#23 Mały wilczek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powoli zaczęłam odzyskiwać przytomność. Irytujący dźwięk zepsutej, migoczącej lampy odbijał się echem w mojej głowie. Chciałam delikatnie się poruszyć. Zdezorientowana zrozumiałam dopiero po chwili, że wiszę na jakimś kablu. Ręce miałam skrępowane, a stopami ledwo dotykałam podłogi. Usta miałam zaklejone taśmą, w dodatku byłam bardzo spragniona. Była to niezwykle niekomfortowa pozycja. Czułam, jak każda moja kończyna jest odrętwiała. W panice zaczęłam się wiercić, co sprawiło, że po moich rękach przeszło nieprzyjemne mrowienie. Przydałby się w takiej sytuacji jakiś poradnik dla świeżo upieczonego wilkołaka czy coś w tym stylu... W pomieszczeniu panowała ciemność. Ponura atmosfera i cholerna zepsuta lampa sprawiały, że czułam się jak bohaterka jakiegoś horroru.
- Spokojnie Ellie, taki miał być plan. - Krzyczała moja podświadomość.
Zanim mój wzrok przyzwyczaił się do warunków panujących w piwnicy, miałam wrażenie, że minęła wieczność. Spróbowałam jeszcze raz wydostać się z więzów. Niestety na próżno. Moje nadgarstki związane były jakimś grubym kablem. Nie miałam siły, by się z nimi uporać. Mam nadzieję, że ten dupek, który potraktował mnie prądem, zgnije w piekle. Miałam wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Wilcze zmysły wariowały. Dosłownie. Nie wiem, czy to na skutek szoku... nigdy nie byłam w takiej sytuacji. W końcu jednak udało mi się zignorować szum lampy i do moich uszu dobiegło bicie czyjegoś serca. Osoba, która była ze mną w pomieszczeniu, wydawała się odprężona. Tak przynajmniej wskazywał jej puls. Zaczęłam się bardziej szarpać. Kabel ocierał się o moją skórę, sprawiając, że w tym miejscu czułam ostry ból. Jęknęłam, lecz mój głos został stłumiony przez taśmę. Ktokolwiek tutaj był, znajdował się za moimi plecami. Usłyszałam skrzypnięcie krzesła, a następnie kroki. Po chwili pomieszczenie wypełniło się bardzo ostrym światłem. Zmrużyłam oczy. Przede mną stała Allison. Na twarzy dziewczyny malowała się powaga. Podeszła do mnie i szybkim ruchem zerwała z moich ust taśmę. Warknęłam na nią. Niezbyt przyjemne uczucie. Oblizałam obolałe wargi. Spojrzałam wściekłym wzrokiem na swoją byłą przyjaciółkę.
- Zadowolona jesteś? Lubisz oglądać skrępowanych ludzi? - Wycedziłam przez zęby.
- Nie.
- Więc co jest z tobą nie tak?
- Wiesz, dlaczego tu jestem.
- Oświeć mnie. - Warknęłam.
- Zemsta. Chcę uzyskać od ciebie informację. Dokładnie, rzecz ujmując... gdzie jest Derek?
- Nie mam pojęcia.
- Ellie dobrze ci radzę. Kiedy przyjdzie tu mój dziadek, żarty się skończą.
- Uwierz mi bądź też nie, ale byłam chyba jedyną osobą, która chciała wydać wam Dereka na meczu. Twój dziadek jest psychopatą!
- Oszczędź sobie te komentarze. Nie mogę cię zrozumieć. Nienawidzisz go, ale zarazem chcesz chronić. Jedynym psychopatą jest właśnie Hale! Od kiedy pojawił się w Beacon Hills, giną ludzie. Popatrz tylko na siebie. Zamienił twoje życie w piekło. Zresztą nie tylko twoje.
Postanowiłam milczeć.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy.
- W takim razie mnie wypuść.
- Nie mogę. Jesteś potrzebna mojemu dziadkowi.
- Więc po cholerę był wam Stiles?
- Mój dziadek wiedział, że tak łatwo cię nie pojmie. Wszystko było jego planem. Wiedział, że kiedy dowiesz się, że porwał Stilesa będziesz chciała go ochronić. Zawsze to robisz. Nie myślisz o sobie, tylko o innych. Zobacz, w jakim teraz jesteś położeniu.
Usłyszałam, jak za mną otwierają się drzwi. Allison zacisnęła pięści i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Poirytowana, próbowałam znowu się wyswobodzić.
- O nie mój mały wilczku. - Usłyszałam ten okropny głos, który był jeszcze gorszy niż brzęczenie zepsutej lampy.
Mężczyzna podszedł do jakiegoś dziwnego urządzenia, którego wcześniej nie zauważyłam. Morderczym wzrokiem obserwowałam, każdy jego ruch.
- Dziadku czy to jest konieczne? - Zapytała Allison.
- Owszem.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni telefon. Po chwili zauważyłam, że należy on do mnie. Allison szukała czegoś w komórce. Gerard w tym czasie podszedł do mnie i sprawdził, czy moje więzy się nie poluźniły. Jego uśmieszek sprawiał, że miałam ochotę wydrapać mu oczy. Allison najwidoczniej znalazła to, czego szukała. Wręczyła mężczyźnie mój telefon. Gerard pokazał mi, co widnieje na jego ekranie. Chciał zadzwonić do Dereka.
- Życzę Ci powodzenia. - Prychnęłam ironicznym śmiechem.
- Spokojnie kochanie na pewno odbierze.
Gerard ustawił telefon na głośnomówiący. Zakleił mi z powrotem usta. Po czterech sygnałach w końcu ktoś odebrał.
- Ellie! Nic Ci nie jest? - W głosie Dereka słychać było troskę.
- Przykro mi Hale, ale twój mały wilczek nie może teraz rozmawiać.
Przez chwilę Derek milczał.
- Jeżeli coś się jej stanie... - Jego ton głosu stał się agresywniejszy.
- To zależy wyłącznie od ciebie. Twoja beta poświęciła się dla swojego ukochanego. Czyż to nie jest wspaniałe? Tym samym umożliwiła mi łatwiejsze dojście do ciebie. Co miłość może zrobić z człowiekiem... zupełnie zaślepia. Sprawa wygląda następująco. Pojawisz się w umówionym miejscu, a wypuszczę ją.
- Nie ma mowy...
- Derek chyba nie pozwolisz by ta przeurocza osóbka... cierpiała?
Hale znów się nie odezwał. Gerard podszedł do dziwacznego urządzenia. Coś na nim ustawił. Zanim wcisnął guzik wydał Allison komendę, by ta odkleiła taśmę z moich ust. Kiedy tylko dziewczyna wykonała jego polecenie i odsunęła się ode mnie, Gerard włączył jakiś przycisk i po raz kolejny w tym dniu zostałam porażona prądem. Ból był nie do zniesienia. Zaczęłam głośno krzyczeć. Teraz już wiem, czym mam związane nadgarstki. Po chwili Gerard odciął dopływ prądu.
- Słyszałeś Hale? To dopiero przedsmak tego, co mogę jej zrobić.
- Cholera! Zabiję cię!
- Ustaw się w kolejce. - Westchnęłam osłabiona.
- Więc jak Derek? Umowa stoi, czy mam się jeszcze nad nią poznęcać?
- Zgoda!
- Nie! - Krzyknęłam resztkami sił.
- Przykro mi mały wilczku, ale zgodził się. Zaraz wyślę ci wiadomość, w której będzie zawarte miejsce naszego spotkania. Nie próbuj żadnych sztuczek. Zabiorę ze sobą twoją betę, byś nie wpadł na jakiś głupi pomysł.
Gerard rozłączył się z Derekiem. Następnie położył mój telefon na niewielkim, drewnianym stoliku stojącym pod ścianą i znów podszedł do mnie.
- To będzie długa noc kochanie!
Gerard zakleił z powrotem moje usta. Wpatrywałam się gniewnie w Allison. Jak mogła pozwolić się tak zmanipulować? Dziewczyna spuściła głowę i opuściła piwnicę. Po chwili do pomieszczenia wszedł jej ojciec. Gerard zmierzył go badawczo wzrokiem. Chris stwierdził, że zajmie się mną. Starzec poklepał go po ramieniu i z tryumfem wymalowanym na twarzy, poszedł w ślady Allison. Chris Argent podszedł do mnie. Kiedy drzwi za jego ojcem zamknęły się, odlepił mi taśmę z ust. Zaczyna mnie to już powoli denerwować.
- Tak mi przykro. - Westchnął mężczyzna.
- Daruj sobie.
- Masz to? - Argent spojrzał na mnie pytająco.
- W kieszeni.
Mężczyzna sięgnął do mojej kieszeni i wyciągnął z niej srebrne pudełeczko.
- Scott twierdzi, że wyglądają identycznie, jak lekarstwa tego dupka. - Odezwałam się.
- Ellie...
- Nazywam rzeczy po imieniu. Jakim cudem tak późno dostrzegłeś to, że jest on potworem?
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Zależy mi jedynie na ochronieniu córki, która się przez niego zatraca.
- Szkoda, bo wiesz... tak jakby nie mam teraz nic do roboty i posłuchałabym jakieś ckliwej historyjki.
- Tabletki są dobre. Idę je podrzucić ojcu. Musisz nastawić się na to, że Gerard wkrótce tu wróci, by potraktować cię dość sporą dawką prądu. Ma to na celu osłabienie twojego organizmu przed podróżą. Dodatkowo jeszcze wstrzyknie ci truciznę Jacksona, która cię sparaliżuje.
- Dlaczego nie wstrzyknie jej od razu?
- Chce się trochę nad tobą poznęcać. Ostrzegałem Scotta, że tak będzie.
- Znałam ryzyko...dam radę.
- Musisz.
- Co stało się ze Stilesem?
- Osobiście odwiozłem go do domu. Muszę przyznać, że nie było to łatwe. Scott powiedział, że wtajemniczy go w nasz plan.
Chris z powrotem zakleił mi usta, a następnie opuścił pomieszczenie. Znów zostałam sama, a w dodatku czekam teraz na najgorsze.



Kiedy Gerard po raz kolejny włączył tę przeklętą maszynę, która raziła moja ciało prądem, zaczęłam naprawdę zastanawiać się nad tym, co ja do cholery robię ze swoim życiem. Wszystko działo się tak, jak powiedział Chris. Kiedy łowcy upewnili się, że nie jestem w stanie się ruszyć, wyswobodzili mnie z więzów. Upadłam boleśnie na podłogę. Jakiś osiłek Gerarda podniósł mnie z powrotem do góry. Wtedy starzec wbił w moją szyję strzykawkę. Jęknęłam, kiedy jej zawartość znalazła się w moim organizmie. Czułam się jak roślina. Niby byłam świadoma co się wokół mnie dzieje, ale moje ciało całkowicie odmówiło posłuszeństwa. Gerard ponownie związał moje nadgarstki jakimś drutem. Tym samym podrażnił otarcia na moich rękach, które ze względu na osłabienie organizmu nie goiły się tak szybko. Następnie zostałam wyprowadzona z piwnicy. Kiedy znalazłam się na dworze, chłodne powietrze dało mi ukojenie. Niestety chwilowe, ponieważ zaraz potem zostałam wepchnięta do bagażnika. Nie mogąc się ruszyć, leżałam bezwładnie i nasłuchiwałam, co się dzieje. Znów ogarnęła mnie ciemność. Po chwili ktoś odpalił samochód. Poczułam wibracje. W myślach w kółko powtarzałam, że wszystko będzie dobrze. Mamy plan. Poświęciłam się dla niego. Znów wybrałam życie przyjaciół ponad swoje.
Po jakimś czasie, który mi się niemiłosiernie dłużył, samochód w końcu się zatrzymał. Spokojnie Ellie, wszystko będzie dobrze. Krzyczała moja podświadomość. Drzwi z bagażnika otworzyły się z hukiem. Ten sam mężczyzna, który wcześniej bił mnie elektryczną pałką, z grymasem na twarzy wytargał mnie z tego okropnie ciasnego miejsca. Szczęście w nieszczęściu. Miałam wielką ochotę zemścić się na nim. Oprócz Gerarda i tego wielkoluda, była jeszcze z nami Allison. Starzec wydał dziewczynie jakąś komendę i ta zniknęła gdzieś w mroku. Rozejrzałam się nerwowo dookoła. Znajdowaliśmy się w jakimś opuszczonym magazynie. No jakżeby inaczej... Gerard dał znać swojemu osiłkowi, że ma się za nim udać w miejsce spotkania z Derekiem. Po chwili weszliśmy do ogromnego, chłodnego i wilgotnego pomieszczenia. Przed nami stał Derek, Chris, Scott i Isaac. Pochylali się nad czymś, co wyglądało jak zwłoki... cholera to był Jackson. Zaraz... dlaczego oni nie są przygotowani do ataku? Nie taki był plan! Zabije ich... wszystkich. Mężczyźni dyskutowali o czymś zawzięcie. Gerard ukrył się ze mną i swoim pomocnikiem za jakąś drewnianą paletą.
- Gerard go teraz kontroluje! Zmienił Jacksona w swojego osobistego psa stróża. Zrobił wszystko, by dzieciak stał się potężniejszy. - Krzyknął Derek do Scotta.
- Nie. - Stwierdził Chris Argent.
- Nie zrobiłby tego. Jeśli Jackson byłby psem, chorym na wściekliznę... ojciec nie pozwoliłby żyć wściekłemu psu. - Kontynuował.
- Oczywiście, że nie!
Gerard wyłonił się zza palety. Po chwili również i ja stałam się widoczna dla przyjaciół. Wszyscy oprócz Chrisa warknęli głośno, gdy tylko dostrzegli, w jakim jestem stanie. Bezbronna, bezwładna... bezsilna. Osiłek przystawił do mojej głowy broń.
- Wszystko, co jest niebezpieczne i poza kontrolą... jest lepsze martwe. - Stwierdził Gerard.
Derek był wściekły. Wysunął swoje pazury i chciał wbić je w ciało Jacksona, ale ten był szybszy... zaraz, zaraz... czy on nie powinien być przypadkiem martwy? Jackson uniósł zaskoczonego Dereka i rzucił nim o ścianę. Kanima wyglądała teraz jeszcze straszniej niż wcześniej. Przełknęłam z trudem ślinę. Irytujący osiłek zaśmiał się z pogardą.
- Załatwmy sprawę szybko. - Odezwał się znów Gerard.
Nagle rozległ się charakterystyczny świst strzały. Scott w porę się uchylił, lecz przez to Isaac oberwał w brzuch. Loczek upadł na ziemię, a ja jęknęłam. W dalszym ciągu nie mogłam poruszać swoimi kończynami. Osiłek ścisnął mocniej drut na moich nadgarstkach i przycisnął lufę do mojej skroni. Byłam zabezpieczeniem dla Gerarda. Allison schowała się z powrotem do swojej kryjówki. Scott pomógł wstać rannemu Isaackowi i schował się z nim. Świetnie... tylko ja potrafiłam w pełni trzymać się planu. Te sieroty zniszczyły wszystko, a teraz przypłacę to życiem. Jedynie cieszę się z tego powodu, że nie ma tutaj Stilesa. Jackson rzucił się na Chrisa Argenta. Mężczyzna postrzelił go kilkakrotnie tym samym zmuszając potwora do ukrycia się. Po chwili jednak wrócił już w pełni przeobrażony. Swoim obrzydliwym, długim ogonem wytrącił broń z rąk Argenta. Na szczęście w porę wyskoczył naprzeciw kanimy Derek. Mój Alfa zawył głośno. Po moim ciele przeszły dreszcze. Miałam wrażenie, że odzyskałam władzę w rękach. Mężczyzna, który stał przy mnie, był bardzo zainteresowany walką. Tak bardzo, że odsunął nieco broń od mojej głowy. Musiałam jeszcze chwilkę poczekać... dasz radę Ellie. Podobno jesteś silna. Przy boku Dereka pojawił się Scott i Isaac. Również byli już w pełni przemienieni. Ścisnęłam mocno dłonie. Wzięłam głęboki wdech. Wyczekałam na odpowiedni moment, kiedy nieostrożny łowca odsunie broń bardziej od mojej głowy. Gdy ta chwila nadeszła, a między wilkołakami, a kanimą rozpoczęła się mordercza walka, zdecydowałam się na swój ruch. Uderzyłam głową dupka w nos. Następnie pchnęłam go tak, by wytrącić z jego ręki pistolet. W obecności Dereka i Isaaca czułam się silniejsza. Trucizna opuściła moje ciało. Ciekawe dlaczego, aż tak szybko? Udało mi się rozerwać drut, który krępował moje nadgarstki. Przemieniłam się. Podniosłam mężczyznę z ziemi i rzuciłam nim o ścianę, następnie skierowałam się w stronę Gerarda. Mężczyzna wpatrywał się we mnie, lecz z jego twarzy nie mogłam odczytać żadnych konkretnych emocji. Chciałam, żeby się bał tak samo, jak ja, kiedy zbliżył się do tej piekielnej maszyny, która raziła mnie prądem. Zrobiłam krok w jego stronę. Nagle zostałam postrzelona w plecy. Niech cię... Allison! Upadłam na ziemię. Gerard podszedł do mnie i kopnął mnie w brzuch. Warknęłam z bólu, usiłując się podnieść, ale kolejna strzała została wystrzelona w moją stronę. Tym razem z bliższej odległości. Dostałam w to samo miejsce, w które kopnął mnie Gerard. Moje jękniecie przypominało skowyt bezbronnego psa. Skarciłam się za to, ponieważ ten dźwięk sprawił, że Derek na chwilę oderwał wzrok od Jacksona, co kosztowało go utracenie przewagi. W jednej chwili zarówno Derek, Isaac, jak i Scott leżeli na ziemi. Pokonani. Wyciągnęłam z brzucha strzałę. Gerard pozbył się drugiej strzały, która dalej tkwiła w moich plecach. Złapał mnie za kark i podniósł do góry. Isaac resztkami sił chciał mi pomóc, lecz na jego drodze stanęła Allison. Atakując loczka dwoma sztyletami, posłała go z powrotem na ziemię. Dziewczyna chciała dokonać egzekucji na Dereku. Wyrwałam się z uścisku Gerarda i rzuciłam się w jej stronę. Niestety byłam zaślepiona przez złość, co dało przewagę dziewczynie. Kiedy ślepo wymierzałam w jej stronę ciosy, ona bez najmniejszego problemu je parowała. Następnie wbiła mi jeden ze sztyletów w klatkę piersiową. Osunęłam się na ziemię. Allison popatrzyła na mnie z pogardą. Zrobiła kilka kroków w stronę Dereka, który próbował się do mnie doczołgać.
- Allison nie! - Scott usiłował powstrzymać dziewczynę.
Przy jej boku zmaterializowała się kanima. Jackson złapał ją za szyję. Allison była wyraźnie zaskoczona tym, co się stało.
- Jeszcze nie, kochanie. - Krzyknął Gerard.
- Co ty wyprawiasz? - Zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Robi to, po co przyszedł. - Scott podniósł się z ziemi.
- Więc wiesz?
- Wszyscy wiemy. - warknęłam.
- O czym ona mówi? - Zapytała Allison.
Mimo okropnej sytuacji, w jakiej się znajdowałam, nie mogłam powstrzymać się od przewrócenia oczami.
- On umiera. - Krzyknął Isaac.
- Śmierdzi śmiercią na kilometr. - Parsknęłam.
- Tak. Umieram. - Potwierdził Gerard.
- Niestety nauka nie ma jeszcze lekarstwa na raka. Ale... supermocne tak.
Gerard spojrzał na swoją kanimę. Ta zacisnęła uścisk na szyi Allison.
- Ją też zabijesz? - Krzyknął Chris.
- Jeśli chodzi o przeżycie, zabiłbym własnego syna! - Odparł Gerard.
- Scott. - Starzec spojrzał na mojego przyjaciela.
Ten zacisnął pięści. Powolnym krokiem podszedł do Dereka.
- Scott przestań! - Usiłowałam podnieść się z ziemi, ale niestety byłam już za słaba.
McCall podniósł Dereka z ziemi.
- Przestań! Wiesz, że on zabije mnie zaraz po tym. Będzie Alfą! - Odezwał się Derek.
Był wyczerpany, tak samo, jak ja.
- To prawda, ale myślę, że on już to wie. Prawda Scott? - Gerard spojrzał na chłopaka.
- Wie, że ostateczną nagrodą jest Allison. - Kontynuował.
- Scott! Jesteś zdrajcą! - Krzyknęłam. Nie wiem, czy te słowa nie zabolały mnie bardziej niż chłopaka.
- Przykro mi!
Chłopak odchylił Derekowi głowę do tyłu, tak by jego usta były otwarte. Gerard podszedł do nich i podwinął rękaw swojej koszuli. Przyłożył rękę do ust Dereka. Ten zacisnął swoje zęby na ręce starca. Hale upadł na ziemię. Krzyk Argenta odbił się echem po cały magazynie. Gerard uniósł rękę do góry. Na jego twarzy malował się ogromny uśmiech. Chwilę potem z jego rany zaczęła sączyć się czarna wydzielina. Niczym smoła.
- Co? - Argent nie wierzył w to, co się dzieje.
- Co ty mi zrobiłeś?! - Krzyknął Gerard.
- Wszyscy mówili, że Gerard ma plan. Ja też go miałem. - Scott zwrócił się do wszystkich.
Starzec wyciągnął z kieszeni metalowe pudełeczko, w którym trzymał lekarstwa.
- Popiół jesiona górskiego!
- Wszystko było zaplanowane. Ellie świadomie oddała się w twoje ręce. Dostarczyła fałszywe lekarstwa Chrisowi, żeby ten mógł ci je podłożyć. Miała ona jeszcze za zadanie zwabić Dereka. Wiedziałem, że Hale nie nie pojawi się tu ze względu na Stilesa. Mieliśmy w magazynie zaatakować cię z ukrycia, ale plany pokrzyżował nam Jackson, który okazał się nie być do końca martwy. Jednak ty zrobiłeś dokładnie to, czego się spodziewałem. - Wytłumaczył Scott.
Z oczu i nozdrzy Gerarda wypłynęła znów czarna ciecz. Po chwili to samo wypłynęło z jego ust. Powstrzymałam w sobie odruch wymiotny. Po chwili starzec upadł na ziemię. Gerard Argent resztkami sił wydał Jacksonowi rozkaz.
- Zabij ich!
Jackson odrzucił Allison. Chciał podejść do mnie, ponieważ znajdowałam się najbliżej niego, lecz w tym samym czasie ktoś wjechał autem do magazynu. Uśmiechnęłam się, kiedy dostrzegłam niebieskiego jeepa. Samochód uderzył z impetem w kanimę. Zaraz potem Stiles wyskoczył z samochodu i rzucił się w moją stronę. Był wyraźnie zaskoczony tym, w jakim stanie się znajduję. Moje obrażenia bardzo wolno się goiły. Zaraz obok niego pojawiła się przy mnie Lydia. Dziewczyna była wręcz przerażona. W jej oczach pojawiły się łzy. Przytuliła się do mnie i zaczęła płakać w moje włosy. Kanima jednak nie dawała za wygraną. Zaszła Stilesa od tyłu. Chłopak krzyknął z przerażenia. Lydia odsunęła się ode mnie i zignorowała moje prośby o to by... uciekała. Stiles siłą odsunął mnie od Jacksona i Lydii. Szarpałam się z nim. Przecież on ją zabije! Muszę coś zrobić. Każdy ruch, który wykonałam, sprawiał mi okropny ból. Zaczęłam płakać. Lydia ostrożnie stanęła naprzeciwko Jacksona. Potwór uniósł swoje pazury w jej stronę. Rudowłosa podniosła malutki kluczyk do góry i pokazała go Jacksonowi. Ten wydawał się nim zahipnotyzowany. Po chwili Jackson wrócił do swojej ludzkiej postaci. Chłopak odsunął się od mojej siostry. Kamień spadł mi z serca. Niespodziewanie Derek rzucił się na Jacksona. Gdzieś z mroku wybiegł też ktoś inny. To był Peter... Wspólnie z Derekiem wbił pazury w brzuch Jacksona. Chłopak jękną i upadł na ziemię. Moja siostra głośno krzyknęła. W dalszym ciągu była w nim zakochana. Stiles mocniej przycisnął mnie do siebie. Lydia szlochała nad ciałem Jacksona. Chciałam ją przytulić, ale nie miałam siły się podnieść. Następnie Derek uklęknął przy mnie. Spojrzał na Stilesa tak jakby czekał na pozwolenie. Chłopak zignorował to, co Derek zrobił przed chwilą Jacksonowi.
- Zrób to. Zabierz jej ból! - Stiles był stanowczy.
Derek chwycił mnie za rękę. Na jego dłoni pojawiły się czarne żyły. Od razu poczułam ulgę. Westchnęłam i podziękowałam swojemu Alfie. Derek wpatrywał się w moje oczy. Wydawało mi się, że Hale czuje się winny...
- Tak mi przykro... to, co się spotkało...
- Nie mówmy teraz o tym. - Wyszeptałam.
Odwróciłam swoją głowę, by spojrzeć na martwe ciało Gerarda. Niestety nie było go w miejscu, w którym upadł.
- Gdzie on jest do cholery? - Warknęłam.
- Nie może być daleko.
Lydia wstała z podłogi. Spojrzała na mnie. Poczułam przykry ścisk w żołądku. Chwilę potem Scott dostrzegł, że Jackson się poruszył. Wszyscy byli tym zaskoczeni. Chłopak, którego kiedyś szczerze nienawidziłam, podniósł się z ziemi. Wyglądał teraz jak... wilkołak. Jego głośny ryk wypełnił cały magazyn. Lydia rzuciła się w objęcia zdezorientowane chłopaka. Stiles pomógł mi podnieść się z ziemi. Scott i Isaac podeszli do nas. Zarówno McCall, jak i Lahey, przytulili mnie mocno. Nie zważając na ból, odwzajemniłam grupowy uścisk. Kiedy chłopcy oderwali się ode mnie, dostrzegłam za nimi Allison. Dziewczyna chciała coś powiedzieć.
- Nie rób tego! Nawet nie waż się mnie przepraszać. - Krzyknęłam.
- Chciałam...
- Nie obchodzi mnie to! Nie wiem, czy jestem w stanie ci to wybaczyć. - Stwierdziłam ozięble.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdezorientowani. Miałam już dosyć. Jedyne, o czym marzyłam to znaleźć się w swoim pokoju, w swojej pidżamie i swoim łóżku. Poprosiłam Stilesa, żeby zabrał mnie do domu. Chłopak pokiwał głową i wziął mnie delikatnie na ręce. Następnie zaprowadził mnie do swojego jeepa. Usadowiłam się na tylnym siedzeniu. Kiedy Lydia nacieszyła się tym, że Jackson jednak żyje, postanowiła się do mnie przyłączyć. Zajęła miejsce obok mnie. Stilinski odpalił samochód. Pożegnaliśmy się z przyjaciółmi. Siostra wtuliła się we mnie, po jej policzkach dalej spływały łzy.
- Stiles ci o wszystkim powiedział? - Zapytałam ochrypłym głosem. Byłam wykończona.
- Tak w skrócie. - Odezwał się Stiles.
- Tak mi przykro. Gdybym wiedziała, przez co przechodzisz... - Odparła Lydia.
- Porozmawiamy o tym w domu. Jestem zmęczona.
Przytuliłam mocniej siostrę. Miałam już dość. Z trudem powstrzymywałam się od łez. Stiles dostrzegł to w przednim lusterku. Przełknęłam głośniej ślinę. Mam zamiar z tym skończyć. Dzisiejszy dzień... a w zasadzie ostatnie wydarzenia, zbyt wiele mnie kosztowały. Chcę z powrotem być zwykłą, nudną nastolatką.   

----------------------------------------------------------------------------

Co sądzicie o tym rozdziale? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro