Rozdział osiemnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już przedostatni rozdział. Miłego czytania:) Dajcie znać, jak wrażenia :)

Wydawało się, że czas stanął w miejscu, gdy znajdowali się w swoich ramionach. Nagle zegar zatrzymał się, a może po prostu oni przestali się w niego wpatrywać. Teraz chcieli, by wszystko zwolniło, ponieważ obecna chwila była tą idealną i upragnioną. Louis potrafił tylko wpatrywać się w Harry'ego, który karmił dzieci i traktował je z taką delikatnością, jakiej oczekiwał po nim od dnia narodzin chłopców. Styles był idealnym rodzicem, szatyn nigdy, nawet w najtrudniejszych momentach nie zaczął w to wątpić. Jeżeli ktoś posiadał instynkt ojcowski, to właśnie Harry. Gdyby mógł, przestałby mrugać, byleby tylko nie przegapić jakiegoś ważnego momentu. Całe szczęście miał przy sobie telefon i dokumentował wszystkie momenty krok po kroku. Wiedział, że brunet miał rację, mówiąc, że stracili tak wiele czasu i ważnych momentów, ale niestety nie cofną już tego, co się wydarzyło. Nadal czekało ich tyle niezwykłych chwil i teraz, gdy nareszcie wybaczyli sobie przeszłość i błędy, które popełnili, mogli być prawdziwie wolni i szczęśliwi. Gdyby mógł zadecydować, zatrzymałby ich w tej bańce spokoju i radości, ale życie toczyło się za drzwiami tego pokoju i czas pędził nieubłaganie do przodu. Jeden rzut oka na zegar uświadomił mu, ile godzin minęło i jak późno jest. Nic więc dziwnego, że nawet niezmordowany Kieran przysypiał w ramionach Harry'ego, a drobniejszy i spokojniejszy od swojego brata Tristan, spał już smacznie otoczony poduszkami obok loczka.

– Czuję się, jakbym całe życie czekał na tę chwilę, wiesz? Na trzymanie ich, kołysanie do snu, bycie obok – wyszeptał drżącym głosem brunet, wpatrując się w maleńkiego chłopca, ufnie zasypiającego w jego ramionach.

– To niesamowite prawda? Nagle dokładnie wiesz, co robić, czego potrzebują, co jest dla nich dobre, tak jakby to była twoja życiowa rola, ta najważniejsza. Chociaż przyznam szczerze, że na początku byłem przerażony, bałem się, że coś im zrobię, a pierwsza kąpiel była koszmarem. Nie poradziłbym sobie bez pomocy twojej mamy. Zresztą nie ogarnąłbym tego bez Nialla, Gemmy, Liama, oni wszyscy są naszymi bohaterami – uśmiechał się, mówiąc te słowa. Taka była prawda, nie miał zamiaru udawać niezwyciężonego, zbyt dobrze pamiętał swój płacz w nocy, gdy chłopcy płakali, a on w żaden sposób nie potrafił ich uspokoić. Rodzicielstwo to nie była najłatwiejsza sprawa, ale z pomocą bliskich osób podołał zadaniu.

– Przepraszam – Harry nie odważył się powiedzieć tego głośniej, wydawało się, ze skurczył się w sobie ze wstydu i smutku, który zaczął odczuwać po słowach Louisa.

– Nie musisz przepraszać Hazz, nie dlatego to powiedziałem. Ustaliliśmy już, że nie wracamy do tego, co było prawda? Po prostu chcę, żebyś wiedział, jak bardzo jestem wdzięczny twojej rodzinie, która była niezastąpiona w ciągu tych pierwszych tygodni – podszedł do chłopaka i ostrożnie przeczesał dłonią jego odrastające włosy, które zaczęły się kręcić i przypominać loczki z pierwszych lat ich znajomości. – Połóżmy ich do łóżeczka dobrze? Myślę, że powinniśmy coś zjeść i odpocząć – ostrożnie podniósł Tristana i położył go na materacu, licząc na to, że chłopiec nie obudzi się i nie zacznie płakać. Odetchnął z ulgą, gdy malec mruknął coś pod nosem i szczęśliwie spał dalej. Po chwili dołączył do niego brat, a ich drobne ciała zostały okryte.

– Nie chcę ich zostawiać – mruknął Harry, wpatrując się w nich nieprzerwanie.

– Skarbie musimy coś zjeść, jest już późno. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń, czas na odpoczynek. Oni będą teraz spać przez kilka godzin, jeżeli się nam poszczęści. Uwierz mi, jeszcze będziesz miał dość nocnych pobudek – zapewnił go z uśmiechem, ale zamarł widząc smutek na twarzy Stylesa. – Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?

– Słyszałem, jak wstawałeś każdej nocy, ich płacz był ... był tak głośny. Nie potrafiłem zasnąć, dopóki się nie uspokoili i tyle razy ... tyle razy chciałem do was pójść, ale nie mogłem się przemóc – wydusił, mówiąc każde słowo z trudem i bólem na twarzy.

– Nie przejmuj się tym, poradziliśmy sobie i będziemy starali się być jak najlepszymi rodzicami jasne? A teraz chodź – chwycił go za dłoń i pociągnął w stronę schodów.

Liczył, że zostali w domu sami, ale odgłosy rozmowy dobiegające z salonu zwiastowały coś zupełnie innego. Nie był z tego powodu zadowolony. Zamarł i zatrzymał się w miejscu, gdy tylko przekroczyli próg kuchni. W pomieszczeniu znajdowali się ich najbliżsi. Kochał ich, ale teraz marzył tylko o chwili ciszy i spokoju, a groźna mina Anne zapowiadała coś nieprzyjemnego.

– Harry – kobieta podeszła do syna i objęła go mocno. Widać było, jak cieszy się z widoku chłopaka, który się uśmiecha, ale coś w jej postawie mówiło Louisowi, że zaraz wydarzy się coś nieprzyjemnego. – Tak bardzo za tobą tęskniliśmy – wyszeptała, a po chwili odepchnęła syna, patrząc na niego ze złością. – Nawet sobie nie wyobrażasz, co my tu wszyscy przeżywaliśmy. Zachowałeś się nieodpowiedzialnie i egoistycznie i chyba nigdy nie myślałam, że zrobisz coś takiego. Nie myśl, że nie zmuszę cię do wyjaśnienia wszystkiego, nie tak cię wychowałam Harry.

– Anne – Louis wtrącił się, gdy kobieta po raz kolejny otwierała usta, by zacząć obrzucać syna wyrzutami. – Daj spokój.

– Nie przerywaj mi Louis, nie myśl, że zapomniałam, ile masz za uszami, więc lepiej mnie nie prowokuj – warknęła w jego stronę, obrzucając go ostrym spojrzeniem.

– Mamo – zaczął cicho Harry, kuląc się w sobie ze wstydu. – Nie krzycz na niego.

– Jesteś ostatnią osobą, która może mnie pouczać Harry. Byliśmy przerażeni i załamani, nie wiedzieliśmy, co się dzieje, a dzieci ciągle płakały i potrzebowały twojej uwagi. Powinieneś z nami porozmawiać. Cokolwiek się działo, jakkolwiek się czułeś, mogłeś nam powiedzieć i razem byśmy sobie poradzili. Nie porzuca się swojej rodziny.

– Anne przestań – szatyn po raz kolejny postanowił zabrać głos. Nie mógł patrzeć na skulonego chłopaka, który przecież jeszcze chwilę temu był szczęśliwy. Nie rozumiał, dlaczego nikt się nie odezwał, dlaczego tylko on bronił Stylesa, dlaczego Gemma wpatrywała się w brata bez słowa i zachowywała, jakby popierała swoją matkę, dlaczego Niall milczał, przecież to on był obrońca zielonookiego. – To nie jest czas na takie wrzaski, daj mu teraz spokój.

– Nie rozkazuj mi – Anne podeszła do syna i po raz kolejny zgarnęła go w swoje ramiona. – Kochamy cię Harry, jesteś moim synkiem i nigdy nie przestanę cię kochać, ale przeraziłeś nas i potwornie wkurzyłeś, więc ta rozmowa będzie kontynuowana, chociaż może nie teraz. Twój obrońca ma rację, tak bardzo się cieszę, że jesteś z nami kochanie, tęskniliśmy za tobą – wyszeptała, przytulając go mocno.

– Czy każdy Styles jest rozchwiany emocjonalnie? – pytanie Nialla wywołało szereg zupełnie różnych reakcji. Gemma uderzyła go w głowę, Anne prychnęła, a Harry roześmiał się cicho, wywołując tym uśmiech na twarzy Louisa. – Tylko zapytałem – wzruszył ramionami, obejmując żartobliwie Gemmę, która chciała go odepchnąć, ale po chwili skapitulowała.

– Nie rób nam tego więcej głupolu – powiedziała dziewczyna, przyglądając się bratu, który ufnie wtulał się w matkę, cały czas obserwując Tomlinsona.

– Nie mam tego w planach – zażartował w odpowiedzi, a Anne jeszcze bardziej wzmocniła swój uścisk. – Mamo myślę, że mnie dusisz.

– Czy możemy coś zjeść? Nie jadłem przez pół dnia, umieram z głodu – Lou postanowił przerwać tę czułą rodzinną sesję przytulania i wrzeszczenia na siebie na zmianę. – Chcę coś zjeść, póki maluchy śpią.

– Stary, teraz to Harry będzie wstawał do nich przez całe noce, nareszcie się wyśpisz – Niall odsunął się od Gemmy i pomaszerował za Lou. – To musi napawać cię radością.

– Cóż stary, a ty nie będziesz miał już pretekstu do spotkań z Gemmą, to musi napawać się smutkiem – zironizował z uśmieszkiem na twarzy. Zadowolony zaobserwował zaskoczenie na twarzy Horana.

– Cóż jakoś sobie poradzę, w końcu jesteśmy rodzicami chrzestnymi – wzruszył ramionami, najwyraźniej będąc dumnym ze swojej odpowiedzi. Biedny zapomniał, że to Louis ma zawsze ostatnie zdanie.

– Tylko nie wczuwajcie się za bardzo w to rodzicielstwo, jak na razie rodzinie Styles wystarczy dzieci – zdążył się odsunąć, nim pięść Nialla zderzyła się z jego ramieniem.

– Nie wygaduj takich bzdur przy Gemmie – wyszeptał zarumieniony chłopak. – Ogarnij się Tomlinson.

– Ona jeszcze nic nie wie? – grzebał w lodówce w poszukiwaniu czegoś smacznego, był przekonany, że zostało coś z wczorajszego obiadu, który zamówił.

– Małe kroczki Louis, małe kroczki, więc się nie wtrącaj i absolutnie nie mów nic Harry'emu. Wiesz, że on nie jest za grosz subtelny – zagroził Niall, obserwując czujnie szatyna, który skrzywił się, słysząc te słowa.

– Cóż jakby ci to powiedzieć? – postarał się o przepraszającą minę i skruszony wyraz twarzy – Harry już wie – po tych słowach zapomniał o jedzeniu i ruszył biegiem do salonu. Cieszył się, że kuchenna wyspa oddzielała go od Horana. Przed jego złością mogły go uchronić tylko dzieci w ramionach.

***

Harry leżał, wpatrując się w sufit. Było już późno, wygonili wszystkich do domów, a kiedy w końcu zapanowała upragniona cisza, postanowili położyć się spać. Ten dzień obfitował w emocje i byli wykończeni. Nie marzył o niczym innym, jak spokojny, odżywczy sen, który uspokoi go i pozwoli uwierzyć, że od teraz wszystko będzie w porządku. Louis pozwolił mu zająć swoją sypialnię, tę w której znajdowało się łóżeczko chłopców. Harry nie potrafił powiedzieć, jak bardzo był mu wdzięczny za tę propozycję. Nie poprosiłby o możliwość zostania na noc z Kieranem i Tristanem, ale bardzo tego chciał. Teraz, kiedy wreszcie mógł odsapnąć, jego oczy uparcie pozostawały otwarte, a sen nie nadchodził. Zbyt wiele myśli kłębiło się w jego głowie, rozmyślał o swojej mamie, która nakrzyczała na niego i była pełna żalu, nie dziwił się jej wcale. Sam był na siebie wściekły, ale rozmowy z Lou i rodziną pomogły mu trochę. Czuł się lepiej i zaczynał wierzyć, że nie zostanie sam, a Louis naprawdę coś do niego czuję, nie jest tylko zastępstwem za Eleanor i nie chodzi tu tylko o dzieci.

Słyszał ciche oddechy chłopców i ten dźwięk uspokajał go i wyciszał. Nie wiedział, jak mógł przeżyć tyle dni i tygodni bez nich. Był idiotą, nikt nie musiał mu tego mówić, był świadomy swojej głupoty. Obrócił się na prawy bok, wpatrując się w łóżeczko stojące nieopodal. To było słodkie, że maluszki spały razem. Z tego co mówił Louis, ku zaskoczeniu wszystkich, dzieci działały na siebie uspokajająco i pragnęły swojej bliskości i obecności. Jednak szatyn mówił, że już niedługo trzeba będzie przynieść z piwnicy dwa łóżeczka, które kupili i pozwolić chłopcom spać oddzielnie. To wszystko było szalone, a myśl o prawdziwym rodzicielstwie trochę go przerażała. Nie chciał być beznadziejnym ojcem, ale czuł, że przy Louisie wypadnie dość słabo. Nie miał żadnej wprawy i umiejętności.

Jeden z chłopców jakby wyczuwając jego obawy zaczął kręcić się w łóżeczku, po czym rozpłakał głośno, sprawiając, że Harry poderwał się nerwowo ze swojego miejsca. Pospiesznie podszedł bliżej i zauważył, że Kieran wymachuje swoimi małymi rączkami, a jego buzia wykrzywia się w niezadowoleniu. To był pierwszy raz, gdy był całkowicie sam z dziećmi i musiał zareagować. Czuł, że panikuje i nie ma pojęcia, co robić. Ostrożnie uniósł chłopca i ułożył sobie w ramionach, kołysząc go powoli. Niestety nic nie pomagało i czuł, że za chwilę rozpłacze się i sam będzie szlochał jak małe dziecko. Jedyne co przychodziło mu do głowy to Louis, Louis będzie wiedział, co zrobić. Zerknął na Tristana i gdy tylko zobaczył, że ten śpi spokojnie i ignoruje płacz brata, postanowił pójść do swojej sypialni, którą teraz zajmował szatyn. Nie pukał do drzwi, po prostu otworzył je i szybko wszedł do środka. Kiedy tylko przekroczył próg, Lou obudził się, tak jakby cały czas czuwał w gotowości do pomocy i działania.

– Co się stało? – wymamrotał śpiąco mężczyzna, patrząc to na niego to na dziecko, które nadal płakało.

– On nagle zaczął płakać i nie mam pojęcia, co robić Lou. Jestem beznadziejnym ojcem, potrafiłem obchodzić się z obcymi niemowlakami, a nie wiem, jak zadbać o swoje dziecko – mówił ze złością i rozpaczą, które mieszały się, tworząc całkowity chaos.

– Nie wygaduj głupot – szatyn wstał i kontrolnie zerknął na Kierana, który wrzeszczał w niebogłosy. – Dobra kolego, dlaczego jesteś taki niezadowolony, skoro trzyma cię twój tatuś? – powiedział spokojnie, uśmiechając się do chłopca, który nadal wyglądał, jakby chciał uderzyć swoich ojców i zmusić ich do działania.

– Nie dam rady Lou, jestem najgorszym ojcem na świecie – wydukał, nawet nie powstrzymując łez, które spływały po policzkach.

– Bzdura – Louis prychnął, cały czas się uśmiechając. – Jesteś świetny, musisz tylko przyzwyczaić się do dzieci, a szczególnie do Kierana, który jest małym terrorystą i uwielbia stresować ludzi, prawda mały? – zagruchał do chłopca, który kwilił cicho, wymęczony płaczem. – A teraz chodźmy przebrać tego łobuza, później nakarmimy go i zobaczysz, że zaśnie szybciej, niż mógłbyś się spodziewać.

Pół godziny później okazało się, że Louis miał rację, Kieran spał zadowolony, a Harry wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Chłopiec wydawał się spokojny i szczęśliwy, nie brakowało mu niczego. Jego brat przez ten czas nie obudził się nawet na moment, ale akurat to nie cieszyło szatyna, który stwierdził, że pewnie Tristan zrobi im pobudkę w ciągu najbliższej godziny.

– Przepraszam, że cię obudziłem – wyszeptał, siadając na łóżku z markotną miną.

– Daj spokój Hazz, nie przepraszaj za coś takiego. To normalne, że troszkę spanikowałeś, jestem pewien, że gdyby obudził się Tris, to poradziłbyś sobie świetnie. Zresztą wprawisz się, zobaczysz, potrzebujesz tylko trochę czasu. To całkowicie normalne – Louis musnął ustami jego czoło i chciał odsunąć się, wyjść z pokoju i zasnąć chociaż na pół godziny, nim będzie musiał ponownie wstać, ale zatrzymały go ramiona Harry'ego oplatające go w pasie. – Co się dzieje? – nie był przyzwyczajony do czułości ze strony loczka. Tęsknił za tym, ale wiedział, że na wszystko przyjdzie czas. Cieszył się z tego, co miał.

– Możesz ze mną zostać? Zostać z nami? Nie chcę być sam – wymamrotał, unikając wzroku szarych tęczówek, które w przytłumionym świetle lampki nocnej utraciły cały swój błękit. – Jeżeli nie chcesz, to nie ma sprawy.

– Zostanę z przyjemnością – powiedział szybko, uśmiechając się jak szaleniec. – Mam zająć fotel, czy ... – urwał, zerkając na swoje łóżko, teraz zajmowane przez bruneta, który odchylił kołdrę w zapraszającym geście. Zajął miejsce obok loczka, układając się wygodniej na tak znajomym materacu.

– Nie zasnę teraz – wymamrotał Styles, obracając się w stronę Louisa. – Czy możemy porozmawiać?

– Pewnie – uśmiechnął się zachęcająco do chłopaka i odważył się spleść ich dłonie leżące pomiędzy nimi na kołdrze.

– Nie mogę znieść tego, ile mnie minęło, przegapiłem tyle ważnych momentów, które już nigdy nie wrócą – wcale nie chodziło o to, że nie może spać, po prostu musiał w końcu powiedzieć to wszystko, co dusiło go w piersiach i nie pozwalało normalnie funkcjonować. Bał się, że nie nadrobi tego straconego czasu, nigdy nie zrekompensuje dzieciom tego, że je porzucił.

– Nie mów tak, nie chcę, żebyś tak myślał – szatyn zacieśnił uścisk na dłoni młodszego. – To prawda, że nie było cię, gdy chłopcy uśmiechnęli się po raz pierwszy, zwymiotowali na Nialla, albo gdy Gemma przebierała po raz pierwszy Tristana, a on ją obsiusiał, ale będą jeszcze setki takich momentów, wiesz? – patrzył w załzawione tęczówki Harry'ego, spajającego z jego ust każde pojedyncze słowo, które mogło choć w maleńkim stopniu przybliżyć go do tamtych zabawnych i słodkich wspomnień.

– Tristan załatwił swoje potrzeby, gdy Gemms go przebierała? – zachichotał cicho, nie chcąc obudzić śpiących maluszków.

– Dokładnie tak, żałuję, że nie mogłem nagrać reakcji twojej siostry, piszczała jak szalona, a Niall tarzał się po podłodze ze śmiechu – wyjaśnił z uśmiechem. – Cóż to były szalone chwile, ale jestem pewien, że czeka nas jeszcze cała masa wariactw. Znasz nas, nigdy nie byliśmy do końca normalni prawda? A Niall i Gemma są całkowicie ... całkowicie pokręceni – użyłby innych określeń, ale to był ich przyjaciel i siostra faceta, w którym był zakochany, wolał uważać na słowa.

–A Liam i Lottie? Jak oni sobie radzą? – dopytał z zainteresowaniem Harry. Naprawdę ciekawiło go to wszystko. Żył obok nich przez tygodnie i choć starał się obserwować wszystko, co działo się w domu, to jednak często wychodził, nie mogąc znieść płaczu dzieci i spojrzenia Louisa, w którym zaklęte były wszystkie smutki tego świata.

– Wiesz, jaki jest Liam, stara się być idealnym ojcem chrzestnym dla Kierana, ale to nie jest łatwa sprawa, gdy wszyscy jesteśmy przekonani, że wyrośnie z niego niezły rozrabiaka. Coś czuję, że źle dobraliśmy chrzestnych. A Lottie nie odwiedza nas ostatnio zbyt często. To wszystko przez moją matkę, ale nie rozmawiajmy teraz o niej. To temat na inny dzień.

– Nie chcę, żebyś ignorował swoją rodzinę – poprosił po chwili ciszy, w której analizował wszystko, co usłyszał od szatyna.

– Nie będę, po prostu mama musi ogarnąć kilka rzeczy w swojej głowie i kiedy to zrobi, mam zamiar z nią szczerze porozmawiać – taka była prawda, nie chciał trzymać urazy, kochał ich wszystkich, chciał, by jego dzieci znały swoją babcię. – Ale nie rozmawiajmy o tym.

– Zgoda, więc chcesz mi powiedzieć, że Niall i Gemma się umawiają? – nastrój zmienił się w ciągu kilku sekund, gdy tylko zaczęli rozmawiać o tej dwójce.

– Cóż mój drogi, jeszcze nie, sprawy są trochę bardziej skomplikowane. Niall mówi coś o małych krokach, cokolwiek to znaczy, ale ...

– Czym my jesteśmy Lou? – brunet przerwał mu w pół zdania, a jego oczy powiększyły się komicznie, jakby tym pytaniem zaskoczył samego siebie i teraz bał się usłyszeć odpowiedź.

– Co masz na myśli? – czoło szatyna zmarszczyło się, gdy w konsternacji przyglądał się młodszemu chłopakowi.

– Jesteśmy parą czy ... czy czymś zupełnie innym? – czekał na odpowiedź z sercem bijącym w szaleńczym tempie.

Nie wiedział nawet, czego ma się spodziewać, a Louis milczał. Czuł na sobie jego wzrok, ale ta cisza stawała się coraz bardziej przerażająca, zwiastowała coś złego. Nie myślał, że tak będzie, był naiwny. Chciał się odsunąć, ale w jednej chwili wydarzyło się tak wiele. Louis zawisnął nad nim, opierając się na jednym ramieniu, pogłaskał jego twarz wierzchem dłoni i nie zastanawiając się zbyt długo, połączył ich usta w pocałunku tak czułym i delikatnym, jak nigdy wcześniej. Ich usta dotykały się, a dłonie szatyna błądziły po twarzy Harry'ego, który wzdychał i oddawał każdy najmniejszy gest Tomlinsona. Nie wiedział, co to oznacza, ale pragnął, by ta chwila nigdy się nie kończyła.

– Tak bardzo cię kocham – wyszeptał Louis prosto w jego rozchylone wargi. – Tęskniłem za tobą każdego dnia.

– Też cię kocham, od pierwszego dnia, gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że to będziesz właśnie ty, że będziesz moją miłością – wiedział, że nigdy wcześniej nie mówił tego szatynowi, ale to była prawda. To co czuł w stosunku do niego, zaczęło się dużo wcześniej niż ktokolwiek sądził. – Kocham cię i przepraszam, że tak cię zawiodłem.

– Nigdy mnie nie zawiodłeś skarbie, to ja zrobiłem to zbyt wiele razy i nie wiem, dlaczego postanowiłeś dać mi szansę, ale nie pozwolę ci odejść. Ty i chłopcy jesteście całym moim życiem – pocałował go po raz kolejny, napawając się tym obezwładniającym uczuciem szczęścia. Nareszcie nie musiał bać się odrzucenia, Harry go kochał, odwzajemniał jego uczucia.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – brunet odsunął od siebie Louisa, który skrzywił się niezadowolony. Teraz kiedy w końcu mógł, chciał tylko być obok Stylesa. – Czym jesteśmy Lou?

– Chciałbym, żebyś był moim mężem – powiedział bez ogródek to co cały czas czaiło się w jego myślach. Harry wybuchnął cichym chichotem, który po chwili zamarł mu na ustach.

– Mówisz poważnie? Boże, ty mówisz poważnie – spanikowany podciągnął się i usiadł, odpychając lekko starszego, który zajął miejsce naprzeciw niego. – Nigdy nie byliśmy nawet parą – wytknął z małym uśmiechem błąkającym się po twarzy.

– Zaczęliśmy wszystko od zupełnie innej strony, wiesz mamy dzieci, więc może zostańmy małżeństwem, a później parą? – zaproponował Louis z błyszczącym spojrzeniem, w którym kryło się tyle radości i miłości do tego chłopaka siedzącego tak blisko niego, do osoby, która pokochała go i zatrzymała to uczucie w sobie nawet wtedy, gdy był najgorszym śmieciem na caluteńkim świecie.

– To oświadczyny? – zażartował, chcąc odsunąć od siebie uczucie nadziei i głupiutkiego szczęścia.

– Jeżeli się zgodzisz, to tak.

– Tak.

Nie wiedział, co właściwie się działo, to było szalone, ale od pierwszego dnia, gdy spotkali się w łazience, gdy byli dopiero o krok od wielkiej sławy, od świata, który miał ich zniszczyć, odebrać im samych siebie, przynieść tyle bólu i cierpienia, od tamtego pamiętnego dnia, gdy wypowiedzieli do siebie te dwa krótkie i pozornie nic nieznaczące słowa, wiedział, że ten chłopiec, a teraz już mężczyzna odmieni jego świat, stanie się całym światem i sprawi, że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zamkną się w tym jasnym spojrzeniu niosącym ból, miłość i nadzieję. Harry wiedział, że w życiu tak wiele nie zależy od nas, pewne decyzje były podejmowane za kulisami, niektórzy ludzie posiadali władzę, o której inni mogli tylko pomarzyć, a zdrowie, szczęście i kochający ludzie mogli odejść niespodziewanie każdego dnia, więc jeżeli mógł podjąć jedną, jedyną decyzję zupełnie sam, nie zważając na los, przeznaczenie czy rozum, miał zamiar to zrobić. Jeżeli mógł wybrać, by to Louis Tomlinson był jego radością, smutkiem, nadzieją i rozpaczą, to właśnie to robił. Czasami wybór osoby, która złamie nam serce jest tym najważniejszym i on wybierał Louisa teraz i zawsze. Od tamtego przypadkowego dnia na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro