Rozdział trzynasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



- Harry kochanie podaj mi ten pusty talerz – Anne wyciągnęła dłoń w stronę syna i odebrała od niego naczynie – wiesz jak święta spędzają chłopcy? – zagadnęła go lekko.

- Są w domach tak mi się wydaje, Liam na pewno odwiedzi też rodzinę Sophie, Niall jak to Irlandczyk spędzi ten czas przy stole z dużą ilością jedzenia i piwa, ale pewnie wolałby Zayna – zaśmiał się loczek, a jego mama z przyjemnością zauważyła, że nie był to wymuszony uśmiech.

- Och oni są parą? Dlaczego nie mówisz mi takich rzeczy Harry?! – wykrzyknęła podekscytowana.

- Mamo, zachowujesz się jak fanka – westchnął z rozbawieniem, przyglądając się mamie. 

- Dziwisz mi się? Ukrywasz przede mną takie rewelacje. To co są parą? 

- Boże, nie wiem czy są razem, na razie są chyba na etapie wzdychania do siebie z daleka.

- Cóż w takim razie życzę im szczęścia – odparła wesoło brunetka – a teraz wracajmy do stołu, bo pewnie się zastanawiają czy chcemy zjeść deser sami.

Harry naprawdę uwielbiał spędzać czas w rodzinnym domu, szczególnie w okresie świątecznym. Jedynym minusem był ciągle dzwoniący telefon nie pozwalający mu nawet na moment zapomnieć o tym kim naprawdę jest. Siedział właśnie koło Gemmy i śmiał się z żartu opowiedzianego przez ich wujka, gdy po raz kolejny poczuł jak telefon w jego kieszeni dzwoni, westchnął poirytowany i wyszedł z pokoju. Zerknął na wyświetlacz i odebrał połączenie.

- Słucham? – zapytał zmęczonym tonem.

- O hej Hazz, tak sobie pomyślałem, że zadzwonię i zapytam co porabiasz – odparł wesoło Tomlinson.

- Louis dzwoniłeś... – przerwał i spojrzał na zegarek – dzwoniłeś godzinę temu, nic się nie zmieniło od tego czasu.

- A co robisz? – zapytał zainteresowany szatyn. 

- Spędzam czas z rodziną, są święta.

- Właściwie to do świat jeszcze jeden dzień – zauważył radośnie Tomlinson – u mnie panuje istne szaleństwo, jak co roku, wiesz dziewczynom odbija, ostatnie zakupy i takie tam  – słuchał głosu Louisa, opowiadającego mu o swoim dniu, nie miał pojęcia dlaczego chłopak codziennie do niego wydzwania, to było dziwne i czyniło Harry'ego zdezorientowanym i zagubionym.

- Hazz, Harry, jesteś tu jeszcze?

- Och tak, tak jestem, po prostu się zamyśliłem.

- Mam nadzieję, że myślałeś o mnie loczku.

- Co? Ja nie, nie o tobie, dlaczego miałbym myśleć o tobie? – plątał, denerwując się na samego siebie. Nie wiedział w ogóle dlaczego odbiera te telefony. 

- Żartowałem mały, ale jeżeli myślisz o mnie to miło.

- Cześć Louis – powiedział szybko chcąc się rozłączyć.

- Pa zadzwonię później, dobrze?

- Cokolwiek – mruknął młodszy, przewracając oczami. Miał już dość tych rozmów. 

- Tęsknię za tobą – przy tych słowach jak zwykle, Harry rozłączył się i schował telefon do kieszeni.Oparł głowę o ścianę i przymknął powieki myśląc o tym, że ma już dość Tomlinsona, jego telefonów i codziennych rozmów. Był zmęczony. 

- Wszystko w porządku? – otworzył oczy słysząc głos mamy, która patrzyła na niego z troską.

- Tak, jest dobrze mamo - starał się wymusić na twarz słaby uśmiech, ale czuł, że marnie mu idzie. 

- To był znowu on prawda?

- Nie wiem dlaczego ciągle dzwoni.

- Ktoś ma chyba wyrzuty sumienia, kochanie.

- Louis Tomlinson nie wie co to są wyrzuty sumienia mamo - odepchnął się od ściany i wyminął matkę, ignorując jej zmartwione spojrzenie. 

***

- Louis oderwij się w końcu od tego telefonu, słyszysz mnie?

- Już mamo! – krzyknął Lou siedząc na kanapie pomiędzy bliźniaczkami, pisząc coś na swoim telefonie. 

- Nie już, tylko w tej chwili, chyba że piszesz do Eleanor, jeżeli tak to masz moją zgodę – odparła Jay zerkając na syna z kuchni.

- On nie gada z El mamo – powiedziała szybko Pheobe, patrząc na wyświetlacz telefonu brata, który uderzył ją za karę poduszką.

- Mamo, nie rozmawiam z Eleanor, nie jesteśmy już razem - po raz kolejny powtórzył to co mówił już od dłuższego czasu. 

- Ale moglibyście być – wtrąciła matka do której chyba nic nie docierało. 

- Mamo – jęknął  – nic nas już nie łączy, daj spokój proszę cię.

- Ona była dla ciebie idealna skarbie, dobrze o tym wiesz.

- Nie chcę kogoś idealnego, chcę tylko kogoś kto... kogoś kto będzie mnie kochał – westchnął zmęczonym głosem, wiedział doskonale kogo chciał, chociaż dotarło to do niego zbyt późno. 

- El Cię kochała... - zaczęła mówić Daisy.

- Ale ja jej nie i znajdę kogoś lepszego – warknął i podniósł się ze swojego miejsca, idąc w stronę korytarza. Miał dość osób, które wiedziały lepiej od niego kogo powinien kochać, a kogo nie. 

- Nikt nie będzie lepszy od niej – dodała wszystkowiedzącym głosem Pheobe.

- Jeszcze zobaczycie – prychnął i narzucając na siebie kurtkę wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

Szedł powoli, żałując że nie zmienił kapci na inne buty, lepiej przystosowane do spaceru po śniegu. Jego telefon rozdzwonił się, więc wyciągnął go czerwoną od mrozu dłonią i odebrał.

- Czego?

- Czy tobie do reszty odebrało rozum?! – krzyk Zayna rozległ się w telefonie. 

- Cześć Zi, jesteś promienny niczym słoneczko w letni dzień - przywitał się radośnie. Miło, że ktoś ma równie parszywy dzień jak on sam.

- Zamknij się i posłuchaj, mam dość twoich wiadomości, przestań do mnie pisać idioto, mamy wolne, chcę odpocząć, a nie odpisywać na twoje tępe i nic nie wnoszące teksty.

- Ale Zayn – wtrącił się Lou – co mam zrobić, on nie chce ze mną rozmawiać - wiedział, że brzmi jak przedszkolak, ale teraz nic go to nie obchodziło. 

- Powiedz mi czy ja wyglądam na cholernego terapeutę? Mam cię gdzieś Tomlinson, nie wiem ogarnij się i zadzwoń do niego po prostu - doradził znudzonym tonem brunet. 

- Już dzwoniłem, dziś pięć razy.

- I co nie odbiera?

- Odbiera – mruknął z niewielkim zadowoleniem. 

- Boże, rozłączam się i nie pisz do mnie przez całe święta słyszysz? Już teraz mówię ci Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego na urodziny.

- Zayn, Zayn – odsunął telefon i zauważył, że Malik się rozłączył – spieprzaj Zayn – stwierdził i zadzwonił do jedynej osoby, z którą chciał rozmawiać.

- Słucham? – głos Stylesa rozległ się w głośniku.

- Cześć Harry.

-Louis, stało się coś? Masz dziwny głos.

- Nie, nic się nie stało, po prostu jestem na dworze i trochę zmarzłem i tyle – odparł swobodnie, ale jego ciało przeszedł dreszcz.  Wychodzenie na taki mróz w kapciach było fatalnym pomysłem, teraz to wiedział. 

- Co robisz na zewnątrz?

- Spaceruję, miałem dość mamy i sióstr, więc odpuściłem sobie przebywanie z nimi na moment.

- mhm – Lou czekał aż Harry powie coś jeszcze i po chwili loczek przemówił – Lou ubrałeś się ciepło? – zapytał cichym głosem i szatyn był pewny, że loczek się rumieni. Ta troska była niesamowita, nawet po tym wszystkim co zrobił, Styles się przejmował. 

- Tak, mam na sobie kurtkę.

- A czapkę, szalik i rękawiczki? – dopytywał zielonooki, a szatyn chciał podskoczyć z radości, bo Harry się o niego troszczył i to było wspaniałe uczucie.

- Zapomniałem wziąć, przepraszam – odpowiedział skruszony i usiadł na śniegu. I tak był już w beznadziejnej sytuacji. 

- Lou, ale nie masz na stopach vansów prawda?

- Niee, mam kapcie.

- Kapcie? – Harry zachichotał, a serce Louisa zatrzepotało. Bał się swoich reakcji na Harry'ego, nie powinien czuć takiej radości rozmawiając z nim.

- Tak, głupek ze mnie – odparł radośnie, rozśmieszył chłopaka, to było najważniejsze. 

- Zamarzniesz, będziesz chory, wracaj do domu.

- Pewnie masz rację, teraz siedzę na śniegu i to chyba nie był najlepszy pomysł.

- Wariacie wstań, odmrozisz sobie tyłek - powiedział wesoło loczek. Rozmawiali tak jak dawniej, jakby przeszłość, która ich rozdzieliła nie istniała. 

- Martwisz się o mój tyłek? – zażartował, ale słysząc ciszę, wystraszył się, że przesadził – przepraszam nie o to mi chodziło, ja nie chciałem tego powiedzieć.

- Martwię się o ciebie, cześć Louis i nie dzwoń już dzisiaj do mnie.

- Cześć Harry, tęsknię za tobą – powiedział i w podskokach wrócił do domu. Był całkowicie przemoczony i zmarznięty. 

- Z czego się tak cieszysz? – zapytała Jay, patrząc na niego podejrzliwie.

- Są święta i właśnie dostałem najlepszy prezent.

- Jaki? – dopytywała, ale chłopak zniknął w swoim pokoju, nie odpowiadając.

***

Był dwudziesty czwarty grudnia i Harry cały czas wahał się czy zrobić to co planował, czy też nie. Nie miał się kogo poradzić, wiedział co powiedziałaby jego mama czy też Niall, więc nie chciał ich rad.

Bawił się swoim telefonem, co chwilkę zaczynając pisać nową wiadomość, jednak po chwili przerywał i ją usuwał. Nagle zdecydował się i napisał kilka słów, niewiele myśląc wysłał. Odrzucił telefon na szafkę i wyszedł z pokoju nie wracając się, gdy usłyszał dźwięk przychodzącego połączenia.

***

Lou cały dzień odbierał telefony i wiadomości z urodzinowymi życzeniami, ale czekał tylko na jedno, jakiś znak od Harry'ego. Jednak minął prawie cały dzień i nic, to że był zdenerwowany to mało powiedziane, chciał kogoś uderzyć, ale dookoła miał tylko swoje siostry, więc to nie wchodziło w grę. Był już późny wieczór, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Harry, czym prędzej otworzył wiadomość i zamarł czytając krótkie zdanie.

Wesołych Świąt i wszystkiego najlepszego

To nie mogła być prawda, Harry zawsze do niego dzwonił i składał najlepsze życzenia na świecie, a nie standardowo wszystkiego najlepszego. Wkurzony i przygnębiony wybrał numer przyjaciela, niestety nikt nie odbierał, siedział tak przez cały wieczór, dzwoniąc do niego, aż nareszcie w głośniku rozległ się głos loczka.

- Boże, co się stało? Dzwoniłeś ponad trzydzieści razy Louis – mówił wystraszonym głosem.

- Jak mogłeś mi to zrobić? Potraktowałeś mnie jak obcą osobę, jakbym nic dla ciebie nie znaczył. Tak jest prawda? Nic dla ciebie nie znaczę Harry? Bo ty dla mnie znaczysz, ale czytając twoje życzenia poczułem się cholernie źle. Cały dzień czekałem na telefon od ciebie, a ty potraktowałeś mnie jak ostatniego śmiecia. Mścisz się na mnie za to co zrobiłem? Przeprosiłem tyle razy i mogę to robić każdego dnia bylebyś tylko mi wybaczył rozumiesz? Wiem co zrobiłem Hazz i czuję się okropnie nie musisz mnie karać dodatkowo – drzwi do jego pokoju otworzył się i pojawia się w nich Lottie.

- Zejdź na dół.

- Nie, jestem zajęty – burknął, ale dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. – Rozmawiam z kimś ważnym.

- Powiedziałeś Hazz, więc gadasz z Harrym to nikt aż tak ważny.

- Aktualnie to ktoś najważniejszy, więc spieprzaj z mojego pokoju! – krzyknął na blondynkę, któa patrzyła na niego chyba do końca nie dowierzając w to co wykrzyczał. 

- Louis.

- Wypierdalaj Lottie w tej chwili! – ryknął i rzucił w nią ramką, która roztrzaskała się na drobny mak. Gdy dziewczyna znikła wrócił do rozmowy z loczkiem.

- Daj mi po prostu szansę Hazz, przecież możemy odzyskać to co mieliśmy, błagam cię. Nie skazuj mnie na życie bez mojego najlepszego przyjaciela – wyszeptał i zamilkł, dopiero teraz zorientował się, że płacze. Był żałosny. 

- Lou – zaczął Harry łamiącym głosem. To niemożliwe żeby obaj płakali. 

- Tak? – zapytał z nadzieją.

- Muszę kończyć.

- Proszę Hazz, błagam cię – szeptał płacząc, nie wstydził się swoich łez, nie przed Harrym.

- Przykro mi, muszę kończyć.

- Tęsknię za tobą – powiedział,  żegnając się z nim tymi samymi słowami co zawsze. Był pewny, że loczek już się rozłączył, gdy nagle usłyszał jego głos.

- Ja za tobą też.

***

Harry zszedł na dół kierując się do kuchni. W środku zauważył Zayna i Nialla uśmiechających się do siebie. Zachowywali się tak jakby świat dookoła nich nie istniał, nie zauważyli nawet gdy wszedł do kuchni pochłonięci sobą nawzajem. Odchrząknął chcąc zwrócić ich uwagę.

- Cześć Hazza, jak tam? – zapytał Niall  przysuwając się bliżej Zayna, który objął go ręką w pasie.

- Nie chciałem wam przeszkadzać. Wezmę sok i znikam.

- Nie przeszkadzasz  – powiedział szybko Horan – nie robimy nic konkretnego – dodał ściskając dłoń Zayna, który szeptał mu coś do ucha.

- Dobra, dobra i Zayn nie szepcz mu zbereźnych rzeczy do ucha, bo nasz Irlandczyk spłonie ze wstydu – zaśmiał się i wyszedł z kuchni słysząc za sobą oburzony głos Zayna.

- Ejj nie robię tego! – po czym donośny śmiech blondyna rozniósł się po pomieszczeniu.

Przechodząc obok salonu usłyszał głośne kichnięcie. Wszedł do pomieszczenia, by sprawdzić, który z ich piątki się przeziębił i nie był zdziwiony widząc na kanapie skulonego Louisa.

- Dlaczego mnie to nie dziwi? – zapytał patrząc na szatyna, który podniósł na niego swoje zaszklone oczy.

- Co cię nie dziwi Hazz? – zapytał zachrypniętym głosem, posyłając mu uśmiech.

- Twoja choroba, mówiłem ci, że jeśli nie ubierzesz się cieplej będziesz chory i jeszcze siedziałeś na śniegu.

- Kto by pomyślał, że kapcie nie są odpowiednie na śnieg - uśmiechnął się ciepło, otulając mocniej kocem.

- Tak, to zaskakujące prawda?

- Przesadzasz, to tylko katar, za kilka dni mi przejdzie - wzruszył ramionami, bagatelizując chorobę, która z pewnością nie miała minąć od tak. 

- Brałeś już coś? – widząc zdezorientowanie na twarzy Lou dodał – leki głupku, na przeziębienie.

- Tak, a teraz piję gorącą herbatkę jak grzeczne dziecko – odpowiedział przymilnie. Patrząc na twarz loczka dodał – to miłe, kiedy się o mnie martwisz – mówiąc to lekko się zarumienił.

- Zawsze martwię się o rodzinę i przyjaciół, nie jesteś wyjątkiem. Miłego oglądania - wszedł powoli po schodach i zatrzymał się u szczytu spoglądając w stronę salonu.  - Po co ja to wszystko robię? Jestem głupi, ale jak mam o tobie zapomnieć, gdy mi na to nie pozwalasz – wyszeptał wsłuchując się w ciche dźwięki dochodzące z salonu i częste pokasływanie Tomlinsona.

***

Louis stał w łazience i poprawiał włosy po prysznicu nucąc jakąś melodię pod nosem, otworzył szybko drzwi i usłyszał głośny pisk. Dostrzegł Harry'ego klęczącego przed drzwiami z porozrzucanymi żelkami trzymającego się za ramię.

- Boże nic ci się nie stało mały? Co ty tutaj robisz? – ukucnął przed nim i patrzył uważnie na jego twarz, chcąc upewnić się, że nie zrobił mu krzywdy. 

- Chciałem wejść do łazienki, ale wtedy otworzyłeś drzwi i mnie uderzyłeś – wyjaśnił pocierając obolałe ramię.

- Przepraszam kochanie nie zauważyłem cię, przepraszam – Lou nie zwrócił nawet uwagi na to jak pieszczotliwie nazwał loczka, ale Harry wpatrywał się w niego zaskoczony.

- Nic się nie stało.

- A co robiłeś z tymi słodyczami? – zapytał z uśmiechem, a brunet zachichotał, uśmiechając się podstępnie. 

- Ukradłem je Niallowi i chciałem schować w koszu z brudami – wyjaśnił z entuzjazmem. Wiem, że to dziecinne, ale miałem ochotę zrobić komuś kawał. 

- Och, a Niall coś ci zrobił, czy to tylko taki żart? – zapytał podejrzliwie, chcąc zareagować, gdyby okazało się, że Horan pozwala sobie na zbyt wiele. 

- To żart, chcesz mi pomóc?

- Jasne, czyli pozbieramy te żelki?

- Tak – odparł uroczo zielonooki i wspólnie zaczęli sprzątać bałagan. W pewnym momencie ich palce się spotkały, Lou ujął dłoń Harry'ego i pogładził ją kciukiem.

- Ja... muszę już iść – loczek wyrwał dłoń z jego uścisku. Chwycił żelki i wpadł do łazienki zamykając się na klucz.

- Zrobię nam coś do jedzenia na kolację Harry – powiedział z uśmiechem Tomlinson i podreptał do kuchni. Może Zayn miał rację mówiąc coś o małych kroczkach. 

***

Siedzieli razem w pokoju oglądając film, Zayn i Niall uciekli do pokoju blondyna, po tym jak zaczęli obściskiwać się przy sprzątaniu domu ze świątecznych ozdób. Harry siedział na jednym końcu kanapy, a Lou na drugim. Szatyn wstał i wyszedł do kuchni, po kilku minutach wrócił z kubkami parującej herbaty.

- Zrobiłem coś ciepłego do picia, proszę – podał jeden loczkowi, a ten zerknął na niego zaskoczony, ale przyjął go z wdzięcznością.

- Dziękuję – odparł lekko się uśmiechając.

- Do usług, jesteś może głodny?

- Nie, nie dziękuję – odmówił i wlepił wzrok w ekran telewizora. Louis usiadł zdecydowanie bliżej niego, uśmiechając się do siebie samego.

- Smakuje ci?

- Co? – loczek zakrztusił się i kaszlał głośno, pozwalając Louisowi klepać go po plecach. Po chwili lekkie uderzenie zmieniły się w  powolne głaskanie dłonią, gdy  szatyn wyczuł napięte mięśnie chłopaka odsunął się szybko.

- Już lepiej?

- Tak, tak przepraszam, herbata jest pyszna.

- Cieszę się, że jest dobrze.

- Tak, ja też – wiedzieli, że nie mówią o herbacie, ale na razie postanowili nie dopowiadać nic więcej.

***

Louis siedział w swoim pokoju nudząc się niemiłosiernie. Cieszył się jak wariat, że Harry zaczął z nimi rozmawiać. Nie wiedział co ma z sobą zrobić, nawet seriale go zmęczyły. Postanowił pogadać z jedną osobą, odstawiając laptopa poszedł do niego i nie przejmując się pukaniem wparował do pokoju chłopaka.

- Cześć Hazz – przywitał chłopaka, kładąc się na jego łóżko.

- Hej, stało się coś? Czym zasłużyłem sobie na twoją wizytę?

- Nie musisz być niemiły – powiedział siadając po turecku – nudziło mi się i pomyślałem, że ponudzimy się razem.

- Przykro mi Lou, ale dziś nie dotrzymam ci towarzystwa – dopiero teraz  zauważył, że Harry stoi przed lustrem szykując się.

- Gdzie wychodzisz?

- Do klubu.

- Z kim? – powiedział lekko zdenerwowany, sam nie wiedząc dlaczego, przecież Harry mógł robić to co chciał, nic mu do tego.

- Z Nickiem – imię swobodnie wypłynęła z ust loczka, a na sam jego dźwięk ciśnienie szatyna podskoczyło.

- Wychodzisz z tym kretynem? – zapytał zirytowany – o której wrócisz?

- Po pierwsze Nick nie jest kretynem, po drugie jestem pełnoletni Lou, nie muszę się spowiadać - głos Harry'ego nadal brzmiał przyjacielsko, ale po spojrzeniu bruneta widać było, że jest rozdrażniony. 

- On tylko żeruje na twojej sławie, nie widzisz tego Harry? On cię wykorzystuje i się do ciebie zaleca. On cię podrywa Hazz! – powiedział podniesionym głosem wyrzucając swoje ręce w górę. Nie wiedział nawet skąd u niego taka złość. 

- Nie będę o tym z tobą rozmawiał. Nick to mój kumpel i będę się z nim widywał, a ty lepiej idź otwórz mu drzwi – powiedział  siadając na łóżku – nie zachowuj się jakbyś był zazdrosny - dodał złośliwie, nie spodziewając się tego co po chwili powiedział szatyn. 

- A może jestem.

- Słucham?

- To co słyszałeś, dla niego masz czas, a gdy ja chcę z tobą spędzić chodź chwilę wymigujesz się innym spotkaniem – powiedział po czym wyszedł z pokoju. Zatrzymał się jednak w drzwiach i spoglądając na loczka wyszeptał – Tęsknię za tobą Harry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro