ROZDZIAŁ 73

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Każde dziecko słyszało kiedyś od swoich rodziców historię o cudownym, dorosłym życiu. Wmawiano nam rzeczy, które nie miały prawa się spełnić i składano nam obietnice, które miały zostać złamane. Cuda, w które każde dziecko wierzyło, nie ziściły się w dorosłym życiu, w większości łamiąc małe, nastoletnie serduszka na kawałki, niszcząc krok po kroku coś, co podczas narodzin było dobre i niewinne.

               Po dziś dzień pamiętam rozmowę z tatą, który opowiadał mi swoje historie z nastoletnich lat. Był wtedy zwykłym, marzącym o lepszej przyszłości człowiekiem, który nie miał nic wspólnego ze światem nadprzyrodzonym. Chciał zdobyć w swoim życiu każdy szczyt, udowadniając innym, że jest zdolny do wszystkiego. W jednej chwili jego świat legnął w gruzach, nie pozwalając mu spełnić marzeń, które snuł jako dziecko. Nie pozwolono mu żyć tak, jak miał to wcześniej zaplanowane.


- Żałujesz? - zapytałam, wpatrując się w skupioną twarz taty.

- Czego, kochanie? - spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.

- Tego, kim się stałeś. Tego, co zostało Ci zrobione i tego, co przez to straciłeś.

- Od początku wiedziałem, że będę miał mądre dzieci – zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem. - Czasami nad tym rozmyślam, jednak wiem, że nie zamieniłbym własnego życia na inne.

- Dlaczego? - zapytałam zaciekawiona.

- Widzisz, Nina, czasami warto pogodzić się z losem, aby dostrzec to, co tak naprawdę jest najważniejsze. Gdyby nie to, że stałem się wampirem, nigdy nie poznałbym Waszej mamy. Nie byłoby Was na świecie, a ja nie byłbym szczęśliwy tak, jak teraz. Czasami potrzeba wyrzeczeń, aby dostać to, co dla nas liczy się najbardziej.

- Nie żałujesz czasami tego, że jesteś wampirem? Jesteś krwiożerczą bestią, która musi pić krew, aby przeżyć. Nie jest Ci z tym źle?

- Z wiekiem zacząłem się do tego przyzwyczajać – wzruszył ramionami. - Poza tym jak można żałować czegoś, co uczyniło Cie szczęśliwym? - pocałował mnie w skroń, przenosząc wzrok na zachodzące słońce. - Musimy pogodzić się z przeznaczeniem i z tym, co przygotował nam los. Nigdy niczego nie żałuj, Nina, bo wtedy Twoje życie nigdy nie będzie szczęśliwe. Jesteś silna i przezwyciężysz każde przeszkody, pamiętaj o tym, a przede wszystkim w to uwierz.


                W jednym tata miał racje, należało cieszyć się z tego, co się ma, bo zawsze mogło być gorzej. Małe rzeczy powinny nas cieszyć, nie smucić. Porażki powinny dawać nam kopa i motywować do dalszego działania, a nie załamywać, wprowadzając w otchłań bólu i smutku. Cierpienie powinno dawać nam siłę, a nie ją odbierać. To, co było dla nas negatywne na pierwszy rzut oka, powinniśmy zamieniać w coś pozytywnego, aby nasze życie było inne, lepsze.

              Początkowo nie byłam pewna jak mam zareagować na wyznanie Stiles'a. Chłopak, który nie byłby w stanie skrzywdzić muchy, przyczynił się do śmierci istoty nadprzyrodzonej. Chwile zajęło mi dokładne zrozumienie tego, co zrobił mój przyjaciel. Później przyszła złość spowodowana tym, że ktoś skrzywdził mojego bliskiego. Na końcu pojawiło się współczucie i ból w sercu na widok wyrazu twarzy Stilinskiego.

                Czy byłam zła na Stiles'a? Oczywiście, że nie. Potrafiłam postawić się na jego miejscu i zrozumieć jego motywy. Owszem, początkowo byłam na niego zła za zatajanie tak ważnych informacji, jednak po poznaniu prawdy wiem, że na jego miejscu postąpiłabym dokładnie tak samo.

                Nie do końca wiedziałam, jak mam się zachować w tej sytuacji. Z jednej strony mogę nakrzyczeć na Stiles'a za to, że tak długo ukrywał prawdę i fakt, co tak naprawdę stało się z Donovan'em, którego do tej pory szuka policja. Z drugiej jednak strony, widząc smutek i strach przyjaciela, nie potrafiłam długo się na niego gniewać. Miał w sobie coś, co w bardzo szybki sposób odpychało ode mnie złość.

                Przyjrzałam się dokładnie przyjacielowi i musiałam przyznać, że nie wyglądał zbyt korzystnie, co tylko potwierdzało moją tezę o tym, że naprawdę przejął się całą sytuacją. Był chudszy niż zazwyczaj, choć starał się to ukryć pod warstwą ubrań. Jego twarz, zazwyczaj uśmiechnięta i promienna, była blada i pokryta cieniami pod oczami. Usta również straciły swój naturalny kolor, przez co coraz bardziej zaczęłam nienawidzić się za to, że nie zainterweniowałam wcześniej. Może wtedy sytuacja wyglądałaby inaczej?

- Nie denerwuj się tak – powiedziałam łagodnym głosem.

- Co? - Stiles przeniósł na mnie swój zamglony wzrok.

- Nie denerwuj się – powtórzyłam spokojnie. - Z kilometra wyczułabym Cie przez szybkie bicie serca.

- Łatwo Ci mówić, to nie Ty zabiłaś.

- No popatrz, ja wcale nie mam na swoim koncie niewinnych ofiar –prychnęłam sarkastycznie. - To, co wydarzyło się tamtego wieczoru w szkole, to nie Twoja wina, Stiles. Znalazłeś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Nie zabiłeś go specjalnie, robiłeś jedynie wszystko, aby przeżyć, a to nie jest nic złego i nikt nie będzie Cie za to karał.

- Ja zrobiłem coś złego, Nina.

- Daj spokój, każdy z nas ma na swoim koncie coś złego – przerwałam mu, machając lekceważąco dłonią. - Po pierwsze, on nie był niewinny, to zło w ludzkiej skórze. Po drugie, to była obrona konieczna, jego życie lub Twoje. Po trzecie, i najważniejsze, w dalszym ciągu ze mną nie wygrałeś, dalej jestem gorsza.

- I właśnie za to Cie kocham.

- Za co? Za bycie gorszą? - parsknęłam śmiechem, w duchu dziękując za to, że mój przyjaciel poczuł się lepiej.

- Za to też – zaśmiał się, patrząc mi prosto w oczy. - Ale przede wszystkim za to, że cokolwiek złego by się nie stało, Ty w dalszym ciągu będziesz stać po mojej stronie.

- Zawsze tak będzie, Stiles, i to się nigdy nie zmieni.

                Moi przyjaciele byli dla mnie wszystkim, co miałam. Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia, w którym miałoby ich zabraknąć. Byli częścią mnie, bez nich byłam w połowie pusta. Gdyby nie oni, już dawno stoczyłabym się na samo dno, zostałabym seryjnym mordercą zabijającym niewinnych ludzi. To właśnie oni trzymali mnie przy zdrowych zmysłach, nie pozwalając powrócić na złą drogę.

                Gdy już myślałam, że wszystko będzie dobrze, a Stiles nareszcie odetchnął z ulgą, jego serce ponownie zaczęło szaleńczą gonitwę, wybijając coraz to szybszy i nierówny bieg. Jego wzrok ponownie stał się zamglony, a dłonie zacisnęły się w pięści  tak mocno, aż paznokcie przebiły skórę, wypuszczając kilka kropel krwi. Miało być tak pięknie, a wszystko ponownie się spieprzyło.

- Stiles, już nic Ci nie grozi. Donovan nie zrobi Ci więcej krzywdy, ja nie jestem na Ciebie zła. Poradzimy sobie z tym, we wszystkim Ci pomogę, obiecuję.

- A jeśli reszta się o tym dowie? - zapytał spanikowany chłopak. - Boże, oni mi tego nigdy nie wybaczą, wściekną się i...

- Stop – przerwałam mu, zanim dobrze się rozkręcił, łapiąc go za dłonie. - Nikt się o tym nie dowie.

- Niby jak? Masz zamiar mnie przed nimi kryć i przez to narazić się na ich gniew?

- Tak – odpowiedziałam pewnie, kiwając przy tym głową. - Mam zamiar Cie chronić, aż śmierć nie zabierze mnie z tego świata. Poza tym jakoś nie przeraża mnie ich gniew, przeżyłam już gorsze chwile w swoim życiu.

- Czyli to będzie nasza tajemnica? Nikomu o tym nie powiesz?

- Tak, Stiles, nikt się o tym nie dowie. Wszelkie konsekwencje biorę na siebie, o to nie musisz się martwić.

- Jesteś najlepsza – szepnął, wtulając się w moje ciało.

- Czasami mi się to udaje – objęłam go, delikatnie głaskając po plecach.

                W ukrywaniu tajemnic byłam jedną z najlepszych. Nigdy nie miałam problemu z okłamywaniem bliskich, oczywiście jedynie wtedy, gdy było to dla nich lepsze. Tym razem nie chodziło o coś, co zrobiłam ja, bo pewnie totalnie bym to olała i żyła dalej, jednak chodziło o Siles'a. Chłopak od zawsze starał się być ze wszystkimi szczery, nie zachowując nic dla siebie. Wszedł w świat, do którego mógłby nigdy nie należeć, bo to akurat zależało tylko od niego. Poświęcił się dla przyjaciela, którego znał od dziecka, więc dlaczego ja miałabym nie zaryzykować dla niego?

              Przez ostatnie lata zdążyłam poznać swoich przyjaciół z Beacon Hills. Potrafiłam odczytać ich intencje i przewidzieć ich reakcje na różne sytuacje. Mogłam spokojnie zobrazować sobie ich miny nawieść o tym, co zrobił ich przyjaciel i zobaczyć reakcje na wieść o tym, że ich bliski kogoś zabił. Szczególnie wiedziałam jak zareaguje Scott, który nie uznawał czegoś takiego jak ,,obrona własna'' czy ,,śmierć wroga lub moja''. Dla mnie to było coś oczywistego, dla niego było to zbrodnią, z której nigdy może nie dostać rozgrzeszenia.

- Zastanawia mnie tylko jedno – zaczęłam spokojnie, w dalszym ciągu tuląc do siebie przyjaciela. - Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? Dlaczego tak długo to ukrywałeś i męczyłeś się z tym sam?

- Bałem się – wyszeptał, zaciskając dłonie na moim ramieniu.

- Czego tak bardzo się bałeś? Myślałam, że masz świadomość tego, że możesz ufać mi w każdej sytuacji.

- Ufam Ci, Nina – westchnął, podnosząc się i spuszczając głowę, aby tylko na mnie nie spojrzeć. - Problem polega na tym, że chyba ufam już tylko Tobie.

- Nie ufasz reszcie? Co ze Scott'em, Lydią i Malią?

- Malia żyje swoim życiem, odcinając się od nas. Lydia chce ratować wszystkich, jednak nie ma takiej mocy, która mogłaby nas uratować. A Scott...

- A Scott co? - uśmiechnęłam się lekko, chcąc dodać mu otuchy.

- Właśnie nie wiem - jęknął załamany, łapiąc się za głowę. - Ostatnio nie jest sobą, przez co zacząłem mieć do niego coraz mniejsze zaufanie. Zwątpiłem w niego, Nina, a to źle o mnie świadczy. Co ze mnie za przyjaciel, który wątpi w kogoś, kto był przy nim od dziecka?

- To wcale nie oznacza, że jesteś najgorszym przyjacielem na świecie – powiedziałam, ponownie łapiąc go za dłonie i zmuszając do spojrzenia na mnie. - Brak zaufania nie jest Twoją winą, lecz osoby, do której je straciłeś. Scott sam zasłużył sobie na takie traktowanie, Stiles. To on zaczął się od nas wszystkich odcinać, chcąc za wszelką cenę udowodnić wszystkim, że jest najlepszy. Wiem jednak, że to nie do końca jest jego wina.

- A niby czyja?

- Theo Raeken'a – odpowiedziałam spokojnie, przenosząc wzrok na krajobraz rozciągający się za oknem. - Gdyby się nie pojawił, to nasze życie wyglądałoby całkowicie inaczej.

- Myślisz, że ma coś wspólnego z doktorami?

- Jestem tego niemal pewna, Stiles. Ten chłopak od początku mi się nie podobał.

                Theo Raeken był zagadką nie do rozwiązania. Ten chłopak miał w sobie więcej tajemnic, niż ja, a to było rzadko spotykane. Czułam do niego niechęć nie ze względu na to, że był inny czy wpieprzył się nagle do naszego stada, ale przez to, że nie byłam go pewna. Nie potrafiłam odczytać jego myśli, a to zawsze zapalało w moim umyśle czerwoną lampkę alarmującą o tym, że w pobliżu znajduje się niebezpieczeństwo. Tylko Pierwotni byli w stanie mnie powstrzymać przed wtargnięciem do ich umysłów, a on zdecydowanie do nich nie należał. Kim w takim razie był?

- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? - Zapytałam, odrywając wzrok od krajobrazu, chcąc wiedzieć czym kierował się chłopak ukrywając przede mną prawdę be wchodzenia do jego umysłu.

- Szczerze? - spojrzał na mnie, na co kiwnęłam mu głową. - Najprościej na świecie bałem się Twojej reakcji.

- Ja bym Cie za to nie zabiła, Stiles.

- A reszta? - zapytał niepewnie.

- Reszta mało mnie obchodzi w tym momencie – prychnęłam. - Masz za sobą jedną z najpotężniejszych istot na świecie, Stiles, więc nie masz się czego bać.

               Nie bałam się starcia z bliskimi, bo doskonale wiedziałam, że je wygram. Nawet jeśli wszyscy staną przeciwko mnie, łącząc siły, to i tak nie byli w stanie mnie pokonać. Niemniej jednak wolałabym nie dopuścić do tego starcia, gdyż ich krzywda byłaby również moją, a tego bym nie chciała. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie stanę przeciwko swoim i mam zamiar dotrzymać słowa, a przynajmiej się postarać.

- To trochę chore – szepnął Stiles. - Nigdy nie byliśmy tak oddaleni od siebie, jak teraz.

- Wiem o tym – westchnęłam ciężko. - Ale to nie jest wina żadnego z nas, zostaliśmy zmanipulowani.

- Ty naprawdę wierzysz w to, że ktoś zrobił to wszystko specjalnie?

- A nie dziwi Cie to, że od przybycia doktorów wszystko zaczęło się pieprzyć? Nie dziwi Cie to, że nagle każde z nas ma swoje życie i interesuje się jedynie sobą, udając przed całą resztą, że wszystko jest dobrze? Nie dziwi Cie to, że... - urwałam nagle wypowiedź, czując ostry ból głowy, przez który zamknęłam oczy i złapałam się za skronie.


               Gdy otworzyłam oczy, znalazłam się w całkowicie innym miejscu. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że ujrzałam swojego cholernego sobowtóra stojącego przy barze w Mystic Falls Grill. Otaczałam się ludźmi, których w połowie nie znałam, jednak w tym gronie znalazły się również osoby, z którymi byłam blisko. Czyli co, kolejny powrót do wspomnień?

               Podeszłam bliżej, aby usłyszeć wszystko, co w tym momencie mówiliśmy. Dziwnie czułam się obserwując samą siebie, jednak z doświadczenia wiedziałam już, że zaraz wydarzy się coś ważnego. Skoro ostatnie wspomnienie z Mystic Falls dotyczyło doktorów, to istniało duże prawdopodobieństwo, że i tym razem nie będzie inaczej. A to oznaczałoby, że pierwsze wspomnienie nie było moją zwykłą wyobraźnią, a faktem, którego wcześniej nie pamiętałam.

- To było dosyć śmieszne, przyznaj – zaśmiał się Damon, patrząc na brata z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Przestań, to było przegięcie – prychnął Stefan, obejmując mnie ramieniem.

- Mieliście dosyć ciekawe życie – stwierdziła Caroline, popijając drinka.

- Owszem – kiwnął głową starszy z braci. - Gdyby nie fakt, że ktoś wiecznie przeszkadzał mi w zabawie.

- Twoja zabawa zawsze kończyła się czyjąś śmiercią.

- Mam Ci przypomnieć o Kubie rozpruwaczu?

- Cholera – mruknęła nagle Bonnie, zwracając na siebie naszą uwagę. - Coś jest nie tak.

- Co? - zapytała zdziwiona Caroline.

- To – wiedźma kiwnęła głową przed siebie, wpatrując się w jeden punkt.

- Nic tam nie ma, Bonnie – odparł zdziwiony Stefan.

- Tam coś jest, a raczej ktoś.

                Automatycznie odwróciłam się we wskazaną przez dziewczynę stronę i ujrzałam ich, cholernych doktorów. Szli dumnym krokiem przed siebie, sprytnie omijając pijanych nastolatków stojących na ich drodze. Wydawało mi się, że na nic nie zwracali uwagi, bo ich wzrok by skupiony na jednym punkcie. Najgorsze chyba w tym wszystkim było to, że patrzyli wprost na nas.

                Nagle, jakby za dotknięciem magicznej różdżki, obraz przed moimi oczami zmienił się, ukazując ciemny las. Początkowo nie potrafiłam ogarnąć tego, gdzie dokładnie się znajduję, jednak gdy tylko zobaczyłam wielki pień, który już kiedyś widziałam, rozpoznałam to miejsce. Emanowała z niego moc, obok której nie dało się przejść obojętnie. Byłam pewna, że to wszystko sprowadza się do jednego, a mianowicie do ogromnych kłopotów, z którymi będę musiała się zmierzyć.

             Tym razem scenariusz był inny, niż wcześniej. Teraz stałam sama, bez żadnego sobowtóra, którego mogłabym obserwować. Nie było tu nikogo, oprócz mnie, dzięki czemu mogłam swobodnie przejść się dookoła pnia i rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu doktorów. Nie wyczułam żadnej żywej duszy, jednak jeden zapach nie dawał mi spokoju. Czułam dym, którego nie potrafiłam zlokalizować. Do moich nozdrzy dostawał się zapach spalonego ciała oraz zapach śmierci, która była bliżej, niż mogłabym to określić na pierwszy rzut oka.


- Nina! - poczułam mocne szarpnięcie, które od razu wyrwało mnie z tego dziwnego transu. - Bo zaraz użyje paralizatora albo boni.

- A tylko spróbuj, to wyrwę Ci ręce.

- No nareszcie – odetchnął z ulgą Stiles. - Co się z Tobą stało?

                I tu właśnie pojawiło się najważniejsze pytanie: powiedzieć prawdę czy skłamać? Z jednej strony to był Stiles, któremu ufałam bezgranicznie i wiedziałam, że nigdy nie zdradzi mojego sekretu. Z drugiej jednak strony nie chciałam go w żaden sposób denerwować czy niepokoić, a temat wizji raczej nie należał do przyjemnych. Chociaż może to był ten czas, w którym powinnam komuś o tym powiedzieć?

- To może trochę dziwnie zabrzmieć – zaczęłam niepewnie.

- Widziałem już wielkie Alfy, biegające gigantyczne jaszczurki, stado przerażających Alf, pradawnego demona, który opętał moje ciało i Łowców, którzy chcieli zabić moich bliskich. Myślisz, że coś mnie jeszcze zdziwi?

- Istnieje taka możliwość – kiwnęłam powoli głową. - Mam dziwne wizje, które pokazują moją przeszłość.

- To coś złego?

- Tak, jeśli widzisz nagle rzeczy, które wcześniej były dla Ciebie niewidzialne.

- To znaczy? - chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i jednocześnie zainteresowany.

- Widzę swoją przeszłość, Stiles – westchnęłam ciężko, starając się uporządkować własne myśli. - Najpierw widziałam siebie w szkole w Mystic Falls, a teraz widziałam siebie w jednym z klubów w tamtym mieście. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że za każdym razem widzę doktorów zbliżających się w moją, a raczej w naszą stronę.

- Zrobili Ci coś wtedy?

- Nie wiem – ponownie westchnęłam ciężko. - Za każdym razem wizja urywa się w momencie, gdy są blisko mnie. To chore, Stiles, to wszystko zaczyna mnie przerażać, a to oznacza, że...

-Robi się coraz gorzej – dokończył chłopak, patrząc wystraszony w moje oczy. - Co teraz?

- Nie wiem – jęknęłam załamana. - Z pewnością nie dam was zranić, choćbym miała walczyć z własnym cieniem. Nic nie powstrzyma mnie przed ochroną was, tego możesz być pewien. Poza tym.. - ponownie przerwałam swoją wypowiedź, mając tego serdecznie dosyć. Spojrzałam na dzwoniący telefon i w nerwach przesunęłam palcem po ekranie, odbierając połączenie. - Czego chcesz? - warknęłam wściekle, nie zwracając uwagi na osobę po drugiej stronie.

- Jadę do Ciebie, Skarbie. Masz kłopoty – czy ja coś kiedyś wspominałam o moim cholernym pechu prześladującym mnie każdego dnia?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro