Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od momentu, gdy przyśniła mi się pierwszy raz śni mi się cały czas i ciągle o niej myślę. Przecież ona jest boginią a poza tym, gdy tylko znajdzie kogoś kto zdejmie ten cały czar wróci do Asgardu a ja jej nigdy więcej nie zobaczę. Tym razem spałem w swoim domu a i tak jak zawsze moje myśli krążyły wokół niej. Do wstania z łóżka zmusiło mnie uporczywe stukanie w szybę. Wyszedłem na zewnątrz ujrzałem kruka, który miał coś w dziobie. Cierpliwie czekał aż do niego podejdę, więc to pewnie jej kruk. Napisała krótki liścik informując mnie o miejscu spotkania jak i o tym bym przyprowadził Scotta. Napisałem tylko Scottowi, żeby przyszedł do jej klubu punktualnie o ósmej wieczorem.

- Derek, masz chwilę?-

Usłyszałem niepewny głos Stilesa, który stał w salonie.

- Kiedy przyszedłeś?-

- Przed chwilą. Nie słyszałeś?-

- Nie-

Zgaduję, że to Astrid zniszczyła alarm.

- Co chciałeś?-

- Pogadać-

- Właśnie to robimy-

Odpowiedziałem mu, wszedłem do środka i włożyłem na siebie pierwszą lepszą koszulkę.

- Unikasz mnie, odkąd Astrid się tak wkurzyła-

- Nie unikam cię. Jestem zajęty a Astrid miała pełne prawo się tak zdenerwować-

- Ale nie musiała aż tak-

- Przychodziłeś do niej jak do siebie nie biorąc pod uwagę, że możesz jej zwyczajnie przeszkadzać-

- W czym? Poza tym ma ogromny dom-

- Choćby w odpoczynku a poza tym ona tam nie mieszka sama. Miększa tam jej brat, jej bratanica, służba a nawet ludzie, którzy dla niej pracują-

- Jakoś ty się zachowujesz tam jak u siebie-

- Bo po zdarzeniach z klubu powiedziała, że mogę się czuć jak u siebie, więc o co ci chodzi?-

- O to, że robię dla ciebie wiele, jestem wyrozumiały, akceptuje wszystko, wspieram cię i robię wszystko co mogę a ty mnie ignorujesz. Kocham cię Derek, czego nie rozumiesz?-

- Tego, że mnie kochasz. Ja do ciebie nie żywię żadnego uczucia-

- Bo kochasz ją, prawda?-

Nic nie odpowiedziałem, bo sam nie jestem tego nadal pewien. Z resztą ona powinna być z kimś jej podobnym.

- Tak też sądziłem. Tylko co ona może dać ci poza pieniędzmi?-

- Choćby to, że nie będę musiał jej wiecznie ratować-

Jego oczy zrobiły się szklane.

- Da mi zrozumienie i nie będzie mnie nachodzić, gdy będę chciał być sam a pieniądze mam więc ich nie potrzebuję od niej-

Milczał i patrzył na mnie szklanymi oczami powstrzymując łzy.

- Jeśli będę chciał trenować będzie moim sparing partnerem, nie będzie miała problemu z wyjściem pobiegać-

- Ja też tak mogę-

Odezwał się ledwo słyszalnym łamiącym się głosem.

- Ale nie zrozumiesz nigdy moich wyrzutów sumienia jak ona ani nie pójdziesz na wojnę z każdym kto skrzywdzi mnie lub moją rodzinę a tobie zależy tylko na mnie podczas gdy jej na całej mojej rodzinie-

Astrid

Na dzisiejsze spotkanie moja kochana służka wybrała mi biała sukienkę zakrywającą jedno ramię oraz dobrała do tego złote dodatki. Sukienkę dopełniał złoty pasek a na nogach miałam złote szpilki. Miałam też złotą bransoletę i złote kolczyki. W momencie, gdy zakładałam drugi kolczyk ktoś wszedł do mojej sypialni.

- Jak zawsze wyglądasz elegancko-

Odwróciłam się i ujrzałam małą Corę. No, już nie taką małą. Uśmiechnęłam się do niej.

- Wyrosłaś-

- A ty ani trochę się nie postarzałaś-

Objęła mnie a ja odwzajemniłam gest.

- Cieszę się, że jesteś w mieście-

- Masz już dość mojego brata?-

Zaśmiała się a ja z nią.

- Nie, Derek nie sprawia już takich problemów choć bywa uparty, ale jego chłopiec działa mi na nerwy-

- Jego chłopiec?-

- Syn Szeryfa-

- Stiles?-

- Tak. Strasznie denerwujący a ja ostatnio nie jestem sobą-

- Co masz na myśli?-

- Thor uważa, że moja boskość powraca, ale poczułabym gdybym się zakochała. Takiego uczucia nie można zapomnieć-

- W takim razie co to jest?-

- Nie wiem. Za dużo się ostatnio dzieje, żeby o tym pomyśleć-

- Chcesz o tym porozmawiać?-

- Może później. Teraz pewnemu stadu muszę wyjaśnić panujące tutaj zasady. Jeśli chcesz może tu na mnie zaczekać. W razie czego mój pokój jest do twojej dyspozycji-

- Derek tu mieszka?-

- Pomieszkuje. Jego pokój jest obok. Solveig i Bart są do twojej dyspozycji-

- Dziękuję. Baw się dobrze-

- Będę-

Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam z sypialni. Wychodząc poinstruowałam Barta i Solveig co mają robić pod moją nieobecność i kazałam pilnować Cory.

- Masz moje słowa pni, że poczuje się jak księżniczka tutaj-

- A ja zadbam by była bezpieczna-

- Na to liczę. Jak wrócę wszystko ma być gotowe-

Solveig się skłoniła i odeszła a Bart poinstruował swoich ludzi co mają robić więc ja mogłam spokojnie wsiąść do limuzyny i ruszyć do klubu na spotkanie. Było piękne popołudnie i wielu ludzi postanowiło z tego skorzystać. Piękny dzień by pokazać swoją siłę i władzę. Może później relaks nad basenem? Właściwie czemu by nie? Tak to dobra myśl. W końcu dotarłam na miejsce. Ktoś otworzył drzwi i podał mi dłoń, którą przyjęłam i z jego pomocą wysiadłam z limuzyny. Jak się okazało pomocną dłoń wyciągnął Derek.

- Dziękuję-

Zabrałam swoją dłoń, wygładziłam suknie i ruszyłam przodem. Dobrze, że wczoraj uprzedziłam by wszystko przygotowano. W środku bawili się już ludzie a loża czekała gotowa na negocjacje.

- Zawiadomiliście wrogie stado?-

- Tak, powinni niedługo przyjść-

- Dobrze, w takim razie zaczekajmy na nich-

Tym razem siedzieliśmy w strefie odciętej od ludzi. Można było wygodnie usiąść i rozmawiać lub oddać się innym rozrywkom. Stanęłam przy szybie i przyglądałam się bawiącym się ludziom a w międzyczasie kelner wręczył mi burbon który zamówiłam. Ludzki alkohol nie ma na mnie silnego działania, ale mimo wszystko dobrze smakuje, choć trzeba sporo wypić, żeby pojawił się efekt.

- Jakiś mężczyzna i kobieta nalegają by się z panią widzieć-

- I dlaczego z nimi jeszcze nie przyszedłeś?-

Zapytałam ochroniarza nie odwracając się od bawiącego się tłumu. Nic nie odpowiedział.

- Zawsze jesteś taka surowa?-

Zapytał nastolatek.

- Kiedyś byłam bardziej... wyrozumiała i okazywałam swoim ludziom więcej ciepła-

- To czemu już taka nie jesteś?-

- Weszli mi na głowę, przestali być skuteczni i rozleniwili się, więc przestałam tak robić-

- To ci ludzie, o których mówiłem wcześniej szefowo-

Odwróciłam się w stronę ochroniarza i przyjrzałam się przybyszom.

- To z nimi mam rozmawiać?-

- To Deucalion i Kali-

Skinęłam głową, usiadłam i wskazałam by usiedli.

- Będę rozmawiać tylko z Alfą. Kto nią jest?-

- Wszyscy jesteśmy...-

- Nie ty, więc zapewne twój towarzysz-

Zwróciłam się do mężczyzny. A jednak to prawda co o nim słyszałam. Interesujące.

- Zgadza się. Chłopcy opowiadali o moim stadzie?-

- Słyszałam tylko o waszym pojawieniu się w moim mieście-

- Twoim? Ostatnio nie było twoje-

- Oczywiście, że było Kali, ale dobrze ci radzę trzymać język za zębami, bo Talia ci nie pomoże-

- Mam wrażenie, że przy naszym pierwszym spotkaniu byłaś łagodniejsza Astrid-

- Cóż, sporo się zmieniło, ale nie przyszliśmy tu na plotki-

- Czego ty w ogóle od nas chcesz? Podobno chronisz wilkołaki-

Warknęła Kali.

- Dobrze ci radzę, naucz ją trzymać buźkę na kłódkę albo zacznie błagać o litość-

- Jesteś tylko człowiekiem, nic mi nie zrobisz-

- Nie lekceważyłbym jej-

Odezwał się Derek.

- Nikt nie śmiałbym lekceważyć pani Odinson. Widziałem, jak potraktowała swoją szwagierkę-

- Ja ją tylko skutecznie postraszyłam. Przejdźmy do rzeczy, bo nie mam zamiaru tracić na was mojego cennego czasu-

- Oczywiście, na pewno jest pani bardzo zajęta, więc przejdę do sedna. Chcę, żeby Derek i Scott dołączyli do mojego stada-

- Stada krwiożerczych Alf? Chcesz wcielić ich w swoje szeregi? Nastolatka, który ledwo coś wie o życiu a jego dusza jest czysta i niewinna? Mężczyznę, którego nękają demony przeszłości i Ci nie ufa po tym jak zdradziłeś jego matkę?-

Zapanowała cisza, którą przerwało pojawienie się barmana, który wymienił moją pustą szklankę na pełną i bez słowa wyszedł.

- Sądzę, że... Nie ja to wiem. Żaden z nich nie będzie ci posłuszny-

- Bo im tego zabroniła pani?-

- Nie kontroluje ich w żaden sposób. Mają wolną rękę i wiedzą, że zawsze mogą przyjść z problemem, że znajdą u mnie schronienie i zrozumienie. Coś czego im wasze stado nie da-

- Jeśli się przyłączą do mnie będę silniejsi i stawimy czoła łowcom razem-

- Są silni i bez ciebie tylko o tym nie wiedzą jeszcze, bo są młodzi a łowców zostawcie mnie-

- Łowcy się ciebie nie boją. Nikt się ciebie nie boi-

- Masz racje Kali-

Odłożyłam szklankę na stół, wstałam i podeszłam do niej.

- Mieszkańcy miasteczka się mnie nie boją-

Złapałam ją za gardło i rzuciłam na ścianę. Podeszłam do niej i chwyciłam ją znowu za gardło zanim się pozbierała.

- Ci ludzie...-

Zacisnęłam dłoń na jej gardle.

- Widzisz ci ludzie wręcz drżą na samą myśl, że mogliby mnie w jakikolwiek sposób rozgniewać. Są przerażeni i gdy tylko mnie widzą schodzą mi z drogi nie chcąc się narażać-

Zacisnęłam dłoń mocniej.

- Ale ty widzę nie należysz do strachliwych. Bardzo dobrze. Uwielbiam takich odważnych, którzy myślą, że mogą coś mi zrobić a potem uciekają z płaczem-

Kali próbowała się wyrwać, ale kiepsko jej to szło a jej pazury nie robiły na mnie większego wrażenia.

- Pozwolę wam tu żyć w spokoju, ale jeśli tylko coś mi się nie spodoba to marny wasz żywot. Umowa stoi Deucalion?-

- Oczywiście, ale proszę puścić już Kali. Myślę, że ma dość-

Zrobiłam o co poprosił.

- Dobrze ci radę, naucz ją manier, bo nasze następne spotkanie nie skończy się tak miło jak teraz-

- Ma pani moje słowo-

- Świetnie. Pozwolisz, że odprowadzę cię do drzwi?-

- Oczywiście-

Pomogłam mu wstać i wzięłam go pod ramię. Nieśpiesznie zeszliśmy po schodach i zręcznie wymijając tańczących ludzi prowadziłam wilkołaka do wyjścia.

- Chciałbym o coś zapytać-

- Zatem pytaj-

- Poza wzbudzeniem strachu w ludziach to pamiętam, że byłaś też piękną kobietą-

- I pytasz czy nadal jestem tą piękną kobietą?-

- Tak-

- Ty mi powiedz. To twoje stwierdzenie, nie moje. Może i nie widzisz, ale jesteś wilkołakiem-

Dotarliśmy do wyjścia, gdzie przekazałam ochroniarzowi by przyprowadził tu Kali i by się z nią nie cackał. Kiedy odszedł zwróciłam się do wilkołaka i zdjęłam mu okulary. Jego oczy zrobiły się czerwone a na twarzy pojawił się uśmiech. Oddałam mu okulary, które z powrotem włożył.

- Mam wrażenie, że jesteś piękniejsza niż zapamiętałem-

- Zalety wolnego starzenia się-

- Mam nadzieję, że będzie nam dane spotkać się w bardziej przyjaznych warunkach-

- Zapewne-

Nadzieja matką głupich Deucalion. Zjawił się ochroniarz z wilczycą, która rzuciła mi kilka gniewnych słów i wyszła razem ze swoim Alfą a ja wróciłam do loży.

- Jak sądzicie, ile potrwa spokój? Dzień? Dwa?-

- Oby jak najdłużej. Chętnie bym został, ale muszę mamę odebrać-

- Oczywiście, przekaż jej pozdrowienia-

Skinął mi głową, uśmiechną się i wyszedł.

- Wątpię, że wytrzymają jeden dzień bez kombinowania-

- No cóż to będą się wtedy martwić o swoje życia. Podwieźć cię gdzieś?-

- Właściwie to miałem zamiar wrócić z tobą-

W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i oboje zeszliśmy na dół i opuściliśmy budynek klubu. Po chwili podstawiono limuzynę a ja poinstruowałam kierowcę by jechał do domu.

- Jak twoje małe stadko?-

- Dobrze-

- A naprawdę?-

Zapytałam odwracając się w jego stronę.

- To nastolatkowie więc łatwo nie jest-

- A ty nie jesteś byle jaką Alfą. Jesteś Alfą z rodu Hale a z tej rodziny wywodzą się tylko potężni przywódcy jak twoja matka-

- To Peter na pewno do tego nie pasował-

- Wiem. Tacy też się zdarzają, ale dzisiaj już o tym nie myśl-

Uśmiechnęłam się i akurat rozległ się dźwięk powiadomienia. Wyjęłam telefon i sprawdziłam kto mi przeszkadza.

- Kłopoty?-

- Nic z tych rzeczy-

Limuzyna się zatrzymała i wysiedliśmy. Ledwo limuzyna odjechała a w moje objęcia rzuciła się Thrud.

- Nie było mnie tylko kilka godzin słońce-

- Wiem, ale to było jak wieczność-

Jęknęła załamana wypuszczając mnie z objęć.

- A Cora nie mogła ci towarzyszyć?-

- Obie się nudziłyśmy-

Odezwała się szatynka pojawiając się w progu drzwi.

- W takim razie zjawiłam się w odpowiednim momencie. Thrud zabierz nową koleżankę i poszukajcie czego odpowiedniego-

Nie musiałam mówić więcej. Od razu pobiegła do domu ciągnąć za sobą Corę.

- Nastolatki-

Westchnęłam.

- Jeśli się nie mylę Solveig uwzględniła i ciebie, ale nie będę nalegać-

- O czym mówisz?-

- Zobaczysz jak wrócisz do swojej sypialni-

Na twarzy Dereka pojawił się cień przerażenia.

- Bez obaw, to nic strasznego. Chyba, że przeraża cię odrobina chloru na skórze-

Skierowałam się do środka, gdzie od razu zostałam powitana przez swoja służkę, która zdała mi krótkie sprawozdanie na temat tego co działo się pod moją nieobecność i że wszystko gotowe. Od razu po wejściu do sypialni skierowałam się do łazienki, gdzie wisiał już przygotowany czarny strój kąpielowy który na środku był przeźroczysty co odsłaniało na tyle by zostawić coś dla wyobraźni a jednocześnie pobudzić zmysły. Gotowa opuściłam sypialnię i skierowałam się do ogrodu, gdzie już był spory tłumek. Od razu, gdy tylko weszłam zostałam otoczona przez mężczyzn i każdy chciał bym spędziła z nim czas.

- Może zamiast się tak przekrzykiwać zaimponujecie mojej cioci?-

Odezwała się bratanica.

- Obawiam się, że oni tylko potrafią mówić-

Momentalnie się oburzyli i zaczęli robić wszystko by się jakoś wyróżnić. Wyglądało to komicznie.

- Co im?-

Odezwał się Derek dołączając do nas.

- Próbują zaimponować cioci-

- Ale im to marnie idzie-

- Właśnie-

Zgodziła się Thrud z Corą.

- A może ty bracie spróbujesz zaimponować Astrid?-

- Ja? Po co? Nie jestem błaznem-

- Dlatego masz większe szanse niż oni-

- Ale nie ma takiej odwagi jak te błazny-

Wtrąciła prowokatorsko Thrud.

- Ja nie muszę nikomu imponować-

Derek

W porównaniu do nich nie muszę nic robić, żeby Astrid poświęciła mi swoją uwagę. Usiadłem obok i przyglądałem się błaznom jak bez skutku próbują zwrócić jej uwagę na siebie. W końcu wstała, prawdopodobnie nimi zbudzona i skierowała się na brzeg basenu. Czy jest coś co źle na niej leży albo czy w czymś wygląda źle? Nie sądzę. Nie zwracając niczyjej uwagi na siebie dołączyłem do niej.

- Znudzili cię twoi błaźni?-

- Są... męczący. Zawsze mnie to męczyło-

- Może chcesz iść gdzieś indziej?-

- Proponujesz swoje towarzystwo?-

- Jeśli chcesz-

Uśmiechnęła się i podałem jej rękę, żeby pomoc jej wstać.

- To co proponujesz?-

- Spacer?-

- Z chęcią-

Chwyciła mnie pod ramię i udaliśmy się przed siebie. Szliśmy w ciszy, ale nie narzekałem na to.

- Nie sądziłam, że tak mi tego brakowało-

Odezwała się z uśmiechem przerywając ciszę.

- Spacerów?-

- Tak. Kiedyś często tak robiłam-

- Z narzeczonym?-

- Zgadza się. To tutaj jest altanka?-

- Nie wiedziałaś, że masz ją w ogrodzie?-

- Bardzo dawno mnie tu nie było. Ostatni raz chyba dwa miesiące od pożaru-

Puściła moje ramię i niepewnie weszła na werandę altany. Przyglądała się wszystkiemu uważnie aż zatrzymała się przy jednej z barierek.

- Różany ogród-

Wróciła do mnie, chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie w stronę kwiatów.

- Kiedyś bardzo dużo czasu spędzałam wśród tych kwiatów. Nawet zastanawiali się czy przypadkiem nie jestem boginią miłości-

Przystanęła nad jedną z nich i nachyliła się nad nią a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Są takie piękne-

- Tak jak ty-

Szepnąłem, ale najwyraźniej mówiąc usłyszała to, bo obróciła się w moją stronę. Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Nachyliłem się do niej, jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą nas odległość. Nie bacząc na jakiekolwiek konsekwencje tego, pocałowałem ją delikatnie. Nie widząc żadnej reakcji dosunąłem się od niej. Jednak nie dostrzegłem jakichkolwiek oznak gniewu.

- To...-

Chciała coś powiedzieć, ale jej nie wyszło.

- Czy ty... czy ty mnie pocałowałeś?-

- Przepraszam, nie wiem co mnie podkusiło by tak zrobić-

Odezwałem się zakłopotany całą tą sytuacją. Astrid uniosła brew.

- Żałujesz tego, że mnie pocałowałeś?-

Nie.

- Chodzi o Stilesa?-

- On nic dla mnie nie znaczy-

- To żałujesz tego, że mnie pocałowałeś?-

Nie i jakbym mógł nie poprzestałbym na jednym.

- Przemyśl czy żałujesz tego. Gdy się dowiesz to wrócimy do tematu-

Wyminęła mnie i wróciła tą samą drogą, którą przyszliśmy a ja patrzyłem za oddalającą się jej sylwetką. W końcu sam wróciłem i skierowałem się do siebie. Wszedłem do łazienki, zdjąłem kąpielówki i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem zimną wodę, oparłem się dłońmi o ścianę i przymknąłem oczy. Każda moja myśl krąży wokół niej, pojawia się w moich snach, jest kimś przy kim czuje się sobą i mógłbym powiedzieć jej wszystko bez strachu, że mnie potępi czy odrzuci a w momencie, gdy chciała szczerej odpowiedz nic jej nie odpowiedziałem. Oczywiście, że nie żałuję pocałunku. Tylko dlaczego nie potrafiłem jej tego powiedzieć? Może boje się, że mnie odrzuci albo że nie uporała się ze stratą narzeczonego i nie pokocha mnie?

Astrid

- Wszystko dobrze panienko?-

Odezwała się Solveig zaglądając do mojej komnaty.

- Tak... nie... w sumie to ja nie wiem-

Odpowiedziałam jej skołowana zdarzeniem z ogrodu różanego.

- Coś panienkę trapi?-

- Wezwij Freje. Muszę z nią porozmawiać, natychmiast-

- Oczywiście-

Dygnęła i wyszła z mojej sypialni. W oczekiwaniu na dawną przyjaciółkę poszłam wziąć prysznic a następnie się przebrałam w coś wygodniejszego. Po godzinie rozległ się pukanie do drzwi.

- Wejść!-

I drzwi się otworzyły. Pierwsza weszła Freja a za nią służka.

- O co chodzi? Dlaczego mnie tu ściągnęłaś?-

Zapytała zakładając ręce na klatę piersiową.

- Nie wiem. Coś się stało. Pocałował mnie i...-

- Kto?-

- Derek-

Wymieniły między sobą spojrzenia.

- Ja tutaj w ogóle nie jestem potrzebna-

Odpowiedziała uśmiechając się.

- Co? Oczywiście, że jesteś-

Zaprotestowałam.

- Nie Astrid-

Odpowiedziała śmiejąc się i kręcąc głową.

- Już raz widziałam u ciebie takie zachowanie, tylko wtedy nie chciałaś powiedzieć o co chodzi-

- Prawda. Pierwszy pocałunek z paniczem Noralfem wyglądał tak samo-

Zatkało mnie całkowicie.

- Ale to nie ma żadnego sensu-

Odezwałam się w końcu.

- Oczywiście, że ma. Twoje sny na ten przykład wiele mówią-

- I tylko na niego panienka nie krzyczy, kiedy jest zła-

- Chcecie mi powiedzieć...-

Dotarło do mnie co mówią.

- O nie, nie, nie, nie. To jest złym pomysłem. Nie to nie może się tak samo skończyć-

Usiadłam na skraju łóżka i poczułam, jak napływają mi łzy do oczu.

- Muszę zrobić wszystko, żeby mnie znienawidził. To jedyne rozwiązanie-

- Oszalałaś?-

- Nie, ale tylko tak będzie mógł żyć spokojnie bez ściągania na siebie Wszechojca-

Rozległo się pukanie do drzwi a Solveig od razu poszła otworzyć.

- Panicz Derek-

- O co chodzi?-

Zapytałam stając tak by mnie widział.

- Możemy porozmawiać?-

- Później. Jestem zajęta-

- Ale to ważne-

- Ja i tak już muszę iść-

Odezwała się Freja i razem z Solveig zostawiły mnie z wilkołakiem, na którego nie zwracałam uwagi. Przywołałam kruka.

- Hugin, leć do Asgardu i dowiedz się czy jest tam Hajmdal i Mugin-

Skinął łepkiem, otworzyłam mu okno i wyleciał.

- O co chodzi?-

Zwróciłam się do Alfy.

- Powiedziałaś, że jak przemyślę możemy wrócić do tematu-

Rozległo się krakanie.

- Nie teraz-

Na parapecie siedziały oba kruki ojca a dzioby im się nie zamykały.

- Dosyć-

Zamilkły.

- O co chodzi? Tylko na spokojnie-

Kruki spojrzały na siebie. Pierwszy odezwał się Hugin.

- Hajmdal nie wrócił nadal?-

Skinął łbem i odezwał się Mugin, ale jego wieści nie były radosne.

- Zjawi się tu? Kiedy? Wkrótce?-

Zamknęłam dłoń w pieść.

- Wyjdź-

- Ale...-

- Wyjdź i nigdy tu nie wracaj ani ty, ani ktokolwiek z wilkołaków-

- Astrid, porozmawiaj ze mną-

- Nie jesteś tu dłużej bezpieczny więc stąd wyjdź-

Derek

Nie rozumiem już nic z jej zachowania. Przed chwilą wydawało się jakby czuła coś do mnie a teraz mówi, że nie jestem bezpieczny? O co jej w ogóle chodzi?

- Tu panicz jest-

W moją stronę szła uśmiechnięta jej służka.

- Rozmawialiście?-

- Nie. Wyrzuciła mnie mówiąc, że nie jestem tu dłużej bezpieczny-

- Tak powiedziała?-

Kiwnąłem głową.

- Czy panienka jakoś szczególnie się zachowywała?-

- Była zła i jednocześnie... przerażona-

- Nie zasługujecie na taki los a ten starzec mógłby sobie już odpuścić-

Na twarzy służącej mieszał się gniew ze smutkiem. O co jej chodzi?

- Porozmawiam z panienką, niech się panicz nie martwi-

Uśmiechnęła się i odeszła nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Wróciłem do swojego pokoju.

Astrid

- Moja pani...-

- Każ się wszystkim spakować-

Przerwałam służącej nim powiedziała co chciała powiedzieć.

- Albo nie. Będziemy żyć jak zawsze, a gdy się zjawi to zobaczy moją potęgę. Spakuj rzeczy młodego wilkołaka-

- Ale moja pani, tak nie można!-

Odwróciłam się w jej stronę.

- Najmocniej przepraszam-

Odezwała się skruszona.

- Podejdź-

Wykonała moje polecenie nie spoglądając nawet na mnie.

- Solveig ja wiem, ale nie obronię go przed ojcem. Nie mogłam obronić nawet narzeczonego, gdy byłam w pełni sił-

- Tak nie można-

- Sol, spójrz na mnie-

Poprosiłam łagodnie a ona niepewnie na mnie spojrzała. W jej oczach kryły się łzy.

- Wiem, ale dopóki panuje on, to nie ma prawa bytu to uczucie-

- Dlaczego?-

Wyszeptała a ja westchnęłam i objęłam ją.

- Widzisz Sol...-

Zaczęłam ją delikatnie głaskać by się uspokoiła.

- Odyn nie potrafi pojąć czegoś tak wyjątkowego a zarazem delikatnego. Uważa, że powinnam być twarda jak skała i takie samo powinno być uczucie wobec mojego przyszłego małżonka. Nie zrozumie, miłości do elfa, do olbrzyma czy do zmiennokształtnego śmiertelnika-

- Ale przecież on sam nie ma dzieci z jedną kobietą. Matką Thora jest lodowa olbrzymka-

- Wiem, ale wobec mnie nie jest taki pobłażliwy jak wobec siebie-

- Co za hipokryta-

- Nie płacz już Sol i idź do kuchni polecić przygotowanie deseru-

- O tej porze?-

- Czemu nie-

Wzruszyłam ramionami i wypuściłam ją z objęć. Mimo, że to moja służąca jest dla mnie jak młodsza siostra i aż mnie w sercu boli, gdy płacze lub ktoś ją krzywdzi. Będzie ciężko, ale co to dla mnie? Wyszłam z sypialni i zeszłam do jadalni, gdzie właśnie podawano deser zgodnie z moim poleceniem.

- To wróży tylko jedno-

Rozległ się głos gromowładnego.

- Co takiego bracie?-

Zapytałam sięgając po bezę.

- Ktoś złamał ci serce-

- Musiałabym je najpierw mieć-

- Więc co się stało?-

Spojrzałam tylko na niego.

Derek

Solveig oznajmiła mi, że podano deser. Dziwna pora na deser i jakoś nie mam ochoty spędzać czasu z Astrid. Mimo to wyszedłem z pokoju, bo nie widziało mi się tłumaczyć Solveig czemu nie zszedłem na dół.

- To wróży tylko jedno-

Rozległ się głos Thora. Wrócił od żony pewnie.

- Co takiego bracie?-

Zapytała go a jej głos brzmiał tak jakby była... bezsilna?

- Ktoś złamał ci serce-

- Musiałabym je najpierw mieć-

- Więc co się stało?-

Spojrzała na swojego brata i nie odezwała się słowem.

- Astrid?-

- Tatuś ci nie powiedział?-

- Ale o czym?-

- Ano tak. Ma cię za idiotę. Zapomniałam-

Podszedłem bliżej.

- Nasz kochany ojczulek wpadnie wkrótce z wizytą-

- Zawsze miałem wrażenie, że gdy nastąpi ten moment ty będziesz się zbroiła a ty...-

Zamilkł i usiadł obok niej.

- Wyglądasz jak wtedy-

O czym on mówi?

- Oh daj spokój-

Cisnęła bezą w talerz rozgniewana.

- Ty też uwierzyłeś w tą bzdurę?-

Spojrzała na niego.

- Czy wy wszyscy naprawdę myśleliście...-

Wychyliła się zza brata.

- No proszę. O wilku mowa i wilk się zjawia. Chodź, dołącz do nas-

Niechętnie podszedłem do nich.

- Przynieście alkohol, mamy co świętować-

Uśmiechnęła się.

- A co świętujemy ciociu?-

Odezwała się jej bratanica zjawiając się za mną.

- Skoro już jesteśmy wszyscy mogę oznajmić wam, że wkrótce z wizytą wpadnie do nas Wszechojciec, który w przypływie swej dobroci i łaski postanowił znaleźć czas na spotkanie z własną córką po ilu latach?-

- Ponad tysiąc-

Odpowiedział jej Thor.

- Po ponad tysiącu lat rozłąki. Miło nie?-

- Podejrzanie-

Odezwała się Thrud siadając obok ojca.

- Dlaczego tak sądzisz moja droga? Przecież prze tysiąc lat na pewno miał czas by znaleźć mi odpowiedniego męża-

- Męża?-

Zapytałem zaskoczony.

- Oh no tak, bo ty biedactwo nic nie wiesz-

Zrobiła minę jakby było jej mnie żal, ale w tym momencie nawet nie wiedziałem czy faktycznie tak było.

- Odyn nie chce by jego mały pupilek brudził swoją krew związkiem z jakimś plugastwem jak on to mawia, bo przecież nie po to Frigg się tyle męczyła wydając na świat jego mała wojowniczkę by ta w dorosłości wychodziła za jakiegoś elfa czy śmiertelnika-

- Przecież moją matką jest lodowa gigantka-

Odezwał się oburzony Thor.

- Pewnie dlatego nazywa cię idiotą i tylko ja dostrzegam w tobie dobre cechy-

- To hipokryzja-

- Nie. To po prostu chorobliwa chęć stworzenia posłusznego żołnierza z czystą krwią który zapewni mu małe posłuszne żołnierzyki. Pech chciał, że ma boginię wojny a nie boga wojny i pranie mózgu nie przeszło-

Wzruszyła ramionami.

- A teraz pora świętować-

Wzięła kieliszek wina i od razu go opróżniła tak jakby piła sok.

Freja

Żal mi Astrid. Zadurzył się w niej śmiertelnik a ona musi go odrzucić by go chronić, choć pewnie nie wielkie ma to szanse z Odynem.

- Witaj Frejo-

Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszczyk od jego słów.

- Co cię do mnie sprowadza?-

Zapytałam odwracając się w jego stronę.

- Drobnej przysługi-

Uśmiechnął się a ja wiedziałam, że to nie wróży niczego dobrego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro