Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wyczekiwany epilog. Miłego czytania:) 



Rzeczy, które utraciliśmy w płomieniach

Rzeczy, których już nigdy nie ujrzymy...

Były noce, gdy Harry budził się z krzykiem. Wszystkie wspomnienia wracały w koszmarach, które nachodziły go kiedy najmniej się tego spodziewał. Wydawać by się mogło, że to wszystko wydarzyło się zaledwie kilka dni temu. Trasa koncertowa, Louis, ciąża, Louis, utrata dziecka, Louis, wyprowadzka i Louis. Na każdym kroku, w każdej chwili, gdziekolwiek by się nie znalazł obok niego, był właśnie on – Louis Tomlinson. Po wyprowadzce naprawdę miał nadzieję na trochę samotności, trasa dobiegła końca i nareszcie mógł rozkoszować się upragnioną wolnością. Jednak szatyn miał inne plany, każdego dnia wydzwaniał do niego, wpadał bez zapowiedzi i wypełniał cały czas loczka swoją obecnością. Dodatkowa sypialnia w nowym domu Harry'ego w jakiś niespodziewany sposób, stała się pokojem w którym Louis spędzał noce, gdy zostawał do późna i nie chciał wracać do siebie. Mimo starań Tomlinsona, Harry nigdy nie wpuścił go do swojej sypialni i od ich drugiej wspólnej nocy nie wydarzyło się między nimi nic więcej. Styles starał się utrzymać dystans, ale tylko on wiedział jak trudne to było, kiedy Louis wyznawał mu miłość w najmniej oczekiwanych momentach, niby przypadkiem muskał jego dłoń czy skradał mu delikatne pocałunki i zostawiał po wszystkim zaszokowanego, pełnego wątpliwości i szalejących uczuć.

Zima odeszła w zapomnienie, a w jej miejsce zawitała wiosna, niosąca ze sobą powiew świeżości, ciepła i nadziei. Każdy nowy dzień przybliżał ich do rozpoczęcia kolejnej trasy koncertowej i Harry z niepewnością i lękiem oczekiwał dnia, gdy będzie musiał porzucić swoje schronienie i wyjść naprzeciw fanom. Ostatnie próby przed występami na żywo dobiegały końca i czuli się gotowi do kolejnej kilkumiesięcznej przygody, czekały ich jeszcze ostatnie badania sprawdzające ich stan fizyczny i mogli rozpocząć kolejną niezapomnianą trasę koncertową po całym świecie.

***

Wszystko to, co zgromadziliśmy

Spoczywa przed nami, starte w proch...

Były dni, gdy Niall nie potrafił spojrzeć na Zayna bez smutku i wyrzutu. Zazwyczaj opuszczał go wtedy na moment i zamykał się w swoim pokoju, by odgonić od siebie niebezpieczne myśli, które od czasu do czasu pojawiały się w jego umyśle i niszczyły go krok po kroku. Starał się nie obwiniać Malika o to, że nie rozstał się z Perrie, gdy myślał o tym rozsądnie wiedział, że ten nie może nic z tym zrobić, życie nie było takie proste jakby mogło się wydawać, nawet jeżeli było się gwiazdą. Jednak zazwyczaj do głosu dochodziła ta buntownicza strona natury Nialla i w takich chwilach, chciał wykrzyczeć w twarz Malikowi jakim wielkim był tchórzem i jak bardzo ranił go każdego cholernego dnia. Były też takie dni, gdy nie rozumiał zachowania Zayna i Perrie była najmniejszym problem, brunet odsuwał się, izolował i stawał coraz bardziej obojętny i znudzony całym światem. Nie mógł tego znieść i czuł się zirytowany każdego dnia aż czasami sama obecność Zayna zaczynała go drażnić i odrzucać. Wtedy zastanawiał się czym była ta farsa, dlaczego był tak głupi i zaczął cokolwiek z Zaynem, gdy teraz w ogóle tego nie czuł i chyba zaczynał się dusić.

***

Płomienie pełzały po ścianach

Delikatnie obracając w pył wszystko to, co kochałem...

Były noce, gdy Louis starał się udawać, że wszystko jest w porządku. Zazwyczaj mu się udawało, kładł się spać w dodatkowej sypialni Harry'ego, przymykał powieki i zapadał w sen, który przerwany był krzykiem loczka. Nie ruszał się wtedy z miejsca, ponieważ wiedział, że ostatnie na co ma ochotę Harry to patrzenie na jego twarz. Po takich nocach wstawał wcześnie rano i przyrządzał śniadanie dla zielonookiego, by chłopak wiedział, że mu zależy i nadal ma zamiar troszczyć się o niego w każdej chwili. Przeszli do rutyny, która nie przeszkadzała Louisowi, chociaż gdy głębiej się nad tym zastanawiał wiedział, że wszystko co się teraz działo było dalekie od jego wyobrażeń. Chciałby móc spędzać dzień z Harrym tak jak dawniej, w atmosferze swobody i radości, jednak widział, że Styles tego nie chciał, delikatnie odsuwał się i tworzył między nimi barierę, której Lou nie mógł pokonać, ponieważ nie miał pojęcia jak to zrobić, by nie skrzywdzić Harry'ego. Rozpoczęcie trasy było tuż tuż i szatyn nie mógł się doczekać chwili, gdy będzie spędzał z Harrym każdy dzień i bez obaw będzie mógł wpatrywać się w niego podczas koncertów. Wiedział, że to głupie, ponieważ przekroczyli z Harrym pewną barierę, której nie przekraczają przyjaciele, i wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane, ale Louis zrobiłby wszystko, by stać się dla Stylesa  kimś więcej, niż tylko starszym przyjacielem z zespołu.

***

Usiedliśmy i zrobiliśmy listę

Wszystkich tych rzeczy, które posiadaliśmy...

Były dni, gdy Liam naprawdę martwił się o wszystkich swoich przyjaciół. Obserwował ich twarze, napięte ramiona i smutne spojrzenia i nie wiedział co ma z tym wszystkim zrobić. Już dawno minęły czasy, gdy problemy rozwiązywało się jednym żartem powiedzianym po kilku drinkach. Payne chciałby się nie przejmować, zacząć zachowywać beztrosko i swobodnie, nie myśląc o innych, ale tych czworo chłopaków stało się dla niego braćmi i nie potrafił tak po prostu odpuścić. Zdarzały się dni, gdy kręcił się po mieszkaniu przypatrując  uważnie każdemu po kolei, analizując ich zachowanie, ale nie potrafił im pomóc. I to zżerało go od środka. Dodatkowo w niczym nie pomagało widmo kolejnej trasy i wspólnie spędzonych miesięcy. Niall wyjechał na kilka dni do domu, chociaż on nazwałby to ucieczką. Myślał, że Zayn stanie się przygaszony, ale po brunecie nie było widać zupełnie nic.  Gdy Louis opuszczał swój pokój co zdarzało się dość rzadko, odburkiwał wszystkim i nie odzywał się, gdy nie musiał. Nie przypominał dawnego Tomlinsona i wszystkim także Liamowi tak strasznie brakowało Lou sprzed kilku miesięcy, kiedy jego szczery śmiech rozbrzmiewał po całym domu i rozweselał każdego. Twarz szatyna rozjaśniała się tylko wtedy, gdy odwiedzał ich Harry, wtedy pojawiał się stary Lou i wszystko wracało do normy, do chwili, gdy drzwi za loczkiem zamykały się cicho. Liam musiał udawać, że ma wszystko pod kontrolą, szczególnie kiedy odbierał połączenia od mamy Harry'ego, która podpytywała go o zielonookiego z troską w głosie, a po chwili zasypywała pytaniami o Louisa i troska w jej głosie znikała zastąpiona wrogością i chłodem. Pozostało mu tylko obserwować przyjaciół i troszczyć się o nich, a w razie potrzeby nie pozwolić im ze sobą walczyć, ponieważ wiedział, że wtedy po wszystkim pozostaną tylko złamane serca, które właśnie on będzie musiał posklejać.

***

Siedzieliśmy osobno i obserwowaliśmy

Wszystko to, co spaliliśmy na stosie...

Były noce, gdy Zayn leżał obok Nialla i wpatrywał się w śpiącego chłopaka, bojąc się go dotknąć. Zazwyczaj działo się to, gdy wślizgiwał się do łóżka blondyna o bardzo późnej porze, wracając od Perrie. Obserwuje wtedy twarz Nialla, taką spokojną i pozbawioną tego smutnego wyrazu twarzy, którego powodem najczęściej był właśnie on. Czasami nie mogąc zasnąć zastanawiał się, dlaczego nie może odnaleźć w sobie siły i skończyć to wszystko, związek z Perrie, związek z Niallem, związek z tym przeklętym zespołem. Odpowiedź na to pytanie była bardzo prosta i doskonale mu znana. Był tchórzem, bał się tego co pomyślałby świat, jego rodzina i fani, gdyby okazało się, że ma ich wszystkich dość.  

***

Czy rozumiesz, że już nigdy nie będziemy tacy sami?

Przyszłość jest w naszych rękach, a my już nigdy nie będziemy tacy sami...

Szedł powoli w stronę mieszkania chłopaków, dziwnie spokojny i opanowany. Zaparkował niedaleko, ale ostatnie metry postanowił przejść. Ciepłe wiosenne powietrze otulało jego ciało, a delikatny wietrzyk rozwiewał włosy na wszystkie strony. Trasa zaczynała się już jutro i podekscytowanie zaczynało budzić się w jego ciele i umyśle. Dotarł na miejsce i bez pukania wszedł do środka nadal czując się tutaj jak u siebie w domu. Cisza panująca w środku trochę go zaskoczyła, ale wzruszył ramionami i przeszedł przez korytarz, po chwili będąc w salonie, gdzie zastał Liama i Sophie.

- Cześć – przywitał się głośno, a zakochani odwrócili się w jego stronę posyłając mu radosne uśmiechy.

- Hej Harry – odparł lekko Liam – siadasz z nami?

- Nie, wybaczcie, ale muszę porozmawiać z Lou – wyjaśnił krótko  i zrobił krok w tył – gdzie on jest?

- U siebie w pokoju – Payne zmarszczył brwi i wpatrywał się w niego uważnie, Harry mógł sobie wyobrazić, jak szalejące myśli przelatują przez głowę chłopaka.

- Dobra to ja idę, miłego oglądania – rzucił i odwrócił się szybko wychodząc, w progu zatrzymał go głos Liama, pełen troski i niepewności.

- Hazz, wszystko w porządku? – Odetchnął głośno i obrócił się, patrząc na swojego przyjaciela, który przejmował się wszystkimi dookoła.

- Tak, jest dobrze Li, naprawdę – uśmiechnął się do niego szeroko i patrzył na niego tak długo, zanim ten nie rozluźnił się i nie machnął na niego dłonią.

Wszedł po schodach na piętro i stanął przed pokojem Tomlinsona, z którego nie dobiegały żadne dźwięki. Pomyślał, że może chłopak zasnął, ale chciał z nim porozmawiać teraz, zanim wyjadą w trasę. Zapukał cicho i otworzył drzwi wchodząc do sypialni szatyna. Zauważył go siedzącego na łóżku z laptopem na kolanach i słuchawkami w uszach. Louis podniósł wzrok i gdy tylko go zauważył zamknął laptopa i uśmiechnął się do niego pogodnie.

- Cześć Harry – poklepał dłonią miejsce obok siebie, tym samym dając mu znak by przy nim usiadł, pokiwał jednak głową i został w miejscu.

- Cześć Lou.

- Siadaj mały – zaproponował po raz kolejny.

- Hmm... nie dzięki, przyszedłem tylko na chwilkę – wpatrywał się w błękitne oczy chłopaka i chłonął całym sobą to ciepło, które znajdowało się w tęczówkach Louisa, ciepło którego zaraz mogło nie być.

- Co się stało? – Tomlinson wstał i podszedł do Harry'ego patrząc na niego uważnie, a jego puls przyspieszył.

- Nic takiego Louis, nic czym musiałbyś się martwić czy przejmować, ale pomyślałem, że powinieneś wiedzieć mimo wszystko – nie wiedział skąd brał się jego spokój, ale był szczęśliwy. Cieszył się, że jego głos nie drżał, a dłonie nie pociły się z nerwów.

- Harry, co się dzieje? – Louis wyciągnął dłoń w jego stronę, ale on odsunął się szybko nie pozwalając się dotknąć. Zrobił kilka kroków w tył, zatrzymując się przy drzwiach, cały czas patrząc na szatyna w którego oczach pojawił się ból, spowodowany odrzuceniem. – Powiedz mi o co chodzi, proszę – cisza między nimi panowała może kilka sekund, ale Harry czuł, że czas powiedzieć to teraz, przełknął głośno ślinę i odchrząknął, skupiając całą swoją uwagę na Tomlinsonie. Wiedział, że to co teraz powie zmieni wszystko, ale tym razem się nie bał, wiedział, że nie jest sam. Przeszłość, która prawie go zniszczyła sprawiła, że stał się silny, a przyszłość była w jego rękach i wiedział już co z nią zrobi.

- Harry... - zaczął Louis, ale loczek przerwał mu szybko.

- Jestem w ciąży. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro