Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Derek

Siedzieliśmy w ogrodzie. Thrud żywo o czymś dyskutowała ze swoim kuzynem a ja zastanawiałem się co robi Astrid. Stiles chciał o czymś z nią rozmawiać, ale wrócił z przerażeniem wypisanym na twarzy. Nie chciało mi się dłużej siedzieć z nimi, więc wymknąłem się z ogrodu i poszedłem poszukać Astrid. Może rozmowy z nią będą ciekawsze a może wie, jak odkręcić moją sytuację. Zdążyłem już sobie przypomnieć trochę to miejsce, więc może uda mi się ja znaleźć nie gubiąc się tu. Zajrzałem do biblioteki, ale nikogo tam nie zastałem. No to, gdzie jeszcze może być? W pokoju? Nie bo co by tam miała robić? Ona chyba pracuje w domu, wiec gabinet też musi mieć. Pytanie, gdzie on jest? Nie zapytam Solveig, bo gdzieś znikła, więc może ten Bart wie? Akurat dostrzegłem go stojącego przed jakimiś drzwiami.

- Nie powinno cię tu być-

- A jednak jestem. Widziałeś...-

Nie dokończyłem zdania, bo otworzyły się drzwi i ukazała się w nich Astrid.

- Bart, zajmij się...-

- Szefie-

Zwrócił jej uwagę na moją osobę, ale chyba było za późno. Astrid stała w drzwiach zaskoczona moim widokiem zaś mnie zaskakiwało, że jej ubrania jak i jej dłonie były we krwi.

- Zajmij się tym-

Odezwała się w końcu i wyminęłam mnie wychodząc. Czym ona się zajmuje? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Chociaż... Może Thrud wie? Tak, to jej ciocia i wie o niej chyba wszystko. Mam nadzieję, że trenuje z manekinami. Udałem się na ostatnie piętro, gdzie znajdowała się wielka sala do treningów i na moje szczęcie była tam. Otworzyłem drzwi, ale nie zastałem tam Thrud a jej ciocię. Coś chyba trenuje. Jej długie włosy, które przeważnie miała rozpuszczone upięła w kucyk z warkoczem. Miała czarne spodnie i jakiś czarny top i w tym samym kolorze buty sportowe. Sądziłem, że nie posiada w szafie tego typu obuwia.

- I co, będziesz tak stał i mi się przyglądał Hale czy może tu wejdziesz?-

Odezwała się nagle. No to na tym skończyło się moje podziwianie jej.

- Mogę cię o coś zapytać?-

- Masz tylko jedno pytanie, więc dobrze je wykorzystaj-

Odpowiedziała mi wskazując na mnie swoim mieczem. Jedno pytanie? Jak ja ich mam chyba milion. Chciałbym zapytać o tak wiele, ale nic nie wydaje się właściwe.

- Trenowałem kiedykolwiek z tobą?-

Wypaliłem bez większego namysłu nad pytaniem. Brawo, zmarnowałem swoją szanse na dowiedzenie się czegoś o niej.

- Tak-

Uśmiechnęła się, ale to nie był zwyczajny uśmiech. Mam wrażenie, że te treningi nie były takie zwyczajne jakbym mógł zakładać.

- Stań tutaj i nawet nie drgnij ze swojego miejsca-

Wskazała mieczem miejsce przed sobą.

- Po co?-

Zapytałem unosząc brew.

- To już jest drugie pytanie. Trzymaj, sprawdzimy twój refleks-

Podała mi jeden ze swoich mieczy i oddaliła się ode mnie. Gdy uznała, że jest wystarczająco daleko zatrzymała się i stanęła twarzą do mnie. Zamknęła oczy i spokojnie oddychała. I co, będziemy tak stać? Mnie to nie przeszkadza, mogę na nią popatrzeć przynajmniej. Oparłem się o rękojeść miecza i się jej przyglądałem. Nagle ruszyła się i zaczęła biec w moją stronę. Instynktownie chciało by się ruszyć, ale mam stać w miejscu. Czekałem aż coś się zdarzy. Wybiła się do skoku, uniosła miecz nad głowę i wymierzyła cios. Zareagowałem i usłyszałem dźwięk charakterystyczny dla krzyżujących się mieczy.

- Dobrze Hale, ale ruszyłeś się z miejsca-

Co?

- Zazwyczaj ciężko było cię ruszyć z miejsca, więc albo moja siła wzrosła albo twoja zmalała-

- Jeszcze raz-

Wróciłem na miejsce i dałem jej znać, że może zaczynać.

Astrid

Zobaczymy, czy coś potrafi. Zaatakowałam go, ale sparował. Dobrze. No to teraz trudniej. Zaatakowałam go i w momencie, gdy bronił się ja kopnęłam go w brzuch.

- Nie jesteś skupiony. Przeciwnik nigdy nie będzie grał czysto i wykorzysta każdą twoją słabość i każdą możliwość ataku-

- W takim razie naucz mnie jak mam się bronić-

- Innym razem-

- Zmęczona?-

- W przeciwieństwie do ciebie mam inne obowiązki-

Drzwi na salę się otworzyły i weszła moja bratanica.

- Przeszkodziłam?-

- Nie, właśnie skończyliśmy-

Zabrałam nastolatkowi miecz i rzuciłam go Thrud.

- No to pokaż mi czego cię nauczyłam-

Thrud marzy o byciu Walkirią i chce wszystkim udowodnić, że się nadaje do tej roli, więc ją trenuję. Idzie jej całkiem dobrze, ale daleka przed nią droga.

- Dobrze, stajesz się coraz lepsza-

- To twoja za sługa ciociu-

- Nie słonko, to zasługa tyko i wyłącznie twoja. Ja tylko trochę ci pomagam-

- A co z Derekiem?-

- A co z nim nie tak?-

- Pomożesz mu?-

- Nie będziemy o tym dyskutować teraz-

- Ale ciociu, przecież...-

- Dosyć tego moja panno. Pozwalam ci na wiele, ale jeśli mówię, że o czymś nie rozmawiamy to życzę sobie byś to uszanowała-

- Przepraszam-

Spojrzała na mnie smutno a ja tylko powiedziałam jej by trenowała dalej z manekinami i wyszłam z sali treningowej. Wróciłam do siebie i wskoczyłam pod prysznic by zmyć z siebie wszystko i dać ukojenie mięśniom. Po prysznicu użyłam swojego olejku i narzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam do pokoju, żeby wybrać sobie jakiś wygodniejszy strój. Gdy przeglądałam szafę rozległo się pukanie do drzwi. Poprawiłam szlafrok i poszłam sprawdzić kogo do mnie niesie. Otworzyłam drzwi i zmarszczyłam brwi.

- O co chodzi?-

- Naprawdę nie wiesz, jak mi pomóc?-

- Nawet jeśli wiem to nie mam takiego zamiaru-

- Dlaczego?-

- Może jeszcze masz szanse pożyć a teraz wybacz, ale mam swoje sprawy-

Nim się odezwał zamknęłam mu drzwi przed nosem i wróciłam przed szafę. W końcu wyciągnęłam bordowy sweterek, czarne spodnie i długie kozaki na szpilkach.

Przebrałam się, związałam włosy w kucyk, wyszłam z pokoju i udałam się do salonu. Włączyłam muzykę by cichutko sobie grała, zabrałam książkę i usadowiłam się wygodnie na sofie.

- Witaj moja córko-

Odezwał się mój ojciec zjawiając się w swej łaskawości.

- Jestem zajęta. Wróć jutro-

Odpowiedziała mu nie zaszczycając go spojrzeniem wciąż czytając.

- Nie porozmawiasz nawet z własnym ojcem?-

- Ja nie mam ojca-

- Nonsens moje dziecko-

Do salonu weszła służka, która przyniosła mi popołudniową kawę.

- Co to jest moje dziecko?-

- To się nazywa kawa-

- Wygląda paskudnie i nie zgadzam się by mój czempion pijał takie coś. Zabierz to z powrotem-

Służąca jedynie podeszła do stolika kawowego.

- Kazałem to zabrać-

Zamknęłam książkę i spojrzałam na ojca.

- Co to za uparta kobieta? Siłą do niej mam przemówić?-

- Nie masz władzy-

- Oczywiście, że mam-

- Nie w tym domu. Tu nikt cię nie słucha, jesteś tutaj nikim-

- Jestem Wszechojcem-

- A ja jestem głową rodziny-

- Jestem twoim ojcem i nakazuję by ta kobieta zabrała stąd to coś-

- Dziękuję Miriam. Możesz odejść-

Służka zostawiła kawę, skłoniła się i wyszła.

- W tym mieście rządzę ja, rozumiesz? Może i mieszkańcy cię posłuchają, ale wszyscy mieszkańcy tego domu słuchają się mnie i nikt nie spełni twojej prośby bez mojej wiedzy-

- Jednak jesteś do czegoś zdolna-

W jego tonie dawało się wyczuć dumę, jednak to mnie nie obchodziło w tym momencie.

- A jak ci się podobał mój prezent?-

- Hugin zawsze był moim ulubieńcem-

- Mówiłem o tym twoim ludzkim kochanku-

- Którym? Mam ich wielu-

- Ten który jest nastolatkiem-

- Oh o nim mówisz. Zrobiłeś mi przysługę-

- Mugin mówił zupełnie co innego-

- Bo on zawsze coś przekręci albo zmieni, albo doda od siebie-

- Gdzie Hugin?-

- Poszukuje Fenrira, bo zwiał-

- To było do przewidzenia-

- Usłyszał, że masz się zjawić i przepadł-

- No cóż, na to już nic nie poradzę-

Dobrze, że ukryłam ich w domu między światami.

- Czyli wciąż nikogo nie masz?-

- Nie-

- To świetnie. Mam odpowiedniego kandydata na męża-

Chyba źle słyszę. Wezwałam Miriam i kazałam jej przynieść mi coś mocnego. Ojciec coś tam radośnie opowiadał, pewnie o moim kandydacie na męża, ale nie słuchałam go. W końcu zjawiła się Miriam z alkoholem, który od razu od niej zabrałam.

- Moja pani-

Usłyszałam jego głos i powoli się odwróciłam. Pokłonił mi się z tym swoim uśmieszkiem na twarzy.

- Co on tutaj robi?-

- Zjawiłem się by spędzić więcej czasu ze swoją przyszłą małżonką-

- Kiepski dowcip Hajmdalu-

- Nie żartowałem moja pani-

- Zdecydowanie nie przebrnę przez to na trzeźwo-

Mruknęłam i opróżniłam kufel.

- Przynieś mi coś jeszcze mocniejszego-

- Moja pani...-

- To przyślij kogoś innego z tym, byle szybko-

I oddaliła się spełnić moją prośbę.

- Panienko Astrid, czy mam przygotować coś jeszcze?-

Odezwała się Solveig wchodząc do salonu.

- Nie albo wiesz co? Zrobimy ucztę z okazji przybycia Wszechojca-

- Mam powiadomić wszystkich?-

- Zgadza się-

Dygnęła i wyszła.

- Przejdźmy do jadalni. Za chwilę podadzą do stołu, bo i tak mieliśmy jeść-

Zaprowadziłam gości do jadalni, po której krzątała się służba przygotowując wszystko. Zjawił się Thor, Thrud, Magni, Modi, Baldur a także Derek.

- Cóż to za okazja siostro?-

- Za chwilę wam powiem Baldurze a teraz siadajcie proszę kochani-

I każdy zajął swoje miejsce. Thor po mojej prawej, jego synowie obok niego. Baldur naprzeciwko Modiego, Thrud na przeciwko niego. Odyn podszedł do krzesła u szczytu stołu i odsunął je.

- To bardzo miłe, że odsunąłeś mi ojcze krzesło-

I usiadłam zostawiając go z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.

- Siadaj Derek, nikt cię nie ugryzie-

Kiwnął głową i szedł wybrać sobie jakieś miejsce, ale go zatrzymałam.

- Na swoim miejscu-

Spojrzał na mnie z uniesioną brwią a ja pokazałam miejsce po mojej lewej, które należało do niego.

- Po twojej stronie powinien usiąść Hajmdal-

- Ale nie usiądzie. To miejsce ma już właściciela-

Zaczekałam aż łaskawie usiądą i spojrzałam na każdego.

- Zebrałam was tu z powodu przybycia na Midgard Wszechojca oraz by oznajmić wam, że wybrano mi męża-

- Męża?-

Zapytała zaskoczona Thrud.

- Tak moja słodka Thrudziu, męża-

- Kogo?-

- Hajmdala-

- Więc wracasz na Asgard?-

Odezwał się wilkołak.

- Nie, nie zostawię swojego małego królestwa. Za dużo pracy w nie włożyłam-

- To co z Hajmdalem?-

Zapytał Magni.

- Będzie zmuszony zamieszkać tu ze mną-

- Ale moja pani-

Odezwał się Hajmdal.

- Dość tych dyskusji. Jedzmy-

Akurat służba zaczęła wnosić potrawy, ale nie specjalnie domownicy palili się do jedzenia, nawet Baldur.

- Czemu nikt się nie cieszy? Przecież o to chodziło prawda? Chcieliście bym miała męża-

- Ja się cieszę-

Odezwał się Hajmdal.

- Tego chciał ojciec a nie my Astrid-

Odezwał się Baldur odwracając się w moją stronę.

- Zawsze chciałem żebyś była szczęśliwa i nie rozumiem twojego zachowania teraz-

- Ale o co chodzi ci bracie? Dlaczego uważasz, że z Hajmdalem nie będę szczęśliwa?-

- Bo nie można być szczęśliwym z kimś kogo się nie kocha-

- Mamy czas Baldurze by się w sobie zakochać-

Wtrącił radośnie Hajmdal. Zbyt radośnie.

- Właśnie-

Opróżniłam kolejny kufel krzywo się uśmiechając do Asgardczyka.

Derek

Siedziałem cicho i tylko się wszystkiemu przyglądałem. To było w jakiś sposób bolesne, ale nie wiem co bardziej bolało. Cierpienie Astrid czy jej słowa, którymi chciała mnie odsunąć od siebie by mnie chronić przed jej ojcem. Dlaczego po prostu nie odzyska swojej boskości i nie usunie z tronu swojego ojca? Aż taki groźny jest?

- Moja pani, chyba już wystarczy-

Odezwał się Hajmdal.

- Próbujesz mi mówić co mam robić?-

- Nie śmiałbym-

- I dobrze, bo to nie twoja sprawa-

- Córko, zachowuj się-

Upomniał ją ojciec.

- Zamilcz starcze. Mam dość twojego irytującego gadania-

I wlała w siebie kolejny kufel.

- Jak śmiesz tak do mnie mówić?!-

Astrid wstała i chwiejąc się podeszła do swojego ojca.

- Będę mówić w swoim domu jak ze chcę a ty starcze, miej się na baczności-

- Panienko Astrid, chyba już wystarczy-

Odezwała się zmartwiona Solveig wychodząc z korytarza.

- Solveig, dlaczego nie napijesz się z nami?-

- Moim obowiązkiem jest opieka nad panienką-

Odpowiedziała jej spokojnie podchodząc do niej.

- To dzisiaj masz wolne i napij się ze mną-

- Następnym razem. Obiecuję-

- Trzymam za słowo-

Do rana o tym zapomnisz.

- Odprowadzę panienkę do pokoju-

- Jeszcze wcześnie-

- Jednak uważam, że panience już wystarczy-

Przez chwilę bogini spoglądała uparcie na służkę, ale ta się nie ugięła.

- Niech ci będzie-

Nie dbając o to czy za to zginę czy nie podszedłem do nich.

- Zaczekaj Solveig, pomogę ci-

Skinęła mi tylko głową a ja złapałem Astrid w pasie i pomogłem ją poprowadzić do jej pokoju. W końcu udało nam się ją doprowadzić do pokoju i posadziliśmy ją na łóżku a ta się od razu przewróciła.

- Ile panienka wypiła?-

- Nie mam pojęcia, ale zdecydowanie więcej niż ostatnio-

- Biedna panienka Astrid. Tak mi jej żal i panicza-

- Dlaczego?-

- Może i nie mówi o tym głośno, ale ja widzę, ile panicz dla niej znaczy. To było widać, odkąd panicz się tu pierwszy raz zjawił-

- Jeszcze jeden kufel piwa-

Mruknęła Astrid.

- Dalej sobie już poradzę, może panicz iść do siebie-

- Jesteś zmęczona a poza tym jest pijana i swoje waży-

- A panicz jest nastolatkiem-

- I wilkołakiem-

- No tak, prawda. Na pewno mam iść?-

- Tak, już raz zajmowałem się nią jak była pijana-

Uśmiechnąłem się tylko do służącej i poczekałem aż wyjdzie.

- Teraz już rozumiem czemu nie chcesz wracać do domu-

Mruknąłem i zabrałem się za zdejmowanie jej butów.

- Gdzie ja jestem?-

Wymruczała.

- W swoim pokoju-

- Derek?-

- Mhm-

Odstawiłem jej buty i miałem zamiar ją przykryć, ale ostatecznie tylko jej się przyglądałem.

- Dlaczego tu nadal jesteś? Dlaczego nie odszedłeś?-

Zapytała a jej głos zaczął się łamać.

- Wiesz, dlaczego-

Z jakiegoś powodu rozpłakała się. Usiadłem obok i przyciągnąłem ją do siebie.

- Pocałunek-

- Hm?-

- Pocałunek prawdziwej miłości może odwrócić czar Frei i będzie dawnym sobą-

- Skąd wiesz?-

- Powiedziała mi-

Spojrzała na mnie a ja starłem jej łzy.

- Nie śpieszy mi się-

- Ale nie powinieneś być w to zamieszany. Mój ojciec...-

Przyłożyłem doń do jej ust by już więcej nie mówiła o tym człowieku.

- To teraz nie ważne. Powinnaś iść spać-

Nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się do mnie plecami. Przykryłem ją i wróciłem do siebie.

Astrid

Poczułam, jak ktoś gładzi mnie po ramieniu, ale nie był to przyjemny dla mnie dotyk.

- Dzień dobry moja pani-

Usłyszałam nad sobą szept Hajmdala. Odwróciłam się i chwyciłam go za gardło.

- Tknij mnie tak jeszcze raz a wypalę ci oczy bifrostem-

- Ale żeby tak z rana grozić?-

- To nie groźba, ja tylko poinformowałam cię o konsekwencjach twoich czynów. Teraz się stąd wynoś-

Puściłam go i wstałam a on bez słowa wyszedł. Co on sobie myśli? Kim on niby jest, żeby od tak sobie tu wchodzić?

- Nie śpi panienka?-

- Nie. Hajmdal mnie obudził i teraz potrzebuję zmyć z siebie dotyk jego brudnych łapsk-

Ohyda. Odkąd Odyn mu miesza w głowie, widok przyjaciela jak i jego dotyk odrzucają mnie. Szczególnie po tym jak oznajmił, że ma być moim mężem. Co to za chory pomysł?

- Przygotuję zatem kąpiel panience-

- Dziękuję-

Nie pamiętam nic od momentu kolacji.

- Hajmdal spał w mojej sypialni?-

- Nie, zabroniłam mu przeszkadzać panience-

- Ale nie posłuchał-

Już ja sobie z nim porozmawiam.

- Kąpiel gotowa-

- Dziękuję Solveig-

- Przygotuję panience ubrania a potem każe przygotować śniadanie-

Kiwnęłam głową i zniknęłam w łazience. Chyba wczoraj wlałam w siebie strasznie dużo alkoholu, bo kompletnie nic nie pamiętam, ale mam jakieś przeczucie, że nie byłam sama w pokoju. Nie ważne, teraz liczy się tylko fakt, że muszę się pozbyć ojca. Pozbyłam się kreta to i jego się wyzbędę. W końcu wyszłam z wanny, wyciągnęłam korek, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Na łóżku czekał na mnie przygotowany strój. Biała kamizelka, białe spodnie i w tym samym kolorze marynarka.

Dobrałam do tego właściwe buty, rozczesałam włosy i upięłam je w luźnego koka. Brakuje mi moich niemal białych włosów i złotych oczu, ale no cóż musi mi wystarczyć to co mam.

Derek

- Dzień dobry-

Przywitałem Astrid, gdy w tym samym momencie wyszliśmy z pokoi. Jak zawsze elegancka.

- Dzień dobry-

- Dobrze spałaś?-

- Dopóki Hajmdal mnie nie obudził-

- Wszedł do twojego pokoju?-

Zapytałem zaskoczony a ona mi tylko odmruknęła. No to koleś zbierze niezłe baty.

- Przepraszam, że byłeś wczoraj świadkiem tego wszystkiego-

- Przynajmniej wiem czemu nie chcesz wracać do domu. Sam bym nie chciał mając takiego ojca-

- Twój wuj zabił ci siostrę-

- I sam teraz leży kilka metrów pod ziemią-

- Racja-

Weszliśmy do jadalni a Astrid zatrzymała się i na jej twarzy pojawił się grymas gniewu.

- Co za bezczelny Asgardczyk. Jak on śmie-

Spojrzałem w stronę stołu. Hajmdal siedział na jej miejscu i jadł jej śniadanie w dodatku szeroko się uśmiechając do nas. No to będzie wesoło.

- Zrównam go z ziemią-

W pierwszej chwili chciałem zareagować, ale czemu miałbym bronić kolesia, który zabiera mi moją miłość? Droga wolna Astrid, ja popatrzę.

- Chyba przywyknę do takiego życia-

Odezwał się a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Smakuje ci?-

Zapytała stając obok niego.

- Twoi kucharze nie najgorzej gotują-

- Przekaże. Wygodnie się siedzi?-

- Przerobiłbym to krzesło by wyglądało jak tron-

- Tak? To za chwilę komuś zlecę wykonanie takiego-

- Słodka jesteś-

Uśmiechnęła się krzywo do niego i chwyciła go za włosy.

- Za to ty będziesz martwy-

I uderzyła jego głową o stół a potem przywróciła do pionu.

- Wiesz, że to moje miejsce i moje jedzenie?-

- Ale niedługo będziemy małżeństwem więc co twoje to...-

Tym razem odsunęła go od stołu i uderzyła w brzuch.

- Nie, tutaj nic nie jest twoje. Rozumiesz?-

Splunął krwią i się zaśmiał.

- Nie wygłupiaj się Astrid-

Chwyciła go za gardło i podniosła na wysokość swoich oczu.

- Ja nie żartuję-

- As daj spokój-

Zacisnęła dłoń na jego szyi i zaczął się dusić.

- Nie nazywaj mnie tak. Nie jesteś już moim przyjacielem tylko wrogiem-

Albo mam zwidy albo dookoła niej zaczęły tańczyć elektryczne iskierki.

- Zabiję cię, rozumiesz? Nawet Wszechojciec ci nie pomoże, bo jego też zabiję-

Chyba się wkurzyła i to nie na żarty.

Astrid

- Astrid?-

Usłyszałam głos Atreusa i puściłam Hajmdala.

- Atreus? Co ty tu robisz?-

Zapytałam chłopca zwracając się do niego.

- Mogę tu zostać?-

- Oczywiście. Chcesz coś zjeść?-

Skinął głową a ja poleciłam przygotować coś do jedzenia dla nastolatka.

- Bart, posprzątaj bałagan-

Poleciłam blondynowi.

- Chcesz porozmawiać? Mam powiedzieć twojemu ojcu, gdzie jesteś?-

- Możesz na razie mu nie mówić, że tu jestem?-

- Oczywiście-

Poleciłam też służbie by przygotowano pokój dla chłopca, bo pewnie zostanie na trochę.

- Co tak stoisz Derek? Siadaj wreszcie-

Odezwałam się do wilkołaka przypominając sobie, że też tutaj jest.

- To Derek? O nie był wyższy i straszy?-

- Mój ojciec zmusił Freje by go cofnęła do wieku nastolatka-

- Da się go odmienić?-

- Tak, ale to nie takie proste-

- Mogę jakoś pomóc?-

- Nie, ale dziękuję, że pytasz. Dam znać, jeśli będziesz mógł pomóc-

Tym raczej powinnam zająć się sama. Po śniadaniu odprowadziłam Atreusa do jego pokoju, żeby mógł odpocząć a sama udałam się do ogrodu. Spacerując zawędrowałam do altanki. Zastanawiające jest, dlaczego Odyn nie zabił Dereka tylko kazał go cofnąć do wieku nastolatka. W co on pogrywa? Co chce osiągnąć?

- Nad czym rozmyślasz?-

Zapytał Derek zjawiając się obok.

- Nad niczym szczególnym-

- Nie wyglądało na nic szczególnego-

- Niewiele ci chyba umyka co?-

- Zdążyłem cię już trochę poznać i widzę, kiedy coś jest nie tak-

- Nic poważnego, naprawdę-

- A jednak tu stoisz i coś ci nie daje spokoju-

- Możemy nie drążyć tematu?-

- Astrid... oh przepraszam, ja nie wiedziałem-

Odwróciłam się i dostrzegłam speszonego Atreusa.

- Nie przepraszaj. O co chodzi?-

- Chciałem trochę potrenować strzelanie z łuku-

- A przyjmiesz towarzystwo?-

- Chcesz mi towarzyszyć?-

- Jeśli się oczywiście zgodzisz-

- Ooczywiście, bardzo chętnie-

Odparł uradowany.

- No to chodźmy-

I razem z nastolatkiem wróciłam do domu a następnie poprowadziłam go na ostatnie piętro, gdzie mieściła się ogromna sala treningowa.

- Masz swój łuk i kołczan-

- Praktycznie się z nimi nie rozstaję-

- Bardzo mądrze-

Podeszłam do ścianki, gdzie znajdowała się różnego rodzaju broń. Zabrałam łuk i kołczan.

- Potrafisz strzelać z łuku?-

- Kiedyś potrafiłam. Pytanie czy jeszcze pamiętam, jak to działa-

Ustawiliśmy się przed tarczami i przygotowaliśmy do strzału.

- Jednak pamiętam coś jeszcze-

Moja strzała trafiła idealnie w sam środek. Atreus zaproponował zawody na co z chęcią przystałam. Dołączyła też do nas Thrud. Tak świetnie nam szło rywalizowanie w walkach, że nim się obejrzałam zrobiło się późno. Wygoniłam dzieciaki spać i sama też to uczyniłam. Jednak nie do końca było mi dane spać. Drażniło mnie, że mój ojciec wybrał Hajmdala na mojego męża, że znowu mi to robi. Jak zwykle w takich sytuacjach wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, ale tym razem zamiast siedzieć nad basenem postanowiłam się przejść. Noc była gwieździsta i chłodna a ja miałam na siebie narzucony tylko satynowy szlafrok. Nie przeszkadzało mi to. Czułam się spokojniejsza. Dotarła do altanki. Oparłam się o jedną z barierek i spojrzałam w niebo.

- Co by Noralf powiedział teraz? Pewnie, że jestem zbyt uparta i dumna by pozwolić innym pomóc-

Prychnęłam pod nosem.

- Może i jestem, ale za to zawsze zwyciężam. Bogini czy nie, pokonam Odyna-

Ale nie pokonam uczucia, które postanowiło ponownie zagościć w moim sercu, które jednak mam.

- Kolejna bezsenna noc?-

Usłyszałam za sobą głos nastoletniego Dereka.

- Tym razem coś innego nie daje mi spać-

- Co takiego?-

Zapytał stając obok mnie.

- Minęło kilka tysięcy lat a mój ojciec znów robi mi to samo. Nic dla niego nie znaczę, jestem tyko żołnierzem-

- Jeśli to cię pocieszy dla mnie masz znaczenie i nie jesteś żołnierzem-

- Tyko miłością życia?-

Zapanowała cisza.

- Powinnaś odzyskać swoją boskość-

Odezwał się nagle a ja spojrzałam na niego.

- I dać ci zginąć? Nie ma mowy. Gdybym wiedziała co spotka Noralfa...-

- Ale nie wiedziałaś As, to nie jest twoja wina-

- Jakiś nastolatek będzie mnie pouczał?-

Spojrzałam na niego z uniesioną brwią delikatnie się uśmiechając.

- Poradzę sobie. Niejedną przeszkodę napotkam w życiu i nie mam zamiaru przed nią uciekać. Jeśli mam zginąć to przynajmniej walcząc obok ciebie-

Przybliżyłam się do niego.

- Jesteś nadzwyczaj odważny jak na nastolatka. Stoisz przed niebezpieczną kobietą, sam w środku nocy i wyznajesz jej takie rzeczy. Nie boisz się, że wykorzysta twoje słowa i cię zabije?-

- Nie-

- Dobrze-

Uśmiechnęłam się do niego przebiegle a w mojej dłoni pojawił się miecz. Nawet nie drgnął.

- Naprawdę nie boisz się, że mogę cię tu i teraz zabić? Bez świadków, bez jakiejkolwiek pomocy skądkolwiek-

Przycisnęłam rękojeść miecza do jego brzucha, ale nadal nie ruszył się z miejsca.

- Nie-

- Ale się boisz?-

- Jak każdy, ale ja...-

Nie dokończył, bo przerwałam mu pocałunkiem.

- Ci ufam-

Dokończył, gdy odsunęłam się od niego.

- Musiałam mieć pewność, że nie zamienisz się w tchórza-

- A wolałabyś księcia?-

- Mam króla wilkołaków-

Złączyłam nasze usta jeszcze raz i życzyłam mu dobrej nocy wracając do swojej sypialni. Mam rację czy może jednak się pomyliłam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro