Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Astrid

- Przystojny ten młodzieniec prawda?-

Zapytała mnie Solveig.

- Tak, Forseti faktycznie wyrósł na przystojnego młodzieńca-

Mruknęłam nie odrywając się od lektury.

- Nie mówiłam o panienki bratanku-

- To o kim?-

Spojrzałam na dziewczynę zza książki.

- O tym młodzieńcu, z którym wczoraj się panienka zjawiła-

- Oh, mówisz o synu Tali. Tak, całkiem możliwe, że masz rację-

Odpowiedziałam jej i wróciłam do lektury.

- Panienko Astrid, nie można unikać miłości przez całe życie-

- Już raz kochałam i dobrze o tym wiesz. Teraz mogę tego nie robić-

Służka westchnęła.

- Przyniosę panience przekąski-

- Idealnie do lektury-

Uśmiechnęłam się do niej. Od spotkania z młodym Hale'm minęło kilka tygodni, mimo to Solveig miała nadzieję, że się zjawi i sprawi, że zmienię zdanie co do miłości. Korzystając ze spokojnego dnia postanowiłam, że dobrze będzie spędzić czas nad basenem, bo po coś go mam w domu. Ledwo wróciłam do domu z konnej przejażdżki a rozległo się pukanie do drzwi. Wróciłam się i otworzyłam drzwi, za którymi stał wilkołak z niebyt radosną miną.

- Mogę tu zostać na jakiś czas?-

Zapytał nie spoglądając na mnie.

- Oczywiście-

Przesunęłam się a Derek wszedł do środka.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebował daj mi znać. Niestety większość służby nie zna angielskiego-

Skinął głową i poszedł na górę.

- A jednak wrócił-

- Solveig, nie kombinuj. Skoro tu jest i niczego nie mówi to znaczy, że potrzebuje być sam i mieć spokój-

- Oczywiście. Czy panienki życzenie nadal aktualne?-

- Tak-

Dygnęła i z wielkim uśmiechem udała się wykonać swojeobowiązki a ja tylko westchnęłam. Przeszłam się do swojego pokoju i przebrałamw strój kąpielowy. Czarne bikini z wycięciem po jednej stronie bioder leżało namnie idealnie. 

No cóż boskie ciało ma zalety. Zeszłam na dół i poszłam prosto do ogrodu, gdzie znajdował się basen.

Derek

Muszę w końcu ją o to wszystko zapytać a szczególnie powiedzieć o co ją oskarża Stiles. To już przegięcie z jego strony. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do jej pokoju. Zapukałem do drzwi i zaczekałem chwilę. Brak odpowiedzi. Ona może być wszędzie. Zszedłem na dół. No i gdzie zacząć jej szukać.

- Szukasz jej?-

Zapytał mnie ktoś na co się odwróciłem. To chyba ten facet, z którym rozmawiała, gdy tu przyjechaliśmy.

- Tak. Gdzie mogę ją znaleźć?-

Dobrze, że zna angielski i mogę zapytać.

- Jest w ogrodzie. Pokaże ci, gdzie to-

Kiwnąłem głową i poszedłem za nim. Dziwne, że się tu nikt nie gubi. Chociaż może gdybym był tu tyle co oni to też bym się nie gubił.

- Siedzi nad basenem, otoczona mężczyznami-

Odezwał się niedaleko wyjścia z domu na ogród.

- Nie da się tego przeoczyć-

I gdzieś poszedł. Wyszedłem na ogród. Faktycznie, nie da się tego przeoczyć. Przedarłem się bliżej.

- Astrid-

- Witaj-

Uśmiechnęła się.

- Czegoś potrzebujesz?-

Zapytała.

- Możemy porozmawiać?-

- Oczywiście, siadaj-

Odpowiedziała.

- Bez tego tłumu-

- Panowie, na was już chyba pora-

Jej wyraz twarzy i ton głos się nagle zmieniły. Żaden nie odważył się zaprotestować. Posyłali mi tylko mordercze spojrzenia. W końcu zostałem z nią sam.

- Siadaj-

Wskazała na miejsce obok. Usiadłem i dopiero teraz dostrzegłem, że ma na sobie strój kąpielowy, który dobrze na niej leżał.

- O czym chcesz rozmawiać?-

- Mama mówiła, że jeśli kiedykolwiek będziemy mieć jakieś kłopoty albo jakiś problem mamy przyjść do jej przyjaciółki. Mówiła o tobie?-

- Tak. Obiecałam waszej matce, że się wami zajmę. Dlatego twój wuj jest pod najlepszą opieką lekarską-

- I dlatego mnie wtedy uratowałaś?-

- Nie tylko dlatego-

- Jaką istotą nadnaturalną jesteś?-

- Nie należę do istot nadnaturalnych. Jestem bóstwem-

- Bóstwem? Przecież nie istnieją-

- Wilkołaki też nie a jednak-

- Słusznie-

- Ale nie to cię teraz dręczy-

- Stiles powiedział, że rządzisz tym miastem, niszczysz je od środka i mieszkańcy są twoimi niewolnikami-

Jej dłoń na moje słowa się zacisnęła w pięść miażdżąc przy tym kieliszek, który miała w dłoni. Jej wyraz twarzy z łagodnego zamienił się w zagniewany.

- Niszczę miasto? Niewolnictwo?-

Zapytała a jej ton głosu był nieprzyjemny. Chyba ją to rozgniewało.

- Jeszcze nie wiecie czym jest niewolnictwo, ale mogę to zmienić i z chęcią wam pokaże, jak wygląda zniszczone miasto. Co za brak wdzięczności-

Jej gniew wzrastał.

- To tylko słowa Stiles, to nastolatek-

- A ty, zgadzasz się z nim?-

Zapytała spoglądając na mnie niebieskimi oczami.

- Jestem tu kilka tygodni, ale nie powiedziałbym, że ktokolwiek jest zniewolony, czy żeby miasto było zniszczone. Nawet mój dawny do nie jest w złym stanie-

Po moich słowach jej wyraz twarzy złagodniał.

Stiles

- Powiedział, że idzie do niej-

- I co z tego?-

Zapytał Scott.

- Co z tego?! Zachowywał się przy tym tak jakby szedł do starej znajomej na herbatkę!-

- Przecież mówiłeś, że znała jego matkę-

- To jest niemożliwe!-

- Bo?-

- Tata mi mówił, że ona tu była już, kiedy był zastępcą Szeryfa i wcale się nie postarzała od tamtego czasu!-

- Może jest jak ja i Derek-

Wzruszył ramionami.

- Gdyby tak było powiedziałby mi-

- Stiles, znacie się ledwo kilka tygodni i wciąż mało o nim wiemy. Poza tym ja mu się nie dziwię, że nie chce z nami siedzieć. On jest dorosły a my nastolatkami w dodatku próbowaliśmy go wsadzić za kratki-

- Tą kwestię już z nim omówiłem i powiedział, że wszystko gra-

- Jesteś pewien?-

- Tak-

- Wiesz, że mógł kłamać albo powiedzieć tak żebyś dał mu spokój?-

Ma rację i to mi nie odpowiada. Kocham go i nie chcę by więcej cierpiał. Czy to złe? Nie sądzę.

- Mimo wszystko nie powinien biegać do niej z każdym problemem. Ma mnie od tego a tamta kobieta to zło-

- Stiles, wychodzę-

Odezwał się mój tata zaglądając do mojego pokoju.

- A możesz zrobić coś z tą całą Odinson?-

- Masz na myśli pannę Odinson? Coś z nią nie tak?-

Zapytał zaskoczony.

- Jest zła. Wystarczy?-

- Nie rozumiem-

- Stiles jest po prostu zazdrosny-

Wtrącił mój przyjaciel.

- Wcale nie-

Nie mam o co. To kobieta a nie facet.

- Dlaczego tak uważasz?-

- Rządzi tym miastem, wszędzie pełno jej ludzi-

- Nawet nie znamy jej zamiarów-

- To oczywiste Scott. Bogata i wpływowa kobieta, która stworzy tu swoje imperium a my będziemy jej służyć-

- Zaczynam się martwić o ciebie synu-

- Udowodnię wam-

- Stiles...-

- Idziemy, udowodnię wam, że mam rację-

Wyszedłem z mojego pokoju i zszedłem na dół, gdzie zaczekałem na tatę i kumpla.

- No szybciej-

Pośpieszyłem ich. Mam rację, ja to wiem. Ja to po prostu czuję. Droga się dłużyła, choć nawet nie wiedziałem, gdzie jedziemy, bo nie mam pojęcia, gdzie ta kobieta mieszka, ale mój tata wie. W końcu się zatrzymaliśmy a ja wyskoczyłem z radiowozu jak poparzony.

- Dzień dobry Szeryfie-

- Dzień dobry. Panna Odinson jest u siebie?-

- Oczywiście. Nie wiem, czy zechce rozmawiać, ale mogę zaprowadzić panów do niej-

- Niby czemu?-

Zapytałem a koleś się na mnie spojrzał jakbym zadał najgłupsze pytanie na świecie.

- Szefowa nie lubi, gdy przeszkadza jej się w odpoczynku, szczególnie gdy ma wtedy towarzystwo-

Jestem pewien, że chodzi o Dereka i miesza mu w głowie.

- Nie zajmiemy dużo czasu-

Odpowiedział mu mój tata a facet tylko skinął głową. Ta kobieta musi być obrzydliwie bogata, skoro tak mieszka i pewnie zepsuta i rozpieczona przez rodziców za dziecka. W końcu się zatrzymaliśmy gdzieś i musieliśmy chwilę poczekać.

- Szefowa się zgodziła. Znajdziecie ją nad basenem-

- Dzięki-

Odpowiedziałem i pognałem jako pierwszy we wskazanym kierunku. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kolesie w kąpielówkach. No tak, mówił, że nad basenem to czego się spodziewać? Zatrzymałem się przy basenie. W wodzie była kobieta o włosach w kolorze truskawkowy blond a w jej pobliżu było kilku kolesi a jeden był bardzo blisko niej. No a gdzie Derek?

- To jak silna jesteś?-

Usłyszałem jego głos i podszedłem trochę bliżej nich. Okazało się, że to on jest tym facetem, który stoi tak blisko rudowłosej.

- Nie jednego mężczyznę mogłabym zawstydzić, ale zachowuję pozory-

- Nie wierzę-

- Wszystko w swoim czasie młody wilkołaku-

- Derek?-

Wychylił się zza niej i jak zwykle ujrzałem ten jego niewzruszony wyraz twarzy.

- Co ty tu robisz?-

- Nie ma potrzeby się tak unosić. Rozwiążemy to pokojowo-

Spojrzał na nią.

- A ty tak potrafisz?-

- Preferuję inną metodę, ale nie dzisiaj. Może usiądźmy i porozmawiacie?-

Skinął jej głową i wyszedł z basenu jako pierwszy a kobieta za nim. Gdy wstawała podał jej dłoń a ona ją przyjęła i się uśmiechnęła do niego.

- Szeryf Stilinski w moim domu. Co za okazja?-

- Proszę wybaczyć nam najście, ale mój syn coś sobie ubzdurał i próbuję mu udowodnić, że się myli-

- A co takiego sobie wymyślił pański syn?-

- Niszczysz to miasto...-

- Po pierwsze, nie jesteśmy na ty-

Jej ton głosu zrobił się nagle nie przyjemny.

- Po drugie, nie rzuca się fałszywych oskarżeń przeciwko silniejszemu-

- Nie są fałszywe. Bogaci ludzie jak ty zawsze szkodzą innym, nim się obejrzymy zostaniemy twoimi...-

- Niewolnikami?-

Zapytała gniewnie.

- Tak-

- Skoro tak bardzo tego pragniesz, to uczynię tak. Jestem pewna, że pokochasz nowe życie-

Nagle w jej dłoni pojawił się znikąd miecz. Co u licha? To jakaś wiedźma.

- Będziesz błagał o śmierć, ale ta nie nadejdzie. Poznasz głód, cierpienie, rozpacz i samotność-

- Astrid, to tylko głupie słowa nastolatka. Są ludzie, którzy tak nie myślą-

- Wy ludzie, jesteście słabi i naiwni a takie jednostki są idealne na niewolników. Pałac już mam, pora na niewolników-

Jej głos był pełen gniewu i pogardy.

- A co z moją opinią? Z opinią mojej matki? To się już dla ciebie nie liczy?-

- Zawsze szanowałam twoją matkę więc ciebie to nie dotknie-

Chwycił ją za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Mimo, że była wysoka on nadal ją przewyższał.

- Nie wie co mówi, bo cię nie zna i nie widzi tego, ile robisz dla miasta-

Powinienem mu się teraz za to rzucić na szyję? Nie, poczekam aż będziemy sami.

- Nie słuchaj go. Zignoruj go tak jak ja-

- Co?-

Tego się nie spodziewałem po nim.

- Próbowałeś mnie zamknąć za kratami, bo rzekomo zabiłem własną siostrę. Sądziłeś, że po czymś takim będziemy przyjaciółmi?-

To już zabolało. Kobieta drgnęła, ale powstrzymał ją.

- Chodź, poopowiadasz jeszcze jakieś historie z wizyt w moim rodzinnym domu-

Przez chwilę jeszcze tak stała z mordem w oczach. W końcu jej postawa się rozluźniła a miecz gdzieś znikł.

- Straciłam ochotę na jakiekolwiek rozmowy-

Odezwała się oschle i udała się w stronę leżaków, gdzie od razu ktoś jej podał jakiegoś drinka.

Astrid

Młody wilkołak zasypywał mnie pytaniami a moi adoratorzy się nam przysłuchiwali i obserwowali nas. Nie uszło też mojej uwadze, że on też mi się przygadał, jednak nie wiem czy to jakaś ciekawość czy pożądanie. Naszą rozmowę zakłócił jakiś nastolatek co zdenerwowało wilkołaka i nie tylko jego.

- Niewolnikami?-

Zapytałam rozgniewana. Miałam ochotę go rozszarpać, ale to syn Szeryfa a z nim żyję w zgodzie.

- Tak-

Odpowiedział dumnie.

- Skoro tak bardzo tego pragniesz, to uczynię tak. Jestem pewna, że pokochasz nowe życie-

W mojej dłoni pojawił się miecz. Ma szczęście, że moja boskość została mi odebrana i jedyne co z niej mi pozostało to siła i przywoływanie miecza. Przepełniał mnie gniew i chęć mordu. Nic dziwnego. Od lat wiodę spokojne życie człowieka, więc nic dziwnego, że moje prawdziwe ja się dobija.

- Będziesz błagał o śmierć, ale ta nie nadejdzie. Poznasz głód, cierpienie, rozpacz i samotność-

- Astrid, to tylko głupie słowa nastolatka. Są ludzie, którzy tak nie myślą-

Odezwał się wilkołak próbując mnie uspokoić, ale to się rzadko komu udawało, gdy wpadłam w gniew.

- Wy ludzie, jesteście słabi i naiwni a takie jednostki są idealne na niewolników. Pałac już mam, pora na niewolników-

Przemawiały przeze mnie gniew i pogarda dla Midgarczyków. Moje pragnienie zawładnięcia tym światem zaczęło wzrastać.

- A co z moją opinią? Z opinią mojej matki? To się już dla ciebie nie liczy?-

Próbował zagrać na moim sumieniu.

- Zawsze szanowałam twoją matkę więc ciebie to nie dotknie-

Chwycił mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Mimo całej tej sytuacji jego wzrok był łagodny. Nie bał się mnie, mnie gardził mną. Właściwie to...

- Nie wie co mówi, bo cię nie zna i nie widzi tego, ile robisz dla miasta-

Dlaczego tak zależy mu bym nie zgładziła tego chłopca?

- Nie słuchaj go. Zignoruj go tak jak ja-

- Co?-

Odezwał się zaskoczony nastolatek.

- Próbowałeś mnie zamknąć za kratami, bo rzekomo zabiłem własną siostrę. Sądziłeś, że po czymś takim będziemy przyjaciółmi?-

Że co zrobił? Teraz już musi zginąć. Chciałam się rzucić na nastolatka, ale silny uścisk w jakiś sposób mi nie pozwalał się ruszyć choć jestem silniejsza.

- Chodź, poopowiadasz jeszcze jakieś historie z wizyt w moim rodzinnym domu-

Przez chwilę jeszcze tliła się we mnie chęć mordu. W końcu postanowiłam odpuścić. Ten jeden raz.

- Straciłam ochotę na jakiekolwiek rozmowy-

Odezwałam się oschle i udałam się w stronę leżaków, gdzie Solveig uroczyła mnie drinkiem.

- Moja pani, życzysz sobie by przygotowano salę treningową?-

- Nie, przygotuj mi ubrania-

- Na jaką okazję?-

- Mam ochotę odwiedzić swój klub-

- Oczywiście moja pani-

Uśmiechnęła się do mnie, dygnęła i poszła się wszystkim zająć.

- Strasznie przepraszam za mojego przyjaciela-

Usłyszałam głos nastolatka, który do tej pory stał obok szeryfa.

- Jeśli wszyscy będziecie za niego przepraszać i go bronić niczego się nie nauczy. Wręcz przeciwnie, będzie się czuł bezkarny-

- Nie przepraszam za niego a za jego zachowanie. Nie powinien bezpodstawnie pani oskarżać o cokolwiek a Derek ma rację. Nie znamy pani, nie znamy pani zamiarów, więc nie mamy prawa pani w żaden sposób oceniać-

- Mądre słowa jak na nastolatka-

- Ja po prostu mówię, jak jest-

Odwróciłam głowę w stronę nastolatka. Niewiele wyższy ode mnie, brązowe oczy, nietypowe rysy twarzy. Nadawał by się do mojego otoczenia.

- Wiem, że to raczej niczego nie zmieni, ale mam nadzieję, że przynajmniej będzie miało jakieś znaczenie dla pani. Nie uważam pani za złą osobę. Sądzę nawet, że próbuje pani nawet jakoś pomóc temu miastu i jego mieszkańcom-

Uśmiechnęłam się na jego słowa.

- Wydajesz się być rozsądniejszy od przyjaciela. Mam nadzieję, że to niej jest tylko taki pozór-

Zaskoczyłam go. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zjawiła się moja służka.

- Odwiedź mnie czasem, jeśli zechcesz-

Skinął głową a ja wyszłam w towarzystwie rudowłosej.

- Co tym razem dla mnie przygotowałaś moja droga?-

- Sądzę, że strój jest adekwatny do panienki pozycji jak i do wyjścia-

Otworzyła drzwi mojego pokoju i poprowadziła mnie do łazienki, gdzie wisiał jasno niebieski garnitur.

- Jak zawsze wiesz, jak mnie ubrać Solveig-

Powiedziałam uśmiechając się do niej.

- Taka moja rola pani-

Przyznała i zostawiła mnie samą a ja weszłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie chlor basenu i wszystkie negatywne emocje. Mimo wszystko gniew mi nigdy nie służył.

*

Otworzyłam drzwi z hukiem wchodząc do komnaty księcia. Podniósł głowę znad książki i uważnie śledził mnie wzrokiem a ja krążyłam wściekle po jego komnacie. W końcu nie wytrzymałam i cisnęłam wściekła mieczem o podłogę.

- Mam go dość! Zabiję go i mam gdzieś czy ktoś się tym przejmie czy nie-

Odezwałam się wściekła.

- Kogo?-

Zapytał książę a ja się zatrzymałam i spojrzałam na niego jak na największego idiotę w całych dziewięciu światach.

- Mojego ojca a kogo Noralf?-

Odwarknęłam.

- Nie wiem kochanie. Wielu ci podpada, więc ciężko zgadnąć kogo chcesz zabić-

- Ostatnio tylko jego-

- Co tym razem zrobił?-

Zapytał odkładając książkę na łóżko i wstając.

- Uznał, że skoro Baldur ma narzeczoną a Thor spotyka się z kimś to jego jedyna córeczka też powinna-

Elf nic nie odpowiedział tylko podszedł do mnie i zamknął mnie w swoich objęciach.

- Ma zamiar szukać mi męża i teraz wszyscy wysoko urodzeni będą się ubiegać o moją rękę-

Oparł brodę o moją głowę i przez chwilę panowała cisza.

- W takim razie ja też będę ubiegał się o twoją rękę-

Słysząc jego słowa odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.

- Ty też postradałeś zmysły?-

- Nie najdroższa. Po porostu nie chcę, żeby ktoś mi cię odebrał-

Pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się do mnie.

- Przy tobie tamci są maleńcy. Nie mają żadnych szans z tobą-

- Bo jestem przystojnym, wysokim elfem o czarującym uśmiechu?-

- Nie mają z tobą szans, bo cię kocham i imponujesz mi swoimi umiejętnościami w walce-

- To mój uśmiech nie jest czarujący?-

- Oczywiście, że jest-

Zaśmiałam się z jego wyrazu twarzy.

- No, w końcu się uśmiechasz różyczko-

- Różyczko? Czy ja ci wyglądam na delikatną panienkę?-

- Jesteś delikatna na swój sposób i piękna, ale też masz kolce-

- Dziwne porównanie-

- Ale trafne-

- Wy elfy jesteście naprawdę dziwne-

- Ale i tak mnie kochasz-

- Oj tak-

Pocałowałam go a on pogłębił pocałunek.

- Gniew ci nie służy różyczko-

Odezwał się przerywając pocałunek.

- Bo szkodzi mojej urodzie?-

- Twojej urodzie nie można zaszkodzić, ale negatywne emocje źle na ciebie wpływają. Chodzisz nachmurzona i spięta, ale na to mogę coś poradzić-

- Tak?-

Mruknął w odpowiedzi jednocześnie całując mnie.

*

Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Zrobiłam makijaż, upięłam włosy i włożyłam przygotowany strój. Faktycznie, podkreśla co trzeba. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do drzwi wyjściowych. Po gościach nie było śladu, tak jak po moich adoratora. Chwilę po tym jak wyszłam z domu podjechała moja limuzyna. Przez to, że Thor postanowił odwiedzić matkę i Sif spędzam czas sama i nie mam równego sobie partnera do walk. Na szczęście mam klub pełen rozrywek. Po dotarciu na miejsce okazało się, że w klubie trwa jakiś wieczór panieński. Można nawet polubić ten zwyczaj ludzi. Potrafi być interesująco i tak było tym razem. Jednak mój humor szybko uległ zmianie na widok szczęśliwej przyszłej panny młodej.

- Wieczór panieński na mój koszt-

Zwróciłam się do barmana i wyszłam na zewnątrz.

- Chyba nie najlepiej się bawisz co?-

Zagadnął mnie jakiś mężczyzna.

- Skąd taki wniosek? Może zwyczajnie wyszłam się przewietrzyć-

- Masz to wypisane na twarzy. Facet rzucił cię przed ołtarzem?-

- Nie, zginął na moich oczach-

Odezwałam się nadal nie zaszczycając go spojrzeniem.

- Ale ty o tym dobrze wiesz Peter-

Zwróciłam się w jego stronę.

- Widzę, że ci się poprawiło-

- Tak, dziękuję. Ty za to nie postarzałaś się nawet o dzień-

- Wolno się starzeję-

- Służy ci to-

Komplemenciarz się znalazł.

- Nadal mieszkasz w przeuroczym domku?-

- Teraz to bardziej przypomina pałac-

- Pałac właściwie byłby ciebie godzien Astrid-

Przewróciłam oczami.

- Będziesz tak dobry i przejdziesz do sedna?-

- Jak zawsze zgrywasz nieosiągalną. Podobno mój siostrzeniec jest w mieście-

- Zgadza się-

- Nie wiesz może gdzie go znajdę?-

- Może wiem a może nie-

- Nie mam szans na wydobycie tej informacji?-

- Nie i nie próbuj mnie śledzić-

- Nie jestem jeszcze w pełni sił a nawet jeśli bym był to ci nie dorównuję-

- Świetnie, że się rozumiemy w tej kwestii-

Podjechała moja limuzyna.

- Dobranoc Peter-

- Dobrej nocy Astrid-

Wsiadłam do limuzyny i kazałam zawieść się do domu.Jak widać czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja a wszelkie bodźce potrafiąobudzić bolesne wspomnienia. W całym domu panował mrok i cisza przerywanastukotem moich obcasów. Jednak ktoś nie spał. Z pokoju wilkołaka dochodził jegopodniesiony głos. Był wyraźnie czymś zdenerwowany jednak nie mam zamiaru się wto mieszać. Nie moje sprawy. Weszłam do swojej sypialni, przebrałam się wpiżamę i położyłam spać. 

Przeszłość jednak miała dla mnie inne plany i postanowiła, że jednak nie będę dzisiaj spała. Jak zwykle w ostatnim czasie. Wstałam, włożyłam szlafrok i wyszłam z pokoju kierując się do ogrodu.

- Nie idziesz jeszcze spać?-

Usłyszałam za sobą głos wilkołaka.

- Przeszłość mi nie daje zasnąć-

- Mnie też coś nie daje spać. Mogę z tobą posiedzieć?-

Skinęłam mu tylko głową w odpowiedzi.

- Spotkałam Peter'a-

Odezwałam się przerywając ciszę.

- To nie leży jeszcze w szpitalu?-

- Jak widać już nie-

Nic nie odpowiedział na to i znów zapanowała cisza. Żadne nic nie mówiło, nawet nie spoglądało na siebie.

- Nie jest ci tak zimno?-

Zapytał.

- Nie. W Jotunheim jest zimno, tutaj jest ciepło-

- No tak, nie jesteś stąd. Czasem o tym zapominam-

- Wilkołaki też inaczej odczuwają temperatury-

- Racja-

Westchnęłam.

- Czasem brakuje mi mojej boskości. Jasne mam siłę i przywołuję swoją broń, kiedy zechcę, ale to nie to samo-

- Co masz na myśli?-

Spojrzał w moją stronę a ja zrobiłam to samo, uśmiechnęłam się i znów spojrzałam w niebo.

- Nie urodziłam się z niebieskimi oczami i rudymi lokami. Ten wygląd zawdzięczam wikińskim wierzeniom a skoro zostałam tu zesłana to zostałam upodobniona do tego wierzenia-

- Czyli to jakieś maskowanie?-

- Zaklęcie, które cofnie tylko miłość. Ble, ble, ble. Głupie gadanie bogiń miłości-

- A bogini wojny nie może kochać?-

- Na polu bitwy nie ma na to miejsca. W każdej chwili możesz zginąć-

- Ale przez to nigdy nie wrócisz do domu-

- A kto powiedział, że chcę tam wracać?-

- Nie tęsknisz za rodziną?-

- Oczywiście, że tak, ale odwiedzają mnie-

- A nie wolałabyś być z nimi?-

- Nie-

- Dlaczego?-

- Mój ojciec zrobił coś niewybaczalnego, więc niech sobie sam radzi z poddanymi, ja nie będę więcej jego wiernym pieskiem-

- Co zrobił?-

- Posłał jednego ze swoich żołnierzy by zabił księcia elfów na moich oczach-

- Może to był wypadek?-

- Odyn nie zna takiego słowa. Gdy tylko się dowiedział o wszystkim rozkazał żołnierzowi zabić go na moich oczach, ale zrobił to tak nieumiejętnie, że musiałam dobić elfa-

- To był ktoś ważny dla ciebie?-

- Był moim narzeczonym-

- Rozumiem twój ból. Może nie miałem narzeczonej, ale też musiałem postąpić jak ty z ukochaną osobą-

Derek

- Dlaczego tak powiedziałeś?-

Zapytał mnie nastolatek.

- Niby jak?-

- Że ma mnie ignorować tak jak ty to robisz-

- Bo taka jest prawda Stiles. Ciągle za mną łazisz, raz wydaje się, że chcesz się zaprzyjaźnić a w następnej chwili chcesz mnie wsadzić do więzienia. Jak mam ci choćby zaufać?-

- Przeprosiłem przecież i powiedziałeś, że w porządku-

- Powiedziałem co innego, ale nie ważne. Z resztą co bym nie powiedział ty zrozumiesz po swojemu-

Odwróciłem się w stronę, gdzie siedziała Astrid. Akurat zjawiła się jej służąca i gdzieś poszły. Patrzyłem za jej oddalającą się sylwetką.

- Powinniście już iść. Scott, weź kumpla i spadajcie stąd-

- Derek ma rację, powinniśmy iść stąd-

Szeryf przyznał mi rację a ja wróciłem do środka i poszedłem do swojego pokoju. Wziąłem prysznic i przebrałem się. Dobrze, że są tu książki. Pytanie czy jest coś po angielsku. Nie musiałem daleko iść po jakąś książkę, bo miałem w pokoju biblioteczkę z mnóstwem książek. Wybrałem jakąś i wziąłem się za czytanie.

- Derek?-

Usłyszałem cichy głos Stilesa.

- Co?-

Zapytałem nie spoglądając nawet na niego. Odpowiedziała mi tylko cisza. Spojrzałem na zegarek. Kiedy zrobiło się tak późno?

- Ja... ja naprawdę przepraszam...-

Odezwał się wreszcie. W odpowiedzi tyko mruknąłem i dokończyłem czytać książkę nie przejmując się nastolatkiem.

- Powinieneś być już w domu o tej porze-

Odezwałem się zamykając książkę. Poszedłem przebrać się w rzeczy do spania, bo piżamą nie idzie tego nazwać i wychodząc liczyłem, że nie zastanę Stilesa, ale nadal stał w pokoju. Odechciało mi się spać. Gdy dostrzegł mnie zaczął iść w moją stronę jednak ja go zręcznie wyminąłem i wyszedłem z pokoju. Chyba tylko ja tu nie śpię. Wyszedłem do ogrodu, gdzie dostrzegłem Astrid. Siedziała na brzegu basenu i wpatrywała się w niebo.

- Nie idziesz jeszcze spać?-

Zapytałem ją podchodząc bliżej.

- Przeszłość mi nie daje zasnąć-

- Mnie też coś nie daje spać. Mogę z tobą posiedzieć?-

Skinęła mi tylko głową w odpowiedzi.

- Spotkałam Petera-

Odezwała się przerywając ciszę.

- To nie leży jeszcze w szpitalu?-

- Jak widać już nie-

Nic nie odpowiedziałem na to i znów zapanowała cisza. Żadne nic nie mówiło, nawet nie spoglądało na siebie. Odwróciłem się w jej stronie. Miała na sobie szlafrok, który odsłaniał jej czarny komplet. Nie wiem jak długo tu siedzi, ale nie sądzę, żeby ta piżama była ciepła.

- Nie jest ci tak zimno?-

Zapytałem.

- Nie. W Jotunheim jest zimno, tutaj jest ciepło-

- No tak, nie jesteś stąd. Czasem o tym zapominam-

- Wilkołaki też inaczej odczuwają temperatury-

- Racja-

Westchnęła.

- Czasem brakuje mi mojej boskości. Jasne mam siłę i przywołuję swoją broń, kiedy zechcę, ale to nie to samo-

- Co masz na myśli?-

Spojrzałem w jej stronę a ona zrobiłam to samo, uśmiechnęła się i znów spojrzała w niebo.

- Nie urodziłam się z niebieskimi oczami i rudymi lokami. Ten wygląd zawdzięczam wikińskim wierzeniom a skoro zostałam tu zesłana to zostałam upodobniona do tego wierzenia-

- Czyli to jakieś maskowanie?-

- Zaklęcie, które cofnie tylko miłość. Ble, ble, ble. Głupie gadanie bogiń miłości-

- A bogini wojny nie może kochać?-

- Na polu bitwy nie ma na to miejsca. W każdej chwili możesz zginąć-

- Ale przez to nigdy nie wrócisz do domu-

- A kto powiedział, że chcę tam wracać?-

- Nie tęsknisz za rodziną?-

- Oczywiście, że tak, ale odwiedzają mnie-

- A nie wolałabyś być z nimi?-

- Nie-

- Dlaczego?-

- Mój ojciec zrobił coś niewybaczalnego, więc niech sobie sam radzi z poddanymi, ja nie będę więcej jego wiernym pieskiem-

- Co zrobił?-

- Posłał jednego ze swoich żołnierzy by zabił księcia elfów na moich oczach-

- Może to był wypadek?-

- Odyn nie zna takiego słowa. Gdy tylko się dowiedział o wszystkim rozkazał żołnierzowi zabić go na moich oczach, ale zrobił to tak nieumiejętnie, że musiałam dobić elfa-

- To był ktoś ważny dla ciebie?-

- Był moim narzeczonym-

- Rozumiem twój ból. Może nie miałem narzeczonej, ale też musiałem postąpić jak ty z ukochaną osobą-

Odebranie niewinnego życia, w dodatku życia Paige, która była miłością mojego życia było bolesne i zmieniło mnie. Nie tylko jako wilkołaka.

- A ty czemu nie śpisz?-

Odezwała się odwracając głowę w moją stronę.

- Stiles siedzi w moim pokoju-

- Odniosłam wrażenie, że jest zazdrosny-

- Zazdrosny?-

Zapytałem zaskoczony spoglądając na nią.

- No tak. Widziałam, że jest niezadowolony, że tu jesteś i to w pobliżu mnie-

- Wydawało ci się-

Mruknąłem.

- Wiem, jak wygląda zazdrość u zakochanych. Gdyby nie to, że natura elfów jest spokojna i mój narzeczony był mistrzem w opanowywaniu się wszyscy mężczyźni w dziewięciu światach skończyli by z podbitym okiem jak nie gorzej za samo spojrzenie w moją stronę-

Zaśmiała się.

- No nic, pójdę już-

Wstała i spojrzała na mnie. Zrobiłem to samo. Szliśmy w ciszy, ale w mojej głowie panował istny harmider. Wydawało mi się, że Stiles będzie kimś komu będę mógł zaufać, tym kimś, ale odkąd wtedy w klubie zobaczyłem Astrid nabieram coraz więcej wątpliwości. Mam wrażenie, że Stiles nie jest tą właściwą osobą a może to Astrid jest tą niewłaściwą? Nie wiem.

- Dziękuję za towarzystwo. Dobrej nocy-

Uśmiechnęła się do mnie spoglądając mi w oczy.

- Dobrej nocy-

Stałem tak jeszcze chwilę i patrzyłem w miejsce, gdzie przed chwilą była Astrid. W końcu ruszyłem się i wróciłem do siebie. Stiles nadal tu był i spał w fotelu. Uparty dzieciak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro