1.1 Znajdziemy ją!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam oczy. Szpitalne, ostre światło sprawiło, że w kącikach moich oczu ukazały się łzy. Starłam je wierzchem dłoni i cierpliwie czekałam, aż przywyknę do oświetlenia panującego na korytarzu. Wokół unosiła się typowa szpitalna woń, której wręcz nie znoszę. Gdzieś w oddali słychać było rozmowę telefoniczną recepcjonistki. Gdy w końcu jasność przestała mi doskwierać, spojrzałam w kierunku sali, w której znajdowała się moja siostra. W tym samym czasie drzwi do pomieszczenia ostrożnie się otworzyły, a po chwili wyłoniła się z nich Pani McCall. Kobieta była wyraźnie zmęczona. Świadczył o tym jej wygląd. Ogromne worki pod oczami, przekrwione oczy, włosy spięte w niedbały kucyk, z którego ukradkiem wymykały się niesforne kosmyki oraz pomięty fartuch. To musiała być dla niej ciężka noc. W sumie... nie tylko dla niej. Nawet boję się pomyśleć, jak ja wyglądam. Spięta zerknęłam na pielęgniarkę. Mimo głębokiego zmęczenia Melissa zdobyła się na delikatny uśmiech, który od razu poprawił mi samopoczucie.

- Twoja siostra właśnie bierze kąpiel. Lada moment będziesz mogła ją odwiedzić. - Skinęła głową w moją stronę.

Wzięłam kilka głębokich wdechów. Już miałam poderwać się z miejsca, kiedy poczułam, że coś, a raczej ktoś wierci się na moich udach. Zdezorientowana, spojrzałam na swoje nogi i ujrzałam Stilesa. Chłopak leżał na plecach, a głowę opierał na moich kolanach. Jego twarz skierowana była do góry. Kiedy poruszyłam delikatnie nogami, by wybudzić chłopaka, ten jedynie przekręcił się na brzuch i jeszcze bardziej wtulił się we mnie. Wymruczał pod nosem kilka niezrozumiałych słów i zaczął się... ślinić. Jeszcze tego mi brakowało. Stiles tym razem głowę miał obróconą na bok. Upewniłam się, że mam łatwy dostęp do jego nosa i zręcznym ruchem odcięłam mu dopływ powietrza. Chłopak momentalnie otworzył oczy i z przerażeniem odskoczył ode mnie. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła.

-Ja wcale nie... nawet nie wiem, kiedy znalazłem się w takiej pozycji - Wyjąkał.

Stiles tłumaczył się jak małe dziecko.

- Spokojnie nic się nie stało - Posłałam mu szczery uśmiech.

Cieszyłam się, że chłopak wspiera mnie w tych trudnych chwilach. Jakiś czas temu moja siostra została zaatakowana przez bliżej nieokreślone zwierze. Tak przynajmniej wyglądała pierwotna wersja wydarzeń, która i tak wydawała się, przynajmniej dla mnie absurdalna. Kiedy zaczęłam baczniej przyglądać się sprawie, w końcu napotkałam wiele nieścisłości, które mnie najzwyczajniej w świecie zaniepokoiły. Wkrótce ciekawość zaprowadziła mnie do moich przyjaciół. Dziwne zachowanie Scotta i Stilesa jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że ta cała sprawa ma jakieś ukryte dno. Za żadne skarby nie chciałam odpuścić, dlatego tak długo nękałam przyjaciół, aż w końcu poznałam prawdę. Prawdę, która mnie w żaden sposób nie usatysfakcjonowała. Co gorsza... przeraziła. Chłopcy zdecydowali się na szczerą rozmowę ze mną, uprzedzając, że to, co mają mi do przekazania, może zmienić moje dotychczasowe postrzeganie świata. I owszem. Mieli rację. W końcu poznałam przyczynę dziwnego zachowania przyjaciół, lecz nie spodziewałam się czegoś takiego... Scott opowiedział mi co się wydarzyło przez ostatni czas w Beacon Hills. Byłam w szoku. Wilkołaki? Przecież to są zwykłe zabobony... Jaka była moja reakcja na to, co powiedział mi chłopak? Salwa śmiechu i delikatne oszołomienie. Miałam wrażenie, że Scott robi sobie ze mnie żarty. Jednak jego poważny wyraz twarzy sprawił, że w końcu zaczęłam powątpiewać w teorię zwykłego kawału. Ciężko było mi zaakceptować prawdę, lecz gdy powoli przeanalizowałam to, co się działo w naszym mieście, wszystko nabrało sensu. Kiedy ostatecznie uwierzyłam w historię chłopaków? Wtedy, kiedy Scott w mojej obecności przemienił się w wilkołaka. Omal wtedy nie padłam na zawał. Dosłownie. Ogromne kły, pazury i żółte ślepia nie są obrazem, który widuje się na co dzień. Szczególnie w realnym życiu... Na początku się bałam. W pewnym sensie obwiniałam przyjaciół o to, co stało się Lydii. Skoro byli świadomi tego wszystkiego, to dlaczego jej nie uchronili? Przecież Scott mógł wszystkiemu zapobiec... Mógł też wcześniej wtajemniczyć mnie w ten cały nadnaturalny świat. Wtedy sama dołożyłabym wszelakich starań, by uchronić siostrę przed tym okropnym atakiem. Niestety w sytuacji, w której się obecnie znajduję, nie mogę pozwolić sobie na gdybanie. Teraz potrzebuję wsparcia przyjaciół.

- Idziemy do Lydii? - Z zamyślenia wyrwał mnie Stiles

- Bierze kąpiel, musimy poczekać.

- Ok. Patrz, tam jest automat z jedzeniem, chcesz coś? - Chłopak zapytał, gdy między nami pojawiła się niezręczna cisza.

- Jasne. Możesz mi kupić batonika.

Wyciągnęłam z kieszeni drobne i podałam je Stilinskiemu. Ten energicznie wstał z miejsca i ruszył w stronę automatu. Gdy dotarł na miejsce, zaczął analizować, co znajduje się w maszynie. Ziewnął przy tym kilka razy, co sprawiło, że na mojej twarzy zagościł uśmiech. Po jakimś czasie Stiles włożył monety do urządzenia i kliknął numer przypisany do przekąski. Nagle zmarszczył czoło. Obrócił się w moją stronę.

- Twój upragniony batonik, właśnie się zaciął.

Chłopak zaczął uderzać dłonią w automat. Był wyraźnie poirytowany zaistniałą sytuacją. Siłował się z maszyną jakiś czas, gdy ta w końcu upadła na ziemię omal nie przygniatając mojego przyjaciela. Podskoczyłam z miejsca i przykryłam usta dłońmi. No po prostu świetnie... Chciałam podejść do Stilesa, ale w tym samym czasie z pomieszczenia, w którym znajdowała się moja siostra, rozległ się krzyk. Nie zwlekając, czym prędzej pobiegłam do siostry. Weszłam do łazienki. Miałam w głowie pełno czarnych scenariuszy, ale nie spodziewałam się tego, że pomieszczenie będzie puste... Rozejrzałam się po łazience. Serce waliło mi jak oszalałe. W końcu w pomieszczeniu pojawiła się mama Scotta i jeszcze jakiś inny lekarz. Stiles bardzo niezdarnie wbiegł do pomieszczenia ostatni. Nerwowo zaczęłam chodzić tam i z powrotem.

- Gdzie ona jest? Przecież byliśmy tu! Nie wychodziła z pomieszczenia! - Zaczęłam głośno krzyczeć.

- Ellie spójrz na okno - Wyszeptał Stiles.

- Jakim cudem ona mogła wyjść przez okno, po co niby miałaby to robić? - Zapytałam zdezorientowana.

Nie mogłam złapać oddechu. Stiles mocno mnie przytulił.

- Znajdziemy ją.

Chłopak wyprowadził mnie z sali. Pani McCall od razu zadzwoniła po policję. Czekaliśmy jakieś 30 minut, aż w końcu pojawił się ojciec Stilesa. Najpierw rozmawiał z mamą Scotta, a później przyszedł do nas. Zmierzył syna wzrokiem, a później przystąpił do rutynowych pytań. Wyjaśniłam mu wszystko, co się wydarzyło. Szeryf Stilinski na chwilę porwał swojego syna na bok, a później zapewnił mnie, że Stiles odwiezie mnie do domu.

- Nie mogę tego tak zostawić. Lydia nas potrzebuje! Musimy ją znaleźć, każdy jest potrzebny...

Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale szeryf mi przerwał.

- Ellie zajmiemy się tym. Obiecuję, że znajdziemy twoją siostrę, a teraz proszę cię, jedź do domu. Odpocznij.

Niechętnie przystałam na słowa mężczyzny. Stiles odwiózł mnie do domu. Całą podróż spędziliśmy w totalnej ciszy. Cały czas myślałam o tym, co się dzieje z moją siostrą. Może coś jej się stało, jest ranna i potrzebuje pomocy? Czułam się taka bezsilna. W końcu dotarliśmy na miejsce. Nie wiedziałam nawet jak mam powiedzieć o tym wszystkim mamie. Stiles złapał mnie za rękę.

- Wszystko będzie dobrze. Zadzwonię do Scotta i razem jej poszukamy.

- Chcę wam pomóc.

- Spójrz na siebie, jesteś roztrzęsiona. Lepiej będzie, jak odpoczniesz.

Posłałam mu wymuszony uśmiech. Może ma rację? Dopiero teraz zauważyłam, że w drugiej ręce coś trzyma.

- Co to jest ?

- Koszula Lydii. Scott dzięki temu ją wytropi.

Jak na zawołanie w szybę samochodu zapukał McCall. Razem ze Stilesem podskoczyliśmy ze strachu.

- Scott! Możesz się tak nie skradać!? - wykrzyczał poirytowany Stiles.

- Przepraszam!

Wysiadłam z samochodu i spojrzałam w stronę McCalla. Ten bez żadnych zbędnych słów po prostu mnie przytulił.

- Nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić. - Wyszeptał.

W domu czekała już na mnie zdenerwowana mama. Od razu wpadłam w jej ramiona i razem pogrążyłyśmy się w głębokim szlochu. Gdy wszystko jej wytłumaczyłam, do drzwi zapukała policja.

- Porozmawiam z nimi, a ty się prześpij. Potrzebujesz tego.

Moją twarz zalała kolejna fala łez. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Od razu położyłam się do łóżka. Z dołu słychać było rozmowę mojej mamy i jakiegoś funkcjonariusza. Przykryłam się mocniej kołdrą. Przez całą noc nie spałam.



Rano wstałam z łóżka i natychmiast chciałam zobaczyć mamę. Kobieta siedziała w kuchni. Jej twarz była cała opuchnięta od płaczu.

- Coś wiadomo? - Zapytałam, wchodząc do pomieszczenia.

- Dalej jej szukają.

Ta odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. Udałam się do salonu i usiadłam na kanapie. Koło mnie pojawiła się szybko mama. Położyłam głowę na jej kolanach i po prostu leżałam. Kobieta głaskała mnie po głowie.

- Mamo, mogę zostać dziś w domu. Nie czuję się na siłach, by iść do szkoły.

- Oczywiście kochanie.

Siedziałyśmy tak jakąś godzinę. Do drzwi znów zapukała policja. Od razu wpuściłyśmy funkcjonariuszy do domu. Niestety dalej jej nie znaleźli. Policja chciała porozmawiać z moją mamą. Ja natomiast udałam się do swojego pokoju. Spojrzałam w lustro. Tak samo, jak moja rodzicielka miałam twarz opuchniętą od płaczu. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Czym prędzej podbiegłam do biurka. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Alison. Dziewczyna chciała ze mną po prostu porozmawiać. Dowiedziałam się, że towarzyszyła Scottowi i Stilesowi w nocnych poszukiwaniach, lecz nic nie znaleźli. Poinformowałam przyjaciółkę, że zostanę dziś w domu i poprosiłam, by ta zadzwoniła do mnie, jeżeli się czegoś dowiedzą. W ostatniej chwili przypomniałam sobie, że dziewczyna dzisiaj miała udać się na pogrzeb swojej ciotki. Teraz ja dodałam jej nieco otuchy. Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy o pogrzebie, a później Alison musiała iść na lekcje. Położyłam się znowu na łóżku i zaczęłam rozmyślać. Lydia została w końcu zaatakowana przez wilkołaka. Co, jeżeli przechodzi właśnie przemianę? W tej chwili ogarnął mnie niepokój. A co jeżeli moja siostra jest zagrożeniem dla innych? Bałam się. W końcu odczułam wielkie zmęczenie i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.



Obudził mnie dzwonek telefonu. Podchodząc do biurka, na którym znajdował się dzwoniący przedmiot, zauważyłam, że na dworze jest już ciemno. Na ekranie telefonu widniało zdjęcie Stilesa.

- Macie coś? - Zapytałam zniecierpliwiona.

- Cześć Ellie, ciebie też miło słyszeć.

- Stiles...

- No dobra więc dzwonię do ciebie, ponieważ mój tata dostał zgłoszenie, że ktoś lub coś zaatakowało karetkę jadącą do szpitala.

- Myślisz, że to Lydia?

- Nie wykluczamy takiej opcji, dlatego dzwonię, żeby cię poinformować.

- Przyjedź po mnie!

- Spokojnie. Sprawdzimy to ze Scottem, a ty poczekaj...

- Mam dosyć czekania! Chcę jechać z wami.

- No dobra. Przyjadę po ciebie za 10 minut.

Stiles się rozłączył, a ja natychmiast ruszyłam do łazienki. Ogarnęłam trochę twarz i ubrałam się w jakieś przypadkowe ubrania, które leżały na krześle. Gdy skończyłam, zeszłam na dół. Moja mama spała na kanapie. Na stole zostawiłam karteczkę z informacją, że jestem u Stilesa. Ruszyłam pospiesznie do drzwi. Przed domem czekał już niebieski jeep. Przywitałam się z przyjaciółmi i zajęłam miejsce z tyłu. Stiles natychmiastowo odpalił samochód i ruszył w miejsce wypadku. W międzyczasie Scott opowiedział mi o tym, że ktoś tamtej nocy zbezcześcił ciało na cmentarzu.

- Myślisz, że to była jej sprawka?

- Niestety nie wiem.


Dojechaliśmy do leśnej drogi. Stiles zaparkował samochód w mało widocznym miejscu i stwierdził, że dalej pójdziemy pieszo. Scott od razu ruszył w stronę wypadku.

- Wszystko okej? - Spytał mnie Stiles.

- Nic nie jest okej... - Wszeptałam i ruszyłam za Scottem.

Gdy dotarliśmy na miejsce, natychmiast schowaliśmy się za drzewami. Na miejscu była już policja. Wychyliłam się zza drzewa i zobaczyłam otwartą karetkę. W środku znajdowało się ciało jakiegoś mężczyzny... było tam pełno krwi. Zakryłam usta dłońmi.

- Czy to jej sprawka? - Zapytałam przerażona.

- Nie wiem - odpowiedział widocznie zmieszany Scott.

- Możesz złapać jej trop tutaj czy musisz podejść bliżej? - Do chłopaka zwrócił się Stiles.

- Nie, poradzę sobie.

Zachciało mi się płakać. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. To był Stiles.

Scott oddalił się za tropem, a ja i Stiles zostaliśmy w tym samym miejscu. Serce waliło mi jak oszalałe. W końcu mój towarzysz wypatrzył swojego ojca w tłumie funkcjonariuszy i ruszyliśmy w jego kierunku. Mężczyzna jakby spodziewał się nas. Rozmawialiśmy z nim przez jakieś 20 minut... no dobra Stiles rozmawiał. Nawet ich nie słuchałam. Nerwowo błądziłam wzrokiem po otaczającym nas lesie. W końcu mój wzrok przykuła postać stojąca między krzakami. Wiedziałam, że to ona. Po prostu to czułam. Bez chwili zastanowienia ruszyłam w jej stronę. Lydia wyłoniła się z zarośli. Jej nagie ciało dygotało. Dziewczyna była przerażona. Gdy tylko znalazłam się przy niej, od razu mocno ją przytuliłam. Nie mogłam powstrzymać łez, które wkradały się na moje policzki. Lydia po chwili odwzajemniła mój uścisk i również zaczęła szlochać. Momentalnie zjawił się przy nas Stiles i jego ojciec.

- Dajcie jej do cholery jakiś płaszcz! - Wykrzyczałam, nie wypuszczając siostry z uścisku.

W tej chwili czułam ogromną ulgę.

W końcu ją zlazłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro