Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko Nat zorganizowała nam potrzebne rzeczy, by wtopić się w tłum ludzi od razu ruszyliśmy w kierunku galerii wyposażonej w sklep z elektroniką. Postanowiliśmy, choć w sumie bardziej ja postanowiłam, zbadać pendrive, którego Fury oddał Rogers'owi w ostatnich chwilach życia. W bluzie z kapturem, okularami "zerówkami" i czapką z daszkiem Steve wyglądał bardzo zwyczajnie. Z wielkiego Kapitana Ameryki w jednej chwili stał się zwykłym człowiekiem, oczywiście z wyglądu, bo dla mnie był zwykłym Steve'm Rogers'em z niezwykłymi umiejętnościami. Podczas gdy Tasha stała na straży nasza dwójka znalazła miejsce, gdzie można spokojnie podłączyć przenośną pamięć. Oczywiście wiedziałam o zabezpieczeniach na tym urządzeniu. Odwróciłam się do Kapitana i powiedziałam: 

-Niestety muszę cię ostrzec. Razem z Nat nałożyliśmy z rozkazu Nick'a zabezpieczanie poziomu 6. Co oznacza, że błyskawicznie nas namierzą. Mamy jakieś 9 minut od momentu podłączenia tego zacnego cacka. 

-Jeśli dzięki temu mamy się dowiedzieć, dlaczego chce nas zabić i uznał nas za przestępców największej rangi... to co mamy do stracenia? - odpowiedział z lekkim zapytaniem na końcu.

 W trakcie przeszukiwania pamięci urządzenia o wszystkim informowałam mężczyznę. Nie byłam w sprawach technologicznych tak rozwinięta jak Nat lub nawet Fitz, ale w miarę sobie radziłam. Gdy odnalazłam odpowiedni plik nadeszły lekkie komplikacje. Za cholerę nie mogłam go otworzyć. Wyrwały mi się drobne przekleństwa pod nosem.

 -Język. - upomniał mnie człowiek starej daty. 

-Ty myślisz, że to takie łatwe, ale program blokuje moje polecenia. Jedyne co muszę to lekko zhakować oprogramowanie wpisując własne kody, co trochę potrwa. Będziemy mieć maksymalnie 2 minuty w zapasie, by zgubić nasze ogony, które już nas pewnie zlokalizowały.

-Ha! Widzisz, jeszcze nie jestem najgorsza w te klocki! Mój genialny kod nie zhakował samego pliku, ale dane gdzie ten plik powstał tylko, gdzie on powstał? Widocznie ktoś bardzo chciał wszystko bardzo dobrze ukryć. 

-Przecież jest taki inteligentny, więc powinien wskazać to od razu. - odpowiedział Steve. 

-Wychodzi na to, że nie jest tak inteligentny jak zakładałam. Nasza wymiana zdań trwała by zapewne jeszcze moment, ale podeszła Natasza w tym samym momencie co doradca klienta. Już miałam tysiące czarnych scenariuszy, ale na szczęście był to fałszywy alarm, za to na nasze nieszczęście kończył nam się czas. 

- Chciałbym ci przypomnieć, że kończy się nam czas. Zostały nam 3 minuty. - pospieszał mnie cały czas Steve. 

-Jakbyś nie wiedział zdaje sobie z tego sprawę, ale gdybyś nie zauważył już prawie skończyłam. 11Na ekranie pojawiła się mapa wybrzeża i powoli wskazywała lokalizację. Została nam niecała minuta, by odział S.T.R.I.K.E. pojawił się w pobliżu.

 -Mam nadzieję, że dalej jesteś w formie, bo plan B musimy przekształcić w C.

 -Jest! Nina - 1, skomplikowane oprogramowanie stworzone przez największe umysły S.H.I.E.L.D- 0!

 -Teraz powiedz, kojarzysz to miejsce, bo ono mi zupełnie nic nie mówi? - spytałam Kapitana.

 -Z dawnych czasów, a teraz chodź. Nie mamy czasu.- stwierdził Steve.

 -A teraz mój drogi, mała zmyłka. Tasha wszystko ci wyjaśni. Spotykamy się na miejscu. Dałam sygnał Nat, a ta zamieniła się miejscami ze mną. Mój plan C polegał na zmyleniu wrogiej jednostki. Od razu ruszałam w innym kierunku. Znałam doskonale ustawienie szyku naszych specjalnym oddziałów, zdarzało się nam nie raz współpracować. Wykiwanie ich nie będzie proste, ale, odpowiednich warunkach, do wykonania. Ruszyłam bokiem dyskretnie rozglądając się w lusterku za naszym ogonem. Przypadkiem zobaczyłam coś, czego nigdy nie chciałam zobaczyć. Zobaczyłam mężczyznę, któremu oddałam serce, który całował Romanoff. Pomimo tego doskonale wiedziałam, że jest to zagranie by odgonić spojrzenia naszych przeciwników. Wszystko było by w porządku gdyby Rogers nie oddawałby pocałunku. W jednej chwili moje serce pękło na pół dlatego postanowiłam się ukryć i zadzwonić do ostatniej osoby, która nie zostawi mnie w takiej sytuacji.

 -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w urlopie, ale niestety jestem w sytuacji podbramkowej. Jesteś ostatnią osobą, która może mi pomóc w tej sytuacji. Wszystko się wali, razem z Kapitanem jesteśmy zbiegami uznanymi przez Pierca. Ahhh... dużo by opowiadać z mojej przecudownie okropnej przygody, Phil. -

-Z Tobą, Nina, nigdy nie mam urlopu. Podaj współrzędne, a ja kogoś po Ciebie wyślę i opowiesz mi o wszystkim.

 -Dziękuję. Wiedz, że to perfidny precedens i osoba odpowiedzialna zapłaci za to. -Wiem o tym bardzo dobrze, a teraz zrób jak mówiłem, a wsparcie zaraz do Ciebie dotrze. 

-Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. Gdy przyleciał transport bez wahania do niego weszłam. Nie patrząc na innych od razu ruszyłam do gabinetu Colsona. Gdy tylko go zobaczyłam od razu, go przytuliłam. W takich chwilach miałam gdzieś etykę wpajaną przez agencję.

 -Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo tego potrzebowałam. Wszystko się sypie, jestem zbiegiem, do tego tajne informacje Fury'ego, który nie żyje. Jeszcze ta sytuacja z Steve'em. Już sobie nie radzę. To za dużo dla mnie. 

-Nick nie żyje? 

-Niestety tak. Wszystko w agencji się ostatnio zmieniło... Wszyscy chodzili jak na szpilkach i byli podejrzliwi. Gdy pewnego razu, po treningu, wróciliśmy do mieszkania Kapitana po potrzebne akta, zastaliśmy poturbowanego Nicka, a także zamachowca i to nie byle jakiego, tylko Zimowego Żołnierza. Na pewno o nim słyszałeś. Mam piękną pamiątkę po spotkaniu z nim. Po tych wydarzeniach było gorzej. Rogers pojechał do Triskelionu, po treningu postanowiłam pojechać po niego. Zobaczyłam jak wyskakuje z jednej z wież. Uniknęliśmy pościgu, ale i tak zostaliśmy zbiegami i najbardziej poszukiwanymi agentami. 

-Więc ty i Kapitan... to już tak na poważnie? - spytał Colson. 

-No nie... z tego wszystkiego, Phil, zdołałeś zapamiętać tylko to, że spotykałam się z twoim największym idolem, żywą historią, Steve'm Rogers'em, zwanym potocznie Kapitanem Ameryką? - zapytałam z lekkim powątpiewaniem. 

-Cóż, jak mówiłaś, on jest i będzie moim największym idolem, a poza tym w dalszym ciągu nie podpisał moich kart kolekcjonerskich. - stwierdził Phil. 

-Z resztą... karty, kartami, ale pamiętaj, że po burzy zawsze wychodzi słońce. 

-Poważnie? Musiałeś rzucić taki tekst na sam koniec? To trochę oklepane, nawet jak na ciebie. Bez urazy, oczywiście. - szybko dodałam. 

-Dobra, dobra już znam twoje teksty. Chodź, bo wszyscy nie mogą się doczekać i chcą cię zobaczyć. Szczególnie Hunter.

 -Hunter? Tak mu się śpieszy, żeby utracić resztki honoru z powodu przegrania z kobietą na ringu? Jeśli tak, to chodźmy, akurat mam ochotę się wyżyć. Jeśli Lance się zgłasza to nie ma problemu.



Nawet nie wiecie jak po długiej przerwie pisze się rodziały. Brakuje już mi sił co do wszystkiego. Mam teraz problemy na głowie. Wena już bardzo dawno mnie opuściła i nie chce wracać. Nie jestem przekonana co do tego rozdziału, ale oceńcie sami.

Także porszę o komentarze <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro