Rozdział drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Miłego czytania:) Dajcie znać, jak wrażenia :) 


Louis wiedział, że swoim zachowaniem irytuje Nialla, ale nie miał zamiaru przestawać. Mówiąc szczerze guzik go obchodziło co czuje Horan, najważniejszy był Harry i dziecko, nikt poza nimi się nie liczył. Chciałby już wrócić do Londynu, nie podobał mu się ten upał panujący w Rio, słońce grzało zbyt mocno, a temperatura wcale nie było przyjemna, Harry zapewniał, że czuje się dobrze, ale Lou jakoś mu nie wierzył, zresztą obawiał się, że nawet, jeśli chłopak czułby się gorzej, nie powiedziałby mu tego. To go martwiło, ponieważ jedyne czego pragnął to odrobina zaufania ze strony loczka, jednak wiedział, że nie zasłużył sobie na to. Niall przypominał mu aż zbyt często o tym, co mówił jeszcze całkiem niedawno, tak jakby sam Lou mógł zapomnieć te okropieństwa, które wygadywał. Pamięć nie jest aż tak krótka, a wspomnienia tamtych momentów przychodziły do Louisa, co jakiś czas, gdy patrzył na Harry'ego.

Starał się jak mógł, aby być blisko loczka, nie chciał być nachalny, zresztą, Zayn powiedział mu, co myśli o takim zachowaniu i Lou może mógł przyznać mu trochę racji, osaczanie nie było dobrym sposobem na zdobycie zaufania i zbliżenie się do Harry'ego. Chociaż uważał, że Malik mógłby mu pomóc trochę bardziej i zająć czymś Nialla, ponieważ Irlandczyk pałętał się cały czas pod nogami i krążył wokół Stylesa nie odstępując go na krok, a to niby Louis był jak pies. Parsknął cicho, myśląc o tych głupotach wygadywanych przez Horana, naprawdę czasami go zdumiewał.

-Prowadzisz w głowie jakąś wewnętrzną rozmowę z samym sobą? – zapytał Harry, obserwując go uważnie znad swoich okularów słonecznych, które zsunął z nosa. Siedzieli na balkonie w cieniu, ale loczek traktował okulary jako część garderoby, niezależnie od pory roku i pogody.

-Słucham? – spojrzał na niego zmieszany, miał nadzieję, że nie zaczął wygadywać tego wszystkiego na głos, Harry nie musiał wiedzieć o jego problemach z Niallem.

-Zapytałem, czy gadasz sam ze sobą w swojej dziwnej głowie?- wyjaśnił zniecierpliwiony chłopak, odkładając na bok gazetę, którą przeglądał od jakiegoś czasu.

-Nie, skąd ten pomysł. – zaprzeczył szybko, zaskoczony spostrzegawczością loczka, musiał się bardziej pilnować przebywając z Harrym. Ostatnie, czego było mu potrzeba to złość zielonookiego.

-Cóż prychasz nagle, a nikt niczego nie powiedział, więc albo masz jakiś problem z głową, albo jesteś dziwny, skłaniałbym się ku temu drugiemu, ale kto wie – odparł złośliwie młodszy, szokując Louisa, który po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. – Z czego się śmiejesz? – zapytał Harry po czym wydął usta w grymasie niezadowolenia.

-Z tego co powiedziałeś i nie dąsaj się kochanie – powiedział zgodnie z prawdą, chociaż widok obrażonej miny chłopaka był naprawdę uroczy.

-Nie dąsam się, nie mam pięciu lat, Louis – ton głosu zielonookiego był zaprzeczeniem tego co powiedział, brzmiał jak przedszkolak, który stara się udowodnić swoją rację.

-Och, doprawdy? – zadrwił, uważnie obserwując reakcję przyjaciela, nadal badał grunt i zastanawiał się na ile może sobie pozwolić w kontakcie z Harrym.

-Doprawdy Tomlinson, nie zachowuję się jak dziecko, prędzej ty jesteś jakiś cofnięty – loczek zaplótł ramiona na piersi i patrzył na niego z uniesioną brwią, czekając na coś, co zrobi Lou.

-Cóż, nie wszyscy są tak dojrzali jak ty, Panie Styles – odpowiedział Lou w podobnym tonie i nim zdążył zareagować, Harry uderzył go gazetą w głowę. – Za co to było?

-Za twoje nieodpowiednie zachowanie i żartowanie sobie ze mnie, dobrze że chociaż jeden z ojców tego dziecka jest dorosły – stwierdził z uśmiechem, kładąc jedną dłoń na swoim płaskim brzuchu w opiekuńczym geście, który Lou widywał tak rzadko. Miał wrażenie, że Harry powstrzymuje się i celowo nie wspomina o dziecku tak często jakby chciał, ponieważ obok jest właśnie on. To nie było w porządku, chciał słuchać o maluszku przez cały czas, ale najwyraźniej Harry nie czuł się jeszcze przy nim komfortowo. – Znów to robisz, gadasz sam ze sobą, ignorując mnie – burknął Styles, podnosząc się z miejsca.

Louis nie miał pojęcia, co się właśnie stało i w którym momencie Harry stwierdził, że potrzebuje jego uwagi. Jeszcze chwilę temu dogryzał mu i był uszczypliwy, a teraz nagle potrzebował go? Był zmieszany i zdezorientowany, więc niewiele myśląc, chwycił rękę Harry'ego swoją dłonią, powoli zsuwając ją w dół, by ostatecznie połączyć ich palce razem. Uścisk dłoni trwał dosłownie kilka sekund, gdy loczek wyrwał się do przodu, odsuwając się od niego.

-Nie dotykaj mnie, Louis – warknął w jego stronę i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, zostawiając go oniemiałego na balkonie.

Lou naprawdę nie rozumiał ludzi w ciąży, oni byli dla niego zbyt skomplikowani.

***

Harry wylegiwał się na leżaku tuż obok basenu, zerkając na Nialla, zajmującego miejsce obok. Horan siedział z butelką piwa w dłoni i przeglądał coś na swoim telefonie uśmiechając się do siebie jak wariat. Miał dość takich dziwnych facetów dookoła siebie, to niby on był w ciąży, ale to oni wszyscy wariowali.

Było mu gorąco, miał na sobie spodenki i koszulkę, ale najchętniej zdjąłby ją z siebie i zamoczył się w tej przyjemnie wyglądającej wodzie. Westchnął widząc, że wszyscy dookoła piją coś, co miało w sobie procenty. Zerknął na swój sok pomarańczowy i zmarszczył czoło w niezadowoleniu, to było niesprawiedliwe, że inni mogli bawić się, kiedy on musiał myśleć o kimś jeszcze. Louis mógł sobie pić, palić, bawić się i szaleć, a on najlepiej powinien leżeć przez cały dzień w pokoju, zupełnie sam i myśleć o kilogramach, które zaczną mu przybywać. Poprawił kapelusz na swojej głowie i okulary, które zsunęły mu się z nosa, miał dziś jakiś kiepski nastój, chciał się do kogoś przytulić, ale nie miał zbyt dużego wyboru. Byłoby miło być teraz w domu z mamą i Gemmą, nawet uścisk Robina okazałby się w tym momencie całkiem przydatny. Nie chciał czułości od Nialla, który irytował go tak samo jak Louis, zresztą sam nie wiedział czego chce, zachowywał się irracjonalnie, drażnił się z Lou, ale później naprawdę chciał jego uwagi, co było zaskakujące i nieoczekiwane, ponieważ w końcu to był Tomlinson, a Harry nie powinien się do niego zbliżać.

Zauważył Bena i resztę ekipy, która pojawiła się właśnie nad basenem, nie zastanawiając się zbyt długo, ignorując wszystkie protesty w swojej głowie skierował się w stronę mężczyzny.

-Beeen – przywitał się entuzjastycznie – cześć – dodał, opierając dłonie na ramionach mężczyzny, patrząc na niego wyczekująco.

-O, cześć Harry – mężczyzna nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdy Styles przylgnął do niego całym ciałem, uwieszając mu się na szyi.

-Tak bardzo brakuje mi dziś tulenia, Ben.

-Harry...

-Co? – wymruczał młodszy, wtulając twarz w szyję starszego mężczyzny, który starał się odsunąć.

-Przestań Hazz, jest tutaj zbyt dużo ludzi, nie rób widowiska. – upomniał miłym lecz dość stanowczym głosem.

-Ale ja chcę się tylko przytulić, przytul mnie Ben – poprosił delikatnie, nie odsuwając się nawet na kilka centymetrów.

-Ludzie zaczynają się gapić Harry, odsuń się, dobrze?

-Dlaczego? Przytul mnie Ben, jesteś taki miły i wydaje mi się, że będziesz dobrze przytulał – zażądał twardym głosem, zmieniając się z uroczego chłopaka, w małego despotę. – Najlepiej byłoby gdybyś został moim chłopakiem, zostań moim facetem Ben – mówił w szyję mężczyzny, który zaśmiał się słysząc ten bełkot.

-Harry, coś ty brał co? –odsunął się na odległość ramienia i przyjrzał młodszemu, który wydął usta w geście niezadowolenia, starając się dosięgnąć dłońmi do Bena.

-Zostań moim chłopakiem, dobrze przytulasz, a to jest najważniejsze, więc bądźmy parą, dobrze? Poproszę i dziękuję, a teraz poprzytulajmy się.

-Nie wiem, czy pamiętasz dzieciaku, ale mam żonę – przypomniał mu ze śmiechem Winston – i nie jestem gejem, więc przykro mi mały, ale musisz chyba znaleźć innego kandydata, który zostanie twoim misiem do przytulania.

-Co z tego, że masz żonę? Przecież to w niczym nie przeszkadza – burknął obrażony, ale pozwolił się odsunąć po raz kolejny.

-Dobrze Hazz, usiądź sobie gdzieś w cieniu i napij się wody, chyba musisz troszkę odpocząć od tego słońca, bo zaszkodziło ci – mężczyzna obrócił Harry'ego i popchnął lekko w stronę Nialla, który obserwował całą scenę czujnym wzrokiem.

-Wszyscy faceci są beznadziejni - mruknął pod nosem Styles i mając dość ich wszystkich wskoczył do basenu.

***

Louis stał w pokoju Zayna z którego miał bardzo dobry widok na cały basen, czyli miejsce, gdzie od jakiegoś czasu przebywali Niall i Harry. Malik oczywiście nie wykazywał nawet krzty zainteresowania czymkolwiek, drzemiąc sobie w najlepsze na wielkim łóżku. Oczywiście, kiedy ktoś odpoczywał, inna osoba czytaj Lou, musiała czuwać. Był zadowolony z tego co mógł dotychczas zaobserwować, Harry leżał grzecznie na leżaku, był ubrany, jego głowę od słońca chronił kapelusz, więc wszystko było w porządku, Niall był obok, ale w odpowiedniej odległości, zajmując się swoim piwem i telefonem.

Nie działo się nic niepokojącego, więc odwrócił się w stronę przyjaciela, który olewał go od kilku dni na rzecz nie wiadomo czego. To musiało się zmienić, dotychczas Zayn był jego jedynym sprzymierzeńcem, Niall był wrogiem, Harry główną nagrodą, Liam zachowywał się jak Szwajcaria, a Zayn powinien być jego druhem. Niestety, Malik zawodził i Lou musiał sprowadzić go do porządku i to szybko.

-Hej Zayn – zaczął niezobowiązująco, siadając na parapecie.

-Czego chcesz? – mruknął brunet, nie podnosząc nawet powiek.

-Pogadać, kiedyś dużo rozmawialiśmy, a od jakiegoś czasu zachowujesz się dziwnie, martwi mnie to.

-Masz na myśli to, że ja milczałem, a ty ględziłeś bez końca, zamęczając mnie? – zapytał Zayn, zerkając na niego jednym okiem.

-Ugh pyskaty, nie podoba mi się to, ale jeżeli masz tak leżeć i udawać zwłoki lub pyskować, zdecydowanie wybieram to drugie, Zaynie Maliku.

-Och, przymknij się, jesteś tak męczący i głupi, że nie mogę cię słuchać, mam dość was wszystkich, irytujecie mnie – wyjęczał, zakrywając twarz poduszką leżącą obok.

-Nie wiem co się z tobą dzieje Zayn, zachowujesz się jak jakaś księżniczka, zrzędzisz przez cały czas i marudzisz, udajesz znudzonego nami wszystkimi... – Lou zeskoczył z parapetu i obrócił się w stronę okna -...tak jakbyś sam był lepszy od nas i w dodatku... co do cholery! – krzyknął zdenerwowany i gdyby mógł wyskoczyłby przez to głupie okno.

-Co się stało? – nawet Zayn został zaalarmowany nagłą zmianą w głosie przyjaciela i podniósł się z łóżka.

-Co on wyprawia? Do kogo on się przytula, do Winstona? Czy on w ogóle wie, ile ten facet ma lat? Ja pierdolę Harry, odbija ci już zupełnie. Niech on weźmie te łapy z dala od Harry'ego i mojego dziecka – warknął rozdrażniony, obserwując wydarzenia z góry.

-Cóż, może Hazz lubi starszych mężczyzn, najpierw Nick, teraz Ben – stwierdził złośliwie Zayn, chcąc celowo wkurzyć Tomlinsona, który już gotował się ze złości i niewiele było potrzeba do kolejnego wybuchu.

-Wiesz co, lepiej się zamknij Zayn, już wolałem kiedy leżałeś tam jak mumia – powiedział nie odrywając wzroku od loczka tulącego się do Bena. – Nie może przytulić się nie wiem do Liama, to byłoby w porządku, Li jest jak brat, ale nie do tego typa, nie lubię go, jest irytujący i drażniący, myśli że nie widzę, jak patrzy na Harry'ego – mamrotał sam do siebie, ignorując obecność Zayna, który przysłuchiwał się wszystkiemu uważnie.

-Ben jest jak Nick prawda?

-Dokładnie tak, ten sam tym faceta – zgodził się z nim od razu, nie widząc jak brunet kręci głową z uśmiechem na twarzy.

-Tak samo irytujący, jak wszyscy faceci kręcący się wokół Hazzy?

-Tak – przytaknął mechanicznie. – Co? O czym ty w ogóle mówisz? Jacy faceci? – obrócił się szybko w stronę przyjaciela, który wybuchnął głośnym śmiechem i poklepał go po ramieniu. – O co ci chodzi? Wiesz o jakiś facetach, którzy podrywają mojego Harry'ego? – zmrużył oczy, gapiąc się na Zayna, który oparł się o parapet obok niego i roześmiał szczerze, gdy zobaczył co wyprawia Harry.

-Lou, z tego co się orientuję Harry nie jest twój, więc nie spinaj tak pośladków, bo możesz sobie zaszkodzić skarbie, a poza tym nic nie wiem o żadnych facetach, chyba że mówimy o Niallu, wtedy możesz się czuć zagrożony.

-Czy ty nie powinieneś być zazdrosny o swojego chłopaka? – Louis założył ramiona na piersi i parzył wyczekująco na Malika, który wzruszył krótko ramionami, nie wdając się w dalsze dyskusje. – O nareszcie go zostawił, dobrze a teraz Harry idź z daleka od tego przydupasa, najlepiej wróć do... co on do cholery zrobił?! – krzyknął Louis i tym razem był wściekły i nawet Zayn wiedział, że nie ma co w tej chwili żartować z przyjaciela, zresztą on też zauważył co zrobił Harry. – Zabiję go, co on sobie w ogóle myśli!

Nim Zayn zdążył zareagować Lou wypadł z pokoju jak burza i pognał nie wiadomo gdzie, wykrzykując głośno jakieś groźby skierowane w stronę niczego nieświadomego Stylesa. Zapowiadał się naprawdę miły i spokojny wieczór. Zayn położył się na łóżku i nie musiał czekać zbyt długo, nim sen przyszedł do niego i odciął od burzliwego świata.

***

-Co ty odpierdalasz, Harry?! – krzyknął Niall, zatrzaskując za nimi drzwi od pokoju hotelowego.

Zielonooki wszedł spokojnie do środka i usiadł na fotelu, nie przejmując się zachowaniem przyjaciela, który jak zwykle dramatyzował i przesadzał. Spojrzał na blondyna, który stał nad nim cały czerwony na twarzy, gotując się ze złości. Harry naprawdę nie rozumiał o co tyle hałasu i dlaczego nie mogli posiedzieć jeszcze nad basenem, tam było miło i przyjemnie.

-Uspokój się Niall i przestań krzyczeć – upomniał go spokojnie i ignorując Horana wszedł do łazienki przebierając się w jakieś suche ubrania. – Już czujesz się lepiej? – zapytał, wracając do sypialni, ale pierwsze co dostrzegł to rozwścieczona twarz przyjaciela.

-Mam dość twojego cholernego zachowania Harry! Co to w ogóle było? Czy ty zupełnie nie myślisz? Potrzebujesz pieprzonej niańki dwadzieścia cztery godziny na dobę? Nawet na moment nie można spuścić cię z oczu, bo odwalasz coś takiego – mówił podniesionym głosem Irlandczyk, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rozdrażniony.

-Nie wiem o co ci chodzi Niall, nic się nie stało, a ty siejesz jakąś niepotrzebną panikę – westchnął młodszy i przewrócił oczami, pokazując jak bardzo męczy go ta rozmowa.

-Jesteś nieodpowiedzialny, nawet nie wiesz co mogło się stać i zachowujesz się...

-Coś ty tam robił?! – wykład blondyna został przerwany przez Louisa wpadającego do pokoju z krzykiem. – Dlaczego zrobiłeś coś tak głupiego, Harry?! Nie myślałeś o tym, że coś może ci się stać? – mówił Tomlinsona wymachując rękoma na wszystkie strony.

-Jesteście tak bardzo męczący, obaj – stwierdził, wskazując na nich dłonią.

-Co, proszę? –zapytał oniemiały Lou, zaskoczony spokojem loczka, który miał ich totalnie gdzieś. – Co ty robisz Hazz? Dlaczego postępujesz tak lekkomyślnie?

-Właśnie – zgodził się z nim szybko Niall – Lou ma rację, nie myślisz o dziecku, o tym że coś może mu się stać przez twoje wybryki?

-Czy ty wiesz, co mogło się stać podczas tego skoku, uderzyłeś o wodę tak mocno, mogłeś skrzywdzić dziecko – kontynuował Louis nie zauważając nawet, że on i Niall są po jednej stronie w tym sporze.

-Odczepcie się ode mnie, dobrze? Wiem co jest dla mnie dobre, więc wasza troska jest zbędna, a teraz idźcie sobie, chcę odpocząć – machnął ręką, odsyłając ich z kwitkiem.

-Czy ty się dobrze czujesz?! – Niall podszedł do Harry'ego i chwycił go za ramię. – Jesteś nieodpowiedzialny gówniarzem Styles i swoim zachowaniem pokazujesz, jak bardzo nie zależy ci na dziecku. Nie zasługujesz na to żeby być w ciąży, nie zasługujesz na tego maluszka, powinieneś się o niego troszczyć i opiekować nim, a nie robić wszystko by umarł. Chcesz powtórki z rozrywki? Naprawdę tego chcesz? Proszę bardzo rób tak dalej, a wtedy to dziecko też umrze, tak jak poprzednia dwójka, tylko że tym razem nikt nie będzie obwiniał Louisa, bo jedynym winnym będziesz ty i twoja pieprzona głupota! Jeżeli nie chciałeś dziecka to mogłeś je usunąć, a nie zachowywać się teraz w ten sposób, by poronić.

-Co ty pierdolisz Horan? Zostaw go – Louis szarpnął Nialla i popchnął go do tyłu. – Nie wygaduj takich głupot, rozumiesz? Przeproś go – warknął w jego stronę, sztyletując go spojrzeniem. – No dalej, przepraszaj go w tej chwili, nie miałeś prawa powiedzieć żadnej z tych rzeczy.

Drzwi do pokoju otworzyły się cicho i do środka wszedł Liam, który zaskoczony popatrzył na przyjaciół i starał się rozeznać w sytuacji. Louis trzymał Nialla za ramię wyglądając na kogoś, kto zaraza może dokonać morderstwa, a Harry stał niedaleko wpatrując się w nich beznamiętnie.

-Co się tutaj dzieje? – zapytał poważnym głosem, żądając odpowiedzi, miał już dość tych głupich kłótni Lou i Nialla.

-Nie miałeś prawa mówić tego wszystkiego, rozumiesz? – powtórzył Louis ściskając mocniej ramię przyjaciela. – To nie jest prawda, więc przepraszaj, już.

-Harry, możesz mi powiedzieć, co się stało? – Liam podszedł do Stylesa, który cofnął się szybko.

-Możecie wszyscy wyjść z mojego pokoju?- zapytał głośno zielonooki wskazując na drzwi. – Mam dosyć waszego zachowania, to jest moje dziecko i ja wiem co jest dla niego dobre, a co nie, więc wynoście się stąd w tej chwili i nie zbliżajcie się więcej do mnie. Nie chcę słuchać tego, co mówicie, mam gdzieś waszą troskę, nie potrzebuję jej, nie potrzebuję was, więc wynocha, już! – obrócił się do nich plecami, podchodząc do dużego okna.

-Harry – zaczął Niall, ale przerwał mu Louis.

-Wynoś się Horan, powiedziałeś już wystarczająco dużo.

Harry stał tam, słuchając jak Liam stara się wygonić wszystkich z pokoju, usłyszał dźwięk kroków i odetchnął z ulgą ciesząc się z samotności. Położył szybko dłoń na swoim brzuchu i pogłaskał go z czułością. Udawał obojętnego, ale Niall i Lou mieli rację, zachował się nieodpowiedzialnie, nawet nie pomyślał, że może zaszkodzić dziecku, a to przecież ono powinno być na pierwszym miejscu. Zadrżał na samą myśl, że mógł skrzywdzić to maleństwo żyjące pod jego sercem. Nie chciał tego, nie chciał niczego złego, sam nie rozumiał swojego zachowania, chciał tylko by ktoś go zauważył, chciał tylko trochę czułości i uwagi innych osób, ale to wszystko było niewystarczające. Nie rozumiał sam siebie i to go przerażało, nie poznawał swoich uczuć.

-Przepraszam – wyszeptał do swojego dziecka – Ja... chciałem tylko by ktoś mnie przytulił, tylko przytulił – przymknął powieki czując się idiotycznie, ale naprawdę tylko o to mu chodziło.

-Harry – nieoczekiwanie odezwał się głos za jego plecami – przytulałbym cię przez cały czas, gdybyś tylko mi na to pozwolił – powiedział cicho Louis i brunet naprawdę myślał, że jest w pokoju sam, ale najwidoczniej szatyn został z nim i obserwował go przez cały ten czas. – Pozwól mi na to, proszę cię.

-Wyjdź Louis – poprosił twardo, nie odwracając się w jego stronę.

-Harry, nie odtrącaj mnie, jestem tutaj przez cały czas – mówił dalej, starając się przebić przez mur stworzony przez loczka.

-Powiedziałem wyjdź, wynoś się z mojego pokoju. Nie chcę cię tutaj, my cię tutaj nie chcemy, więc wynoś się.

Nie miał tego na myśli, naprawdę chciał, by Lou został z nim i zrobił to, co powiedział. Chciał być przytulany przez kogokolwiek, ale najbardziej chciałby poczuć dookoła siebie ramiona Louisa, mógł udawać przed całym światem, ale sam przed sobą mógł być szczery, odtrącanie szatyna stawało się coraz trudniejsze, szczególnie kiedy dziecko tak bardzo pragnęło obecności swojego drugiego taty.

***

-... nie możesz mówić mu takich rzeczy, Jezu, co z tobą jest nie tak, Horan? – Louis siedział w pokoju Liama, który starał się załagodzić spór trwający od dłuższego czasu.

-Odwal się Lou, musisz przyznać, że zgadzasz się z każdym słowem, które powiedziałem, co on wyprawia? Zachowuje się, jakby nie był w ciąży, zamyka się w sobie, jest taki obojętny i lekceważący – powiedział Niall, pisząc coś szybko na swoim telefonie.

-Ktoś może mi powiedzieć, co się tam w ogóle stało? – zapytał zdezorientowany Liam, nadal nie wiedząc o co kłóci się jego dwóch kumpli – ktokolwiek? Zayn? – popatrzył na bruneta, który w ostatnim czasie wykazywał zero zaangażowania w sprawy zespołu, wkurzając tym wszystkich.

-Wyluzuj Li, Harry obmacywał Winstona, a później wskoczył do basenu, a ten tutaj tatuś – Malik wskazał na Louisa - szalał z zazdrości, a później jako naczelna kwoka tego zespołu, pobiegł sprawdzić, czy z jego małą kaczuszką wszystko w porządku, koniec historii, a Niall świruje jak zwykle, czyli nie wydarzyło się nic szczególnego – brunet wzruszył ramionami i wrócił do pisania w swoim notesie.

-Przepraszam – zaczął Louis poirytowanym głosem – ale muszę coś powiedzieć, Zayn.

-Cóż, jeżeli musisz, to po prostu to zrób – zachęcił niczym niezrażony chłopak.

-Po pierwsze skończ zachowywać się jak jakaś mimoza, po drugie nie bagatelizuj tego co zrobił Harry, a po trzecie kwoka to kura, a kaczuszka to dziecko kaczki, co jest wielką różnicą i jeżeli już, to Harry jest moim małym kaczątkiem – zakończył burkliwie szatyn, zaplatając ramiona na piersi.

W pokoju zapanowała cisza i wszyscy popatrzyli na Louisa, przetwarzając powoli jego słowa, gdy nagle Niall wybuchnął głośnym śmiechem, a chwilę później dołączyli do niego Liam i Zayn.

-Z czego rechoczecie? – warknął, patrząc na przyjaciół zanoszących się coraz głośniejszym śmiechem.

-Stary, kura, kaczka, kaczuszka i kaczątko? Użyłeś tych wszystkich słów w jednym zdaniu i pytasz się, z czego rechoczemy? – zapytał Niall, z zarumienioną twarzą. – Jesteś popieprzony, maksymalnie popieprzony i nie ogarniam twojego mózgu.

-I wcale nie musisz, nikt cię o to nie prosi, Horan. – burknął Tomlinson siadając na dywanie, opierając się plecami o łóżko.

-Nie no, to naprawdę było zabawne przyznaj Lou – zauważył Zayn, uśmiechając się pierwszy raz od długiego czasu.

-Bardzo zabawne, uśmiałem się jak szalony, nie widać tego? – sarknął, przewracając oczami, ale mały uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Martwię się o Harry'ego – powiedział cicho, gdy w pokoju ponownie zapanował względny spokój.

-Zachowuje się jak nie on, prawda? – zapytał Liam, pocierając twarz, starając się nie wyglądać na tak zmartwionego jak był naprawdę.

-Prawda, ale może to tylko hormony, przecież Hazz wcześniej nie był smutny czy niezadowolony, a to głupie zachowanie było tylko chwilową zachcianką? – mówił Niall pełnym nadziei głosem. – Przecież to niemożliwe, żeby nagle Hazz przestał cieszyć się ciążą, on nie skrzywdziłby fasolki.

-To nie jest fasolka – upomniał go znudzonym głosem Louis, ale nikt nie zwrócił na to uwagi – i Harry kocha dziecko, tego jestem pewien, nie musimy się martwić akurat tym. Po prostu on... Harry jest teraz trochę zdezorientowany i zagubiony w tym wszystkim, ale będzie dobrze, z Harrym i z dzieckiem, nie ma innej opcji – powiedział poważnym, pewnym głosem, po czym podniósł się i skierował w stronę drzwi. – A ty, Horan – obrócił się w stronę blondyna wskazując na niego palcem – przeprosisz Harry'ego za to co powiedziałeś i będziesz prosić o wybaczenie.

-Tak, bo ty niby to robisz, prawda? – parsknął złośliwie Niall i wszyscy w pokoju wiedzieli, że topór wojenny, który został na chwilkę zakopany teraz ponownie wrócił do gry.

-Znowu zaczynacie? – jęknął Liam i założył na uszy słuchawki, starając się odciąć od irytujących głosów swoich przyjaciół.

***

Anne planowała tę rozmowę od dłuższego czasu, ale jakoś zawsze coś jej przeszkadzało i nigdy nie było okazji, by rozpocząć ten temat. Musiała być subtelna i nie wdawać się w szczegóły tak, by nie powiedzieć zbyt dużo, nie zdradzić zbyt wiele. Pamiętała doskonale o co poprosił ją Harry, obiecała mu coś i miała zamiar dotrzymać danego wcześniej słowa. Teraz, kiedy obserwowała swoją córkę, która postanowiła wpaść na jeden dzień do domu, stwierdziła, że lepszej okazji już nie będzie. Dlatego po zaparzeniu herbaty i postawieniu dwóch filiżanek na stoliku w salonie, usiadła na fotelu i spojrzała na swoje starsze dziecko.

-Harry niedługo wraca do Londynu, prawda? – zapytała dziewczyna i Anne uśmiechnęła się szczęśliwa, że to jej córka rozpoczęła ten temat.

-Tak, za tydzień będzie już w domu – potwierdziła ciesząc się, że jej syn nareszcie znajdzie się niedaleko. – Tak sobie pomyślałam, że kiedy będziecie już w Londynie, to może odwiedziłabyś go od czasu do czasu? Ja nie jestem w stanie być blisko tak często jakbym chciała, a on teraz potrzebuje obok siebie kogoś z rodziny.

-Mamo serio, myślisz, że zostawiłabym Harry'ego bez opieki? – zapytała dziewczyna kręcąc głową. – Zresztą, nie musisz udawać takiej niewinnej i tak wiem, że coś chodzi ci już po głowie, więc wyrzuć to z siebie, dobrze?

-Dobrze, dobrze – Anne odłożyła filiżankę i westchnęła zastanawiając się, jak przekazać to, co było dla niej tak ważne. – Chciałam cię poprosić byś zwróciła uwagę na Louisa, kiedy będziesz w domu Harry'ego.

-Na Lou? Dlaczego? – Gemma obrzuciła ją zaciekawionym spojrzeniem i kiedy kobieta nie odpowiadała, uniosła jedną brew oczekując wyjaśnienia.

-Po prostu on kręci się obok Harry'ego zbyt często i to mnie niepokoi – odparła krótko nie wdając się w szczegóły.

-Mamo, przecież obie wiemy, jak bardzo Harry jest zauroczony Louisem, to nie dzieje się od wczoraj tylko trwa od kilku lat, a teraz będą mieli dziecko, więc sądzę, że Lou ma prawo być obok niego. Nie mam racji?

-Może i tak, ale nie uważam, że Harry i Lou to dobry pomysł.

-Serio? Bo zawsze wydawało mi się, że chciałaś, by oni byli razem, ale nigdy nic nie wskazywało na to, że Louis jest zainteresowany, ale teraz chyba coś zaczęło się dziać, więc dlaczego mamy im przeszkadzać – dziewczyna uparcie broniła Louisa, i Anne będąc szczerą nie była zaskoczona, jej dzieci w jakiś dziwny niewytłumaczalny sposób miały słabość do Tomlinsona. Harry był w nim zakochany od dnia kiedy go spotkał, a Gemma uwielbiała słowne potyczki z szatynem, dogryzali sobie i prowadzili długie dyskusje, a ich sarkastyczne poczucie humoru dopełniało się.

-Dobrze, nie będę się z tobą spierać, zresztą nie chcę rozmawiać na temat Louisa, proszę cię tylko o to, żebyś zwracała uwagę na to co robi, nie chcę żeby Harry został zraniony i cierpiał, on nie potrzebuje teraz takich rzeczy, ma wystarczająco dużo na głowie.

-Jasne mamo, będę pilnowała Louisa Tomlinsona, będę jak jego cień, zawsze obok niego – zażartowała blondynka i uchyliła się przed poduszką, którą rzuciła w nią Anne – Lou będzie grzeczny, obiecuję.

Anne przytaknęła z uśmiechem i naprawdę miała nadzieję, że Gemma miała rację, chciała żeby Louis był grzeczny, ale najbardziej na świecie chciałaby żeby Louis Tomlinson zniknął z życia jej syna, dał mu nareszcie święty spokój i usunął się w cień. Jednak wiedziała, że prosi o zbyt dużo i musiała się zadowolić tym, że Gemma od czasu do czasu sprawdzi co dzieje się u Harry'ego.

***

Lou był niezadowolony, chociaż to było lekkie niedopowiedzenie, był wściekły, sfrustrowany i pełen goryczy. Jedynym miejscem w którym chciał się teraz znajdować był Londyn, dokładniej dom Harry'ego, ale niestety niektóre osoby miały coś innego w planach i aktualnie znajdował się w jakimś klubie, świętując wieczór kawalerski Dana. Był zły na swoją mamę za to, że wymusiła na nim zgodę na to wszystko, nie potrafił też zrozumieć, dlaczego zawsze jej ulegał i zgadzał się na wszystko o co tylko poprosiła. To nie tak, że nie lubił Dana, przeciwnie facet był w porządku, ale po prostu nie chciał tutaj być i to było największym problem. Z drugiej strony on i Dan nie byli przyjaciółmi, więc czuł się tutaj średnio na miejscu. Mógłby pójść na kawalerski Liama, Zayna, nawet Nialla, ale nie chciał bawić się na takim wieczorze faceta, który niedługo będzie mężem jego matki. To był jakiś koszmar, popieprzona sytuacja, cieszył się że jego siostry nie muszą brać w tym wszystkim udziału w taki sposób jak on.

Zastanawiał się co teraz robi Harry, Barcelona była ładnym miastem, takim żywym i głośnym nocą, ale on wolałby być teraz w domu z loczkiem i ich dzieckiem. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę nie mieszka z Harrym, ale lubił myśleć, że dzielą razem ten duży dom, który tak bardzo mu się podobał i w którym czuł się już jak u siebie. Przeprosił Dana i wyszedł na zewnątrz budynku, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem i może gdzieś zadzwonić. Od razu wiedział, jaki numer wybrać i nie zawahał się ani przez chwilę nie mogąc się doczekać, by usłyszeć swój ulubiony głos. Nie czekał zbyt długo, gdy połączenie zostało odebrane.

-Tak? –zachrypnięty głos Harry'ego rozległ się po drugiej stronie, a twarz Louisa od razu rozświetlił uśmiech.

-Cześć Hazz, przepraszam, że dzwonię tak późno.

-Nic się nie stało, ale dlaczego dzwonisz? Stało się coś? – śpiący głos loczka, zmienił się w odrobinę zaniepokojony i dopiero teraz Lou uświadomił sobie, że mógł obudzić Harry'ego.

-Obudziłem cię? Przepraszam, nawet nie pomyślałem o tym, która jest godzina – powiedział szybko, zły na siebie, ponieważ znów zrobił coś głupiego.

-Nie spałem – reakcja Harry'ego była krótka i zwięzła, nie dająca żadnego pola manewru, ale Louis nie miał zamiaru kończyć tej rozmowy.

-Co w takim razie robicie? – było już późno i naprawdę był ciekawy co porabia Harry, nie śpiąc o tej godzinie, miał tylko nadzieję, że nie robił niczego niebezpiecznego i groźnego. Właśnie dlatego wolał być w domu, a nie tak daleko, stąd mógł tylko zapytać i mieć nadzieję, że Hazz odpowie mu szczerze.

-Leżę w łóżku i oglądam jakiś nudny program w telewizji, to pewnie dlatego mój głos jest taki zaspany – wyjaśnił Styles i Lou mógł sobie wyobrazić ten obrazek, Harry zakopany pod ciepłą kołdrą otulającą jego ciało z włosami rozrzuconymi na poduszce lub spiętymi na czubku głowy, wpatrującego się ze znudzeniem w ekran telewizora, ziewającego od czasu do czasu lub przecierającego swoje zaspane oczy. Chciał widzieć to teraz, a nie tylko wyobrażać to wszystko – a ty co robisz Louis? Teraz powinieneś bawić się na wieczorze kawalerskim, ale brzmisz na zdenerwowanego, coś poszło nie tak?

-Nie, wszystko jest w porządku, po prostu jestem trochę zły.

-Na kogo? – zapytał od razu loczek i po tym, jak zmienił się dźwięk, szatyn domyślił się, że chłopak odłożył telefon i ustawił rozmowę na głośnik.

-Na moją mamę.

-Na Jay? Dlaczego?

-To nic ważnego, ale czuję się dziwnie wykorzystany, nawet nie wiem dlaczego, ale pierwszy raz czuję, że przeszkadza mi to wszystko.

-Co masz na myśli? – cichy głos Harry'ego działał na niego relaksująco, słyszał ciche ziewnięcia loczka i to sprawiało, że się uśmiechał.

-Nigdy nie żałowałem pieniędzy na swoją rodzinę, zresztą dobrze o tym wiesz prawda? Tylko, że teraz zaczyna mi się wydawać, że to przesada, wiesz? Ten cały kawalerski i panieński, wyjazd do Barcelony, klub i to wszystko co się dzieje. Mógłbym organizować kawalerski swojego przyjaciela albo kumpla, ale faceta własnej matki? Czy to nie jest dziwne Hazz? Twoja mama nie poprosiła cię o zorganizowanie czegoś takiego, nigdy w życiu nie kazałaby ci płacić za takie rozrywki, ale Anne jest inna, wiem. Mam wystarczająco dużo pieniędzy i pewnie zachowuję się jak ostatni dupek, gadając takie głupoty, ale coś jest nie tak Harry i nawet nie chcę tutaj być, rozumiesz?

-Lou – zaczął młodszy, spokojnym, ciepłym głosem, który otulał Louisa i uspokajał – przykro mi, że tak się czujesz, myślałem, że będziesz się tam dobrze bawił z Danem i tymi innymi ludźmi. Twoja mama na pewno nie chciała sprawić ci przykrości i...

-Daj spokój Hazz, dobrze wiemy, że akurat to moja mama miała gdzieś, ona przyjęła to za pewnik, Louis zapłaci tak jak zawsze i nieważne, że ja nie chcę tuta być, nie mam nastroju do zabawy i imprezowania. Moja mama zapomina się, nie jest nastolatką, to my jesteśmy jej dziećmi, ja, Ernest i dziewczynki, ale dla niej teraz ważny jest tylko ślub, nic poza tym. Zresztą to wesele Harry, nawet nie masz pojęcia, co tam będzie się działo, to jakiś koszmar – westchnął, siadając na jakiejś ławce.

-Nie martw się tak Lou, ta noc zaraz się skończy i będziesz miał już wolne dni tylko dla siebie – pocieszył go Harry i szatyn mógł sobie wyobrazić, jak uśmiecha się w ten uroczy sposób, dzięki któremu człowiek czuł się ważny i potrzebny.

-Tak, chciałbym już być w domu – rozmarzył się starszy, przymykając zmęczone powieki.

-Och wybierasz się do Doncaster? – zapytał zaskoczony młodszy i Lou otworzył szybko oczy, będą w chyba jeszcze większym szoku, bo Doncaster... skąd on to wziął?

-Nie, wracam do Londynu do was.

-Och... ja... och, myślałem że do domu czyli... nieważne – jąkał się uroczo.

-Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł was zobaczyć, stęskniłem się za tobą i Śnieżynką.

-Za kim?

-Za Śnieżynką, naszym dzieckiem.

-Dlaczego nazwałeś dziecko Śnieżynką? – w pytaniu Harry'ego pobrzmiewał uśmiech, a nie wrogość, więc nie obawiał się odpowiedzieć.

-Och to proste, to będzie zimowe dziecko prawda? Urodzi się zimą, więc śnieżynka brzmi dobrze, a już na pewno lepiej niż jakaś tam fasola.

-Mhm – cichy śmiech Harry'ego rozbrzmiał w uchu Louisa i szatyn nie mógł powstrzymać swojego śmiechu – śnieżynka brzmi naprawdę ładnie, podoba mi się – wymruczał śpiąco – i Louis przepraszam za to co powiedziałem, to nie tak, że cię nie chcemy – w telefonie zapanowała cisza – chyba pójdę już spać, baw się dobrze, dobranoc.

-Do zobaczenia Harry, kocham was, Dobranoc.

Siedział jeszcze przez chwilę na ławce i wdychał przyjemne chłodne powietrze, uśmiechał się jak wariat nie potrafiąc ukrywać tego jak dobrze się teraz czuł. Jedna rozmowa z Harry robiła z nim coś tak dziwnego, był totalnie zakochany i miał nadzieję, że kiedyś po jakiejś rozmowie, Harry poczuję to samo co on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro