Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czekałam jak zwykle w sobotę rano w salonie na brata. Czekały nas co tygodniowe zakupy. Oczywiście Barry zawsze się ociąga i tym uwielbia mnie wkurzać. Jest to jego co tygodniowa rozrywka, którą mu wybaczam ponieważ mam tylko jego i tatę. Domem zajmuję się głównie ja jeśli chodzi o pranie i gotowaniem tego typu rzeczy oraz doliczając opiekę nad małym stadem koni, którymi uwielbiam się zajmować. Są dla mnie taką odskocznią od problemów. Tata uwielbia grzebać przy maszynach oraz zajmować się resztą gospodarstwa. Gdy z Barrym zapakujemy się do auta, razem jedziemy na pobliski targ  gdzie znajdzie się wszystko najlepszej jakości i po niskiej cenie.
-Dobra braciszku, trzeba zrobić zakupy z tej listy, znasz zasady- uśmiechnęłam się do niego szczerze.
Pomagasz mi z tym, a później zawiozę Cię gdzie tylko chcesz- powiedziałam. Ten układ podobał się mi i Barremu.
Po jakimś czasie już prawie skończyliśmy robić zakupy. Dyskretnie wyciągnęłam lusterko udając iż poprawiam swój wygląd. Kątem oka zauważyłam 2 osoby, które cały czas za nami chodziły. Byli to dwaj mężczyźni. Obaj blondyni. Jeden wysoki, umięśniony, którego widzę nie pierwszy raz tutaj. Zawsze mnie, obserwuje, ale inaczej niż pozostali. W jego wzroku jest coś dziwnego. Drugim był niższy od niego niego również umięśniony blondyn. To nie  był pierwszy raz kiedy ich widzę. Zazwyczaj widuję też rudowłosą kobietę, której dziś nie było. Dalej obserwowałam ich lusterkiem. Wyższy z mężczyzn odwrócił wzrok i udał, że zamierza kupić owoce  co marnie mu wyszło. Zdecydowałam się schować lustereczko i miałam ich na oku tak by ta dwójka tego nie zauważyła jak i Barry. Nie chcę by mówił cokolwiek tacie. I tak stał się dużo bardziej opiekuńczy i wrażliwszy na punkcie naszej dwójki, a szczególnie moich mocy nad, która co raz częściej ćwiczę. Gdy zakupiliśmy wszystkie potrzebne rzeczy razem z bratem zanieśliśmy do auta. Z moich drobnych obserwacji wynikło, że ci ludzie już sobie poszli, ale zawsze lepiej mieć oczy szeroko otwarte.

-Nina ?- zapytał się mnie brat .

-Słucham Cię.

-Wszystko w porządku ? Wydajesz się być nie swoja.

-Zdaje Ci się -uśmiechnęłam się na koniec sztucznie.

Odwoziłam młodego do jego przyjaciela z zgodnie z umową. Gdy byliśmy na miejscu spytałam się :

-O której po ciebie przyjechać?

-O 20 będzie idealnie, ale wcześniej zadzwoń!

Cały czas myślałam o tych blondynach. Skądś ich znałam, szczególnie tego wyższego.

Gdy dojechałam do domu i rozpakowałam zakupy, zabrałam się za zagonienie koni z padoku by zrobić przy nich wszystko co należy. Karmiąc ostatniego karego ogiera Lokana przypomniałam sobie skąd ja znam tych ludzi. Byli to Agenci tajnej organizacji zwanej S.H.I.E.L.D. Tata kiedyś o nich wspominał. Ostrzegał mnie przed nimi, a ten wysoki blondyn, który dziwnie się mi zawsze przyglądał to nie kto inny jak Kapitan Ameryka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro