𝓅𝓇𝑜𝓁𝑜𝑔𝓊𝑒

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~~~

          Zaskakujące ile rzeczy można dowiedzieć się o drugim człowieku, patrząc jedynie na jego buty. Brzmi dziwnie, ale odkąd stosuję tę metodę, jeszcze ani razu się nie pomyliłem. A widziałem już w swoim życiu wiele par butów. Od tych bardzo eleganckich, najdroższych szpilek i lakierków, przez każde inne: sportowe, niesportowe, sandały, espadryle, japonki i glany. Naprawdę, nie ma takiego rodzaju, którego nie widziałbym w trakcie mojej długiej, muzyczno-ulicznej kariery.

           Bo gdy gram na ulicy, nigdy nie patrzę na to, ile wrzucają mi do futerału; zawsze interesują mnie buty, które to robią. A rzadko kiedy trafiają się takie, które sprawiają, że podnoszę wzrok. 

          I dzisiaj też nic mnie nie zaskoczyło. Minęło mnie tyle butów, ale żadne z nich nie przykuły mojej uwagi.

          Wzdycham i zaczynam pakować rzeczy. Przeglądam wrzucone do futerału monety i banknoty; nie jest ich zbyt dużo, ale nie jestem tym przesadnie przejęty — przyzwyczaiłem się. Biorę zarobione pieniądze w garść i wpycham je głęboko do kieszeni kurtki. Nawet nie wiem, od kiedy tutaj siedzę, ale jestem zbyt zmęczony, by grać dalej. Może jutro zostanę dłużej. W weekendy zawsze jest więcej osób.

          Ostrożnie chowam gitarę, po czym przerzucam futerał przez ramię. Czeka mnie jeszcze wieczorny spacer na drugą stronę miasta, ale nie przejmuję się tym. Kocham Budapeszt i każde jego zakamarki, nawet jeśli chodzę tymi samymi ulicami od dziecka. Nie potrafię tego opisać, ale czuję się jego mieszkańcem bardziej niż ktokolwiek inny. Znam to miasto jak własną kieszeń — nie ma uliczki, którą nie szedłem, placu, na którym nie grałem, chodnika, na którym nie siedziałem. Znane mi są wszystkie kaprysy Dunaju i zapach każdej z dzielnic. Dlatego od tylu lat nic nie zmieniło się w moim życiu. Już dawno temu zdecydowałem, że włóczenie się po Budapeszcie będzie moim zajęciem na pełny etat. Po prostu miasto stało się moją kochanką, a ja codziennie grałem jej serenady, w każdym możliwym zakamarku.

          Nawet dzisiaj mógłbym tu spać chociażby i na chodniku; nie ukrywam, że nie byłby to pierwszy raz. Problem w tym, że mroźna zima powoli ustępuje deszczowej wiośnie i nawet ja nie wytrzymam jeszcze tak zimnych nocy. Dlatego też zapinam jeansową kurtkę pod samą szyję i ruszam wąską uliczką w stronę ruchliwej alei.

          Batsy natychmiast znajduje się obok mojej nogi i patrzy na mnie zadowolona. W końcu ulegam i wyjmuję z kieszeni jakiś przysmak, który jeszcze się w niej ostał. Pies od razu rzuca się na moją rękę. Dziwię się, bo nigdy nie jest taka zachłanna, ale decyduję się to zignorować. Jedynie kucam na chwilę, by ją pogłaskać. Jest ze mną od tak dawna. Nawet nie pamiętam, kiedy przyplątała się do mojej nogi, ale jak dotąd jej nie opuściła. Jest moją najbliższą przyjaciółką. Gdyby nie ona, nie wiem, czy wysiedziałabym tyle w samotności.

          Z uśmiechem na ustach skręcam w główną aleję — Erzsébet . Od razu czuję inny przepływ powietrza; tu zawsze wieje, choć głównie za sprawą dużego ruchu. Auta mijają mnie z piskiem, ale nie zwracam już na nie uwagi. Gwiżdżę sobie pod nosem, by nie zapomnieć melodii na jedną z nowych piosenek i kątem oka patrzę, co dzieje się z Batsy. Wiem, że nie ucieknie ani nikogo nie ugryzie, ale zbliżamy się do dzielnicy najbogatszych hoteli i nie chcę wpaść w kłopoty. Już raz się przekonałem, że ochroniarze nie są najłagodniejszymi osobami na tym świecie i ten raz w zupełności mi wystarczy.

          Przechodzę pod obszernymi flagami powiewającymi na wietrze i rozpoznaję w nich największe europejskie i światowe metropolie. To oznacza, że docieram do jednego z najdroższych hoteli stolicy — Corinthii. Na Erzsébet jest sporo takich jak ten: Queen's Court, New York Palace czy Nemzeti. Każdy z nich równie piękny, ale i równie drogi. Nie wiem, kim musiałbym być, by było mnie stać na chociażby jedną noc w takim pałacu. Na szczęście nie spieszy mi się do takich luksusów, dlatego nie rozmyślam nad tym zbyt długo.

          Zapatrzony we flagi nie zauważam mężczyzny w za drogim, szarym garniturze, który pospiesznym krokiem podąża w stronę auta. Stykamy się barkami, ale jeszcze zanim zdążę go przeprosić, mężczyzna wydziera się najpierw na mnie, a potem na ochronę. Batsy zaczyna warczeć, a to wystarczy, by rzuciło się na mnie dwóch goryli w czerni. Potulnie odchodzę, a raczej zostaję przymusowo wyrzucony sprzed hotelu, i obiecuję, że nie będę próbował ponownie podejść.

          Mówię ochroniarzom to, co chcą usłyszeć, ale wewnątrz czuję się okropnie. Wystarczyło tylko jedno słowo jakiegoś naburmuszonego gościa, by sprzątnęli mnie — zwykłego przechodnia — sprzed hotelu. To idealnie pokazuje równość ludzi w tym mieście, a właściwie jej brak. Dlatego rzadko kiedy chodzę tą aleją. Istnieje szansa wpadnięcia na jakiegoś bogatego bufona, a to typ ludzi, których nienawidzę najbardziej.

          Moje marne przeprosiny zostają zagłuszone przez krzyki kobiety, która chwilę później wybiega przed hotel wraz z kolejnym mężczyzną. Ochroniarze odwracają się zaalarmowani nagłym hałasem, ale ja nie idę w ich ślady i nie słucham słów wściekłej blondynki. W oczy od razu rzuca się jej czerwona sukienka, zapewne warta więcej niż całe moje życie, ale mój wzrok ląduje na jej równie czerwonych szpilkach. Nie mogę pozbyć się myśli, że już gdzieś wcześniej je widziałem.

          Podnoszę głowę i od razu wszystko staje się jasne. Właścicielka eleganckich butów jest jedną z niewielu osób, które kiedykolwiek sprawiły, że poniosłem wzrok. Ciekawe. Tym razem również nie mogę przestać się na nią patrzeć. Uśmiecham się, bo wiem, że tej nocy jednak szybko nie wrócę do domu.

~~~

~~~

Mała prywatka od autorki.

Witam serdecznie w moim nowym projekcie! 🥳 Witam zarówno tych, którzy dotarli tu z mojego poprzedniego opowiadania, jak i zupełnie nowych czytelników. 

Sam pomysł siedział mi już w głowie od dawna i wreszcie znalazłam trochę czasu, by go zrealizować. Zdecydowanie różni się od moich prac, choć tak naprawdę to tylko powrót do korzeni, chociażby jeśli chodzi o perspektywę. Chcę również zabrać was w podróż po mojej ukochanej europejskiej stolicy, czyli Budapeszcie. Spędziłam tam za dużo czasu w moim życiu i ciągle mi mało. A że w zaistniałej sytuacji nie mogę się tam wybrać fizycznie, to chociaż przeleję moją tęsknotę tutaj. Mam nadzieję, że takie miejsce przypadnie wam do gustu!

No cóż, bez zbytniego przeciągania pozostaje mi zaprosić was do pierwszego rozdziału. 

Życzę miłego życia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro