ROZDZIAŁ 72

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

             Przyjaciele są jak rodzina, która jest przy Tobie na dobre i na złe. Wzajemnie akceptujecie swoje wady i zalety, jesteście w stanie wskoczyć zadrugą osobę w ogień. Robicie wszystko, aby wasi bliscy nie byli smutni, nawet jeśli to miałoby dla was oznaczać coś złego. Ich dobro stawiacie nad swoje własne, chroniąc ich przed złem tego świata. Kiedyś słyszałam nawet, że przyjaciele są naszymi cichymi Aniołami Stróżami. Cóż, ja swoich raczej porównałabym do podróbek samego Lucyfera.

              Bywały dni, w których radość ogarniała każdego człowieka. Zdarzały się dni, w których przynajmniej jakaś część populacji chciała mordować bez ograniczeń. Bywały również takie dni, w których człowiek łapał depresje i nie miał ochoty wyciągnąć chociaż nogi spoza kołdry. Ten ostatni opis w pełni dotyczyłby mojej osoby, gdyby nie jeden malutki szczegół, a mianowicie chęć zamordowania moich przyjaciół. Tak, to było jedyne, co kazało mi rano wstać z łóżka i zmierzyć się z kolejnym dniem wśród ludzi.

              Każdy, kto był mi bliski, był wyjątkowy i, na szczęście, jedyny w swoim rodzaju. Klaus Mikaelson był jedyną w swoim rodzaju nieśmiertelną Hybrydą o morderczej naturze i odruchach autodestrukcyjnych. Elijah Mikaelson był cholernie spokojnym wampirem, który nawet podczas zabijania zachowywał kamienną twarz. Rebekah Miakelson była cholernie oddana rodzinie i najbardziej nieprzewidywalna z całego rodzeństwa. Kol Mikaelson miał odruchy samobójcze, często atakując ludzi związanych z jego rodziną. Freya Mikaelson była najbardziej tajemniczą osobą, z jaką kiedykolwiek miałam styczność. Hayley Marshall ze zwykłego wilkołaka stała się Hybrydą chroniącą każdą bliską jej osobę. Hope Mikaelson była małą dziewczynką, która posiadała niezwykły dar zdobywania wszystkich serc. Marcel Gerard był niezdecydowaną osobą, jednak gdy już wybrał odpowiednią stronę, stawał się cholernie lojalny wobec swoich. Scott McCall miał wyjątkowy talent nie tylko do wpadania w kłopoty, ale również do podnoszenia ciśnienia innym. Stiles Stilinski był najbardziej odważnych śmiertelnikiem, jakiego znałam, ze świetnym instynktem detektywistycznym. Malia Tate była cholernie podobna do mnie, posiadała wyjątkowy instynkt łowiecki i była szczera do bólu, nawet jeśli innych miały zranić jej słowa. Lydia Martin była cholernie inteligentną osobą, przed którą nikt nie mógł mieć tajemnic. Mason Hewitt był ciekawski i spostrzegawczy, próbujący się dostosować do każdej sytuacji i chcący pomóc każdemu z nas. Liam Dunbar był młodym i agresywnym wilkołakiem, starającym się walczyć z własnymi cieniami, tym samym pomagając bliskim. Derek Hale był wyjątkowo wkurzający i irytujący, jednak potrafił pomóc każdemu, kto tego potrzebował. Allison Argnet była bystra i odważna, chcąca zbawić świat i uratować bliskich przed złem. Damon Salvatore należał do tej grupy osób, której nienawidzisz z całego serca, jednak nie wyobrażasz sobie dalszego życia bez niego. Więc tak, ja również nie mogłam być normalna, musiałam przecież dopasować się do otoczenia.

              Każdego dnia martwiłam się o Stiles'a coraz bardziej, pisząc coraz to gorsze scenariusze. Od zawsze chciałam dobrze dla tego chłopaka wiedząc, przez co już musiał przejść. Każdy z moich przyjaciół był dla mnie ważny i to, co stało się w ich przeszłości, boleśnie dotykało również mnie. Za wszelką cenę chciałam mu pomóc, jednak wcześniej nie dawał mi takiej możliwości. Teraz jednak stało się to, na co tak długo oczekiwałam

- No nareszcie zmądrzałeś – odparłam z szerokim uśmiechem,patrząc w jego oczy. - A już myślałam, że ten dzień nigdy nie nadejdzie.

              Od zawsze chciałam, aby moi bliscy mieli świadomość tego, że mogą do mnie przyjść z każdą sprawą. Starałam się ich nie oceniać, gdyż sama nigdy nie byłam święta. Każdy ich błąd był mniejszy od mojego własnego, więc nie mogłam nazywać ich najgorszymi. Chciałam, aby nie robili tego, co ja w przeszłości, aby szli całkowicie inną drogą. Moje wskazówki nie zawsze jednak były jasne i przejrzyste, czego byłam całkowicie świadoma.

- Co? - chłopak spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. - Co Ty powiedziałaś?

- Zachowujesz się tak, jakbym powiedziała Ci coś strasznego –parsknęłam śmiechem.

- Spodziewałem się wszystkiego, ale z pewnością nie tego.

- A co Ty myślałeś, że odgryzę Ci głowę?

             Fakt, byłam znana z agresywnego zachowania i niestosowania się do reguł. Byłam raczej z tych wybuchowych osób, które najczęściej nad sobą nie panują, robiąc wokół siebie duże zamieszanie. Ogólnie byłam bardzo wybuchową osobą, co niejednokrotnie udowodniłam moim bliskim. Powinni jednak mieć świadomość tego, że staram się być przy nich spokojna i opanowana. Nie mogłam być zła, gdy zrobili coś strasznego i niezgodnego z prawem, skoro w tym rankingu w dalszym ciągu to ja byłam na prowadzeniu.

- Chwila, czyli nie jesteś na mnie zła? - zapytał zdziwiony brunet.

- A niby o co mam być zła, Stiles? Od dawna wiedziałam, że zrobiłeś coś złego czy głupiego, więc byłam na to przygotowana. Poza tym nawet jeszcze nie powiedziałeś mi, co takiego zrobiłeś.

- Jak się dowiesz to na pewno będziesz zła – mruknął posępnie chłopak.

- Co by to nie było, z pewnością nie przebije moich złych uczynków – parsknęłam śmiechem, chcąc jakoś rozładować napięcie, które zawisło między nami. - Nigdy Cie nie zostawię, Stiles, nawet jeśli popełniłbyś najgorszą zbrodnię na świecie.

              Nie potrafiłam stać i patrzeć na załamaną minę Stiles'a, więc zrobiłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Niewiele myśląc podeszłam do przyjaciela i najzwyczajniej na świecie go przytuliłam. Tym gestem chciałam pokazać mu, że zawsze będę przy nim i może na mnie liczyć w każdej sytuacji. Pomimo popełnionych błędów, w dalszym ciągu powinniśmy trzymać się razem.

- Dziękuję, że jesteś – szepnął Stiles tuż obok mojego ucha.

            Pomimo tego, że jestem oceniana jako cholernie twarda i bezuczuciowa, takie słowa zawsze na mnie działają. Prawdą jest to, że każde dobre słowo jest lekiem na złamane serce czy dusze. Nie potrzebowałam gestów, które udowodniłyby mi, że moim bliskim na mnie zależy. Wystarczyły słowa, te cholerne słowa wypowiedziane z uczuciem i szczerością.

- Zawsze będę, Stiles, na dobre i na złe.

- Czyli istnieje szansa, że mnie nie zabijesz za to, co zrobiłem?

- Ty to wiesz, jak popsuć chwile – parsknęłam śmiechem, odsuwając się od przyjaciela. - Na pewno jesteś gotowy, aby wyznać mi prawdę?

- Już bardziej nie będę – westchnął. - Jesteś jedyną osobą, której w pełni ufam na ta chwile.

- To mnie zaszczyt kopnął – prychnęłam. - Szkoła to chyba nie jest najlepsze miejsce na takie rozmowy, co?

- Zdecydowanie nie – pokręcił głową.

- Więc co powiesz na to, aby zerwać się z tej rudery i powędrować do pięknego pałacu Niny Fortem?

- Dobra jesteś – powiedział, udając zachwyt. - Więcej argumentów mi nie potrzeba, wchodzę w to w ciemno.

             Chyba właśnie za to kochałam Stiles'a. Nie ważne co by się działo, w jak złej sytuacji byśmy byli, on w dalszym ciągu potrafił się uśmiechać. Podejrzewam nawet, że gdybym nie zaczęła rozmowy w ten sposób, to on by to zrobił. Pod tym względem byliśmy do siebie podobni, oboje chcieliśmy uszczęśliwić bliskich.

- Trzeba poinformować Rudą – powiedziałam, ruszając w stronę samochodu. - W innym wypadku urwie mi głowę.

- Więc zadzwoń do niej.

- Zgłupiałeś? Zada zbyt wiele pytań i dojdzie do tego, że nasza samotna wycieczka nie wypali.

- W sumie masz racje – mruknął, starając się dotrzymać mi kroku.

- Ja zawsze mam racje – prychnęłam, wyciągając telefon z kieszeni. - I właśnie dlatego wyślę jej wiadomość.

            Lydia Martin należała do osób najbliższych memu sercu, jednak wyjątkowo często chciałam się tego serca pozbyć. Uwielbiałam Rudą, wprowadzała wiele barw do mojego świata, starając się zaprowadzić mnie na dobrą drogę. Była jednak cholernie ciekawska, ostatnimi czasy chciała znać każdy szczegół z mojego życia, a to doprowadzało mnie do szału. Gdyby wiedziała o wszystkim, każdy z moich planów ległby w gruzach, a ja zostałabym bez głowy.

            Miałam cichą nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Każdy z nas doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie sekrety i tajemnice niszczą nas najbardziej, jednak i tak w dalszym ciągu okłamywaliśmy się nawzajem. Chyba właśnie dlatego byłam cholernie szczęśliwa, gdy Stiles postanowił w końcu wyznać mi prawdę. Z każdym krokiem w stronę auta czułam spokój i radość, która ogarniała mnie całą. Jednak, jak to bywa w moim przypadku, nic nie trwa wiecznie, a szczęście jest cholernie ulotne.

- Stiles! - oboje usłyszeliśmy ten przeklęty, męski głos doprowadzający mnie ostatnio do białej gorączki. - Stiles!

- Nawet nie próbuj się odwracać, a tym bardziej zatrzymywać, bo odgryzę Ci głowę – zagroziłam, przyspieszając kroku.

- Nie powinniśmy z nim pogadać? - zapytał niepewnie chłopak. - W końcu dalej jest naszym przyjacielem, w dalszym ciągu jest Alfą.

- Zdradził stado na rzecz Theo, dla mnie przestał być Alfą.

- Stiles, zaczekaj! - krzyk i coraz głośniejsze kroki oznaczały tylko jedno: kłopoty.

- Wyrwę mu serce – warknęłam, czując obecność znienawidzonej przeze mnie dzisiejszego dnia dwójki.

- Dlaczego nie zaczekałeś? - zapytał Scott, stając naprzeciwko Stiles'a, jawnie ignorując moją osobę.

- Nie mamy czasu, musimy coś załatwić.

- Gdzie się wybierasz w takim razie?

             Zagranie Scott'a było kompletnie nieprzemyślane. Jeśli chciał mnie w jakikolwiek sposób zranić to mógł wyrwać mi serce lub ugryźć mnie, wpuszczając swój jad do mojego krwiobiegu. Wtedy przynajmniej konałabym z bólu przez kilka ładnych godzin modląc się o szybką śmierć. W ten sposób nie ugra nic, ponieważ jego jawna ignoracja już dawno przestała robić na mnie jakiekolwiek wrażenie.

- Nie mamy czasu, czego w tym nie rozumiesz? - prychnęłam, patrząc na Alfę.

- Nie myślisz, że powinieneś mnie o tym poinformować, Stiles? - Scott ponownie udał, że mnie nie widzi, co kompletnie mnie rozbawiło.

- Jakie to piękne zagranie – parsknęłam śmiechem. - Niby Prawdziwy Alfa, a jednak mały przedszkolak. Kto by pomyślał, że tak szybko zmieni swoją rolę.

- Ma dzisiaj gorszy dzień – odparł Theo, patrząc wprost na mnie.

- Ja też – wzruszyłam ramionami. - Mam ochotę wyrwać komuś serce i rozerwać jego ciało na drobne kawałeczki. Jesteś chętny?

- To nie ma sensu – westchnął zirytowany Stiles. - Nie mamy czasu na głupie gadanie.

           Jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło mi się zobaczyć tak wkurzonego i zirytowanego Stilinskiego. A tym bardziej nigdy jeszcze nie widziałam, aby tak szybko chodził. Ten chłopak nawet stu metrów nie potrafił przebiec bez zadyszki, a teraz zachowywał się jak profesjonalny sprinter. Nie byłam pewna, czy ta sytuacja bardziej mnie śmieszyła czy dołowała. To było cholernie dziwne, nawet jak dla mnie.

- Zaczekaj! - krzyknął Scott, robiąc kilka kroków do przodu. - Stiles, masz się zatrzymać!

- Po co? - prychnął chłopak, odwracając się w stronę Alfy. - Czego Ty jeszcze ode mnie chcesz?

- Nie zachowuj się jak dziecko – burknął McCall, na po parsknęłam śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. - Jestem waszym Alfą, chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia. Jesteśmy stadem, musimy pracować razem, aby...

- Chyba byłeś – przerwał mu Stiles, patrząc twardo w jego oczy. – Od kiedy pojawił się on – wskazał na Theo – Ty zapomniałeś o tym co kiedyś było dla Ciebie najważniejsze.

- Stiles, nie zaczynaj – powiedziałam ostrzegawczo wiedząc, do czego to wszystko prowadzi.

- Zapomniałeś o tym, co kiedyś było wartościowe – kontynuował chłopak, całkowicie mnie olewając. - Zapatrzyłeś się w niego, zapominając o nas.

- Nigdy o was nie zapomniałem – warknął Scott, co cholernie mocno mi się nie spodobało. - Jestem waszym Alą i chcę dla nas jak najlepiej. Robię wszystko, aby młodsze pokolenia mogły brać ze mnie przykład.

- Jak dla mnie już dawno przestałeś być dobrym autorytetem – westchnął Stiles, odwracając się do nas plecami.

              Dobra, takiego obrotu sprawy nawet ja się nie spodziewałam, chociaż lubię brać udział w wszelkiego rodzaju dramach. Nigdy nie chciałam dla nikogo źle, przynajmniej nie dla moich bliskich, jednak w tym momencie całkowicie popierałam Stiles'a. Scott'owi przyda się kubeł zimnej wody, który może ochłodzi jego przepracowany mózg i pozwoli funkcjonować normalnie. Chciałam, aby do nas powrócił, lecz nawet ja nie byłam w stanie zmusić go do zdrowego myślenia i porzucenia złe strony.

           Nie potrafiłam oszukać same siebie, zawsze musiałam być szczera ze sobą. Pomimo walki, którą niejednokrotnie toczyłam w głowie, zazwyczaj ta zła strona przegrywała. No, przynajmniej jeśli chodziło o moich przyjaciół, bo obcy ludzie byli mi całkowicie obojętni. Właśnie dlatego w tej chwili bolało mnie serce,ponieważ pomimo mojej złości na Scott'a, ten w dalszym ciągu był mi bliski.

- Coś Ty mu nagadała? - warknął Scott, patrząc na mnie wściekle.

- Słucham? - spytałam zdziwiona, odwracając się w jego stronę. - A dlaczego twierdzisz, że miałam z tym coś wspólnego?

- Bo Ty zawsze masz! - krzyknął, zwracając tym uwagę innych uczniów krążących po szkolnym parkingu. - Stiles sam z siebie by się ode mnie nie odwrócił.

- A nie pomyślałeś, że to Twoja wina? - zapytałam, zachowując całkowity spokój. - To Ciebie nie było przy nim, gdy działo się coś złego. Olałeś go, Scott, idąc na Raeken'en w ciemno. To Ty odwróciłeś się od Stiles'a, nie odwrotnie.

- To Ty mu coś nagadałaś!

- Wybacz, ale tym razem to nie ja jestem winna – odparłam, odwracając się do niego i kierując się do auta. - Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz.

             Odkąd tylko pamiętam, największym problemem Scott'a była naiwność. Wierzył we wszystko, co tylko mu się powiedziało. Zbyt często ufał ludziom, których powinien unikać szerokim łukiem. Na nic zdały się kazania, groźby czy prośby, McCall żył we własnym świecie, do którego nikt nie mógł dotrzeć. Nie miałam zamiaru więcej stać u jego boku i tłumaczyć jak małemu dziecku co jest dobre, a co złe. Był na tyle dorosły, aby sam to ogarnąć.

           Nie zdołałam dogonić Stiles'a podczas ucieczki, ponieważ chłopak już dawno zajmował miejsce pasażera w moim aucie. Czasami zastanawiam się, w jaki sposób ja jeszcze żyję, skoro nie zakodowałam nawet tego, że odblokowałam drzwi od własnego samochodu. Natłok wydarzeń z ostatnich dni zdecydowanie odjął mi rozum, który teraz zdecydowanie był mi przydatny.

           W całkowitej ciszy odjechaliśmy z parkingu, jakby jakieś słowa miały nas zranić. Coś w tym było, ponieważ każde z nas miało mieszane uczucia co do sytuacji sprzed szkoły. Zgadzaliśmy się jednak w jednym: Scott się pogubił, zatracając prawdziwego siebie. Było mi przykro, ponieważ mój przyjaciel okazał się być inny, niż go wcześniej malowali, a jego zaufanie to mojej osoby cholernie mocno spadło. Nie mogłam nic z tym zrobić, by dorosły i doskonale wiedział, jakie decyzje podejmuje.

            Przez połowę drogi nie odzywaliśmy się do siebie Nie miałam tego za złe Stiles'owi, gdyż sama byłam zła i wolałam zachować ciszę i spokój. Bałam się tego, że jeśli się odezwę to wybuchnę, a Stiles'owi się za wszystko oberwie. Nie chciałam się na nim za nic mścić, to nie był mój cel. Musiałam sobie wszystko poukładać w głowie, nie raniąc przy tym całej reszty.

- Nie miej mu tego za złe – mruknęłam, zmieniając pas ruchu.

- Opuścił nas – zaczął Stiles, zaciskając dłonie w pięści. - Odszedł od nas wtedy, gdy był najbardziej potrzebny.

- Nie wierzę, że to robię – szepnęłam sama do siebie, kręcąc lekko głową. - On się pogubił, zatracił się we własnym świecie.

- I co? Teraz ma to tak wyglądać? Wielki Alfa coś powie, a my mamy to robić?

- Nie – zaprzeczyłam natychmiastowo. - Nikt nie ma prawa wydawać nam rozkazów.

- Właśnie, więc ja nie mam zamiaru słuchać jego – prychnął. - Sam tego chciał. Dobrze wiedział, którą stronę wybiera, więc niech teraz nie ma o to pretensji.

             Z jednej strony byłam cholernie dumna ze Stiles'a, ponieważ pierwszy raz postawił swoje dobro nad dobrem innych. Zrobił to, co uważał za słuszne, a nie to, co należało zrobić. Z drugiej jednak strony doskonale wiedziałam do czego to wszystko prowadzi. Rozłam naszego stada był bliżej, niż mi się wcześniej wydawało, a ja nie potrafiłam tego zatrzymać.

- Powiedz to – szepnął Stiles, patrząc w moją stronę. - Wyrzuć to z siebie, Nina.

- Niby co mam Ci powiedzieć, co? - prychnęłam, skupiając się na drodze. - To, że jestem na niego wściekła czy to, że mam ochotę wyrwać mu serce?

- I masz do tego całkowite prawo. Nie możesz przez cały czas ukrywać uczuć, które w Tobie buzują. Wyrzuć to z siebie i powiedz mi, co teraz czujesz i co masz ochotę zrobić. Będzie Ci lżej, uwierz.

- No proszę, tym razem trafił mi się psycholog – prychnęłam, przymykając lekko oczy. - To, co chciałabym zrobić nie ma znaczenia, Stiles. Tak, jestem zła na McCall'a i tak, mam ochotę wyrwać mu serce, jednak oboje wiemy, że tego nie zrobię. Nie potrafiłabym zrobić krzywdę komuś, na kim mi zależy. Mogę być na was wściekła, mogę grozić wam śmiercią, ale prawda jest taka, że nie byłabym w stanie was zaatakować. Nie ma również znaczenia to, kim chciałabym być. Owszem, wolałabym powrócić do swojej starej, morderczej postaci, bo to o wiele ułatwiłoby nam sprawę, jednak nie zrobię tego. Nie, gdy koło mnie są ludzie, którzy nie zasługują na ból czy śmierć. Nie, gdy wy jesteście blisko mnie.

- Nie możesz robić czegoś wbrew sobie, Nina. To Cie kiedyś zniszczy i zabije.

- Za późno, Stiles – powiedziałam cicho, wpatrując się w krajobraz przed nami. - Na to wszystko jest już za późno.

            Niszczyłam samą siebie, ponieważ taka już byłam. Za każdym razem, gdy miałam dokonywać wyboru pomiędzy tym, co było dobre dla mnie, a tym, co było dobre dla kogoś, zawsze padało na tą drugą opcję. Wyniszczałam nie tylko swoje ciało, ale przede wszystkim umysł, który nie był w moim przypadku stały. Słyszałam wiele historii o nadprzyrodzonych, którzy w końcu zwariowali i odbierali sobie życie, a ja niestety szłam ich drogą. Byłam blisko autodestrukcji, która zbliżała się do mnie wielkimi krokami.

            Niejednokrotnie chciałam pozbawić się życia po to, aby nie cierpieć. Drugim argumentem był dla mnie fakt, jak bardzo niebezpieczną osobą byłam. Wiedziałam, że za moja sprawa świat mógłby legnąć w gruzach, a ludzie staliby się jedynie żywymi workami treningowymi dla takich, jak ja. Mogłam podporządkować sobie inne istoty i stworzyć świat, którym to ja bym rządziła. Nigdy jednak tego nie chciałam, przynajmniej nie na serio, nie dążyłam do władzy i chyba właśnie dlatego śmierć była dla mnie jedynym, logicznym rozwiązaniem.

- Opowiadaj – powiedziałam, zasiadając na kanapie, gdy tylko dotarliśmy do mojego domu. - Co takiego zrobiłeś?

- Tylko wysłuchaj mnie do końca – odparł niepewnie Stiles.

- Będę cicho jak mysz pod miotłą.

- Dobrze – kiwnął głową i westchnął ciężko. - Z pewnością pamiętasz Matt'a. To ten chłopak, którego chciałaś zabić na komisariacie za grożenie mojemu tacie.

- Pamiętam go – przytaknęłam, wpatrując się w chłopaka.

- To nie był ostatni raz, gdy komuś groził. On uparł się na mojego ojca i chciał, aby ten poniósł konsekwencje za zamknięcie go w więzieniu. Najprostszym sposobem na ukaranie go było zaatakowanie kogoś bliskiego.

- Chwila, ten dupek Cie zaatakował?

- Tak – podniósł niepewnie wzrok i spojrzał mi w oczy. - Wieczorem, gdy stałem jeszcze pod szkołą, podszedł do mnie i mnie ugryzł w bark - odsunął koszulkę, dzięki czemu miałam idealny widok na jego ranę. - Uderzyłem do kluczem do kół i uciekłem. On jednak nie odpuszczał i ruszył za mną w pościg. Schowałem się w bibliotece w nadziei, że mnie nie znajdzie.

- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – przerwałam mu, widząc trzęsące się dłonie.

- Chcę to z siebie wyrzucić, tak będzie łatwiej.

- Dobrze – złapałam go za dłoń i uśmiechnęłam się lekko.

- Pamiętasz rusztowanie, które stało w bibliotece? - przytaknęłam, uważnie go słuchając i przypominając sobie tamte dni. - Znalazł mnie, ja musiałem uciekać. Zacząłem wspinać się po rusztowaniu, jednak on był szybszy. Złapał mnie za nogę, Nina. Ja naprawdę nie chciałem mu zrobić krzywdy.

- Co tam się wydarzyło, Stiles?

- Musiałem coś zrobić, aby mnie nie dorwał. Zauważyłem śrubę,która lekko wystawała. Nie myślałem o tym, co się wydarzy. Wyciągnąłem ją i pół rusztowania runęło w dół. Gdy spojrzałem w tamtą stronę, on tam leżał. Był martwy, Nina. Uciekłem stamtąd i zadzwoniłem anonimowo na policję. Gdy oni przyjechali, ciała już nie było. Ja go zabiłem, Nina, a on gdzieś zniknął.

- Czyli to było Twoją tajemnicą, której nie chciałeś zdradzić – mruknęłam, patrząc na niego zmartwiona. - Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?



***************************

Hej, Kochani :*

Jak widać, sprawa między przyjaciółmi trochę zaczyna się mieszać. Kto w  tym wszystkim ma racje? Co tym razem się wydarzy i, co najważniejsze, co tym razem odwali Nina?

Wiem, że ostatnio (przez dosyć długi czas) dodawanie rozdziałów nie jest regularne i pewnie większość z was jet na to zła i zrezygnowała ze śledzenia przygód Niny i jej przyjaciół. Mam za sobą ciężki czas, który w dalszym ciągu mnie dopada i nie wiem, czy kiedyś odpuści, ale cały czas walczę. Czy ktoś z was jeszcze został?

Miłej nocy <3 :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro