Rozdział czternasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania:) Dajcie znać, jak wrażenia :) 


Louis wiedział, że powoli wariuje, ale czytał te wszystkie artykuły dotyczące bliskości rodziców i dzieci. Wiedział, jak ważne to było, dlatego przytulał chłopców, pozwalał im spać na swojej klatce piersiowej, był obok nich, ale to nie pomagało, ponieważ nie był Harrym i to było nawet bardziej niż oczywiste, szczególnie wtedy, kiedy dzieci uspokajały się na sam dźwięk głosu loczka. Nagle płacz ustawał, gdy Harry pytał się na przykład o to, czy zamówić coś do jedzenia. To było przerażające i Lou nie chciał, by ich dzieci cierpiały w przyszłości, ponieważ zawalili w tych najważniejszych pierwszych dniach. Dlatego wpadł na szalony pomysł i teraz ułożył chłopców na łóżku, włączając jakieś wywiady w których wypowiadał się Harry. Miał też piosenki, które śpiewał tylko Hazz, więc włączał je po kolei i wpatrywał się w Tristana i Kierana, którzy jak zaczarowani przysłuchiwali się temu co mówi ich tata.

Wiedział, że coś musi się wydarzyć w najbliższym czasie, miał dość takiej wegetacji, ponieważ inaczej nie mógł nazwać tych miesięcy od narodzenia bliźniaków. Chciał żeby Harry w końcu do nich wrócił i przestał zachowywać się w taki obcy i nieznany sposób. Był już tym zmęczony i czuł, że niedługo on sam popadnie w obłęd, jeżeli nic nie ulegnie zmianie. Wszyscy żyli w pewnym zawieszeniu, mama loczka cały czas im pomagała i nie potrafiła wrócić do swojego domu na dłużej niż trzy dni, Gemma wpadała każdego dnia, tak samo jak Niall. Czuł, że zabiera im wolny czas i spokój, ale tylko dzięki nim mógł przespać chociaż kilka godzin i funkcjonować normalnie.

***

Niall zerkał na schody zastanawiając się, czy Louis zasnął razem z dziećmi, czy może po prostu nie ma ochoty na ich towarzystwo. Przy całej złości na szatyna musiał przyznać, że wcale mu się nie dziwił. Cały czas zastanawiał się, jak to możliwe, że ten nie uciekł jeszcze z krzykiem i wytrwale jest na posterunku, zajmuje się dziećmi, troszczy o Harry'ego, rozmawia z Anne i znosi ich wszystkich. To było godne podziwu i potrafił to przyznać bez zająknięcia.

- Myślę, że on potrzebował chwili spokoju i jesteśmy skazani na swoje towarzystwo – Gemma odezwała się po dłuższej chwili milczenia, gdy oboje nasłuchiwali jakiś dźwięków z sypialni szatyna.

- Nie mam zamiaru narzekać – uśmiechnął się do siostry Harry'ego i rozsiadł wygodniej na fotelu, który od jakiegoś czasu traktował jak swój.

- Ja również, więc powiedz mi, ponieważ mam wrażenie, że coś przede mną ukrywacie od samego początku, o co chodzi? – brunetka wpatrywała się w niego z miną, która świadczyła tylko o tym, że nie ma najmniejszych szans, by wymigać się i uciec przed wyznaniem prawdy. Nie chciał być osobą, która opowie o tym co działo się kiedyś, to Harry albo Louis powinni powiedzieć jej prawdę. To nie była jego historia, więc nie powinien się nią dzielić, ale z drugiej strony to była najbliższa rodzina loczka, więc chyba mogła poznać chociaż fragment skrywanego sekretu. – Widzę jak starasz się ułożyć w głowie jakąś wersję, którą mi sprzedaż, więc od razu uprzedzę, że chcę prawdę Niall, a nie jakąś okrojoną historyjkę, która ma tylko zamydlić mi oczy ok.? Nie jestem głupia, widzę jak ty i Lou patrzycie na siebie ze złością, a mama ciągle spogląda mu na ręce. To nie jest normalne, więc mów.

- Dobra, ale wiedz, że to nie ja powinienem o tym mówić i jeśli Harry będzie chciał mnie zamordować to będzie tylko i wyłącznie twoja wina – powiedział lekko, chcąc rozładować napiętą atmosferę, która wytworzyła się pomiędzy nimi.

- Nie dramatyzuj, cieszyłabym się gdyby Harry pokazał chociaż cień emocji na swojej twarzy, więc zaryzykujmy.

- Nie będę się rozwodził dobrze? Oni na pewno opowiedzą ci kiedyś więcej, ale ja powiem tylko to co najistotniejsze. – Nie miał zamiaru kłamać, ale nie musiał mówić o wszystkim – jakiś czas temu pomiędzy Lou i Harrym do czegoś doszło i Harry był w ciąży. Wtedy Louis nie był taki jak teraz, spotykał się z Eleanor i okazał się całkowitym dupkiem, który miał gdzieś twojego brata i dzieci. Mówił wtedy dużo beznadziejnych słów o których nie chcę sobie przypominać i to wszystko doprowadziło do poronienia. Harry wtedy był całkowicie załamany, ale otrząsnął się z tego i wszystko było w porządku. Nie dopuszczał do siebie Louisa, który chyba poszedł po rozum do głowy i zaczął o niego zabiegać i przepraszać, a to doprowadziło nas do obecnej sytuacji czyli kolejnej ciąży i tego co dzieje się teraz. Koniec, cała historia w skrócie.

- Oni przeżyli bardzo dużo prawda? – Gemma nie wydawała się zszokowana tym co powiedział, była raczej zamyślona i dziwnie spokojna.

- Tak, za dużo jak na tak młody wiek, szczególnie Harry. Nie dziwię się, że teraz dopadło go załamanie. Wtedy wyszedł z wszystkiego za szybko, wrócił do nas, do swojego normalnego życia i starał się zapomnieć, ale pewne sprawy nie ułożyły się tak jak powinny w jego głowie. Myślę, że teraz mamy tego efekty – nie chciał mówić zbyt głośno, Louis nie musiał tego słyszeć. Ta rozmowa nie była przeznaczona dla jego uszu.

- Harry musi go kochać. Inaczej nie wybaczyłby mu tego, jak zachowywał się podczas pierwszej ciąży. Wiem, że nie mówisz mi wszystkiego, zachowanie Louisa musiało być okropne i pewnie znienawidziłabym go gdybym poznała całą prawdę. Teraz już rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz, dlaczego traktujesz go w ten sposób, ale chyba warto dać mu szansę, w końcu sam Harry pozwolił mu na bycie obok siebie – kobieta była zmieszana, tego był pewien, ale jej sympatia do Louisa nie pozwalała jej na okazywanie złości, a już tym bardziej nienawiści. Zresztą teraz on sam przekonywał się do szatyna i powoli wyrzucał z głowy nieprzychylne wspomnienia. Wiedział, że Tomlinson przeszedł test, a to co robi teraz jest godne podziwu. – Naprawdę chciałabym żeby Harry do nas wrócił, żeby zachowywał się jak dawniej. Nawet te jego ciążowe zrzędzenie i ciągły płacz były lepsze niż to co mamy teraz. Boję się, że to odbije się na chłopcach w przyszłości.

- Louis odwala kawał dobrej roboty, więc może Tristan i Kieran nie odczują tego tak bardzo. Nawet teraz włączył im wywiady Harry'ego tak, by słuchali jego głosu. – Starał się poprawić humor brunetki, miał dość smutku, który panował w tym domu. Czasami atmosfera przygnębienia była nie do zniesienia. – Z Harrym niedługo będzie w porządku, zobaczysz wszystko wróci do normy i razem będziemy im dokuczać i się z nich śmiać.

- Obyś miał rację, bo mama jest już cieniem dawnej siebie – Gemma westchnęła i zmarszczyła brwi na huk, który rozległ się na piętrze. Jej mama pojawiła się w salonie zaalarmowana hałasem

- Co się tam dzieje? – Anne była zaniepokojona, tak jak oni wszyscy. Nie wiedzieli czego mogą się spodziewać po Harrym w obecnym stanie.

- Nie wiem, ale zaraz to sprawdzę – podniósł się z fotela, ale chwilę później rozpętało się prawdziwe piekło.

***

Harry chciał wyjść z domu. Czuł, że jeśli spędzi jeszcze chwilę w czterech ścianach to oszaleje i popadnie w obłęd. Przebrał się i stanął przed lustrem chcąc przejrzeć się i poprawić włosy do których cały czas nie mógł się przyzwyczaić. Przeczesał palcami krótkie kosmyki udając, że jest zadowolony z tego co widzi. Wahał się przed założeniem czapki, ostatnio wychodził z domu tylko z nakryciem głowy nie chcąc, by ktokolwiek zobaczył nową fryzurę. Chciał odejść, gdy coś przykuło jego spojrzenie. Wyjątkowo nie ubrał luźnej koszuli i teraz jego brzuch odznaczał się wyraźnie. Czasami zapominał, jak teraz wygląda jego ciało, nie potrafił patrzeć na siebie w lustrze zbyt długo, w zasadzie omijał je. Teraz przypadkiem zapatrzył się i nie potrafił znieść tego co zobaczył.

Czuł się okropnie, był okropny i brzydki. Nigdy nie czuł się tak w ten sposób,  teraz to wszystko uległo zmianie. Nie czuł się dobrze we własnej skórze. Sam do końca nie wiedział co mu nie pasuje, ale łzy, które zaczęły spływać po policzkach paliły go całym żalem i smutkiem, który w sobie nosił. Wpatrywał się w swoje odbicie i nie widział już dawnego siebie, jego ciało zmieniło się diametralnie. Nie miał mięśni, a jego brzuch był miękki i wystający, boczki, których kiedyś się pozbył teraz wróciły. Czuł się gruby i rozlały, wiedział, że nie spodobałby się nikomu. Cieszył się, że Louis zajmuje się dziećmi, przynajmniej nie miał czasu na obejmowanie go. Nie zniósłby jego spojrzenia pełnego zawodu i obrzydzenia.

Zresztą sam już nie wiedział, jak chciałby wyglądać. Kiedyś czuł się dobrze w długich włosach, odrobinę dziewczęcych ubraniach i cieszył się, że potrafił łączyć swoją delikatną i męską stronę. Teraz wydawało mu się, że Louis zainteresował się nim tylko dlatego, że zauważył w nim ten babski element jego osobowości. Wiedział, że szatyn miałby go gdzieś i poleciałby do Eleanor gdyby nie to, że mógł urodzić mu dzieci, więc w niczym nie był gorszy od kobiet. Czuł się wykorzystany i zdradzony. Świadomość, że jest zakochany w osobie, która jest z nim tylko dla korzyści, tylko dlatego, że czasami ubiera się mniej męsko i lubi się przytulać, tylko z powodu tego, że może rodzić dzieci. To było nie do zniesienia. Dlatego obciął włosy, które uwielbiał, chciał poczuć się męsko, przecież był facetem. Tylko, że to wcale nie pomogło, ponieważ sam już nie wiedział kim był i co czuł. Lubił swoją wrażliwość, kochał bycie w ciąży, zachwycała go świadomość, że może nosić pod sercem dzieci swoje i Louisa.

Teraz to wszystko przysłoniła mgiełka złości do siebie i całego świata, nie wiedział, czy może powinien pokazać Louisowi, że nie jest kobietą, że jest mężczyzną z krwi i kości, nie ma w nim nic damskiego. Czuł, że wariuje. Czasami wydawało mu się, że jego myśli są irracjonalne, skrócenie włosów nic nie dało, było tylko gorzej. Tęsknił za Louisem, ale bał się, że jego przypuszczenia się sprawdzą. Chciał tylko poczuć, że jest chciany i kochany, ale nie jako zastępstwo Eleanor czy innej kobiety.

Dotknął swojego odbicia w lustrze i rozpłakał się głośno. Nie mógł znieść tej samotności i pustki, którą czuł każdego dnia. Tęsknił za Louisem, za swoją rodziną, chciał czuć się tak jak wcześniej. Nie chciał patrzeć na swoje beznadziejne ciało. Głośne szlochy wydobywały się z jego ust, a dreszcze wstrząsały całym ciałem. Nie radził sobie, ale musiał zebrać się w całość i wyjść z tego domu. Musiał stąd uciec. Podniósł się z kolan na które upadł w trakcie płaczu i wytarł twarz rękawem. Miał nadzieję, że nie spotka nikogo w drodze do drzwi. Wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach, chcąc przemknąć niezauważonym. Niestety nie udało mu się, a znajome głosy sprawiły, że poczuł wściekłość.

- Harry, skarbie chodź do nas – jego mama uśmiechała się tak jak zawsze, ale czuł podenerwowanie w jej głosie. Nie chciał z nimi rozmawiać.

- Wychodzę – rzucił krótko, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Nie musiał się nikomu tłumaczyć.

- Spędź z nami trochę czasu, dawno nie rozmawialiśmy – Anne ciągle próbowała przekonać go do zostania, a on czuł, jak wściekłość, smutek i wszystkie złe emocje które się w nim kumulowały od tygodnie teraz są bliskie wydostania się.

- Czego chcecie? – wszedł do salonu i spojrzał po kolei na każdą osobę w pokoju.

- Porozmawiać z tobą, spędzić trochę czasu razem – Gemma odezwała się nagle, zaskakują go. Nie chciał konfrontować się z nimi wszystkimi, szczególnie z Louisem, który wpatrywał się w niego przez cały czas. Czuł jego wzrok na sobie.

- Nie mam czasu i ochoty na rozmowę, więc dajcie mi spokój – warknął i chciał wyjść, gdy zatrzymał go głos Nialla.

- Stary, uspokój się, one chcą tylko trochę z tobą pobyć, stęskniły się za tobą, nie naskakuj na nie.

- Wiesz co Niall, odczep się i zajmij swoimi sprawami, przestań przesiadywać w moim domu! – krzyknął rozwścieczony, tracąc panowanie nad sobą. Czuł jak serce zaczyna bić coraz szybciej, a oddech przyspiesza. Wiedział co to oznacza, ale nie potrafił tego powstrzymać. – Zresztą to się tyczy was wszystkich, odwalcie się i dajcie mi w końcu święty spokój. Rządzicie się w moim domu i zachowujecie jakbyście byli u siebie, ale nie jesteście! – chwycił wazon, który miał pod ręką i rzucił nim przez cały pokój, trafiając w ścianę ozdobioną zdjęciami. – Mam was wszystkich dość, zamęczacie mnie! Cięgle czegoś ode mnie chcecie, cały czas Harry to Harry tamto. – Nie panował nad sobą, rzucał wszystkim co wpadło mu w ręce, nie myśląc czy skrzywdzi kogoś i zrani. – Wynoście się wszyscy, wypieprzajcie stąd w tej chwili! – wydarł się na cały głos, wskazując ręką drzwi. – Nienawidzę was, wynoście się!

Zauważył, że mama, Gemma i Niall podnoszą się powoli i wymijając go ostrożnie wychodzą z domu. Z trudem łapał oddech, wiedział, że ma atak paniki i to może skończyć się źle, ale nie istniało nic co mogłoby mu pomóc w tym momencie. Usłyszał za sobą kroki i wiedział, że została z nim tylko jedna osoba.

- Hazz – zaczął szatyn i chciał go objąć, ale Harry odepchnął go mocno – proszę cię, uspokój się.

- Spadaj, śmierdzisz dziećmi, nie mogę znieść tego wszystkiego – warknął, patrząc złowrogo na mężczyznę. – To dotyczyło także ciebie, wynoś się Louis. – Patrzył na Lou, który nawet się nie poruszył, ale nie miał zamiaru czekać lub pozwolić się ignorować. – Świetnie, nie? To w takim razie ja idę.

- To idź – mruknął szatyn, spoglądając na niego z czymś co przypominało Harry'emu litość.

- To idę! – krzyknął, mając nadzieję, że obudzi dzieci, że Lou będzie musiał do nich pójść, że nareszcie zostawi Harry'ego tak jak sobie to zaplanował.

- To idź – powtórzył niewzruszony Tomlinson, zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Obserwując ze spokojem, jak zagubiony chłopak miota się po salonie.

- To idę – wbiegł po schodach, wyciągnął podróżną torbę i wrzucił do niej jakieś przypadkowe ubrania.

Nie tego się spodziewał, ale był już wyczerpany, nie zorientował się, że płakał przez cały ten czas, gdy krzyczał. Jego oddech urywał się i czuł, że nie ma siły by zrobić krok. Zmusił się do tego, musiał opuścić to miejsce, tych ludzi, którzy na siłę chcieli go zmienić, uczynić kimś innym. Musiał zniknąć z tego domu, który... zatrzymał się nagle w połowie drogie uzmysławiając coś sobie. Przecież był u siebie, to jego dom, nikogo innego tylko jego. Nie mieli prawa sprawiać, by tak bardzo pragnął ucieczki. Nie mógł stąd wyjść, to było jego miejsce. Upuścił torbę, wyszedł z sypialni i podreptał do kanapy rzucając się na nią bez słowa. Czuł na sobie wzrok Louisa, bał się na niego spojrzeć, wstydził się swojego zachowania, które dopiero teraz do niego docierało. Odważył się podnieść wzrok i rozejrzeć się po pokoju, ale to nie był dobry pomysł. Teraz zauważył ile szkód narobił, porozbijał wazony, pozrzucał ramki, jego ulubione świeczki leżały na podłodze. Zachował się jak wariat i nie chciał nawet myśleć o tym co pomyślała sobie o nim mama, siostra i Niall.

Usłyszał jakiś hałas, był świadomy, że to na pewno Lou, ale i tak musiał sprawdzić. Obiecał, że spojrzy tylko na kilka sekund, żeby dowiedzieć się co robi szatyn, ale widok sprzątającego i krzątającego się po salonie mężczyzny sprawił, że chciał płakać i zwinąć się w kulkę. To było niezręczne, siedzieć i gapić się w swoje kolana, kiedy Louis sprzątał bałagan, którego przecież nie zrobił. Nie wiedział, jak to się stało, że nagle role się odwróciły i wszystko stanęło do góry nogami, nie tak powinno być. Chciał, by nareszcie było jak dawniej. Nie odezwał się słowem, chociaż jedyne czego pragnął to właśnie mówić, wyrzucić z siebie cały ból i żal, podzielić się z kimś tym nieznośnym uczuciem w klatce piersiowej. Pozwolił, by szatyn posprzątał cały pokój, pogłaskał go po głowie i wyszedł, gdy tylko rozległ się płacz dzieci.

Nie wiedział, kiedy jego życie stało się takie pochrzanione, kiedy on sam stał się takim idiotą. Chciał coś naprawić, wrócić na właściwy tor, ale potrzebował jeszcze czasu, kilku dni, gdy zbierze się na odwagę i rzuci Louisowi w twarz całą złość, którą w sobie nosi. Wtedy postawi wszystko na jedną kartę i pozwoli, by ten domek z kart runął pod jednym niewłaściwym dotykiem. Dowie się co myśli o nim szatyn, wyzna co on myśli o tej całej sytuacji i może nareszcie odetchnie pełną piersią.

Tylko, że musi jeszcze poczekać, ten dzień jeszcze nie nadszedł, ale nadejdzie już niedługo i wtedy bariery opadną i Harry miał tylko nadzieję, że nie stchórzy, nie ucieknie i będzie w stanie wysłuchać tego co powie mu Louis.

***

Louis zamknął za sobą drzwi i oparł się o drewno, które jako jedyne utrzymywało go w pionie. Miał wrażenie, że zaraz straci przytomność z nerwów i napięcia, które odczuwał. Nigdy nie widział Harry'ego w takim stanie, chciał z nim porozmawiać, wyciągnąć z niego całą prawdę, ale wiedział, że to nie był dobry moment, nie chwilę po załamaniu loczka.

Nie przyznałby się do tego przed nikim, ale słyszał to co mówił Harry zamknięty w swoim pokoju. Teraz wiedział, że Harry nie miał depresji poporodowej, to było zupełnie coś innego, loczek płakał i mówił coś szybko i małoskładnie, ale nie trudno było zrozumieć, że cierpi, ponieważ nie czuje się dobrze w swoim ciele, jest samotny i zrozpaczony. To bolało, świadomość, że oni zrobiliby dla niego wszystko, każdy z nich chciał zaopiekować się Harrym, pomóc mu, wspierać i wyciągnąć w jego stronę dłoń, a on czuł się samotny i niechciany. Lou nie rozumiał tego, nie wiedział, jak zielonooki może odsuwać od siebie dzieci, które przecież kochały go najmocniej na tym cholernym świecie.

Musiał odpocząć, przespać się z tym wszystkim i może jutro stanie przed Harrym i powie mu, że jest piękny i kochany, że zrobi dla niego wszystko i nie chciałby u swego boku nikogo innego, ale teraz musiał się położyć, by uspokoić nerwy i nie zrobić czegoś głupiego.

Porozmawiają jutro i wyjaśnią sobie wszystko, a później będzie już tylko dobrze, a może nawet i lepiej, ponieważ nie było opcji, by Lou zostawił tę sytuację taką jaka jest teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro