ROZDZIAŁ 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MARATON 5/8


              Czasami zmieniamy podejście do świata i do osób nas otaczających. Zaczynamy rozumieć zachowanie innych i ich uczucia, chociaż nie jest to dla nas zbyt łatwe. Zaczynamy godzić się z faktem, że nasz bliski przyjaciel, którego traktujemy jak młodszego brata, zakochał się we wrogu, którego każdego dnia mamy ochotę zabić. Tak mniej więcej wygląda moja sytuacja, z którą musiałam się jakoś pogodzić i ją przeboleć. Co mogę poradzić na miłość? Nic, muszę z tym jakoś żyć.

               Wypadki samochodowe zdarzają się kilka razy dziennie, więc to nie jest nic nowego w naszym świecie. Nie chodzi mi tylko o świat nadprzyrodzony, lecz ogólnie, o cały świat. Każdego dnia ginie wiele osób, które właśnie jadą sobie na wakacje, w odwiedziny do rodziny lub znajomych, czy na zwykłą wycieczkę krajoznawczą. Wiele razy słyszałam w radiu komunikaty związane z jakimś wypadkiem, więc czemu ten mnie zdziwił i nieco zasmucił?

               Odpowiedź na te pytania są dość proste i nieskomplikowane. Mój kochany przyjaciel, którego traktuję jak młodszego brata, Scott McCall, związał się z niejaką Kirą Yukimura, która jest lisem, inaczej zwanym Kitsune. Z natury wampiry i lisy nie obdarzają się miłością i zaufaniem, walczą ze sobą, bo taka jest ich natura. Niestety, w tym wypadku muszę zachować się spokojnie i nie mogę jej nic zrobić, w innym wypadku Scott chciałby mnie zabić z zimną krwią.

                W tym całym zamieszaniu okazało się, że nasza kochana Kira utknęła w korku, wracając z rodzicami z wakacji z Nowego Yorku. Oczywiście by mnie to nie ruszyło, gdyby nie uczucia Scott'a. Nie mam pewności, czy ją kocha, jednak wiem, że niestety mu na niej w jakimś stopniu zależy. Jego serce zdecydowanie należy do niejakiej Allison Argent, która właśnie w tej chwili siedzi sobie w Nowym Orleanie i cieszy się z życia wampira, które jej podarowałam.

                Scott chodzi niespokojnie po szpitalnym korytarzu, a ja nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób mogłabym go uspokoić. Nie mam w zwyczaju mówienia o Kirze dobrze, więc nie chciałabym poruszać jej tematu. Znając mnie i mój niewyparzony język powiedziałabym o niej coś złego, co doprowadziłoby do kłótni między naszą dwójką, a tego bym nie chciała. Zbyt długo pracowałam nad odbudowaniem relacji ze Scott'em, aby teraz to tak po prostu zaprzepaścić przez jedną, mało dla mnie wartą, osobę.

- Scott, pewnie nic jest nie jest – powiedziałam spokojnie, zaciskając mocno dłonie, aby nie powiedzieć nic głupiego.

- Możliwe – mruknął cicho i spojrzał na nas. - Nie miałem z nią kontaktu.

- Jak długo? - zapytał Stiles.

- Odkąd wyjechała - westchnął Alfa. - Kazałem jej się dobrze bawić w Nowym Yorku.

- Pięknie – parsknęła śmiechem Malia. - Czyli pewnie bawiła się znakomicie.

- Co masz na myśli? - Scott zmarszczył brwi.

- Co byś zrobiła, gdybym kazał Ci się dobrze bawić? - zapytał niepewnie Stiles, patrząc na dziewczynę.

- W sensie dobrze bawić grając w kręgle czy bardziej chodzi Ci o seks?

               W tym momencie włączyła się Malia, która zbyt dużo czasu spędzała w moim towarzystwie. Odkąd nie jestem z Derekiem, zaczęłam sobie na więcej pozwalać. Nie zwracam uwagi na to, z kim bawię się na imprezie i z kim ją kończę, po prostu korzystam z życia. To jest mój sposób na zapomnienie o mężczyźnie, który rozerwał moje serce na drobne kawałeczki. Nie mogę powiedzieć, że to działa, ale przynajmniej chwilowo o nim zapominam. Malia raczej nie powinna iść moim tokiem myślenia, gdyż jest w związku. Chyba czas ukrócić nasz kontakt, albo w jakiś sposób przestawić jej myślenie. Tak, druga opcja bardziej mi się podoba.

- Malia – warknął Stiles.

- No co? Chciałeś szczerej odpowiedzi.

- Nina? - Scott spojrzał na mnie z nadzieją.

- Mam być szczera czy miła?

- Szczera? - odpowiedział niepewnie, chociaż mi się wydaje, że bardziej zapytał.

- Ja bym się świetnie bawiła w towarzystwie przystojnych mężczyzn – odpowiedziałam bez przemyślenia, lecz gdy zobaczyłam jego wyraz twarzy, od razu zmieniłam zdanie. - Ale ja to ja, jestem trochę szalona i nierozważna, Kira nie jest mną.

- Czyli istnieje możliwość, że bawiła się świetnie w towarzystwie innych – jęknął załamany chłopak.

- Scott, Kira nie jest mną. Ja bawię się z innymi, bo mogę, a ona nie bardzo. Jest z Tobą i Cie kocha, chociaż nie bardzo mi się to podoba.

- To ostatnie mogłaś sobie darować – mruknął cicho Stiles.

- W każdym razie Kira z pewnością Cie nie zdradziła, była Ci wierna.

- Skąd ta pewność? - zapytał niepewnie Scott.

- A bo ja wiem? - wzruszyłam ramionami. - Gdyby Cie skrzywdziła, to ja skrzywdziłabym ją. Zna konsekwencje, więc raczej nie odważyłaby się zrobić czegoś, co mogłoby Cie zranić.

- Czy Ty znowu zaczynasz jej grozić?

- Nie, ja ją tylko ostrzegłam.

- Ostrzegłaś? - zapytał, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

- Możliwe – odpowiedziałam z miną niewiniątka.

- Kiedy? - warknął, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Nie ważne – machnęłam ręką, chcąc, aby odpuścił.

- Nina - warknął, podchodząc bliżej.

- Przed jej wyjazdem – westchnęłam ciężko. - Zadzwoniłam do niej i zagroziłam, że jeśli Cie zrani, to ja zrobię to dwa razy mocniej, w sposób bardzo niemiły i cielesny.

- Nina – jęknął załamany, chowając twarz w dłonie.

- No co? Dbam o was, to aż takie złe?

- Też to mogłam zrobić – mruknęła cicho Malia.

- Pewnie świetnie bawiła się z rodzicami – powiedział Stiles na rozluźnienie sytuacji.

- Równie dobrze mogła uprawiać z kimś seks – dodała Malia.

               W niektórych momentach byłam wyjątkowo dumna z dziewczyny. Potrafiła sobie poradzić w każdej sytuacji, nie bojąc się pokazać pazurów. Dodatkowo była cholernie szczera, nawet jeśli kogoś miałyby zaboleć jej słowa. Nie lubiła kłamstwa i mocno reagowała na nieprawdę, obrażając się na nas niejednokrotnie. Z tym miałam mały problem, gdyż ,,problem'' to moje trzecie imię, zaraz posłowie ,,kłopot''. W żaden sposób nie chciałabym jej zranić, a tym bardziej nie chciałabym mieć jej za wroga.

- Malia – jęknął załamany Stiles.

- No co? Lepiej, żeby był przygotowany na najgorsze.

- Nie pomagasz – wyszeptał chłopak, patrząc na nią karcąco.

- Ale ma racje - wtrąciłam się, ale natychmiast zamilkłam przez karcący wzrok Scott'a. - Albo i nie ma racji.

- Jadę po nią – zdecydował Alfa.

- Nie mamy czasu – jęknął Stiles. - Musimy być zaraz w szkole.

- Zdążę – zapewnił Scott. - Muszę ją zobaczyć i upewnić się, że nic jej nie jest.

- Przecież Nina może się teleportować i to sprawdzić – zapewnił Stiles, patrząc na mnie błagalnie.

- Zapomnij – prychnęłam od razu. - To, że zaakceptowałam, tak jakby, związek Scott'a i lisicy, to wcale nie oznacza, że będę sprawdzać jej stan zdrowia.

- To wyjątek – Stiles spojrzał na mnie błagalnie.

- Nie ma opcji – do razu zaprzeczyłam. - Jak dla mnie może skończyć pod pociągiem.

- Nina – Scott jęknął załamany.

- Przepraszam – powiedziałam szybko. - Nie sprawdzę jej, przykro mi.

- Może się chociaż z nią połącz?

- Nie dam rady, Scott, moja moc jest na wyczerpaniu. Od dłuższego czasu nie karmiłam się zbyt porządnie, więc nie mogę tracić magii na takie sprawy.

- Jak długo? - zapytała nagle Mellisa, która chyba chciała nas przestraszyć.

- Ty tutaj? - zapytałam zdziwiona, natrafiając na jej lekki uśmiech. - Od trzech dni jestem bez krwi.

- Może przyniosę Ci woreczek albo dwa? - zapytała troskliwe.

- Nie trzeba, staram się ograniczyć spożywanie krwi.

                 To prawda, od dłuższego czasu chciałam to zrobić. Muszę nauczyć się kontrolować swój głód i nie pozwolić mu sobą zawładnąć. Muszę starać się ograniczyć picie krwi do potrzebnej ilości do przeżycia. Wiem, że jeśli przyjdzie mi walczyć z wrogami, będę musiała to przerwać i karmić się o wiele częściej, jednak chwilowo mogę sobie na to pozwolić.

- Nie ważne, jadę po Kire – zadecydował Scott.

- A co z naszym planem? - jęknął załamany Stiles.

- Spokojnie, przecież dadzą rade – zapewniłam go z lekkim uśmiechem.

- A jeśli nie dadzą rady?

- Damy – odpowiedział Scott. - Możecie na nas poczekać, będzie trochę ludzi.

- Mieliśmy być pierwsi – jęknął Stiles. - To nasz ostatni rok.

- I będzie najlepszy – powiedziałam, podchodząc do chłopaka. - Czy kiedyś Cie zawiodłam?

- Nigdy – kiwnął głową. - Wszystko nam się uda.

- Dokładnie – posłałam mu uśmiech. - Leć po swojego lisa – skierowałam się do Scott'a.

- Za niedługo się zobaczymy - zapewnił i wybiegł ze szpitala.

               Spojrzałam za nim, jednak już nie ujrzałam jego sylwetki. Nie miałam pojęcia, czym się kierował i jakie były jego uczucia względem Kiry, ale postanowiłam się w to nie wtrącać. Każdy wie, że ja i lisica nie zostaniemy przyjaciółmi, ale przynajmniej przestali mnie namawiać do tego. Co prawda zaczęłam godzić się z myślą, że należy do stada, ale do tolerancji jeszcze daleko. W tej chwili mam zamiar po prostu nie zwracać na nią uwagi i spróbować jej nie zabić, przynajmniej tyle mogę zrobić.

                Spojrzałam na przyjaciół i miałam ochotę parsknąć głośno śmiechem. Malia stała oparta o recepcje i przyglądała się swoim dłoniom, a Stiles stał przed nią ciskając w nią piorunami. Coś mi się wydaje, że to spowodowane jest jej wcześniejszą odpowiedzią na zadane przez niego pytanie. Nie powiem, Malia zaskoczyła mnie tym, co powiedziała, ale jakoś nie miałam jej tego za złe. Była dla mnie jak młodsza siostra, ale zdecydowanie nie powinna ze mną spędzać czasu sam na sam. Jeszcze nauczy się czegoś ode mnie i tragedia gotowa.

- Chyba na nas czas – mruknęłam, próbując ukryć uśmiech.

- Tak, nie zdążymy – warknął Stiles.

- Oj, daj spokój – odezwała się Malia. - Z jazdą Niny zdążymy na wszystko.

- Na zabawę z facetami z pewnością – mruknął zły, a ja parsknęłam śmiechem.

- Nie zaczynaj – pogroziła mu palcem dziewczyna.

- Ty zaczęłaś – odparł. - Głupie pytanie zadałaś, serio. Powinnaś powiedzieć, że byś za mną tęskniła.

- I co, może miałabym jeszcze całować Twoje zdjęcie?

- Tak! Jestem Twoim chłopakiem, do cholery!

- Stop! - krzyknęłam, stając między nimi. - Ty na nią nie krzycz, a Ty go nie prowokuj.

- Przecież ja nic nie zrobiłam – powiedziała spokojnie Malia.

- Niby nie, ale to facet – wyszeptałam do niej. - Melissa, opuszczamy Cie i dziękujemy za cenne informacje.

- Gdybyście jeszcze przywieźli mi kolacje – westchnęła ciężko.

               Melissa McCall była kobietą, której nie dało się nie kochać. Ona po prostu była kimś, kogo w każdej chwili można było do rany przyłożyć. Była otwarta na wszystkich ludzi i chętnie pomagała, nawet nieznajomym. Stała murem za swoim synem, każdego z nas traktowała jak swoją rodzinę. Była zmęczona życiem, co wcale mnie nie dziwiło, musiała wychowywać samodzielnie Scott'a, a to było dosyć trudne zadanie. Siedziała po kilkanaście godzin w szpitalu, ratując życie nieznajomym ludziom, aby tylko Scott'owi niczego w życiu nie zabrakło. Zrobiło mi się jej żal, jednocześnie poczułam się głupio, że o niej nie pomyśleliśmy. Machnęłam ręką, wyczarowując jej kolacje schowaną w specjalnym pudełku, aby w dalszym ciągu była ciepła. Zaleta bycia w połowie czarownicą, często magia mi się przydaje.

- Smacznego – puściłam jej oczko, a ona uśmiechnęła się szeroko. - Liam, my spadamy.

- Spoko – mruknął załamany chłopak.

- Liam – usiadłam koło niego i spojrzałam w jego oczy. - Nie załamuj się, to po prostu musi tak być. Tym razem zostajesz tu, ale następnym pojedziesz gdzieś z nami.

- Zawsze zostaje, bo jestem najmłodszy.

- Zostajesz, bo się o Ciebie martwimy – poprawiłam go. - Ja się boję, że coś Ci się stanie.

- Nie wierzysz we mnie? Twoim zdaniem, jestem za słaby, aby walczyć?

- Nie – pokręciłam głową. - Nie chodzi o to, że jesteś za młody i nie potrafisz walczyć. Tu chodzi o mnie, jestem cholernie przewrażliwiona na waszym punkcie.

- Jak Ciebie nie było, to też mnie nie chcieli nigdzie brać.

- I to się zmieni – zapewniłam go. - Od jutra będziesz brał udział w każdej akcji, jaka się natrafi. Nauczę Cie walczyć i dbać o siebie, nauczę Cie polowania i ochrony.

- Serio? - spojrzał na mnie z nadzieją.

- Serio – uśmiechnęłam się. - A teraz tu zostaniesz i zaczniesz zbierać siły, treningi ze mną nie są łatwe.

- Tak jest – zasalutował, czym mnie rozbawił. - Jesteś niezastąpiona, Nina.

- Wiem – puściłam mu oczko. - Do jutra.

               Pocałowałam go w policzek i skierowałam się do Malii i Stiles'a, którzy w dalszym ciągu się kłócili. W takich właśnie momentach cieszę się, że jestem samotna. Przynajmniej żaden facet nie łapie mnie za słówka i nie ogranicza w żaden sposób. Co prawda czasami brakuje mi bliskości drugiej osoby, jednak muszę się nauczyć z tym żyć. Miłość nie jest dla mnie, jestem zbyt wielki magnesem na kłopoty.

- Jedziemy moim – zakomunikowałam, kierując się do samochodu.

- Chyba żartujesz – Stiles prychnął za moimi plecami. - A co z Jeep'em?

- Zostaje – wzruszyłam ramionami. - Moim będzie szybciej.

- Nie zostawię swojego serduszka – jęknął załamany.

- Mnie byś zostawił – wtrąciła Malia.

- Jeep przynajmniej nie myśli o seksie z innymi facetami.

- Jeep nie myśli nawet o seksie z Tobą – dziewczyna przewróciła oczami.

- Czuję dziwny zapach – mruknęłam pod nosem.

- Co? - Malia spojrzała na mnie zdziwiona.

- Czuję... - zastanowiłam się chwile, jednak pokręciłam głową. - Nie ważne – machnęłam ręką. - Jeździe Jeep'em, spotkamy się pod szkołą.

               Odwróciłam się w wsiadłam do samochodu, zastanawiając się przez chwile nad tym dziwnym zapachem. Poczułam krew, ale była ona zmieszana z czymś innym. Czymś, co już kiedyś czułam, nie był to obcy dla mnie zapach. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie nic z tym związanego, więc westchnęłam ciężko i przekręciłam kluczyki w stacyjce. Może po prostu zaczynam już wariować przez brak zajęcia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro