Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niepewnie nacisnęłam klamkę, by wejść do swojego mieszkania. Stęchły smród zaatakował moje nozdrza, ale zignorowałam to, jak zawsze. Zamknęłam za sobą drzwi i obrzuciłam suchym wzrokiem całe pomieszczenie. Przy małym oknie leżał stary materac, który ukradłam z piwnicy mojej matki. Na podłodze leżało kilka opakowań po chipsach, które również wszędzie się walały. Stara szafa, która stała po prawej stronie ode mnie, nie miała swoich drzwi już od dawna. Na ścianie wisiało zdjęcie uśmiechniętego Lloyda Garmadona, który miał strzałki wciśnięte na nosie.

Przycisnęłam plecy do drzwi. Zamknęłam oczy, w których gromadziły się już łzy; pozwoliłam im spłynąć. Zjechałam wzdłuż drewna na podłogę i schowałam głowę pomiędzy kolanami. Zaniosłam się okropnym szlochem. Nie płakałam od kilku lat. Ale teraz nie ma to już najmniejszego znaczenia, bo Cassie odeszła. A to wszystko przez cholernego zielonego ninja, który nie mógł się powstrzymać. Nienawidzę go. Nienawidzę ludzi. Chcę umrzeć.

- Wstrzymaj się trochę - mruknął znajomy mi głos zza okna.

Uniosłam głowę z zaskoczeniem. Łzy nadal spływały po mojej twarzy. Szybko je otarłam, by William niczego nie zauważył.

- Cześć, Meredith - na parapet wszedł chłopak o czarnych jak smoła włosach i niebieskich oczach. Na jego włosach spoczywał jego ulubiony cylinder z szarą wstążką. William miał ponad sto lat, a wyglądał na dwunastoletniego chłopaka, który próbuje być groźny.

Chłopak uśmiechnął się do mnie szczerze. Był największym zagrożeniem dla Ninjago, ale mimo to nie znałam kulturalniejszej osoby.

- Hej, Willy - burknęłam, starając się być jak najprzyjaźniejszą i ponownie chowając głowę pomiędzy kolanami.

- Nie smuć się, kobieto - westchnął. Usłyszałam stuk butów o podłogę, co oznaczało, że chłopak zeskoczył z parapetu. - Potrzebuję cię. Każdy w Ninjago wie, że jesteś tu najodważniejszą i najniebezpieczniejszą dziewczyną. Kiedy będę cię miał po swojej stronie, nikt już mnie nie pokona.

Zawsze byłam złym człowiekiem. Jasna strona mocy? To nie dla mnie. Radość z spowijania Ninjago czarną mgłą jest lepsza od bronienia tych głupich ludzi, którzy nie potrafią o siebie zadbać. Groźna mina, groźny głos, dobre riposty i czarny strój przyprawiający o dreszcze. Byłam w tym naprawdę dobra. Miałam dwie słabe strony: brak nadludzkiej mocy i Cassie. Kiedy to drugie mi odebrano, nic już mnie nie powstrzyma.

- Chcesz się zemścić, prawda? - zapytał William, wybudzając mnie z transu.

Przez chwile tępo wpatrywałam się w brudną ścianę. Po chwili westchnęłam i oparłam głowę o drzwi.

- Tak, właśnie to planowałam - mruknęłam. - Masz rację, Willy. Ten mały Garmadonek bez swojego ojca znaczy tyle, co nic.

William zaśmiał się szyderczo i podał mi dłoń. Spojrzałam na nią niepewnie i chwyciłam ją, po czym chłopak pomógł mi podciągnąć się do pionu.

- To co, Meredith? Pomożesz mi zmiażdżyć ninja i zawładnąć Ninjago? - zapytał, uśmiechając się.

- Taa... To znaczy, to będzie zaszczyt.

Spojrzałam na zdjęcie zielonego ninja ze strzałkami wbitymi w jego nos. Jeszcze mnie ten kurdupel popamięta, już o ja o to zadbam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro