moje życie seksualne - odpyskował. - Jak tak cię to kręci, to sam znajdź sobie jakąś laskę i ją wy-

- Opamiętaj się, agresywna zebro! - syknęła Scarlett.

Brunet łypnął na nią tymi swoimi ciemnymi oczami, które, zdaje się, że teraz pociemniały jeszcze bardziej, od gniewu, jaki się w nim zbudził.

Wiedzieliśmy, że lepiej nie prowokować bestii, toteż umilkliśmy, rzucając sobie nazwajem porozumiewawcze spojrzenia.

Margot podeszła do blondyna i przytuliła go pocieszająco. Gray uderzył w jego słaby punkt. Otóż Waytt wolał facetów. Powiedział to już dawno. Oczywiście akceptujemy go i pozwalamy, aby był kim chce, ale jest to dla niego niezbyt komfortowy temat. Jego ojciec jest homofobem, co wywołało kłótnie jego rodziców. Obecnie mieszka tylko z matką. I do dziś ma traumę po tym, jak jego rodziciel zastosował wobec niego przemoc. To przykre. Biedak do dziś ma po tym traumę.

A Grayson bezczelnie wykorzystał jego słabość.

Myśleliśmy, że brunet pójdzie do góry znaleźć tą całą nastolaktę, o którą wybuchła afera, ale on widocznie stracił ten cały "słomiany zapał", bo - z nadal groźnym wzrokiem - zszedł na dół, chyba, by napić się drinka, co było bardziej niż prawdopodobne.

- Napijesz się czegoś? - zaproponowała mi Lett, sama siorbiąc jakieś egzotyczne piwo.

- Szczerze to myślałam, że jak ktoś czyta książki, to jest raczej...poukładany.

- Sądzisz, że jestem niepoukładana? - niemal opluła się napojem, kiedy przetrawiła sens moich słów.

- Nie, tego nie powiedziałam. Po prostu...Książki są źródłem mądrości, a ty... - zawiesiłam na niej wzrok, pełen politowania.

- Udam, że tego nie słyszałam.

Sączyła swój alkohol, a kiedy już opróżniła butelkę, z trzaskiem odstawiła ją na kuchenny blat i pociągnęła mnie na parkiet, po usłyszeniu pierwszych dźwięków piosenki Girls Just Want to Have Fun.

Podskakiwałyśmy, piszczałyśmy do rytmu muzyki i śmiałyśmy się z niezdarności Scarlett, którą tak w zasadzie miała wrodzoną (w tym bardzo przypominała Marg), a piwo, które raptem minutę temu piła, tylko dolało oliwy do ognia.

Upadłaby na ziemię, gdybym w ostatniej sekundzie nie złapała jej i nie pociągnęła gwałtownie w górę.

Obie parsknęłyśmy śmiechem.

Nie zapomniałam, by pilnować moich przyjaciół. Przed wzrokiem co jakiś czas migała mi sylwetka bruneta, także o niego się nie martwiłam. Margot rozmawiała z jakąś dziewczyną, zdaje się o najnowszym filmie, które pojawił się w kinie w zeszłym tygodniu. Mogłam spać spokojnie. Choć jeszcze długo nie zamierzałam się kłaść.

Gorzej z Wyattem. Od sprzeczki z Graysonem zniknął i już więcej go nie widziałam. Może wziął jego słowa do siebie? Był wrażliwy, więc to miałoby sens. Sama już nie wiem...

Może powinnam przestać się nim przejmować? W końcu jest już prawie dorosły. Potrafi o siebie zadbać. A ja jestem tu po to, żeby się zabawić. W końcu są wakacje.

Wyrwałam się z tanecznego uścisku Lett. Dziewczyna zauważyła, że coś mnie trapi.

- Coś się stało?

- Nigdzie nie widzę Wyatta.

- Może jest w toalecie albo coś...

- Od dwudziestu minut?

- No wiesz...Być może po tej pizzy ma biegunkę - zażartowała, a ja wybuchłam salwą śmiechu. - Jeszcze tak to zapił tą lemoniadą...

Kiedy wreszcie przestałyśmy rechotać, powiedziałam:

- Gdzie go wcięło, do cholery?

- Dobra, daj spokój, najwyżej jutro znajdziemy jego zwłoki w pobliskim lesie - wzruszyła ramionami, a ja się wzdrygnęłam.

I to zdanie wcale mnie nie uspokoiło, a jeszcze bardziej zmieszało. W końcu wizja tego, że moglibyśmy natknąć się na niego (martwego) w lesie była najgorszym koszmarem.

Taka już byłam, martwiłam się o dosłownie wszystko. Zawsze to właśnie Wyatt się o nas troszczył, ale teraz go nie ma. Zniknął.

Wypuściłam drżące powietrze z ust i zbyt zaniepokojona, poczłapałam do kuchni, by przygotować sobie drinka. Zdecydowanie go potrzebowałam.

Myśli zaprzątały mi umysł tak bardzo, że omało nie wpadłam na jakiegoś chłopaka. Był wysoki i umięśniony. Jego skórę pokrywały liczne tatuaże, a on sam był ubrany w czarny podkoszulek. Uroku dodawały mu brązowe, roztrzepane włosy i ciemne tęczówki.

Dam sobie rękę uciąć, że moje policzki wręcz paliły się ze wstydu.

- Uważaj jak chodzisz, mendo - warknął cicho, świdrując mnie piwnymi oczami.

- Spieprzaj. - Pokazałam mu środkowy palec. Zamierzałam go wyminąć, lecz chłopak nie dał sobie zajść za skórę. Złapał mnie szybko za nadgarstki i wysyczał:

- Nie do mnie tym tonem.

Przełknęłam głośno ślinę.

Rozejrzałam się wokół nas. Scarlett powinna być niedaleko. W sumie...co ona zdziała, pijana, gdy umięśniony brunet stabilnie krępuje moje ruchy i nie wygląda, jakby chciał szybko ustąpić. Szybciej to ona zacznie do niego zarywać.

Kamień spadł mi z serca dopiero, gdy zobaczyłam Graysona. Nawiązaliśmy krótki kontakt wzrokowy. Wiedział, że potrzebuję pomocy.

Ruszył od razu, biegiem, na ile było to możliwe w tym tłumie. Rzucił się z pięściami na chłopaka. Ten się tego nie spodziewał, więc upadł zszokowany, dzięki czemu upadłam i ja. Na niego. Rozluźnił znacznie uścisk, więc od razu wygramoliłam się z jego objęć. A raczej poturlałam się po podłodze, kiedy mnie z siebie zepchnął.

Nie pozostawał dłużny mojemu przyjacielowi. Rzucił się na niego, niczym rozwścieczona bestia na swoją ofiarę.

Grayson oberwał w nos. Po jego twarzy spływało mnóstwo krwi.

Mrugałam, oszołomiona. Oni się zaraz pozabijają!

Chciałam zareagować, ale nim się obejrzałam, ktoś odciągnął chłopaka, który był powodem bójki, do tyłu. Wciąż leżałam na podłodze. Dyszałam ciężko.

- Che diavolo sta succedendo qui! - krzyknął ktoś, ale nie skupiłam na tej osobie uwagi. Poświęcałam ją miejscu zdarzenia, do którego chwilę temu tutaj doszło.

Nade mną wyrósł Grayson. Był cały we krwi. Podał mi dłoń, którą złapałam bez zastanowienia.

- Wszystko w porządku? - spytał, skanując mnie swoimi ciemnymi tęczówkami.

- Tak - odparłam, wciąż szybko oddychając. - A ty? Jak się czujesz, coś cię boli?

- Bywało gorzej - posłał mi rozbawiony uśmiech, na pewne wspomnienie, o którym wiedzieliśmy tylko my.

Gdy byliśmy młodsi, Grayson zapisał się na boks. Wiem, nic nadzwyczajnego. Dopóki nie okazał się na tyle dobry, że zaproponowali mu prawdziwe walki. Nielegalne walki. Ukrywał to przed nami, bo nie chciał, żebyśmy go powstrzymali. Sęk w tym, że mój dalszy znajomy wybierał się na te walki. Kiedy zauważył Graysona, zawiadomił mnie. Pamiętam, jak wtedy nawreszczałam na taksówkarza, choć biedak nie miał z tym nic wspólnego. Nawet walka przyjaciela nie była aż tak bolesna, jak moment, w którym skopałam mu dupsko. Byłam na niego wkurzona, jednocześnie nie chcąc zrobić mu krzywdy, choć nad emocjami wtedy nie panowałam. Po tym zdarzeniu wypisał się z boksu.

Z ust wyrwał mi się głośny śmiech.

Od tamtego zdarzenia, już więcej nie widziałam chłopaka, na którego wpadłam.

Za to Grayson kręcił się przy mnie cały czas. Pewnie chciał być blisko, gdy ewentualnie znowu ktoś mnie zaczepi.

Znalazłam Scarlett. Wróciłam się, nie chciałam jednak pić alkoholu. Po tej całej akcji wolałam być mimo wszystko trzeźwa.

Bujałyśmy się do wakacyjnych hitów. Błąd. Ona raczej walała się po ziemi jak dżdżownica. Podskakiwała, bujała energicznie głową, klaskała, deptała ludzi, którzy akurat przechodzili i piszczała do kolejnych rytmów.

Może stwierdzenie, że szalałam, to wyolbrzymienie, ale bawiłam się przednio.

A potem znowu na kogoś wpadłam. Był to blondyn. Patrzył wprost na mnie, przytrzymując mnie w talii. Nie no, kurde, kolejny się znalazł!

- Lepiej odejdź, bo zaraz przyjdzie tu mój przyjaciel i...

Mężczyzna wybuchł tak serdecznym śmiechem, że aż wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu. Błyszczał na nich aparat ortodontyczny. I to właśnie wtedy poznałam w chłopaku Wyatta.

I sama zaczęłam się śmiać.

- Mamo, Wyatt, myślałam, że znowu wpadłam na jakiegoś dupka!

- Nie jestem twoją mamą - zauważył. - Dupkiem raczej też nie.

Parsknęłam.

- Wszystko w porządku? - spytałam.

- Pewnie, czemu miałoby nie by...

- Płakałeś - zauważyłam, wwiercając się w jego duszę.

- Betty... - Przełożył kosmyk moich włosów za ucho. - To nic takiego, serio. Nie przejmuj się.

A potem dołączyła do nas Margot.

- Sieeeeeeeeeeeema! - otuliła nas ramieniem i ugięła kolana.

- Ile już wypiłaś? - zapytał grzecznie blondyn.

- Duuuuuuuuuuuużo - puściła na chwilę moje ramię, aby coś zagestykulować, ale natychmiast złapała je z powrotem, próbując uchronić się przed upadkiem.

- Zabiorę ją do hotelu - zaproponował Wyatt, biorąc nastolatkę pod ramię.

- Nigdzie nie idę! - prostestowała.

- Zostaw ją. Wrócimy razem. Jak ktoś będzie jej pilnować, to jakoś przeżyje - mówiłam.

- No dobra - westchnął.

Kilka albo nawet kilkanaście drinków później postanowiliśmy wracać. Dla honoru napiłam się jedynie bezalkoholowego mojito. Musieliśmy być odpowiedzialni, a wszyscy poza mną byli nietrzeźwi. Scarlett i Margot bawiły się na całego, Grayson wyzerował kilka butelek piwa po bójce, a Wyatt - jak przyznał - tylko "spróbował" jakiegoś drinka, po sprzeczce z przyjacielem. To dziwne, bo jak wspominałam, nie pił alkoholu. Może jednak tamte słowa go zabolały? Nie wiem, mało mnie to obchodziło, niech robi co chce, sam potrafi podejmować właściwe decyzje.

Przy wyjściu widziałam jeszcze tamtego chłopaka. Spojrzał na mnie z pogardą, zaciskając dłonie w pięści. Nie widziałam jego dalszych czynów, gdyż akurat opuściliśmy willę.

Do apartamentu dotarliśmy dosyć późno, ale niektórzy nadal się bawili, więc uznaliśmy, że nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać. Dziewczyny i Wyatt od razu rzucili się do łóżek. Grayson też zniknął w swojej sypialni, życząc mi słodkich snów, ck uznałam za mega urocze.

Ja sama wparowałam do swojej, wcześniej przebierając się w piżamę i odbywając wieczorny skin care. Potruchtałam jeszcze szybko do kuchni i wypiłam szklankę wody.

Wreszcie ułożyłam się do snu, choć długo nie potrafiłam zasnąć. Nie sprzyjało głośne chrapanie przyjaciółki, drzemiącej w najlepsze.

Próbowałam z nudów zająć czymś myśli. A raczej kimś, bo przypomniałam sobie o tamtym brunecie z imprezy. I uśmiechnęłam się lekko, bo wbrew pozorom podobała mi się nasza sprzeczka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro