ROZDZIAŁ 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

             Przez długi czas nie potrafiłam odnaleźć swojego miejsca na ziemi. Nie umiałam określić tego, co będzie się działo w mojej przyszłości. Chciałam być wszędzie, a jednocześnie pozostać w miejscu, w którym aktualnie się znajdowałam. Czas, który nieubłaganie płynął, nie był moim sprzymierzeńcem. Musiałam się określić, jednak za cholerę nie potrafiłam tego zrobić. Wszystkiego było zbyt wiele, za dużo opcji kręciło się wokół mnie, zbyt wiele pokus, które kusiły swoimi negatywnymi cechami, a mi się to coraz bardziej podobało. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: kim chcesz być?

             Każdy z nas ma taki moment w swoim życiu, w którym musi podjąć decyzję, która zaważy na jego przyszłości. Jedni starają się porozmawiać o tym z rodziną i przyjaciółmi, aby podjąć dobrą decyzje, drudzy sami ze sobą walczą i starają się znaleźć najlepszą opcję, jeszcze inni mają wszystko zaplanowane od najmłodszych lat, a inni są mną, tą, która decyzje podejmuję spontanicznie i całkowicie nie przemyślanie. Tak, to jest cecha, która zdecydowanie jest kojarzona ze mną. Niejednokrotnie musiałam zmierzyć się z konsekwencjami, jakie poniosłam za błędne drogi, jednak w dalszym ciągu robię to samo, działam spontanicznie.

             Jeśli mam być szczera, to nie żałuję żadnej decyzji podjętej w przeszłości. Dzięki temu, że wybrałam taką drogę, a nie inną, znalazłam się w miejscu, w którym czuję się jak w domu. W miejscu, w którym odnalazłam osoby tak cholernie mi bliskie, że aż nie wyobrażam sobie życia bez nich. W miejscu, w którym zawsze się coś dzieje, a ja nie mogę narzekać na brak zajęcia. W mieście, w którym wszystko jest możliwe.

            Każda osoba, którą spotkałam w swoim życiu, w jakimś stopniu się dla mnie liczyła i czegoś mnie nauczyła. Wrogowie również, oni pozwolili mi patrzyć na świat inaczej, niż przez różowe okulary. Dzięki nim wiem, że na każdym kroku mogę spotkać kogoś, kto z wielką chęcią przebije mi serce jedyną bronią, która może mnie zabić i będzie patrzył na moje płonące ciało. Wiem również, że nie każdy przyjaciel jest dobry i nie każdy wróg jest zły. Czasami zbyt ciężko ich odróżnić i trzeba się kilka razy sparzyć, jednak na sam koniec prawda zawsze wychodzi na jaw.

             Przeszłość nauczyła mnie bardzo wiele, między innymi tego, żeby nie ufać każdej, nowo napotkanej osobie. Lepiej kogoś sprawdzić trzy razy, niż później pluć sobie w brodę, że się tego nie zrobiło. Ja osobiście trzymam się reguły, która mówi, żeby wszystkich dokładnie prześwietlić, zanim się ich wpuści do domu. Nie każdy to rozumie i nie każdy się do tego stosuje, ale niestety nie jestem w stanie każdemu to wbić do głowy.

              Scott McCall, który jest znany jako Prawdziwy Alfa, jest najbardziej naiwnym człowiekiem, jakiego spotkałam na swojej drodze. Do niego nie docierają żadne argumenty, nawet jeśli cała reszta myśli podobnie do mnie czy Stiles'a. On sam musi upaść i się poobijać, aby zrozumieć swój błąd. Jednak najczęściej jest tak, że na poprawę jest zbyt późno, często kończy się to uszczerbkiem na zdrowiu albo, co gorsza, utratą życia.

               Moimi teraźniejszymi problemami są Scott McCall, Theo Raeken i cholerna szkoła. Alfa, ponieważ za cholerę nie potrafię mu nic przetłumaczyć i przeciągnąć go na swoją stronę. Nie docierają do niego żadne argumenty, nie chce mnie słuchać w sprawie nowego. Theo jest dla mnie wielką zagadką, która aż się prosi o rozwiązanie. Ten chłopak mnie zaskakuje swoją siłą i blokadą, którą ma założoną na umyśle, przez co nie potrafię odczytać jego myśli. Szkoła, ponieważ z wielką chęcią puściłabym ją z dymem, jednak nie mogę tego zrobić. Zamiast pozbyć się problemu, muszę tu siedzieć i czekać na pieprzony trening Lacrosse, pomimo tego, że nie ma zbytnio co oglądać. Nie oszukujmy się, każdy z chłopaków z drużyny jest dla mnie zbyt młody i zbyt mało atrakcyjny.

              Takim oto sposobem wędruję sobie właśnie korytarzami znienawidzonego przeze mnie miejsca w towarzystwie wkurzonego Stiles'a, wyluzowanej Malii i zamyślonej Lydii. Stilinski jest wściekły na Scott'a, który nie chce nas słuchać, kojotołak, jak to ona, ma wszystko gdzieś i tylko czeka na okazję, aby kogoś zaatakować. Jeśli chodzi o Lydię, to jest zmieszana całą sytuacją, jaka nas spotkała. Nie jest tak nieufna, jak ja, jednak ma pewne powody, przez które nie do końca ufa Theo. Nie wymieniła ich oczywiście ani nie powiedziała, po której stronie muru stanie, jednak nie zaprzeczyła, że będzie walczyć u naszego boku, więc to już jakiś plus.

- Pierdolony Scott – warknął nagle Stiles, przez co stanęłam zdziwiona w miejscu.

              Każdy wie, że osobiście jestem osobą, która uwielbia nadużywać brzydkich słów, ale moi bliscy tego nie robią. No, przynajmniej Ci z Beacon Hills, bo o rodzinie Pierwotnych nie mogę tego powiedzieć. W każdym razie, jeśli Stiles zaczyna przeklinać, dodatkowo przy tym obrażając swojego najlepszego przyjaciela, to znak, że jest źle, okropnie źle. Coś mi się wydaje, że jeszcze chwila, a wybuchnie trzecia wojna światowa z udziałem moich przyjaciół.

- Stiles? - spojrzałam na niego niepewnie. - Czy z Tobą jest wszystko dobrze?

- Nie jest – burknął pod nosem. - W sensie jest.

- To jest czy nie? - zapytała zdziwiona Malia.

- Cholera, on doprowadza mnie do szału!

- Theo? - Lydia spojrzała uważnie na chłopaka.

- Scott! - ręce Stiles'a wystrzeliły do góry, przez co Malia musiała się odsunąć, aby przypadkiem nie zarobić od niego w głowę. - Jest cholernie uparty i nic do niego nie dociera.

- Chwila, młody – podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy. - Pierwsza zasada: nie przeklinamy.

- Odezwał się aniołek – Malia parsknęła śmiechem.

- Jak mam nie przeklinać, skoro aż mnie nosi od środka – jęknął załamany chłopak. - Dlaczego on nie chce nas słuchać?

              Na to pytanie również nie znałam odpowiedzi, co dodatkowo mnie wkurzało. Pewne było to, że Scott jest zbyt ufną osobą, co w naszym, nadprzyrodzonym, świecie nie przejdzie zbyt łatwo. Tutaj trzeba mieć oczy szeroko otwarte, wyostrzony słuch i być bardzo spostrzegawczym, a szczególnie nie wolno nikomu ufać. Nasza intuicja nie zawsze jest tą, która mówi prawdę, więc nie ma co brać z niej przykładu i iść za głosem serca, które również, w większości przypadków, okazuje się być zdradliwe.

- Nie mam pojęcia – westchnęłam ciężko. - Jednak nie poddajemy się, Stiles, jakoś to ogarniemy.

- Nie chcę się z nim kłócić – stwierdził smutno chłopak.

- Ja też jakoś szczególnie nie mam na to ochoty. Wystarczy mi tych kłótni i cichych dni do końca stulecia.

- Może wystarczy znaleźć dowody? - powiedziała nagle Lydia, zwracając na siebie naszą uwagę. - Może musimy znaleźć coś, co potwierdzi naszą tezę?

- Powiedziałaś ,,naszą''? - Stiles spojrzał na nią z nieukrywaną radością w oczach.

- Tak – westchnęła ciężko. - Pomimo tego, że nie jestem a tym, aby go zamknąć i torturować, to zgadzam się z wami, że trzeba go sprawdzić. Nie zaszkodzi nam, a przynajmniej wtedy będziemy mieli pewność co do niego.

- A jeśli będzie za późno? - zaczął panikować Stiles, na co przewróciłam oczami. - Co, jeśli Theo kogoś z nas zaatakuje i zacznie nas wybijać? Co, jeśli skłóci nas wszystkich tylko po to, aby żadne z nas nie stanęło po stronie Scott'a?

- Zawsze mogę go zabić – Malia wzruszyła ramionami.

- A czy to nie tak, że od zabijania jest Nina? - parsknęła śmiechem Lydia.

- Zawsze możemy zamienić się miejscami - wzruszyłam ramionami. - Chociaż nie powiem, aby perspektywa zabicia Raeken'a nie była kusząca.

- Chyba zaraz zginie ktoś z nas – mruknęła Malia, wskazując głową na coś, co znajdowało się za mną.

             Odwróciłam się powoli, domyślając się, co takiego zaraz ujrzę, i jak zwykle się nie myliłam. W naszą stronę zmierzał Scott McCall, którego mina nie mówiła nic dobrego. Z kilometra wyczułabym jego zły nastrój i chęć mordu na naszych osobach. Zapewne poszłabym pierwsza pod nóż, gdyż każdy twierdzi, że jestem największą prowokatorką. Tym razem jednak się mylą, Stiles bije mnie w tym konkursie na głowę.

- Co Ty tu jeszcze robisz? - zapytał Scott Stiles'a, ewidentnie próbując uspokoić nerwy.

- Rozmawiam – odparł chłopak. - Gdzie mi się ma spieszyć?

- Na trening – odpowiedział przez zaciśnięte zęby Alfa. - Rusz się.

               Już chciałam coś powiedzieć, jednak Scott, nie czekając na reakcje z naszej strony, odwrócił się na pięcie i skierował do szatni. Stałam jak wryta, nie bardzo rozumiejąc, co doprowadziło go do takiego stanu. Przecież nikt z nas tym razem nie zrobił nic złego, a sprawdzenie kogoś nowego z otoczenia nie jest przestępstwem. Czyżby nasz Prawdziwy Alfa miał gorsze dni?

- Zabiję go – warknął Stiles.

- A my obejrzymy to z trybun – odpowiedziała Lydia, łapiąc mnie i Malie za ręce.

              Chyba w życiu nie byłam w takim stanie, aby rejestrować wszystko w zwolnionym tempie. Nie do końca docierał do mnie fakt, że Scott jest wściekły i powód, dla którego taki jest. Przecież to absurd, aby gniewać się o coś takiego. Nie robimy nikomu krzywdy, jedynie głośno grozimy śmiercią, ale przecież do żadnych nielegalnych czynów nie doszło. Chyba że liczyć również włamywanie się do czyjegoś umysłu bez jego zgody, to w sumie jest trochę nielegalne.

            We trzy skierowałyśmy się na trybuny, zajmując miejsca mniej więcej po środku. Chciałam być blisko boiska, aby w razie potrzeby zareagować na jakieś dziwne zdarzenie, a jednocześnie chciałam być daleko, aby nie rzucać się w oczy Alfie. Co prawda wkurzało mnie jego zachowanie i gadanie o tym, jak to bardzo źle się zachowujemy, ale jednocześnie nie chciałam się z nim kłócić, gdyż każda awantura bolała mnie coraz mocniej.

- Co zamierzamy zrobić? - zapytała cicho Lydia, jakby bała się, że w każdej chwili wyskoczy wielki Alfa i znowu będzie dym.

- Ja bym go zabiła – odparła spokojnie Mlaia, rozsiadając się wygodnie.

- Ja też, ale nie mogę – westchnęłam ciężko. - Najlepiej byłoby... - ,,Theo w szatni'' - ...pójść do szatni.

- Co? - dziewczyny spojrzały na mnie zdziwione.

- Stiles właśnie mi przekazał, że Theo jest w szatni.

- To idziemy go zabić – odparła Malia, wstając z miejsca.

- Ty zostajesz – Lydia złapała ją za rękę i pociągnęła spowrotem w dół. - Daj znać, jak się czegoś dowiesz, albo coś się będzie działo.

- Jasne -kiwnęłam głową i tyle mnie widzieli.

              Z jednej strony chciałam jak najszybciej rozwiązać zagadkę w postaci Theo Raeken'a, a z drugiej musiałam być cholernie ostrożna. Skoro blokuje swoje myśli i nie pozwala mi się przebić przez barierę, to równie dobrze może być albo potężną istotą, albo mieć kogoś potężnego po swojej stronie. Trzeciej opcji nie widzę, chociaż zapewne jakaś tam by się znalazła, znając moje szczęście.

               Spokojnym krokiem kierowałam się do męskiej szatni, w głowie układając plan awaryjny. Nie miałam nawet pierwotnego planu, ale o to nie zamierzałam się martwić. Bardziej bałam się konfrontacji ze Scott'em niż samej walki z ewentualnym wrogiem. Jego mogę zabić, z Alfą byłoby gorzej. Nie chciałam niepotrzebnych kłótni i niedomówień, wolałam mieć z nim wszystko wyjaśnione, jednak to nie była zbyt łatwa sprawa. Musiałam powstrzymać się od rzucenia na Theo i spokojnie spróbować wyciągnąć z niego wszystkie informacje, które mogłyby okazać się dla nas ważne.

              Zbliżając się do szatni, coraz mocniej odczuwałam złość osób znajdujących się w pomieszczeniu. Słyszałam trzy serca, co niestety utwierdziło mnie w tym, że Scott również jest tam obecny. Szczerze powiedziawszy wolałabym, aby Alfa zniknął na chwile i pozwolił mi działać po swojemu, jednak wiem, że nie mam co na to liczyć. Scott nie jest głupi i pewnie domyśliłby się, w jaki sposób chcę wyciągnąć z Raeken'a informacje.

              Weszłam do szatni, zastając w niej trzech chłopaków. Każdy z nich patrzył w inną stronę, każdy miał również inny wyraz twarzy. Theo wydawał się być spokojny, nie martwiąc się o to, co za chwile może się stać. Stiles stał blisko niego i patrzył na niego z mordem w oczach, jakby chciał się rzucić mu zaraz do gardła i rozszarpać na małe kawałeczki. Za to Scott aktualnie wpatrywał się w moją osobę z lekką złością i jednocześnie smutkiem. Co znowu zrobiłam?

- Teraz sobie porozmawiamy – podeszłam do Theo, całkowicie ignorując Alfę.

- O czym? - zapytał chłopak, lekko się uśmiechając na mój widok.

- Z pewnością nie o pogodzie – prychnęłam. - Skąd się wziąłeś i co tu robisz?

- Mieszkałem kiedyś w Beacon Hills, ale po śmierci siostry wyprowadziliśmy się stąd...

- To mało mnie interesuje – warknęłam. - Dlaczego tu jesteś?

- Mówiłem już, szukałem stada, które mnie przyjmie i wtedy usłyszałem o Scott'cie.

- Dlaczego akurat on? - Scott spojrzał na mnie krytycznie, jednak ani trochę się tym nie przejęłam.

- Znam go i wiem, że jest w stanie mi pomóc.

- Jeśli by się nie zgodził? Nie chciałby Cie w stadzie, co byś wtedy zrobił?

- Szukałbym dalej – wzruszył ramionami, nie przejęty moim złowrogim tonem głosu. - Jednak wiem, że Scott taki nie jest i pomaga innych w potrzebie.

- Jesteś cholernie pewny siebie – prychnęłam. - Może Scott wcale Cie nie chce?

- A może Ty mnie chcesz? - zapytał zalotnie.

- Owszem – przytaknęłam głową. - Chcę Cie zabić, przynajmniej w tej chwili.

- Dość - wtrącił Scott, patrząc na mnie zły. - Co Ty robisz?

- Staram się ustalić fakty – odpowiedziałam spokojnie i ponownie odwróciłam się do Theo. - Jak stałeś się wilkołakiem?

- Pewnego wieczoru jeździłem na deskorolce w pustym basenie. Było dosyć ciemno i jedynie dzięki palącym się latarniom widziałem cokolwiek.

- Zaczyna się jak tania opowieść romantyczna – prychnęłam, na co Scott warknął.

- Popieram – odezwał się Stiles.

- Dajcie mu skończyć – warknął Scott. - Co było dalej?

- W pewnym momencie straciłem równowagę i upadłem na beton. Deskorolka poleciała do gry, ale nie wróciła już do mnie.

- Niech zgadnę, kosmici przyszli i zabrali Ci zabaweczkę – odparłam sarkastycznie.

- Nina – kolejne warknięcie Scott'a, które jakoś mnie nie zdziwiło ani nie ruszyło w żaden sposób.

- Blisko – Theo puścił mi oczko, uśmiechając się zalotnie, co zaczynało mnie powoli wkurzać. - Przez chwile pociemniało mi przed oczami i zaczęło kręcić się w głowie. Po chwili zorientowałem się, że coś jest nie tak. Spojrzałem na górę, aby odnaleźć deskorolkę, jednak zamiast niej ujrzałem parę oczu świecących na czerwono.

- Skąd ja to znam – mruknęłam pod nosem, jednak najwyraźniej niezbyt cicho, ponieważ Scott ponownie spojrzał na mnie zły.

- Ten ktoś ukazał po chwili zęby i rzucił się na mnie. Ugryzł mnie w bok – Theo przyłożył rękę do ciała, jakby chciał wskazać miejsce ugryzienia. - Nie wiedziałem, co się stało.

- Dlaczego nie zostałeś ze swoim Alfą?

- Przez kilka pierwszych dni byłem zdezorientowany i nie do końca wierzyłem w to, co się stało. Rana bardzo szybko się zagoiła, moje zmysły zaczęły być silniejsze niż zazwyczaj, a gniew stawał się coraz większy. Pewnego razu zacząłem szukać faceta, który mnie ugryzł, ale wtedy okazało się, że nie żyje.

- Cóż za dziwny przypadek – prychnęłam.

- Też tak uważałem – stwierdził chłopak. - Z tego, co wiem, to mój Alfa został zabity przez bliźniaków.

               Nie powiem, aby ta informacja nie była dla mnie zadziwiająca. Pierwsze osoby, które przyszły mi na myśl, to Ethan i Aiden. To oni zabili swojego Alfę, który był dla nich okrutny. Chcieli się go pozbyć, jednocześnie zyskując moc Alfy i przyłączając się do stada Deucalion'a. Informacje by się zgadzały, jednak było coś, co nie pozwalało mi uwierzyć w tą historię. Tylko co?

- Ciekawa ta Twoja bajeczka – mruknęłam pod nosem.



**********************************

Hej, Kochani :*

Wróciłam! Udało mi się coś napisać! Kto się cieszy? Ja bardzo ^^

Nie jestem zbytnio zadowolona z rozdziału i z tego, że musieliście na niego tak długo czekać. Życie niestety nie zawsze jest łatwe i trzeba się trochę pomęczyć, aby później było wszystko z  górki. 

Szczęście jest takie, że chwilowo osiadłam w jednym miejscu i mam normalny dostęp do komputera. Teraz postaram się pisać więcej i częściej dodawać rozdziały. Kiedy następny? Tego nie wie nikt, ale z pewnością jeszcze w tym tygodniu na pewno pojawi się chociaż jeden ;)

Dziękuję wam za wytrwałość i zrozumienie, to bardzo dla mnie ważne <3

Miłej nocki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro