1.15 Dlaczego?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leżałam na swoim prawym boku i czułam, że coś bardzo mocno przywierało do moich pleców. Przeanalizowałam to, co się wczoraj wydarzyło i uświadomiłam sobie, że tym czymś jest Stiles. Leżeliśmy "na łyżeczki", przy czym Stilinski zdecydowanie był tą większą. Nasze ręce były ze sobą splecione. Robiło mi się bardzo gorąco, ale nie chciałam psuć tej przyjemnej chwili. Stiles spał jak zabity. Co jakiś czas mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę, ale już nie mogłam wytrzymać. Delikatnie wysunęłam jedną stopę spod kołdry, mając nadzieję, że fala ogromnego ciepła opuści moje ciało. Niestety to nie podziałało. Delikatnie poruszyłam się i Stiles odsunął się ode mnie. Ej! Wracaj! Chłopak usadowił się na plecach i dalej słodko spał. Od razu odkryłam swoje ciało i poczułam ulgę. Przewróciłam się na lewy bok i delikatnie położyłam głowę na torsie Stilesa. Wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Nigdy nie przypuszczałam, że ja i chłopak będziemy razem... leżeć w łóżku. Po jakimś czasie Stiles leniwie otworzył oczy. Zerknęłam na niego i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Zdecydowanie muszę częściej u ciebie nocować. Masz bardzo wygodne łóżko.
- Chcesz u mnie spać z powodu łóżka?
- Nie tylko...
Chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech. Czułam, jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Stiles się zaśmiał i pogładził mnie ręką po włosach.
- Jak się czujesz? - Zapytał.
- Dobrze.
Nie chciałam rozmawiać o tym, co wydarzyło się tamtej nocy. Dużym szokiem było dla mnie to, że ujrzałam mamę mojej przyjaciółki usiłującą zabić Scotta. Jeszcze większym zaskoczeniem było, to kiedy sama rzuciła się na mnie z nożem. Nigdy nie przepadałam za panią Argent. Miała bardzo ciężki charakter, ale to było już przegięcie. Stiles chyba wiedział, o czym myślę, ponieważ od razu mocniej mnie przytulił. Niestety nie mogliśmy nacieszyć się zbyt długą tą chwilą, ponieważ usłyszałam moją mamę. Poderwałam się na równe nogi.
- Stiles musisz się gdzieś schować! -Wyszeptałam.
- Gdzie?
Chłopak był wyraźnie wystraszony. Wcisnęłam go do szafy z ubraniami i szybko rzuciłam się na łóżko. Moja mama weszła do pokoju.
- Kochanie mogę pożyczyć od ciebie tą granatową, elegancką koszulę?
- Oczywiście!
Podniosłam się z łóżka, a moja rodzicielka skierowała się do szafy.
- Spokojnie, leż sobie.
W ostatniej chwili zasłoniłam mamie szafę. Kobieta dziwnie się na mnie spojrzała. Ja, jak gdyby nigdy nic szeroko się do niej uśmiechnęłam.
- Mam tam mały bałagan. Sama jej poszukam.
Moja mama przewróciła oczami i odsunęła się od szafy. Zagryzłam mocno wargi i uchyliłam drzwi mebla tak, żeby rodzicielka nie zauważyła wnętrza szafy. Stiles z przerażeniem wpatrywał się we mnie. Chłopak zasłaniał ciałem ubrania. W szafie nie było tyle miejsca, żeby mógł się odsunąć. Wzrokiem dałam mu do zrozumienia, że ma się tylko obrócić, twarzą do ubrań. Nie wiem jakim cudem, ale chłopak prawidłowo to odczytał.
- Jaka to miała być koszulka?
- Granatowa.
Stiles odwrócił się do mnie, a jego mina wskazywała na to, że nie ma on zielonego pojęcia... co to za kolor.
- Granatowa.... granatowa.... taka ciemnoniebieska.
Udawałam, że przeglądam ubrania, ale tak naprawdę robił to Stiles.
- Jest! Nie! Ta!
W końcu w mojej ręce znalazł się wieszak z pożądanym przez moją mamę ubraniem. Zniecierpliwiona kobieta patrzyła się na mnie jak na idiotkę. W końcu opuściła mój pokój. Gdy upewniłam się, że już nie wróci, dałam Stilesowi znak, że może wyjść z szafy.
- Mało brakowało.
Kolejnym problemem było to jak wydostać chłopaka z naszego mieszkania. Mama z Lydią krzątały się po mieszkaniu. Powoli wyłoniłam się z pokoju. Trzymając Stilesa za rękę, chciałam dostać się do schodów. Wyczekałam na odpowiedni moment, kiedy mama i siostra były w kuchni i szybko pociągnęłam Stilesa na dół. Przy drzwiach puściłam chłopaka i wbiegłam do kuchni. Odwróciłam uwagę domowników, a chłopak opuścił mój dom.
- Ellie... czemu się tak dziwnie zachowujesz? - Lydia wpatrywała się we mnie, marszcząc ze zdziwienia czoło.
- Przesadzasz.

Po śniadaniu wróciłam do swojego pokoju i doprowadziłam swój wygląd do porządku. Gdy ubierałam koszulkę, spojrzałam na swój brzuch. Po wczorajszych ranach kłutych nie było już żadnego śladu. Źle się z tym czułam, że mama Allison mnie zaatakowała. Wczoraj wszystko działo się tak szybko... wzrok kobiety był przepełniony nienawiścią. Miałam wrażenie, że każdy cios wymierzony w moje ciało sprawiał jej ogromną radość. Niby to wilkołaki są potworami... z zamyślenia wyrwał mnie telefon. Najpierw zadzwonił Stiles. Chciał upewnić się, czy moja rodzina czegoś nie zauważyła. Następnie zadzwonił Scott. Ten chciał wiedzieć, jak się czuję. Zupełnie zapomniałam o tym, że chłopak był też wczoraj poszkodowany. Rozmawialiśmy jakieś dwadzieścia minut. Zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do Allison. Nie wiedziałam, czy dziewczyna już wie o tym, że jej mama nas zaatakowała.
- Idę na zakupy!
Usłyszałam głos mamy. Chwilę po tym kobieta wyszła z mieszkania. Zostałam sama z Lydią. Postanowiłam odłożyć rozmowę z Allison na później i ruszyłam do pokoju siostry. Zapukałam do drzwi, ponieważ tego zawsze wymagała Lydia. Czekałam, aż siostra pozwoli mi wejść do środka. Niestety żadnego odzewu nie było... wiedziałam, że dziewczyna jest w środku. Czułam jej obecność. Postanowiłam wejść bez pozwolenia. Lydia siedziała na łóżku i ślepo wpatrywała się w ścianę. Usiadłam obok niej i usiłowałam nawiązać z nią kontakt. W oczach Lydii pojawiły się łzy.
- Zostaw mnie w spokoju. - Wyszeptała błagalnie.
- Lydia co się dzieje? - Spanikowałam. Musiała mieć kolejny atak.
Serce dziewczyny mocno przyśpieszyło. Jej dłonie zaczęły drżeć. Dotknęłam delikatnie ramienia siostry, ale ta zachowywała się tak, jakby tego w ogóle nie poczuła.
- Jesteś prawdziwy?
- Co? O czym ty mówisz?
Znowu majaczyła. Lydia zaczęła zanosić się płaczem. Usiłowałam ją uspokoić, ale nic nie działało. Momentalnie dziewczyna podniosła się z łóżka i ruszyła na schody. Nie odstępując jej na krok, usiłowałam zrozumieć, co się dzieje. Lydia przystanęła na jednym stopniu i zaczęła wpatrywać się w swoje stopu. Zaczęła głośno krzyczeć i tupać. Obróciłam ją w swoją stronę i zaczęłam nią mocno potrząsać. Dalej nic... W końcu dziewczyna mnie odepchnęła i zeszła na dół.
- Ale pełnia jest w środę. W moje urodziny. - wyszeptała znowu.
Dlaczego do cholery ona gada o pełni?
- A jeśli się nie zgodzą? Dlaczego ja?
- Odporna na co? - Kontynuowała.
Pobiegłam szybko do swojego pokoju i wzięłam telefon do ręki. Zaraz potem zbiegłam na dół do siostry. Nerwowo szukałam Scotta w kontaktach. Nie zdążyłam nacisnąć zielonej słuchawki, ponieważ Lydia zaczęła potwornie krzyczeć. Upuściłam telefon i złapałam się za uszy.
- Lydia przestań!
Usiłowałam przekrzyczeć siostrę... i w końcu się udało. Lydia spojrzała na mnie otępiałym wzrokiem. Dziewczyna mocno się do mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk, będąc w ogromnym szoku.
- Proszę... nie mów nikomu.
- Lydia...
- Obiecaj mi! Ja nie zadaję niewygodnych dla was pytań, a ty nie mów nikomu o tym, co się wydarzyło.
Przez chwilę się wahałam. W końcu pokiwałam głową.
- Powiedz to!
- Obiecuję nikomu nie mówić.
- Dziękuję.
Lydia wróciła do swojego pokoju. Stałam cały czas w tym samym miejscu i jeszcze raz przeanalizowałam to, co się stało. Dlaczego ona mówiła o pełni i o tym, że jest odporna? Może Lydia zna prawdę... ale dlaczego tak się zachowuje. Dlaczego ma halucynacje? Co mam teraz z nią zrobić? W mojej głowie panował istny chaos...  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro