2. Witamy w krainie żywych panno Jones.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Nie zapominaj kim jesteś.

– Lepiej ty przypomnij sobie kim jestem, bo jeśli nie zdejmiesz ze mnie swoich łap możesz je za chwilę stracić. Przestań mnie pouczać i napraw to co odjebałeś zanim odbiorą ci na dobre stanowisko. 

Zgłuszone głosy dotarły do mnie po dłuższej chwili, a ja głośno nabierając powietrza zerwałam się do siadu. Ostre smugi sztucznego światła z nocnej lampki oślepiły mnie wskutek czego musiałam zmrużyć oczy, aby zorientować się co się w tej chwili dzieje. 

Znajdowałam się w średnich rozmiarów pokoju w kremowych barwach z akcentem na mroczny bordowy znajdujący się na satynowej pościeli, którą byłam nakryta, dywanie oraz dodatkach. 

W pierwszych momentach myślałam, że to wszytko mi się śni, ale chwilę po tym uświadomiłam sobie, że na mojej dłoni znajduje się gips, a całe moje ciało jest obolałe. I wszytko do mnie zaczęło dochodzić. Właśnie zostałam porwana przez... Kolegów męża mojej matki. Przecież to oni podjechali czarnym busem, aby wręczyć mi paczkę. 

– Boże jakie to żałosne. – Zaśmiałam się ironicznie. 

Naprawdę było to śmieszne. Wręcz komiczne. Jak pełno książek, które czytam i filmów które oglądam. Zaraz pewnie wleci tutaj jakiś napakowany facet, zacznie tłumaczyć mi co tuta robię, a następnie grozić, że jeśli nie będę posłuszna oszpeci moją piękną buźkę. Proszę bardzo. 

Wstałam z łóżka zauważając, że mam na sobie czerwony kombinezon. Co to jakaś mieszanka "Uprowadzonej" z "Domem z papieru"? Zaśmiałam się pod nosem i chwyciłam za złotą klamkę od śnieżnobiałych drzwi. Zamknięte.

– Przepraszam?! Możecie już przyjść, obudzi)łam się! – Krzyknęłam nabijając się lekko i pukając w drzwi. 

Nie do końca rozumiałam dlaczego obecna sytuacja mnie tak śmieszyła. Możliwe, że był to jakiś mechanizm obronny i odwrócenie uwagi od strachu i niepewności, która jednak gdzieś tam we mnie tkwiła. Zakopana głęboko pod sarkazmem i ironicznym śmiechem, ale wciąż tam była. Bo przecież zawsze istniała możliwość, że moi oprawcy to nie bogaci biznesmeni potrzebujący karty przekupnej, a handlarze ludźmi. Mogłabym skończyć w burdelu, w rowie lub usługując bogatemu snobowi ubrana w koronkowe majteczki. Możliwości było wiele.

Słysząc ciężkie kroki odsunęłam się od drzwi i usiadłam na łóżku. I w momencie kiedy drzwi się otwierały naprawdę zaczęłam żałować swojej pieprzonej pewności siebie i porywczości. Mogłam się rozejrzeć poszukać broni schować pod łóżko. Cokolwiek, a tym czasem siedziałam na łóżku kompletnie bezbronna zdając się w zupełności na pechowy los.

– Witamy w krainie żywych panno Jones. – Powiedział mężczyzna, który stanął w drzwiach. 

Miał na sobie ciemno brązowy garnitur z białą muszką i tego samego koloru lakierki, które odbijały światło lampki nocnej. Na głowie widniało kilka siwych włosków na krzyż, co czyniło go lekko starszego niż zapewne był, a na twarzy znajdowały się zmarszczki. Nie od śmiechu przy oczach i ustach, a na czole, które miał zmarszczone od momentu wejściu do tego pomieszczenia.

– Czekam. – Powiedziałam pewnie zakładając dłonie na piersiach. 

– To ja czekam. W garderobie czeka na ciebie odpowiednia suknia. – Wskazał dłonią na dodatkowe drzwi w pomieszczeniu ukryte za lustrem, których nie zauważyłam. – Nie otrzymasz żadnych wyjaśnień przed kolacją, więc bądź tak miła i przemień się z tego –zakręcił palcami wokół mojej osoby – W coś na co można patrzeć.

Przewróciłam oczami i wstałam z łóżka kierując się w stronę tajemniczych drzwi, które prowadziły do złotej łazienki, w której wisiał tego samego koloru kombinezon. Pokiwałam ze zrezygnowaniem głową i rozebrałam się wchodząc do kabiny prysznicowej. Miałam na placach zaschniętą krew, która poplamiła białe płytki, a zupełnie zapominając o zranionej dłoni pomoczyłam gips.

Czyli miałam rację. Znali moje nazwisko, zapewne byli na weselu mojej matki i Jamesa. W dodatku te bogactwo. Wraz z wodą spłynęły całe obawy. Skoro mnie uprowadzili mają jakieś plany w stosunku do Jamesa i myślą, że ja im w czymś pomogę.  Gdybym miała być przydatna powinni poczekać dłuższy czas, abym poznała go lepiej i odkrywa najbrudniejsze sekreciki rezydencji.

Wyszłam spod prysznica i wytarłam ciało puchowym ręcznikiem. Nabalsamowałam się jakimś drogim i pachnącym balsamem, nałożyłam kombinezon z odkrytymi plecami i wyciętym do pasa, głębokim V na piersiach, które wprawiało mnie w lekki dyskomfort. Ale co to dla mnie. Ostatnio urządziłam striptiz dla pokerzystów, więc kolacja z cyckami na wierzchu nie będzie niczym ponad to. Spryskałam się jeszcze droższymi perfumami niż balsam i roztrzepałam mokre kosmyki włosów, które chwilę po wyjściu z łazienki zakręciły się jak świńskie ogony. 

Na łóżku leżało czarne pudełko z Gucci, czyli jedynej firmy, której nazwę potrafię wymówić. W środku odnalazłam złote szpilki z paskiem na kostce oblepione małymi brylancikami. Chciałam powiedzieć, że mam nadzieję, że nie są prawdziwe, ale za pięć tysięcy nie dali by bursztynów. 

Zapomniałam o makijażu, więc wróciłam na chwilę do łazienki, aby zdjąć halloween'ową maskę i stanęłam przed lustrem, aby zobaczyć jak się prezentuję. Chaotyczny makijaż dawał wiele do rzeczenia, nieukładające się, mokre ciemno czekoladowe loki moczyły kropelkami zimnej wody moje nagie plecy, a sina ręka z której pod wpływem zbyt gorącej wody spłynął gips, bolała nie miłosiernie. Całe szczęście moje szmaragdowe oczy i strój królowej Anglii ratowały sytuację.

Wyszłam z pokoju, przy którym stał młody kelner. Zaprowadził mnie pod samą salę balową? Nie wiem jak nazwać takie olbrzymie pomieszczenie ze stołem. Oni pewnie nazywają to kuchnią. Dalej musiałam iść sama, więc weszłam przez ogromne drzwi, a moim oczom ukazał się ogromny stół, przy którym zasiadało chyba z trzydzieści osób, głównie mężczyzn, którzy po usłyszeniu moich szpilek odwrócili się ku źródła hałasu.

Szłam pewnie ku jednemu wolnemu miejscu i uniesionej dłoni bezczelnego staruszka, który wcześniej obraził mój wygląd. Przewróciłam oczami na przesadzoną kulturę, kiedy każdy mężczyzna wstał od stołu gdy siadałam i zaczęły się rozmowy. Zjadłam jakiś wykwintny posiłek miniaturowego rozmiaru i wypiłam trochę alkoholu czekając aż to wszytko się skończy, a ja dowiem się co tutaj do chuja robię.

Po trzech godzinach siedzenia zdrętwiał mi tyłek i zachciało mi się siku, więc wyszłam o dziwo bez eskorty do toalety, o której położeniu nie miałam pojęcia. Zaczęłam iść jakimś czerwonym korytarzem szukając wyjścia. Poczułam smak wolności i w pewnym monecie zaczęłam biec byle by szybciej się stąd wydostać. 

Kiedy otworzyłam mosiężne dębowe drzwi owiał mnie mroźny, nocny powiew wiatru, a moje ciało pokryła gęsia skórka. Zaczęłam biec dwa razy szybciej po pokonaniu marmurowych schodów do rezydencji. Mijałam fontanny, mini pole golfowe, aż dotarłam do wielkiej bramy. Zamknięta, ale to mnie nie powstrzymało. Musiałam znaleźć się w domu, w moim łóżku, musiałam uciec. 

Zaczęłam przeciskać się między szczeblami, ale w pewnym monecie dalej nie mogłam się ruszyć. nawet wciągnięcie brzucha nic nie dało. Byłam w puncie wyjścia dopóki kawałek metalu się nie połamał. Zaczęłam mocniej napierać, a brama zaczęła rozcinać skórę na moich żebrach, w skutek czego z moich ust wydarł się krzyk, niemal szloch, bo ból był niesamowity zwłaszcza po obrażeniach zadanych przy porwaniu, ale udało się przecisnęłam się. 

Zaczęłam znowu biec, przed siebie. Jak najdalej tego cholernego domu, który na moje nieszczęście znajdował się przy lesie na obrzeżach miasta. Dojście do domu zajmie mi kilka dni. Nie dam rady. 

Upadłam na asfalt i schowałam głowę w kolana, aby odpocząć i przemyśleć co mam zrobić. Nie minęło piętnaście minut, a usłyszałam warkot silnika, a następnie przed moimi oczami pojawił się czarny Aston Martin. Szyba się odsunęła, a ja chyba miałam zwidy. Czyli jednak mi się nie śniło.

– Wsiadaj.

Nie wierząc własnym oczom wsiadłam do niemal nieznajomego mężczyzny do samochodu, a on ruszył. Znów oślepiła mnie jego uroda, a zapach perfum lekko ukoił moje poszarpane nerwy. Zapięłam pasy na widok jego maksymalnie nieprzepisowej jazdy i wbiłam wzrok w zakrwawione siedzenie jego samochodu.

– Przepraszam. – Powiedziałam opierając głowę o zagłówek. – Nie wiem kim jesteś. 

Naprawdę byłam ciekawa. Przystojny chłopak, umie tańczyć, ratuje damy z opresji. Moglibyśmy spotkać się na jeden wieczór. Zaśmiałam się ze swoich myśli, kiedy samochód gwałtownie zaparkował pod tą samą bramą, przez którą teraz się wykrwawiam.

– Co robisz? – Wystraszyłam się nie na żarty. 

– Ze mną jesteś bezpieczna. – Powiedział i wysiadł tylko po to, aby wyprowadzić mnie chwilę po tym z auta. – Musimy coś wyjaśnić.

– Nie wrócę tam, oni mnie porwali! – Zbuntowałam się, a chłopak nie znosząc sprzeciwu przerzucił mnie sobie przez ramię i pomaszerował dalej jakbym ważyła pięć kilo, nie pięćdziesiąt. 

Wydawało mi się, że na chwilę odpłynęłam przez utratę krwi i obudziłam się na krześle z kajdankami do niego przypiętymi. Zrobiło mi się zimno przez lodowatą wodę, którą mnie ocucili. 

Znajdowałam się w betonowym pomieszczeniu z temperaturą tak niską, że wydychane przeze mnie powietrze zamieniało się w parę. Nie było tu okna, jedynie metalowe drzwi i stary, brudny materac. Naprawdę full wypas. Pewnie jest z Gucci czy coś. 

– Mogliśmy to załatwić jak ludzie. Nadal byś pomieszkiwała sobie w swojej komnacie, cieplutkim łóżku i łazienką z prysznicem parowym, sauną i wanną wielkości mieszkania. – Powiedział starszy mężczyzna, którego poznałam na początku.

– Wtedy to byłby już basen. – Odpyskowałam, w skutek czego jego otwarta dłoń spotkała się z moim zimnym policzkiem. Nie sam ból spowodował łzy ściekające po moich policzkach, a wspomnienia, które zakopałam gdzieś na dnie, a mapę spaliłam. 

Zostałam ponownie podniesiona do pionu, bo przez tak silne uderzenie krzesło się przewróciło, a moja twarz spotkała się z betonem. Czerwona ciecz spływała po policzkach z rozciętej głowy i mieszkała się z łzami, a ja nie byłam w stanie rozróżnić łez od krwi.

– Nadal będziesz taka pyskata? – Parsknął starzec.

– Ale z ciebie dominator. W łóżku też się tak zabawiasz? 

W moją twarz wycelowany został kolejny cios, jednak tym razem nie z otwartej dłoni, a z mocno zaciśniętej pięści. Niemal zadławiłam się krwią, która obficie zaczęła sączyć się z mojej buzi. 

– Mam prawo chociaż do jednego telefonu? – Naprawdę chciałam przestać go drażnić. Miałam dość ciosów, a tylko go rozzłościłam tą pyskówką.

– Ty pierdolona szmato. – Kolejny cios, tym razem w żebra. 

– Naprawdę doceniam komplementy, ale wolałabym po imieniu panie X. – Zwróciłam się do siwego. – I Y.  

Kiedy facet zamachną się po raz enty jego ręka została zatrzymana przez chłopaka, który na  balu uwodził mnie swoim muzycznym gustem i boską urodą, a teraz przyczynił się do mojego upadku. 

– Wystarczy jej już. Jutro jest bankiet. 

– Nie pójdzie na niego. Pójdziesz z Cassie. 

– Wiesz, że gdybym wtedy nie zasnęła skończylibyśmy w łóżku? – Zwróciłam się do chłopaka, a na jego ustach uformował się ledwo widoczny, niemal niezauważalny figlarny uśmieszek. 

– Ashton za pięć minut widzę cię w garażu. Pośpiesz się. – Warknął zdradzając mi imię jednego oprawcy i wyszedł trzaskając drzwiami.

Podszedł do mnie niebezpiecznie blisko nachylając się tak blisko, że poczułam jego oddech na swojej szyi i zaczął odpinać mnie od krzesła w skutek czego z braku sił prawie zsunęłam się na podłogę. Podniósł mnie układając swoją dłoń pod moimi kolanami i położył na na zimnym materacu obok. Straciłam dużo krwi, a moja głowa miała tyle obrażeń, że ledwo kontaktowałam. Ale kontaktowałam.

 – Dlaczego myślałam, że mi pomożesz? – Zapytałam. Trzęsłam się z zimna i byłam pewna, że tej nocy zamarznę. – Mówiłeś, że z tobą jestem bezpieczna. 

– Rozbierz się. – Powiedział sucho ignorując moje słowa.

– Ty to zrób. Nie mam bielizny. – Zaśmiałam się. Po co się upijać jak można walnąć kilka razy głową w ścianę.

Chłopak nic nie powiedział tylko przez chwilę tkwił w głębokim skonsternowaniu walcząc z samym sobą, jednak po chwili obrócił się z zamiarem wyjścia, ale go powstrzymałam.

– Ashton. Nie chcę umrzeć w ciszy, proszę puść mi Elvisa? 

– Nie umrzesz. Jeszcze.

I wtedy usłyszałam trzask metalowych drzwi, a w pomieszczeniu nie widziałam nawet własnej  dłoni. 

Pogrążona w ciemności, umierająca z zimna, a materac przemakał moją krwią. To moje myśli i tak latały wokół chłopaka. To wszytko przez zapach, którym nasiąknięta była jego cholerna bluza. Bluza, która tej nocy prawdopodobnie nie dała mi zamarznąć, bo choć nie chciałam się już obudzić otworzyłam oczy, aby powitać nowy dzień.







Chyba coś zaczęło się dziać.

 Rozdziały będą nieregularne, chcę abyście wiedzieli, bo piszę tylko, gdy dzieje się coś złego. Dziś się stało.

Miłej nocy diabełki

PS: Nie wiem co wyszło z tego rozdziału, bo jestem nieprzytomna. Zapewne jutro zacznę to czytać i zacznę się śmiać. Poprawię jeśli będzie bardzo źle, obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro