Rozdział pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pierwszy rozdział przed wami. Miłego czytania i dajcie znać, jak wrażenia :) 

Lot minął mu zadziwiająco dobrze, miał wrażenie że wszyscy obserwują go i czekają, kiedy tylko pobiegnie do łazienki i zwymiotuje, nic takiego jednak nie miało miejsca, wprost przeciwnie czuł się dobrze. To był już trzeci miesiąc i faktycznie, drugi był czymś strasznym, wydawało mu się, że cały ten czas spędził w łazience wypluwając swoje wnętrzności, a głowa pękała mu z bólu, natomiast teraz wszystko ustało. Od czasu do czasu czuł nudności i był senny, podobnie jak w poprzedniej ciąży. Jedyne na co mógł narzekać to właśnie dokuczliwy ból głowy, który towarzyszył mu przez cały czas, ale czuł się dobrze i miał nadzieję, że tak pozostanie już do samego końca.

Mimo wszystko lot go zmęczył i chciał tylko znaleźć się w hotelowym pokoju, spać w ciszy i spokoju z dala od nadopiekuńczych przyjaciół. Wyszedł na upalne powietrze i ciepły podmuch wiatru uderzył w jego twarz. Odetchnął świeżym powietrzem i nie zastanawiając się zbyt długo czym prędzej wsiadł do pierwszego z podstawionych samochodów, który miał zawieść ich pod hotel. Zauważył Nialla wsiadającego za nim, a po chwili Liam zajął wolne miejsce i trzasnął drzwiami od razu patrząc przepraszająco na loczka, który wzdrygnął się na nieprzyjemny dźwięk.

- Przepraszam Hazz, nie pomyślałem – powiedział przepraszającym tonem, zerkając na młodszego chłopaka, wpatrującego się w okno.

- Nic się nie stało, gdzie reszta?

- Wsiedli do drugiego auta – powiedział dziwnie radosny Niall.

Harry obrzucił go zainteresowanym spojrzeniem, chcąc dowiedzieć się skąd u niego taki nastrój, ale nagle samochód ruszył i odechciało mu się pytań, gdy żołądek podszedł mu do gardła. A już czuł się tak dobrze.

***

Louis wpatrywał się w Zayna z morderczym wzrokiem, nie odzywając się ani słowem. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje złością i zrobi krzywdę milczącemu przyjacielowi siedzącemu tuż obok. Jednak bardziej miał ochotę zamordować Nialla, nie poczułby nawet wyrzutów sumienia, co to to nie. Bez Horana rzeczywistość byłaby o wiele lepsza, każdy głupi nauczyłby się grać na gitarze, więc bez problemu ktoś by go zastąpił. Tak jak mówił, żadna strata, nikt nawet by nie zauważył.

- Chcesz mi coś powiedzieć Louis, czy całą drogę masz zamiar się tak na mnie gapić? – zapytał Malik obojętnym jak zawsze tonem głosu, irytując tym Louisa jeszcze bardziej.

- Co ty tu w ogóle robisz co? – prychnął oburzony i wbił w bruneta swój natarczywy wzrok.

- Aktualnie siedzę i rozmawiam z idiotą.

- Z jakim idio... mówisz o mnie?! – wykrzyknął, gdy zorientował się o kim mówi – licz się ze słowami kretynie, a teraz powiedz mi dlaczego nie pojechałeś z Niallem i dlaczego Harry nie siedzi teraz obok mnie?

- Nie pojechałem z nim, ponieważ musieliśmy się rozdzielić do dwóch samochodów, a reszta zajęła już pierwszy, więc mi zostało to najgorsze miejsce obok ciebie – wyjaśnił spokojnie, ignorując prychnięcia Louisa – a Harry nie siedzi obok ciebie, bo zapewne ma cię dość tak jak i my wszyscy.

- To wszystko przez tego twojego kochasia – warknął szatyn, odwracając się w stronę okna i myśląc o tym, jak bardzo Niall krzyżuje mu wszystkie plany dotyczące Harry'ego.

- Wyluzuj Louis, serio zaczynasz się zachowywać, jak jakaś kwoka, osaczasz Harry'ego.

- Wiesz co, a może ty zająłbyś się wreszcie swoim chłopcem i dał mi spokój, co ty na to? – zapytał złośliwie, ale słysząc następne słowa Zayna zamarł.

- Wiesz co Lou, w przeciwieństwie do ciebie, ja mam chłopaka, a ty nie - stwierdził brunet, chociaż tak naprawdę czuł, że od dawna nie ma nikogo. 

Usłyszał trzaśnięcie i po chwili dostrzegł, że został w samochodzie zupełnie sam, a jego przyjaciel idzie już żwawo w stronę hotelu. Musiał zgodzić się z Zaynem, Harry w żadnym wypadku nie był jego, mógł sobie to wmawiać, ale to nadal nie było prawdą.

Wyskoczył z auta i szybko dogonił resztę chłopaków idących powoli w stronę budynku. Oczywiście minął Nialla i wybrał miejsce po prawej stronie Harry'ego. Szukał wzrokiem torby, z którą chłopak przyjechał, ale nie widział jej.

- Hej Hazz, gdzie twoja torba, nie powinieneś dźwigać niczego ciężkiego – powiedział miłym głosem, patrząc na chłopaka, który jak dobrze zauważył, przewrócił oczami.

- Niall ją niesie – wyjaśnił krótko i przyspieszył, ignorując protesty szatyna.

- Dlaczego on? – krzyknął za nim, chcąc wiedzieć co knuje ta blond kreatura.

- Ponieważ, jest takim samym idiotą jak ty – głos Harry'ego był taki sam jak od trzech miesięcy, chłodny, pozbawiony tego ciepła, którym zawsze emanował Styles. To nie podobało się Louisowi, ale nie miał zbyt wiele do gadania w tym temacie.

***

Siedział niezadowolony na łóżku i obserwował przyjaciół, którzy szykowali się do wyjścia. Naprawdę miał wielką ochotę zdjąć buty i rzucić nimi w nich, ale niestety miał tylko dwa buty, a ich było czterech. Nie rozumiał tego, dlaczego musi zostać tutaj zupełnie sam, gdy oni pójdą wszyscy razem na stadion pokopać piłkę z dzieciakami? Nie to, że był wielkim fanem piłki nożnej, bo nie był, ale nie chciał zostawać tutaj sam i siedzieć bezczynnie.

- Powiedzcie mi jeszcze raz, dlaczego nie mogę z wami pójść? – zapytał zirytowanym głosem, był dorosły, a musiał słuchać tej bandy głupoli.

- Harry – zaczął spokojnie Louis i loczek prychnął od razu słysząc ten uspokajający ton – posłuchaj kochanie, wiem że chciałbyś iść z nami, ale boisko nie jest najbezpieczniejszym miejscem dla ciebie i naszego dziecka, pomyśl o tym dobrze?

- Ugh – jęknął i opadł na łóżko, nie chcąc patrzeć na ich twarze – niby ktoś zaatakuje mnie piłką? – prychnął, nie mając ochoty udawać zadowolonego.

- Akurat wyjątkowo w tym wypadku zgadzam się z dupkiem – stwierdził Niall, posyłając szatynowi mordercze spojrzenie – ktoś przypadkowo mógłby cię popchnąć, albo kopnąć w ciebie piłką i co wtedy? Chyba nie chcesz żeby naszej fasolce coś się stało, prawda?

- To nie jest twoja fasolka – warknął Louis, łapiąc blondyna za ramię i odciągając go od Harry'ego – zapamiętaj to sobie w końcu i nie nazywaj tak mojego dziecka.

- Nie nazywaj tak mojego dziecka, odezwał się tatuś od... - parodiował go Niall, śmiejąc się złośliwie, aż nie przerwał im zdenerwowany Liam.

- Skończ Niall, a ty Lou uspokój się – przywołał ich do porządku, a przynajmniej starał się to zrobić i Harry naprawdę był wdzięczny za Liama.

Podniósł głowę, by spojrzeć na nich i zobaczyć, czy są już gotowi do wyjścia, gdy napotkał wzrok Louisa utkwiony w brzuchu, spojrzał w dół i odkrył skrawek odsłoniętej skóry w miejscu, gdzie podwinęła się jego koszulka. Zakrył się szybko i usiadł prosto, dobrze wiedział, że brzuch zaczyna być już widoczny, chociaż minimalnie to jednak wyczuwał już maleńką wypukłość.

- Dobra idźcie już sobie, bo nie mogę na was patrzeć – powiedział i uśmiechnął się w stronę Liama, który westchnął i wypchnął marudzącego Nialla z pokoju.

- Harry, kiedy nas nie będzie odpocznij sobie, może prześpij się trochę co? – zaproponował Tomlinson, patrząc na niego czule i już robił krok w jego stronę, gdy z progu dobiegł do nich głos Nialla.

- Właśnie Harry, mówiłeś ostatnio, że się nie wyspałeś, więc połóż się i śpij!

- Idźcie już – machnął dłonią wyganiając ich z pokoju, czuł na sobie spojrzenie Lou, dopóki nie usłyszał kocham cię do którego był już przyzwyczajony i drzwi nie zamknęły się cicho. Został w pokoju zupełnie sam.

***

Nie miał zamiaru siedzieć w pokoju, jak ostatnia oferma i czekać aż reszta wróci. Nie był jakąś stłamszoną kobietą, która została zmuszona przez faceta do przesiadywania w domu, kiedy on wychodził. Miał już swój pomysł, jak spędzić te kilka godzin podczas nieobecności przyjaciół. Nie czekając zbyt długo, wstał, przebrał się w jakieś porządne ubrania i wyszedł z pokoju, by po chwili opuścić hotel.

Było parno, zbyt gorąco by określić tę pogodę jako przyjemną, ale miał zamiar pospacerować po mieście, może kupić coś ładnego dla mamy i Gemmy. Nie miał konkretnego planu, ale wiedział, że wszystko okaże się lepsze niż samotne siedzenie lub spanie. Zdecydował się na taksówkę, gdy dowiedział się, że dojście do centrum zajmie mu zbyt wiele czasu, zresztą nie miał siły na aż tak długie spacery.

Opuścił przyjemne, chłodne wnętrze samochodu, żegnając się z kierowcą i od razu z uśmiechem dostrzegł, że patrzy na uliczkę pełną sklepów. Nie czekając na specjalne zaproszenie, wszedł do pierwszego z nich i zaczął rozglądać się po wnętrzu. Kręcił się po sklepie, nie szukając niczego specjalnego, mijał ubrania dla kobiet chcąc przejść do części dla mężczyzn, gdy po lewej stronie mignęło mu coś wielobarwnego. Spojrzał w tamtym kierunku i zatrzymał się niespodziewanie. Patrzył na całe rzędy dziecięcych ubrań, przeznaczone dla maluchów w różnym wieku. Już z miejsca w którym się znajdował mógł zobaczyć te wszystkie ładne rzeczy, które chciał obejrzeć z bliska, dotknąć, poczuć z jakiego materiału są zrobione. Czy są miękkie w dotyku, czy byłyby przyjemny dla delikatnej dziecięcej skóry. Mimo swoich pragnień nie zrobił kroku w tamtą stronę, podziwiał wszystko z daleka tocząc wewnętrzną bitwę z samym sobą.

Tak bardzo chciał iść i wybrać coś, buszować między wieszakami, kupić coś dla dziecka i oglądać to później w pokoju, ale już kiedyś zrobił coś takiego i pamiętał doskonale, jak to się skończyło. Zresztą nie wiedział nic o dziecku, nie było sensu przeglądać ubrań, jeżeli nie znał nawet płci i nie wiedział, czy patrzeć na sukienki czy coś bardziej chłopięcego. Pani doktor podczas ostatniego badania zachowywała się dziwnie i to go niepokoiło. Chciał wiedzieć, że z dzieckiem jest coś nie tak, jeżeli widziała to podczas badania. Zniósłby to jakoś, nie wiedział jeszcze jak, ale poradziłby sobie. Miał przynajmniej taką nadzieję. Wyszedł szybko ze sklepu, nie patrząc już na ubrania. Chciał być jak najdalej od tych dziecięcych rzeczy i nieprzyjemnych myśli.

Spacerował rozglądając się dookoła, oglądając wystawy sklepowe, od czasu do czasu wstępując do jakiś sklepów w których widział coś interesującego. Prawie zapomniał o tym co go spotkało, gdy zatrzymał się przed jedną z wystaw. Patrzył na pastelowe śpioszki i wiedział, że przepadł, nie było takiej siły, która mogłaby odciągnąć go od tego sklepu, musiał wejść do środka. Nie walczył już ze sobą, to nie miało sensu. Powitał go miły uśmiech młodej ekspedientki, która rozpoznała go, ponieważ jej twarz rozpromieniła się jeszcze bardziej, gdy tylko na niego spojrzała. Skinął jej głową, z zachwytem rozglądając się po wszystkim rzeczach, które go otaczały. To miejsce wyglądało jak raj dla bobasów, było tu tyle pięknych ubrań, nie potrafił odwrócić od nich wzroku. Wędrował między półkami, chwytając po drodze niektóre ubranka, przyciskając je do piersi z zachwytem w oczach. Nie obchodziło go już to, że nie znał płci, przecież zielony kolor pasował do chłopców i dziewczynek.

Wydawało mu się, że był tutaj kilka minut, ale gdy obładowany podszedł do kasy i zerknął na zegarek nie mógł uwierzyć, że spędził w tym miejscu prawie dwie godziny. To wyjaśniałoby, dlaczego czuł się tak zmęczony, a głowa pulsowała mu boleśnie w skroniach. Nie powinien się tak przemęczać, wiedział o tym, pani doktor ostrzegała go, że musi się oszczędzać, by nie powtórzyć tego co miało miejsce w przeszłości. Zadrżał na samą myśl i objął się ochronnie ramieniem, już nigdy nie chciał przechodzić przez coś takiego. Tym razem miał zamiar trzymać swoje dziecko w ramionach, kochać je i przytulać przez cały czas. Z rozmyślań wyrwał go głos ekspedientki.

- Przepraszam, że pytam, ale czyżby miał być pan ojcem chrzestnym? Kupił pan tyle rzeczy dla dziecka – powiedziała z pogodnym wyrazem twarzy.

Miał wielką ochotę powiedzieć jej, że jest w błędzie, że nie będzie ojcem chrzestnym tylko tatą swojego dziecka, które urodzi, ale powstrzymał się wiedząc, że nie może tego rozgadywać. Wolał nawet nie myśleć co spotkałoby go za wypaplanie prawdy.

- Och nie, to dla znajomych, którzy spodziewają się dziecka – wyjaśnił wymijająco, nie zagłębiając się w szczegóły.

Pośpiesznie zapłacił i wyszedł trzymając w dłoniach torby z zakupami. Musiał dotrzeć do hotelu przed przyjaciółmi. Ostatnie czego pragnął to pogadanka na temat swojego zachowania. Nie wiedział kto zachowuje się gorzej Louis czy Niall, za to był pewny jednego, miał ich serdecznie dość. Kiedy znalazł się w hotelu po kilku rozmowach z fankami, grupowych zdjęciach i krótkim spacerze, czuł się wykończony i jedyne o czym myślał to sen. Wchodząc do swojego pokoju, od razu skierował się do dużego łóżka, odłożył torby na materac i położył się tuż obok, wzdychając z ulgą, na przyjemne uczucie chłodnej pościeli. Wcale nie chciał zasypiać, musiał schować wszystko co kupił, ale miał ochotę chwilkę odpocząć, kilka minut poleżeć w przyjemnej ciszy. Nie zorientował się kiedy przymknął powieki i wtulił mocniej w miękką poduszkę, a po chwili spał już smacznie, będąc z dala od wszelkich trosk.

***

Louis jak burza wyskoczył z samochodu i dużymi krokami przemierzał odległość dzielącą go od hotelu. Słyszał resztę wychodzącą z auta, mówiącą coś do niego, a po chwili poczuł mocny uścisk Liama na swoim ramieniu.

- Czego? – warknął w jego stronę, nadal uparcie zmierzając do wyznaczonego miejsca.

- Uspokój się tak? Twoje nerwy w niczym nie pomogą – mówił powoli Payne, przybierając ten wyraz twarzy, który czasami tak bardzo irytował Louisa.

- Och daj spokój, jak on może się tak zachowywać co? – żachnął się Lou, patrząc na przyjaciela, który wzruszył tylko ramionami – musisz się ze mną zgodzić, Harry zachował się nieodpowiedzialnie, nie może wychodzić sobie sam i chodzić Bóg wie gdzie, nikogo o tym nie informując.

- Jest dorosły, więc sądzę, że właściwie może to robić – stwierdził Payne z lekkim uśmiechem.

- Jest w ciąży i sądzę, że właściwie to nie może – prychnął szatyn, odpychając mężczyznę, który chciał położyć mu dłoń na ramieniu, po raz kolejny starając się go uspokoić – i nie jestem nerwowy, nie musisz się produkować, czuję się świetnie w przeciwieństwie do Harry'ego, który na pewno jest zmęczony po swoim spacerowaniu. Co w ogóle strzeliło mu do tej kudłatej głowy, żeby wyjść z pokoju w taki upał zupełnie samemu?

- Może nudziło mu się? – rzucił w przestrzeń Zayn, mijając ich ze swoją typową obojętnością wymalowaną na twarzy.

- Miał odpoczywać, sen nie jest nudny tylko potrzebny dla niego i dziecka – odparł pewnie Louis, wchodząc do hotelu, a przyjemne chłodne powietrze od razu otuliło jego rozgrzaną skórę – Niall na pewno się ze mną zgadza – dodał szybko, zerkając na blondyna, który wyjątkowo ten jeden raz skinął głową potwierdzając jego słowa.

- Niestety, ale zgadzam się z nim – powiedział znużony – Harry robi co chce i ma nas gdzieś, ale powinien myśleć o dziecku i swoim zdrowiu.

- Wiecie co? – nieoczekiwanie po raz kolejny odezwał się Zayn – a ja wcale mu się nie dziwię, wasze zachowanie jest tak cholernie irytujące i męczące, że na pewno odetchnął z ulgą, gdy tylko zniknęliście i daliście mu spokój na kilka godzin. Myślę, że z nas wszystkich to Harry wie najlepiej jak się czuje i czy jest na siłach wychodzić na spacery – z tymi słowami wszedł do windy i zniknął za zasuwającymi się drzwiami.

- To była...- zaczął Liam.

- ...imponująca przemowa – zakończył za niego Louis – a teraz idę do Harry'ego, muszę porozmawiać z nim o tym, jak jest nieodpowiedzialny.

- Idę z tobą – wtrącił Niall i pośpieszył za nim, a Liam westchnął tylko i podreptał za nimi, ponieważ wiedział, że ta dwójka pozostawiona w jednym pokoju z loczkiem, może okazać się bardzo groźna.

***

Zdeterminowany do przeprowadzenia z loczkiem poważnej rozmowy wszedł do pokoju bez pukania, chociaż słyszał, jak Liam puka cichutko zachowując pozory grzeczności. Już otwierał usta, by rozpocząć swoją przemowę pełną nagany i zawodu, gdy zatrzymał się raptownie, a Niall wpadł na jego plecy.

- Co jest? – jęknął blondyn, ale zamilkł szybko patrząc się w to samo miejsce co Lou.

- Widzicie – wyszeptał Louis – mówiłem wam, że będzie wykończony – wskazał na Harry'ego zwiniętego w kulkę na wielkim łóżku, śpiącego sobie w najlepsze.

- Może miałeś rację – zgodził się Liam, przewracając oczami na zadowoloną minę Tomlinsona – chodźmy stąd i pozwólmy mu spać.

- Zaraz, zdejmę mu buty, przynajmniej nie będą bolały go stopy, kiedy się obudzi – szatyn podszedł do łóżka i uklęknął na materacu, który ugiął się pod jego ciężarem. Powoli starając się nie obudzić Harry'ego, zsunął najpierw jednego, a później drugiego buta. Zauważył, jak loczek zmarszczył czoło i westchnął cicho, więc pogłaskał go automatycznie po włosach – ciiii śpij Hazz, śpij – wyszeptał i po chwili oddech chłopaka ponownie uspokoił się, co świadczyło tylko o tym, że zasnął.

Wstał i napotkał niezadowolone spojrzenie Nialla, oraz znudzonego Liama, który obserwował wszystko bez większego zaangażowania. Nie mógł się powstrzymać, by nie zerknąć do toreb leżących na łóżku. Był ciekawski, ale przecież to nie było nic złego. Zamarł widząc zawartość pierwszego pakunku. Dotknął pierwszego kremowego śpioszka i uśmiechnął się mimowolnie. Zerknął na Harry'ego i nie potrafił się na niego złościć, żałował tylko, że nie mógł razem z nim wybierać tych wszystkich ubrań. Postanowił nie grzebać i pooglądać to później razem z chłopakiem.

- Co tam jest? – zapytał wścibski Niall i chciał zerknąć, gdy Louis odsunął go z dala od zakupów.

- Nic takiego, idziemy stąd, nie chcę go obudzić.

- Ale...

- Daj spokój Horan, nie mów mi, że lubisz grzebać w zakupach innych ludzi – wyśmiał, popychając go do przodu – chodźmy coś zjeść, zgłodniałem po tym całym kopaniu piłki.

Wyszli z pokoju i gdy Lou cicho przymykał drzwi, spojrzał jeszcze raz na spokojnego Harry'ego, sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Nie wiedział, dlaczego nie chciał, by Niall zobaczył, co kupił, ale miał przeczucie, że loczek nie miałby ochoty chwalić się tym wszystkim.

***

Najwidoczniej drzemki Harry'ego miały stać się czymś powtarzającym i stałym w ich życiu. Mieli wolny czas i niezbyt wiele ochoty na wyjścia, które zaowocowałyby piskiem dziewczyn i zdjęciami, dużą ilością zdjęć, więc jedyne co im pozostało to zaszyć się w hotelu i odpoczywać, korzystając z chwilowego spokoju. Rozbili swój mały obóz lenistwa w pokoju Liama i w pełnym skupieniu oglądali film, chociaż prawdą było, że w ekran wpatrywał się tylko Payne. Zayn gryzmolił coś w swoim notesie, a Niall i Louis, jak każdego dnia toczyli jedną ze swoim bezsensownych dyskusji.

- Powinieneś się od niego odczepić raz na zawsze – stwierdził, jak zawsze złośliwy Niall i Liam westchnął słysząc te słowa, ponieważ blondyn był nieznośny.

- Ty też powinieneś zając się swoim życiem, a nie Harrym i naszym dzieckiem, a mówiąc naszym, mam na myśli dziecko moje i Harry'ego, nie ma tam miejsca dla ciebie, upierdliwego Irlandczyka – odszczekał się Louis i podniósł wyzywająco jedną brew, rzucając wyzwanie Horanowi, który oczywiście od razu podniósł rękawicę i ruszył do walki.

- Wiesz co Lou, może i przejąłbym się twoją paplaniną, ale o ile dobrze sobie przypominam to ja byłem przy Harrym, kiedy ty macałeś się z tą... z Eleanor po kątach, więc daruj sobie i nawet nie próbuj mówić mi, że mam się odczepić od Harry'ego, ponieważ nie mam zamiaru tego zrobić.

- Mógłbyś przestać wyciągać cięgle to co działo się w przeszłości, ponieważ zmieniłem się i wiem, co zrobiłem, rozumiem swój błąd, ale nie powiesz mi Horan, że jesteś święty i nigdy w całym swoim życiu niczego nie żałowałeś – powiedział poważnie Louis. Liam spojrzał na niego zaskoczony, ponieważ te słowa zabrzmiały mądrze, naprawdę mądrze i był zdziwiony, że Lou tak podchodzi do całej tej sytuacji.

- Dobrze, rozumiem twój tok myślenia – głos Nialla brzmiał niebezpiecznie i groźnie – i jakimś cudem, Harry toleruje twoją uciążliwą obecność, ale wiedz jedno, patrzę ci na ręce, więc zrób jedną głupią rzecz, skrzywdź Harry'ego i fasolkę, a pożałujesz, masz moje słowo.

- To nie jest fasolka i nie groź mi Horan, nie boję się ciebie – odparł Lou i spojrzał na ekran, ignorując wściekły wzrok Irlandczyka siedzącego obok.

- A powinieneś, zresztą może Hazz też przejrzy na oczy i zobaczy, jakim beznadziejnym przypadkiem jesteś.

- Jeszcze słowo Horan, a dowiesz się jak beznadziejnym przypadkiem jestem – zagroził szatyn, gromiąc go spojrzeniem – i zapewniam cię, że Harry już dawno przejrzał na oczy i najwyraźniej to co zobaczył, spodobało mu się – z zadowoleniem dostrzegł rumieńce na policzkach blondyna. Jeden - zero dla nie niego.

Zapanowała chwila ciszy i Liam naprawdę miał nadzieję, że to już koniec tej słownej przepychanki, ale oczywiście mylił się, ponieważ Niall musiał mieć ostatnie słowo. Z chęcią wtrąciłby się i powiedziałby żeby się przymknęli, ale nie chciał się z nimi kłócić, a na Zayna nie miał co liczyć, ponieważ Malik od jakiegoś czasu zachowywał się tak, jakby nic go nie obchodziło.

- Wydaje mi się, że Harry będzie tak długo tobą zainteresowany, jak długo nie kupi sobie psa – stwierdził Niall, pozornie obojętnym tonem, chociaż każdy obecny w pokoju mógł usłyszeć to złośliwe brzmienie w jego głosie.

- A co to niby miało znaczyć? – zapytał zmieszany Lou i nagle wszyscy zainteresowali się tym, co odpowie Horan, po jego minie można było wnioskować, że to nie będzie nic miłego.

- A tylko to Louis, że jesteś jak pies, ciągle obecny przy nodze Harry'ego.

W pokoju zapanowało milczenie, ale Liam czuł tą napiętą atmosferę i tylko czekał na odpowiedź Louisa w którym aż gotowało się ze złości. Miał rację po chwili szatyn rzucił się na Horana i zaczęli szamotać się na dywanie, nie miał zamiaru im przerywać to ostatnio stało się ich codziennością.

- Zamorduję cię Horan! – krzyknął Louis, a jedyną odpowiedzią jaką uzyskał był głośny śmiech Nialla.

Pracował z takimi idiotami, naprawdę sam sobie współczuł.

***

Wyspał się porządnie i pokręcił po hotelowej restauracji, a teraz szukał chłopaków, ponieważ miał dość ciszy i samotności. Domyślił się, że nie wyszli na miasto, wtedy Lou na pewno zostawiłby mu jakąś wiadomość z informacją na ten temat. Pomyślał, że może są w pokoju Nialla, oglądają jakiś mecz albo śpią, gdy usłyszał głośny śmiech Horana i krzyk Louisa, dochodzący z pokoju Liama. Wzruszył ramionami, nie zastanawiając się co dzieję się w tamtym miejscu i dlaczego docierając stamtąd takie, a nie inne dźwięki.

Otworzył drzwi, ostrożnie manewrując swoją dłonią w której trzymał jedzenie i wszedł do pokoju. Nagle zapanowała cisza, przerywana głośnym sapaniem Lou i śmiechem Nialla. Popatrzył na nich zdziwiony, ta dwójka leżała na dywanie w dość dziwnej i niepokojącej pozycji.

- Co tutaj robicie? – zapytał powoli, siadając na łóżku Payne'a, obserwując przyjaciół, którzy teraz zachowywali się jeszcze dziwniej niż przed chwilą.

- A oglądamy sobie film – odparł Louis z uśmiechem, podnosząc się z podłogi, otrzepując szybko spodnie i siadając obok niego.

- A co robiłeś na podłodze z Niallem? – spojrzał na niego podejrzliwie w duchu śmiejąc się z zachowania Louisa, który oczywiście udawał, ponieważ zapewne kłócił się z blondynem.

- Och my... my wygłupialiśmy się, słyszałeś śmiech Nialla prawda? A jak się czujesz? – zmienił szybko temat, na co zielonooki parsknął śmiechem, ale nie skomentował tego.

- Tak jak zawsze – odpowiedział wymijająco i zabrał się za jedzenie, zerkając na film, który oglądali.

Czuł na sobie wzrok Louisa, który przyglądał mu się przez cały czas. To było trochę niezręczne ponieważ jadł i chyba nikt nie lubił być obserwowany podczas objadania się. Nie chciał być złośliwy, ale męczenie Louisa od jakiegoś czasu sprawiało mu niebywałą przyjemność, więc nie odmawiał sobie tego. Zerknął na szatyna i uśmiechnął się do niego słodko.

- Lou – zaczął miłym głosem – zjedz ze mną dobrze? – wiedział, że to co ma na talerzu nie wygląda apetycznie, a wprost przeciwnie jest mało zachęcające. Już od progu Zayn krzywił się patrząc na ten posiłek.

- Och nie, nie jedz sobie – szatyn odmówił szybko, ale Harry nie miał zamiaru pozwolić mu się wywinąć, nie tym razem.

- Ale Louuu – wyjęczał i podsunął mu pod nos talerz – proszę zjedz chociaż troszkę, musisz wiedzieć co smakuje tak bardzo naszemu dziecku – wiedział, że to co zaraz powie będzie jak cios poniżej pasa, ale nie zawahał się – tata powinien wiedzieć, co lubi jeść jego dziecko – przysunął się do szatyna i położył talerz na jego kolanach – smacznego Lou – uśmiechając się przez cały czas, obserwował jak Louis z niemrawą miną sięga po widelec i nabija pierwszy kawałek krzywiąc się przy tym nieznacznie – na pewno będzie ci smakować – dodał słodko i oparł się wygodnie na poduszkach, kątem oka obserwując szatyna, który jadł powoli przeżuwając dokładnie każdy kęs.

Naprawdę nie rozumiał, dlaczego Louis to robi, dlaczego zachowuje się w ten sposób i poświęca się. To nie był on, nie przypominał dawnego siebie i to niepokoiło Harry'ego. Potrafił poradzić sobie z chamskim, złośliwym Louisem, ale nie wiedział, co robić, gdy obok niego przez cały czas kręcił się ten słodki, troskliwy mężczyzna. Usłyszał Nialla, który zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki przypominające szczekanie psa, zmarszczył brwi widząc, jakszatyn mocniej ściska widelec, ale nie reaguje na zachowanie Horana.

- Pożałujesz – wyszeptał tylko, cały czas jedząc coś co podsunął mu Harry.

- Nie mogę się doczekać Tomlinson – odparł zadowolony Niall i usiadł obok loczka, zaczynając z nim rozmowę na jakiś temat o jakim Lou nie miał pojęcia.

Louis naprawdę chciał już być w domu, lub gdzieś gdzie Niall Horan nie miałby wstępu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro