один | Krasnaya Komnata

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

" if it was down to me to save your life"

- Okej, tylko dalej nie rozumiem. Czemu nie mogę jechać z wami?- spytała swojego ojca.

- солнце, dobrze wiesz dlaczego. To niebezpieczne, a ja nie chcę stracić cię po raz kolejny- odparł James.- Poza tym, ty też masz misję.

- Jaką?- zmarszczyła brwi.

- Dołączysz do Young Avengers- ogłosił Barnes, a ona spojrzała na niego jakby był niepoważny.

- Żartujesz?

- Jestem śmiertelnie poważny.

- Ale ty nigdy nie jesteś poważny.

Zmordował ją wzrokiem, a ona uśmiechnęła się słodko. 

- Nie mogę jechać na misję z Wandą?

- Ona jedzie ze Stevem- na te słowa powoli kiwnęła głową.

- Nie przyjmą mnie dobrze. Nie, po tym kim byłam i co robiłam- odparła, podchodząc do swojego ojca.

- Nikt nie przyjmuję nas dobrze od razu. Clint w razie czego będzie pod telefonem. Wrócę tak szybko, jak będę mógł- uściskał blondynkę.- Chodź do salonu.

Ruszyli razem korytarzem. Blondynka próbowała zrobić dobrą minę do złej gry, lecz przy ojcu nigdy za bardzo jej to nie wychodziło. James wiedział, że się niepokoi, ale czuł, że dla jego córki to będzie kolejny krok w kierunku lepszego życia.

Kiedy weszli do pomieszczenia, wszyscy radośnie ich przywitali.

- Gdzie Stark?- spytał Bucky.

- U młodych, powiedzieć o nowym członku teamu- odpowiedział Steve i mrugnął do młodej Rosjanki.

Odpowiedziała uśmiechem i usiadła obok Wandy oraz Natashy.

- Dasz sobie radę- powiedziała Maximoff.

- Miałaś nie czytać mi w myślach.

- Tym razem nie musiałam- objęła ją ramieniem.- Mam ten szósty zmysł.

Natasha spojrzała na nią uniesionymi brwiami.

- No, młoda!- Wilson chwycił za pilota.

- Czego, stary?

- Ej, to nie ja mam tu ponad sto lat!- wskazał na Barnesa i Rogersa.- Śliwkolub biję rekordy!

- Zamknij się ptaszku- warknął Zimowy Żołnierz.

- Zamknąć te cholerne gęby- odezwała się Nat.- Steve nawet się nie waż.

Wszyscy się roześmiali.

- Rób, co miałeś zrobić przyjacielu- zawołał Thor.

Jak zwykle za głośno.

- Chciałem ci trochę umilić poznawanie drużyny, więc mam tu ich akta.

Najpierw na ekranie pojawiła się ładna, czarnowłosa dziewczyna. Była ubrana w fioletowy strój, a Anastasia zwróciła uwagę na jeszcze jeden szczegół. Miała tatuaż w kształcie strzały na prawym obojczyku.

- Kate Bishop, pseudonim Hawkeye- zaczął.- Mieszka z Clintem, jest jego podopieczną.  Pochodzi z bogatej rodziny, bardzo dobrze przeszkolona w walce wręcz. Też dobrze strzela z łuku, może się dogadacie.

- Moja krew- zaśmiał się Clint, a reszta tylko pokręciła głowami.

- Dalej- zdjęcie ciemnoskórej dziewczyny, ubranej w bluzę z flagą Amerykańską.-  America Chavez, pseudonim Miss America. No, Steve ty też masz córkę?

Rogers rzucił w niego książką.

- Dobra, dobra... Jest z innej rzeczywistości, umie latać. Jest też supersilna i wytrzymała. Skacze między wymiarami. Dalej jest Wiccan, czyli Billy Kaplan. To co ja mam mówić, moce prawie jak Wanda. Thank u, next.  Hulkling, lata i jest zmiennokształtny. Jest synem Mar-Vella - wskazał na Carol.- Znasz gościa.

Przygryzła wargę i kiwnęła głową.

- Thomas Shepherd, Speedy. Jest super szybki, tak jak Pietro Maximoff. Może kiedyś go widziałaś, bo zdarza mu się trenować z moją kochaną Wandzią- Sam posłał je buziaka.

Ana spojrzała na niego jak na idiotę.

- Nie patrz tak na mnie, Anastasio. Teraz mój ulubieniec, Elijah Bradley. Pseudonim Patriot, taka mini kopia Rogersa. I na koniec, ten kogo wszyscy kochamy, czyli Loki!

Biała Wdowa opluła się wodą.

- Ana! Nie chcę znowu wycierać podłogi!- krzyknął Bruce.

- Pierdolisz Wilson- warknęła.

- Język!

- Angielski!

Romanoff spojrzała na nią z uznaniem.

- Nie, nie pierdolę Wdowo. 

- Będzie, kurwa, zajebiście- mruknęła po rosyjsku.

Nat, Wanda i Bucky prychnęli.

- Mam informację, która ci się spodoba- T'Challa wszedł do pomieszczenia.- Shuri też tam jest, jako pomoc.

Blondynka lekko się uśmiechnęła. Bardzo lubiła księżniczkę, tak samo jak jej starszego brata. 

- To zawsze jakieś pocieszenie T'Challa- posłałą mu miły uśmiech.

- I jest jeszcze Peter.

- A to średnio. Przecież go postrzeliłam- powiedziała.

- Już ci wybaczył- odezwał się Lang.

- No chyba nie...- mruknęły jednocześnie Carol i Ana.

- Czasami nie zbliża się do Any, nawet na długość trzech metrów- odparł Bucky.

- Wszystko?

Blondynka wstała i kiwnęła na T'Challę głową. Mężczyzna ruszył za nią.

- A wy gdzie?

- Obiecałam, że mu coś pokażę, kiedy będzie w Nowym Jorku- krzyknęła, kiedy winda się zamykała.

Chwile stali w ciszy, a potem się roześmiali.

- Widziałaś minę Białego Wilka, gdy wychodziliśmy?

- Oj tak- roześmiała się jeszcze głośniej.- Nigdy tego nie zapomnę.

- A jakie masz odczucia co do Young Avengers?- spytał, już poważny.

- Sama nie wiem. Chciałabym, żeby dobrze mnie przyjęli ale oboje wiemy, że to niemożliwe- oparła się o ścianę.

- Hej, z tego co słyszałem to Kate już dawno chciała cię poznać, bo Clint trochę o tobie opowiadał. Doszła do wniosku, że każdy kto strzela w łuku i nie ma w planach jej morderstwa to jej przyjaciel- mruknął, a blondynka lekko się roześmiała.

Drzwi się otworzyły.

Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Kto ostatni na Queens, ten sprząta po obiedzie, a gotuję Thor!- zawołał bohater i oboje wybiegli z budynku.

***

W salonie panowała cisza. Tony Stark właśnie przedstawił im biografię nowej członkini ich grupy. Nie byli zbyt dobrze nastawieni.

- Ja będę opierać się na opowiadaniach Clinta, a nie kartotekach, więc chętnie ją poznam. Słyszałam, że jest mega miła osobą- odezwała się Kate.

Eli spojrzał na nią, jak na wariatkę.

- To morderczyni.

- Była- wycedziła Hawkeye przez zęby.- Mamy w swoich szeregach Lokiego, a nikt nie jest gorszy niż on.

- Dzięki, Katie- mruknął bożek.

- Też nie miałem do niej zbyt dużej sympatii na początku, tak jak do jej ojca. Ale nie wybrała miejsca i środowiska, w którym się urodziła. Barnes wychowałby ją dobrze, gdyby nie był Zimowym Żołnierzem.

- Jest zimna i obojętna- powiedział Hulkling.

- Tak ją wychowano. Nas uczyli miłości i współczucia, a ją nienawiści i bezuczuciowości- America włączyła się do rozmowy, stając po stronie Bishop.

Nagle zadzwonił telefon Tony'ego. Mężczyzna odebrał i włączył głośno mówiący.

- Czego Maximoff?

- Ciebie też dobrze słyszeć Stark. Jesteś dalej w Queens?

- No tak, a co?

- Zgarnij Petera, T'Challe i Ane po drodze- powiedziała.

- Po jaką cholerę?- spytał, próbując ignorować zainteresowane spojrzenia młodych.

- Challa i Anastasia znów urządzili sobie wyścig do Queens, bo chciała mu coś pokazać. Peter się dołączył, ale nie wyrobił tempa i skręcił sobie kostkę.

- Matko, co za sierota...- wziął głęboki wdech.- Ana i T' Challa mieli już się  nie ścigać po ostatnim razie.

- Naprawdę, myślałeś, że cię posłuchają?- spytała i się rozłączyła.

- Może być z nią zabawnie- zakończył Speed.

- Oj, nie zanudzimy się, uwierz- do salonu weszła Shuri.- Znowu ściga się z moim bratem?

Stark tylko kiwnął głową i wyszedł.

- Znasz ją?- spytał Eli.

- To moja przyjaciółka. Spróbujcie ją męczyć pytaniami i głupimi tekstami, a w nocy wymienię wam oczy na metalowe kulki- zagroziła.

Billy i reszta unieśli ręce do góry.

Kate uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła po telefon.

- Jaką chcecie pizze? Shuri, jaką lubi Ana?

***

T'Challa otworzył dziewczynie drzwi, a ona wsiadła do środka.

Później wsiedli on i Peter.

- No i co zrobiłeś, młody?

- Dzień dobry, panie Stark. Przepraszam, nie wyrobiłem tempa. Ciocia Wanda do pana dzwoniła?

Tony zdziwił się, słysząc słowo "ciocia".

- Em...no tak- odparł.- Ciocia?

Spiderman wzruszył ramionami.

- Mieliście się już nie ścigać, Wasza Wysokość- mruknął Iron Man.

Czarna Pantera wywróciła oczami.

- Naprawdę myślałeś, że cię posłuchamy?- zagadnęła.

- Miałem taką nadzieję, ale chyba za dużo masz z ojca.

W samochodzie zapanowało milczenie. Tony zauważył, że Anastasia ewidentnie się zamyśliła.

Blondynka przypomniała sobie jedną rzecz. Kiedy Bucky przez długi czas nie masz czyszczonej pamięci. Pamiętał pewne rzeczy. Opowiadał o jej matce- Alinie, o Stevie, a nawet o Natashy. Siedzieli wtedy na huśtawkach w sali treningowej. Pozwolili sobie na chwilę beztroski. Powiedział-" Jesteś tak do niej podobna". Ale ściany mają uszy. Potem wyczyścili mu pamięć jak nigdy wcześniej,a ją poddali jeszcze mocniejszemu treningowi i podawali serum, które powoli wyżerało jej wspomnienia. Nie wiedziała co stało się naprawdę, a co było snem. Nie widziała ojca tyle czasu, że uznała go za sen.

Niepotrzebny sen.

W jej oczach zawitały łzy. Szybko mrugnęła, aby się ich pozbyć. Na to nie mogła sobie pozwolić, na łzy.

Wysiedli z samochodu i pomogli Peter'owi doczołgać się  do windy.

Kiedy dotarli na górę, przejął go Bruce.

- Co ja z tobą mam chłopaku...- mruknął pod nosem.

Ona i Król Wakandy przez chwilę stali w milczeniu.

- Muszę iść się spakować- powiedziała w końcu.

- Pomóc ci?

- Dzięki- uśmiechnęła się lekko.- Poczekasz na mnie w pokoju? Zajrzę jeszcze do ojca.

- Jasne- powiedział i odszedł.

Ruszyła w kierunku pokoju Zimowego Żołnierza. Zapukała i weszła do środka.

- Już się pakujesz?- spytał.

- Tak. Kiedy jedziecie z Nat na tą misję?

- Jutro o piątej nad ranem- odpowiedział.- Nie odsuwaj się od nich, proszę. Spróbuj z nimi porozmawiać, nie dystansuj się. Jesteś wspaniała, daj im to zobaczyć.

Wtuliła się w niego.

- Wróć żywy- szepnęła.- Proszę.

- Nie mam innych zamiarów- uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.- Leć się pakować, солнце.

Uśmiechnięta ruszyła do siebie, gdzie czekał T'Challa.

Spał na jej łóżku. Nie dowierzając, pokręciła głową. Weszła do łazienki, gdzie nalała wody do miski. Podeszła po cichu i wylała na niego wodę.

Poderwał się jak oparzony.

- Ana!- wrzasnął.- A wiesz, że koty nie lubią wody?

Pokręciła głową. Bohater wstał i ruszył w jej kierunku.

- Nie...

Zaczęła uciekać, ale nie miała gdzie. Przytulił ją, sprawiając, że ona też była cała mokra.

- Okropny jesteś- mruknęła.

- Sama zaczęłaś!- zawołał i zaczął się śmiać.- Dobra, gdzie masz walizkę.

- Na szafie.

Razem zaczęli pakować do niej ubrania oraz sprzęt.

Płyty, katany, strzały, książki....

- Co to? - spytał mężczyzna, wskazując na okładkę z rosyjskim tytułem.

- Anna Karenina- odpowiedziała, z lekkim uśmiechem. - Prezent od Wandy.

- Myślałem, że masz wstręt do Rosji.

- Pogodziłam się, że swoim pochodzeniem- oparła się o ścianę. - Rosja nie jest taka zła, jak myślałam. Wcześniej widziałam w Rosji tylko Red Room i Hydre. Nie chciałam zrozumieć, że ma też historię i kulturę.

- Piękna i mądra.

Rosjanka prychnęła i pokręciła głową.

- Oczy zgubiłeś? Gdzie ty piękno widzisz?

- Wszędzie, ale największe jest przede mną- przez jego słowa agentka nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Dobra, muszę się zbierać - sięgnęła po torbę z ubraniami.

- Zawioze cię- złapał walizkę. - Przy okazji pogadam z Shuri.

Wyszli z pomieszczenia i ruszyli na dół. Ana nie widziała sensu w żegnaniu się ze wszystkimi.

Nie lubiła tego. 

Pożegnanie z ojcem miało inny wymiar. Bała się, że już nie wróci. Z Nat żegnała się już wcześniej.

Wsiedli do samochodu Króla i ruszyli w kierunku siedziby Young Avengers. Mężczyzna włączył na radio na cały regulator, kiedy usłyszał pierwsze dźwięki "rozovoye vino". 

Blondynka uniosła brwi.

- No co? Fajne to- powiedział.- Śpiewaj, przecież umiesz.

- Powaliło cię- mruknęła i przewróciła oczami.

Ale zaczęła podśpiewywać po cichu.

Bohater uśmiechnął się pod nosem. Chciał ją rozweselić, bo wiedział, że nie jest raczej pozytywnie nastawiona do poznania nowej drużyny i tego, że jej najbliższe osoby wyjeżdżają na misję, z której mogą wrócić w trumnach, a nie na własnych nogach. Rozumiał też, że kiedy zyskała ojca nie miała zamiaru go tracić.

Po chwili, kiedy stanęli na światłach, a piosenka się skończyła, Ana znów się zamyśliła. T'Challa złapał jej dłoń i przysunął bliżej skrzyni biegów, aby mógł ją swobodnie trzymać. Spojrzała na niego lekko zaskoczona, ale się uśmiechnęła.

W ciszy dojechali na miejsce. Zanim weszli do środka, Rosjanka wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy.

"Nie mogę teraz stchórzyć"

Otworzyła drzwi i ledwo utrzymała się na nogach, bo ktoś na nią wskoczył.

- Shuri- zaśmiała się cicho.

- Ana! Tęskniłam za tobą strasznie. Chodź, wszyscy są w salonie.

- A ze mną się nie przywitasz?- w drzwiach stanął T'Challa.

- Bracie!- wołała nastolatka.

Anastasia poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Na końcu korytarza stał czarnoskóry chłopak. Wyglądał jakby nie wiedział czy powinien podejść. Blondynka spoważniała, a jej twarzy zniknęły jakiekolwiek emocję. Patrzyła na niego w milczeniu.

- Eli, idioto! Rusz się z przejścia!- czarnowłosa go popchnęła. Barnes rozpoznała w niej Kate Bishop. Łuczniczka ruszyła w jej stronę.

- Kate Bishop- wyciągnęła do niej rękę.

- Anastasia Barnes, ale mów mi Ana. Wiele o tobie słyszałam- potrząsnęła jej dłoń.

- Boję się co Clint ci opowiedział - zaśmiała się nerwowo.

- Głównie mówił o akcji z pizzą - Ana lekko się zaśmiała.

- Boże, jaki wstyd - schowała twarz w dłoniach, a Rosjanka głośno się zaśmiała. 

Podeszła do nich mulatka.

- Jestem America- uścisnęły sobie dłonie.- Widzę, że Kate już rozkręca towarzystwo.

- Cóż, chyba na to wygląda.

Uśmiechnęły się do siebie, a Bishop uderzyła mulatkę łokciem.

- Znów się widzimy Barnes- usłyszała znajomy głos.

- Jakoś nie potrafię cieszyć się z tego powodu, Loki- odwarknęła. 

Naprawdę próbowała zapałać do boga sympatią, szczególnie ze względu na Wandę, ale niezbyt jej to wychodziło.

- Chłopaki! Chodźcie tu, no!- krzyknęła Shuri.

Ana szybko podeszła do T'Challi.

- Jedziesz już?

- Tak- odpowiedział, a dziewczyna go przytuliła.- Do zobaczenia.

- Pa- pocałowała go w policzek i wróciła do dziewczyn, w których boku stało czterech chłopaków.

Jeden niespodziewanie znalazł się obok niej.

- Jestem Tommy, inaczej Speed- zawołał.- Teraz przepraszam, ale Kate znowu zapomniała kupić soku, więc do później.

Wybiegł z prędkością światła. Anastasia jeszcze chwilę patrzyła w tamtym kierunku.

- Billy Caplan, Wiccan.

- Miło cię poznać. A wy to pewnie Elijah i Theo?- spytała, pomimo tego, że wiedziała już wszystko. Nie chciała od razu pokazać, że wie o nich prawie wszystko.

- Dokładnie- Hulkling ucisnął z nią dłoń, ale Bradley nawet się nie zbliżył.

Raczej się tym nie przejęła, bo doskonale znała takie reakcje i spojrzenia.

Ludzie myśleli, że jeśli zrobią krzywy krok, to ona i jej ojciec wyciągną sztylety z butów i poderżną im gardła.

To się nazywa zaufanie społeczne, czyż nie?

Kiedy szli do salonu, blondynka kątem oka zauważyła jak wściekła Kate kopie Patriota w tył kolana tak mocno, że ten ledwo ustaje na nogach.

Rosjanka zignorowała to. Przez chwilę chciała powiedzieć, że jego reakcja jest odpowiednia. 

Ale ugryzła się w język.

Nie chciała, żeby ktoś zaczął ją pocieszać i się nad nią użalać.

Chciała być tylko szczęśliwa i cieszyć się małymi rzeczami.

Takimi jak jej ulubiona pizza, która czekała w salonie.

Otworzyła usta ze zdziwienia.

- Chcieliśmy cię jakoś przywitać- Shuri oparła się o kobietę.

Wdowa cicho podziękowała.

Usiedli wszyscy razem, a Ana od razu zaczęła jeść.

- Matko, jak ja kocham pizze- zamruczała, a inny się roześmiali.

- Ana, jak tam z moim bratem?- spytała księżniczka z niepokojącym uśmiechem.

- A co ma być?- blondynka zmarszczyła brwi.

- Matko, jacy wy ślepi jesteście....- mruknęła i machnęła ręką, w geście poddania.

Zdezorientowana Rosjanka rozejrzała się po twarzach towarzyszy.

America i Hawkeye wzruszyły ramionami.

Resztę posiłku spędzili w ciszy, a po nim rozeszli do siebie. Ana ruszyła do sali treningowej, po tym jak Shuri powiedziała jej gdzie jest.

Zrobiła krótką rozgrzewkę i przeszła do treningu interaktywnego. Szybko przeczytała w co w tym chodzi.

Pojawiali się tam przeciwnicy stworzeni z różnych materiałów, których miała pokonać.

Nie pewnie włączyła program i sięgnęła po broń.

Usłyszała za sobą szelest, więc obróciła się, tnąc kataną.
Jeden z głowy.

Rzucił się na nią wysoki robot. Zablokowała go bronią, kopnęła w kolano oraz klejnoty i powaliła na ziemię, podżynając gardło.

Kolejnego udusiła udami- ulubiony ruch agentek Red Room.

Z każdym nie miała większych problemów. Była świetnie wyszkolona.

Usłyszała za sobą brawa, więc odwróciła się z wahaniem.

W drzwiach stali Tommy, Kate i America.

- Jesteś świetna. Musisz nauczyć mnie tego ruchu z udami- powiedziała Bishop.

Ana lekko się uśmiechnęła i kiwnęła głową. 

- Gdzie się tego nauczyłaś?- spytał Speed, a blondynka zesztywniała.- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz!

- Red Room- odpowiedziała po chwili.- W Stalingradzie, w Rosji. W tym samym miejscu co Czarna Wdowa. Później z ojcem wróciłam do głównej bazy Hydry.

- Natasha mówiła mi kiedyś...- szepnęła Kate.- Że to miejsce jest piekłem na ziemi i wolałaby zginąć w tamtym pożarze niż trafić do tej akademii.

- Faktycznie, chyba lepsza byłaby śmierć. Ale gdybym ja i Nat tam nie trafiły...Nie byłoby nas tutaj. Teraz przepraszam, ale chciałabym się przebrać- kiwnęła im głową i wyszła.

Trójka bohaterów jeszcze przez chwilę stała w milczeniu. 

- Nie cierpię, kiedy ludzie cierpią. Chciałbym jej pomóc- mruknął Tommy.

- My już nie możemy nic zrobić. To nigdy z niej nie zniknie. Możemy tylko sprawiać, by o tym nie myślała...

***

Przebrana ułożyła się na swoim łóżku i odpaliła laptopa.

Miała jedną wiadomość w komunikatorze Avengers.

Od Wandy.

" Dzwoń, cokolwiek by się działo. O każdej porze dnia i nocy. Ja i Steve wracamy za dwa dni. Od razu do ciebie wpadniemy. Bucky zanim wyleciał, jeszcze raz kazał ci przekazać, że cię kocha. Najmocniej na świecie. Uważaj na siebie, Wanda."

Uśmiechnęła się lekko. Kiedy przebywała w Sokovii, po ucieczce ojca z Hydry, Wanda była jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać. Może nie mogła nazwać jej wtedy przyjaciółką, bo nawet nie wiedziała na czym ona polega. Znała tylko słowo i znaczenie wpojone przez Rosję.

Przyjaźń równa się słabości.

Miłość to słabość.

Słabość to śmierć.

To przez wiele lat było mantrą, którą powtarzała sobie codziennie.

Teraz starała się o niej zapomnieć i wyrzucić z pamięci, choć nie było to łatwe. Próbowała nie odrzucać ludzi, którzy starali się do niej zbliżyć i jej pomóc. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Sama już nie wiedziała dlaczego.  Ułożyła się pod kołdrą i próbowała zasnąć. Wyjątkowo nie zajęło jej to zbyt długo. Już po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza...

Gwałtownie usiadła na łóżku.

Koszmar, jeden z wielu takich samych. Tym razem Red Room i szkolenie. Zabicie pierwszego człowieka. Były dworzanin Mikołaja II Romanowa. Miał rodzinę, dzieci- nie chciała, bała się do niego strzelić. Usłyszała głos instruktorki.

"Nie chcesz, żeby ojciec był z ciebie dumny? Zawiedziesz go, jeśli nie strzelisz. Twój ojciec kocha Rosję, a to jest jej wróg. Dalej."

Pociągnęła za spust.

Powoli uspokoiła oddech. To było jedno z najgorszych jej wspomnień. Jak mogła jej uwierzyć? Że jej ojciec będzie dumny, gdy zabiję tego człowieka. Że przyniesie mu chlubę?

Spojrzała na zegarek. Była wpół do piątej. Pomyślała nad zadzwonieniem do Wandy, ale w sumie nie wiedziała jaka jest teraz godzina w Polsce. Naprawdę nie chciała jej budzić, albo przeszkadzać ale potrzebowała rozmowy z nią.

Wybrała numer.

Po trzech sygnałach odebrał Steve.

- Ana? Co się dzieję? Czy u was nie ma teraz czwartej rano?

- Tak, jest. Po prostu potrzebuję rozmowy, ale jak wnioskuję Wanda śpi.

- Tak, była zmęczona ale...

- Nie, nie budź jej. Daj jej spać.

- Koszmary?- spytał, a ona westchnęła. Było to równoznaczne z odpowiedzią.- Co tym razem?

- Pierwszy- przełknęła ślinę.- Pierwszy, którego zabiłam. Byłam głupia i uwierzyłam tym ludziom, że jeśli zabiję wroga ZSRR to Bucky będzie ze mnie dumny. Byłam tak bardzo głupia, wtedy i później...

- Nigdy nie byłaś głupia. Każdy z nas robił rzeczy, których teraz żałuję. Zmusili cię, gdybyś tego nie zrobiła zabiliby cię, lub zrobili to co James'owi jeszcze wcześniej. Zagrali ci na psychice, wiedzieli, że ojciec to słaby punk. Wykorzystali to. Nie możesz się winić. Proszę cię, nie obwiniaj się.

- Dziękuję Steve- szepnęła.- Dziękuję.

- Steve, z kim rozmawiasz przez mój telefon?- usłyszeli głos Wandy.- Czy to Ana?

- Tak- odpowiedział Rogers.- Dać ci ją?

- Poproszę. An? Co się stało?- spytała zmartwiona.

- Chciałam z tobą porozmawiać, ale Steve już trochę mi pomógł- odparła, wstając z łóżka.

- Koszmary? Znowu pierwszy?

- Tak. On pojawia się najczęściej.

- Musisz pamiętać, że to nie twoja wina- Ana usłyszała jak coś skrzypi.- Mam cię na głośno mówiącym.

- Okej. Dobra, przepraszam, że cię obudziłam.

- Nic się nie stało- szatynka się roześmiała.- I tak powinna byłam już wstawać. Trzeba dokończyć misję. Ty się jeszcze prześpij. U was jest środek nocy.

- Pa.

Blondynka nie posłuchała przyjaciółki i wyszła z pokoju. Powoli ruszyła do kuchni, gdzie miała zamiar wypić kawę, a następnie pójść na salę treningową.

Nie spodziewała się, że nie będzie w kuchni sama.

- Witaj- Loki posłał jej swój firmowy uśmieszek.

- Hej- postanowiła, że nie będzie się jakoś odgryzać albo wywracać oczami.

Nie miała na to siły.

- Wow, żadnej pyskatej odzywki? Nowość- zaśmiał się cicho, ale po chwili spojrzał na nią uważnie.- Co jest? Czemu nie śpisz?

- Mogłabym spytać cię o to samo.

- Jestem bogiem- posłał jej oczko.- Nie muszę spać. A ciebie ewidentnie męczą koszmary.

- Wow, wróżbita Maciej.

- Wraca ci humor, to dobrze- wyczarował jej kubek kawy. Spojrzała na niego czujnie.- Możesz powąchać. Nie ma cyjanku.

Wypiła łyk.

- Jest pyszna. Gdzie jest nauczyłeś?- spytała.

- Nie nauczyłem. Zabrałem ze stolika we Włoszech.

Anastasia się zaśmiała.

- Nie wiem czy mi odpowiesz, ale wiesz co u Wandy?- spytał z nadzieją.

- Rozmawiałam z nią przed chwilą. Jest z Rogersem na misji. A czemu sam nie spytasz?

- Mam areszt. Na kontakt z innymi ludźmi, prócz tych, którzy tu przychodzą- zrobił minę zbitego psa.

- A to dupa- powiedziała, kładąc nogi na stole.

- No faktycznie, dupa- mruknął sarkastycznie.

Przez chwilę milczeli. Żadne z nich nie miało ochoty się rozgadywać.

Czasem po prostu posiedzenie w ciszy wraz z drugim człowiekiem potrafiło pomóc.

- No jelonku- Loki przymknął oczy zirytowany, gdy usłyszał to przezwisko.- To pytanie prześladuję mnie od dawna. Co ty właściwie czujesz do Wandy?

Czarnowłosy osłupiał i z szokiem spojrzał w czujne oczy zabójczyni.

Były skupione, zimne i ewidentnie oczekujące odpowiedzi.

- Nie wiem- zaczął mówić, lecz się zreflektował.- Czemu miałbym ci to powiedzieć?

- Nie wiem- szepnęła.- Ale zacząłeś mówić. Może jednak masz potrzebę wygadania się komuś, Laufeyson? W końcu też trochę wycierpiałeś. 

Wstała od stołu i skierowała się do wyjścia.

Przystanęła w progu.

- Loki- obróciła się w jego kierunku z miłym uśmiechem.- Koszmary to najgorsze gówno, znamy je oboje. Jesteś bogiem kłamstw, który nie kłamię zbyt dobrze jeśli chodzi o jego problemy. Thor opowiadał jak uwielbiasz spać. 

Wyszła, a on ciężko westchnął.

Jak to możliwe, że rozgryzła go śmiertelna, rosyjska kobieta?

***

Rano, kiedy Peter Parker wszedł do sali treningowej zastał tam Anę, która z wielką siłą uderzała w worek treningowy.

- Cześć, An- zawołał, a ona zdezorientowana spojrzała w jego stronę.

Uśmiechnęła się lekko.

- Cześć Parker. Ty nie w szkole?- spytała.

- Nie, mamy dziś wolne. Jest jakaś olimpiada- powiedział i machnął ręką.

- I ty nie bierzesz udziału?

- Sportowa.

- O, to wszystko jasne- zaśmiała się cicho.- Idziesz ze mną na śniadanie czy już jadłeś?

- Jadłem, ale chętnie się czegoś napiję.

Ruszyli razem korytarzem.

- Tak w ogóle, sorry za ten postrzał.

- Luz, już dawno wybaczone.

Kiedy weszli do kuchni, cała drużyna siedziała już przy stole. Loki puścił do blondynki oko, a ona przewróciła oczami.

- Dzień dobry- mruknęła Kate znad kubka kawy.- W lodówce jest sałatka.

- Okej, dzięki- Ana wyciągnęła miskę i zabrała z szafki widelec.

- Peter, nic nie chcesz?- spytała America.

- Już jadłem, tylko może napiję się jakiegoś soku.

- Dobrze trafiłeś, bo wczoraj kupiłem- powiedział Tommy, wciągając wielką ilość makaronu do ust.

- Kate znowu nie kupiła?

- Dokładnie- powiedział Teddy.

- Zawsze będziecie mi to wypominać?- spytała brunetka.

- Tak- zawołali wszyscy równocześnie.

Ana i Peter się roześmiali.

- Ogólnie gdzie jest Shuri?- spytała Rosjanka.

- Od rana siedzi w pracowni i nad czymś pracuję. Nie oderwiesz jej- powiedział Billy.

Uśmiechnęła się sprytnie.

- Jeszcze się zdziwisz- mrugnęła do niego.- SHURI!!! PETER PRZYNIÓSŁ LODY!

- IDĘ!

Wszyscy popatrzyli na nią z szokiem, a ona ukłoniła się prześmiewczo.

- Gdzie są lody?- Shuri wbiegła do kuchni.

- Peter wszystkie wpieprzył- skłamali gładko Loki i Ana.

Peter załamany opuścił ręce.

- Nie było lodów, prawda?

- Nie, ale jest śniadanie- odparła Kate.- Siadaj i gadaj nad czym pracujesz.

- To niespodzianka dla pewnej wkurwiającej blondynki...

Zaskoczona Anastasia wskazała na siebie palcem, a Shuri przewróciła oczami.

- Tak, o ciebie chodzi debilko.

An ją przytuliła i mruknęła :
- Też cię kocham małpo.

- Cóż za niesamowita, siostrzana miłość- mruknął bóg kłamstw, bawiący się kostką rubika.

- Ty się Thorem zajmij - powiedziała Kate, sięgając po telefon.

Nagle nad jej głową znalazła się miska, z której wypłynęła woda.

Prosto na jej włosy.

- Zajebie cię Laufeyson! Powyrywam włosy z głowy! - wrzasnęła i wybiegła za Lokim.

- Tak, tak jest codziennie - mruknęła Chavez, widząc spojrzenie Barnes.

Nagle do salonu wbiegł Clint.

Wszyscy poderwali się z miejsc.

- Anastasia, Kate, America i Tommy idą ze mną - widząc spojrzenie Rosjanki dodał. - Красная комната.

Jak opatrzona ruszyła po swoją broń i wręcz w kilka sekund ubrała kombinezon. Zbiegła z resztą do garażu i wskoczyła na motor.

Razem ruszyli do siedziby Avengers.

***
Weszli do budynku, gdzie Tony i pozostali Avengers próbowali poradzić sobie z agentami.

Anastasia świetnie znała ich sposób walki.

A zawsze była od nich lepsza. Nie była szarym agencikiem

Była cholerną Białą Wdową.

Strzelała bez mrugnięcia okiem. Dusiła, cięła. Starała się nie zabijać.

Próbowała walczyć z chęcią zemsty, nie chciała żeby gniew przejął nad nią kontrolę.

Zerwała jednemu z agentów maskę. Znajoma twarz.

- Sergiej- warknęła. - Masz chłopie pecha, że na mnie trafiłeś.

Pociągnęła go do salonu gdzie była reszta Avengers i rzuciła nim o podłogę.

- Почему ты здесь? (Czemu tu jesteś?) - warknęła.- Почему?

- Ты убьешь меня, если я не отвечу?( Zabijesz mnie, jeśli nie odpowiem?) - zaśmiał się. - Видимо, ты больше не работаешь так. (Najwyraźniej już tak nie pracujesz.)

Złapała go za szyję i uniosła nad ziemię.

Uśmiechnęła się.

- Я сделаю исключение для вас (zrobię dla ciebie wyjątek) - wyciągnęła szlylet z buta i rozcięła mu oba policzki i pierś. Zobaczyła mękę na jego twarzy, gdy wbiła mu nóż w udo i przekręciła w lewo.

- Они хотят тебя и Черную Вдову(Chcą ciebie i Czarnej Wdowy) - wychrapał. - Они, вероятно, уже нашли Зимнего солдата(Prawdopodobnie znaleźli już Zimowego Żołnierza).

Krew odpłynęła jej z twarzy. Uderzyła pięścią w potylice mężczyzny. Zemdlał.

Sama drużyna patrzyła na nią w szoku.

- Samolot, natychmiast. Lecimy po Nat i mojego ojca- powiedziała. - Dzwoń do Steva, niech załatwi wam wizy do Rosji. Trzeba ich znaleźć za nim będzie za późno.

- Co się dzieję?!

- Chcą nas z powrotem. Swoich najlepszych żołnierzy.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro